To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Czy jest sens żyć w nieudanym małżeństwie?

Anonymous - 2014-11-14, 11:38
Temat postu: Czy jest sens żyć w nieudanym małżeństwie?
]esteśmy małżeństwem 22 lata, nigdy nie byliśmy zgodnym związkiem, częste kłótnie i awantury. Tolerowałam to dla dobra dzieci, poza tym ciągle miałam nadzieję że to się zmieni. Pracuje zawodowo, dbam o dom, gotuje , piorę , prasuje, chyba jak wszyscy. Mąż nigdy mnie nie szanował, upokarzał i poniżał. Czasami uderzył a po alkoholu groził. Na początku mieszkaliśmy w małym mieszkanku z moimi rodzicami, potem wybudowaliśmy dom. Najstarsze dziecko się już wyprowadziło, w domu zostało dwoje młodszych prawie pełnoletnich. Mąż poniża także dzieci słowami np " to nie mogą być moje dzieci, gdyby były moje nie byłyby takie głupie". Rozmawiałam z mężem o nas, że powinniśmy podjąć terapię, ale on uważa, że to ja mam problem a nie on, poza tym dla niego to wstyd chodzić do psychologa. Myślę, ze jemu nie zależy. Najczęściej nasze ciche dni zdarzają się dlatego, ze mąż mnie znowu zprzeklinał i obrażał np dlatego, że szuram kapciami, albo nie zgasiłam światła w łazience, takie bzdury, ale jego to doprowadza do furii. Jest okropnie nerwowy, ma problemy sam ze sobą. Zazwyczaj było tak, ze po tych kilku dniach nieodzywania się, ja go przepraszałam, żeby uciąć tą atmosferę w domu. Raz nawet kiedy mnie pobił, kilka dni nie odzywaliśmy się a potem znowu ja do niego podeszłam i przepraszałam, żeby tylko był spokój . Mąż nigdy nie poczuwał się do winy, zawsze twierdził że tak postąpił bo to ja go sprowokowałam. Nigdy nie byliśmy razem na wakacjach, bo mąż uważa że dla niego najlepszy odpoczynek jest w domu, a kiedy odłożyłam trochę grosza, żeby zabrać dzieci nad nasze morze, to zaczęła się piekielna awantura. Stwierdził, że dzieci nie muszą nigdzie jeździć bo on nigdy nie miał wakacji. Nigdy nie chodzi z nami do kościoła, woli towarzystwo swojej rodziny. Nie jada z nami przy jednym stole posiłków. Mąż ma nie tylko złe strony. łoży na dom, dzieci i potrafi świetnie gotować. Dzieci od dwóch lat już namawiają mnie do rozwodu, tłumaczą, że powinnam wreszczie zacząć dbać o własną godność. Od pół roku nie rozmawiamy ze sobą, nie śpimy razem, opłaty robimy po połowie, nawet mu nie gotuje i nie prasuje. Mogłabym się wyprowadzić do moich rodziców, ale wtedy muszę szukać nowej pracy, a wiadomo z tym nie jest tak łatwo, muszę mieć pieniądze żeby się utrzymać, poza tym potrzebuję samochodu, mamy teraz tylko jeden, bo mąż uważa, że nie stać nas na dwa, dlatego ja jeżdzę do pracy rowerem bądź autobusem. Mogę też żyć z nim pod jednym dachem tak jak do tej pory, tylko czy jest sens załatwiać rozwód, po co mi papierek skoro miałabym mieszkać z nim nadal razem?
Anonymous - 2014-11-14, 14:19

Witaj Agnieszko!
Bardzo dobrze, że trafiłas na to forum. Po przeczytaniu Twojego wątku (oprócz ubolewania nad cięzkim Twym losem) zastanawiam się o co właściwie pytasz. Rozważasz rozwód a jednocześnie myślisz o dalszym mieszkaniu pod jednym dachem - kochana Agnieszako zastanów się czego tak właściwie chcesz - czy rozwodu? czy zmiany relacji w małżeństwie, czy wyporwadzki - na czym Ci tak naprawdę zależy - wtedy można się bedzie zastanowić jak to osiągnąć.
Rozwód jako ratowanie godności to nie wyjście - w zupełności wystarczy separacja.
Na koniec ( również ku przestrodze innych osób):
Aga45 napisał/a:
Mąż nigdy nie poczuwał się do winy, zawsze twierdził że tak postąpił bo to ja go sprowokowałam

Aga45 napisał/a:
e po tych kilku dniach nieodzywania się, ja go przepraszałam

Aga45 napisał/a:
Raz nawet kiedy mnie pobił, kilka dni nie odzywaliśmy się a potem znowu ja do niego podeszłam i przepraszałam, żeby tylko był spokój

Tym własnie przepraszaniem utwierdzany był Twój mąz w przekonaniu, że to Twoja wina - zaniechaj tego jak najszybciej. Wiem, że wynikało to z dobrych intencji, ale złe owoce przynosiło.

