Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
jestem winna ale przeszlości już nie zmienię
Autor Wiadomość
aatka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-28, 01:21   

No jednak wcale nie przechlapane - niekochane przez małżonków górą - bo Twój sentyment zdecydowanie przeważa ;-)
O Bogu nie wspominam, bo to oczywiste że nas kocha. Podwójnie - również za te męskie egzemplarze które się nie bardzo udały..... Zwłaszcza te wszystkie biedne misie. I te ryczące pięćdziesiątki ;-)
 
     
Dabo
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-28, 01:27   

aatka napisał/a:
Zwłaszcza te wszystkie biedne misie.

Ty sobie Aatka tych misiów odpuść, bo jak by nie było każdy miś pazury ma a i nie daj żeby był ciężki i zarośnięty :-D Nie wspomne o tych ryczących.
AAAAaa i to niby kto się nie udał, że niby my? Nie wiedzą ciumoki co stracili. swoją lepszą stronę zostawiłem na deser.
 
     
renta11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-28, 07:19   

niekochane górą! Dlaczego? - bo już się nie muszą obawiać że mąż przestanie kochać ;-)

Bardzo się pod tym podpisuję :-D

Ja myślę Aatka, że mój mąż był poza domem za krótko, bo powinien być z pół roku. A przez ten czas winno się odbywać leczenie odrębne. I dopiero wtedy, oboje zdrowski, winniśmy się spotkać na nowo. A tak to najpierw mój mąż poczuł się strasznie samotny, a potem prawie codziennie jeździł na żagle, gdzie spotykał głównie młodszych od siebie. I ciągnął od nich energię i młodość, flirtował z młodymi laskami, i poczuł się tak, jakby dostał drugą młodość :-D I w listopadzie wrócił do domu. A właśnie wtedy powinien zostać sam, na zimę w swojej kawalerce (gawrze), miałby wtedy szanse zatęsknić do rodziny i wrednej żony. Na razie leczy się pół roku i cały czas jest na etapie, że "g...łam go przez 20 lat, a on trwał" No to dzisiaj trzeba by go beatyfikować :-D Dopiero jak zrozumie, że problem jest także w nim i zacznie prawdziwą pracę nad sobą, to po jakimś czasie będziemy mogli zacząć wspólną terapię.
Od miesiąca śpimy w osobnych pokojach, z mojej inicjatywy. Trzymam duży dystans, który także mnie był potrzebny. I jest dobrze. Ja się nie mogłam odnależć w tym, że on zewnętrznie jest ok, ale w środku obojętność aż piszczała. I robiłam cykliczne afery, kiedy zbyt dotykała mnie jego obojętność.
Mąż zainicjował dwie rozmowy, które kończyły się wzajemnymi oskarżeniami. Ja czułam się manipulowana przez niego, by przyznać, że całe małżeństwo było do de, że nie ma szans na wspólne życie, i obopólną decyzją się rozstajemy. Tak sobie to wymyślił. Obopólną :-D
Więc zaproponowałam rozmowy w obecności fachowca. Od kilku dni mąż o tym myśli. Odpowie po wizycie u psychologa (w środę pewnie), bo tylko tam dowiaduje się, co myśli :-D
Choć nie wiem, czy dla niego nie za wcześnie jeszcze. A mnie ciągle wmawia, że on chce być sam. Bo to wg niego usprawiedliwia wszystko. On przecież nie odchodzi do innej kobiety, ale chce być sam. Taki dobry jest :-D Ale kiedy psycholog mu powie, że jest na tyle zdrowy, by szukać odpowiedniej panienki, to .... na ten tychmiast ruszy na łowy :-D
Zaprawdę, byłoby śmieszne, gdyby nie było tak typowe. A ja popełniłam błąd wybierając ponad 20 lat temu 17-letniego chłopca, choć zaprawdę wyglądał wtedy na 28 lat. I niestety nawet nie mogę powiedzieć, że chociaż urósł przez te 20 lat. :-D
 
     
rona
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-28, 22:13   

renta11 napisał/a:
już się nie muszą obawiać że mąż przestanie kochać ;-)


Oooo.. Takk.. Ta myśl od pewnego czasu też bardzo mnie pociesza. Najgorsze już za mną. Usłyszałam już przecież od męża, że żałuje, że się ze mną ożenił, że to był jego największy życiowy błąd. Co w takim razie gorszego może się stać?? Jego odejście w tej chwili potraktowałabym bez większego żalu, a nawet jako szansę na zdystansowanie się i być może odbudowanie pewnych więzów.
To jednak mało realny scenariusz i dlatego męczę się okrutnie.
 
