Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
"Czy chciałbyś wiedzieć o co chodzi?! O tak, proszę o to Panie!- powiedziałem. Chodzi tylko o jedną rzecz.Wówczas nastąpiła przerwa , by bardziej poskutkowało.Zacząłem się zastanawiać jedna rzecz- chodzi tylko o jedną rzecz? Nie szukasz we Mnie , lecz w sobie.
Prawda ta stała się dla mnie niepodważalna w chwili, gdy tylko Jezus skończył mówić.
Wszystkie lata wysiłku,ofiarności , samotności i heroicznego zmagania- wszystko co w moim życiu uważałem za szlachetne- nagle objawiło się jako bezbożne poleganie na sobie." fragment "Piękny Banita"J.Eldredge
z Bożym pozdrowieniem
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-01, 20:48
niezapominajka8 napisał/a:
NM dobrze to określiłeś "podcinanie skrzydeł". dokładnie to czułam...
nie ma możliwości odbudowy związku po czymś takim, nie jest to możliwe. nie jest możliwe wybaczenie.... normalne funkcjonowanie.... nie jest możliwe bycie kiedykolwiek szczęśliwym i spełnionym...
ja uważam, że
NIE JEST I NIGDY NIE BĘDZIE MOŻLIWE, GDY NIE BĘDZIE OBOK BOGA
....
ale to już kwestia wiary i zawierzenia wszystkiego Bogu....
NIezapominajko, ludzie nie wierzący w Boga tego, w którego Ty wierzysz też wybaczają.
To kwestia przerobienia w sobie zranienia, odrzucenia, braku akceptacji czy jak tam kto jeszcze odczuwa zdradę, porzucenie.
Choć pewnie osobom wierzącym może być "łatwiej" przyjąć taką postawę.
Niezapominajko - zastanów się dlaczego wybaczyłaś czy starasz się mimo skrzywdzenia wybaczyć mężowi?
Czy gdyby mąż jednak nie wrócił do Ciebie jak to uczynił też byś taką postawę miała jaką teraz masz w stosunku do niego? chęć wybaczenia bo jednak wrócił i wybrał ciebie....
To z powodu miłości do Boga wybaczyłaś czy dlatego, że wrócił?
Gdy to sobie uzmysłowisz to nawet gdyby historia zatoczyła koła, mąż kolejny raz by cię zawiódł nie będziesz się obawiała słów: a nie mówiłam/łem...czy czuła, że ktoś "podcina Ci skrzydła"...
dlaczego?
bo zgodnie ze szczerą i świadomą siebie deklaracją twoim oparciem będzie zawsze wtedy Bóg...plus do tego przerobiony przez ciebie problem.
Wiele osób mimo głębokiej wiary czasem bez profesjonalnej pomocy specjalisty nie potrafi wybaczyć, pogodzić się z sytuacją i żyć mimo to.
NM [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-01, 22:43
Katarzyna74 napisał/a:
Witaj Norbert.
Nie mam pojęcia o co chodzi??
[ Dodano: 2013-04-01, 23:49 ]
Katarzyna74 napisał/a:
Kolejne konto i widzę, kolejne awantury, słowne potyczki, prowokacje, scysje....
Ale rozumiem że osobie odpowiedzialnej za to forum bliższe są słowa kenya-ośmieszające to forum
chyba to dziwne jak na osobę jak buduje to forum.
katblo [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-02, 00:19
Modlę się za Ciebie NM...
O pokój Ducha...
NM [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-02, 06:58
grzegorz_ napisał/a:
Twój przepis na życie który serwujesz innym.
Mianowicie "dla dobra dzieci trwaj w związku bez intymności i bliskości".
Może ludziom poranionym przez życie , a tacy są na tym forum trzeba mówić : "walcz o dobre relacje" walcz o małżeństwo bo może sie uda i kiedyś będziesz blisko z Twoją żonę/mężem.
Może to lepsze niż proponowanie od razu męczeństwa w imię dobra dzieci ?
