Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Małżeństwo z przemocowcem... ratować czy nie?
Autor Wiadomość
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-09, 16:56   

grzegorz_ napisał/a:
Czy matka ma prawo skazywać swoje dzieci na życie w przemocy?


EL. napisał/a:
Od przemocowca należy się separować.....Rozwód nie jest tu konieczny.

To nie oznacza życia z przemocowcem. Grzegorzu wszystko zalezy od sytuacji. Nic nie jest takie czarno - białe.
Grzegorzu toczymy dyskusję z Tobą na czyimś wątku , może sam byś założył wątek na ten temat.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-09, 16:56   

grzegorz_ napisał/a:
Poza separacją jakie to inne instytucje zatrzymują działanie takiego przemocowca?


policja, Sąd, Niebieska Karta, Ośrodki dla ofiar przemocy w rodzinie - ze sztabem specjalistów dfo wsparcia, pomocy, informacji itp, ksiądz, parafia, poradnia rodzinna, rodzina....
Grzegorz osoba, której zdarzyło sie żyć z przemocowcem jak najszybciej powinna nauczyć się działać - to ona powinna szybko zrobić cos ze sobą.
Wiem, ze to trudne....wiem !! Ale w konsekwencji , czasem po wielu latach i tak musis to zrobić...ale siebie i swoich dzieci...przez to też dla przemocowca.
Jemu należy całym soba pokazać STOP !!
Trzeba umiec to zrobić.


grzegorz_ napisał/a:
"Trzeba też być uwaznym na siebie....jakie jest moje zachowanie wobec przemocowca ??...bo częśtonasze zachowania sa niewłaściwe ! "
Od takiego pisania już krok od stierdzenia "może prowokujesz meżą swoim zachowaniem"


Nie Grzegorz....chodzi mi właśnie o takie zdecydowane i mocne -STOP przemocy !!!!


grzegorz_ napisał/a:
Nie, ale ale tolerowanie przemocy fizycznej i psychicznej, czyli rola ofiary


Ani słowa o tym nie napisałam !!

grzegorz_ napisał/a:
tylko pozwalanie aby maż niszczył życie , nie tylko żony, ale najczęściej także i dzieci.


ani słowa o tym !!


grzegorz_ napisał/a:
Czy matka ma prawo skazywać swoje dzieci na życie w przemocy?


Matka godząca się na zachowania przemocowe wobec siebie i dzieci jest dla mnie osobą - współwinną !!

Grzegorz...dziwne, ze tak odebrałeś mój post.

Nic tu rozwód.....tu trzeba ostro i zdecydowanie działać !!
Odseparowanie też jest formą powiedzenia STOP !! EL.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-09, 17:23   

EL

Irytuję się gdy gdy sugeruje ofierze szukać przyczyny przemocy w sobie, ale
źle Cię zrozumiałem , przepraszam.

ps. wśród znajomych miałem ostatnio przykład sytuacji uzależnienia kat-ofiara
i dopiero groźba zabrania dzieci (aby ustrzec je przed przemocą)
zmobilizowały matkę/żone do działania.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-09, 17:30   

grzegorz_ napisał/a:
Irytuję się gdy gdy sugeruje ofierze szukać przyczyny przemocy w sobie,


Ofiara ma się ratować !! Obowiązek ochrony zdrowia i zycia swojego i dzieci !!

A mnie wkurza ofiara przemocy, która skarży się ....ale nic oprócz tego nie robi.
Wkurza mnie to i jest dla mnie niezrozumiałe....ale też dlatego, że ja nie znam takich sytuacji ( nie doznaję przemocy).

Kiedyś Przyjaciółka mi uświadomiła, że....bardzo często ofiara przemocy jest jakby "spaazliżowana" w działaniu...występuje w niej duży lęk, poczucie bezsilności, poczucie braku wsparcia, zrozumienia itp....

Dlatego ja uważam, ze ofiara przemocy szybko powinna szukać pomocy dla siebie - aby szybko nauczyć się zachowań zedcyowanych STOP wobec przemocowca.


Cytat:
wśród znajomych miałem ostatnio przykład sytuacji uzależnienia kat-ofiara
i dopiero groźba zabrania dzieci (aby ustrzec je przed przemocą)
zmobilizowały matkę/żone do działania.


