Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Nie chce żyć w strachu
Autor Wiadomość
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-28, 13:59   

złamana napisał/a:
Dzisiaj uważam, że sama powinnam z nimi rozmawiać i wprost wyjaśniać w czym upatruję problem. Oni byliby w stanie oddzielić słowa syna od tych, które są związane z moim niegodzeniem się na określone zachowania.

O to to. Mi takie samo coś wyszło ostatnio na krokach. Plus to, że przerzucając na męża prośbę/obowiązek rozmowy z jego rodzicami o pewnych bolących sprawach, zamieszczałam tam element manipulacji względem męża. Teraz z moją świadomością i też chyba większą pewnością siebie przynajmniej część spraw załatwiałabym sama.
 
     
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-28, 18:51   

Samboja, masz 2 różne postawy opisane - w jednej Ty idziesz rozmawiać z teściową, w drugiej Twój mąż. Masz wiedzę, co się u Was dzieje, znasz szczegóły, któych my, przez formę bycia tutaj, oczywiście nie znamy - wierzę, że będziesz umiała podjąć decyzję sama co będzie lepsze. Powodzenia
 
     
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-28, 19:11   

Taka mała informacja z innej beczki:

Audycja o Sycharze w tej chwili w radiu DOXA online: http://doxa.fm/audycje/koleje-zycia/

W audycji bierze udział Marzena, Aniela i Bożena z Ogniska w Opolu
 
     
Samboja
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-05, 11:49   

Doznaje miłości, wzrastam, pracuje, ujarzmiam krokodyla ;) wciąż jednak jestem zawieszona i z Bogiem nie do końca poukładana. Bardzo chciałabym, abyśmy oboje z mężem wspólnie uczyli dzieci bożego życia i ku temu grunt jest. Ot choćby historia z dziś: moja najstarsza córcia, zabrała do przedszkola dwie biblie dla dzieci, bardzo lubi je oglądać, i ze wszystkich historii tam zaprezentowanych wybrała tą, która jest mi bliska, po to ona zmieniła moje podejście do siebie, aby nie dać sie ranić, aby stawiać granicę na zło i nie milczeć, co miałam w zwyczaju...opowiedziała o kupcach handlujących w świątyni...nie mogę tego przemilczeć...czuje, że Bóg sie o mnie upomina...czuje też ogromną odpowiedzialność i obawiam się, że samej będzie mi ciężko...mieliśmy też z mężem okazję skonfrontować nasze poglądy i podejście do wiary (jako zadanie domowe z terapii ;), i okazuje się, że nawet jeśli o tym nie rozmawiamy, to wiemy o sobie, co kto myśli...mąż jak to określił, doznałam swego rodzaju nawrócenia, czuję, że przekroczyłam jakąś granicę, a mąż został po drugiej stronie, choć jest dobrym człowiekiem, dekalog mu nie obcy, to nie jest tam gdzie ja...i jest mi z tego powodu przykro, ale wiem, ze to nie jest łatwe, mi to zajęło 18 lat a juz wiem, nie nastąpiło by nigdy, gdyby nie rów mariański do jakiego wpadłam.
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-13, 14:09   

Samboja odnosząc się do tego co napisałaś w wątku Berlingo: Skoro tak to bardziej Cię rozumiem.
Nie dośc,że zaufanie nie do konca odbudowane,co przecież nie trwa tydzien czy miesiąc to jeszcze aktualne kłamsewka je podkopują.
Odbieram Cię jako osobę,która nie znosi obłudy. Pewnie tym gorzej znosisz nieszczerość ze strony najbliższej osoby. Zresztą kto z nas lubi byc okłamywany?
Najgorsze za Wami ,teraz powinnaś cieszyć się z tego co dobre w Twoim małżenstwie i w miarę możliwości wpływać na męża np. kiedy jesteście blisko,a na pewno sa takie chwile bliższych rozmów staraj się spokojnie mu mówić o tym co podważa Twoje zaufanie.Bez nachalności i niepotrzebnego napięcia tylko tak żeby "usłyszał".
 