Anonymous - 2014-11-14, 14:42

Agnieszko, współczuję i jednocześnie zachęcam Cię gorąco do podjęcia indywidualnej terapii.

Robię to, nie dlatego że zgadzam się z Twoim mężem że to Ty masz problem (czyli, że jesteś przyczyną tego co się dzieje w waszej rodzinie), lecz dlatego że w tej niszczącej Ciebie i dzieci relacji nie możesz póki co liczyć, że mąż oprzytomnieje ani że się zmieni lub zechce choć podjąć się zmian.
Żeby chcieć się zmieniać trzeba zdawać sobie sprawę ze swoich ograniczeń i popełnianych błędów - tutaj z różnych względów możesz się nigdy tego nie doczekać.
Tak więc, pozostaje praca dla Ciebie, by chronić siebie i dzieci.

W twojej postawie (reakcji na jego zachowania) niestety widać już rezultaty wpływu na Ciebie destrukcyjnych zachowań męża, te na pewno odbiją się echem na psychice dzieci i ich przyszłym życiu. Zatem, także po Twojej stronie leży odpowiedzialność za dzieci.

Zanim podejmiesz jakąkolwiek decyzję, powinnaś być przekonana, całkowicie pewna że jest ona ze wszech miar właściwa a innej drogi nie ma.
Do tego potrzebna jest Ci praca nad sobą, tj. by posiąść umiejętność wyznaczania granic, zrozumieć jak wyjść z roli ofiary by w rezultacie odzyskać siłę i szacunek dla samej siebie a także wiarę, że możesz a nawet powinnaś mieć wpływ na swoje życie.
Większość z nas tutaj obecnych przekonało się dawno, że nie sposób zmienić drugiego człowieka, natomiast z całą pewnością możemy zmieniać siebie . Nasze zmiany w rezultacie, bywa że indukują zmiany innych, lecz nie zawsze niestety - to też trzeba wziąć pod uwagę.
Tak czy inaczej, zawsze WYGRYWAMY siebie.

Anonymous - 2014-11-14, 15:03

Agnieszko w moim małżeństwie było podobnie......... kiedy tu trafiłam słyszałam abym zaczęła pracę nad sobą......... bardzo się wtedy buntowałam........ ja mam pracować nad sobą? to przecież mój mąż jest tym złym........ to przecież On rozwala nasze małżeństwo........ ja się tak staram a On tego nie potrafi dostrzec ......... teraz wiem że należy zacząć od siebie , na męża nie miałam wpływu , miałam wpływ na to co zrobię ze swoim życiem....... tu na forum usłyszałam takie słowa " Jeżeli Ty się zmienisz jest szansa że i zmieni się Twoje otoczenie"............ nie bardzo w to wierzyłam.......

przede wszystkim STOP jakiejkolwiek PRZEMOCY :!: tak fizycznej jak i psychicznej
myślę że wsparcie się terapią jest konieczne ......... nie ważne czy mąż pójdzie ........ ty powinnaś aby wzmocnić siebie