Ponadto dodam , że w słowach przysięgi małżenskiej na 1 miejscu jest MIŁOŚĆ ! czy miłość to zycie jak kumple, bo dzieci?....
Grzegorzu tak wyszło, tak się stało
o dobre relacje zabiegałem(na ile po ludzku mogłem).
Zabrneło to w miejsce:
(ślepą uliczkę) zatem pozostało-przyjąć to, pogodzić się z tym, zaakceptować.
I wybór:
nie serwować dzieciakom nowych doznań-gdy spokój w rodzinie, a że miłości brak.
Gdy stracisz nogę-z czasem przyjmiesz ten fakt że jesteś kaleką -i żyjesz mimo kalectwa:->
[ Dodano: 2013-04-02, 08:02 ]
Cytat:
Modlę się za Ciebie NM...
O pokój Ducha...
Katblo prędzej twoja modlitwa jest potrzebna (czasem )twoim współtowarzyszom tworzącym opiekę tego forum .
By myśli ich były przejrzyste, a serca czyste
Inaczej to nie ma sensu
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-02, 10:11
bywalec napisał/a:
Wiele osób mimo głębokiej wiary czasem bez profesjonalnej pomocy specjalisty nie potrafi wybaczyć, pogodzić się z sytuacją i żyć mimo to.
Bardzo się ciesze ,że jesteś...
Skojarzyło mi się coś bardzo ważnego i potrzebnego myślę sobie w tym miejscu...
To określenie głębokiej wiary...złe duchy też wierzą i to z jaka świadomością swego bytu...można by powiedzieć...i to bardzo wierzą....głęboko???
Co jest wobec tego wiarą? Przekonanie ,że jest Bóg? Głębokie przekonanie? Takie przekonanie ma i szatan , a został potępiony.
To tak jak przypowieść o biedaku i bogaczu...może pozostawić w przekonaniu ,że bogacz pójdzie do piekła...a bywa i tak ,że i biedak w piekle znaleźć się może...
Można również powiedzieć ,że nawet odbyta terapia specjalistyczna nie gwarantuje braku powrotu warunków w których powstaje żal , ból skrzywdzenia , brak akceptacji...i nie gwarantuje ,że następnym razem człowiek sobie poradzi...z przebaczeniem pomimo świadomości jaka uzyskał na terapii... Owszem, psychologia obejmuje określeniem i nazwaniem procesów jakie zachodzą w kolejnych etapach , by mogło w rezultacie dojść do przebaczenia...i pomaga również...
Co wobec tego jest powodem ,że człowiek zmaga się z przebaczeniem, nosi urazę, walczy z nią , próbuje a mimo to nici...?
Pytań mam mnóstwo, ale chciałabym się zastanowić nad odpowiedzią tych pytań...
Czy głęboką wiarą może być brak pogodzenia się z sytuacja i życia pomimo ...dalej...życia bez przebaczenia? Bo jeśli tak...to cóż to za wiara...? Czy może raczej deklaracja bez pokrycia...? A może proces rodzenia się wiary ?Tu pytanie o wiarę...
Rozumiem ,że są osoby , ludzie które nic z wiarą w Boga nie maja do czynienia i przebaczają...znam takie osoby...Wspólna cecha ludzi wierzących i niewierzących to ta ,że jedno i drugie ma przekonanie ,że jest w nich siła która pozwala im przezwyciężyć trudności z różnicą ,że dla wierzących jest to Bóg, dla niewierzących może to być poczucie własnej wartości. A i są też takie osoby" wierzące" i niewierzące, które na skutek zranień nie znajdują w sobie żadnego poczucia wartości i siły...nic poza własnym cierpieniem...Dla tych "wierzących" może to być przełom w kryzysie do otwarcia się na prawdziwą wiarę , taka jakiej do tej pory nie doświadczyli.