     
Samboja
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-13, 21:16   

Anito,
Bije się w pierś, ale cała nasza historia, to od początku kłamstwa męża, czy jak zwał ukrywanie prawdy, ze strachu. Mąż zawsze boi się mojej reakcji, i tak jak na początku cedził mi całą prawdę przez 5 miesięcy, to ze strachu, że jak się dowiem całości to go zostawie...wiedzial na co mnie stać...radyklanie podchodziłam do kwestii zdrady, a prawda o mnie okazała sie zupełnie inna. Teraz zbieram żniwo, mąż boi się mi zaufać i przyznać do błędu lub do jakiejs decyzji, bo jestem radykałem, piekle sie i wściekam nie budując w ten sposób atmosfery zrozumienia, jestem emocjonalna za bardzo i rozum przychodzi mi po czasie. Mąż rozumie, że jak będzie mnie oszukiwał, to nic z tego nie wyjdzie, sam widzi, jak mi to nogi podcina, rozmawiamy, a ja wiem, że będzie mu sie to jeszcze zdarzało, bo tez musi nauczyć się, że ja nie gryzę i przyjmuję go z jego błędami...no poza kolejną zdradą, która nie może mieć miejsca, bo ja tego już nie przeżyje drugi raz. Przy ostatnim odkryciu powiedziałam mu, że jesli znów mnie okłamie, bo mi nie chodzi o popełninie błędu, bo przecież może sie przyznać, chodzi o sytuacje, gdy coś samo wychodzi, czyli wpadka, to ja się zdystansuje emocjonalnie, bo mnie to za bardzo niszczy. I mówiłam mu spokojnie z troską, wskazując w ten sposób, że to jest naturalna konsekwencja jego wyboru i musi sie z tym liczyć, że tak może być. Nawet jak tego nie chce, to i tak takei dystanowanie się pojawia, tak jakby mój mózg sam sie izolował, gdy sobie to uświadamiam, musze pracować nad sobą, by go nie skreślać, bo znów okłamał, bo kłamstwa te choć znacznie rujnują moje zaufanie, wątłe, to dotyczą błahych spraw, ale to nie ma znaczenia, bo są.
Nie wiem, to jakiś zawiły mechanizm, któremu ulegam, moje zuafnie się buduje, a po kłamstewku potrząsa nim, ale nie rujnuje. Tak jakby cały proces wyglądał 10 kroków to przodu, 5 do tyłu i tak od 8 miesięcy...
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-17, 20:00   

Ale przeciez bywają i dobre dni?
 
     
Samboja
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-17, 21:23   

Gdybym miała opisać naukowo, to w zasadzie jadę po sinusoidzie, ale tak są te dobre dni i ich żałujemy, że minęły. Na szczęście jest juz myślenie w stylu, jak nie będę kłamał, to nie będzie gorszych chwil, musze zatem nieco więcej myśleć...ja chętnie skorzystam...ale przestałam sie spinać, to nie mi ma zależeć na zaufaniu, bo ja sobie go sama nie zainstaluje z płyty. Myślę, że ostatni dołek sie juz kończy :) Trzeba teraz robic kroki do przodu ;)
Moja refleksja jest taka: odbudowywanie zaufania to najtrudniejsza rzecz, jaką mi przyszło robić. Mówią, że to możliwe, zakładam, że tak.
 
     
Samboja
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-23, 12:44   

Chciałabym sie znów podzielić z Wami. Miałam ostatnio zjazd, prawie znów straciłam nadzieje, ale udało się. Nie należę do osób, które sobie radzą, a może ta sprawa jest po prostu tak trudna, ale pozbierałam się. Ponownie zmiana musiała nastąpić we mnie, wymaganie tego od drugiej osoby wywoływało tylko frustrację. Ona znikneła, bo przestałam oczekiwać, że pomoc w moim problemie przyjdzie z zewnątrz, skoro to ja sama jestem przyczyną nieszczęścia i tylko ja mogę być przyczyną szczęścia. Nie potrafię wybaczyć, ze strachu. Nie potrafię uznać ludzkiej ułomności, że ktoś popełnił błąd i że błędy sie zdarzają, ale rzadko i raczej nie powtarzają, jeśli ktoś wyciągnie z nich lekcję. Wciąż wracam do zdarzeń, ale unieszczęsliwia to mnie i nasza relację i staje sie on przykra. Pożegnałam sie krokodylem, bo bardzo mnie i męża męczył. Ciągle za mało, za mało miłości, a przecież wiemy, że to uzależnienie woła o swój narkotyk. I uczepiłam się słowa, od którego zaczęłam znów zmianę myślenia (prostowanie mózgu w dobrą stronę).

To słowo to przykrość. Czynimy swoje małżeństwa takimi miejscami, przykrymi. Nic dziwnego, że nikt nie chce w nich być, my sami także, sami jesteśmy bardzo przykrymi osobami: narzekamy, krytykujemy, wszystko jest czarna, są same problemy, same przeszkody, same nie tak, jak ma być, jestśmy marudami, malkontentami, smutasami, nerwusami, gniewusami, skupionymi na sobie samolubami, kazdy karmi swoje przykrości i wkłada je do relacji a relacja staje sie przykra.

Nie wiem co z tego wyjdzie, ale usuwam przykrości: ma być radość, pozytywne myślenie, usmiech, szukanie rozwiązań a nie problemów, panowanie nad swoimi przykrymi zachowaniami na rzecz przyjemnych....nie chce byc przykra juz nigdy więcej.

