Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak poskladac zycie po zdradzie...
Autor Wiadomość
nunana
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-30, 18:54   

niezapominajko, twoje posty daja nadzieje.
ale napisz cos wiecej tak z praktyki gdybys mogla.
podaj konkretne przyklady twojego postepowania.
piszesz ze tobie - wam wystarczyl rok aby poskladac sie do jakiejs tam kupy.
u mnie za 2 miesiace bedzie rok a jest coraz gorzej.
od razu po zdradzie zwrocilas sie do boga ?
jak to u ciebie bylo. opisz ile mozesz i ile chcesz opisac.
takie praktyczne, konkretne sytuacje, myslenie...
POMOGLAS MU POWSTAC- co konkretnie robilas aby tak sie stalo ?


ja sie troche zapedzilam w kozi rog. tak jak ujela to JooW70 - nie potrafie wybaczyc, a gdzies w glebi duszy co innego sie cichutko kolacze...
i zeby przerwac ta frustracje, to stanie w rozkroku, wczoraj podjelam decyzje ze zaczynam szukac dla siebie mieszkania.
na dzis dla mnie to jedyne mozliwe rozwiazanie sytuacji w ktorej jestem wbrew wlasnej woli.
 
     
Dabo
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-30, 23:27   

nunana napisał/a:
a gdzies w glebi duszy co innego sie cichutko kolacze...

A kto to ci tak kolacze? ładny jakiś?, bogaty? może też stary i łysy?
Tydzień po wyprowadzce żony przepiłem, pil bym dalej ale praca i wnetrzności nie pozwoliły, po dwóch tygodniach to ja chyba nie chcę żeby wracała, ja niemam zamiaru się wiecej blaźnić . Skoro tak chciała to spoko. Najgorsze że nieszczególnie mnie ciągnie do syna, jakoś przez to że ktos inny go przekupuje, mam narazie rodzinowstręt.
60 % życia spędziłem poza domem, wiec nie tesknie za ciałem, ale kiedy żona poszła w siną dal to coś pękło, coś nieodwracalnie.
Ksiązkowo to teraz powinienem poszukać zemsty, jakiejs innej mamuśki, . Ale jestem tak wściekły że mam plan wziąć się za jakis biznes i jej pokazać co straciła.
 
     
ja_tez
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-31, 08:47   

Dabo napisał/a:
Ksiązkowo to teraz powinienem poszukać zemsty, jakiejs innej mamuśki

Książkowo? Raczej żadna książka, ani poradnik tego nie zaleca. Taka zemsta to co najwyżej porada padająca z ust "życzliwych" kolegów...
 
     
Magda Kartacz
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-31, 10:25   

Nuanko,
Bardzo mnie poruszyła Twoja historia.
Czytam to forum od niedawna ale niektóre wypowiedzi trafiają prosto do mego serca.
To co napisałaś jest dokładnie odzwierciedleniem moich myśli teraz:

"JooW70 ile czasu powinnam mu dac jeszcze z mojego zycia ktore mam poczucie ze marnuje, ile ??? 10 miesiecy minelo...
frustracja moja jest ogromna. konflikt wewnetrzny przeogromny.
mysle ze powinnam odejsc jesli chce odzyskac spokoj, odnalezc dawna wewnetrzna harmonie. czuc szacunek do siebie samej i co najwazniejsze- zyc w zgodzie z sama soba. takie mam wnioski na dzis. tak czuje.
ja tak samo jak ty uwazam ze kryzys moze przyniesc to wszystko o czym napisalas.
ale kilka warunkow musialoby byc spelnionych. samo sie nie stanie. czas tez wszystkiego sam za nas nie naprawi. bo w innym wypadku stanie sie tak jak teraz sie dzieje u ciebie :( czyli przedluzymy agonie, zabierzemy sobie kilka kolejnych lat zycia, po co ?
nie lepiej dac sobie spokoj ? skoro ja nie czuje ze idzie cokolwiek ku lepszemu. takie ciagle zycie w nadziei bez rezultatow... albo cos jest albo tego nie ma. nie istnieje posrodku...
czy takie trwanie i wiara w zmiany ktorych wciaz nie ma, czy to wlasnie nie jest wieksza naiwnoscia niz sama wiara w swiat wartosci, czystej milosci ??
dlaczego uwazasz ze takie moje myslenie jest naiwne, dziecinne ??
bo co ? bo swiat doroslego czlowieka musi byc plugawy ? to oznacza doroslosc ?
jesli tak to w takim rozumieniu jestem dzieckiem. niech tak bedzie. trudno."

