Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Czy uważam, że jesteś naiwna?
Chyba uważam, że trochę tak.
Być może jest to kwesia wieku, wydaje mi się ( może się myle) czytając twoje posty, że jesteś osobą bardzo młodą. Ja jestem już osobą starszą i chyba bardziej doświadczoną.
Chodzi mi o twe zmienne deklaracje, najpierw sianie złością i nienawiścią, potem teksty pełne pychy na temat swego wyglądu a potem oświadczenia jak cudownie jest twraz w twoim małżeństwie i jak bardzo się z mężem kochacie. Bardzo to wszystko sprzeczne i niespójne.
Od pierwszych postów minął niecały miesiąć a ty już tak bardzo zmieniłaś pkt myślenia.
Pewnie trochę masz rację, że nie umiem się odciąć od tego co napisałaś wcześniej ale na postawie tego włąsnie i czytając następne posty wyrobiłem sobie jakiś obraz sytuacji, zdanie o Tobie i Twoim mężu.
Kenya napisała, że większość zdradzanych chce jak najszybciej zapomnieć o zdradzie. Trupy
schować do szafy i dalej bawić się w cudowne rodziny. Uwierzyć zdradzającemu i mieć spokój.
Czy nie jest tak trochę u Ciebie?
Zastanawiam się czy naprawdę dojrzale podchodzisz do zdrady?
Czy nie przechodzisz jej trochę powierzchownie?
Czy zadałaś sobie pytania czemu zostałaś zdradzona?
Kim była kochanka dla twojego mężą?
Jakie jego potrzeby zaspokajał ten związek?
Czy w czasie romansu mąż ją kochał i co wtedy czuł do Ciebie?
Czy potrafisz powiedzieć głośno, że mąż ją kochał i wiele dla niego znaczyła, tak wiele że ryzykował dla niej rodzinę?
I czy naprawę wybaczyłaś mężowi zdradę?
Ale mówię o prawdziwym wybaczeniu a nie wybaczeniu bo tak wypada, bo nie chcesz go stracić, bo nie chcesz rozwodu, nie chcesz czuć się przegrana, bo macie dziecko, bo jesteś od niego zalężna emocjonalnie i finansowo. To akurat nie są dobre powody do wybaczenia.
No i najbardziej bolesne rozważania?
Jakim CZŁOWIEKIEM JEST TWÓJ MĄŻ?
Do czego był zdolny w czasie romansu?
Do czego był zdolny dla kochanki?
Czy okłamywał Cię w jego czasie nawet w najprostszych sprawach, byleby być z nią dłużej?
W jaki sposób Cię okłamywał, czy bez wyrzutów sumienia kłamał prosto w twarz?
Czy wierzyłaś w jego kłamstwa, czy umiał Cię do nich przekonać?
Co dla niego oznacza Bóg, małżeństwo, wierność, dobro, Sakramenty Św.?
Jakie wartości ma twój małżonek?
Zrozumienie tego pomoże Ci w ocenie realnej a nie życzeniowej.
Pisałaś, że mąż jeżdził z kochanką w celu usunięcia dziecka.
To też wiele mówi o tym jakim jest człowiekiem.
Czy wiedziałaś o tym, czy to również wykryło się po zdradzie?
Nie wiem czy mnie rozumiesz.
Widzisz nie każdy człowiek potrafi i chce się zmienić.
Jeśli jest na tyle dobrym aktorem by oszukiwać długo potrafi również przekonać do zmiany teraz po zdradzie. To po roku zdrady już dla niego bułka z masłem.
Ale to nie oznacza wcale, że zmiana jest prawdziwa i szczera.
Pisałaś, że o zdradzie wiedzą Wasi najbliżsi. Czyli jeszcze jeden powód by mąż starał się ratować małżeństwo.
Jeśli tego nie będzie robił straci oprócz domu, dziecka, majątku, Ciebie jeszcze ich szacunek.
A więć jeszcze wyższa stawka gry.
Bardzo dużo teraz czytam o zdradzie, są to akademickie materiały, statystyki.
Sporo tam pisze o tym, że osoba prowadząca długotrwałe związki pozamałżeńskie jest kłamcą doskonałym. Kłamstwo jest jego drugą naturą. Potrafi oszukiwać bez mrugnięcia okiem, w najbardziej już nawet banalnych sprawach. Np. wyjście do sklepu ( tel do kochanki), wypad z koleżankami ( schadzka), pójście do pracy ( urlop z kochankiem), szkolenie ( upojny wyjazd j.w). Taka osoba stawia na szali wszystko aby tylko być z kochankiem.
I kłamstwo które to umożliwia traktuje jako coś naturalnego. Niestety im dłuższy był związek równoległy tym jest to łatwiejsze i naturalniejsze. I coraz trudniej z tym zerwać
zdradzającemu. W zasadzie bardzo duży procent zdradzających długotrwale nie uważa kłamstwa za grzech ale za coś wygodnego i nie zmienia się szczerze.
To tylko gra no i przekonanie, że powinni ratować małżeństwo. A po okresie przeczekania i wybaczenia ( może to i kilka lat trwać) zaczynają na nowo rozglądać się za kolejną nowością.
To bardzo boli nas zdradzanych ale nie każdy człowiek jest zdolny do prawdziwej zmiany.
I jeszcze jedno.
Nie tłumacz zdrady męża tym, że nie czuł się kochany. Nie wiń za zdradę siebie.
Ty również nie czułaś się kochana ale nie szukałaś kochanka, ja choć zostałem 2-tnie zdradzony nie rozglądałem się za kochanką.
Tak jak i nie tłumacz zdrady działaniem szatana lub drogą którą prowadzi Was Bóg.
