To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Zdrada żony

Anonymous - 2014-09-23, 17:09

Opierając się na własnych doświadczeniach i błędach, spróbuję podpowiedzieć, że moim zdaniem dla zachowania/utrzymania/odzyskania (niepotrzebne skreślić....) własnej godności we własnych oczach warto być przede konsekwentnym i nie "mielić" tego samego po kilka razy.
Jeśli coś przekracza Twoje granice, mów o tym. Raz, jasno, dobitnie. I zapowiedz że nie będziesz tego tolerował, bo to Cię rani i upokarza.
I gdy sytuacja się powtórzy (co niestety prawdopodobne, bo zdradzający wyłącza empatię), to niestety nie będziesz mógł tego tolerować. Każda granica może być przekroczona tylko RAZ.

Czyli bardzo możliwe, że będziesz musiał pójść krok dalej. Jak i gdzie - tego nikt dokładnie Ci nie powie.
Chodzi o to, by nie zatrzymywać się w bagienku, bo na to liczy niestety krzywdzący małżonek. Że jakoś to zniesiesz, że da się to jeszcze jakoś przeciągnąć. Że zaciśniesz zęby i dasz radę jeszcze miesiąc, jeszcze rok.


Trudne jest postępować krok po kroku do przodu, bo to może oznaczać bardzo duże zmiany w życiu. Ale warto dążyć w tę stronę, warto zdrowieć, warto uniezależniać się od moralnego bagna w jakim tkwi zdradzający małżonek.
Potem, gdy człowiek jest już na zewnątrz tego bagna, gdy ma wolne nogi, jasny umysł i swobodne ręce, dopiero wtedy może próbować ratować żałośnie taplającego się małżonka.

Ale dopiero gdy sam się wyswobodzi, uniezależni, i opłucze z błota.

Anonymous - 2014-09-24, 09:16

Użytkowniku,
Nie znam Twojej sytuacji, ale z tego co piszesz wynika, że żona ma kochanka i że utrzumujecie kontakt w sprawach codziennych. Mieszkacie ze sobą? Rodzina wie? Przyjaciele? Jeśli pracuja razem, pracodawca? Czy żona ma szansę odczuć jakiekolwiek społeczne oburzenie? Czy została poproszona o opuszczenie wspólnego zamieszkania? Czy mieszkanie opuściłeś Ty? Tkwienie w takiej "wspólnej" trójkątnej mentalnej sytuacji jest dobijająco niezdrowe. Należy się izolować od ranienia - to jest właśnie nie pozwalania na ranienie. Ja to tak rozumiem. Być stanowczym i kochającym człowiekiem: nie rań mnie, czekam na Ciebie, jak się obudzisz.

Anonymous - 2014-09-24, 16:15

Samboja napisał/a:
Czy została poproszona o opuszczenie wspólnego zamieszkania? Czy mieszkanie opuściłeś Ty?

Trochę już pisałem w moim wątku. W zasadzie na razie mieszkamy tak w połowie razem. Z opuszczeniem wspólnego mieszkania to będzie problem, gdyż w zasadzie to formalnie ona jest użytkownikiem tego lokalu (nie jest to mieszkanie własnościowe). Sam wyprowadzać się nie zamierzam, bo niby dlaczego. Gdy urodzi się dziecko, pewnie widywać się będziemy bardzo rzadko. Rodziny w to mieszać nie zamierzam, już kiedyś to przerabiałem i skończyło się fatalnie. Żona wykonuje wolny zawód, więc informowanie pracodawcy też nie wchodzi w grę. Najważniejsze co mi zostało to walka o swoją godność i przede wszystkim - sprawy finansowe, jeśli dojdzie do sprawy w sądzie.
Niektóre rady dawane na tym forum są dobre, ale ogólnie. W szczególe mogą być fatalne w skutkach. Przykład pierwszy z brzegu: gdybym kazał żonie się wyprowadzić, to potem w sądzie na pierwszej rozprawie wyszłoby, że wyrzuciłem ją z domu i jak to niby stałoby w zestawieniu z tym, że ją kocham? Słabo.

A jeśli chodzi o społeczne oburzenie, to obecnie jej znajomi to prawdopodobnie w większości osoby niewierzące, częściowo po rozwodach i raczej nie sądzę, by byli w stanie zaprezentować jakiekolwiek oburzenie. A moimi znajomymi to się raczej nie sądzę, aby w ogóle przejęła.

Samboja napisał/a:
Być stanowczym i kochającym człowiekiem: nie rań mnie, czekam na Ciebie, jak się obudzisz.

Taaaa. Ten komunikat już przekazałem parę razy. Ale co z tego, jak z drugiej strony jest Mur Chiński.