No właśnie....współuzależnienie !!
nie znam tego....na tym....dlatego też tak trudno mi zrozumieć, ze osoby= ofiary....nie działają natychmiast.
Ech....trudne to, prawda ?? EL.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-09, 18:04   

Z własnego doświadczenia

- wiem , że wiele osób nie rozumie ofiar przemocy, złości ich to że ten ktoś jest "jak zaczarowany" - ale na tym polega ten chory układ sprawca - ofiara
Jak wam to opisać ????

moja terapeutka opisywała to bardzo ostro

porównujące ten układ do relacji w obozie koncentracyjnym
więzień i kat i żeby było jeszcze trudniej \ oprawcą jest ktoś kogo kochamy.

Wyjście z takiego układu jest trudne ale możliwe

W czasie terapii, gdy czułam się już mocniejsza, stabilniejsza ( po ok. roku )
przyszedł czas na analizę co we mnie jest takiego, jakie są moje doświadczenia z dzieciństwa, fałszywe przekonania, że przy pierwszym ataku nie uciekłam , tylko zostałam.
I nie chodzi o rozpatrywanie tego w kontekście winy.
Ale to co przeżyłam w dzieciństwie, jak nie został przerobione, przepracowane to może odbić się czkawką i zamiast bronić się konstruktywnie to niepostrzeżenie weszłam we współuzależnienie.

Mam nadzieję że cokolwiek rozjaśniłam :-D
 
     
porzucona_33
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-10, 14:13   

Mirakulum napisał/a:

- wiem , że wiele osób nie rozumie ofiar przemocy, złości ich to że ten ktoś jest "jak zaczarowany" - ale na tym polega ten chory układ sprawca - ofiara
Jak wam to opisać ????


To chyba nie chodzi tylko o jakieś braki z dzieciństwa. Po prostu człowiek chce dobrze, ufa, kocha, przywiązuje się... a do tego sprawca przemocy dobrze manipuluje, czasami trudno się zorientować co jest nie tak. Też byłam w takim związku i nieraz myślę dlaczego dałam się wykorzystać itp. Mało oszustów, złodziei na świecie? Każdy projektuje na drugą osobę swoje wyobrażenie o świecie. Jak sama jestem uczciwa to spodziewam się, że partner też będzie. Dlatego tak cenne jest doświadczenie życiowe - łatwiej się poruszać wśród ludzi gdy się coś przeżyło i wiadomo że nie każdy jest dobry i miły.
 
     
Alive
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-10, 16:46   

Mam tak samo jak porzucona 33. Nie mam żadnych traumatycznych przeżyć z dzieciństwa. Byłam lekko przemądrzałą i pyskatą pannicą. Wpadłam pod pantofel i nawet o tym nie wiedziałam. Trafiam na męża, który nie przerobił negatywnych przeżyć z dzieciństwa. Moja miłość to za mało. Za późno się zorientowałam. Dopiero teraz dzięki Sycharowi ( dzięki, że jesteście ) usiłuję to naprawiać, dla siebie, dla Niego, za siebie ale nie za Niego.
 
     
karolh
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-11, 21:46   

Przepraszam EL, ale czytając Twoje wypowiedzi, od razu rzuciło mi się w oczy, że faktycznie nie doświadczyłaś takiej sytuacji.

Ja przed związkiem z moim mężem, byłam silną osobą, wiedziałam czego chcę i jakie cele zamierzam osiągnąć, stawałam w obronie słabszych i zawsze mi się wydawało, że na pewne rzeczy nie wolno się godzić i KROPKA.

Ale, pozostaje ale i to nie jedno...

Przemocowiec nie od razu jest przemocowcem, najpierw przyciąga i kusi, doskonale poznaje "ofiarę" jej mocne ale głównie słabe strony i na tym to polega... Dopóki nie pozna CIę na tyle, żeby mieć Cię w garści niebo CI uchyla... Robi wszystko, aby Cię emocjonalnie jak najbardziej ze sobą związać... bo to emocje Cię później trzymają, najpierw dobre a później najgorsze z możliwych....
Doskonale wie jaki guziczek i w jaki sposób nadusić aby zdobyć to na czym mu zależy...
Powoli odcina od ludzi, staje się całym Twoim światem, robi to tak, że wydaje Ci się, że to z tej ogromnej miłości, że tak mu zależy na Tobie...

Później zaczynają się dziać dziwne rzeczy i włącza CI się lampka w głowie, bo rozsądek zaczyna krzyczeć ale serce, które emocjami aż bucha, siada na rozsądku i przyciska je na siłę do Ziemi, bo przecież go kochasz, bo taki cudowny, tylko.... no właśnie rewelacyjnie go potrafisz wytłumaczyć i winy zaczynasz doszukiwać się w sobie lub swoim zachowaniu....

