Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Życie po stracie..
Autor Wiadomość
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-21, 20:08   

mare, ale mnie rozbawiłeś, szczególnie te doczepione emotikony z rogami, naprawdę!
Czyżby każdy widział to, co chce widzieć?

Uprzedzenie powstało odrazu, czy po tym jak odszukałeś autora owych słów, ostatecznie dyskredytując zawartą treść przesłania, uzasadniając to "słodkawym językiem" ?

Swoją drogą, mnie notabene nawet nie przysżło do głowy przeprowadzać śledztwo w sieci, nie wiem skąd u Ciebie takie "śledcze" zacięcie ;-) .

mare napisała
Cytat:
Komentarz chyba zbyteczny ?


Nie, wcale nie zbyteczny!
Jestem b. ciekawa jakie mertytoryczne argumenty mogłyby paść by zdeprecjonować powyższy tekst.
Jeśli Cię ogranicza fakt, kto jest autorem tej treści i kto wydaje jego książki, spróbuj zapomnieć o tym, to może ułatwić sprawę, oczywiście jeśli potrafisz na moment pozbyć się uprzedzeń.

Zachęcam Cię szczerze do komentarza.
Wspaniale by było gdybyś mógł zdanie po zdaniu obalić wartość powyższego listu, odnosząc się tylko i wyłącznie do zawartej w nim treści.
pozdr. kenya
 
     
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-21, 23:40   

Kenya ,
jakoś tak od pierwszego Twojego postu polubiłem Cię .
( można sprawdzić w archiwum )
Może za tę Twoją niezależność myślenia .
Czasem to Twoje widzenie jest ciekawe , inne ,
ale tkwi tu pewne niebezpieczeństwo .
Niedobrze , gdy nasz intelekt staje się naszym Bogiem .
Zwykle cechuje to mężczyzn ,
ale pierwsza ten błąd popełniła Ewa .

Nie wiedziałem kto jest autorem tego tekstu .
Wydawał mi się dość ciekawy , nawet prawdziwy ,
ale i pewne treści , przesłania
od razu wydały mi się dziwnie podejrzane .
Rozwinę w dalszej częsci , bo o to prosisz .

Dla wiekszości czytających ,
podałem chyba wystarczająco dużo dowodów ,
żeby conajmniej zdwoić czujność .
Nie może być dobrych owoców ze złego drzewa - logika .
Życiorys , podane linki ( dodać jeszcze można nazwisko - Carlos Castaneda )
nie pozostawiają cienia watpliwosci .

Nie jestem ponadto aż tak głupi , aby kopać się z koniem ,
aż tak zarozumiały aby sądzić ,
że moim intelektem dam radę intelektowi diabła ( bo ja wierzę , że istnieje ) .
Owszem , czasem czytuję różne treści , ale staram się nie przesadzać .
Zresztą może to wcale nie jest moja zasługa . :mrgreen:

Cytat:
mare, ale mnie rozbawiłeś, szczególnie te doczepione emotikony z rogami, naprawdę!


Albo naprawdę Cię rozbawiły te emotikony ,
czytam - nie bardzo wierzysz w diabła
a to raczej duży błąd ,
albo druga możliwość - najlepiej ośmieszyć "przeciwnika" .
Nawiasem , znam pewną historię ,
ale nie opowiem - bo strach nawet opowiadać .

Cytat:
Czyżby każdy widział to, co chce widzieć?

Ja widzę fakty , dużo faktów i wyciagam logiczne wnioski .

Cytat:
Uprzedzenie powstało odrazu, czy po tym jak odszukałeś autora owych słów, ostatecznie dyskredytując zawartą treść przesłania, uzasadniając to "słodkawym językiem" ?


Od razu !
Szukając , byłem już pewien .
Tyle , że nie nazwał bym tego "uprzedzeniem" .
Diabeł nie kusi do złego , oszukuje , zwodzi ,
przedstawia zło jako dobro , prawie dobro .
Chyba nie sadzisz , że istoty od nas dużo inteligentniejsze są debilami ?

Cytat:
Swoją drogą, mnie notabene nawet nie przysżło do głowy przeprowadzać śledztwo w sieci, nie wiem skąd u Ciebie takie "śledcze" zacięcie .

To akurat proste .
Ja tak jak Ty
lubię sobie wyrobić własne zdanie . :mrgreen:
...... i dociekliwy jestem
wierzę , ale wolę sprawdzić :mrgreen:

Cytat:
Nie, wcale nie zbyteczny!
Jestem b. ciekawa jakie mertytoryczne argumenty mogłyby paść by zdeprecjonować powyższy tekst.
Jeśli Cię ogranicza fakt, kto jest autorem tej treści i kto wydaje jego książki, spróbuj zapomnieć o tym, to może ułatwić sprawę, oczywiście jeśli potrafisz na moment pozbyć się uprzedzeń.

Zachęcam Cię szczerze do komentarza.
Wspaniale by było gdybyś mógł zdanie po zdaniu obalić wartość powyższego listu, odnosząc się tylko i wyłącznie do zawartej w nim treści.


Oj , Kenya "wciągasz" mnie w pychę szantażując uprzedzeniami .

