To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Całkowity brak bliskości w małżeństwie...

Anonymous - 2014-10-17, 14:53
Temat postu: Całkowity brak bliskości w małżeństwie...
Witajcie,
Nie wiem czy piszę w dobrym dziale. Nie wiem czy powinnam w ogóle o tym pisać. Nikt z Was mi nie pomoże, wątpię, że ktokolwiek może mi pomóc. Mam 26 lat, mój mąż też. Jesteśmy 2,5 roku po ślubie. Łączny nasz staż, wraz z narzeczeństwem to 6 lat. Naszym problemem jest moja niezdolność psychiczna do jakiejkolwiek bliskości. Jak długo może trwać małżeństwo w którym nie ma bliskości????

Napiszę od początku, wszystko co może mieć związek z moim obecnym stanem.

- mama i tata nie byli zgodnym malzenstwem. tata pił i sie awanturował, choc nigdy nikogo nie uderzył. Jest DDA. Osobą poniekąd skrajną. Albo bardzo radosny albo pije i się awanturuje. W mojej ocenie i ocenie mojej najbliższej rodziny - niezdolny do życia w rodzinie. Gdy miałam ok 12-14 lat, mama postawiła tacie ultimatum: albo się wyprowadzi i będą widywac się w same weekendy, albo separacja i zerwanie kontaktu. Wybrał pierwszą opcję. Życie po tym stało się lżejsze i bardziej poukładane, wreszcie było wiadomo czego można się spodziewać.

- gdy chodziłam do podstawówki tata lubił rzucać dwuznaczne teksty nt. seksu, myśląc, że my (ja z młodszą siostrą) niczego nie rozumiemy. Ja rozumiałam. Brało mnie wtedy obrzydzenie.

- w tym samym okresie (było to pewnie pod koniec podstawówki) kilka razy słyszałam jak rodzice uprawiają seks. Nie kojarzyłam tego w żaden sposób z 'wyrażaniem miłości' ale z czymś strasznym, obleśnym. Strasznie się wtedy stresowałam, nie umiejąc sobie tego dokładnie wytłumaczyć. Niby wiedziałam, że robią to bo chcą, że to jest ok.. że nikomu nie dzieje się krzywda. Ale emocje szły swoją drogą.

- w tym samym czasie (przez całą podstawówkę i gimnazjum) byłam BARDZO zakompleksionym i wszystkiego się bojącym dzieckiem. W szkole rówieśnicy mnie prześladowali, szczególnie w gimnazjum. Przed każdym pójściem do szkoły miałam ogromne stresy, bolał mnie brzuch. W tym wszystkim starała się mnie wspierać mama, ale nie mogła nic zrobić.

- Pod koniec gimnazjum, przez całe liceum przechodziłam okres buntu. Niewiele z tego okresu pamiętam złych rzeczy, głównie z opowiadań rodziny. Nie wiem, może podświadomie wymazałam to z pamięci? Piłam dużo alkoholu, wagarowałam, próbowałam narkotyków. Byłam sfrustrowana, nieszczęśliwie zakochana. Po alkoholu potrafiłam podnieść rękę na mamę, która była niezadowolona ze stanu w jakim wróciłam. Czas wówczas spędzałam tylko ze znajomymi. W domu zamykałam się w swoim pokoju i siedziałam przy komputerze lub przed tv.

- Po liceum mój najlepszy przyjaciel wyjechał na studia kilkaset km od domu. Nie widziałam sensu zostania w rodzinnej miejscowości (malutka mieścina, bez uczelni nawet). Rzuciłam wówczas właśnie zaczęte swoje studia, kurs prawa jazdy i staż. Pojechałam za przyjacielem, zaczynając studia na pierwszym lepszym kierunku na który się dostałam.