Nie jesteś naiwna, dziecinna.
A jeśli już, to ja chyba też w tym rozumieniu jestem dzieckiem.
Wierzę w czystą miłość, bez zdrad, bez kłamstw, życie w szacunku i zaufaniu, bliskości.
Przecież musi taka miłość istnieć. Są ludzie którzy nie zdradzają, nie kłamią. I ja też chciałabym tak zyć.
Ja też chcę zapanować wreszcie nad swoim życiem, chcę odzyskać do siebie szacunek. Nie chcę ciagle tkwić mając nadzieję nie wiadomo już na co. I nie chcę być znów okłamywana.
Nie chcę być takim koniem pociągowym, który bierze na siebie wszystko.
Nuanko, nie oglądaj się na kogoś, że u innych par składanie zajeło rok tylko a u Ciebie teraz takie myśli. To bardzo indywidualna sprawa przecież.
Zresztą rok to naprawdę krótki okres na orzeczenie zmian po zdradzie, przynajmniej dla mnie.
Odbudowywanie to naprawdę mozolny i długotrwały proces, trwa czasami i kilka lat.
U mnie zdrada trwała 1,5 roku, zresztą po niecałym roku znów zaczął kłamać, a po kolejnym poł znów poszukał "przyjaciółki".
Niestety już kilka takich historii na tym forum czytałam.
Im dłuższy okres zdrady tym dłuższy okres odbudowywania. No i wiadomo jak ważna jest praca obojga nad tym.

Co do twojego roztrząsania, dociekania, szukania prawdy, prawa do niej. Wydaje mi się, że ta cała prawda nic właściwie Ci nie da.
Na pewno nie zmniejszy twojego bólu a może go tylko powiększyć.
Wiesz co wiesz na dzień dzisiejszy i może tyle powinno wystarczyć. Oczywiście to dobra rada z której ja sama nie skorzystałam. Opowiem trochę o mnie bo moja historia jest różna od twojej.
Ja w swoim dociekaniu prawdy posunełam się za daleko, przeczytałam całe archiwum rozmów mego meża z kochanką, ich meile, nawet "przesłuchałam" jego kochankę i jego "koleżanki" od flirtów a było ich kilka.
Ośmieszyłam się i w ich i w swoich oczach, dziś już nie wiem po co.
Zresztą oczywiście nie uwierzyłam we wszystko co mi powiedziały, nawet w to co czytałam nie wierzyłam... Może inaczej nie chciałam w to uwierzyć. Tłumaczyłam to całkowitą winą kochanki, jego chwilowej słabości, naszego kryzysu.
Ale prawda jest taka, że chciałam wierzyć jemu, nie im, nawet mimo dowodów.
Od niedawna czytam to forum ale już przeczytałam tu kilka histori jakby o sobie samej. Taka standardowa historia gdzie mąż podrywa sobie kochankę NIE MÓWIĄC jej że ma dom rodzinę, dziecko, udaje samotnego,zaniedbuje dom, kłamie co drugie słowo, prowadzi podwójne życie - u mnie przez 1,5 roku.
Po wykryciu zdrady widowiskowo żałuje, przeprasza, mówi że teraz zrozumiał co naprawdę nam zrobił, że chciałby cofnąć czas, że teraz się zmieni całkowicie, nigdy nas nie zawiedzie, że tylko mnie kocha, że to był błąd, chodzi do kościoła....I najważniejsze dla mnie że już mnie nie okłamie nigdy, nie zdradzi, nie odnowi kontaktów z nią.
Standardowe postępowanie zdradzającego jak czytam to forum.
Czy wszyscy zdradzający się tak zachowują???
Czy mówią to samo, to samo obiecują ???
Może istnieje jakiś podręcznik dla zdradzających który im dyktuje to postępowanie...