Myślę sobie ,że trudniej przebaczyć jest wtedy, gdy nie ma możliwości zadośćuczynienia wyrządzonym krzywdom...Nawet my wierzący...mamy odpuszczone winy...ale kara pozostaje...poza jednym dniu w roku- Święto Bożego Miłosierdzia:), oraz brak świadomości ,że miłość jest również otwarciem się na zranienia.
pozdrawiam serdecznie :)
Temat pokój serca....:)
NM jak opisujesz swoją sytuację ...teraz jest tak...jest "spokój" nie ten prawdziwy, może taki jak byś chciał , albo taki jak sobie wyobrażałeś...Jest coś co mi się w tym wszystkim podoba...chociaż nie znam Twoje sytuacji, ani Ciebie , ani Twojej żony, rodziny...Nie wiem nawet na ile świadome jest to w Was...czas...jaki jest Wam dany...taki jaki jest teraz...Można mieć potężna wiedzę, ale tez można i z ta wiedza zbabrać szanse...Z perspektywy wiary mogę powiedzieć ,że czas niezwykły, być może niełatwy ale czas w którym jest czas na powrót do człowieczeństwa, i niekoniecznie w tym samym czasie, by wynagrodzić sobie wzajemnie wyrządzone krzywdy...i pojednać się jak mąż i zona, a nie obce sobie osoby...
ŻYCZE WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE, cierpliwości, wyrozumiałości, odkrywania siebie na nowo, korzystania rozumnie i owocnie z czasu jaki macie. Dzieci to piękny dar...to wiecie z całą pewnością...:)
Niech Pan Wam błogosławi!
niezapominajka8 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-02, 11:29
Wczoraj odkryłam, że to mi było potrzebne nawrócenie.... nie mojemu mężowi....
Jakaż ja jestem szczęśliwa.... to co napełnia moje serce jest nie do opisania.... owszem są i gorsze dni, ale wtedy rzucam się w przepaść i krzyczę Jezu złap mnie, bo już nie daję rady....
Uzyskałam niesamowity pokój w sercu taki jaki przynosi Maryja w Medjugorie....
I tak pozostanie nawet, gdyby mój mąż odszedł.... Teraz postawiłam sobie Boga na pierwszym miejscu i do końca moich dni będę trwała wierna przysiędze małżeńskiej...
Zresztą wydaje mi się, że nie zrobi tego bo i On jest szczęśliwy, spełniony i wraca do nas jak na skrzydłach....a jeśli odejdzie jego strata...cóż mogę więcej......
Wczoraj poprosiłam męża o wybaczenie, bo ja też bardzo wiele napsułam w naszym związku i przyczyniłam się do kryzysu...
To ja muszę nad sobą pracować...bo ciągle wracam do pewnych rzeczy....pragnę się od tego uwolnić....
Mając już pewna wiedzę mogę stwierdzić, że mój mąż jest bardzo prosty w obsłudze teraz to mój czas, aby zacząć zmieniać samą siebie...
Odkąd tak mocno zaufałam Bogu dzieją się w moim życiu bardzo dziwne, piękne rzeczy....
Może kiedyś opiszę jakich łask doznaję....
To mi było potrzebne nawrócenie...
W tamtym roku straciłam wszystko, aby się na nowo odrodzić mocniejsza, silniejsza, a nasz dom budujemy na skale...
Wszystko jest inne.... dojrzalsze....
Mirakulum pamiętam jak napisałaś, że
mężczyzna potrzebuje bezwarunkowego szacunku,
tak jak kobieta bezwarunkowej miłości
działa rewelacyjnie mało powiedziane
Ja już sobie powiedziałam działaj Boże, Ty lepiej wiesz co jest nam potrzebne....
Z Bogiem
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-02, 12:47
niezapominajka8 napisał/a:
mężczyzna potrzebuje bezwarunkowego szacunku,
tak jak kobieta bezwarunkowej miłości
to z książki E. Eggerichsa " Miłość i szacunek" polecam każdemu
Pogody Ducha
niezapominajka8 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-02, 22:56
E. Eggerichsa " Miłość i szacunek" właśnie ją czytam
MałgosiaK [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-04, 11:50
Niezapominajko,
Nie czytałam wprawdzie twojej całej histori ponieważ część wpisów jest usunięta, zostały tylko komentarze innych i twoje cytaty w innych postach.
