Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Przemek,
Mam wrażenie, że nie możesz wybaczyć i tak jakbyś szukał w historiach innych potwierdzenia, że to normalne, że Twoja historia nie rózni się od innych.
Niestety (stety) tak nie jest. Każda historia jest inna.
Znam kobietę, która "wywaliła" męża na zawsze po jednym skoku, ale są i takie kobiety, które potrafią wybaczyć wieloletni romans.
Zreszta to samo tyczy sie mężczyzn, choc może mężczyznom ciężej przeboleć zdradę fizyczną.
NM [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-27, 12:23
przemekfrank napisał/a:
Co zaś do uwagi o głupkowatej wizji zbawiania świata - to czy aby nie zaczynasz to robić w moim przypadku ?
Rozumiem, że masz jakiś klucz-szyfr pozwalający autorytatywnie ocenić czy ja się mylę z pesymizmem czy ktoś inny ma całkowitą rację z entuzjazmem.:)
Dobra perspektywa z którą powinienem widzieć całą sytuację to w tym przypadku ratować co się da? Jasna sprawa.
Nie Przemku nie zaczynam robić tej uwagi w twoim kierunku.
To był ogólnik -mówiący o tym ze niektórzy ludzie tak maja i tak zaczynają swój żywot.
Nie zamykając cyklu za sobą
Co się tyczy ratować co się da i za wszelka cenę
nie uogólniam
-wiesz czemu?
Bo mam świadomość tego ze do tego trzeba:
-dwojga
-chęci
-pokonania siebie
Mnie tylko zastanawia jedno:
skoro twoja decyzja (ewentualnie)jest i była RADYKALNA
jaki przyświecał ci cel
wejść na forum katolickie?
gdzie hasłem przewodnim jest
KAŻDY ZWIĄZEK JEST DO URATOWANIA
Czy to sam przed sobą jesteś w stanie wyjaśnić?
co do tego
przemekfrank napisał/a:
Nigdy już nie będzie tak samo.
Pewnie że nie będzie tak samo
bo to co było się skończyło
dlaczego?
tu trzeba szukać odpowiedzi-weryfikując całokształt, siebie i małżonka.
Poszukać przyczyn jakie do tego doprowadziły, ale przez pryzmat siebie i współmałżonka.
Ni pozostając tylko w skupieniu na sobie, własnym bólu, własnych rogach itd. ..itp.
Wiesz zazwyczaj każdy psycholog rozpoczynający rozmowę ze współmałżonkami
decydującymi się na naprawę związku z czasem mówi..
że nie będzie już tak jak było-ale ma szanse być nowe,inne
i zadaje pytanie czy współmałżonkowie są gotowi na prawdziwe poznanie siebie:
wysłuchać wzajemne żale, bóle i oczekiwania.
przemekfrank napisał/a:
A jej jak to nazywasz brak optymizmu ja odbieram jako zwykły realizm osoby mądrej która nie boi się zadawać niewygodnych pytań sobie i komuś. Podziwiam również jej odwagę w głoszeniu swoich przekonań. Widać od razu, że to osoba silna i odważna
No widzisz a ja odbieram inaczej.
Raczej osobę ciężko doświadczoną przez życie-jaka jeno zesztywniała przez to własne doświadczenie.
czy to dla niej złe-czy nie, nieważne -zależy jak sama się z tym czuje.
Istotne jest tylko to że nie koniecznie każdy inny ma tuptać tak samo sztywno po ziemi.
Nie każdy ma mieć oczy pesymizmu i nie każdy ma przyjmować relacje barw
tylko czerń i biel.
Świat jest pełen także innych barw.
Zazwyczaj postawa tytana, człowieka jak mur-jest tylko maską Przemku.
Kolejną maską jaka przyjmujemy tylko po to by zabezpieczała nas prze kolejnymi skrzywdzeniami.
Myślę że potrzebowałeś tej dysputy, a ona dała jakieś tam ziarno.
Wniosek ?
prosty gdybyś był już w 100% czegoś pewien -los by cię nie doprowadził na to forum
[ Dodano: 2013-03-27, 12:31 ]
grzegorz_ napisał/a:
Zreszta to samo tyczy sie mężczyzn, choc może mężczyznom ciężej przeboleć zdradę fizyczną.
Tak Grzegorzu
bo narusza męskie ego.
Jest takie niezbyt przyjemne tego określenie
facet się czuje jak wykastr.....y.
Pisałem gdzieś wcześniej-by facet na powrót uwierzył we własną męskość:
potrzebuje siły i mądrości innego faceta.
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-27, 12:47
złamana napisała:
Cytat:
Temu co piszecie Kenya i Przemek nie zaprzeczam, nie twierdzę, że wybaczać trzeba wszystko i ratować za wszelką cenę. Uważam jednak, że czasami warto, przynajmniej podjąc próbę, dla siebie, dla własnego spokoju ducha.
Dziękuję:)
Ok, więc są tutaj jednak osoby, które uważają, że są jakieś granice.
Oczywiście dla każdego inne, stąd taka różnica w poziomie akceptacji pewnych zachowań zdradzającego małżonka.
Jestem TAKŻE ZA ratowaniem małżeństwa, zwłaszcza gdy są dzieci, ale jeśli istnieją ku temu jakieś logiczne przesłanki sugerujące, że ratowanie ma szansę zakończyć się sukcesem, że "winny" rokuje poprawę.
Wybaczenie, oczywiście powinno nastąpić i to głównie dla siebie, zgadzam się z Tobą.
Ale czy wybaczenie jest zawsze tożsame z kontynuacją związku - tu widzę pewną rozbieżność w różnych sytuacjach.
1. Wybaczam i widzę sens ratowania związku a także mam wiarę w kontynuację małżeństwa.
lub
2. Wybaczam Ci , życzę Ci wszystkiego najlepszego ale żyć już razem nie możemy, ponieważ nie wiedzę sensu trwania w małżeństwie z kimś kto kolejny raz objecuje poprawę, nie dotrzymując nigdy słowa.
NM.
Proszę trzymaj się faktów!
Ja nie mam nic współnego z wątpliwościami Przemka.
On je miał zanim ja dołączyłam ze swoimi tutaj postami.