- Na studiach poznałam mojego obecnego męża. Pierwszy raz byłam szczęśliwie zakochana i stworzyłam z kimś normalny związek. Zamieszkaliśmy ze sobą po kilku miesiącach znajomości. Był moim pierwszym i jedynym parterem seksualnym. Współżyć zaczęliśmy ze soba po pół roku znajomości. Wydaje mi się, że wtedy wszystko szło w dobrym kierunku. Ale się zepsuło. Pare miesięcy później odkryłam, że mój chłopak ogląda pornografię, ogląda się za dziewczynami trochę jak 'za chodzącymi obiektami seksualnymi'.
Przeprowadziliśmy wtedy długą rozmowę, wyraziłam jasno swoje stanowisko. NIE dla takich zachowań, NIE dla jakiejkolwiek pornografii, NIE dla uprzedmiotowiania kobiet. To było moje ultimatum. Koniec z tym lub rozstanie. Obiecał, że to był ostatni raz. Uwierzyłam, chociaz moje poczucie wartości zostało już wówczas podkopane. Kilka tygodni później znalazłam na jego komputerze nowe ślady, tym razem już nie typowej pornografii ale niewybrednych zdjęć kobiet ubranych w wulgarne stroje. Dla mnie to było złamanie słowa, dla niego nie. Nie rozumiał mojego podejścia, dla niego to nie było nic takiego. Moje wątłe już wtedy poczucie własnej wartości i zaufanie do chłopaka runęło. Chyba to był moment, w którym powinniśmy się rozstać, jednak tego nie zrobiliśmy. Obiecał, że to się nigdy nie powtórzy i wg mnie słowa dotrzymał. Tamten moment był jednak dla mnie dużym przełamem w życiu. Trochę jakby cofnęła się do dzieciństwa, do podstawówki, gdzie byłam małym przetraszonym dzieckiem. Przestałam ufać zupełnie. Kontrolowałam na każdym kroku. Wróciłam też do wiary, którą przez czas studiów zupełnie zaniedbałam.

Zaczęło mnie gryźć sumienie, że sypiamy ze sobą przed ślubem. Z resztą po tamtych wydarzeniach przestałam mieć jakoś na to ochotę. Powiedziałam mu o tym, że sumienie mi nie pozwala na współżycie przed ślubem. Niechętnie ale zrozumiał. Później, gdy również zaczął zgłębiać swoją wiarę, zaczął to nawet popierać. Tak więc żyliśmy sobie do końca studiów razem (mieszkalismy razem), nie sypiając ze sobą. Z czasem już nawet się nie całując. Zostało samo przytulanie. Moja psychika miała się coraz gorzej, kontroli było coraz więcej. Narzeczony, choć czasem z trudem, starał się wszystko rozumieć. Przetrwać to. Myślał pewnie, że w końcu wszystko się zmieni, że zaufam, że po ślubie będzie sielanka. Przez całe narzeczeństwo narastała w nas chora relacja. Moje kompleksy spowodowały chęć wyizolowania się od świata. Żeby nie spotkać żadnej ładnej dziewczyny, żeby on na nią nie patrzył. Żeby nie zobaczyć żadnej sceny w filmie, ładnej aktorki. Nie wychodziliśmy więc, nie oglądaliśmy tv. Obłęd.

I niestety trwa on do dziś. Też naiwnie myślałam, że po ślubie wszystko się ułoży. Że nasza relacja się odmieni, że moje podejście do życia, moje ogromne kompleksy gdzieś same ulecą. Przecież się kochaliśmy. Przecież w gruncie rzeczy już nie myślałam o wydarzeniach z przeszłości. Dziś jesteśmy 2,5 roku po ślubie. Kochamy się. Mało się kłócimy. Lubimy spędzać ze sobą czas. Jednak nie współżyjemy, nie jestem w stanie się zmusić do żadnej bliskości. 1,5 roku nie było między nami żadnego kontaktu, nawet pocałunku, nie licząc takiego 'przyjacielskiego'. Nie przepadam też za przytulaniem, nie lubię patrzeć w oczy. Obłęd z unikaniem ludzi trwa nadal. Nie porafię normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Ogromnym trudem jest dla mnie chodzenie do pracy, do lekarza, na zakupy, w tłumne miejsca. Wszystkiego się boję, wszystkim stresuję. Pójście do psychologa lub psychiatry to czysta abstrakcja. Nie jestem w stanie się uzewnętrznić do obcej osoby. Z resztą do bliskiej osoby też nie. Z mężem nie rozmawiamy o tym. Unikamy tematu. Jednak ciągle powraca temat braku bliskości między nami. Mąż musi prosić nawet o przytulanie :(

