Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Nie chce żyć w strachu
Autor Wiadomość
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-05, 20:09   

Zgadzam się z bosą, ze warto przeczytać wypowiedzi Swallow. Jednak nie tylko w temacie tej jednej użytkowniczki, o której bosa wspomniała, ale wszystkie, dlatego przesyłam Wam linka do jej wypowiedzi, w róznych tematach, w które również miożna wejść i przeczytać kontekst tych wypowiedzi.
Myślę, że warto.

http://www.kryzys.org/arc..._author=Swallow


Pozdrawiam
 
     
Dabo
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-05, 22:35   

Przepraszam że w tym wątku, ale czy zauważyliście że te cenzurowanie irytuje. Toć ze zwykłego ludzkiego podjeścia do sprawy, ludzi w nerwicę żołądka można wprowadzić albo i gorzej nikotynizm, lub alkoholizm.
To nie jest zdrowe.!!!!!
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 06:37   

Zgadza się, Dabo, to nie jest zdrowe. Podejście. Irytuje Ciebie coś. I tylko Ty masz na tę irytację wpływ :->
 
     
Samboja
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 20:50   

Witajcie,
Troche sie ogarnelam...napisala do mnie Tiliana i postawila mnie na stary tor, musialam z niego zejsc nieco, wrocic do czekania na ruch. Uzmyslowila mi, ze nic nie musze tak naprawde. Nie jestem w stanie niczego przyspieszyc sprawic by sie stalo, zaufanie sie buduje, nagle sie nie stanie to musi trwac, i nie bardzo mam przeciez na to wpływ, oboje znamy zasady gry...
wczoraj mialam znow inna postawe, potrafilam powiedziec mezowi, ze zgadzam sie z nasza terapeutka, ze samo chodzenie raz na dwa tygodnie na godzine terapii nie wystarczy, do terapii trzeba wracac, rozmawiac, zastanawiac sie...wygladal na takiego, kotry przyjmuje moj punkt widzenia, ale nie wiem co tam ma w glowie, nie raczy czasem mowic...ale stara sie...jak umie.
Gdy sie tak znow odcielam, nabralam dystansu, zajelam sie soba, nagle maz chce buziaki, zapytuje co robimy...dziwne to, ale działa, ale ja nie chce żeby dzialało, tylko chce miec swoje zycie z powrotem...takie naiwne, głupie, z wiara w wiernosc a nie takie smutne, pełne obrazow....ale za to jakie bogate, jestem jak chodząca mądrosc "uczcie sie na moich błedach" posiadlam madrosc przez bol...tak mi przykro na sama mysl o sobie, jak widza mnie inni znajomi, jak im jest zal, ze tak sie dalam zrobic i jeszcze z nim jestem...no tak...ciezko to pojac tym, co dzieci nie maja...a jak kocham moje dzieci i chce dla nich jak najlepiej...ciezko zrozumiec tym, co sie rozwodza, nie ta to inna...ja tak nie chce...
Lila83, mysle ze to naturlane, ze moja historia jest ci bliska, wszak nie chodzi o to co dokladnie sie stalo, ile ich bylo, co z nimi wyprawiali, czy byl to hazard, czy kochanki, czy kłamstwa...to wszystko wrzuca sie to miskera i miksuje sie i robi sie z tego czarna gesta papka, ktora trzeba wypic, to bol z powodu zatraconego zaufania, zlamanego serca, swiadomosci, ze ktos kto nas kocha tak bardzo o nas nie mysli i nas rani...i gdy kiedys do Ciebie pisałam nie wiedzialam jeszcze całej prawdy, szybko sie zebrałam, teraz uderzona prawdziwa rzeczywistoscia czasem sie zastanawiam jak mozna w niej byc, skoro jest tak okropna...nie wiem co przyniesie przyszlosc...zyje chwila.
Dziękuje Wam za Swallow. Szukałam jej. Silna kobieta, wiara ją uratowała. Przestala pisac tuz przed tym jak przyszlam. Bede czytac, musze popracowac nad soba...nic nie musze, chce.
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 20:56   

Samboja napisał/a:
nic nie musze, chce


Tak i to jest włąściwa postawa.
 