Tak samo jak miał swoją własną opinię na temat nadmiernego optymizmu niezapominajki.
A że w pewnym momencie okazało się, ze nasze opinie są w pewien sposób spójne, cóż tak bywa.
Tak samo jak opinie znakomitej większości tego forum są ze sobą spójne, cóż w tym dziwnego.
Ktoś podziela opinię kogoś, tak Cię to dziwi?
Dziwi Cię moja odmienna od większości opinia że aż musiałeś się wgłębić w moje wszystkie posty szukając w nich tylko braku optymizmu wobec omawianych tematów a nie skupiając się zapewne wcale na ich merytorycznej stronie?
Czyżbym aż taki zamęt siała swoimi poglądami, że aż postanowiłeś się przyjrzeć moim postom? Cenzura, czy ja?
Nie ma w tym co piszę optymizmu?
A powinien się znaleźć bo tak wypada, bo takie jest założenie, bez względu na okoliczności?
Ja myślałam, że rozmawiamy na temat realiów, rzeczywistości a nie kreujemy tej rzeczywistości na własne potrzeby, zadając kłam temu co jest.
Pojawiające się tutaj problemy nie są w swej naturze optymistyczne, więc rozumiem, że należałoby wobec tego, ten optymizm na siłę wykreować bo takie tu tendencje panują i takie są oczekiwania.
Wiesz co NM, mnie ten dziwny, czasem niczym nie uzasadniony optymizm tutaj czasem wręcz aż zdumiewa.
Ludzie pojawiają się z ziemskimi problemami, którym należy się po ludzku przyjrzeć, wskazać niebezpieczeństwa, uczulić na pewne sprawy, a dostają czasami po swoim błagalnym poście odpowiedź typu. "zobacz sobie na youtube film. pt. Ognioodporny" , gdzie ten film nijak się ma do problemu poruszanego przez piszącego, można by mnożyć przykłady.
Do reszty Twoich sugestii NAWET się nie odniosę.
NM [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-27, 13:08
kenya napisał/a:
Ludzie pojawiają się z ziemskimi problemami, którym należy się po ludzku przyjrzeć, wskazać niebezpieczeństwa, uczulić na pewne sprawy, a dostają czasami po swoim błagalnym poście odpowiedź typu. "zobacz sobie na youtube film. pt. Ognioodporny" , gdzie ten film nijak się ma do problemu poruszanego przez piszącego, można by mnożyć przykłady.
Ale forum nie jest miejscem leczenia a tym bardziej konkretnie coś wskazywać czy uczulać.
Mnie kenya -twoja postawa nie przeszkadza.
W przeciwieństwie do Ciebie -mniej jestem przekonany do własnej pewności i nie dlatego że powodują mną własne rozterki, lub braki wiary w siebie-jeno to że ludzie są rózni.
I dlatego choćby jedni z chęcią obejrzą tak optymistyczny film jak Ognioodporny a inni będą się katować filmami grozy, końca świata i kataklizmów lub jak skutecznie pozbyć się współmałżonka.
Co do Przemka fakt mówił i pisał tak przed, bo szukał.
I znalazł słowa Kenya na potwierdzenie tego co teraz czuje.
A czy jesteś pewna jak będzie czuł za miesiąc?? za rok??
kenya napisał/a:
Do reszty Twoich sugestii NAWET się nie odniosę.
możesz to zwać sugestie -lub nie
Ja jedynie napisałem to jak widzę
Co do cenzury?
No chyba mądrość życia i przekonanie własne-że to co robię jest właściwe
nie winno obawiać się cenzury
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-27, 13:30
Cytat:
[318] Reguła 5. Podczas strapienia nie wprowadzać żadnych zmian, lecz trwać w postanowieniach i decyzjach podjętych w dniu poprzedzającym takie strapienie albo w decyzjach, które podjęto podczas poprzedniej pociechy. Podczas pociechy bowiem bardziej prowadzi nas dobry duch i przez rady swoje nami kieruje, a podczas strapienia zły [duch]. Słuchając jego rad nie możemy obrać słusznej drogi.
Ćwiczenia Duchowne, św Ignacy Loyola
Może to o to chodzi. Trzeba czekać, aż w poczuciu wewnętrznego przekonania i zgody ze sobą podejmiemy właściwą dla nas decyzję. Nie dlatego, ze jednego dnia wspomnienia zła doznanego od współmałżonka budzą wielkie rozgoryczenie, a drugiego dnia "pływamy" w miłości. Ja nadal nie wiem do końca jak oceniać męża, więc czekam. Chociaż kaliber jego i moich przewin jest jednak inny, niż w sytuacji Przemka i Niezapominajki.
W psychologii mówi się chyba, że w strapieniu/traumie mamy myślenie tunelowe - zawężoną świadomość. Decyzje wtedy podejmowane są obarczone błędem słabego rozpoznania sytuacji tak, jak ona realnie się przestawia.
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-27, 14:30
Napisałam rano kilka zdań ale zjadło. trudno
kenya napisał
Cytat:
Jeśli celem naszego życia jest zbawienie, to na pewno nie musi się ono odbywać tylko i wyłącznie z udziałem cierpienia.
pewnie że nie musi, ale dla opornych i upartych ( to o mnie) widocznie inaczej Bóg nie miał szansy dotrzeć niż poprzez dopuszczenie do konsekwencji moich wyborów.
kenya napisała
Cytat:
Nie wiem dla kogo był przeznaczony przekaz ale dla mnie to było infantylne, wszelkie porównania na miarę mentalności dzieci przedszkolnych. Być może inne przekazy będą ciekawsze.
pokora to dobra rzecz.
na początku nawrócenia w tego kazania dotarło do mnie pytanie
_ Po co przychodzisz do Jezusa ???
i o prawdziwym chceniu przez duże CH
kenya napisała
Cytat:
Pytałam o nieprzkraczalne granice dla Ciebie - odpowiedź wymijająca, właściwie odpowiedzi niet.
co do granic wybaczenia, może dopowiem
kiedyś miałam jakieś granice wybaczenia i może nadal mam , ale gdy zdarzało się coś, co wydawało mi się nie do wybaczenia, jak byłam blisko Boga, to szybko Jego logika brała nad tym górę.
