Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
Kolejny kryzys - czy warto walczyć |
Autor |
Wiadomość |
fuksja [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-20, 14:30 Kolejny kryzys - czy warto walczyć
|
|
|
Przeglądam to forum od jakiegoś czasu, żeby znaleźć wskazówki i wsparcie dla siebie. Moja historia jest podobna do wielu z tych tutaj. Mój mąż zostawił mnie pod koniec listopada i zrobił to naprawdę z "wielką klasą". Po kilku tygodniach milczenia, wycofania się z życia rodzinnego i psychicznego męczenia mnie najnormalniej w świecie uciekł. W tym dniu kiedy wróciłam z pracy zorientowałam się, że zabrał przybory osobise, kilka ciuszków i wyprowadził się do swojej ciotki, mieszkającej kilkanaście kilometrów od mojego miasta. Parę dni wcześniej próbowałam z nim rozmawiać na temat jego zachowania, pytałam nawet czy zależy mu na naszym małżeństwie i odpowiadał stanowczo, że TAK. A za parę dni udowodnił to porzucając mnie i chorą córkę. Do dzisiaj nie wiem o co chodzi. W międzyczasie udało mi się namówi go na pięciominutową rozmowę, w której stwierdził, że ten związek nie ma sensu. Tylko dlaczego...? Dziwne to wszystko, bo 5 lat temu zrobił coś podobnego. Milczał, obojętniał po czym wyprowadził się na ponad miesiąc, oświadczając że ma mnie dosyć. Przypuszczać tylko mogę, że mój mąż tak dziwnie reaguje kiedy zaczynam mówić o swoich potrzebach, o tym że wiecznie spędza czas poza domem, jakby nie zauważył, że w jego życiu jestem ja i córka. Wtedy 5 lat temu wrócił, ale teraz juz zapowiedział, że nie ma zamiaru tego robić. Cierpię, ale najbardziej cierpi moja córka, która kocha męża nad życie, mimo że nie poświęcał jej prawie wcale czasu i uwagi. Biedne moje dziecko od kilku dni powtarza, że życie nie ma sensu, bo nie ma z nami taty. Pocieszam ją jak mogę, chociaż sama potrzebuje pocieszenia. Najgorsze jest to, że mąż jest nieczuły na słowa córki (oczywiście poinformowałąm go o tym) i na pocieszenie powiedział jej, że bez różnicy czy mieszka gdzieś indziej, czy z nami, bo tak większości czasu go nie było w domu. Czuję się fatalnie i taka oszukana, bo jeszcze w październiku sama przed sobą mogłam powiedzieć, że jestem szczęśliwa z tym człowiekiem i bardzo go kocham. A tu nagle - zaatakował z nienacka i wbił nóż w samo serce! Modlę się codziennie i proszę Boga, żeby oprzytomniał. Wiem, że nie mogę go do niczego zmusić, ale moja córka nie jest w stanie tego pojąć. No i żeby było ciekawiej, od tygodnia jestem na zwolnieniu L-4, ponieważ pracuję razem z meżem w jednej firmie, w jednym biurze. I gdy widziałam go przez 3 tygodnie w pracy, jego wzrok pełen pretensji i złości czułam się jakbym miała zemdleć ze starchu. Teraz przynajmniej wyciszyłam się, ale za jakiś czas trzeba będzie wrócić do pracy...i co dalej? |
|
|
|
|
Jacek-sychar [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-20, 17:25
|
|
|
Fuksjo
Musisz się naszykować na długą drogę. Jeżeli już raz odszedł z domu, może coś w nim tkwi, co go do tego popycha. Może to dzieciństwo. Takie zachowanie jak opisujesz pasuje mi do zachowania dorosłych dzieci rozwiedzionych rodziców. Niby wszystko jest w prządku, a tutaj nagle odchodzą. Nie potrafią sami stworzyć trwałego związku.
Może to choroba córki, może nie potrafi być odpowiedzialnym, ...
Wiele jest powodów. Dobrze byłoby je poznać, żeby wiedzieć jak dalej postępować, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsza jesteś teraz Ty. Musisz zająć się sobą. Odbudować siebie. Człowiek po czymś takim czuje się, jakby nie był nic wart. A Ty jesteś przecież odpowiedzialna. I musisz taka pozostać dla córki.
Może znowu mąż wróci. Nie wiemy tego.
W pracy musisz mu pokazać, że jesteś twarda. I musisz taka być, bo jak nie wróci, to musisz być dla córki. Rozumiem, że jeszcze wiele lat jej brakuje do dorosłości.