     
Samboja
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-13, 12:13   

Melduje, że obrałam kurs na odbudowę i odnowę. Wróciłam ostatecznie i całkowice do pracy, moi znajomi już nie bardzo są zainteresowani moimi "przeżyciami", dawno sie chyba otrząsnęli, mnie to zajęło więcej czasu, z racji tego, że to moje "bagienko" było. Jeśli mogę się podzielić z Wami, tym w co wierze, to będę wdzięczna, bo mnie od środka ciśnie:
Sami sobie taki los zgotowaliśmy naszymi decyzjami i postępowaniem, świadomie lub nie, jak sie pokiełbasiło w zyciu, to na pewni nie przez to, że żyliśmy w zgodzie z dekalogiem. Zawsze jest szansa dla wszystkich, trzeba tylko chciec z niej skorzystać. I Ci co wybrali drogę odbudowy napotkaja na trudności. Ale tylko Ci, którzy wiedzą, że choc droga trudna, to tylką taką można dojść do celu. Dojdą do końca tylko najwytrwalsi. i gdy kończą sie siły, to właśnie wtedy trzeba wziąć dodatkowy oddech i powiedzieć sobie: jeszcze jeden zakręt, jeszcze jedno podejście w drodze do góry, to jest ten czas, gdy nie wolno sie poddać. A i wiedzą, że będzie jeszcze ciężej, i są gotowi na każde poświęcenie, nie boja się i to daje im siłę.
Wiem, że dla kogos z boku brzmie jak potłuczona (ludzi z poza forum), zawsze mnie uważano za dziwną, bo wierzyłam w ideały, ciągnęłam za soba innych, zawsze byłam natchniona siłą, od uderzenia kijem w tył głowy nieco mnie tej siły pozbawiono, ale nie tak łatwo człowieka mocnej wiary zbic z pantałyku: próbowano mi wmócić, że lepiej sie rozwieść, próbowano powiedzieć, że ludzie sie nie zmieniają, próbowano pokazać, że walka to strata czasu. Cieszę się, że trwałam przy swoim i nigdy nie straciłam wiary, w to co wierze. Wierze w dobro w każdym człowieku, wierze, że każdy zasługuje na szacunek i miłość, wierze, że ludzie się gubią, że błądzą w mroku. Nie ma we mnie nienawiści do drugiego człowieka, wiele współczucia, szczególnie do tych, którzy mnie ranią. Jezus mnie uratował swoja postawą...zszedł na ziemie 2000 lat temu, żeby mi pół roku temu pomóc.
Już po raz drugi dziekuję za wsparcie, po drugim uderzeniu wstać ciężej, ale udało się. Tym razem nieco zweryfikowałam rzeczywistość, nie spieszno mi tak, na wszystko jest czas, ważny jest dobrze obrany kierunek, ciężka praca, i nigdy nie tracić wiary i nadziei.

Już wiele razy pisałam, że nie umiem sie modlić, robię to po swojemu, oto moja modlitwa za Was.
Panie, otocz miłością zagubionych i wskaż im drogę, wesprzyj słabych, napełnij nadzieją i wiarą serca, dodaj sił do walki.
Panie, wybacz mi moje słabości, wybacz zwątpienia i utratę sił.
Panie, ześlij wszelkie łaski dla dobrych ludzi, umocnij ich w dążeniu, a zagubionym podaj dłoń. Niech wszystkie boże małżeństwa staną przed Twym obliczem, niepokonane.
Amen.