Anonymous - 2014-09-26, 11:15

Masz rację, rady dawane są ogólnie, i każdy musi sam odnaleźć i dotrzeć do swojej "strategii" przetrwania tego kiepskiego okresu. Wszystko pozostaje w kwestii odpowiedzi na pytanie "na co ja się godzę i dlaczego". A motywy można mieć różne..nikt ich oceniać nie będzie i nie powinien...
dla mnie niepokojąca jest sytuacja, gdy zostajemy i próbujemy cokolwiek tworzyć z kimś kto nas zdradza i nie chce przestać..., lub nawet jeśli nie tworzymy to trwamy narażając się na niesamowity ból i cierpienie i poniżenie...co jest motywem takich decyzji? W imię czego decydujemy sie cierpieć? Miłości? Jeśli ktoś kogoś krzwdzi świadomie, to nie ma to nic wspólnego z miłością...

Anonymous - 2014-10-04, 23:21

Jak jakiś mężcyzna chce utrzymać małżeństwo pomimo kłopotów widze jedną zasadę.
Dawać jednoznaczyny wyraz jedności małżeńskiej, nierozerwalności. Bez ogródek walić że słowo rozwód nie istnieje. Po prostu nie ma czegoś takiego w słowniku. Czasem trzeba huknąć werbalnie oczywiście. I takim przekonaniem trzeba żyć. Ta zasada ma emanować z faceta.
Kolejna sprawa i tu widzę Twój błąd. Kobiecie nawet przez myśl nie może przejść by mąż mógł dowiedzieć się o jej ... na właśnie... mam nadzieje że nie romansie... choć... pomińmy kwestię. Nie wiem jak to działa ale flegmatykom chyba łatwiej takie coś powiedzieć.
Co było to się nie odstanie. A więc...
Moim zdaniem trzeba uświadomić sobie że moja żona to moja żona. Obowiązują pewne zasady. NIkt nie lubi być skończonym łajdakiem. Warto to wykorzystać i co nieco wyłozyć logicznie używająć czasem słow dosadnych. Ale to nie mają być wyzwiska i awantura ale rzeczowe uargumentowanie jak się sprawy mają i pod jakie definicje to podlega. Sugestywnie.
Powyższe podejscie oczywiście wzgledem obojga zamieszanych w proceder.

Stanowczość musi być na tyle zniechęcajaca by któreś z ogniw tego łańcucha puściło. A są dwa ogniwa: ona i on. Odpowiedni siła i puści. Wierzę w moc argumentów i w moc ciężaru gatunkowego sprawy.

Być moze zbyt duża jest moja wiara w ludzi. Ale jednak bym radził spróbować. Można oczywiście poszukać wsparcia u innych ludzi. Ksiądz...? jak najbardziej. On nic nie moze powiedzieć co było na spowiedzi. Ale można mieć do księdza na przykład pretensje. Jakim cudem udziela rozgrzeszenia takiej kobiecie? Przedstawić mu sprawę. Ksiądz nie chce się chyba w piekle smarzyć? Choć zapewne są i tacy którym to wisi. Trzeba drążyć. Księdzu sprawa obojętna być nie powinna. A jak jest? To kolejne wyzwanie. Niedopuszczalna sprawa by ksiądz sprawę lekcewazył. I tak dalej. W końcu któres ogniwo puści. A jak puści to trzeba już tylko pomyśleć nad przewieszeniem ciężarka na własny haczyk.

W każdym razie ja Ciebie ramirez nie znam. Nie wiem jaką masz wrażliwość. Jeśli doszło do zdrady to raczej trudna sprawa wyjść z tego bez uszczerbku psychicznego. Ale psychika tyczy nas tylko tu na ziemi. Trzeba umieć zaakceptować wszelkei doświadczenie zła na ziemi. Trzeba wierzyć że jest to nam niezbędne do zbawienia. Bo tak właśnie chyba jest. Pan Bóg nas kocha. Skoro dopuścił to dla naszego dobra.

Anonymous - 2014-10-07, 09:15

Witaj Orsz,
Dobrze Ciebie poczytać :)

Anonymous - 2014-10-07, 09:23

Orsz napisał/a:
Bo tak właśnie chyba jest. Pan Bóg nas kocha. Skoro dopuścił to dla naszego dobra.


Nie ma co Boga mieszać do zdrad.
Co to znaczy, że Pan Bóg dopuścił do zdrady? Nie bardzo rozumiem.
Miał błyskawicą razić kochanków w łózku?