Nie od razu minie Twoje cierpienie. Ale minie. Prędzej czy później. Jednym zajmuje to pół roku, innym kilka. Ale przychodzi spokój. Ja obecnie jestem spokojniejszy, niż gdy byłem z żoną. Musiałem wszystko poukładać w domu i jest OK.
Trzymaj się i pracuj nad sobą.
Pozdrawiam |
|
|
|
|
grzegorz_ [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-20, 17:42
|
|
|
Najsensowniej a jednocześnie najtrudniej umówić się na kawę (poza domem)
i spokojnie, bez okazywania emocji, bez oskarżania, bez słów "wróć" porozmawiać.
Tylko mąż wie dlaczego odszedł, zatem najlepiej go zapytać, zamiast domyślać się, a może diabeł opętał, a może trudne dziecinstwo, a może depresja... |
|
|
|
|
fuksja [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-20, 18:00
|
|
|
Dziękuję za słowa otuchy. Mąż faktycznie miał trudne dzieciństwo, był bity przez ojca i wiem, że o to ma ogromny do niego żal. Żadne z rodziców na nauczyło go rozmawiać i mówić o swoich problemach. Najlepszym lekarstwem była ucieczka. Podobnie jak teraz, mąż w dzieciństwie uciekał do sowich dziadków, na marginiesie mówiąc do domu w którym obecnie przebywa. Tylko dziadkowie już nie żyją. Myślę, że tam czuję się bezpiecznie tak jak w dzieciństwie. To taki typ niedojrzałego emocjonalnie samotnika. Problem też polega na tym, że za wszystko co złe próbuje mnie obarczyć odpowiedzialnością. Parę dni temu stwierdził nawet, że to ja mam złożyć pozew rozwodowy,a ja nie mam zamiaru tego zrobić. Włąśnie wróciła moja córka, dzisiaj była cały dzień z mężem. Przekazała mu list ode mnie, w którym zgodnie z zaleceniam Dobsona napisałąm, że nie będę go do niczego zmuszała i jak chce, może zyć samotnie. Ale mąż listu nie wziął, nie chciał przeczytać. Jak mu przekazać jakąkolwiek informację skoro nie rozmawia ze mną, listów nie przyjmuję, a sms'a pewnie skasuje przezd przeczytaniem. Ja już nie wiem co robić? |
|
|
|
|
Nirwanna [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-20, 19:42
|
|
|
Witaj, Fuksjo na forum
Przed Tobą długa droga, ale wielu z nas, jeśli przebyło choć jej kawałek i wlazło na małą bodaj górkę, mówi że warto Ta długa droga to w dużym skrócie "w relacji z Bogiem zmieniaj siebie, nikogo innego nie jesteś w stanie zmienić".
Zacznij od zdystansowania się emocjonalnego od męża i jego raniących zachowań. Nie chodzi o to, aby przestać go kochać, ale kochać tak, aby jego zachowanie czy słowa maksymalnie mało się na Tobie odbijały. Warto w tym celu poczytać trochę, jak i dlaczego zachowuje się człowiek z rodziny, gdzie były jakieś patologie. Łatwiej wtedy złapać dystans do swojej sytuacji. Warto też skorzystać z łask sakramentu małżeństwa i w rozmowach z Panem Bogiem pytać się właśnie o to co Cię dręczy, czyli - co robić? On zna odpowiedź, i to rozwiązanie będzie najlepsze dla Was obojga, i to nie tylko na dziś, ale i w dalszej perspektywie.
Uderzyło mnie kilkukrotne powtórzenie przez Ciebie "moja córka". A nie jest to Wasza córka? |
|
|
|
|
fuksja [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-20, 19:59
|
|
|
Oczywiście córka jest nasza, ale mam wrażenie że mąż tego nie rozumie, bo jak można krzywdzić tak swoje dziecko. Tym bardziej samemu będąc po okropnych przejściach w dzieciństwie. Próbuje jak mogę zdystansować się do całej sytuacji, ale w takich chwilach jak dzisiaj, kiedy córka spotyka się z tatusiem totalnie się rozklejam. I jeszcze ten odrzucony przez męża list ode mnie, jak ja mam nawiązać z nim kontakt...? Raz jestem silna i wierzę, że będzie dobrze, za chwilę ryczę i nie mogę nad sobą zapanować. I tak na przemian, obłędu można dostać. Z każdym dniem tracę nadzieję na to, że mąż będzie chciał wrócić, chyba mnie znienawidził po 11 latach małżeństwa, tylko za co. Nie dałam mu żadnego powodu.