     
aatka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-29, 00:51   

Renta, te wspólne leitmotivy naszych mężów ..... Może ich ze sobą poznamy? Jakby tak zamieszkali razem ..... Dogadaliby się na pewno. A przynajmniej w kwestii nieudanych małżeństw i wrednych żon ;-) U mnie też były próby wmawiania mi obopólnej decyzji i chęci bycia samemu. No i niszczenie jego rodziny to taki żelazny punkt programu. Nie powiem, żałuję bardzo pewnych swoich zachowań, ale wiem też że zawsze winne są dwie strony.
Rona, ja już nie takie słowa słyszałam, a potem teksty wiesz przecież że w złości różne rzeczy się wygaduje których się nie myśli No wiem, sama też tak mam. Renta gdzieś tu fajnie pisała - to tylko żałosne racjonalizowanie ich zachowań. Wybielanie swoich własnych grzeszków. Ja nie mówię że jestem idealna, jeszcze długo nie, ale przynajmniej potrafię się do tego przyznać, wziąć winę na siebie i próbować coś z tym zrobić, a nie tylko w kółko wyciągać prehistoryczne przewinienia.
Może nie powinnam, ale szczerze Wam napiszę - gdybym nie wróciła do bliskości z Bogiem, gdyby nie pomagał mi przez to wszystko przejść, gdybym nie była już innym człowiekiem, zaryzykowałabym jakiś fikcyjny romans. Fikcyjny, bo po pierwsze mam zasady, po drugie za bardzo kocham tego dorosłego chłopaczka w krótkich majtkach którym teraz jest mój mąż, po trzecie za bardzo siebie szanuję, a po czwarte wreszcie - mam totalne obrzydzenie do rodu męskiego w obecnej chwili. I mogę się założyć, że uczucia małżonka odżyłyby w tempie błyskawicznym..... U Was pewnie też tak by się zadziało.
Czasem myślę że jego wiedza na temat moich zasad działa tylko na jego korzyść.....
A niech mu tam, może kiedyś zmądrzeje. Ostatnio powiedział mi dowcip: jakie jest najpiękniejsze wyznanie miłości męża? Jego słowa: kochanie dzisiaj ja zmywam .....
Zmywa, sprząta, robi zakupy i gotuje codziennie ponieważ jest na dłuższym zwolnieniu. Więc powiedziałam: to ja już sobie sama pozmywam, a usłyszeć wolałabym coś znacznie bardziej romantycznego..... Bez echa, jak się możecie domyślić.
 
     
renta11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-29, 10:56   

Aatka

No po prostu rozbroiłaś mnie. Bo ja też słyszałam, że różne słowa się mówi. A ostatnio, że co to właściwie jest miłość. Takie mówienie, potem wycofywanie się z tego i apiać od nowa.
Bez wódki nie rozbierzesz :-D

I też miałam ochotę na romans, ale bardzo konkretny, bo łóżkowy. W końcu bez seksu 16 miesięcy to duży wyczyn. Ale podobne jak Ty mam myśli. Siebie człowiek nie przeskoczy.

Mojemu mężowi zabroniłam myć mój samochód, robić jedzenie itd. Bo też wolałabym coś innego. Bo to jest ZAMIAST. Choć jako Nałogowiec Unikający Bliskości w ten sposób okazuje coś na kształt przyzwyczajenia.

Jedyny plus to przeczytał artykuły o kryzysie wieku średniego i powiedział, że coś w tym jest. Kilka dni temu przesłałam mu mailem książkę "Toksyczna miłość" Mellody Pia i powiedział, że czyta. Niech czyta, może coś ciekawego wyczyta. Bo ja wyczytałam, że byłam i jestem jeszcze trochę (odnowiło się to od września ub r) Nałogowcem Kochania. Pracuję nad tym teraz. Intuicyjnie potrzebowałam dystansu i potem wyczytałam dlaczego.

Zastanawiam się, czy jest o co walczyć? Bo kolejnym etapem małych chłopców może być znalezienie "prawdziwej miłości" w wieku podobnym do emocjonalnego wieku naszych mężów, i wtedy mogę usłyszeć, że przecież już kilka lat temu chciałem Cię opuścić, ale tak prosiłaś. Więc pa. :lol: Czy można będzie mieć zaufanie, poczucie bezpieczeństwa przy boku niedojrzałego męża? Czy jego psychoterapia cokolwiek da?