Jak napisała niezapominajka "jak można być takim podłym, nie liczą się z drugim człowiekiem. Nawet juz nie chodzi o to czy ktoś jest się wierzącym, ale są przecież jakieś granice moralności. Co z ludzkim słowem, honorem...."
Nie umiem tego pojąć. Jak najbliższy mi człowiek mógł mnie okłamywać przez 1,5 roku. Jak mógł prowadzić podwójne życie, wyjeżdżać z kochanką na kilka dni, spotykać się 3,4 razy w tygodniu !!!!!! dzwonić do niej codzień, odbierać ją z pracy, znać jej znajomych,
zabierać ją do swojej pracy, rozmawiać z nią godzinami przy swoich kolegach w pracy, zaniedbywać dom, byle z nią sie spotykać, rozmawiać.......
I najważniejsze- jak mógł przez 1,5 roku okłamywać mnie prosto w twarz, codziennie, kilka razy dziennie. Nigdy nawet mu nie drgneła powieka gdy kłamał, wymyślał kolejne wykręty by być z nią. Tego nie zrozumiem nigdy chyba. Jak można być tak bardzo pozbawionym honoru, moralności, nie wieem tego....
Czy normalny człowiek jest zdolny do czegoś takiego?
Czy potrafi tak kłamać z czystym czołem?
Przez 1,5 roku kłamać cały czas, bez przerwy?
Mieć w nosie dom, rodzinę, dziecko, przyzwoitość, honor.
Normalni ludzie tak nie robią.
Mój tłumaczył, że kłamstwo pociąga za sobą następne, nie sposób sięz tego otrząsnąc. To prawda oczywiście ale nie mogę tym jego usprawiedliwić.
Bo prawdą jest również to, że sam w ten związek wszedł, szukał go, okłamał mnie i okłamywał ją, że nie ma rodziny, udawał wolnego byle się zabawić.
Zresztą poza tamtą szukał sobie i innych alternatyw, flirtował gdzie się da. Było jeszcze parę zdrad psychicznych.
To on zaczął kłamać, szukać, ON TEGO CHCIAŁ.
Niezapominajka pisze że jej mąż mówił,"że Tarzał się w tym bagnie dość długo. Ciężko się z tego ot tak wydostać. Kłamstwo pociąga kłamstwo. Zniewala. Traci się wolność. Był w tym syfie i nie chce tam NIGDY wracać. Teraz dopiero czuje co to prawdziwa wolność, szczęście, miłość, bliskość, rodzina.... Pomogłam mu powstać...."
Mój mówił mi dokładnie to samo gdy wykryła się zdrada. Nawet tych samych słów uzywał...
Ciągle twierdził, że wcześniej był sku...., to był syf, teraz się odrodził na nowo, teraz nam to wynagrodzi...
Tyle, że u mnie z przeczytanych rozmów i meili wyczytałam, że do tamtej też taką taktykę stosował i jej opowiadał te same słowa.
Ze przy niej czuje prawdziwą wolność, szczęście, przy niej dopiero czuje że żyje, ona jest jego najlepszym przyjacielem którego nigdy nie miał, bratnią duszą której możę powierzyć każdą swoją tajemnicę.
I powierzał każdą, wszystkie nasze sprawy znała, koligacje rodzinne, jego sprawy zawodowe, to jej zwierzał swoje problemy, to do niej dzwonił nawet z domu.
Opowiadał jej o naszym nieudanym pożyciu, jaka to byłam oziębła byle ją do sexu zaciągnąć... Jak on mógł jej o tym opowiadać. A że jej o tym opowiadał wiem na pewno bo sama to czytałam. Plugawe to wszystko takie.
Gdy go kilka razy rzucała błagał by go nie zostawiała bo bez niej nie żyje naprawdę. I do niej płakał, prosił o wybaczenie gdy sie wkurzała. I najlepsze gdy go rzuciła to jej mówił że się zabije bo już nie może tak żyć!!! Potem gdy poznała go dobrze i wykryła inne flirty i jego kłamstwa, zagroziła mu, że mi powie jaki jest jeśli nie zerwie na zawsze z kłamstwami i się nie zmieni.
Nawet jej nie mogę nienawidzić. Bo za co? Że on ją upatrzył, poderwał, udawał wolnego....nie związała by się z nim gdyby wiedziała że jest żonaty, ma dziecko.
Gdy jej powiedział o żonie, byli już po wyjazdach, sexie itp. Zresztą potem wciskał jej kit, że myśli o rozwodzie, z żoną już nie śpi ... Mi powiedziała, że wierzyła w to, bo to było oczywiste. Stale był z nią, widywali się kilka razy w tygodniu, bywał
w jej domu, pracy, wspólnie wyjeżdżali nawet po kilka dni, dzwonił do niej kilka razy dziennie, wysyłał esemesy na dobranoc i dzień dobry...
Nie uwierzyłam jej, myślałam, że mnie okłamuje by mu dokopać. Niestety mówiła prawdę, czytałam to.
Całą winę za zdradę obarczam jego. Ją mam gdzieś, w końcu to on mnie zdradził, nie ona. To on miał nas za nic gdy zdradzał, to on nie miał honoru i odwagi by powiedzieć prawdę.
Gdyby on nie chciał tego, nie szukał, nie łaził za nią przez kilka miesięcy do niczego by nie doszło.
To on się na nią uparł, mimo że go kilkakrotnie przeganiała.
No i to nie ona mu rękę w rozporek włożyła bo zanim ją zaciągnął do łóżka mineło z pół roku.
Zresztą innych panienek też sobie szukał do flirtów, rozmówek. Taki typ już.
Nie umiem jakoś tego poukładać do tej pory. Jak mogłam tego nie widzieć w codziennym życiu.

Po wykryciu zdrady był idealny, żałował, przepraszał, płakał, sam zaproponował rekolekcje, spowiedź, powiedział wszystko rodzinie, deklarował, że bez nas nie może i nie chce żyć,
groził nawet samobójstwem...
Twierdził, że tylko mnie kocha, "tamto" to był błąd, chce to zamknąc za sobą i nigdy już nie wracać.
Na początku nie umiałam przebaczyć, wałkowałam to ciągle, nie mogłam odpuścić.
Potem zaczełam powoli mu wierzyć. Myślałam no bo po co walczy? Po co ma udawać, że mnie kocha...
Do tej pory nie znam odpowiedzi. Przez prawie rok było dpbrze.
Rozmawialiśmy wreszcie ze sobą, rozmawiał ze mną nie z tamtą, mi się zwierzał.
Gorzka ironia - to kochanka nauczyła go rozmawiać, wcześniej tego nie potrafił, był za bardzo skryty. To ona go zmieniła.
To wydawało się tak absolutnie szczere. Ciągle powtarzał, że teraz dopiero czuje tą więż między nami, bliskość, wie co to rodzina.
Było wreszcie normalnie, choć nie powiem, że było łatwo.
Potem coraz częśćiej zaczełam przyłapywać go na kłamstwach.
Pozornie mało znaczących, nieważnych. Powinno to być dla mnie sygnałem, że znów coś kombinuje, znów czegoś szuka.
Ale tak jak przy zdradzie znów zaczełam to usprawiedliwiać, wybaczać chwilami słabości.
To był błąd. Po małych kłamstwach zaczeły się większe, częstsze. Znów kłamał prosto w twarz a ja znów niczego nie podejrzewałam, brałam za dobrą monetę jego słowa.
Nie powiem, był dużo ostrożniejszy niż za pierwszym razem, dzwonił do kolejnej kochanki tylko z pracy i z innego tel na kartę który miał w pracy ( wiedział że przeglądam bilingi czasem z naszych telefonów więc bał się ze swojego), założył nowe konto pocztowe, nowe gg.
Dowiedziałam się czystym przypadkiem, nie było mnie w domu kilka godzin więc zalogował się na nową pocztę z mojego komputera i tam wymieniał czułą korespondencję, a gdy przez chwile wyłączył się internet, nie wylogowało go z poczty. Gdy wróciłam do domu miałam niezłą niespodziankę....