To prawda , można nie dostrzec czegoś niewłaściwego w tej treści .
Nawet przeciwnie , dość madre rady , ale ..............
mi się wiele rzeczy nie spodobało .

Kolejne ostrzeżenia :
Cytat:
Z tych dwóch połówek odpowiadasz tylko za swoją połowę. Nie odpowiadasz za tę drugą.
......... sprzeczne z Ewangelią , nie odpowiadasz za małżonka , dzieci

Cytat:
Nie potrafimy zrozumieć takiej prostej i w gruncie rzeczy oczywistej prawdy. Ciągle próbujemy przejąć odpowiedzialność za drugą połowę i dlatego związki w piekle są oparte na lęku, nieszczęściu, walce o władzę. Jeśli walczymy o sprawowanie kontroli, wynika to z braku szacunku. Tak naprawdę wcale nie kochamy. To egoizm, a nie miłość. Chodzi nam tylko o te małe dawki, które sprawiają, że czujemy się dobrze. Kiedy nie mamy szacunku, zaczyna się wojna o władzę, ponieważ każdy chce odpowiadać, czyli decydować za drugiego. Muszę cię kontrolować, ponieważ Cię nie szanuję. Muszę odpowiadać za Ciebie, bo jeśli coś Ci się stanie, zrani to i mnie, a ja nie chcę bólu. Zresztą jeśli zobaczę, że jesteś nieodpowiedzialny, będę Cię przez cały czas poszturchiwać, żeby przypomnieć Ci o odpowiedzialności. Odpowiedzialności z mojego punktu widzenia. Choć to wcale nie oznacza, że mam racji.


Bardzo pokrętna i sprytna argumentacja ubrana w "szacunek" , "wolność"
a zasadniczo chodzi o "rób co chcesz , to Twoje zycie , Twoja sprawa" ,
zatem OBOJĘTNOŚĆ a więc zaprzeczenie milości .

Cytat:
Tymczasem druga połowa ma zawsze swój własny sen, swoją własną wolę, nigdy nie zawładniemy owym snem, choćbyśmy nie wiem jak się starali. Mamy więc wybór: możemy działać przeciwko sobie i walczyć o władzę albo stworzyć drużynę. W drużynie zawsze gra się ze sobą, a nie przeciwko sobie. Jeśli grasz w tenisa, masz partnera i jesteście drużyną. Nigdy nie występujecie przeciwko sobie. Nigdy. Nawet jeżeli różnicie się stylem gry, macie ten sam cel: bawić się razem, razem grać, być kumplami. Jeśli masz partnera, który narzuca ci swój styl gry i mówi : Nie, nie graj w ten sposób, graj tak! Nie, źle to robisz! ; gra przestaje być dla Ciebie zabawą. W końcu w ogóle nie chcesz grać z takim partnerem. Zamiast tworzyć drużynę, twój partner chce Ci narzucić sposób gry. Brak myślenia zespołowego zawsze powoduje konflikty. Jeśli popatrzysz na swoje partnerstwo, swój romantyczny związek, jak na drużynę, wszystko samo się naprawi. W związku, tak jak w grze, nie chodzi o wygrywanie i przegrywanie. Chodzi o samą grę. Grasz, ponieważ chcesz się bawić.


Tu niby sporo prawdy , ale jedno DUŻE kłamstwo .
Życie to może i gra , i celem nie jest zabawa !
To walka z samym sobą - albo zbawienie , albo piekło .

Cytat:
Uświadomiwszy sobie, że nikt nie może sprawić, że będziesz szczęśliwy, ponieważ szczęście jest rezultatem miłości emanującej z Ciebie, posiądziesz wiedzę o Sztuce Miłości i staniesz się Mistrzem.

Znów półprawdy .
Nic o tym , ze to Bóg wlewa w nas tą milość .
"posiądziesz wiedzę" "Sztuka miłości" "staniesz się Mistrzem"
- mi to nie przypomina zupełnie języka Biblii ,
raczej wyraźnie stan nirvany :mrgreen:

Cytat:
To nie jest egoizm, to miłość i szacunek dla nas samych. Egoizm, władczość i lęk zniszczą niemal każdy związek. Szlachetność, wolność i miłość są zaczynem najpiękniejszych związków niekończącego się romansu".

........... za dużo tej wolności , miłosci
coś jak z "dzieci kwiatów" ;-)


Reasumując .
Tu słowa nie ma o Bogu .
Sam sobie wyznaczasz granice wolnosci ,
definiujesz miłość , dobro i zło .
 
     
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-21, 23:48   

Mare ma racje
 
     
Karmel
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-22, 00:17   

Myślę, że nie ma sensu dopatrywać się w tekstach takiego autorstwa wielkich wartości. I wolę, kiedy wszystko co czytam jest ,,kompatybilne" z wiarą w Boga.
Tutaj na forum trafiłam na stronę z listą zagrożeń duchowych i wtedy zobaczyłam ile różnych rzeczy dotknęłam będąc nieświadomą co one mogą ze sobą nieść. Dlatego teraz gdy np. Mare podaje pochodzenie autora powyższego tekstu to od razu wolę poszukać coś innego do poczytania w temacie ,,Miłość...".New Age nie proponuje bynajmniej tekstów dla wierzących ludzi...

