Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2013-07-12, 20:28 Może jeszcze nie jest za późno
Witam wszystkich użytkowników. Jestem tu żółtodziobem i nie wiem gdzie mogę opisać swoją sytuację i prosić o ewentualne wsparcie i pomoc. Czy to będzie odpowiedni dział na to aby przedstawić swój kryzys?
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-12, 20:38
Jak najbardziej. Kazdy z nas ma swój kryzys i rady innych uzytkowników pomogły niejednemu. Mi tez.
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-12, 20:56
Lukasz1103, witaj i rozgość się. Tu na pewno znajdziesz to, czego szukasz
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-12, 21:00
opowiadaj, my wysłuchamy i może cos każdy wniesie od siebie......
dorotakm [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-12, 21:08
Napisz coś więcej, bo nie za bardzo wiadomo o co chodzi w Twoim kryzysie.
Lukasz1103 [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-12, 21:17
A więc żona odeszła ode mnie miesiąc temu, ale jest to jej drugie odejście w ciągu tego półrocza. Pierwszy raz mieszkała u mamy przez 3 tygodnie i wróciła. Tym razem twierdzi, że nie wróci, że już mnie nie kocha, że nie czuje tego, co kiedyś. Twierdzi też, że nie odchodzi do innego mężczyzny, ale wiem, że ma kontakt z facetem którym na początku roku się zauroczyła, chociaż nigdy się do tego nie przyznała. Chciała się z nim spotkać bez mojej wiedzy. Twierdziła, że jedzie na spotkanie z koleżankami. Gdy zapytałem wprost czy on tam będzie, stanowczo zaprzeczyła. Jednak coś mnie tknęło i sprawdziłem jej telefon komórkowy, w którym były smsy, że on też bierze udział w tym spotkaniu. Zapytałem dlaczego mnie okłamała. Odpowiedziała, że nie akceptuje jej żadnego kolegi i dlatego nie mogła mi o tym powiedzieć. Z tą akceptacją to nieprawda. Nigdy nie zabraniałem spotykać się żonie z kolegami poza dwoma przypadkami. Tan był wśród nich, ale brak mojej zgody w niczym jej nie przeszkadzał. Zona pisała z nim wiadomości mogące świadczyć, że coś ich połączyło. Zapytałem dlaczego to robi i powiedziała, że ja zrobiłem to samo pół roku wcześniej i na początku małżeństwa w pierwszym miesiącu jego trwania. To prawda flirtowałem z dwiema koleżankami pisząc smsy i maile. Jednak nigdy żony fizycznie nie zdradziłem i nigdy się z nimi nie spotkałem. Nie byłem za bardzo dobrym mężem. Często musiała znosić moje złe odzywki do niej, rzadko mówiłem, że kocham i ile dla mnie znaczy. Nie potrafiłem i do dziś jeszcze nie umiem za dobrze okazywać swoich uczuć. Ale uczę się. Zapisałem się na terapię DDA i umówiłem się na spotkanie w ognisku Sychar, ale dopiero pod koniec sierpnia. Czytam od jakiegoś czasu forum itp. Żona nie chce chodzić na terapię. Twierdzi, ze nie chce już ratować tego związku, że jej nie zależy i że to nie brazylijski serial, nikt nam życia nie naprawi. Dziś mówiła, że rozwód jej póki co do niczego nie jest potrzebny, ale chce rozdzielność majątkową, ponieważ chce starać sie o kredyt na mieszkanie i chce się usamodzielnić. Jest mi ogromnie ciężko, wiecie na pewno co czuje. Dodam tylko, że mieszkaliśmy wspólnie z moją babcią, z którą relacje się za bardzo nie układały, to żona też użyła jako jeden z argumentów swojej wyprowadzki. Ja od trzech miesięcy prosiłem, żebyśmy wyprowadzili sie gdzieś, ale żona nie chciała, mówiąc, że ona prosiła mnie ok rok temu, to ja nie chciałem. To prawda. Usprawiedliwiałem się tym, że kupiliśmy działkę i za trzy lata mieliśmy wystartować z budową i jeszcze te dwa lata tu wytrzymamy. Nie wytrzymaliśmy. Dlatego teraz ja prosiłem o tą przeprowadzkę. Dewizą tego forum jest, że każde małżeństwo da sie uratować. Ja mam nadzieję, że moje się da. Podpowiedzcie jak mam dalej postępować. Wiem, że nie naciskać na żonę, ale szczerze to mi słabo wychodzi, chyba ze strachu przed utratą. To tak w skrócie moja historia. Wiem, że dużo spieprzyłem,ale mam nadzieję, że dam radę to naprawić
Jędrek [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-13, 09:34
Lukasz1103 napisał/a:
Wiem, że nie naciskać na żonę, ale szczerze to mi słabo wychodzi, chyba ze strachu przed utratą. To tak w skrócie moja historia. Wiem, że dużo spieprzyłem,ale mam nadzieję, że dam radę to naprawić
Słyszałem kiedyś, że nigdy nie jest za późno....