Nigdzie w postach forumowiczów nie znalazłam insynuacji co do tego, że twój mąż może Cię zostawić ( czego chyba głównie się obawaisz).
Znalazłam za to rozsądne rady byś realnie oceniła obecną sytuację, żeby odbyła się terapia małżeńską ( konieczie) i przestrogi, że taka sytuacja może się powtórzyć, co jest logiczne zważywszy na to co się stało.
Nie chcesz słuchać takich zdań od forumowiczów.
Wolisz słuchać, że wszystko będzie wspaniale teraz, zdrada była złem które nigdy już się nie powtórzy, no a takich rzeczy nikt ci nie napisze, wiadomo czemu.
Nie chcesz słuchać osób bliskich, księdza które obserwują twojego męża z boku.
Tak jakbyś się sama bała o tym rozmawiać, tego słuchać.
Nawet twe słowa, że wczoraj przeprosiłaś męża za to jak wiele napsułaś co doprowadziło do kryzysu...świadczą, że wszystko wybaczysz swojemu mężowi, bo to z tobą został.
To dla ciebie jest równe z tym że ciebie wybrał a zdrada wobec tego nie ma znaczenia.
Nawet jeśli wiele napsułaś to nie upoważnia twojego męża do zdrady.
Nie każdy w czasie kryzysu od razu szuka sobie pocieszenia w ramionach kochanki.
Niektórzy mężczyżni zdradzający, wcale nie chcą odejść od żony i rodziny. Chcą przeżywać nowe uniesienia, nowe przypływy adrenaliny ale chcą mieć miejsce do którego będą wracać. Dlatego właśnie swoje romanse tak starannie ukrywają a żony w większości
nawet nie podejrzewają, że mąż w chwilach gdy podobno pracuje, jest u kolegi przeżywa z kochanką największe uniesienia.
A najśmieszniejsze jest to, że w domu z żoną zwykle wiodą udane życie.
Po wykryciu zdrady mężczyżni tacy są idealni w domu, pójdą na każde ustępstwa, obiecają wszystko aby uspokoić żonę.
Będą robić ABSOLUTNIE wszystko by zdrada poszła w zapomnienie a oni mogli żyć spokojnie dalej.
Kwestia podlegająca rozważaniom - to czy dostaną jakąś nauczkę i nie zdradzą ponownie?
W wielu przypadkach niestety to kwestia czasu i zdrady się powtarzają ( im dłuższa zdrada tym większe prawdopodobieństwo).
Nie chce mi się szukać ale ktoś na tym forum napisał im ktoś dłużej w tym zasmakuje tym trudniej z tym zerwać bo kłamstwa zdradzającego stają się już jego drugą naturą. Wiele w tym racji. Jeśli ktoś kłamie ciągle, nie widzi już w tym nic złego, kłamstwo
daje mu swobodę, wolność - ułatwaia mu życie. Po pewnym czasie rodzi to kłamcę doskonałego dla którego kłamstwo jest codziennością.
Podobnie jest ze zdradą u kogoś kto nie zerwie z kochanką po krótkim okresie ale brnie w to dalej.
Przestrogi które zostały udzielone mówią, bądż ostrożna bo znów możesz zostać oszukana, zdradzona nie są bezsensowne.
To co obserwujesz teraz, że mąż jest szczęsliwy, spełniony - a jak było w czasie zdrady z tym?
Czy wtedy też nie był szczęsliwy i spełniony ( niestety z kimś innym).
Był, dlatego trwał w zdradzie, nie zważająć na nic.
Bolesna prawda dla każdego zdradzanego.
Wiesz niezapominajko w tym jak radzisz sobie z tym, przypominasz mi siebie sprzed kilku lat.
Szukasz winy w sobie, usprawiedliwiasz go pomimo wszystko.