Nie wszystko da się przewidzieć jak widać.Choć muszę przyznać, że ostrożny był bardzo i gdyby nie ten przypadek pewnie by to trwało i trwało i nadal żyłabym w kłamstwie.
Niestety znów udało mu się mnie oszukiwać kolejny rok.
Żałuje że nie byłam bardziej podejrzliwa wcześniej, że wierzyłam we wszystko co mi wciskał kłamiąc i patrząc prosto w oczy.
A uwierzcie mi potrafi okłamać każdego i robi to perfekcyjnie.
Może ja jestem łatwowierna ale naprawdę wierzyłam w jego żal, skruchę, jego zmianę, chciałam w to wierzyć. Niestety myliłam się i to bardzo.
Teraz chyba wreszcie przejrzałam na oczy gdy odczytałam jego nowe meile.
Powiedziałam dosyć, koniec i zamierzam się tego trzymać.
On znów mówi o błędzie, żalu, przeprasza...ale we mnie coś już umarło.
Nie obchodzi mnie już to co mówi.
Czuję obojętność, pustkę.
Szkoda mojego życia na wieczną nadzieję na jego prawdziwą zmianę.
Chcę odzyskać siebie samą, szacunek do siebie, spokój,
Nie chcę się już zadręczać pytaniami czy znów mnie okłamuje, czy znów to zrobi, zdradzi.
Mam dość takich myśli.
Chciałabym zacząć wszystko od nowa.

Pozdrawiam Cię serdecznie
 
     
mającanadzieję
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-31, 15:12   

Mój mąż po zdradzie nie chciał ze mną być. Nie chciał wracać, ale wrócił i nie przepraszał, nie mówił że mnie kocha, wręcz przeciwnie, mówił i dalej mówi, że nie wie czy chce ze mną być, że nie kocha mnie tak jak kiedyś, że nie czuje potrzeby całowania mnie itd....

Ja trwałam, modliłam się i z dnia na dzień było lepiej, teraz sam mnie przytula, nie mówi że kocha, chyba że ja powiem pierwsza, ale widzę że jest lepszy.

Niestety ja mu chyba nie wybaczyłam, bynajmniej nie do końca i teraz to ja mam dość i nie bardzo chcę z nim już być...

wiem, że powinnam się cieszyć tych małych cudów, z tych małych zmian, ale boję się tego co będzie później

Musimy zaufać Panu, oddać całe swoje życie.
Trzymajcie się, pozdrawiam
 
     
niezapominajka8
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-02, 16:56   

Witaj Nunano!!!

Może wynajęcie mieszkania to świetny pomysł. Jeśli tego potrzebujesz zrób to. Odpocznij, nabierz dystansu, zatęsknijcie za sobą. Nie wiem co powinnaś zrobić?

A cóż ja mogę Ci napisać o praktycznym postępowaniu jedno. W życiu się tyle nie modliłam w życiu co przez ostatni rok :-)
A były ciężkie chwile i czasami cały ten koszmar ten wraca we wspomnieniach....
Ale teraz mam sposób modlę się, a czasami, aby zagłuszyć złe myśli śpiewam na głos ile wejdzie :mrgreen: to mi pomaga.

Wybaczenie? Czytałaś artykuł? Jest gdzieś na forum. Zapoznaj się. Każdy ma swój czas.
Nadal jestem w kryzysie, więc nie podam Ci gotowej recepty.
Tez mam ochotę wejść na forum i podobnie jak ty zadawać trudne pytania, na które trudno znaleźć odpowiedź. Sama czekam na całkowite wyleczenie, bo nie potrafię sobie jeszcze poradzić z pewnymi rzeczami, a przestałam gnębić męża. Staram się nie wracać. Dowiedziałam się najważniejszych rzeczy i już mi wystarczy to i tak za dużo.
Myślisz, że jestem już poskładana, absolutnie nie. Słucham rad ludzi z forum , którzy to przeszli, nawet tych co są po rozwodzie, ale są wygrani, bo oni są wierni przysiędze małżeńskiej.
Przeczytaj swój wątek od początku jest tam wiele cennych rad i nie sugeruj się mną. Rok. Dużo? Mało? Zależy dla kogo. Dla Boga nie.
Ciężka praca przed tobą, bo musisz zmienić siebie, swój świat, który uważałaś, że jest fajny, dobry. Tylko czy, aby na pewno? Nie piszę tego, aby Cię zranić, ale po to, abyś spojrzała na swoje życie z dystansem.