Czuje się beznadziejna, czuje, że przegrałam życie i przegrywam je codziennie. Mamy po 26 lat a żyjemy jak staruszkowie. Boję się, że nasze małżeństwo w końcu się rozpadnie, jesteśmy przecież na najlepszej do tego drodze. Czuję się upośledzona, uszkodzona, niezdolna do normalnego życia i normalnych bliskich relacji. Już nie chodzić o sam seks ale o brak zdolności do jakiejkolwiek bliskości, nawet czułego dotyku.

Dodam jeszcze, że znajomi i rodzina uważają nas za zgodne, fajne małżeństwo a mnie za fajną, sympatyczną dziewczynę. Nikt nie wie ile wysiłku mnie kosztują kontakty z innymi ludźmi. Nikt nie wie co siedzi w mojej głowie. No, może poza mężem. Czuję się jakby dzielił mnie od reszty świata ogromny mur, przez który nie potrafię się przebić. Nie wiem co mam z tym robić. Próbowałam walczyć ze sobą, próbowałam wychodzić do ludzi, starać sie otworzyć. Nie dało do żadnych rezultatów.

Piszę to na tym forum, a nie na żadnym innym, bo wiem, że gdzieś indziej przeczytam, że powinniśmy się rozstać i spróbować ułożyć relację z kimś innym. Ale przecież my jesteśmy małżeństwem, przecież ślubowaliśmy. Tylko czy to małżeństwo w ogóle jest ważne?? Dziękuję za przeczytanie, jeżeli ktoś dotrwał do końca.

Anonymous - 2014-10-17, 19:12

Witaj Aloana

Smutny jest Twój list. Smutne jest Twoje życie. Smutne jest życie Twojego męża.
Czy się rozstawać? Nie. On przy Tobie trwa. Musisz mu pomóc. Musisz się przemóc.
Jak czytałem Twój list do głowy przyszła mi tylko jedna jedna książka, którą chciałbym Ci polecić. Autor Jim Conway, tytuł: Dorosłe dzieci rozwiedzionych rodziców. Jest jeszcze jedna, którą można ściągnąć jako e-book, autorstwa ks. dr Grzegorza Poloka, adres:
http://www.rozwinacskrzydla.pl/

Po przeczytaniu pierwszej książki zrozumiałem swoją żonę. Niestety za późno. Jak nad sobą popracujesz, to jest szansa. Autor tej książki miał podobnie. Zaczął nad sobą pracować i mu się udało. Gorąco polecam.

A co więcej? Nie wiem. Jestem na to za głupi. Musisz jednak znaleźć kogoś kto Ci pomoże. Musisz się przełamać. Z tego co piszesz, masz wspaniałego męża. Czy dla niego nie warto powalczyć?

Pozdrawiam
Jacek

Anonymous - 2014-10-17, 19:54

Witaj, Aloana :-)
Dobrze, że tu napisałaś, wsparcie będziesz mieć na pewno, plus garść przydatnych rad. Czytaj to nasze forum, a na pewno znajdziesz sporo przydatnych treści.
Słusznie Jacek pisze o tym, aby zagłębić się w problem za pomocą lektury. To na pewno pomaga wiele rzeczy wyjaśnić i poukładać sobie w głowie. Ale sądzę, że to od strony wiary powinnaś podjąć najsilniejsze działanie.
Kiedy nawiązujesz bliską relację z Bogiem, kiedy oddajesz swoje życie w Jego ręce, kiedy słuchasz, jaki On ma pomysł na Twoje życie - to życie zaczyna się zmieniać :-) Czasem powoli i stopniowo, czasem rewolucyjnie.... ale na pewno w dobrym kierunku.
Zacznij od częstej Eucharystii, częstego i regularnego czytania Pisma Świętego, może gdzieś w Twojej okolicy możesz pójśc na mszę z modlitwą o uzdrowienie? Zacznij, a Chrystus Cię poprowadzi, pokaże jak też "po ludzku" możesz działać i na dokładkę da Ci na to siły i odwagę :-)
Wspieram modlitwą!