Ja zacząłem pracę nad sobą zgodnie z sugestiami terapeutów i psychologów. Słyszałem: "najpierw sprawy najważniejsze... a najważniejsze jest twoje zdrowie". Jakie zdrowie? przecież nie piję- myślałem. Sądziłem, że jak nie będę pił to wszystko się ułoży. Niestety brałem leki... zamiast alkoholu.... no więc choćby z tego powodu nie byłem zdrowy. Po dwóch miesiącach zapiłem leki psychotropowe i w efekcie znalazłem się a Oddziale Zamkniętym Szpitala Psychiatrycznego. Tak myślę, że to było moje dno. Podobno każdy ma swoje. Potem jeszcze Oddział Zaburzeń Afektywnych (2 miesiące). Tam mnie doprowadzili do używalności. Ale miałem nawroty stanów lękowych i brałem leki...
od września 2009 zacząłem powolną wspinaczkę do miejsca gdzie jestem.
Pierwsze półtorej roku pomimo leków byłem chodzącą bombą zegarową... byle co i rozdrażnienie i złość.
Później zaczęła się praca na programie 12 kroków i tu się zaczęła znacząca poprawa. Z tygodnia na tydzień czułem coraz więcej spokoju wewnętrznego i stabilności.
Dalej nie potrafię rozmawiać z żoną... wyhodowałem sobie do niej tak wielką urazę, że nawet teraz gdy to piszę czuję napięcie. Od zeszłego roku mieszka z dziećmi gdzie indziej, a ja szukam swojej drogi. Rozmawialiśmy przedwczoraj o rozwodzie.... po raz pierwszy od niepamiętnych czasów udało mi się zachować spokój rozmawiając z nią.... Nie przeciągałem tej rozmowy, bo sobie nie ufam. Mam w nosie ten papierek rozwodowy. Jak się żona uprze, to podpisze papiery. Ale i tak wiem, że to kobieta mojego życia. Ożeniłem się z nią z miłości i to uczucie zacząłem wygrzebywać ostatnio spod sterty uraz i złości.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-13, 09:36
Jędrek napisał/a:
Jak się żona uprze, to podpisze papiery.
Jędrku, to funkcjonuje w amerykańskich filmach. Polskie prawo jest inne.
Jędrek [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-13, 09:39
Nirwanna napisał/a:
Jędrku, to funkcjonuje w amerykańskich filmach. Polskie prawo jest inne.
Nie znam prawa. Wiem czego chcę. Chcę dać szczęście mojej żonie. I nie będę robił niczego na siłę. Ona wie, że nie chcę rozwodu. Jak nie widzi żadnych szans, to trudno. Ja i tak będę dalej pracował nad moim rozwojem....
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-13, 09:51
Jędrek - to ja nie rozumiem. Raz mówisz że chcesz dać szczęście żonie i nie chcesz rozwodu, a wcześniej, że podpiszesz papiery (czyli w domyśle - zgodzisz się na rozwód, o który wniesie żona, czy tak?)
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-13, 09:51
Witaj, Łukaszu, na forum
Tak, charyzmatem naszym jest to: "Każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania". Dlatego ratowanie małżeństwa zaczynamy od naprawy relacji z Panem Bogiem, i od zmiany samego siebie. Ty masz już refleksje - skąd ten kryzys u Was, więc podstawową pracę wykonałeś. Polecam na początek do obejrzenia film "Ognioodporny" oraz do poczytania książkę J. Dobsona "Miłość potrzebuje stanowczości" (w internecie są fragmenty w pdf-ach).
Jędrek [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-13, 10:04
Nirwanna napisał/a:
Jędrek - to ja nie rozumiem. Raz mówisz że chcesz dać szczęście żonie i nie chcesz rozwodu, a wcześniej, że podpiszesz papiery (czyli w domyśle - zgodzisz się na rozwód, o który wniesie żona, czy tak?)
Bo to jest tak. Przysięgałem przed Bogiem. Jak sądzę Bogu nie potrzebne żadne świstki..... z tego co słyszałem widzi moje intencje. No więc jak się żona UPRZE tak, że już będzie kipieć ze złości i tupać nóżkami, że ona chce rozwodu i koniec, to podpiszę. Z tego powodu prostego, że nie chcę, żeby się przeze mnie denerwowała....