[ Dodano: 2014-05-13, 12:28 ]
I zapomniałam napisać o najważniejszym, tak bardzo już jest nieistotny...nie musze już życ w strachu...sobie tak gdzieś maciupki siedzi, taki maluszek, przywalony przygnieciony, że wcale go nie czuć...gdy próbuje sobie "pośmierdywać" lekkim ruchem ręki rozganiam udając, że nic nie zauważyłam...już tak wiele zniszczył, czas był go w końcu unieszkodliwić...;)
 
     
krasnobar
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-13, 13:03   

Samboja,trzymaj się dzielnie,jesteś mądrą kobietą..............masz moją modlitwę...........pozdrawiam,Szymon.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-13, 13:44   

Samboja napisał/a:
Już wiele razy pisałam, że nie umiem sie modlić, robię to po swojemu, oto moja modlitwa za Was.
Panie, otocz miłością zagubionych i wskaż im drogę, wesprzyj słabych, napełnij nadzieją i wiarą serca, dodaj sił do walki.
Panie, wybacz mi moje słabości, wybacz zwątpienia i utratę sił.
Panie, ześlij wszelkie łaski dla dobrych ludzi, umocnij ich w dążeniu, a zagubionym podaj dłoń. Niech wszystkie boże małżeństwa staną przed Twym obliczem, niepokonane.
Amen.


i Ty piszesz , że nie umiesz się modlić ??
:mrgreen:
 
     
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-13, 14:50   

Samboja napisał/a:

Panie, otocz miłością zagubionych i wskaż im drogę, wesprzyj słabych, napełnij nadzieją i wiarą serca, dodaj sił do walki.
Panie, wybacz mi moje słabości, wybacz zwątpienia i utratę sił.
Panie, ześlij wszelkie łaski dla dobrych ludzi, umocnij ich w dążeniu, a zagubionym podaj dłoń. Niech wszystkie boże małżeństwa staną przed Twym obliczem, niepokonane.


Samboja, dziękuję za tę piękną modlitwę. I Mirakulum, za wyodrębnienie jej z wpisu autorki. Piękne słowa. Pozwoliłam sobie przepisać i zdaje mi się, że będę często się tą modlitwą wspierać..

Podziwiam Cię, i całym sercem wspieram Wasze starania.
 
     
Samboja
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-14, 22:58   

Dziękuje za ciepłe słowa :)
 
     
Samboja
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-27, 10:59   

Witajcie,
Nie o strach chodzi, nie o narzekanie na męża, bo z radością Wam donoszę, że dopiero teraz widzę, że nasze małżeństwo się pieknie rozwija, praca oczywiście cały czas trwa. Ostatnio życie daje mi wycisk, nie jest lekko i szukam tu nieco otuchy. Moja mama jak byc może pamiętacie walczy w z rakiem. Okazało się, że leki, które miały zadziałać nie zadziałały, teraz ma kolejne. Jak te nie zadziałają, to będzie już to przypadek kliniczny czyli leczenie wszystkim po kolei aż skończą się możliwości. Wiadome, co potem. Czekanie na koniec. W tej sytuacji mama jest ze mną, bo tylko ja mam możliwośc się nia zająć, jest słaba, potrzebuje opieki. Ale dlaczego pisze o tym. Bo jest ktoś kto tego chyba nie aprobuje. Moja teściowa od samego początku nie pochwalała naszej dyzycji, ze mama zamieszka z nami, z rozmów mojej mamy i tesciowej wynika, że nie bardzo jej się widzi, że ja będę sie zajmować moją mamą, jak się jej bardzo pogorszy aż do końca. Moja teściowa ma jakiś problem, moja rodzina nie jest taka jak jej, jest w niej chory psychicznie ojciec, chora na rak matka, brat który przez to jakie miał dzieciństwo nie bardzo sobie radzi, siostra na emigracji i ja matka polka, którą zdradził mąż. Moja teściowa pomimo tego, że ma dobre serce, nie jest zła, to potrafi być wyniosła, nietaktowna, narzuca swoje zdania, uważa się za kogoś kto wie wszystko najlepiej i chce narzucać swój punt widzenia innym, jako ten właściwy. Jej syn, dawno się od niej odciął, miał dość dyrygowania i na przekór robi po swojemu, ja też nauczyłam się robić po swojemu.
Mówię sobię, że to co jej przeszkadza, to jest jej problem i nie powinnam sie tym przejmować, nie wyobrażam sobie innej sytuacji, żebym się mamą nie zajmowała, mój mąż mnie w tym wspiera, wie jaka jestem, tak mnie wychowano, że matki i ojca nie można zostawić nigdy, bo taki mój obowiązek i tak okazuje swoją miłosc i wdzięczność.
Mam ochotę pojśc do tesciowej i powiedzieć jej, że nie chce już nigdy słyszeć jej uwag na temat mojego brata, czy tego co robie w zyciu, jest we mnie tyle żalu, moja mama nie czuje się dobrze w jej towarzystwie, mówi, że nie ma w tej kobiecie współczucia. Nie wiem, co mam robić, mój mąz też pyta czego od niego w tej sytuacji oczekuje, mówię, że chciałabym aby porozmawiał z nią, ale nie wiem co miałby jej powiedzieć. Co robić, stawiać granicę, czasem czuje, że nie traktuje mnie jak dorosłego człowieka, traktuje mnie jak dziecko, które ma 15 lat a ja mam 33. Nie mam z kim o tym pogadać, temat teściowej, powraca, przez pół roku nas wspierała bardzo, w sensie, że brała dzieci gdy my szliśmy na terapie, ale znów zaczyna się wtrącać. Czy czas na otwartą rozmowę i na stawianie granic? A co jak nie zrozumie naszej intencji. Wybaczcie, emocje, emocje, ale znacie mnie już trochę, muszę to z siebie wyrzucić. Moja postawa jest taka: pomimo tego jak jest, staram się nie mieć do niej negatywnych uczyć, bo muszę mieć z nią dobre relacje, szybko puszczam w niepamięć sytuację, nie odgryzam się, nie komentuje, zachowuje dystans. Ale czasem po prostu mam dość.
Co by powiedział Jezus?
 