Anonymous - 2014-10-18, 22:02

to trudne, nie da sie w ten sposób żyć;
są zapewne przyczyny takich zachowań, a jakie to tylko Ty sama może je odnależć ;
skorzystaj z rekolekcji ks Dominika Chmielowskiego http://wobroniewiaryitrad...ik-chmielewski/

Anonymous - 2014-10-18, 23:26

Cytat:
Nie jestem w stanie się uzewnętrznić do obcej osoby.


:shock:

Może w realu , bo w tym poście
to ja widzę osobę bardzo komunikatywną i otwartą .

Zapewne wszystko co napisałaś JEST ważne , wszystkie fakty i wydarzenia mają wielkie znaczenie .
Żródło problemów ( bo problem ze współzyciem to tylko jeden z nich )
tkwi zapewne w relacjach rodzinnych .
Często nie uświadamiamy sobie wielu spraw , nawet blokujemy je .
Pewnie dobrze by "wyspowiadać się" komuś mądremu .
( psycholog , przewodnik duchowy ......... na pewno Bóg )
"Brak" ojca a w zasadzie gorzej - jego negatywny obraz , obraz relacji rodziców
stąd strach , niskie poczucie wartości , niepewność siebie , brak dobrych wzorców , zagubienie .

Z całą pewnością te szokujace dla ciebie wspomnienia z pokoju rodziców
narobiły szkody .
Ja pamiętam jak jako dziecko przeganiałem kaczki lub koguta , bo się "biły" .
Starsze roczniki ( jak ja ) miały to szczęście , że nie było internetu ,
czyli nie było filmów pornograficznych .
Teraz każde dziecko może się do woli naoglądać .
Zwykle to co widzi jest karykaturą współżycia .
Zero uczucia , seks i zwykle poniżający dla kobiet .
Udawanie , montaże , patologia .
Ale młodzi biorą to serio .
Potem , już w realu wszyscy pokrzywieni , zaskoczeni
że to nie tak , że coś z nimi nie tak itp.

Jasne że błędem było zaczynać przed ślubem , ale dobrze że twój mąż
nie zmusza choć nalega i podejmuje ten temat .
Chce - znaczy nie widzi w tobie czegoś odstraszającego .
Sama piszesz - uważają cię za fajną dziewczynę .
Może źle widzisz sama siebie ?
A przeglądamy się w lustrze , w innych .

Jest tu jakaś tajemnica , tego strachu przed ludźmi .
Piszesz , że czujesz się UPOŚLEDZONA .
Tu bym szukał ......... z jakiego to powodu ?
Na pewno czujesz jakiś kompleks w związku z własnym ciałem
( ten strach przed innymi "ładniejszymi" )
wcale nie koniecznie uzasadniony .
Czasem , paradoksalnie bardzo ładne dziewczyny , czuję się nieatrakcyjne , gorzej postrzegane itd.
Ale to chyba nie jedyny problem , choć ważny .

Boisz się wykorzystania w łóżku , nawet prawdopodobnie
jesteś mocno przeczulona na tym punkcie , w drugą stronę .
I to co reszta uznała by za normalne , dla ciebie takie by nie było .
Tak zgaduję , znaczy próbuję się wczuć . :mrgreen:

Rozstać ?
Oczywiście że nie .
Problem jest w w tobie , w mężu .
Zapewne macie różne .