Robisz wszystko teraz by mąż się czuł spełniony, kochany aby zapobiec kolejnej zdradzie, tylko to nie jest żadną gwarancją niestety.
W moim przypadku zmieniłam w sobie wszystko by go zadowolić, żeby znalazł w domu to czego szukał gdzie indziej. Postawiłam wiele warunków, wszystkie spełnił.
Rozmawialiśmy godzinami, nie miał żadnego życia prywatnego orócz rodziny, wyjeżdżaliśmy po zdradzie na wspólne wycieczki, zapraszał mnie na romantyczne kolacje, uprawialiśmy sex bardzo często ( wcześniej było z tym różnie dlatego też myślałam że mnie zdradził), nawet całkowicie przestałam wracać do zdrady żeby już nic nie psuć w naszych relacjach.
Niestety po 2 latach od pierszej zdrady (idealnego życia dla mnie) takie życie jemu spowszedniało i znów poszukał sobie kolejnej porcji adrenaliny, kolejnych wyjść dla siebie i relaksu, no i kolejnej kochanki.
Przecież nie mogłam go pilnować wiecznie, nawet nie chciałam skoro było tak wspaniale na co dzień.
Nie wierzyłam, że może mnie zdradzić, nie chciałam pamiętać, że do każadej kobiety startował, z każdą flirtował, z każdą usiłował się "zakumplować".
Oczywiście znów mnie okłamywał, zdradzał i znów niczego nie podejrzewałam...
Nawet gdy miałam wątpliwości nie chciałam wątpić, nie chciałam wierzyć, że to jest możliwe.
Chciałam widzieć to w co wierzyłam a nie to co było prawdą.
Historia jakich wiele.
W życiu jest wszysko możliwe.
Podoba mi się, że pracujesz nad sobą ale nie wiem czy powody tej pracy są właściwe.
Zmiana siebie dla kogoś jest chyba kiepskim pomysłem. Jeśli chcesz się zmienić, zrób to dla siebie, z wewnętrznej potrzeby.
Przepraszanie za wszystko, branie winy na siebie i usprawiedliwianie zdradzającego przed sobą i otoczeniem, zlekceważenie tego co się stało, to potwierdzenie tego, że osoba zdradzona nie chce być sama i zrobi wszystko by sama nie zostać.
Nawet wersję dla otoczenia które wie o zdradzie tworzymy sami - on się zmienił, każdy ma prawo do błędu, dam mu szansę ponieważ mi udowodnił, że mnie kocha, został ze mną nie z kochanką, to był też jego wybór.
Sama tak mówiłam mamie, rodzinie, wszystkim.
Pomyśl o terapii małżeńskiej niezapominajko, to świetna sprawa dla każdego kto przeżył zdradę.
Terapia naprawdę pomaga a wszystkich odpowiedzi nie znajdziesz w ksiązkach.
basia976 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-04, 12:53
Witaj Małgosiu!
Wszystko co napisałaś to tak jak byś opisywała mojego męża, ja mu dałam szansę tylko u mnie prócz zdrady jest jeszcze alkohol który dodawał mu odwagi do jego postępowania. Pił i mnie zdradzał. A ja pracuję nad sobą ale dokładnie tak jak napisałaś żeby tego nie robić, zmieniam się tak żeby nie poszedł znowu. Teraz jest ok, bo się pilnuje , może się nawet przestraszył bo po tym ja się wyprowadziłam razem z dziećmi, złożyłam papiery rozwodowe założyłam błękitną kartę , był wszędzie wzywany , przesłuchiwany itp.:
Ale nie wiem czy to pomogło teraz mówi że był świnią, łajdakiem i że tego nie powtórzy bo nie chce nas stracić ale ja nie wierzę w to do końca i przyglądam się. Wycofałam papiery rozwodowe i patrzę.
Czy Ty jesteś ze swoim mężem?
MałgosiaK [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-04, 14:17
Basiu,
Patrzysz na to trochę bardziej racjonalnie ponieważ zostałaś zdradzona nie raz, do tego dochodzi alkohol i ine problemy.