Anonymous - 2014-10-07, 09:36

Może chodziło o to, że zdrada to wynik kryzysu, a taki kryzys to gasi światło. Mówią, że Bóg czasem gasi światło ludziom :) Pytanie czemu jednym tak a drugim nie? Bo ja bym chciała, żeby każdemu, to naprawdę niesamowite walić głową w ścianę po ciemku, człowiek zaczyna widzieć gwiazdki, ale co to za gwiazdki...niosące wiele ciekawych informacji o sobie, o życiu...:)
Anonymous - 2014-10-07, 09:38

Tak, błyskawicą jak Zeus... Ciekawe skojarzenia Grzegorz ;)

Zdrada jest złem, Bóg dopuszcza zło, mamy wolną wolę my i nasi małżonkowie, zło jest świadomym wyborem.. - wałkowany temat tutaj sto razy. Odpowiedź jest m.in w trzynastym rozdziale Ewangelii św. Mateusza
"27 Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: "Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast?" 28 Odpowiedział im: "Nieprzyjazny człowiek to sprawił". Rzekli mu słudzy: "Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?" 29 A on im odrzekł: "Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. 30 Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa;"

Kąkol jest wśród nas nie przez przypadek i nie przez przypadek zostaje nie usunięty.
Chyba my, katolicy powinniśmy próbować zaufać Bogu.
A nie wyłączać Go zupełnie z tego, co się dzieje wokół nas.

Może się mylę grzegorz, ale Twój post odczytałam jako przykład przekonania, że Bóg jest starcem z brodą, przysypiającym gdzieś w chmurach, który nawet jeśli kiedyś tam stworzył ten cały bałagan, to teraz już Mu się nie chce angażować i generalnie to wszystko się jakoś tam toczy samo, a On w tych chmurach ma spokój ;-) ;-) ;-)

Anonymous - 2014-10-07, 10:34

moc nadziei napisał/a:

Bóg ....nawet jeśli kiedyś tam stworzył ten cały bałagan, to teraz już Mu się nie chce angażować i generalnie to wszystko się jakoś tam toczy samo, a On w tych chmurach ma spokój ;-) ;-) ;-)


Mniej więcej tak to rozumiem.
Orsz napisała, że Bóg dopuścił do zdrady, aby to służyło dobru.
Powiedz jakiemu dobru? Takiemu, że teraz Orsz zamęcza siebie i żone wspomnieniami
o przeszłości?
Znam interpretacje i tłumaczenia opatrzności bożej....
Przez nieszcześcia Bóg chce nas czegoś nauczyć!
Gdy ktoś zaczyna chorować, gdy mąż odchodzi, gdy traci się pracę to "jak trwoga to do Boga", ale czy Bogowi w swej nieskończonej mądrości rzeczywiście zależy na takim handlu?
"przycisnę cię biedny człowieku to zaczniesz się modlić" ?
Czy nieszcześcia rzeczywiście uszlachetniają? czy tylko sprawiają, że ktoś się wiecej modli?
Przykład (nie teoretyczny)
Umiera dziecko mimo tysięcy modlitw
Matka staje się bardziej religijna niż była (choć przed choroba była tez blisko Boga).
Skąd religijność? Bo chce wierzyć, że TAM spotka swoje dziecko.
Bilans całego (boskiego?) planu? :
-Dziecko nie zyje, a mogo żyć i zrobic w życiu wiele dobrego
-Cierpi matka i cierpi jej cała rodzina i znajomi, bo po takich traumach wszytsko sie dezorganizuje
- Bóg "dostaje" więcej zdrowasiek

Jest w tym sens?
Może jakiś boska logika, która jest całkowicie odmienna od ludzkiej.
Jesli jednak logika boska jest inna to czy mamy wierzyć ludzkim interpretacjom pisma?

Anonymous - 2014-10-07, 10:38

Orsz napisał/a:

Kolejna sprawa i tu widzę Twój błąd. Kobiecie nawet przez myśl nie może przejść by mąż mógł dowiedzieć się o jej ... na właśnie... mam nadzieje że nie romansie... choć... pomińmy kwestię. Nie wiem jak to działa ale flegmatykom chyba łatwiej takie coś powiedzieć.

Według mnie akurat powinna o tym wiedzieć. Jej niewiedza sprawia że dalej bezkarnie brnie w grzech a tak jest szansa że się przez chwilę zastanowi nad tym co robi.
Orsz napisał/a:

Stanowczość musi być na tyle zniechęcajaca by któreś z ogniw tego łańcucha puściło. A są dwa ogniwa: ona i on. Odpowiedni siła i puści. Wierzę w moc argumentów i w moc ciężaru gatunkowego sprawy.