Miałam do wyboru tkwić w nieprzebaczeniu, nosić to na garbie, albo być wolna
Wybór raczej oczywisty.
Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono.
Ja doświadczyłam , że można z Jezusem wybaczyć wszystko.
Moje wszystko zamknęła się w wielu bolesnych tematach, jak chcesz wiedzieć szczegóły odsyłam do mojego wątku.
Bóg nie dopuszcza większych ciężarów niż jesteśmy w stanie unieść. Zresztą On zawsze służy pomocą .
jest takie stare powiedzenie
Bóg wybacza zawsze, człowiek czasami , natura nigdy.
są tylko dwie drogi przekleństwa i błogosławieństwa
powtórzę za J. Eldredge albo idziesz za przesłaniem strzał tego świata, albo wierzysz w "Święty Romans" . Ja wybrałam romans z Bogiem i nie żałuję.
kenya napisał
Cytat:
Łudziłam się, że TEORETYZUJĄC można jednak spróbować sobie wyobrazić, co bym zrobiła gdyby to, czy tamto. Widać nie ma takiej opcji, program tego nie przewiduje.
czyżby ironia ?
ja nie gdybam, ja żyję.
Życie jest tak ciekawe i pełne niespodzianek, że czasu na gdybanie nie ma.
pytań było mnóstwo i ponownie odsyłam do mojego wątku " Szukajcie a znajdziecie"
kenya napisała
Cytat:
Czy to jest aż takie trudne i niemożliwe do wykonania, dać odpowiedź na tak proste pytanie, tak sama od siebie, bez uprzednich wskazań swojego guru, bez niczyich sugestii, tak od serca?
cała moja poprzednia wypowiedz była od serca.
czy istnieje tylko jedna wersja odpowiedzi - wg twojego scenariusza ?
Odpowiedziałam jak u mnie z wybaczeniem , z czekaniem - tak jak ja to rozumiem, przeżywam.
Przemek napisał
Cytat:
ogólnie, czy nie ma granic nieprzekraczalnych poza którymi nie warto już ratować małżeństwa.
Czy nie ma takowych granic wcale?
Zawsze należy wybaczać wszysko i za absolutnie każdą cenę ratować związek?
W niektórych sytuacjach nawet ksiądz mówi, że nie ma obowiązku nadal trwać w małżeństwie...
co innego wybaczenie , co innego trwanie w małżeństwie , co innego otwarcie na ratowanie. Oczywiście można to połączyć.
Trwanie w małżeństwie w rozumieniu bycie i mieszkania z współmałżonkiem zagrażającym nam i dzieciom oczywiście nie ma takiego obowiązku( np istnieje instytucja separacji)
Ale to i tak katolika nie zwalnia z sakramentalnej wierności małżonkowi, i jeśli obie strony nawrócą się, podejmą terapie , odp. leczenie, o wzięciu pod uwagę możliwości powrotu małżonków do siebie.
Jeśli ja siebie postrzegam jako coś stałego niezmiennego, to i tak samo widzę małżonka - wtedy na jakieś zmiany nie ma miejsca.
Trzeba siebie zobaczyć "w drodze" , jak coś zmiennego i kogoś wolnego.
Dobrowolnie zawarłam sakrament, ale i dobrowolnie wystąpiłam o rozwód , po ludzku miałam powody, ale skuteczniejsza i łatwiejszą droga była by separacja.
Żywego Jezusa spotkałam 2,5 roku po rozwodzie i nawet dla mnie miał opcję na MAX.
Przemek napisał
Cytat:
Wyznaczenie sobie granic nieprzekraczalnych których powinniśmy się trzymać oraz granic akceptowania zła w koło nas nie jest teoretyzowaniem raczej.
Każda moją granice w wybaczeniu Jezus przesunął dalej , teraz jeśli jest, to za horyzontem, ja jej nie widzę.
To my stawimy zapory i granice nawet naszemu wybaczeniu.
Nic się nie zmieni w postawie tych którzy nie mogą wybaczyć, jeśli nie dopuszczą myśli, że to oni sami stawiają Bożemu wybaczeniu mur , a Bóg szanuje nasza wolna wolę.
Jeszcze jakieś pytania ?? Czy coś pominęłam ? Chętnie dopowiem bo gaduła ze mnie. zapraszam na skypa taki sam nick.
Pogody Ducha i do zobaczenia w drodze.
przemekfrank [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-27, 14:46
NM
Cyt:"Co się tyczy ratować co się da i za wszelka cenę
nie uogólniam
-wiesz czemu?
Bo mam świadomość tego że do tego trzeba:
-dwojga
-chęci
-pokonania siebie "
A na jakiej podstawie zakładasz, że te chęci dotyczą obojga ???
Na takiej, że zdradzacz tak powiedział zradzanej, i jego słowa są wiarygodne?
Czy na takiej, że osoba zdradzona tak mówi, bo uwierzyła w to sama, jednocześnie przyznając, że chce w to bardzo uwierzyć?
Czy może na takiej, że zdradzający jednak został z mężem, żoną gdy zdrada wyszła na jaw?
Na jakich faktach opierasz, że zmiana jest dokonana a zdradzający chce naprawić małżeństwo i teraz będzie kochać i szanować współmałżonka?
Czy to, że zdradzający pozostał ze zdradzoną żoną jest odzwierciedleniem tego, że pozostał bo ją kocha, bo chce ratować małżeństwo.
Powodów dla których został może być wiele, od strachu przed zmianą, strachu przed rozwodem, strachu przed utratą dzieci, utratą szacunku bliskich do czynników praktycznych, finanse.....długo by wymieniać.
A to, że został z małżonkiem bo zdrada otworzyła mu oczy i teraz dopiero zrozumiał, że kocha tylko osobę którą zdradził....
Jeśli ja moim pesymizmem dopisuje scenariusze to czy na pewno to nie jest też scenariusz?
I to filmu z koniecznym tu happy endem (bo optymistyczny :)).
Nie znamy do końca sytuacji oczywiście.
Ale tu w każdym słowie przebija chęć uwierzenia że zmiana się dokonała, że osoba kocha tak bardzo, że nie myśli już racjonalnie...