Miałaś kiedykolwiek bliska przyjaciółkę od serca ?
A teraz ?
Kiedykolwiek - osobę której się mogłaś zwierzyć ?
A teraz , wcześniej mężowi ?

Może jakaś sytuacja z dzieciństwa sprawiła , że ZAMKNĘLAS się w swoim świecie ?

Strach przed porzuceniem i niewiara w swoją wartość .


Widzisz , praktycznie
to ty sama jesteś chyba łatwym "łupem" . :mrgreen:
Taka osoba da się łatwo omamić , zwieść i zranić potem
jakiemuś gagatkowi .
Zwykle on to nazwie "prawdziwą miłością" , zacznie prawić komplementy .
I tobie to nawet pomoże ........ do czasu .


Ale tak już kończąc .
Napisałaś sensownego posta .
Są tam i fakty i uczucia .
Widzisz i przeczuwasz sama wiele spraw .
Wielu nie jesteś winna .
Nie wybieramy sobie rodziny np .
Ale wiele zalezy i od nas .
A uczyć się , dociekać i zmieniać na lepsze SIEBIE
a potem i nasze relacje z innymi
możemy zawsze .

Anonymous - 2014-10-19, 20:29
Temat postu: Re: Całkowity brak bliskości w małżeństwie...
Obłęd z unikaniem ludzi trwa nadal. Nie porafię normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Ogromnym trudem jest dla mnie chodzenie do pracy, do lekarza, na zakupy, w tłumne miejsca. Wszystkiego się boję, wszystkim stresuję. Pójście do psychologa lub psychiatry to czysta abstrakcja. Nie jestem w stanie się uzewnętrznić do obcej osoby. Z resztą do bliskiej osoby też nie.

Wg mnie koniecznie powinnaś pójść do psychiatry i opowiedzieć mu o swoich lękach. Mi się to kojarzy z nerwicą lękową, a to po prostu trzeba leczyć i można wyleczyć (leki, psychoterapia). Nie leczona nerwica może się pogłębić i będą jeszcze większe kłopoty. Weź jakąś miłą osobę pod rękę, niech Cię zaprowadzi do lekarza. A oprócz tego tak jak to już pisano: modlitwa i studiowanie polecanych konferencji i artykułów.

Anonymous - 2014-10-19, 21:51

Witaj!

Trafiłaś w dobre miejsce :-) Pan Bóg tu działa.
Są tu b. doświadczeni ludzie przez los :-)

Hej - nawet jak małżeństwo sakramentalne od samego początku było w kryzysie to jest do ocalenia. Nawet i tacy są tutaj którym się udało. (ja jestem w trakcie).

Piszesz ==> Kochamy się. Mało się kłócimy. Lubimy spędzać ze sobą czas!!!

Kobieto to jest dobry start. Szukaj wertuj te strony sycharowskie. Psychiatrów juz Ci polecano :-)

Odsluchajcie tez kazania ks. Marka Dziewieckiego http://www.youtube.com/wa...t17QSzl8bGpxm3X

Ja polecam Mszę Świetą i to codzienną. Pisz co Cie poruszylo.

Anonymous - 2014-10-22, 13:25

Dziękuję za ciepłe przyjęcie, za rady i za brak krytyki.

Moim jedynym dotąd pomysłem było zwrócenie się ku Panu. Pierwszym krokiem było zwrócenie się do Was i zapisanie się na rekolekcje ewangelizacyjne, na których byliśmy z mężem. Otrzymałam tam wiele łask. Oboje złapaliśmy wielkiego powera wiarowego, szczególnie gdy uświadomiliśmy sobie jedną rzecz: Pan nas kocha i jest przy nas każdego dnia i w każdej trudnej sytuacji a my powinniśmy wielbić Go niezależnie od naszego położenia, za wszystko. Nawet za kłopoty i niepowodzenia! Pan ma dla nas plan :-) Myślę, że to początek zmian na lepsze, chociaż nie mam jeszcze żadnych pomysłów jak one miałyby się dokonać.
Dziękuję za polecone mi wykłady i książki. Jak tylko skończę czytać obecną książkę ("Moc uwielbienia" Merlin R. Carothers), zabieram się za zadania od Was.
Muszę kilka spraw jeszcze przemyśleć, poukładać sobie w głowie. Wreszcie uporać się ze wszystkim co mnie dręczy już długimi latami. Mam nadzieję, że nie jest na to jeszcze za późno.