No a po rozwodzie dalej się będę modlił o szczęście, zdrowie, spokój, satysfakcję, odwagę i siłę dla mojej żony. I pracował nad sobą aby się do reszty pozbyć moich zafajdanych uraz, przez które mi się szkliwo na zębach niszczy... i które burzą mi pogodę ducha i zdrowe postrzeganie świata i ludzi.
[ Dodano: 2013-07-13, 10:06 ]
Nirwanna napisał/a:
Polecam na początek do obejrzenia film "Ognioodporny"
Na początek obejrzałem. Dał mi siłę i nadzieję że się da.....
Nirwanna napisał/a:
do poczytania książkę J. Dobsona "Miłość potrzebuje stanowczości"
Już to gdzieś ktoś kiedyś.... ale oczywiście zbagatelizowałem....
twardy [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-13, 10:45
Jędrek napisał/a:
Bo to jest tak. Przysięgałem przed Bogiem. Jak sądzę Bogu nie potrzebne żadne świstki..... z tego co słyszałem widzi moje intencje. No więc jak się żona UPRZE tak, że już będzie kipieć ze złości i tupać nóżkami, że ona chce rozwodu i koniec, to podpiszę. Z tego powodu prostego, że nie chcę, żeby się przeze mnie denerwowała....
Dokładnie tak samo kiedyś myślałem. Też nie chciałem, aby moja żona się denerwowała.......bo przecież ją kochałem i chciałem dla niej jak najlepiej. Ja poszedłem jeszcze dalej w tej mojej "dobroci" i żeby żona miała to czego pragnęła (czyli rozwód), to.....sam wystąpiłem o niego
Moje rozumowanie było tak samo głupie i naiwne jak obecnie Twoje (wybacz za te słowa).
Jędrek napisał/a:
No a po rozwodzie dalej się będę modlił o szczęście, zdrowie, spokój, satysfakcję, odwagę i siłę dla mojej żony. I pracował nad sobą aby się do reszty pozbyć moich zafajdanych uraz, przez które mi się szkliwo na zębach niszczy... i które burzą mi pogodę ducha i zdrowe postrzeganie świata i ludzi.
Czytając Cię widzę, że zależy Ci na żonie i chciałbyś abyście byli znowu razem.
Jak myślisz, czy łatwiej kiedyś w przyszłości będzie odbudowywać Wasze małżeństwo będąc już po rozwodzie, czy jednak gdyby go nie było?
Osoba która odchodzi, gdy dostaje rozwód czuje się wolna (w jej mniemaniu). Uważa, że teraz już ma prawo układać sobie życie na nowo z kimś innym niż mąż. Na dodatek nie musi się już wstydzić innych ludzi, bo przecież jest po rozwodzie i ludzie nie będą uważać jej układania sobie życia z kimś innym za coś złego.
Chcesz jej dać taki komfort opuszczenia Ciebie?
Nieźle potrafi nam namieszać w głowach.
"Kochaj bliźniego jak siebie samego". Czy pamiętasz o tym? Ty chcesz w imię miłości do bliźniego (żony) dać jej to, czego ona chce, czyli rozwodu. A gdzie jest Twoja osoba? Twoje dobro. Masz kochać żonę jak siebie samego.........a gdzie masz tę miłość do siebie?
Chcesz poświęcić siebie w imię miłości do żony?
A przecież najpierw musisz kochać siebie, aby taką samą miłością móc obdarzyć swoją żonę. Nie zapominaj więc o sobie, bo nie jest to miłe Bogu.
Możesz uczyć się na błędach innych osób (moich) lub na własnych. Wybór należy do Ciebie.
Jędrek [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-13, 11:58
twardy napisał/a:
Jak myślisz, czy łatwiej kiedyś w przyszłości będzie odbudowywać Wasze małżeństwo będąc już po rozwodzie, czy jednak gdyby go nie było?
Co by było gdyby?
Spekulacje na temat mojej przyszłości prowadzą mnie z reguły .... zasadniczo zawsze do wątpliwości...... Ee nie uda się.....
Więc nie myślę o przyszłości. Mam plany, ale nie spekuluję nad tym co i jak się potoczy. A zwłaszcza, co będzie jak zrobię to czy tamto.......
Chcę być tu i teraz i uczę się postępować zgodnie z moja intuicją... uczciwie... co tu się rozdrabniać. Chcę, żeby Bóg uwolnił mnie ode mnie samego i coraz bardziej wierzę, że "wszystko, co mnie spotyka jest dla mnie dobre- chociaż nie zawsze przyjemne". No i słyszałem, że Bóg najlepiej wie, co mnie uszczęśliwi... więc próbuję się zdać na jego wolę...
A to, że "co Cię nie zabije, to Cię wzmocni" chyba już przeszedłem...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.