Nie mamy żadnych dowodów poza słowami zdradzającego, że żałuje zdrady, że była błędem, że mówi że się teraz zmieni a nawet chodzi do kościoła...
Nawet nie wykluczę, ze może żałować ale niekoniecznie tego, że zaistniała, może również żałować tego że się wykryła.
A co ma mówić zdradzający po tym jak dowie się żona?????
Co mówi każdy zdradzający gdy zdrada się wykryje?
Każdy właściwie żałuje, obiecuje, żę już nigdy nie zawiedzie, każdy mówi, że to błąd był, to nie było żadne uczucie a żona i mąż to wielkie miłośći...TO STANDARD
Przemożna chęć zdradzanego by uwierzyć w zmianę nie jest obrazem ogólnym tylko jedną stroną tego obrazu.
Rozumiesz to?
Wiara i nadzieja, że człowiek się zmienił i zrozumiał coś nie oznacza że tak się stanie.
Naprawdę uważasz, że mój sceptycyzm nie jest uzasadniony?
Mamy obraz tego czego dokonał i do czego był zdolny zdradzacz - to są fakty. Co do jego zmiany - nie ma żadnych danych poza słowami i chęcią uwierzenia w zdradę osoby zdradzonej - to nie są fakty lecz pragnienia.
Jeśli ja dopisuje scenariusze to chyba ty też tak robisz.
I dlatego mówię, patrzmy realnie, nie zakłądajmy klapek na oczy.
Oceniajmy realnie, po czynach nie słowach ...
Wybaczenie - tak!!!! ale ratowanie za wszelką cenę, odbudowywanie na ślepo - niekonieczne.
Zresztą dla mnie wybaczenie nie jest równoznaczne z trwaniem małżeństwa.
I żeby była jasność, również jestem za ratowaniem małżeństwa jeśli to ratowanie ma sens, jeśli obydwie osoby strony rozumieją co się stało, jeśli obydwie strony ( musi tu być pewność obydwu osób) do tego dążą i jeśli to małżeństwo nie będzie w przyszłości życiem obok siebie, papierkiem tylko.
Ale nie jestem za tym by utrzymywać małżeństwa na siłę, bo tak trzeba, wypada, dla finansów, bo jesteśmy od kogoś uzależnieni...
Cyt:
"Pewnie że nie będzie tak samo
bo to co było się skończyło
dlaczego?
tu trzeba szukać odpowiedzi-weryfikując całokształt, siebie i małżonka"
To drązyć jednak czy nie?
Cofnij się do moich postów, cały czas analizuję, drąże to i w odpowiedzi słyszę tylko
że niepotrzebnie to robię, nie powinienem myśleć.... :)
Myślę, a że inne wyciągam wnioski niż ty.........
I to nowe które można wypracować nie oznacza, że lepsze.
Teraz po zdradzie już, małżonkowie zrozumieją się wreszcie i będą mieli o czym rozmawiać i będą szczerzy ze sobą i wróci pożadanie u zdradzającego?
Tak może być ale czy będzie?
To odrodzenie uczucia miłości, pożadania u zdradzającego ....- naprawdę to budzi moje wielkie wątpliwości.
Bo tu zarówno założenie, że zdradzający kochał kochankę ale teraz już to wygasło i kocha z powrotem żonę jak i założenie, że kochał wtedy obie lub tamtej nie kochał ( ale wtedy zdrada byłaby dla niego zabawą i zdradzał dla sportu) jest równie bolesne dla zdradzonego.
Odnośnie hasła forum : KAŻDY ZWIĄZEK JEST DO URATOWANIA
Nie wiedziłem, że takie jest hsło tego forum
NM napisz ty coś o granicach które są dla Ciebie nieprzekraczalne.
I w imię czego trzeba ratować każdy absolutnie związek małżeński.
Nawet jeśli zdradzana osoba będzie zdradzać i oszukiwać w nieskończoność?
Nawet księża w niektórych sytuacjach dopuszczają rozwody a skąd to założenie, że każdy trzeba ratować?
Co do mnie moja postawai sądy są zdecydowane ale decyzja nie jest podjęta.
Dlatego tu jestem.
A chyba już nie muszę pisać czemu ludzie zgadzają się czasem w swych opiniach.
Kenya pięknie Ci to wyjaśniła.
NM [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-27, 16:00
przemekfrank napisał/a:
A na jakiej podstawie zakładasz, że te chęci dotyczą obojga ???
Na takiej, że zdradzacz tak powiedział zradzanej, i jego słowa są wiarygodne?
Czy na takiej, że osoba zdradzona tak mówi, bo uwierzyła w to sama, jednocześnie przyznając, że chce w to bardzo uwierzyć?
Czy może na takiej, że zdradzający jednak został z mężem, żoną gdy zdrada wyszła na jaw?
Na jakich faktach opierasz, że zmiana jest dokonana a zdradzający chce naprawić małżeństwo i teraz będzie kochać i szanować współmałżonka?
Chłopie gdzies wyczytałem(nie wiem czy dobrze)
masz za soba 18 lat związku.
Zatem około 50-tki na karku(no cóz ewentualnie tyle co i ja).
Zatem będąc dorosłym facetem -zacznij myslec i postepowac jak dorosły facet(to prośba).
Postaraj się choć na chwilę odstawic na półke emocje -jakie zreszta przez ciebie przemawiaja.
Mam na mysli emocje powstałe w wyniku zdrady(pisze specjalnie zdrady)
bo bez względu na wielokrotnośc jest ważna i istotna pierwsza zdrada(a chocby dlatego bo jest związana z przełamaniem dotychczasowych stereotypów).
Zatem osoba zdradzająca :
przekonana w zupełności o własnej bezkarności, z całkowitym obrzydzeniem do wspólmałzonka-ma jasny cel,a nim zazwyczaj jest parcie do odejścia z domu,założenia i organizacji nowych relacji parnerskich-jakich efektem jest rozwód.
I tu sa wyłomy(bo czasem to tez działanie impulsywne).