     
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-27, 18:55   

Samboja napisał/a:
Witajcie,
Nie o strach chodzi, nie o narzekanie na męża, bo z radością Wam donoszę, że dopiero teraz widzę, że nasze małżeństwo się pieknie rozwija, praca oczywiście cały czas trwa.
Chwała Panu

Samboja napisał/a:
Moja teściowa pomimo tego, że ma dobre serce, nie jest zła, to potrafi być wyniosła, nietaktowna, narzuca swoje zdania, uważa się za kogoś kto wie wszystko najlepiej i chce narzucać swój punt widzenia innym, jako ten właściwy. Jej syn, dawno się od niej odciął, miał dość dyrygowania i na przekór robi po swojemu, ja też nauczyłam się robić po swojemu.
Samboja, rozumiem, że jej syn to Twój mąż.
Jeśli tak, to cudnie. Wręcz mi się ciśnie na usta "gratulacje". Ileż to kryzysów jest przez nieodciętą pępowinę.

Napisałaś dalej
Samboja napisał/a:
Mam ochotę pojśc do tesciowej i powiedzieć jej, że nie chce już nigdy słyszeć jej uwag na temat mojego brata, czy tego co robie w zyciu, jest we mnie tyle żalu, moja mama nie czuje się dobrze w jej towarzystwie, mówi, że nie ma w tej kobiecie współczucia. Nie wiem, co mam robić, mój mąz też pyta czego od niego w tej sytuacji oczekuje, mówię, że chciałabym aby porozmawiał z nią, ale nie wiem co miałby jej powiedzieć.
Jak czytam co napisałaś, wnioskuję, że masz duże wsparcie męża. Ja bym, rzeczywiście, jego poprosiła o wsparcie i ewentualną rozmowę z jego mamą (a może on sam wymyśli jakiś sposób?).
Ja mam takie przekonanie (i taką praktykę w mojej rodzinie), że to dzieci rodzicom mówią o ważnych (w tym i trudnych) sprawach. Jestem przekonana, że od rodzonego dziecka inaczej się przyjmuje wiele rzeczy. Nawet tych najtrudniejszych.
 