Staram się na co dzień wszelkie nieporozumienia wyjaśniać z mężem na bieżąco. Opowiadamy o sobie, swoich uczuciach, co nam się w sobie nawzajem w sobie nie podoba, wyjaśniamy sobie pojęcia słów, które tak na prawdę dla kobiety i mężczyzny znaczą całkowicie co innego. Trzymamy się razem. Odizolowaliśmy się od swoich rodzin, aby nie miały nas wpływu, a przynajmniej staramy się.

Obydwoje byliśmy w poradni i była sugerowana wspólna terapia, ale tak ostatnio się źle poskładało, że dopiero będzie możliwa po wakacjach. Pisałam, że bardzo dużo niepowodzeń nas spotykało. Im bardziej dogadywaliśmy się nagle coś.... tak pod górkę... Ale i z tym sobie zaczęliśmy radzić. Wspólnie wspierając się, a nie obwiniając :->

A co najważniejsze. Minął rok. Jestem innym człowiekiem. Szczęśliwszym, radośniejszym, bardziej kocham męża i okazuje mu to. Zaczęłam go doceniać, chwalić, motywować, wspierać.
Kocham bardziej siebie, swoje oponki na brzuchu i piegi na nosie i lubię mój 10-letni samochód, a przydałby się nowy, ale wszystkiego nie można mieć :-D
A mam wiarę w siebie, a przede wszystkim wiem, że gdy mój mąż znów pobłądzi nie będę obwiniała siebie o to, innych. Już wiem jak mam postąpić, aby mnie nie krzywdził.

Dałam mu szansę i niech korzysta drugiej nie dostanie. Na aktualny stan ciężko pracujemy obydwoje i dobrze nam z tym. Tak jest dziś co będzie jutro nie wiem.

Jak mu pomogłam powstać? pozwoliłam zostać i a on pokazuje mi na co dzień, jak się zmienia, dlatego bo chce. Nie chce niszczyć tego co otrzymaliśmy, więc trwamy. Tylko tyle.

Nunano dużo pracy przed tobą - zajrzyj tam, gdzie Twardy podał Ci linki. Fajne mądre filmy. Polecam "kobiety, które kochają
za bardzo", "Miłość i szacunek".
A najważniejsze to Pismo Św. Czasami jak nurtowało mnie jakieś pytanie, a ból przeokropny ściskał serce otwierała i czytałam.
Jest tego sporo i daje nadzieję przede wszystkim na to, że my sami dla siebie możemy się zmienić i zacząć oddychać pełną piersią. Bez względu czy z małżonkiem czy bez szczęście prawdziwe jest możliwe jeszcze tu na ziemi i Bóg bardzo chce, abyśmy go doświadczyli, nie smucili się.

Sama siebie tak katowałam i po co. Przybyło mi lat i siwych włosów. Tylko, żeby człowiek był taki mądry i wiedział co ma robić. Dlatego lepiej oddać to Bogu niech on się tym zajmie w końcu jest naszym Tatusiem i wszystko wie najlepiej, bo kieruje się miłością ;-)

Pozdrawiam

"Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku....
wszystko przetrzyma,
we wszystkim pokłada nadzieję...."
 
     
nunana
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-16, 15:27   

kochani zagladam tu codzien, czytam Was na innych watkach rowniez
ale na razie nie potrafie NIC napisac :-(
poza tym ze jest FATALNIE.
Jestem w totalnej rozsypce. Samotna, pozbawiona wiary w cokolwiek a juz na pewno w drugiego czlowieka...
Nie mam nic, tylko syna ktorego kocham nad wlasne zycie. Na dzis tylko on trzyma mnie jeszcze na tym swiecie...
To co zrobil moj maz mi i naszej rodzinie jest po prostu nie doopisania.
Tu juz nie chodzi tylko o to jak poskladac zycie po zdradzie... moze kiedys opisze Wam moja historie...

Magda tyle rzeczy chcialabym Ci powiedziec ale nie potrafie.
Zamknelam sie w sobie, zapadlam jak w jakis pancerz.
Pozdrawiam Cie cieplutko, chcialabym zebys nie cierpiala... ale coz ja moge...
 
     
Orsz
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-16, 19:59   

Magda Kartacz napisał/a:
Są ludzie którzy nie zdradzają, nie kłamią. I ja też chciałabym tak zyć.