Ja mówie o innej sytuacji-gdy zdradzacz przyłapany na innych relacjach,stara sie naprawić relacje jakie sknocił
Czy przez chwilę potrafisz sie zamienić rolami?
wejśc w skóre zdradzacza jaki chce odpracowac co sknocił
jak wg.ciebie ma to dokonac?
skoro ktoś ma przekonanie:
-nie zaufam,to gra,zaraz zrobi to samo,on jest patologiczny
Przemku postawienie się w innej skórze (czyli zamiana rolami) jest najbardziej obrazowym sposobem
Ty natomiast wciąz piszesz o jednym i wokół jednego -braku zaufania
Po co oplatasz to w hasła (jakies wyższe) wsparte jeszcze postami kenya,skoro kilka razy napisałes sam uczciwie i na tym powinienes skończyć
-nie ufam,nie zaufam,nie potrafię-bo przerasta mnie to
przemekfrank napisał/a:
Nie znamy do końca sytuacji oczywiście.
Ale tu w każdym słowie przebija chęć uwierzenia że zmiana się dokonała, że osoba kocha tak bardzo, że nie myśli już racjonalnie...
Pewnie że nie znamy -ale ja wciąż pisze o drugiej szansie-bo kazdy człowiek zasługuje na drugą szansę.
Ty natomiast piszesz o zamknięciu rozdziału-ale tak naprawdę nie umiesz i nie potrafisz go zamknąc
choćby jednym szczerym
KONIEC.
przemekfrank napisał/a:
NM napisz ty coś o granicach które są dla Ciebie nieprzekraczalne.
Widisz granice człowieka pojawiają się zazwyczaj w różnych sytuacjach.
Zapytany o moje granice kilka lat temu
powiedział bym sa sztywne
Dziś Przemku moje granice uległy wielkiej zmianie,zmianie o jakiej nigdy nie myslałem.
wybacz ale nie chcę na forum dzielic sie moimi personaliami.
Napisze tylko tyle że pod wpływem czegos zmieniłem sie i wydoroslałem(mimo że zawsze byłem dorosły)
przemekfrank napisał/a:
Nawet księża w niektórych sytuacjach dopuszczają rozwody a skąd to założenie, że każdy trzeba ratować
Nie chce weryfikować postaw księzy(bo to ich moralna sprawa)
Ale wydaje mi sie że księża niezbyt winni tak szastać rozwodem i rozerwalnościa sakramentu(chocby z tytułu powołania)
A zalecenia (wiesz takowe odgórne )
w sytuacjach cięzkich chwil dla małżeństwa polecać chocby separację.
No ale wiadomo to ludziska i jak kazdy człowiek stworzeni do błędów
przemekfrank napisał/a:
Co do mnie moja postawai sądy są zdecydowane ale decyzja nie jest podjęta.
Dlatego tu jestem.
l
i dobrze bo to znaczy co napisałem wcześniej
gryzie się rozum z sercem
Daj sobie czas
przemekfrank napisał/a:
A chyba już nie muszę pisać czemu ludzie zgadzają się czasem w swych opiniach.
Kenya pięknie Ci to wyjaśniła.
Nie musisz i dalekim od wyjaśnien kenya.
Widisz to tak jak z wizyta u psychologa bądz terapeuty.
Idziemy by usłyszec to co chcemy usłyszec.
Gorzej jak słyszymy cos innego niz oczekiwaliśmy.
Wtedy powstają dopiero emocje
[ Dodano: 2013-03-27, 16:09 ]
przemekfrank napisał/a:
A to, że został z małżonkiem bo zdrada otworzyła mu oczy i teraz dopiero zrozumiał, że kocha tylko osobę którą zdradził....
No tak
Czasmi Przemku trzeba wsadzic łape do ognia-by przekonac sie że on parzy
Wiesz ludzie tak maja -że nie załapią dopóki nie doświadczą
[ Dodano: 2013-03-27, 16:12 ]
Filomena napisał/a:
W psychologii mówi się chyba, że w strapieniu/traumie mamy myślenie tunelowe - zawężoną świadomość. Decyzje wtedy podejmowane są obarczone błędem słabego rozpoznania sytuacji tak, jak ona realnie się przestawia
Filomeno podpowiem nawet więcej
decyzje ważne dla zycia podejmujemy dopiero w rok po zakonczonej terapi
u psychologa lub terapeuty
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-27, 16:18
Rok po zakończeniu terapii???
To znaczy, że jeszcze dłuuuuuuga droga przede mną .
złamana [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-28, 11:01
Swoje poglądy wyrażamy przez pryzmat własnych doświadczeń. Jeżeli komuś udało się pokonać kryzys, wybaczyć coś co parę lat temu wydawało się niewybaczalne, ma inne podejście do wybaczania, układania sobie życia. Taka osoba nie powie więc, ja zawsze, czy ja nigdy.
Czytając wpisy w tym wątku, widzę, że w sumie nie ma aż tak wielkiej różnicy między osobami, które tu piszą. Jedyna różnica wynika, chyba z własnych doświadczeń.
Przemek, nikt tu nie pisze nie analizuj, nie drąż, nie myśl, zamieć pod dywan i żyj dalej. Sugerowanie próby przyjęcia innego kierunku myślenia wynika po prostu z przezytych własnych doświadczeń. I tego, że można inaczej, wbrew, pod prąd.
Twoje stanowisko, zbieżne z Kenyą jest racjonalne, nie zawiera logicznych sprzeczności. I oczywiście, zgadzam się z tym, że czasami oszukujemy się do bólu, bojąc się po prostu zmian.
Nie można jednak wykluczyć tego, że nawet z największego bagna można wyjść razem, z małżonkiem i żyć dobrze, szczęśliwie.
Dzisiaj jest taka tendencja do zamiany zepsutych rzeczy na nowe. Przekłada się to też na relacje międzyludzkie, nie naprawiać tylko wejść w nowe. Łatwiej, po prostu. Tylko czasami, jak zauważyłam w kilku znanych mi przypadkach, to nowe po jakimś czasie wcale nie okazuje się lepsze.
Nie znamy przecież do końca samych siebie, nie wiemy co nas spotka, z czym przyjdzie nam się borykać.