Cieszę się, że do Was trafiłam. Proszę o modlitwę.

Anonymous - 2014-10-22, 13:27

aloana napisał/a:
Mam nadzieję, że nie jest na to jeszcze za późno.
- nigdy nie jest za póżno :-D :-D :-D :-D :-D
Anonymous - 2014-10-22, 13:49

nigdy nie jest za pozno.............witaj ja jestem DDD bo moj tato zmarl na alkocholizm jak mnialam 2 latka,mama starala sie jak mogla nas wychwoywac ,lecz mniewala roznych panow -lozkowych,bralo mnie tez wowczas obzydzenie,ale teraz wiem z moje stosunki seksualne z mezem sa inne itd,moj maz jest alkocholikem-przemocowcem,jednak doszedl do wnioskow chyba :lol: ze tak zyc nie mozna dalej ,i popija nadal duzo mniej-niz kiedys ,i staje sie normalnym czlowiekiem,co ma byc to bedzie.Podody ducha i szukaj pomocy,bog dziala tez przes ludzi
Anonymous - 2014-10-22, 15:07

mare1966 odniosę się jeszcze do Twoich słów. To prawda, że często nie uświadamiamy sobie wielu spraw. Długo starałam się odsuwać swoje problemy gdzieś na bok. Był momenty, że chwilami nawet w to wierzyłam. Były momenty, że śmiałam się z osób, które usprawiedliwiały swoje problemy byciem DDA lub DDD. "A co to ma do rzeczy? Przecież każdy ma swój rozum a przeszłość jest bez znaczenia" - myślałam. Jednak gdy dopuściłam do świadomości, że mam problemy i zaczęłam drążyć, w pierwszej kolejności zaczęły wracać wspomnienia z dzieciństwa właśnie.
Moje kompleksy - potrafię to stwierdzić obiektywnie - są nieuzasadnione. Jestem ładną kobietą, wiem o tym, słyszę to często. Będąc sama ze sobą, potrafię spojrzeć w lustro i pomyśleć: "niezła z ciebie kobietka :)". Wszystkie te dobre myśli jednak uciekają w momencie spotkania z innymi osobami. W momencie gdy mam możliwość porównania, czuję się gorsza niż wszyscy inni, będąc równocześnie świadoma, że to nieprawda. Ciężko mi sobie z tym poradzić, ponieważ rozum sobie a emocje sobie.

W tym swoim nieszczęśliwym światku zamknęłam się w momencie pójścia do szkoły. Byłam bardzo zestresowana, nie umiałam dogadać się z rówieśnikami a oni, wyczuwając to, zaczęli mi dokuczać, z czasem gnębić. Miałam wówczas jedną, zaufaną przyjaciółkę, która jest nią do dziś, jednak z racji na jej przeprowadzkę do innego kraju, nasz kontakt się osłabił.

Jeszcze powracając do tematu seksu. Mam zakorzeniony jego obraz rodem z filmów porno. Kojarzy mi się WYŁĄCZNIE z poniżeniem i patologią. Bardzo prawdopodobne, że to wpływ zdarzeń z początku znajomości z moim mężem. Świadomość, że on to oglądał, że to mu się podobało, że patrzył na to z podnieceniem - do tej pory wzbudza we mnie obrzydzenie. I choć minęło już parę lat od tamtych zdarzeń, nie potrafię pomyśleć o seksie inaczej. Bliskość przez seks? Dla mnie to niepojęte. Zupełnie.