To, że chcesz to wspaniale i to wystarczy. Ale, że taka będziesz, to nie licz na to. To tylko łaska Najwyższego. O to się warto modlić.

mającanadzieję napisał/a:
Musimy zaufać Panu, oddać całe swoje życie.
Trzymajcie się, pozdrawiam

Z tym zdaniem się zgadzam. Jest to trudne, arcy trudne, ale łatwiejsze, niż czysto po ludzku załatwić problem zdrady. Dlatego też nigdy żadnych psychoterapeutów. No chyba, że odchodzimy od zmysłów. Po prostu oddanie się Bogu, wiara w Boża Miłość. Po prostu nie wierzymy i stąd całe nasze problemy. Ja to chyba pojąłem, chyba to w końcu do mojej głupiej głowy dotarło. Ziemia jest tylko wstępem do życia. I chyba, a raczej na pewno, za wszystko trzeba dziękować Bogu. Nic się nie dzieje przez przypadek. Skoro coś straciłem widać nie było mi to potrzebne do zbawienia. Do innych rzeczy owszem, ale nie do zbawienia. Więc w czym w istocie jest problem? Śmiem twierdzić, że dla katolika problemu zdrady małżeńskiej nie ma. Jest to wyzwanie. Dodam też, że z mojego punktu widzenia, ziemskie szczęście małżeńskie, które możliwe jest tylko i wyłącznie w całkowitej jedności i wyłączności, jest szczególną łaską i trzeba na nią zasłużyć. A jeżeli ktoś tę łaskę ma za darmo, bo są i tacy, to nie nazwałbym ich szczęśliwcami ziemskimi. Kto ma "talenty", nie może ich zakopywać. A pomnażanie dobra to też ciężka praca. Zbawienie za darmo nie istnieje. Musimy pogodzić się z Wolą Bożą i jej się nie przeciwstawiać.
Nuano, trzymaj się cieplutko z Panem Bogiem. I dostrzegaj wszystkie łaski, których na pewno w tym ciężkim okresie Ci nie brakuje. Pan Bóg nie zostawia swoich dzieci w potrzebie. Uwierz w to.
 
     
nunana
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-17, 21:40   

Dziekuje Orsz za cieple slowa. Widze i doswiadczam lask Boga.
Wiele ich bylo w ostatnim roku. Naprawde mam ich swiadomosc.
Moze to naiwnie zabrzmi ale wyraznie odczulam cos w rodzaju walki Dobra ze zlem, ktora sie rozegrala o nasze malzenstwo.
W jednej z rozmow moj maz powiedzial ze ma podobne odczucia, ze tak bylo.
W ogolnym rozrachunku zwyciezyl Bog, powinnanm byc szczesliwa ( ? ) ale ogrom zniszczen jest porazajacy.
To tak OKROPNIE BOLI...
Czy to normalne zeby az tak bardzo przezywac ??
Moze ja jestem NIENORMALNA ?????????
 
     
Ela1969
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-17, 22:27   

Nunako, jak najbardziej jesteś normalna, ja również tak mocno to przeżywałam. Przez 2 lata płakałam codziennie, na początku jawnie, póżnie w ukryciu, zupełnie nie umiałam poradzić sobie z tym co zrobił mój mąż. Doszło do tego, że musiałam skorzystać z pomocy lekarza, dopiero po lekach zaczęłam powoli się wyciszać. To było istne piekło, koszmar, czułam jak rozrywało mnie od środka, tylko skóra trzymała to wszystko w całości. Jaki to ból i jakie to uczucie wie każdy, kto został zdradzony, wali się cały świat. I ten straszy smutek później, nic już nie jest takie same. Dzisiaj minęło 4,5 roku od kiedy żyję w małżeństwie po zdradzie, jest różnie, generalnie mąż jest dużo lepszy niż przed. Nadal zdarza się, że wspomnienia wracają (no właśnie te wspomnienia są najgorsze) ale ból już nie jest tak intensywny.
Od czego to zależy, że tak mocno przeżywamy?, sama nie wiem, pewnie wiele czynników na to się składa, od wrażliwości, to jak mocno kochałyśmy mężów, a także zranień doświadczonych w dzieciństwie.
Nunako, co Ci radzić? przede wszystkim wycisz się, jeśli nie potrafisz sama, to może z czyjąś pomocą, do tego modlitwa i czas. Czas ukoi ból.

Przytulam Cię bardzo mocno, bo wiem jak Ci ciężko.
 
     
nunana
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-17, 23:09   

Ela kochanie, 4 i pol roku. Szmat czasu a to wciaz jest w Twoim zyciu :(
Czy mozliwe jest w koncu w ktoryms momencie "po" zycie wolne od ZDRADY ... ?
Czy to juz pietno na reszte zycia ??
Ja nie pozwalam sie dotykac mojemu mezowi. Przykre, wiem.
Nic na to nie moge poradzic, przelamac sie...
Jego dotyk jest dla mnie nie do zniesienia.
Nawet zwykle musniecie, a ja sie od razu najezam.
Z drugiej strony brakuje mi go...
Elu, jak u Ciebie bylo ?

Wrazliwosc... mysle ze to jest glowny wyznacznik odczuwania kiedy dusza boli.
Ja wlasnie odkad pamietam bylam wrazliwa osoba. Silna i jednoczesnie wrazliwa. Taki paradoks.
 