Mam jeszcze pytanie z innej beczki: czy w sieci można gdzieś przeczytać ,,Urzekającą" np. na Chomiku czy czymś w tym rodzaju...?
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-22, 11:14   

mare napisał:
Cytat:
czytam - nie bardzo wierzysz w diabła
a to raczej duży błąd ,
albo druga możliwość - najlepiej ośmieszyć "przeciwnika" .


Dziękuję, że odniosłeś się do mojego postu, to na początek:)
Od razu rozwieję Twoją wątpliwość, zatem zapewniam Cię, że ta druga możliwość tzn. "ośmieszenie przeciwnika" absolutnie nie zawiera się w moich słowach. Z całym szacunkiem ,nie traktuję Ciebie jako swojego przeciwnika.
W myśl mojej zasady, że posiadanie wrogów i przeciwników jest stanem umysłu, z całym przekonaniem
twierdzę, że nie mam żadnych przeciwników.

Czy wierzę w szatana/złe moce- nie wierzę. Słowo "wierzę" sugerowałoby, że ja nadaję im moc poprzez swoją wiarę w ich domniemaną wielką moc. Owszem zgadzam się, że istnieją jako nieodłączny element dualnie przez ludzi postrzeganego świata, ale jestem daleka od tłumaczenia niegodziwego postępowania ludzkiego ich "interwencją" z tej prostej przyczyny, że poprzez obwinianie złych mocy ludzie pozbawiają się ODPOWIEDZIALNOŚCI za własne czyny. Idąc tym tropem nie bardzo widzę możliwość przemiany ludzkiego gatunku.

Piszesz także mare o intelekcie, który może stać się naszym Bogiem. Tu się zgadzam z Tobą.
Intelekt to produkt umysłu, wiedza nabyta, dodam że od innych, którą "sprawny" umysł potrafi żonglować, by przekonywać innych i samemu się utwierdzać w swoich poglądach i przekonaniach.
Poglądy i przekonania jednak tak naprawdę stanowią pewien rodzaj zasłony przez którą patrzymy na rzeczywistość, na podstawie których budujemy naszą tożsamość, nasze małe "ja", ego, w rezultacie niewiele mającego wspólnego z tym KIM naprawdę jesteśmy.
Intelekt jako produkt umysłu jest jednak tylko niewielką częścią INTELIGENCJI,
którą człowiek ma do dyspozycji (od Boga),jeśli zechce oczywiście pokusić się o"osobistą wędrówkę".

Cytat:
Bardzo pokrętna i sprytna argumentacja ubrana w "szacunek" , "wolność"
a zasadniczo chodzi o "rób co chcesz , to Twoje zycie , Twoja sprawa" ,
zatem OBOJĘTNOŚĆ a więc zaprzeczenie milości .


Dla mnie ani pokrętna ani sprytna, co więcej wcale nie sugeruje obojętności, co dopiero zaprzeczenia miłosci.
Niemniej jednak dochodzę do wniosku, że każde słowo, jego sens może być odebrane inaczej w zależności od intencji czytajacego. Czyli skuteczność przekazu potrzebuje także zgody i otwartości odbierającego przekaz.
Jeśli takiej nie ma albo towarzyszą temu jakieś ograniczenia w postaci przekonań, nie ma szans na "sukces".
Także fakt, że nie ma tam słowa o Bogu niczego nie przesądza.
BOGU jako nieskończonemu i doskonałemu, który jest Alfą i Omegą, niczego to nie ujmuje. To raczej ludzki umysł zwykł tak sądzić.
Dziękuję mare, że w "pokojowej atmosferze", przy udziale dobrej woli, zechciałeś przekazać mi swoje spostrzeżenia, bardzo to doceniam:)

ps. A ta historia o której strach opwiadać - jeśli nie masz nic naprzeciwko, chętnie przeczytam na pw.
 
     
Filomena
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-22, 12:05   

Ciekawa dyskusja.

Mogę zgodzić się z Mare, że sposób, w jaki napisano ten fragment przywodzi na myśl dyskurs stosowany przez środowiska New Age, niekoniecznie trzeba szukać źródła.

Inna sprawa, że dyskurs ulega przemianie w czasie. Inaczej brzmi Stary Testament, gdzie Bóg jest przede wszystkim sprawiedliwym sędzią, inaczej Nowy Testament, gdzie Bóg jest Miłością.

Może z czasem również w dyskursie chrześcijańskim - tym głównego nurtu - bardziej zaakcentuje się kwestię wolnej woli człowieka.

W tym tekście natomiast kilka rzeczy jest wartych rozważenia - miłość kwitnie w atmosferze wolności i czegoś, co teraz nazywa się partnerstwem, a tak naprawdę chodzi w tym o poczucie, że ani kobieta, ani mężczyzna w małżeństwie nie czują, jakby poprzez małżeństwo tracili samych siebie.

Wiem, o czym piszę, bo mnie to dotknęło.