Wiem, też że jedni radza sobie lepiej, inni gorzej, akceptuje czas, czas nie na czekanie, a na zmiany, na pracę, mozolną pracę nad sobą, pozbywanie sie przykrości to żmudna praca. Cieszę się, że mogę sie dzielić z Wami moim ponownym powstaniem z podłogi, wiem, że upadnę nie raz, ale kto powiedział, że droga do uzdrowienia jest prosta i z górki ;)

I siedzą Anioły na drzewie, machając nogami i drapią sie po głowie i mówią: "A mówiłem Ci, że wstanie? Ona tak ma. Musi popłakać, porozpaczać, a jak wyschną jej łzy, to wstaje". "Ano, mówi drugi, czerpie siłę z miłości"
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-23, 13:04   

Samboja :mrgreen:
 
     
DHL1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-23, 15:42   

Samboja napisał/a:
To słowo to przykrość. Czynimy swoje małżeństwa takimi miejscami, przykrymi. Nic dziwnego, że nikt nie chce w nich być, my sami także, sami jesteśmy bardzo przykrymi osobami: narzekamy, krytykujemy, wszystko jest czarna, są same problemy, same przeszkody, same nie tak, jak ma być, jestśmy marudami, malkontentami, smutasami, nerwusami, gniewusami, skupionymi na sobie samolubami, kazdy karmi swoje przykrości i wkłada je do relacji a relacja staje sie przykra.



Nie wiem co z tego wyjdzie, ale usuwam przykrości: ma być radość, pozytywne myślenie, usmiech, szukanie rozwiązań a nie problemów, panowanie nad swoimi przykrymi zachowaniami na rzecz przyjemnych....nie chce byc przykra juz nigdy więcej.


Samboja najpierw trzeba chcieć-by potem to mieć.

To tak jak z moim małżeństwem -weszła kiedyś żona do okopów i wciąż tam siedzi.
Nie ważne że na zewnątrz już wiele razy ogłaszano
KONIEC WOJNY
siedzi w tym okopie i nie wierzy że faktycznie koniec wojny.
No właśnie wiara?
od tego wszystko się zaczyna
wierze w Boga-a skoro wierzę to przyjmuje że ma dla mnie dobry plan,bo nie skrzywdzi.
Wierząc w Boga powoli zaczynam mieć wiare w innych ludzi-a przeca ten mąz to też ten inny ludż.
Ufając Bogu mogę uczyć się zaufania do innych i tu znów ten mąz to wszak z tych innych.
I tak drepcząc powracamy do punktu wyjścia aby to wszystko mieć-trzeba chcieć.

A kto może to zechcieć -jak nie żona sama.

Inaczej to powstaje DEJA VU(powrót w ten sam punkt)
Nie pozwól sobie na takowe błędy-bo ja zawsze powtarzam szkoda życia na straty
Przeleciało nam przez palce już osiem lat i nie zapowiada się lepiej i optymistyczniej.
Warto???
dla mnie nie
a jak żona??
tego nie wiem
ale -jeżeli nie ma planów o nowej miłości, nie ma planów na nowy związek
to szkoda marnować czas
to moje zdanie-a zona wciąż w okopach
Poczytaj.. podumaj i sama zobacz czy warto na siłę zamrażać serce i się samoograniczac
pozdrawiam
 
     
Samboja
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-23, 20:11   

DHL1,
Nie wiem czy Cię dobrze zrozumiałam, ale ja nie robie nić świadomie, dzieje sie to samo...znaczy dzieje sie coś, co zamiast budować rujnuje moje zaufanie i serce - wnętrze reaguje wycofaniem, naturalnie strach przed zranieniem...to dzieje sie samo...decyzję o wyjściu z tego stanu podejmuje sama jednak, tak obrazowo, sama decyduje wyjśc z okopów, ale każdy mały strzał, choćby petarda niewinna często mnie do nich wpędza...i trzeba się nauczyć, że jedna petarda nie oznacza od razu całej artylerii...

Nirwana, na fali ;) oby juz na dłużej.
 
     
ja_tez
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-24, 09:51   

Samboja napisał/a:
Ponownie zmiana musiała nastąpić we mnie, wymaganie tego od drugiej osoby wywoływało tylko frustrację. Ona znikneła, bo przestałam oczekiwać, że pomoc w moim problemie przyjdzie z zewnątrz, skoro to ja sama jestem przyczyną nieszczęścia i tylko ja mogę być przyczyną szczęścia. [...]
Nie wiem co z tego wyjdzie, ale usuwam przykrości: ma być radość, pozytywne myślenie, usmiech, szukanie rozwiązań a nie problemów, panowanie nad swoimi przykrymi zachowaniami na rzecz przyjemnych....

Czuję dokładnie tak samo! :-)
Ach, jak pięknie ubrałaś w słowa wszystko to, co ja noszę w sobie i staram się (wciąż i wciąż na nowo) wcielać w życie każdego dnia. To taka mozolna praca, ale z czasem staje się coraz łatwiejsza :-)
 
     
Samboja
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-24, 20:34   

Ja też,

Coraz bardziej dociera do mnie, że to nie tylko naprawa relacji małżeńskich w stylu pogadajmy o naszych potrzebach, problemach a po sesji chodźmy na kieliszek wina. Gdy zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę masz poważny problem ze sobą i ta druga osoba nie może pomóc, kierujesz się do siebie i zadajesz pytanie: To już będzie tak zawsze? Ja tak nie chce, chcę to zmienić. A ta zmiana to dojrzewanie. Jabłkom zajmuje to blisko 3 miesiące, a człowiek czasem musi latami...i jak jabłko czerpie ze słońca energię, my musimy w myślenia.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8