czy w pobliżu Ciebie jest ognisko Sychar?.......... wiesz w grupie siła

Przytulam Pogody Ducha

Anonymous - 2014-11-14, 15:38

Żony nigdy nie uderzyłem ale przepraszać się dawałem - owszem, nawet wiele razy. Tak jak tu wyżej panie pisały. Musisz zainteresować się sobą i o siebie zadbać. Pójdź sama na terapię, zacznij od siebie, bo na to masz wpływ. Po jakimś czasie poczujesz się znacznie lepiej z tą właśnie świadomością, że Ty coś robisz a na jego ruch musisz poczekać, jeżeli w ogóle nastąpi ale silna modlitwą i bliskością Najwyższego oraz mądra o to co się dowiesz na terapii, nie będziesz już się zadręczała. Po tylu latach bycia razem, trudno oczekiwać motylków w brzuchu ale stosunki można sobie ułożyć - na bank i nie męczyć się za sobą.
Ja jestem na początku tej drogi ale nie boję się co będzie dalej. Może moja żona da się przekonać, że możemy jeszcze razem coś "zrobić" a może nie. Nie mogę się tymi pytaniami zadręczać.
W przypadku przemocy fizycznej, natychmiast lekarz, obdukcja, Policja, niech ma świadomość, że żartów nie ma. Spokój i stanowcze rozsądne działania, bez biadolenia, użalania się. Płacz w rękaw najlepszej koleżance albo podczas modlitwy przed Nim. Mąż powinien Cię widzieć, zadbaną, piękną, "zrobioną" i niech myśli o co tu chodzi. Szlaban na "obowiązki małżeńskie" też nie zaszkodzi. To powinno być przyjemnością a nie przymusem.
Jak możesz to odłóż parę PLN i kup sobie jakieś małe auto żeby nie być zależna od niego.
Tak ja to wiedzę, ten co ma swoje za uszami też i próbuje powoli coś z tym zrobić.

Anonymous - 2014-11-14, 18:12

Dziękuję, że Ktoś przeczytał i odpisał na mój post.
Forum Sychar jest mi znane od dość dawna. Kiedy pojawiały się gorsze dni w relacjach z moim mężem, szukałam jakiejś rady, pocieszenia w internecie i tak trafiłam na tą stronę. Na początku tylko przeglądałam i czytałam problemy innych, myśląc sobie, że nie mam najgorzej. Dopiero teraz postanowiłam opisać swój problem.

Zawsze było raz lepiej raz gorzej, ale gdzieś od około dwóch lat jest źle. Modlę się o uzdrowienie naszego małżeństwa i prawdą jest, że sama nie wiem czego chcę. Tak mi się wydaje, że chyba najbardziej, to chciałabym uratować to małżeństwo.
Wiem, że przepraszanie męża po kilku cichych dniach, tylko dlatego, żeby złagodzić atmosferę jest totalnym błędem. Teraz postanowiłam, że tego nie zrobię, ale nie wiem jak długo wytrzymam, proszę Boga o wytrwałość, może przez to coś do mojego dotrze.

Jeśli chodzi o terapię, to ja już chodziłam, dzieci mnie namówiły na rozmowy z psychologiem w Ośrdku Interw. Kryzys. Byłam na kilku spotkaniach, pewnie chodziłbym dalej, tylko, no własnie, brak samochodu mnie ogranicza, ale może sie to zmieni, bo mam zamiar kupić przechodzone auto. W Ośrodku proponowano mi najpierw terapię wspólną, a jesli on nie chce, to rozwód. Wszelką przemoc czy to fizyczną czy psychiczną powinnam od razu zgłaszć policji i robić obdukcje. Własnie to jest najtrudniejsze. Nie potrafiłam sie nigdy przemóc, żeby zadzwonić na policję, jest to dla mnie olbrzymi problem, po prostu się wstydzę opowiadać obcym ludziom o tym co dzieje sie pod naszym dachem. Poza tym w sąsiedztwie, mąż jak i jego rodzina są postrzegani jako ludzie idealni, uczciwi, pomocni i zaradni. Pewnie nikt by nie uwierzył w to co się dzieje.
Z pomocą Bożą może dam jakoś radę, proszę o modlitwę.

Anonymous - 2014-11-14, 20:03

Aga45 napisał/a:
Poza tym w sąsiedztwie, mąż jak i jego rodzina są postrzegani jako ludzie idealni, uczciwi, pomocni i zaradni. Pewnie nikt by nie uwierzył w to co się dzieje.
Z pomocą Bożą może dam jakoś radę, proszę o modlitwę.


wybacz że tak napiszę ale sama modlitwa nie pomoże........ owszem jest bardzo ważna ale nie załatwi za Ciebie spraw......... wiesz ja potrafiłam tak zakłamać to co działo się w moim małżeństwie że kiedy spotkałam się ze swoim bratem (jadąc na spotkanie grupy 12 krokowej) to mi nie uwierzył..........
zapytał mnie czy będę prowadziła to spotkanie na co ja że nie , że to ja jestem w kryzysie małżeńskim
odpowiedział abym przestała się wygłupiać i nie gadała głupot............
wtedy dotarło do mnie że maskę którą założyłam najwyższy czas zdjąć ........... sama przyczyniłam sie do tego w jaki sposób postrzegali mnie i moje małżeństwo otaczający mnie ludzie........