Modlę się, płaczę,modlę się, płaczę... |
|
|
|
|
kenya [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-20, 21:49
|
|
|
fuksja napisał/a: | I jeszcze ten odrzucony przez męża list ode mnie, jak ja mam nawiązać z nim kontakt...? |
fuksjo, póki co nie masz wyjścia, musisz czekać na męża ruch.
Jeśli nie chce kontaktu z Tobą, nie zmusisz go.
btw, jak córka czuje się po spotkaniu z jej tatusiem?....nic o tym nie piszesz |
|
|
|
|
fuksja [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-20, 23:06
|
|
|
Do Kenya
Szczerze powiedziawszy wróciła dość zadowolona, dawno nie poświęcił jej tyle czasu co dzisiaj. Myślę, że ten dzień był dla niej naprawdę fajny i cieszę się z tego. I masz rację, do niczego nie zmuszę mojego męża, który widzi we mnie wroga i oprawcę, bo uaktywniła się jego trauma z dzieciństwa. Wiem, że on potrzebuje pomocy, ale pomóc sobie nie pozwoli. Więc co ja biedna mogę?
Do Nirwanna
Dziękuję za podpowiedź w sprawie zachowań dorosłych z rodzin patologicznych. Strzał w dzisiątkę, troszkę sobie poczytałam Ale niestety natknęłąm się na świetny artykuł o uzależnionych od miłości kobietach, czyli kochających za bardzo. Do tego uzależnienia ja pasuję jak ulał! I kolejne niestety - tacy mężczyźni jak mój mąż wiążą się z takimi kobietami jak ja ...i nieszczęście gotowe. Pozwoliłam sobie na ranienie mnie przez tyle lat, znosiłam to cierpliwie licząc na cud, bo bałam się i boję samotności. Faktycznie czas popracować nad sobą, znaleźć dobrego psychoterapeutę i dam radę. Szkoda, że mój mąż jest taki zamknięty i wycofany i nie daje sobie pomóc, nikomu.
Ale cóż, każdy jest kowalem swojego losu...Ale się cieszę że znalazłam się w tym miejscu i tak szybko otrzymałam pomoc. Nie ma to jak oddać się i uwierzyć Bogu! |
|
|
|
|
JakubekKaz [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-21, 00:10
|
|
|
fuksja napisał/a: | Więc co ja biedna mogę? |
Możesz, możesz Twoje "nic" to bardzo wiele. Czytasz Dobsona i już wiesz, że ruch należy właśnie do męża... Nie jest łatwo wytrzymać i być konsekwentnym, ale WARTO.
Pogody DUCHA |
|
|
|
|
fuksja [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-21, 11:43
|
|
|
Nie spałam dzisiaj prawie całą noc i zastanawiałam się jak ja sama mogłam doprowadzić do tak chorej sytuacji. Już po pierwszej wyprowadzce męża powinnam postawić wyraźne granice, a ja byłam tak szczęśliwa z jego powrotu, że naskakiwałam jak "kwoka" i spełniałam każdą zachciankę, nie myśląc zupełnie o sobie. Wiem, że mój mąż dźwiga ogromny bagaż traumatycznych doświadczeń z dzieciństwa, z którymi nie potrafi sobie poradzić. Ucieka w samotność krzywdząc najbliższych, bo tak jest najprościej. Nieświadomie pewnie powiela zachowania ojca z dzieciństwa, tyle że nie stosuje przemocy fizycznej. Nie potrafi sobie poradzić z problemami i chowa się za potężnym murem, ucieka sam przed sobą. Parę dni temu, kiedy telefonowałam do mojej teściowej, szukając w niej wsparcia ona powiedziała, że świetnie mnie rozumie, bo przez całe życie miała tak samo z teściem. Co za paranoja, ona przez prawie cztery tygodnie nic mu nie powiedziała, że rodzina jego syna jest w rozsypce, że syn się wyprowadził, bo bała się teścia reakcji, awantur i oskarżania.
Trudno oczekiwać, żeby mąż chciał się zmienić, ponieważ nie uświadamia sobie swojego problemu. Wiem, że on także bardzo cierpi i jest jak małe dziecko we mgle. Nie wiem kogo zaangażować do pomocy mu. Jak mężowi otworzyć oczy, że ja mówiąc o swoich potrzebach nie odbieram mu wolności. Jak wytłumaczyć, że funduje koszmarne przeżycia córce i zapełnia jej bagaż doświadczeń z dzieciństwa takimi wspomnieniami.