     
Samboja
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-28, 09:29   

GosiuH
Tak, jej syn to mój mąż. Dziś trochę emocje opadły, ale wciąż mam poczucie że pozostawienie sprawy samej sobie nic nie da. Mój mąż nie rozmawia o takich sprawach z mamą, nawet po zdradach nie było rozmowy, przyszła do niego tylko i powiedziała, że nie zajmujemy się dziećmi jak trzeba. Nawet słowem nie wspomniała...tak to już jest. Nie mówi się o ważnych sprawach. Także nie widze tej rozmowy męza z teściową. Nie chce też naciskać, bo nie chce psuć nowo budowanych relacji. Wsparcie może i jest, w sensie, że nawet powiedział, że mu wstyd za swoją mamę, że wykazuje taką postawę. Ale nie ma wyrażnej potrzeby porozmawiać z nią. Moja teściowa boi się np, że leki, które bierze moja mama mają wpływ na dzieci, tz. że są toksyczne, a nie są, bo sprawdzaliśmy. Uważa także, że to bardzo dużo opiekować się chorą mamą i dziećmi i domem, tak jakby sugerowała, że mam mame nie wiem zostawić na pastwę ojca, który nie umie się nia zająć, bo ledwo sam o siebie zadba, jak się mu przypomni. Generalnie czuje, że musze się jej w jakiś sposób tłumaczyć ze swoich wyborów, a wcale przecież nie muszę, jestem dorosła i wiem jakie mam powinności, a jak ma z tym problem to jej problem. Czyż nie? Nie ma lekko :) jak widać. Ale i z tym sobie poradzę jakoś...jakoś...
 
     
złamana
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-28, 11:16   

Samboja, mam całkowicie negatywne doświadczenia w relacji z teściową. I musiałam, niestety, zweryfikować swoje dotychczasowe poglądy, że to mąż powinien załatwiać i wyjaśniać sprawy ze swoimi rodzicami. W moim przypadku taka postawa spowodowała uznanie, że cokolwiek mąż próbował z rodzicami wyjaśniać, nawet sprawy, które o których nie miałam pojęcia, oni uznawali, że to moja inicjatywa zmierzająca do skonfliktowania ich wg zasady "jak miał 11 lat, tak się do nas nie odzywał". Dzisiaj uważam, że sama powinnam z nimi rozmawiać i wprost wyjaśniać w czym upatruję problem. Oni byliby w stanie oddzielić słowa syna od tych, które są związane z moim niegodzeniem się na określone zachowania.
Samboja, to Twój dom i Ty ustalasz zasady a nie teściowa. Dzisiaj Twoja mama potrzebuje pomocy i masz prawo jej tej pomocy udzielić, za chwilę taka sytuacja może dotyczyć przecież teściowej. Nie znam Waszych relacji ale może dobrze byłoby gdybyś TY z teściową porozmawiała, posłuchała co ma do powiedzenia, dopytała, co ma dokładnie na myśli. To w sumie fajne pytanie: "ale co ma mama dokładnie na myśli?". Albo "a dlaczego mówi mi to mama właśnie teraz?" - teściowa będzie musiała się skonfrontować się z własną intencją. Można też powtórzyć słowa teściowej "czyli uważa mama, że powinnam odmówić opieki nad swoją mamą?", "zdaniem mamy schorowany rodzic powinien sam się sobą zajmować?". Jakby mąż był przy tej rozmowie też byłoby dobrze. Nie musi nic mówić, jeżeli nie wie co i jak.
Moja koleżanka - teściowa, w sytuacji, w której syn przyszedł z zarzutem, że nie tak postąpiła z wnukiem, powiedziała " nie rozumiem o co ci synu chodzi, wydaje mi się, że to nie ty masz z tym problem tylko twoja żona, to proszę, żeby ona do mnie przyszła i porozmawiamy. Synowa przyszła, wyjaśniły sobie problem i jest dobrze. Syn jej tego nie potrafił wyjaśnić, w sumie miał tylko przekaz, że sobie czegoś tam nie życzą, co było dla teściowej niezrozumiałe, w jej ocenie nic złego nie zrobiła.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8