Agnieszko mi też wydawało się iż nikt mi nie uwierzy....... tylko że dalej w tym starym schemacie nie umiałam żyć......... "błotko" w którym tkwiłam twardniało coraz bardziej nie pozwalając mi oddychać
było mi już tak źle że postanowiłam "coś" z tym zrobić........ zrobić coś dla siebie nie oglądając się na męża , nasze rodziny czy innych ludzi.......... po prostu zadbaj o siebie......... taki zdrowy egoizm

Anonymous - 2014-11-14, 21:37

nawet nie wiesz jak poruszyłaś we mnie to co dawno zostało poukładane i posegregowane...... czytam Ciebie jak siebie sprzed paru lat :-/
nic nie robiłam z przemocą ekonomiczną, psychiczną i fizyczną męża, udawałam doskonale wspaniałą zonę wspaniałego męża, och ach jaki doskonały to był człowiek na zewnątrz, och ach jakie idealnie dopasowane maski sobie zakładałam
największym moim grzechem w trakcie trwania naszego małżeństwa był grzech ZANIECHANIA!! nie mogę go sobie do dziś wybaczyć, efektem mojego udawania, gry pozorów, nieumiejętnych prób naprawy sytuacji, braku stawiania granic jest zdrada i odejście męża, a w konsekwencji rozpad naszej rodziny, a przecież ja go tak kochałam........
mija czwarty rok, a ja z dziećmi nadal liżę rany i chyba nigdy nie przestanę, skutki mojego zaniechania będą ciągnąć się jeszcze długo i obejmują już następne pokolenie - moje cudowne wnuki................
Aga nie chowaj więcej głowy w piasek, ściągnij po kolei maski, przestań bać się własnego cienia, jesteś cudowną kobietą - wartą szacunku i uwagi, nie pozwól więcej na krzywdzenie siebie i dzieci!!!!
pozdrawiam

Anonymous - 2014-11-14, 22:25

Aga,

Kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu.

Aga pisze:
Cytat:
Z pomocą Bożą może dam jakoś radę, proszę o modlitwę.


może dam jakoś radę....brzmi jakbyś JUŻ się poddała, nawet niczego nie próbując, to bierna postawa utrwalona przez lata. W ten sposób niczego nie zmienisz, bądź przynajmniej tego świadoma.
Ne możesz oczekiwać zmian, niczego nie zmieniając w Twojej postawie.

Aguś, czy Ty kiedykolwiek odważyłaś się zagrozić mężowi, że w razie przemocy fizycznej z jego strony, musi się liczyć z interwencją policji? Czy wypowiedziałaś chociaż te słowa?

Anonymous - 2014-11-14, 23:10

witaj chyba jako zona przemocowca alkocholika powinnam cos dodac ,w 2009 roku zaczelam uczszczac na aal-anon .potem sychar 12 krokow ,przemoc wkoncu szczesc Boze zglosilam policji ,maz widzi zmiany i sam widzi co robi zle .no powodzenia i odwagi :mrgreen:
Anonymous - 2014-11-15, 16:41