Miłość to dla mnie mieszanka chęci, aby druga osoba czuła się ze mną "wolna od", jak pisze Izaak Berlin - wolna od przymusu bycia taką, jak ja chcę, robienia tak, jak ja uważam za słuszne w sprawach błahych, i "wolna do" - wolna do wyrażania siebie tak, jak uważa za budujące dla siebie. Oczywiście jej wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiej osoby, czy to małżonka, czy dziecka. Widzę po swoim małżeństwie, że nie ma miłości tam, gdzie jest walka o władzę i gdzie jedna ze stron uznaje, że jej sposób budowania rodziny jest lepszy, niż sposób proponowany przez drugą osobę.

Miłość to też jednak gotowość do rezygnacji z ja na rzecz my, z tym, że ta rezygnacja powinna mieć charakter symetryczny. Jeżeli rezygnuje tylko jedna ze stron, albo jedna ze stron rezygnuje w większym stopniu, traci siebie, ulega rozmyciu na rzecz wartości rodziny pochodzenia współmałżonka.

Dla mnie problemem jest to, że niektóre związki nie realizują tego, o czym mówi Pismo: i opuści człowiek ojca i matkę swoją i staną się jednym ciałem. Jeżeli ktoś nadal nie stworzył własnej dojrzałej osobowości i nie wyodrębnił się mentalnie od własnych rodziców i krewnych, to nie jest zdatny do budowania własnej rodziny. Może najwyżej doczepić męża/żonę i dziecko do swojej rodziny pochodzenia. To uprzedmiotowienie współmałżonka i nieuznanie go jako odrębnej, wartościowej istoty. To branie sobie męża/żony nie dla jej samej, ale jako elementu układanki rodzinnej.

Kolejny element dojrzałej miłości to poczucie współodpowiedzialności za współmałżonka.
Nie oznacza to, że nie szanuję wolności współmałżonka, ale uznaję, że pewne myśli, słowa i działania są obiektywnie dobre lub złe, korzystne lub krzywdzące i pozostaje to poza postmodernistyczną dyskusją o relatywnym postrzeganiu dobra i zła. Jeżeli współmałżonek szkodzi sobie, to napominam go, jeżeli szkodzi sobie i rodzinie, to napominam, wskazuję dobrą drogę, a jeżeli moje napomnienia i cierpliwość nie skutkują - chronię siebie w myśl tego, że małżonek źle czyniący narusza moralność obiektywną i wchodzi w granice mojej wolności.

Miłość to też chęć czynienia dobra współmałżonkowi.

Ja mimo wielu spowiedzi, łez, terapii nie mogę sobie wybaczyć kilku słów, które powiedziałam mężowi. Dlaczego? Bo naruszyłam swój wewnętrzny kodeks moralny - nie sprawiaj bólu tym, których kochasz. A nie zdradziłam, nie ograniczałam jego rozwoju, nie odrzucałam. Myślę więc, że czasem rozpad wynika z tego, że ludzie co innego rozumieją jako miłość i nawet jeżeli mówią o tym nawet tymi samymi słowami, to pod słowami mieści się zupełnie inny zestaw wartości.

Co do istnienia osobowego zła w postaci Szatana i jego istoty - Kościół nie wypowiada się spójnie na ten temat.

Tutaj są dwa ciekawe teksty:

http://www.tygodnik.com.p.../skowronek.html
http://mateusz.pl/wam/zd/45-blaza.htm

Egzorcyści oczywiście uznają istnienie demonów po przejawach ich działań.

Ale też rozumiem zdanie Kenii, że czasem używa się Szatana jako usprawiedliwienia zła, które sami czynimy.

Myślę, że mówienie o Złu jako nieobecności dobra rozleniwia nas. Dla nas samych lepiej jednak uwierzyć/dopuścić, że Zło namacalne istnieje, ale to nasza wolna wola decyduje o tym, czy pójdziemy w stronę Światła, czy w stronę Ciemności.

Inaczej musielibyśmy założyć, że to człowiek jest z natury zły, a jedynie nakazy religii i prawo oraz socjalizacja dla dobra grupy powstrzymują go od robienia złych rzeczy.

Taki świat byłby straszny. Chociaż może tak właśnie jest...
 
     
dorotakm
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-22, 12:18   

Filomena napisał/a:
Dla mnie problemem jest to, że niektóre związki nie realizują tego, o czym mówi Pismo: i opuści człowiek ojca i matkę swoją i staną się jednym ciałem. Jeżeli ktoś nadal nie stworzył własnej dojrzałej osobowości i nie wyodrębnił się mentalnie od własnych rodziców i krewnych, to nie jest zdatny do budowania własnej rodziny. Może najwyżej doczepić męża/żonę i dziecko do swojej rodziny pochodzenia. To uprzedmiotowienie współmałżonka i nieuznanie go jako odrębnej, wartościowej istoty. To branie sobie męża/żony nie dla jej samej, ale jako elementu układanki rodzinnej.