     
Ela1969
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-18, 07:43   

nunana napisał/a:
Ela kochanie, 4 i pol roku. Szmat czasu a to wciaz jest w Twoim zyciu :(


Powiem tak, wybaczyć się da, zapomnieć nie, Nie znaczy to, że żyję tym na codzień. Potrafię normalnie pracować, jeść, śpać, cieszyć się życiem. Jeżeli nie zaakceptujesz i nie pogodzisz się z tym, że zdrada była nie ruszysz do przodu. Nie ma innego wyjścia, na to oczywiście potrzeba czasu. Wiem łatwo się mówi, ale uwierz mi tak to działa. Człowiek musi przejśc różne etapy przeżywania zdrady.

nunana napisał/a:
Elu, jak u Ciebie bylo ?


Jak było? ciężko, czasami bardzo ciężko. Najtrudniejszy był pierwszy rok. Najtrudniejszy przede wszystkim dlatego, że ta dziewczynastrasznie mnie jeszcze przez rok umęczyła bardzo. Robiła takie rzeczy, których ja nie wymyśliłabym. Dużo by tu pisać i opowiadać.
Powiem tylko tyle, są tutaj kobiety, które nie oskarżają kochanek. Ja oskarżam w 50%. Ona od samego początku jak poznała mojego męża wiedziała o mnie, wiedziała, że ma żonę i dziecko. Póżniej nawet nas poznała. Byliśmy u niej na weselu, a pół roku po nim poszła w tango z moim mężem i nie był on pierwszy, którego próbowała poderwać u nich w pracy (wiem to od innych). Niestety tylko mój, w kryzysie wieku średniego okazał się najgłupszy. Pierwszym sygnałem, jaki powinien mi dać do myślenie był fakt, że jak ta dziewczyna wróciła po swoim ślubie do pracy to miała pretensję, że mój mąż z nią nie zatańczył. Jak mąż mi o tym powiedział, pomyślałam sobie, że ja nawet nie pamiętam kto ze mną tańczył a kto nie, najważniejszy był dla mnie mój mąż, a nie jakiś gość. Przez myśl mi nawet nie przeszło, że taka młoda dziewczyna, która dopiero wyszła za mąż może być dla mnie zagrożeniem, a jednak.

Mój mąż też jest człowiekiem bardzo zamkniętym, nie potrafi rozmawiać, nikt Go tego nie nauczył. U nich w rodzinie, również problemy zamiata się pod dywan. Teraz jest o wiele lepiej ale to zasługa warsztatów, terapi i indywidualnych psotkań z psychologiem. Było tego dużo, włożyliśmy w ratowanie małżeństwa dużo pracy, energii i nie ukrywam, że piniędzu również. Z pekspektywy czasu uważam, że było warto.
Wiem też, że im ja więcej krzyczałam, mąż bardziej się zamykał. Ja potrzebowałam wykrzyczenia, wypłkania, a on nidostępny, na początku wszystko było jak grochem o ścianę.
Dopiero po pracy z psychologami nauczyliśmy się inaczej postepować i rozmawiać. Nawet on sam stwierdził, że dowiedział się rzeczy które były oczywiste, a on o tym nie wiedział, nikt mu tego wcześniej nie mówił, a powinien.

Nunako są na forum moje wpisy, nie udzielam się często ale czasami coś napiszę, poczytaj. Na początku moje wpisy również były pełne żalu i bólu. Przeczytaj wszystkie i porównaj jak wyciszałam się przez te 4 lata. Sam zobaczysz.

Pozdrawiam Cię bardzo mocno.
 
     
nunana
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-18, 12:17   

Ela, tyle podobienstw miedzy nami, chociazby to ze ja rowniez uwazam ze to babsko ponosi odpowiedzialnosc. Robili to razem - ona i on.
Ona wiedziala ze on ma zone, wiedziala.
Szla swiadomie w taki uklad, chca korzysci dla siebie.
Nie byla niewinna w swoich zamiarach, gwalcona tez nie byla wbrew wlasnej woli.
No wiec w moim odczuciu jest winna ! Powiem wiecej, jako czlowiek jest winna w 100 % bo jest czlowiekiem ktory swiadomie skrzywdzil drugiego czlowieka - mnie. Docelowo chciala skrzywdzic cala moja rodzine. W pewnym stopniu niestety jej sie to udalo... Tyle ze wlasnych korzysci nie odniosla, dla mnie zadne pocieszenie. Bo czasem mysle ze latwiej by bylo i byc moze lepiej gdyby sie to nasze malzenstwo rozpadlo, czasem sama nie wiem... bo tak to wszystko boli...
On, czyli moj tzw. dzisiaj maz jest winny w kazdym aspekcie, z ktorej strony by nie spojrzec, jest winny wzgledem mnie w 100 % !!!!!!!!!!!!

Elu nie odpowiedzialas mi na moje pytanie.
Jesli uwazasz je za zbyt intymne, osobiste - uszanuje.
Ale moze powiesz mi jednak czy Ty rowniez mialas taki silny uraz psychiczny ze nie pozwalalas mu sie dotykac po tym wszystkim ??

To co opisalas po krotce w poscie wyzej jest porazajace !
Szkoda Was i szkoda tego czlowieka ktory wzial slub z ta dziewucha.
Smutne. Jeden czlowiek a tyle krzywd !
Kim trzeba byc zeby prezentowac w zyciu taka postawe jak ta kochanica Twojego meza...
Brak slow i szkoda nerwow !