Daj mi kryształową kulę, a powiem Ci....
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-29, 11:17   

rona, bedziesz w sobotę na spotkaniu (o ile w ogóle jest, bo wcześniej ostatnio wyszłam i do końca nie wiem)?
 
     
rona
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-29, 19:41   

Będę :-)

Dziewczyny, to mój mąż poszedł jednak krok dalej.. On nic dla mnie nie robi. Zmywa, owszem, ale tylko swój talerz i kubek - mojego już nie ruszy. Nigdy nie gotował, nigdy nie sprzątał. Ostatnio nawet żarówkę wymieniałam sama ( i kupiłam ją też sama). On nigdy swoich słów nie żałuje, więc nie usłyszałam też "w złości różne rzeczy się mówi". Powiedział raz, że nie chce ze mną być, powiedział drugi - i tak jest.. Nawet gdyby kiedykolwiek pomyślał inaczej, to w życiu tego nie powie. Mój mąż NIGDY nie powiedział do mnie "przepraszam". Całe jego "staranie się" o nasz związek to fakt, że w ogóle jest ze mną fizycznie pod jednym dachem, i że nie przeniósł się ze spaniem na kanapę. Jego zdaniem to i tak dużo.

[ Dodano: 2014-04-29, 19:42 ]
Ps. A może by tak nie zaśmiecać wątku i przenieść dyskusję do nowego "Niekochane" - to taka moja sugestia do admina ??!!
Ostatnio zmieniony przez 2014-04-29, 22:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
mgła1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-29, 21:04   

Przez Boga - kochane
Przez Maryję, Świętych - kochane
Przez swoich rodziców - kochane
Przez rodzeństwo - kochane
Przez dzieci - kochane
Przez przyjaciół - kochane
Przez nasze psy i koty - wręcz uwielbiane!

Rona...o co chodzi? Że niby mąż nie kocha?
Temat na ten wątek: "Niekochane"- nietrafiony. :mrgreen:
 
     
rona
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-29, 21:16   

mgła1 napisał/a:
Rona...o co chodzi? Że niby mąż nie kocha?


To mało? Moim zdaniem, jednak nie..
Tytuł nowego wątku rzuciłam w nawiązaniu do poprzednich naszych postów. Nie będę się jednak przy nim upierać :-)

Gdybym miała większe mieszkanie, na pewno sprawiłabym sobie psa.. :-)
 
     
Jarek70
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-29, 22:29   

Dziewczyny wy kochacie czy sie mscicie, bo już głupi jestem....
 
     
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-30, 00:00   

Jarek70 napisał/a:
Dziewczyny wy kochacie czy sie mscicie, bo już głupi jestem....

naszło mnie podobne zwątpienie.... :oops:

renta11 - już zupełnie rozjechały mi się rachunki :
z tego co pisałaś w tym i innych wątkach :
męża wybrałaś kiedy był "17 letnim chłopakiem", choć wyglądał na 28,
był już wtedy po rozwodzie, bo zona zostawiła go po roku małżeństwa,
Ty z kolei byłaś wdową po 12 latach żałoby po pierwszym mężu...
Macie 21 lat małżeństwa, Ty masz 50 lat i "po raz pierwszy w życiu ktoś przestał Cię kochać"
( czyli obaj mężowie kochali Cię "na zakładkę", skoro pierwszego Pan wcześniej powołał, a jednocześnie dalej ktoś Cię kochał..)
Mąz ma ...? 38 ? ( 17 +21 = 38..chyba :-? )
Nie, nie oczekuję żadnych wyjaśnień.
To Twoja osobista sprawa, nic mi do tego

Popatrz tylko na te powyższe, liczby, fakty z Twoich postów - czy dostrzegasz w nich sprzeczność, chaos ?
Czy może, warto by znaleźć chwilę wyciszenia, żeby uporządkować trochę myśli ?
Dla siebie.
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-30, 08:46   

rona napisał/a:
Nawet gdyby kiedykolwiek pomyślał inaczej, to w życiu tego nie powie. Mój mąż NIGDY nie powiedział do mnie "przepraszam"


rona napisał/a:
On nigdy swoich słów nie żałuje, więc nie usłyszałam też "w złości różne rzeczy się mówi". Powiedział raz, że nie chce ze mną być, powiedział drugi - i tak jest.


NIGDY jak dotąd nie powiedział "przepraszam". Nie mówię, że kiedyś to zrobi, ale nie możesz być pewna, że kiedyś tego nie zrobi. Ja na to słowo czekałam 20 lat i prawdę mówiąc nie sądziłam, że kiedykolwiek je usłyszę. Przyznać się do błedu? Powiedzieć coś miłego, a nie skrytykować? A jednak... Bóg w rózny sposób dotyka naszych serc...

rona napisał/a:
mgła1 napisał/a:
Rona...o co chodzi? Że niby mąż nie kocha?