Właśnie u mnie w małżeństwie istniał, między innymi oczywiście, ten problem o którym wspominasz Filomeno. Mąż często zarzucał mi, że nie odcięłam pępowiny. I mam czasami o to żal do siebie. Ale z drugiej strony jak to miałam zrobić, skoro mój mąż nigdy nie zapewniał nam, jako odrębnej rodzinie, bezpieczeństwa. Ja nigdy nie czulam się przy nim pewnie. Bo jak brakowalo na opłaty, on się nie martwił tylko mowił "idż pożycz od rodziców". A potem to już ja musiałam się martwić jak oddam. Jeśli chodzi o wsparcie psychiczne też je otrzymywałam od rodziców, nigdy od męża, bo gdy miałam problem zawsze mowił, że przesadzam. Zatem to, o czym piszesz Filomeno wydaje mi się, ze ma odniesienie do związków, gdzie obie osoby są w pełni odpowiedzialne za stworzenie domu, rodziny. Są przede wszystkim dojrzale emocjonalnie. Ja bardzo chciałam uniezależnić sie od swoich rodziców, ale niestety nie miałam jak. Mąż mnie o to obwiniał, ale sam nie zrobił ze swej strony absolutnie nic, abym mogła to zrobić.

[ Dodano: 2013-08-22, 12:18 ]
Filomena napisał/a:
Dla mnie problemem jest to, że niektóre związki nie realizują tego, o czym mówi Pismo: i opuści człowiek ojca i matkę swoją i staną się jednym ciałem. Jeżeli ktoś nadal nie stworzył własnej dojrzałej osobowości i nie wyodrębnił się mentalnie od własnych rodziców i krewnych, to nie jest zdatny do budowania własnej rodziny. Może najwyżej doczepić męża/żonę i dziecko do swojej rodziny pochodzenia. To uprzedmiotowienie współmałżonka i nieuznanie go jako odrębnej, wartościowej istoty. To branie sobie męża/żony nie dla jej samej, ale jako elementu układanki rodzinnej.

Właśnie u mnie w małżeństwie istniał, między innymi oczywiście, ten problem o którym wspominasz Filomeno. Mąż często zarzucał mi, że nie odcięłam pępowiny. I mam czasami o to żal do siebie. Ale z drugiej strony jak to miałam zrobić, skoro mój mąż nigdy nie zapewniał nam, jako odrębnej rodzinie, bezpieczeństwa. Ja nigdy nie czulam się przy nim pewnie. Bo jak brakowalo na opłaty, on się nie martwił tylko mowił "idż pożycz od rodziców". A potem to już ja musiałam się martwić jak oddam. Jeśli chodzi o wsparcie psychiczne też je otrzymywałam od rodziców, nigdy od męża, bo gdy miałam problem zawsze mowił, że przesadzam. Zatem to, o czym piszesz Filomeno wydaje mi się, ze ma odniesienie do związków, gdzie obie osoby są w pełni odpowiedzialne za stworzenie domu, rodziny. Są przede wszystkim dojrzale emocjonalnie. Ja bardzo chciałam uniezależnić sie od swoich rodziców, ale niestety nie miałam jak. Mąż mnie o to obwiniał, ale sam nie zrobił ze swej strony absolutnie nic, abym mogła to zrobić.
 
     
Filomena
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-22, 12:38   

Dorota, z tego, co piszesz on dokonał projekcji własnej niedojrzałości na Ciebie. To on miał być opoką, on jako mąż miał się martwić o byt rodziny - wspólnie z Tobą oczywiście. Jeżeli mówił - pożycz od rodziców, a Twoje troski bagatelizował, to myślę, że szedł jak to się mówi potocznie po linii najmniejszego oporu.

My też pożyczaliśmy od rodziców w chwilach trudnych. Inna sprawa, że nie trzeba by było pożyczać, gdyby mój mąż bardziej postarał się o zapewnienie bytu rodzinie. Jego 10-miesięczny wyjazd był możliwy dzięki wsparciu moim, jego rodziców i moich rodziców. Ja się starałam, brałam dodatkowe zlecenia, ekspertyzy, projekty. Po czym usłyszałam zarzut, że praca była dla mnie ważniejsza niż rodzina.

Ja też słyszałam w ostatnich latach, że przesadzam.

Matce po raz pierwszy poważnie poskarżyłam się na męża po tym, jak powiedział, że nasze małżeństwo nie ma sensu. Potem stopniowo odkrywałam kolejne zranienia przed nią.

Czy to niedojrzałość, czy próba szukania pomocy w sytuacji trudnej, skoro ten, który powołany był do pomocy i ochrony zaczął krzywdzić?

Jest miłość dziecka (dorosłego) do rodziców i miłość do współmałżonka.

Czy to, że moi rodzice robili nam drobne prezenty w postaci np. wafelków dla córki, owoców z rynku, pomogli raz w pokryciu częściowo kosztów wakacji oznacza niedojrzałość/zależność? W mojej rodzinie tak się po prostu robi. Bezinteresownie w myśl tego, że ten, kogo kocham może na mnie liczyć w kłopotach, ten kogo kocham zasługuje na drobne gesty miłości.

W jego rodzinie rozliczało się też drobne zakupy spożywcze typu bułki i masło. Odważano dokładnie wagę owoców kupionych wspólnie na rynku w celu ustalenia kosztu. W mojej uznano by to za coś, czego wcale się nie rozlicza. W myśl tego, że kiedy mogę ja pomagam Tobie, a Ty oddasz w czymś innym.