Dużo można by tu pisać, co dzieje się później...

Na końcu jesteś sparaliżowana strachem, bo partner wydaje CI się wszechmocny i wszechwładny, wielokrotnie przecież pokazał CI, że spełnia swoje groźby i mu się to udaje, rewelacyjnie manipuluje i gra przy ludziach, więc wszyscy zaczynają postrzegać Cię jak wariatkę, która ma humory i nie wiadomo co z nią jest. Sama zaczynasz myśleć, a na końcu już prawie wierzysz w to, że uderzył CIę, no bo na niego krzyczałaś (EL - twoje złe zachowanie względem męża) tylko, że Ty zaczęłaś krzyczeć, bo już został przekroczony Twój próg wytrzymałości przez niego... ale tego nie widzisz, widzisz swoją winę...
Coraz bardziej się boisz, ze spełni swoje groźby, zna CIę na tyle, że doskonale wie, czym CI grozić... wie jak mówić, co mówić, zebyś się wystraszyła i uległa... a jak ulegasz, to zwykle zmienia się jego oblicze i znowu jest czuły i kochający a ty się zaczynasz myśleć, że pewnie miał rację i że znowu prawie wszystko popsułaś...

Dla osoby żyjącej w normalnych warunkach to jest obłęd...

Mój związek trwał 10 lat.
10 lat w to wchodziłam.... zobaczymy ile czasu zajmie mi wykaraskanie się z tego wszystkiego...

EL błagam Cię, nie pisz więcej, że irytują Cię ofiary przemocy, bo nie jesteś sobie wyobrazić strachu, wykończenia psychicznego, niemocy jaką się wtedy czuje...

Ja dziękuję Bogu, że z tego wychodzę. Dziękuję, że do samego końca nie zatraciłam mojego rozsądku, który krzyczał i w końcu strach zaczął zamiast go hamować krzyczeć razem z nim.

Zdecydowałam się podjąć próbę zawalczenia o siebie i dziecko... czułam, że nie mam nic do stracenia, bo gdybym została to już by mnie tu nie było, w takim byłam stanie.

TU nie chodzi o to, że odchodzę, bo zrobiło się źle.
U nas źle w małżeństwie rozpoczęło się od nocy poślubnej, później ja strasznie chciałam z tej mąki piec ciasto... mąż do dzisiaj nie rozumie i twierdzi, że jestem niedorzeczna i co najciekawsze to ja pastwiłam się nad nim....

Myślę sobie, mirakulum, że dzięki temu, że wzięłaś rozwód i się wyrwałaś z tej sytuacji, mogłaś stanąć na nogi. Mąż dostał jasny komunikat, że tego co było nie tolerujesz. Dla niego też skończyła się ta relacja, na jakiś czas. Stanęlaś na nogi i na spokojnie pokazałaś drogę mężowi... Myślę, choć mogę się mylić, że gdybyś została, ten krąg by nie został przerwany...

Ja nie ufam za grosz mojemu mężowi, ciężko mi po tych dwóch latach znajdować dobre cechy jego jako "męża". Czy w ogóle były takie? NIe żartuję, ani nie przesadzam.

Mój mąż, robi wszystko, żeby zrobić ze mnie wariatkę, histeryczkę i jędzę. Stara się mnie pomówić i wykorzystuje dziecko, tylko po to żeby oczyścić się z zarzutów przed otoczeniem społecznym, przed którym gra rolę chodzącego ideału...

Nawet cierpienie dziecka nie robi na nim wrażenia... Nakłada mu do głowy mnóstwo "bzdur" ważne by osiągnąć swój cel, niezależnie od kosztów jakie mały ponosi...
Coś mi to przypomina....
I to mnie przeraża najbardziej...

[ Dodano: 2014-02-11, 21:51 ]
A co do policji, niebieskiej karty itp. to na własnym przykładzie dobrze wiem, że pięknie się o tym mówi i pisze w prasie...
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-11, 22:00   

Karohl

Najważniejsze , że miałaś na tyle siły i determinacji aby się wyzwolić.
I że dokonale rozumiesz te mechanizmy, dlatego nie dasz się juz po raz enty oszukać.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-11, 22:27   

karolh napisał/a:
Myślę sobie, mirakulum, że dzięki temu, że wzięłaś rozwód i się wyrwałaś z tej sytuacji, mogłaś stanąć na nogi. Mąż dostał jasny komunikat, że tego co było nie tolerujesz. Dla niego też skończyła się ta relacja, na jakiś czas. Stanęlaś na nogi i na spokojnie pokazałaś drogę mężowi... Myślę, choć mogę się mylić, że gdybyś została, ten krąg by nie został przerwany...