Nirwanna, podczas rekolekcji była spowiedź i modlitwa o uzdrowienie. Czytania Pisma Św. nigdy nie było, choć uważałam się za osobę wierzącą. Chcę to zmienić. Rekolekcje dużo mi uświadomiły.

Anonymous - 2014-10-22, 16:03

aloana napisał/a:
Jeszcze powracając do tematu seksu. Mam zakorzeniony jego obraz rodem z filmów porno. Kojarzy mi się WYŁĄCZNIE z poniżeniem i patologią. Bardzo prawdopodobne, że to wpływ zdarzeń z początku znajomości z moim mężem. Świadomość, że on to oglądał, że to mu się podobało, że patrzył na to z podnieceniem - do tej pory wzbudza we mnie obrzydzenie. I choć minęło już parę lat od tamtych zdarzeń, nie potrafię pomyśleć o seksie inaczej. Bliskość przez seks? Dla mnie to niepojęte. Zupełnie.


Problem zapewne leży znacznie głębiej a może wcześniej (w czasie).
Moim zdaniem bez porządnego psychoterapeuty tego nie rozwiążesz.
Zdecydowana większość facetów ogląda lub oglądała porno i niemała część kobiet też
i nie powoduje to zahamowań w seksie,a niektórych wręcz odwrotnie.
Oczywiście nie mówię o sytuacjach patologicznych, gdy np facet codziennie oglada porno zamiast się zainteresować żoną.
Nie ma sensu się oszukiwać i szukać problemu w mężu (tego, że kiedyś obejrzał porno), a nie w sobie. To droga prowadząca do rozstania. Nie macie 60 lat, więc trudno liczyć na to , że mąż zaciśnie zęby i będzie trwał kolejnych 10 lat w takim układzie

Anonymous - 2014-10-22, 21:33

aloana napisał/a:
Moim jedynym dotąd pomysłem było zwrócenie się ku Panu

Witaj,
wiesz Bóg często działa przez ludzi, których Ci podsyła, rozumiem, że Twoje problemy natury intymnej stopują Cię nieco w potencjalnych kontaktach z terapeutami jest jednak pewne wyjście. Ponieważ nie napisałaś skąd jesteś trudno podrzucić ci konkretny adres ale może przemyśl sam zamysł,. Wśród wielu poradni zarówno psychologicznych jak i zdrowia psychicznego pracują czynnie kapłani może to by ci ułatwiło start w terapię gdybyś takiego znalazła i pierwszą i następne wizyty potraktowała jak spowiedź, możesz to na wstępie zaznaczyć, że taka forma ułatwi ci kontakt, myślę, że żaden kapłan ci nie odmówi, a w pouczeniu otrzymasz wskazówki jak będzie się dalej rozwijała Twoja terapia lub adres gdzie masz sie udac po pomoc.

Anonymous - 2014-10-22, 23:57

Zgadzam się także z tym co napisał Grzegorz .

Doznałaś w dzieciństwie pewnego rodzaju "szoku" .
Pozostał do dziś STRACH .
Tutaj kluczowa rola także dla męża .
Musi być cierpliwy .
Musicie się do siebie zbliżyć bardzo tak duchowo i emocjonalnie .
A potem zacząć od zwykłego przytulania itp. gestów .
No i bardzo klasycznie .
Filmy pornograficzne są niesamowicie monotematyczne
i fakt w zdecydowanej większości kobiety są w nich poniżane .
Lansują pewien "standard" współżycia , który jest w zasadzie patologią .
Osoby młode , "nieobyte z tematem" albo wrażliwe
dostają wtedy takiego urazu psychicznego .

Sądzę jednak , że u Ciebie kluczowy o podstawowy
jest ten strach przed innymi ludźmi .
Cytat:
W momencie gdy mam możliwość porównania, czuję się gorsza niż wszyscy inni, będąc równocześnie świadoma, że to nieprawda. Ciężko mi sobie z tym poradzić, ponieważ rozum sobie a emocje sobie.

Tu na pewno dobry psycholog potrzebny .
Ale i samej poczytać , bo masz potencjał .



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group