Czy to niedojrzałość? Sama jestem ciekawa Waszej opinii.
 
     
Karmel
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-22, 13:19   

Mam wrażenie, że temat dotyczyl czegoś innego ale ok. W mojej rodzinie pochodzenia, podobnie jak u Ciebie Filomeno, drobiazgi typu owoce, słodycze czy inne produkty spożywcze nigdy nie byly przez nas wzajemnie rozliczane. Rodzice nigdy nie chcieli od nas zwrotu za powyższe. Również ja nie chciałam zwrotu pieniędzy od nich gdy coś kupowałam dla nich podczas własnych zakupów. Dla nas to było normalne.W rodzinie męża było podobnie. Zdarzała się tez jakaś większa pomoc finansowa ze strony moich rodziców lub teściowej ale to nie miało związku z niedojrzałością. Tak było i juz. Niedojrzałość przejawiała się za to w odwracaniu się męża od problemów i pozostawiania mnie z nimi samej.Przyciśnięty do muru w końcu jakoś reagował ale często rozwiązywał problem tak by jak najmniej energii i uwagi poświęcić temu do czego go zmuszono.
Ja im dłużej byłam żoną tym bardziej unikałam zwierzania się Mamie z moich-naszych problemów. po prostu nie było tematu. Początkowo było mi trudno odciąć pępowinę ale dość szybko się z tym uporałam. Z mężem był inny problem...on to chyba tej pępowiny nie miał nawet wtedy gdy ona naturalnie jeszcze istnieje...
Ale mój mąż to nałogowiec i nasze problemy małżeńskie raczej z tym się wiązały.

A co do wątku o diable to przypomniały mi się jedne z ostatnich dni gdy byliśmy jeszcze razem.znam mojego męża od 32 lat a wtedy gdy do mnie mówił nie poznawałam jego oczu, wyzierało z nich coś strasznego, słowa które padały były także niepodobne do tego co kiedykolwiek w jakiejkolwiek sytuacji do mnie mówil, sposób mówienia..całe jego zachowanie było jakby ktoś lub coś w niego wstąpiło...pamiętam swoje przerażenie...zło ma różne wcielenia to pewne....
 
     
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-22, 14:15   

Czy szatan istnieje czy nie, i jaka jest jego siła- wystarczy poczytac wywiwdy lub porozmawiac osobiscie z ksieżmi egzorcystami. Ta dyskusja tutaj wydaj mi sie byc dziecinna (wybaczcie mój radykalizm).

cytuję:
człowiek popełnijąc grzech siega (w jego mniemaniu) po dobro, nie po zło. Grzech KUSI DOBREM, którego osiagniecie łaczy sie nierozerwalnie ze zniszczeniem innego dobra.
Dopiero po grzechu człowiek odkrywa, że dobro zniszczone było o wiele cenniejsze niz nabyte, a czesto to nabyte okazuje sie tylko bańką mydlaną, pryskającą w momencie jej osiagnięcia.

takie jest działanie szatana- upiekszanie grzechu i zła, koloryzowanie modą i trendami, wabienie, ze jak popełnisz grzech bedziesz szczesliwszy, jak pójdziesz na skróty bedzie latwiej

mysle, że wiele osób w momencie kiedy niszczy swoje rodziny uważa, że robią słusznie- w głowie pojawiaja sie tylko argumnety na poparcie swojej decyzji (przysłowiowa "za słona zupa")

mało jest takich, którzy chcą zła- wszyscy pragniemy dobra, szczesliwej rodziny, ale wielu sie pogubiło, dało sie zwieźć (np. tym ,ze rozówd jest lekarstwem na wszelkie zło w małżenstwie, o tym mówi Mirakulum w swoim swiadectwie-ona przeciez chciał dobrze, wydawało jej sie, że kiedy sie rozwiedzie to dopiero bedzie szczesliwa)

szatan jest bytem inteligentnym i uderza bardzo celnie w słabosci danego człowieka
dlatego zgadzam sie z Mare, kiedy pisze, ze bagatelizowanie działania szatana jest nieostroznością
 
     
Filomena
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-22, 14:41   

Bety, nie wydaje mi się, że dyskusja tu prowadzona jest małej wartości.

Nie wiem, czy przeczytałaś artykuły, do których linki podałam. Pytanie o zło i jego naturę oraz pochodzenie nie jest łatwe, chociaż może rozpoczynać się od może naiwnych pytań, czy diabeł istnieje, czy wierzysz w diabła. Ale na poziomie dociekań, zanim po pierwsze odpowiesz na takie pytanie, a po drugie przyjmiesz czyjąś odpowiedź, powinno się dookreślić, co rozumiemy pod pojęciem wierzyć, co rozumiemy pod pojęciem istnieć, co rozumiemy pod pojęciem diabeł.