Dziękuję za odpowiedzi i wsparcie.
Codzień modlę się i proszę Boga o siłę.
W tym wszystkim chyba najtrudniejsze jest to, by iść z podniesionym czołem jeśli ktokolwiek z otoczenia, sąsiadów, znajomych dowie się o nas. Bardzo wstydzę się tego, gdy wychodzę do pracy na drugą zmianę, a na ulicy mijam się z mężem, przecież nie odzywamy się do siebie, ale wścibsy sąsiedzi mogą zapytać męża, dlaczego z żoną nie rozmawia. Przecież on mnie zrówna z błotem, opisze swoje życie ze mną w czarnych barwach.
Mam sobie też dużo do zarzucenia. Wiadomo wina zawsze leży gdzieś pośrodku, ale staram się nie poniżać go, natomiast mąż w obecności swojej rodziny potrafi wyśmiać mnie, że nie za dobrze gotuje, albo że jestem tak samo głupia jak moja rodzinka. Nie wspomnę, że epitety pod moim adresem są nawet wtedy kiedy jest trzeźwy.
Mieliśmy już tych kryzysów chyba kilkanaście. Kiedy dzieci były jeszcze małe, chciało mi się jeszcze walczyć. Pamiętam jak rozmawiałam z jego matką, mieszkaliśmy wtedy w tym małym mieszkanku. Powiedziałam jej jak mnie traktuje jej syn, chciałam żeby przeniósl się do niej, żebym mogła przemyśleć, ale oczywiście mój mąż zignorował to , a teściowa rozłożyła ręce i nie chciała się mieszać.
Potem mąż wyjechał na kilka lat za granicę, budowaliśmy się, ja także pracowałam zawodowo. Mąz przyjeżdzał raz na kilka miesięcy. To były chyba najlepsze lata naszego małżeństwa, bo rozłąka i tęsknota, spowodowały że nie mieliśmy się kiedy kłócić.

Ale co dobre to trwa krótko.
W tym czasie uganiania sie za pieniądzem, doglądania budowy zaniedbałam swoje dzieci, które kocham najbardziej. To znaczy może nie do końca zaniedbałam, bo miały co jeść, były czyste, ale nie zadałam sobie trudu, żeby sprawdzić z kim spotykają się moje dzieci. Wiadomo, ojciec za granicą, ja w pracy, dzieci miały opiekę tylko mojej mamy (w tej chwili 81 lat). Wtedy nagle zauważyłam, ze moja 15 -letnia córka gimnazjalistka jest w ciąży. Szok był niesamowity. Prfzecież to jeszcze dziecko. Czekały mnie wtedy bardzo duże problemy, bo przecież sprawy w prokuraturze, dziiewczyna nieletnia, a oni chcieli zbadać czy ciąża nie jest wynikiem gwałtu. Następnie ustalenie opieki prawnej dla mnie, sprawy w sądzie. Ojciec dziecka w tym samym wieku co moja córka. Przeżyłam ogromne załamanie nerwowe. Bez przerwy pretensje od męża, że to moja wina, a córka ciągle wysłuchiwała od niego jaką jest k...Szok!!! Ale powiedziałam sobie, że nie zostawię mojego dziecka i pomogę bez względu na wszystko. Mąż nie mógł jej wyrzucić z domu, przecież ucierpiałby jego wizerunek.
Od tamtej pory minęło 6 lat. Córka ukończyła szkołę średnią, skończyła studia z tytułem licencjatu i teraz uczy się dalej na studiach magisterskich.
Wnusia kochamy jak własne dziecko, córka wyprowadziła się nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że mąż do tej pory jej nie wybaczył, miała dość gadania. Poznała fantastycznego chłopka, któremu nie przeszkadza dziecko,
Wszyscy uporaliśmy się z tym ale nie mój mąż,
Może po tych wydarzeniach, nie mam w sobie już tyle siły i może nie podołam

Anonymous - 2014-11-15, 17:21

moja droga maz jezeli jest alkocholikem to nawet jak jest trzezwy to nie oznacza trzezwego umyslu,i trzezwego myslenia,tak szczerze to ja jestem ta zozlza ktora cale zycie wyzuca blota na meza ,przy ludziach to mi ciezko zaprzestac bo idzie z automatu jak to sie mowi,ja przeciez nie stawialm granic ,tylko straszylam ,szantazowalm 2 razy wyzucalam go zdomu , a granice konkretne gdzie byly?..........................Ech kazdy znas ma swoje za uszami ,ja przemoc psychiczna dobrze opanowalam i nie jako ofiara lecz jako kat,moj maz raczej bez popitki,nie ma nawet odwagi mi cos zazucic :cry: to straszne ,jak pogataly sie nasze zycia,ale on pije bo chce ,a ja reagowalam na to jak reagowalm,
Anonymous - 2014-11-15, 17:41

Sylwio, wykropkowałem w Twoim poście nieładne słowo.
Anonymous - 2014-11-15, 21:12

Boże jak trudno znieść tą sytuację. Ja sama na górze mąż na dole, dzieci u swoich sympatii, a my w róznych kątach domu. Sami.

Jak długo to ma trwać? Jak wytrzymać, nie poddać się. Już mam chwile załamania, Boże dopomóż



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group