Trudno mi było zgodzić się z tym co Przemek piszesz Niezapominajce. Nie dlatego, że było to pozbawione sensu, ale dlatego, że uznałam, że nie powinieneś tego robić wobec niej. Ona nie prosiła o pokazanie bezsensu swoich działań. Niezapominajka dzieliła się rozwiązaniami jakie wybrała. Pokazywała zmiany, jakie w niej zaszły. Nie znamy jej męża, ani jej. Skoro trafiła na to właśnie forum, szukała wsparcia w ratowaniu związku. Nie potrzebowała pokazania, że jest naiwna (w negatywnym sensie). Ciebie to ruszyło, bo jej stanowisko było inne niż Twoje w zbliżonej sytuacji. Pytam, czy na pewno wiesz, że ona nie ma racji, że jej się nie uda? Może właśnie takie podejście spowoduje trwałą zmianę jej męża. Wiesz to? Jeżeli chciałąby się dowiedzieć, że ma wykopać zdradzacza z domu, weszłaby na wszystkie inne fora, poza tym.
Do Ciebie Przemek przemawiają inne argumenty. Chciałbyś racjonalnie, pewnie, twardo.
Wejdź na inne fora, tam dostaniesz konkretną odpowiedź.
Kiedyś, na początku moich własnych trudnych chwil poszłam do psychologa, psychiatry. Kompletnie byłam rozwalona. Taka złamana jak ołówek na pół. I dostałam konkretną sugestię: trzeba zakończyć ten związek. Nie tego w tamtym czasie potrzebowałam. Dlatego spodobało mi się to właśnie miejsce. Racjonalnie nie było szans na utrzymanie rodziny naszej w komplecie. Byłam w matni emocji i zderzania tego co chcę, co bym chciała, o czym marzę, z tym co mam. Poczytałam tutaj ludzi, którzy w najgorszym bagnie widzieli światełko w tunelu. To, że okraszane to było wiarą w sakrament i tym podobne, nie budziło moich wątpliwości. Nie raziło bezsensem. Mimo, że sama mam problem z taką głęboką wiarą. Trzeba czegoś się chwycić jak się tonie.
Dzisiaj minęło parę lat, nasza rodzina jest razem. Mogę napisać, że jest dobrze.
Zastanawiasz się za argumentami za zostaniem razem. Dzieci, finanse, otoczenie, strach. Jeżeli to miałby być jedyne argumenty, to faktycznie bez sensu. Są one jednak dodatkowymi argumentami za. Tym wiodącym myślę, jest nasza relacja z małzonkiem. I odpowiedź na pytanie, jak ja się w tym odnajdę. Nie pytania dotyczące współmałżonka, który wrócił na łono rodziny. Nie masz tu bowiem żadnej pewności. W sytuacji, gdy widzisz i czujesz, że dalej coś się dzieje, że współmałżonek bagatelizuje sprawę, że zrzuca winę na Ciebie nie ma chyba szans na ratowanie. Gdy jednak masz do czynienia z osobą, która słowami ( a jak inaczej), postawą, pokazuje, że chce naprawić zło, po co zastanawiać się czy to możliwe, żeby chciała. Musiałbyś sam mieć takie doświadczenie po swojej stronie, wtedy może byś zrozumiał. Uważam więc, że tutaj, w sytuacji, gdy druga strona deklaruje powrót, ważny jesteś Ty i Twoje nastawienie. Pytania czy żona może się zakochać w Tobie i czuć pożądanie to chyba nie ten kierunek. Ważne być Ty wiedział czy możesz ją po tym wszystkim kochać, czy jest dla Ciebie tylko skalaną obcym facetem kobietą, czy jesteś w stanie ją dotknąć, przytulić. Czy się jej wstydzisz, czy masz z nią wspólne tematy, zainteresowania, czy Ci się podoba, czy wcześniej była dobrą żoną, czy była dla Ciebie wsparciem, czy potrafiła pokonywać trudne sytuacje z życia codziennego, czy też Ciebie tym obciążała? Milion drobnych pytań, nie tylko koncentrowanie się na zdradzie.
Pisze tu jeden mężczyzna, który tak się zafiksował na zdradzie, na skalaniu czystości, że lata, które minęły i mijają po, nie są w stanie go z tego stanu zranienia wyrwać. Trwa jednak w związku, bo sakramentalny. W takiej sytuacji to chyba jakaś kara dla obojga, to wspólne życie. Bo wiesz, jak masz też takie nastawienie, to nawet gdyby żona leżała w worze pokutnym przed Tobą, nie ma szans na dobre, spokojne życie. Jak napisał NM, co taki zdradzający może zrobić po zdradzie? Wyjście na prostą jest więc w Tobie i tylko w Tobie. Jeżeli rozważasz wspólne życie to chyba jest jedyny kierunek.
Bo zobacz, jak małzonek odchodzi, odbywa się jakaś szarża, by wrócił. Jak wraca, okazuje się, że to dopiero problem. Najtrudnieszy jest bowiem nie ten moment zaraz po ale tzw. dwa dni po. Ty cierpisz, masz mnóstwo rozterek, a małżonek jakby osiadł na laurach, jest spokojny, bo małżeństwo trwa. Tylko, że nie wiesz jak to po tej drugiej stronie jest. Pamiętam jak mąż koleżanki po wielu perfidnych zdradach powiedział, że chce żyć, nie chce czuć się ostatnim szubrawcem, bo musiałby się powiesić. Zobacz, jest wiele miejsc wsparcia dla zdradzonych, zdradzający zostają z całym bagażem złych, własnych czynów sami. Nawet chcąc naprawić nie mają zbyt wiele możliwości. Pytałam Ciebie, czego oczekujesz od żony, co miałaby zrobić. Pewnie nie wiesz. Do takich przeżyć nikt nas nie przygotował. Odpowiedzi nalezy więc szukać w sobie. Czego się boisz? Obawiasz się, że to się powtórzy, czy tego że nie dasz rady wybaczyć i dzień po dniu będziecie spadać w przepaść, a jak dzieci wyjdą z domu zobaczycie, że jesteście sobie zupełnie obcy i zmarnowaliście życie?