To mało? Moim zdaniem, jednak nie..


rona, a jak jego brak miłości wpływa na Twoją miłosc?. Czy będziesz kochała meż tylko wtedy, gdy on również bedzie Cię kochał?
Zadam Ci pytanie, które kiedyś EL zadała nam/mnie na spotkaniu, a które wywarło na mnie piorunujący wpływ:
"I co z tego, ze mąz Cię nie kocha? Teraz tak ma". Zastanów się jednak nad tym jak jego brak miłości wpływa na Twoją do niego miłosc. Czy przez ten fakt, Ty nie możesz, albo nie chcesz go kochać? Nie możesz mu okazywać swojej miłosci? Co Cię przed tym powstrzymuje? Ja wiem co to jest, przerobiłam te pytania w sobie. Ty też to zrób, ale bez oglądania się na męża. Patrz i badaj tylko swoje uczucia i swoje nieumiejetności z tym zwiazane, zastanów się skad się one biorą...

Pozdrawiam
 
     
renta11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-30, 08:59   

GregAn

No, rozbroiłeś mnie. Czytasz literalnie i bardzo dosłownie. I rachunki Ci się nie zgadzają :-D

Męża poznałam oczywiście, jak on miał 28 lat. Mentalnie ma moim zdaniem 17, i wtedy też tyle mentalnie miał. Właśnie wtedy ja zostałam wdową. Pierwszego męża po jego śmierci nie byłam w stanie opłakać i odpowiednio przeżyć żałoby, zrobiłam to w psychoterapii dopiero 12 lat później. To była dla mnie trauma, bo umarł w wieku 29 lat i ja sobie z tym po prostu nie umiałam poradzić. Z drugim mężem jestem 22 lata. Ja mam 51 lat, a on 50. Więc co do rachunków, to już się chyba zgadzają.

Co do kochania, nie kochania naszego.

We mnie jest dużo złości do mojego męża i ogromnie dużo rozczarowania. Rozczarował mnie jako człowiek. Dla mnie nie jest do pojęcia, że skoro on się "odkochał" jak sam twierdzi, to jest to dla niego wystarczający powód do odejścia i rozwalenia rodziny.
Dla mnie nie jest to wystarczający powód, bo moim zdaniem jest coś takiego jak "odpowiedzialność" za rodzinę, małżonka, dzieci. Przez wszystkie lata usprawiedliwiałam wiele złych zachowań mojego męża (agresja, chamstwo, alkoholizm, flirty z kobietami) i tłumaczyłam sobie, że pod tym wszystkim jest on jednak dobrym i wartościowym człowiekiem. Bo rodzina, dzieci są dla niego najważniejsze. Mój syn (dziecko pierwszego męża) miał drugiego ojca, to była duża wartość dla mnie.

A po 21 wspólnych latach nagle okazuje się, że rodzina nie jest już dla mojego męża najważniejsza. Bo można skrzywdzić dwoje dzieci i małżonka tylko po to, by dążyć do realizowania swojego osobistego szczęścia (wpisz sobie tutaj cokolwiek). Wszystko to, co było jego ogromnym plusem w moich oczach i co zawsze przeważało bilans na plus - nagle okazuje się, że .... tego nie ma. Tak po prostu się skończyło.

Mój mąż się pogubił, widzę to. Robi bilans życia i winą za całe zło tego, co mu w życiu nie wyszło, obarczył mnie. Bo ona (ja) zła kobieta była. Więc wystarczy tylko zmienić "złą" kobietę na "dobrą" i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki będzie dobrze. On w sobie winy nie widzi, przynajmniej do tej pory. Nawet ostatnio zaczyna twierdzić, że on nie jest alkoholikiem. I zaczyna znowu popijać (od czasu do czasu). Łudzi się, że może pić w sposób kontrolowany. Dobre jest to, że cały czas chodzi do psychologa (raz w tygodniu od pól roku) do Poradni A. U tego psychologa leczyła się jego mam przez wiele lat.

Wiesz, ja wiele rozumiem. Pogubienie, kryzys wieku średniego, odkochanie. Rozumiem, że on jeszcze jest w fazie zaprzeczenia (alkoholizmowi, jego problemom). Rozumiem, że psychoterapia - to czas. Dla jednych dzieje się szybciej, dla drugich wolniej. Ja już nawet nie staram się tego kontrolować, rozkminiać na czynniki pierwsze.

Ja już nawet zastanawiam się, czy chcę być z tak niedojrzałym i jak się ostatnio okazało nieodpowiedzialnym i już nawet nie wiem czy dobrym człowiekiem?