Zresztą czytając twój wątęk odnoszę wrażenie, że jesteś osobą starszą, dojrzalszą, która każdego słowa męża nie uznaje za prawdę, a każdego czynu za dowód zmiany.
Dobrze że nie boisz rozmawiać o tym, wątpić w zmianę swojej sytuacji, pisać o swoich wątpliwościach. Nie próbujesz się też oszukiwać i dajesz sobie czas, to mądry sposób widzenia.
W pewnym momencie należy na zdradę spojrzeć właśnie racjonalnie ( a nie pod wpływem emocji czy uczuć), odpowiedzieć sobie na dużo bolesnych pytań i po prostu czekać, obserwować z dystansem, dużo się modlić.
Jest to niestety długi proces ponieważ długie zdrady wymagają długiego "leczenia".
Świetnym posunięciem jest terapia, nawet pojedyńcza.
Nie wiem czy ją podjełaś.
Jeśli nie pomyśl o tym, naprawdę warto.
Pytasz czy jestem ze swoim mężem. Tak nadal jesteśmy razem, choć mogłabym odpowiedzieć bardziej prawdziwie - tak nadal mieszkamy razem.
Widzisz ja nie uznaję rozwodów ( jedyną radą dla mnie jest separacja).
Mój mąż nawet po okresach idealnego życia i mojego wybaczenia znów miewał romanse.
Najdłuższym okresem jaki wytrzymał był ponad 2 lata ( w moim odczuciu idealnie między nami)
To taki typ człowieka który w każdej kobiecie widzi materiał na przyjaciółkę, kumpelkę a potem przeradza się to we flirty, romanse...
Mimo swoich przysiąg i prowadzenia tylko życia rodzinnego po wykryciu zdrady ( nie wychodił z domu prawie nigdzie poza pracą, a życie towarzyskie prowadziliśmy tylko razem - co sam zaproponował aby udowodnić, że tylko na mnie i dzieciach mu zależy), po 2 latach i 3 miesiącach znudził się i wykorzystał 1 natrafiającą się okazję ( poderwał urzędniczkę w banku przy załatwianiu kredytu).
Wiesz nie wiem czy wyprowadzka, straszenie to dobre środki. Są skuteczne tylko pozornie, można nimi postraszyć ale nie można ocenić czy "grzeczność" zdradzanego po tym jest udawana czy prawdziwa a okres ten nie jest tylko próbą "przeczekania".
życzę Ci Basiu aby twój mąż zrozumiał co złego uczynił i niegdy tego nie powtórzył.
Podchodż do tego mądrze a nie na zasadzie chciałabym by tak było a więc w to uwierzę.
Krzysztofie,
dziękuję za dobre słowo.
Niestety nie umiem jeszcze poruszać się po forum i nie mogę odnależć wiadomości od ciebie
( moze ją skasowałam). To pierwsze forum na jakim się zarejestrowałam i jestem jeszcze trochę "zielona".
basia976 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-05, 11:31
Małgosiu mam 37 lat ,ale trochę już w swoim życiu przeszłam, można powiedzieć że jestem zaprawiona, na terapię chodzę inaczej nie dałabym rady. A co do mojego męża to bardzo go kocham ale po tym wszystkim nie potrafię mu zaufać i nie wierzę w jego słowa chociaż bardzo bym chciała, stara się ale tak jak ty mówisz wiem że w każdej chwili może wszystko wrócić więc się przyglądam i obserwuję ale tak żeby on o tym nie wiedział chcę żeby myślał że jest wszystko ok, chcę zobaczyć czy to jego gra czy po prostu naprawdę chce się zmienić. Poczekamy zobaczymy co Bóg i życie mi da.
niezapominajka8 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-09, 19:56
Witaj Małgosiu!!!!
Mam pytanie napisz proszę co byś zrobiła jakbyś cofnęła się w czasie do pierwszej zdrady?
Co byś zmieniła? Jak byś żyła? Czego byś nie zrobiła?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.