Jeszcze jeden przykład. Małżeństwo zostało ze sobą dla dzieci. Dzieci dorosły i małzonkowie się rozstali, weszli w nowe związki i byli bardzo szczęśliwi. Dzieci nie poukładały sobie swojego życia. Najgorsze, że szukając szczęścia zostawiły własne dzieci. Bo z domu rodzinnego miały przykład, że przeszkodą do szczęsliwego życia są właśnie dzieci.
Trudne to wszystko. Mądrych decyzji życzę. Spokojnych świąt.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-28, 12:16
NM napisał/a:
I kończąc -ja swoim dzieciakom pokazałem właśnie to że można się podnieść z tego, można normalnie żyć i można normalnie rozmawiać z ich mamą-mimo że rodziców bliskość już nie łączy.
Czy to normalne życie w małżeństwie?
Rozmawiać to można także z kolegą, koleżanką, sąsiadem...
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-28, 13:34
W tym co pisze Przemek brakuje mi jednego. Rozróżnienia charakterologicznego, psychicznego być może też fizycznego między kobietą i mężczyzną. Moim zdaniem świat kobiet i mężczyzn jest zdecydowanie różniący się między sobą i zatem też implikacje faktu zdrady są zasadniczo różne. I wydaje mi się to sprawa zasadnicza w odniesieniu do oceny pojedynczych zdrad jak i całego systemu relacji międzyludzkich w społeczeństwie, oceny etycznej a także zasad funkcjonowania społeczeństw.
Jeszcze jedno pytanie do Przemka. Co rozumiesz pod pojęciem kochać. Bo tak piszesz o tym że zdradzający kochał tego tamtego. Czy to jest miłość?
przemekfrank [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-28, 14:03
NM
Wahałem się czy odpowiadać bo zaczynam myśleć, że oboje czytamy to samo a co innego rozumiemy.
Na tym poziomie dyskusji chyba jest już jasne, że żaden nie przekona drugiego do swoich racji.
Zresztą czuję się tak jakbym w koło to samo pisał... a ty ciągle to samo odpowiadał.
Tylko ja czuję się jakbyś odpowiadał mi : facet, żle myślisz, żle robisz, nie roztrząsaj, nie zadawaj pytań dlaczego, nie rozważaj czy to ma sens, czy rokuje przyszłośc tylko ratuj małżeństwo, zaufaj nawet jeśli masz milion przesłąnek, że możesz się mylić, wybacz i koniec kropka....nie pisz nawet co myślisz, bo swoim nastawieniem możesz jeszcze zarazić wątpliwościami kogoś innego...
Tak po ludzku odpisując, nie przekonuje mnie to wcale.
I ja Ciebie również nie usiłuję przekonać do mojego zdania, wyrażam tylko moją opinię i swoje wątpliwości i bardziej zadaje pytania niż usiłuję kogokolwiek przekonać.
Ty zaś mnie ciągle namawiasz bym spojrzał inaczej na to co się wydarzyło, zamienił rolami, zaufał, uwierzył a nawet udzielasz rad typu żebym dorósł...
Nie chce mi się bawić w odpowiadanie na to bo to słowne przepychanki.
Czemu aż tak usiłujesz mnie zbawić właściwie?
Ja tu chyba jasno piszę od pierwszych postów, że mam wątpliwości co do zmiany zdradzających ( nie zakładam z góry, że każde słowo zdradzającego jest prawdą), że dla mnie to nie jest to takie proste i potrzebuję bardziej jakiś dowodów, czasu a nie mglistych zapewnień i pustych obietnic zdradzacza.
Piszę jasno, że wiem, że mam problem z wybaczeniem, że nie radzę sobie z tym jeszcze bo za wcześnie dla mnie na to i potrzebuję czasu.
Piszę też jak byk, żeby już być dosadnym, że chcę wybaczyć dla siebie i wiem że wybaczam dla siebie ale to dla mnie nie jest równoznaczne do trwania w małżeństwie, co nie jest z kolei dla mnie równoznaczne z rozwodem ale raczej separacją.
Tak więc ktoś kto analizuje i cytuje co drugie moje zdanie by w ogólnym podsumowaniu mojego jakże błędnego toku myślenia, te same wnioski mi zaserwować... no wybacz ale mnie nie przekonuje.
To jak odbijanie piłki.
Rozumiem, że odpowiedz na moje wątpliwości czy zmiana jest prawdziwa i na jakiej podstawie opierasz przekonanie, że zdradzacz teraz mówi prawdę jest nieważna. Ważne jest tylko uwierzenie w zmianę, próba zaufania i danie drugiej szansy. Brzmi jak rada z wzorcowego podręcznika. Dlaczego nie odpowiesz noramalnie - nikt tego nie wie, czy zmiana jest
prawdziwa. Tak jak ty nie powiesz na pewno, że zdradzacz mówi teraz prawdę tak jak ja nie mogę powiedzieć na pewno, żę się nie zmienił.
To jak 50% szans na 50. Za moim pkt widzenia przemawia dość uzasadniona nieufność, za twoim ślepa wiara w to by uwierzyć i dać szansę...
Każdy ma prawo do swojego zdania !
To teraz ja Ciebie zacytuję:
"Mam na mysli emocje powstałe w wyniku zdrady(pisze specjalnie zdrady)
bo bez względu na wielokrotnośc jest ważna i istotna pierwsza zdrada(a chocby dlatego bo jest związana z przełamaniem dotychczasowych stereotypów)".
Zupełnie się nie zgadzam z tym twierdzeniem, że tylko pierwsza zdrada jest istotna
Oczywiście jest związana z przełamaniem jakiś wewnęrznych barier człowieka ale fakt, że po ich przełamaniu właśnie zdradzasz się nie zatrzyma, nie pomyśli i nie opamięta, tylko przez kolejny rok romansuje i patologicznie już kałmie pokazuje nam w pewien sposób do czego taki człowiek jest zdolny.
Każdy ma problemy, pokusy ale nie każdy je rozwiązuje szukając sobie romansu, kochanka.
I teksty typu mieliśmy problemy, więc on, ona miał romans są po prostu oszukiwaniem siebie.
ON/ONA MIAŁ ROMANS WIĘC MIELIŚMY PROBLEMY to właściwsze nastawienie.