Mylisz się

wystarczyłaby separacja

wtedy nie poraniłabym tylu ludzi rozwodem , Męża, dzieci , obie rodziny , znajomych
Wpuściłam ducha rozwody do naszej rodziny.
Bóg w dniu nawrócenia pokazał mi także duchowe skutki rozwodu - to coś większego niż potrafiłam sobie wyobrazić ....

Dziękuję Bogu , że mnie wyprowadził z tej drogi śmierci

Chwała Panu
Ostatnio zmieniony przez Mirakulum 2014-02-11, 22:29, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Maryla1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-11, 22:29   

Witam.
Jestem z Wami od kilku dni. Nie mam czasu na pozostanie na dłużej. Dużo się dzieje w pracy, ale będę. Zgadzam się z karolh w 100% dlatego nie będę się powtarzać.
Dla mnie decyzja o rozwodzie, po 23 latach była strasznym przeżyciem - psycholog, prawnik, grupy wsparcia dla osób doświadczających przemocy, centrum pomocy rodzinie, ksiądz, policja. Każda z tych osób, każda z tych instytucji bardzo mi pomogła. Spotkałam na tej trudnej drodze super ludzi. Ksiądz, którego poprosiłam o rozmowę i zapytałam, czy nie jestem zbyt słaba, że nie uniosłam swojego krzyża, odpowiedział, że nie o taki krzyż chodzi. Kapłan zaproszony na grupę wsparcia, zapytany przeze mnie, co robić, jeżeli synowie (wówczas 23 i 21 lat) nie chcą kontaktu z ojcem, odpowiedzial, że mam im zostawić wybór, że żeby mieć szacunek trzeba szanować. Tego niestety u nas nie było. Mąż był okrutny w stosunku do całej naszej trójki, okrutny w słowach. Kiedyż do tego wrócę. Muszę. Pozdrawiam Was.

[ Dodano: 2014-02-11, 22:31 ]
Piszę późno i po całym dniu pracy. Za literówki przepraszam. Miało być "kiedyś" ;-)
 
     
karolh
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-11, 22:41   

Ja o to samo mówiłam, że to moja wina, bo nie uniosłam krzyża... moja wina, bo nie dałam rady... moja wina, bo może mogłam inaczej...

Inaczej nie dałam rady, naprawdę. To jedno wiem na pewno, że oddałam wszystkie moje siły, by podnosić się w tym co się działo i że w końcu upadłam...

Mój mąż szykował się do odebrania mi dziecka i zniszczenia mi życia (pozbawienie pracy i środków do życia) od ponad pół roku... teraz realizuje dalej swój plan...
Na jakiej podstawie miałabym mu kiedykolwiek zaufać?
Ten człowiek przez pół roku preparował nagrania, żeby zrobić ze mnie wariatkę...

To dopiero mąż...
Ilu z Was by mu to wszystko puściło w niepamięć i założyło czystą kartę?
 
     
Maryla1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-11, 22:47   

Dlatego raz jeszcze powtarzam, popieram Cię.
Padam, bo od 5.oo jestem na nogach, ale wrócę, obiecuję.
Wiem, jak bardzo boli. Boli tych, którzy potrafią kochać. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale tez nikt nie powiedział, że tak boli życie ... Nie obrażając Boga. Zetknęlam sie ostatnio z poważną chorobą w Rodzinie i wówczas mówię do siebie, nie narzekaj.
Pozdrawiam
 
     
Slawomir
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-11, 23:14   

karolh napisał/a:
Zdecydowałam się podjąć próbę zawalczenia o siebie i dziecko... czułam, że nie mam nic do stracenia, bo gdybym została to już by mnie tu nie było, w takim byłam stanie.


karolh!
Po takim wyznaniu można Cię wesprzeć tylko modlitwą. To tak jakby topielec wyszedł z rzeki. Trzymaj się! Czy masz oparcie w bliskich, rodzinie, pracujesz?
Rozwod nie jest rozwiazaniem problemow. Tobie przydałaby się izolacja psychiczna (separacja). Przez separacje osiągniesz ten sam cel ale w sposob mniej inwazyjny..
Trzymaj się ! W stanie w ktorym jesteś to cud, że żyjesz.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8