Kiedys, jeszcze rok temu, zylam sobie z dala od takich klimatow.
Wiedzialam ze jest na swiecie qrestwo, ale ono bylo gdzies daleko, poza zasiegiem, jakby w innym swiecie. Slyszalam o nim ale mnie nie dotykalo. Nie wiedzialam, nie mialam pojecia jak to qrestwo BOLI !!!!!!!!!
Moj swiat nie byl idealny ale byl jasny i czysty.
A teraz sie czuje jakby ktos mi glaz u szyi zawiesil i wbijal go w piers.
Juz nie pamietam jak to jest zlapac lekko oddech pelna piersia...
I ta swiadomosc ze weszla w moje zycie, w moje cialo ( tak, tak to czuje ) osoba ktorej znajomosci sobie nie zyczylam ! Czuje sie jak zgwalcona, psychicznie i fizycznie.
Umarlam...

Orsz jak dzisiaj jest u Ciebie ?? Co czujesz ??? Jak sobie radzisz ???

Pozdrawiam i dziekuje wszystkim ktorzy tu w moim watku pisza.
Wasze slowa, wsparcie, opinie sa dla mnie bardzo cenne.
Dzieki
 
     
niezapominajka8
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-18, 14:47   

Z tym zdaniem się zgadzam. Jest to trudne, arcy trudne, ale łatwiejsze, niż czysto po ludzku załatwić problem zdrady. Dlatego też nigdy żadnych psychoterapeutów. No chyba, że odchodzimy od zmysłów. Po prostu oddanie się Bogu, wiara w Boża Miłość. Po prostu nie wierzymy i stąd całe nasze problemy. Ja to chyba pojąłem, chyba to w końcu do mojej głupiej głowy dotarło. Ziemia jest tylko wstępem do życia. I chyba, a raczej na pewno, za wszystko trzeba dziękować Bogu. Nic się nie dzieje przez przypadek. Skoro coś straciłem widać nie było mi to potrzebne do zbawienia. Do innych rzeczy owszem, ale nie do zbawienia. Więc w czym w istocie jest problem? Śmiem twierdzić, że dla katolika problemu zdrady małżeńskiej nie ma. Jest to wyzwanie. Dodam też, że z mojego punktu widzenia, ziemskie szczęście małżeńskie, które możliwe jest tylko i wyłącznie w całkowitej jedności i wyłączności, jest szczególną łaską i trzeba na nią zasłużyć. A jeżeli ktoś tę łaskę ma za darmo, bo są i tacy, to nie nazwałbym ich szczęśliwcami ziemskimi. Kto ma "talenty", nie może ich zakopywać. A pomnażanie dobra to też ciężka praca. Zbawienie za darmo nie istnieje. Musimy pogodzić się z Wolą Bożą i jej się nie przeciwstawiać.


Orsz fajnie to ująłeś. Właśnie wchodzę w etap, że też tak zaczęłam uważać. A ile w zamian dostałam spokoju w zamian. To co pisałam o pokoju serca kilka miesięcy jest dalekie temu co teraz czuję. Jakby każdy tydzień, miesiąc dawał mi jeszcze większy pokój, wyciszenie. Im mniej rozdrapywania, a branie życia takim jakim jest plus praca nad samym sobą to czuję jakąś pełnie życia :-D

Nunano w naszym życiu uważam, że akurat ta konkretna kobieta jest w 50% winna zdrady, bo wiedziała, że mój mąż ma żonę, że planujemy dziecko. Wiedziała, że w ciąży były problemy z moim zdrowiem i pewne kwestie niejasne w stosunku do zdrowia dziecka. Miałam wiele zmartwień w tym szczególnym czasie, a ona go nastawiała przeciwko mnie.
Tylko wiesz, mój mąż ten jedyny, ten ukochany wpuścił ją do naszego życia i pozwolił jej to zrobić. I w tym punkcie ponosi 100% winę. Gdyby nie ona była na pewno inna. To wiem na 99%. Mój mąż dotknął dna. Co dalej? Żyjemy. Każdy człowiekiem jest inny.

Pamiętam jak w moim wątku Ela pisała, że kochanki potrafią zatruć życie.
OJJJJ potrafią. Po wykryciu zdrady, kiedy mój mąż definitywnie określił, że kończy romans. Dziwnym trafem pojawiła się ciąża. Detektyw, który nas szpiegował, nagrywał, robił zdjęcia. Telenowela.... Wtedy to ja z ta kobietą musiałam swoje przejść.... I czasami wspomnienia wracają jak widzę podobne auto. Ostatnio miałam mięciutkie nogi jak wracałam z pracy myślałam, że jedzie do nas znów coś mącić.

Ja to wszystko oddaję Bogu, bo nie wytrzymałabym psychicznie. Proszę Boga, aby mi pomógł i leczył moja duszę. Czasami jest tak ciężko.

Ostatnio leci w radio taka piosenka nie pamiętam wykonawcy:
Miłość to nie uczucia,
Miłość to, gdy jedno spada w dół drugie ciągnie w górę....

Pozdrawiam i pisz jak serce pęka. To bardzo pomaga ;-)

Daj sobie czas
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!








Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9