Martwi mnie, że nie znajdzie się nikt kto wyrwie męża z tego błędnego myślenia i nasze małżeństwo dobiegnie końca. I co wtedy Bóg na to, jest przecież przeciwny rozwodom...Wiem, że trzeba ciągle wierzyć, że może zdarzy się cud, ale chyba też trzeba trochę trzeźwiej spojrzeć na problem. |
|
|
|
|
kenya [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-21, 13:02
|
|
|
fuksja napisał/a: | Nie spałam dzisiaj prawie całą noc i zastanawiałam się jak ja sama mogłam doprowadzić do tak chorej sytuacj |
W tym jednym zdaniu zawiera się przekonanie i wciąż jeszcze sporo wiary, że TY możesz zmienić wewnętrzne życie męża, że posiadasz narzędzia za pomocą których wpłyniesz na to, że jego traumy go opuszczą.
Dopóki będziesz fuksjo iść tym tropem, spotykać Cię będzie rozczarowanie za rozczarowaniem.
Nie oczekuj też, że teściowa, która poddana jest od lat podobnym mechanizmom zależności, nagle znajdzie rozwiązanie - to niemożliwe. I z całą pewnością nie o brak chęci i zaangażowania tu chodzi.
fuksja napisał/a: | Trudno oczekiwać, żeby mąż chciał się zmienić, ponieważ nie uświadamia sobie swojego problemu. |
No właśnie!
Jedyne co możesz fuksjo, to skupić się na sobie, znajdując wsparcie w stosownej terapii, by pomoc sobie radzić z tą sytuacją i odkryć swoje własne traumy. On powinien to zrobić na własną rękę, nikt ale to nikt za niego tego nie załatwi.
Uznaj też Twoją bezsilność wobec tego, że nie jesteś w stanie uwolnić męża od jego traum, zaakceptuj to a przestaniesz się obwiniać a także gorączkowo szukać sposobów by NIM się zajmować - także poświęcając mu swoje myślenie, obecnie zapewne w formie kompulsywnej. Spójrz jak tracisz MOC oddając się takim praktykom.
fuksja napisał/a: | Nie wiem kogo zaangażować do pomocy mu. |
Wciąż wierzysz, że bez jego chęci i zgody, istnieje ktoś kto może zmienić jego życie.
fuksja napisał/a: | Martwi mnie, że nie znajdzie się nikt kto wyrwie męża z tego błędnego myślenia i nasze małżeństwo dobiegnie końca. |
A co z Twoim błędnym myśleniem? Nie boisz się, że możesz się z tego nie wyrwać?
Zdaj sobie sprawę, że TO CZAS by zająć się GŁÓWNIE sobą.
Odwróć uwagę od niego, skup się na tym jak sobie możesz pomóc. |
|
|
|
|
|
fuksja [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-21, 16:04
|
|
|
Wiem, że muszę się zająć się sobą i córką oczywiście.Wiem też, że wpadłam w pułapkę toksycznej miłości, ale już postanowiłam, zaraz po świętach ruszam na terapię. A to,że tak usilnie chciałabym znaleźć pomoc dla męża wynika z nadmiernej empatii i wyrozumiałości dla ludzi. Chciałabym mu pomóc tak normalnie, jak zwykłemu człowiekowi, a nie partnerowi. Zastanawiam się jeszcze na jedną kwestią, mąż zostawił bardzo sporo swoich rzeczy w domu, czy powinnam mu je spakować i oddać, czy zostawić i czekać, aż się sam upomni? Powiem szczerze,że bardzo się stresuję kiedy odwiedza córkę i zabiera kilka kolejnych rzeczy, które na daną chwilę są mu potrzebne. |
|
|
|
|
kenya [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-21, 19:16
|
|
|
fuksja napisał/a: | A to,że tak usilnie chciałabym znaleźć pomoc dla męża wynika z nadmiernej empatii i wyrozumiałości dla ludzi. |
Fuksjo, jak uważasz, które z Was obojga, Ty czy Twój mąż jest TERAZ bardziej nieszczęśliwe? |
|
|
|
|
fuksja [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-21, 19:40
|
|
|
Nie mam pojęcia co czuje mój mąż, mówi że świetnie mu samemu. Kiedy córka inormuje go, że jest jej smutno mąż odpowiada, że jemu też jest smutno. Patrząc na niego wcale nie można powiedzieć, żeby był szczęśliwy, teściowa też stwierdziła, że "coś go gryzie" i jest przygnębiony. Ale trudno to odgadnąć. Być może oboje jesteśmy jednakowo nieszczęśliwi. |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Michel Quoist
Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"
Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
Maria
Forum Pomocy "Świadectwa"
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
św. Ludwik de Montfort
Pełnia modlitwy
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAI Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz
Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz
Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza
Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty
Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny
"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz
Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy
Protest w obronie dzieci >>
| Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9 |
|
|