Stanowczość wobec niego? Jak to sobie wyobrażasz. Skoro on bez najmniejszych skrupułów wykorzystuje słabości mojej żony, zamydlając to dodatkowo "miłością" to co go obchodzi moja stanowczość. Akurat mi się wydaje że bardziej wskazana jest delikatność co do żony aby nie sprawić żeby uciekła do niego z jakiegoś strachu czy przerażenia.
Z księdzem rozmawiałem i wiem tyle że on musi się ustosunkować do tego co usłyszy, a jak mu żona to przedstawiła to już się tego nie dowiem. Nie musiała powiedzieć kilku szczegółów które dla mnie są istotne a dla niej bez znaczenia.
Poza tym moja żona się waha ale nie potrafi trzymać się określonej decyzji gdyż on sprawił (a ja mu w tym jeszcze pomogłem) że przestała mnie kochać. I tu leży największy problem. Prób odejścia już było kilka ale zawsze się kończyło tak samo. Sms'y z zarzutami, granie na emocjach i żona się łamie, a ja mimo usilnych prób pokazywania nienormalności tej sytuacji i udowadnianiu że jest przez niego manipulowana od samego początku jestem tylko meblem w domu gdyż całe uczucie do mnie znikło.

Anonymous - 2014-10-07, 16:44

Ramirez chyba to czego potrzebujesz, to WYTRWAŁOŚĆ...
Bo to może trwać i trwać, nie wiesz jak długo. A Ty musisz oprzeć się na skale, bo sztorm jeszcze się może rozhuśtać bardziej.

Czytaj Pismo św, wzmacniaj się duchowo, wewnętrznie, oczyszczaj i utwierdzaj się w przekonaniach i swojej postawie. Bądź konsekwentny i wytrwały. Ale zgodny ze sobą samym...

Nie wiesz kiedy zobaczy to żona i co z tego teraz wyłapie. Ale mimo tego bądź wytrwały. Nie dla niej "teraz", bo pewnie i tak jest zaślepiona, ale dla niej kiedyś. I dla siebie samego.

-----
Grzegorz, czyli dobrze wyczułam. Trochę mi się kojarzysz z tekstem z Nicka Cave'a (piękny kawałek notabene.. )

"I don't believe in an interventionist God
But I know, darling, that you do
But if I did I would kneel down and ask Him
Not to intervene when it came to you
not to touch a hair on your head
to leave your as your are
and if he felt he had to direct you
then direct you into my arms."


"Nie wierzę w interweniującego Boga
Jednak wiem kochanie, że Ty wierzysz
Gdybym jednak uwierzył, padłbym na kolana i prosił
Aby nic nie czynił w Twojej sprawie
Nie tykał włosów na Twej głowie
Pozostawił Cię taką jaką jesteś
I gdyby odczuł, że musi Cię prowadzić
Aby prowadził Cię w me ramiona"


Ja wierzę w Boga, który interweniuje tu na Ziemi.
Pewnego dnia to do mnie dotarło jakąś drogą i już jestem pewna.. A kiedyś też mogłabym się zgodzić z Nickiem..

Edit.
Dla jasności: wiara katolicka po prostu opiera się na pewności ingerencji Bożej. Czymże innym było Zwiastowanie jak nie Ingerencją przez wielkie "I".
W nasze zwykłe popaprane życia też ingeruje, tylko trudno nas przekonać abyśmy to uznali. I tak łatwo to przekonanie tracimy.

Anonymous - 2014-10-18, 20:43
Temat postu: +
Zawsze kiedy w małżeństwie pojawia się zagrożenie rozwodem oczywiście jest to sygnał już niedobrych relacji, w tym przypadku żona zdradziła, nagle druga strona uświadamia sobie, że kocha ponad wszystko swoją żonę i nie pozwoli na rozpad. Jednak pojawia się pytanie.... co robiłeś do tej pory? Jak wyglądała twoja miłość do czasu kiedy Twoja żona zrezygnowała z miłości do Ciebie?
Nic nie dzieje się bez przyczyny dlatego w miłości małżeńskiej potrzeba teraz radykalnego rachunku z twojego postępowania oraz postępowania żony.
Potrzeba także oczyszczenia i przebaczenia w związku małżeńskim.
Z modlitwą+

Anonymous - 2014-10-18, 22:27

To co mnie właśnie dziwi na tym forum, to paradoksalnie "rozgrzeszamy" zdradzających. Zdradził, bo coś robiłeś/robiłaś nie tak...A może popatrzmy na to z innej strony? Zdradził, bo nie dojrzał, bo nigdy szczerze nie kochał, bo potrzebował adrenaliny, nowości... Mamy wolną wolę, i jeśli nam przeszkadza coś w związku, to staramy się to naprawić, a nie uciekać w inny związek.. To jest niestety jak dla mnie zły przekaz dla zdradzających- no przecież on/ona byli źli, więc musiałem zdradzić...

Teraz taka osoba zdradzona ponosi konsekwencje wszystkiego- od poczucia winy, poprzez ciężar udźwignięcia naprawy związku. Wiem, że mamy wpływ tylko na swoje czyny i to nimi powinniśmy się zająć, ale uważam, że poszukiwanie jeszcze większego poczucia winy za rozpad małżeństwa nie jest tutaj najlepszą drogą.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group