Ale daj mi człowieku prawo do "odreagowywania" na tym forum. Do wyładowywania swoich emocji. Staram się to robić w prześmiewczy, żartobliwy sposób. Lepiej, moim zdaniem, widzieć swojego męża chwilowo w "krótkich spodenkach" niż przekreślać go z powodu jego niedojrzałych i nieodpowiedzialnych zachowań.

Ja również chodzę na psychoterapię, bo od września ub roku jakby odnowiły się u mnie (uśpione od iluś lat po chodzeniu pewnie z 5 lat na Al-Anon) zachowania Nałogowca Kochania. Wiem, że są to usprawiedliwione totalnym odrzuceniem zachowania, i bardzo typowe dla kobiet w tej sytuacji. Ale .... zajmuję się sobą, widzę i znam swoje błędy z przeszłości, dbam o siebie, wracam do poczucia swojej wartości, widzę schematy zachowań swoich i męża, zmieniam siebie. Przypominam sobie i wracam do 12 kroków, czytam, zdrowieję po traumie odrzucenia, którą zafundował mi mój mąż. A jeszcze kilka lat temu (pewnie ze cztery) oboje mówiliśmy sobie, że toksyczny nasz związek już jest przeszłością, że trochę seks siadł, że zrobiło się trochę nudno, ale to jest normalne w zdrowym już związku ludzi po prawie 20 latach. I mnie było w tym normalnym, zdrowym związku bardzo dobrze. Czułam się po prostu rewelacyjnie, spokojna, zadowolona z życia kobieta mimo zewnętrznych niesprzyjających okoliczności (jego i moja praca). Mój mąż usiłował ze dwa razy mnie wrzucić na karuzelę (za każdym razem w okolicach Bożego Narodzenia), ale umiałam się przed tym obronić. Byłam zadowolona, że już potrafiłam się temu oprzeć i że jest tak zdrowo. I wtedy mój mąż zaczął się odkochiwać. Podejrzewam, że on się nie odnalazł w tej zdrowej atmosferze, bo on nic ze sobą nie robił (żadnej psychoterapii).
Od początku ubiegłego roku najpierw oddalił się fizycznie, emocjonalnie. Co miesiąc dwa spokojnie siadałam przy nim i mówiłam "Oddalasz się ode mnie, boli mnie to, pijesz za dużo, przemyśl to". I ... nic. A we wrześniu jego "nie kocham Cię, to małżeństwo wypaliło się". A ja myślałam, że on będzie mówił o swoim piciu, o pogubieniu się, o nieporadzeniu sobie z brakiem kariery zawodowej. A tu bęc, karuzela jak z piekła do Teksasu :lol:
I już nie potrafiłam się obronić. I razem na tej karuzeli kręciliśmy się pól roku.

Aż coś we mnie się zmieniło, jakaś klepka się spokojnie odblokowała i przestawiła w głowie. I znowu normalnieję, i wracam do siebie zdrowej (no prawie). I teraz to ja potrzebuję czasu. Bo ja nie chcę żyć cyklicznie na karuzeli, a nie wiem, czy z nim się da żyć zdrowo. Bo jeszcze zostało mu np. wsadzenie mnie na karuzelę poprzez znalezienie sobie kochanki. Niby chodzi do psychologa, ale czy i kiedy może wyzdrowieć? To lata pracy, wiem po sobie (w sumie pewnie z 10 lat mi to zajęło). Myślałam, że jestem zdrowa, a tu "nie kocham Cię" i ja znów na karuzeli.

Więc, czy to ma sens?

Daję czasowi czas. SOBIE i dla SIEBIE.

Ale pozwól mi spuszczać "parę" z nadmiernych emocji, nie robię nikomu tym krzywdy. Mój mąż tego nie czyta, jestem anonimowa. Nie jestem specjalnie religijna (w tradycyjny sposób), choć chciałabym być. Zazdroszczę tym,którzy w wierze i religii znajdują siłę.

Mgła
Jestem kochana przez kilka osób, ale nie przez męźczyznę, męża. Ale masz rację "niekochane" brzmi perjoratywnie.

Rona
Wymyślmy coś innego. Cholipka nie mam pomysłu na ten moment. Ale może na inny moment będę miała. Może "Klub wzgardzonych przez męża żon" :-P

[ Dodano: 2014-04-30, 09:06 ]
Zeniu

Bardzo mądry, dojrzały i pełen empatii wpis.

Kochanie bez oczekiwań, dawanie z siebie ... pomimo.

bardzo trudne i bardzo dojrzałe. Do tego trzeba po prostu ..... dorosnąć :-D
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 5