Tak jak i ma znaczenie dla mnie fakt czy zdrada była emocjonalna,
czy tylko fizyczna - nawet dla zrozumienia przyczyn zdrady ma to znaczenie.
I jeszcze jedno kończąc już naszą dyskusję.
Żaden już drugiego nie przekona.
Nie mogę się oprzeć zacytowania twojej uwagi w odpowiedzi do Kenyi;
cyt:
"Ale forum nie jest miejscem leczenia a tym bardziej konkretnie coś wskazywać czy uczulać."
To po co jest to forum ?
Czy założeniem tego forum jest głaskanie zdradzanych po głowach i napisanie im nieważne co się wydarzyło ty ratuj kobieto/mężczyzno małżeństwo ...
Naprawdę nie jest po to właśnie by leczyć, dzielić się doświadczeniami, wysnuwać jakieś wnioski na podstawie dośwaidczeń, rozmawiać zwyczajnie i również chyba wskazywać i uczulać na rzeczy istotne.
Chyba lepiej porozmawiać na tym forum z ludżmi którzy przeżyli takie sytuacje niż odsyłać do oglądania filmów typu ognioodporni (mnie również ten film nie przekonał) albo czytania poradników o toksycznych związkach które mają nam wszystko wyjaśnć.
Porzucona
Nie wykazywałem niezapominajce bezsensu jej poczynań, pisałem tylko o ostrożności w ocenianiu takich zmian i potrzebie czasu i spojrzenia z dystansu a nie zmienności poglądów ciągłych. Niezapominajka w pierwszych postach jakie napisała ( teraz są usunięte) ukazywała swoją sytuację w trochę inny sposób a po 3 tygodniach w zupełnie inny świetle ją opisała.
To nic złego oczywiście, ale zmiana całkowita od pluca złością na kochankę do
opisywania swojej euforii obecnej jest zastanawiająca. Zwróciłem na to uwagę ponieważ czytałem wszystkie posty.
Nie udzielałem jej żadnych rad poza tym by była ostrożniejsza w ocenie tego, nawet na jej własną prośbę o radę tylko to jej napisałem.
Co do jej pracy nad sobą uważam, że jest jak najbardziej właściwa i nigdzie jej pracy nad sobą nie krytykowałem. I tyle.
Co do reszty twojego postu.
Mądrze piszesz, choć zupełnie inaczej myślę, szanuję twoje zdanie.
Sama widzisz jakie mam podejście do problemu zdrady, więć nie muszę już kolejny raz rozpisywać się, że moim głównym problemem jest wybaczenie.
Ja chcę to zrobić i wiem że powinienem to zrobić dla siebie.
Muszę mieć więcej czasu by wybaczyć...
Ale chyba coraz mniej się łudzę co do dalszego życia z moją żoną. W chwili obecnej nie wierzę w jej zmianę, nie wierzę w skruchę.
Widzisz odkąd zobaczyłem do czego była zdolna, romans długi, kłamstwa ciągłe,
lekceważenie rodziny i stawianie kochanka na pierwszym planie, aborcja...
Nie wyobrażam sobie dalszego życia z nią w prawdziwym małżeństwie. Tzn w związku pełnym zaufania, bliskości, miłości, szacunku.
Dla mnie takie właśnie powinno być małżeństwo. I nie Was się oszukiwać, że nie mogę nadal żyć z nią, względnie spokojnie, ugodowo w związku o temperaturze letniej, właściwie papierowy związku, bo wiem, że mogę.
I nie chodzi mi też tylko o to bym mógł z nią rozmawiać w miarę spokojnie, płacić wspólnie rachunki lub rozmawiać o remoncie domu bo wiem, że to również mogę.
Chodzi mi o zuoełnie coś innego, o całkowitą pewnośc, że na tej osobie mogę polegać, o bliskość, empatię, miłość, wzajemny szacunek...
Nie potrzebuję kogoś z kim przy śniadaniu wymienię zdawkowe dzień dobry a potem zatopię nos w gazecie i będziemy grzecznie żyć obok siebie, mijając się.
To nie ma być związek aby pokazać komuś/sobie że mogłem przeskoczyć siebie wybaczyć, zapomnieć i żyć dalej ze sobą, pozornie jak dawniej.
I trudno mi też uwierzyć w miłość jaką mi teraz deklaruje. Widzisz dla mnie miłość nie jest wtórnym uczuciem które można przerzucać z jednego obiektu na drugi. Tak samo jak i sex, intymność której nie uprawia się z byle kim, lekceważac związek małżeński.
Nie wiem czy mnie rozumiesz. Bo mówisz, że ocenianie uczuć żony, miłości, pożądania nie jest ważne. Nie zgadzam się, jest bardzo ważne.
Cyt:
"Uważam więc, że tutaj, w sytuacji, gdy druga strona deklaruje powrót, ważny jesteś Ty i Twoje nastawienie.
Pytania czy żona może się zakochać w Tobie i czuć pożądanie to chyba nie ten kierunek."
Nie uważam by moje nastawienie do tego ( oczywiście ważne), mogło całkowicie przesądzić o uczuciach mojej żony do mnie.
Tak samo jak nie uważam, że jej chęć pozostania ze mną była równoznaczna z miłośćią i pożądaniem do mnie.
Zakładanie, że tak jest, jest dla mnie naiwne.
Może mieć milion powodów do pozostania, niekoniecznie miłość jest głównym powodem.
Co do tego jakie ja żywię do niej uczucia teraz to nie potrafię odpowiedzieć.
Te uczucia są tak pomieszane i nierównoznaczne, że nie chcę deklarować czegoś czemu będę musiał za jakiś czas całkowicie zaprzeczyć.
Myślę, że czas jest dla mnie najlepszym lekarstwem....
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-28, 14:10
Przemek, a w jaki sposób trafiłeś na taką kobietę? Czy to jakaś ironia losu?
Czy dla mężczyzny istnieje coś takiego jak zdrada emocjonalna kobiety? Tym pytaniem nawiązuję do poprzedniego wpisu. Uważam że całkiem normalna kobieta może zdradzać emocjonalnie jednego dnia nawet 20 razy. Ma taką naturę.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.