Sama określasz zło mianem bytu. Jest to spójne z nauką Kościoła. Inna sprawa, czy ten byt ma charakter osobowy. Jeżeli wyjdziemy od św Tomasza i uznamy byt za to, co istnieje, to zło istnieje. Tak samo, jak piękno, dobroć, miłość. Poznajemy je po przejawach. Nie oznacza to, że możemy te wartości osadzić w konkretnej osobie. Człowiek może być i zły i dobry. Jest nośnikiem wartości. Bóg jest definiowany m.in. jako nieskończone Dobro. Jeżeli to, co stworzył jest dobre (Genesis), to z tego np. prawosławie dowodzi, że Bóg nie mógł stworzyć Diabła. Poprzez negację niektórzy dowodzą, że skoro Bóg jest Osobą, to Diabeł, będąc jego zaprzeczeniem jest Nie-Osobą.

Tak więc z pozoru niemądre pytania i naiwne odpowiedzi (nie piję tu do nikogo) okazują się być bardzo skomplikowane.

Wracając do tematu głównego.

Strata współmałżonka w drodze bycia porzuconym jest jak odebranie komuś wartości. Wartość rozumiem tu jako bycie wartościowym człowiekiem. Skoro mnie porzucono, to znaczy, że czegoś mi brakuje. Stąd poczucie bycia gorszym pomieszane z poczuciem winy, że czegoś nie dopatrzyłem, nie byłem dość dobry. Bo jakbym był, to by mnie współmałżonek nie zostawił. Jak sobie z tym radzić? Najkrócej rzecz ujmując - odnaleźć na powrót wartość siebie jako autonomicznej jednostki, która jest wartościowa sama w sobie, a nie poprzez rolę, jaką pełni: ojca/matki, męża/żony, synowej/zięcia.

Tyle teorii.

W praktyce radzę sobie pół na pół. Średnio przez pół tygodnia jestem w stanie bardzo złym, a przez kolejne pół czuję w sobie ślady dawnej siebie: pewnej siebie, dynamicznej, otwartej na świat i niezależnej kobiety.
 
     
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-22, 15:51   

ja staram sie nie komplikowac i nie filozofować, a raczej upraszczac :-)
czy jest to byt osobowy czy tez nie, fakt jest taki, ze wywiera (bądź próbuje) konktretny wpływ na ludzi

chyba kazdy zna na własnym przykładzie stany, kiedy wewnętrznie walczy z podjęciem właswiej decyzji w sprawach trudnych- choc niby wiemy, że cos jest obiektywnie złe, to jednak próbujemy "naciagać", czy paktować: moze jednak nie jest to takie złe (np. rozwody- przeciez jest ich duzo, ludzie sa szczesliwi w nowych związkach, trzeba isc z duchem czasu, itd)
na swoim przykładzie - do dzis nie wiem czy nie lepiej, ze mąż odszedł i załozył sprawe o rozwód- zreszta on jest przekonany, ze i tak nam sie nie układało, wiec lepiej jest sie rozejsc
mój mąz obiektywnie kierował sie dobrem swoim, no i moim (=ja z czasem tez sobie ułożę zycie i bedziemy swietną patchworkową rodzinką)
wiec to zło "mami" człowieka, ukazuje mu wizję lepszego zycia

natomiast jak nazwiemy to zło, jaki nadamy mu "kształ"- dla mnie nie stanowi przedmiotu rozważań ( bez obrazy)
 
     
porzucona_33
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-22, 15:53   

Cytat:
Mąż często zarzucał mi, że nie odcięłam pępowiny.


Mi się wydaje że niezależność i dojrzałość jest bardziej stanem umysłu - świadomością, że realizuję swoje potrzeby, podejmuję swoje decyzje tak jak chcę i biorę za to odpowiedzialność. Wszystko jedno jak się rozlicza zakupy:) Odcięcie pępowiny chyba musi dokonać się w samym człowieku a nie przy udziale drugiej osoby. I nie ma znaczenia czy rodzice pomagają finansowo, bo tu piszesz raczej o niezależności finansowej, czasami jest tak, że osoba dojrzała i niezależna musi korzystać przez jakiś czas z tej pomocy. Podobnie ze wsparciem - czasami jest każdemu potrzebne a mąż nie zawsze to wsparcie da, lepiej go zastąpi koleżanka, matka. Mi się dojrzałość kojarzy raczej z wyborem własnych ścieżek w życiu - ze wszystkimi konsekwencjami.
 
     
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-22, 17:30   

Kenya , napisała :
Cytat:
Dziękuję, że odniosłeś się do mojego postu, to na początek:)
Od razu rozwieję Twoją wątpliwość, zatem zapewniam Cię, że ta druga możliwość tzn. "ośmieszenie przeciwnika" absolutnie nie zawiera się w moich słowach. Z całym szacunkiem ,nie traktuję Ciebie jako swojego przeciwnika.
W myśl mojej zasady, że posiadanie wrogów i przeciwników jest stanem umysłu, z całym przekonaniem
twierdzę, że nie mam żadnych przeciwników.
Bardzo piękna zasada .
W chrześcijaństwie wypływa ona z przesłania " miłujcie nieprzyjaciół " .
To się opłaca ....... nam samym .
:mrgreen:

Czy wierzę w szatana/złe moce- nie wierzę. Słowo "wierzę" sugerowałoby, że ja nadaję im moc poprzez swoją wiarę w ich domniemaną wielką moc. Owszem zgadzam się, że istnieją jako nieodłączny element dualnie przez ludzi postrzeganego świata, ale jestem daleka od tłumaczenia niegodziwego postępowania ludzkiego ich "interwencją" z tej prostej przyczyny, że poprzez obwinianie złych mocy ludzie pozbawiają się ODPOWIEDZIALNOŚCI za własne czyny. Idąc tym tropem nie bardzo widzę możliwość przemiany ludzkiego gatunku.

Dla mnie wierzę w sztana - oznacza coś bardzo prostego , wierzę w osobowy duchowy byt .

Chrześcijaństwo ZDECYDOWANIE odcina się od idei dualnie pojmowanego świata .
Szatan nie jest równy Bogu . Stworzony został jako DOBRY anioł .
Miał wolną wolę i powiedział - NIE .
Reszta to konsekwencja tego czynu .

Nie rozumiem dlaczego istnienie szatana
miałoby zdejmować z ludzi odpowiedzialność za ich własne czyny ?




Piszesz także mare o intelekcie, który może stać się naszym Bogiem. Tu się zgadzam z Tobą.
Intelekt to produkt umysłu, wiedza nabyta, dodam że od innych, którą "sprawny" umysł potrafi żonglować, by przekonywać innych i samemu się utwierdzać w swoich poglądach i przekonaniach.
Poglądy i przekonania jednak tak naprawdę stanowią pewien rodzaj zasłony przez którą patrzymy na rzeczywistość, na podstawie których budujemy naszą tożsamość, nasze małe "ja", ego, w rezultacie niewiele mającego wspólnego z tym KIM naprawdę jesteśmy.
Intelekt jako produkt umysłu jest jednak tylko niewielką częścią INTELIGENCJI,
którą człowiek ma do dyspozycji (od Boga),jeśli zechce oczywiście pokusić się o"osobistą wędrówkę".
"Pokusić się" o "osobistą wędrówkę" :mrgreen:
Pokusić to od kuszenia . ;-)
Co do wędrówek to lepiej mieć jakiś CEL , pojęcie o nim
i znać drogę
bo inaczej to kończysz NIGDZIE , w lesie


Oczywiście , "nasze osobiste" poglądy
są zbitkiem zasłyszanych poglądów , czasem ale bardzo rzadko własnych przemysleń .
Ale to nie intelekt , rozum ( komputer analizator )
stanowi nasze centrum podejmowania decyzji .
On je tylko "mądrze" uzasadnia - głównie przed nami samymi . :mrgreen:
Jak coś chcemy zrobić , co nam nie bardzo pasuje
to się delikatnie nagina fakty , szuka alternatyw , usprawiedliwień
nawet wbrew rozumowi .
Zatem - tu nie rozum jest najważniejszy .
Jedni nazwą to moralnością , inni sercem , duszą , duchem .




Cytat:
Bardzo pokrętna i sprytna argumentacja ubrana w "szacunek" , "wolność"
a zasadniczo chodzi o "rób co chcesz , to Twoje zycie , Twoja sprawa" ,
zatem OBOJĘTNOŚĆ a więc zaprzeczenie milości .



Dla mnie ani pokrętna ani sprytna, co więcej wcale nie sugeruje obojętności, co dopiero zaprzeczenia miłosci.
Niemniej jednak dochodzę do wniosku, że każde słowo, jego sens może być odebrane inaczej w zależności od intencji czytajacego. Czyli skuteczność przekazu potrzebuje także zgody i otwartości odbierającego przekaz.
Zdecydowanie tak , potrzeba woli .


Jeśli takiej nie ma albo towarzyszą temu jakieś ograniczenia w postaci przekonań, nie ma szans na "sukces".
Tak , tylko zauważ , że i Ty masz własne przekonania ,
a zatem ograniczasz się , stawiasz barierę uprzedzenia
np. z góry przyjmując fakt nieistnienie diabła .

Sama jesteś zamknięta na pewne treści .

Także fakt, że nie ma tam słowa o Bogu niczego nie przesądza.
BOGU jako nieskończonemu i doskonałemu, który jest Alfą i Omegą, niczego to nie ujmuje. To raczej ludzki umysł zwykł tak sądzić.
Dziękuję mare, że w "pokojowej atmosferze", przy udziale dobrej woli, zechciałeś przekazać mi swoje spostrzeżenia, bardzo to doceniam:)


Człowiek jest istotą z natury ograniczoną ( przynajmniej fizycznie )
intelektualnie chyba jakoś też .
Jak więc może samodzielnie poznać prawdę o Bogu ?
......... to by musiał być równy Bogu

Człowiek co najwyżej odkrywa dzieła boże .
Te odkrycia i samo stworzenie to tylko coraz więcej dowodów na istnienie Boga .
Pomiedzy nami a Stwórcą istnieje przepaść , podejrzewam nie tylko intelektualna .



_______________________________________________________

I jeszce jedno .
Czy to nie dziwne , że w tak wielce oświeconym XXI wieku
( nawiasem analogicznie do wieku tzw. Oświecenia )
taka powszechność wróżb , magii , wiary w przeróżne energie ,
pola , czakramy .
Dlaczego nie w diabła ?
No może za wyjątkiem satanistów .
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!








Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4