Kążdy człowiek ma wolną wolę. I sam dokonuje wyborów. To one określają jakim jest człowiekiem. Naprawdę dobrze opisała to kenya na temacie Agnieszki:
"sa osoby,ktore zdradzaja i pewnie beda zdradzac,i to jest ich slepy wybor zla,podsycany
wieloma bodzcami,ktore swiat wokol wysyla,
Nie zgodzę się, że ślepy wybór. Gdyby tak było, należałoby przyjąć, że takie osoby nie mają ŻADNEJ zdolności odróżniania dobra od zła a ich wybór dokonuje się przypadkowo.
Pragnę tylko dodać, że na owe wspomniane przez Ciebie bodźce narażenie są wszyscy ludzie, lecz jednak nie wszyscy dokonują takich samych "ślepych" wyborów, ciekawe dlaczego?"
Przeczytaj jej cały wpis.
A co do rady jaką mógłbym Ci dać.
Nie wiem czy jestem w stanie dać jakąkolwiek mądrą, sam jestem w podobnej sytuacji ale kiepsko sobie z nią radzę :(
Jedyna sensowna jaka mi przychodzi do głowy to trochę mniej euforii z jaką opisujesz teraz zmianę męża, wasz idealny związek....
Brzmi to jakbyś chciała przekonać SIEBIE a może nas forumowiczów, że jest idealnie a zmiana jest prawdziwa. Trochę więcej obserwuj, bądż ostrożna i nie ciesz się na wyrost.
Bo za kolejny miesiąc życie może znów twoje poglądy zweryfikować.
A co do cieszenia się chwilą to jasne, ciesz się nią. Ale cieszenie się chwilą to właśnie radość krótkofalowa, spontaniczna, i nie można na podstawie kilku chwil dobrych orzekać że cała
terażniejszość jest idealna a zdrada nic nie znaczyła właściwie.
Czasem odnoszę wrażenie jakbyś myślała, że zdrada była czym dobrym?
Bo teraz dopiero się zrozumieliście, teraz mąż się zmienił, ty się zmienisz i będzie idealnie, długo i szczęśliwie...
Bąż ostrożna.
Pół roku to naprawdę bardzo krótki okres czasu.
niezapominajka8 [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-23, 22:56
dzięki Przemku
wiem o co Ci chodzi, że za szybko się cieszę. że to bardzo długi proces i w przypadku kogoś kto długo zdradzał po prostu może oznczac recydywę i przed tym chcesz mnie przestrzec....
zdaje sobie z tego sprawe. odpowiedziałam sobie na wszystkie twoje pytania.
rzeczywiście jestem młodą osobą. może zbyt ufną, zbyt wierną, zbyt bardzo wierzącą, że On się zmienia, bo tego pragnę całym sercem.
cały czas mama z bratową przestrzegają mnie przed nim, żebym nie ufała. żebym była ostrożna, że on nigdy się nie zmieni.....
nawet nasz proboszcz, który jest 25 lat w parafii dowiedziawszy sie przez przypadek o całej sytuacji, stwierdził, że jest przeciwny rozwodom, ale w tej sytuacji nie ma wyjścia......
ja na prawdę nie wiem co mam robić???
dać szansę?
czy pogodzić się z losem i rozstać się....
ja to wszystko wiem co piszesz
widzę namacalne zmiany.... a co z tym zrobić.... skoro wiem czego kiedyś nie trawił, to wiem, że jeśli zmiany nie idą z serca, z prawdziwej potrzeby przemiany swojego serca już wkrótce dowiem się o tym....
znam go i wiem, że kiedyś pewne rzeczy go dusiły, więc i teraz będą....
a poza tym jestem niezależna finansowo, mam gdzie mieszkać i dla dobra dziecka nigdy nie zgodziłabym się na trwanie w toksycznym związku (lepszy tata, który odwiedza)
mój mąż to wzorcowy kłamca i co dalej?????
a co z Ewangelią????
to wszystko jest takie trudne...
zapomniałam, ale to jednak ważne. mój M zaczął chodzić w obrączce sam z siebie i powiedział, że nigdy jej już nie zdejmie. może to nieważne, ale znałam jego stosunek do niej i nigdy nie nalegałam, aby chodził....
wiem, napiszesz, że mam to czym marzyłam.... paradoks kłamcy....
trochę mnie to wszystko już męczy....
tereska [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-24, 00:03
niezapominajka8 napisał/a:
mój mąż to wzorcowy kłamca i co dalej?????
a co z Ewangelią????
Spróbuję odpowiedzieć cytując :
„Żona związana jest tak długo, jak długo żyje jej małżonek. Jeśli mąż umrze, może poślubić kogo chce, byleby w Panu” (1 Kor 7,39). Zaś w Liście do Rzymian: „Kobieta zamężna na mocy Prawa związana jest ze swoim mężem, jak długo on żyje. Gdy jednak mąż umrze, traci nad nią moc prawo męża. Dlatego to uchodzić będzie za cudzołożną, jeśli za życia swego męża współżyje z innym mężczyzną. Jeśli jednak umrze jej mąż, wolna jest od prawa, tak iż nie jest cudzołożnicą współżyjąc z innym mężczyzną” (7,2n).
Warto tu przytoczyć jeszcze bardzo stare, pochodzące mniej więcej ze 150 roku, świadectwo, mówiące, jak pierwsi chrześcijanie rozumieli opuszczenie współmałżonka „na wypadek nierządu”. Autorem tekstu jest Hermas, jego zaś dzieło —Pasterz — jest jednym z najważniejszych pism starochrześcijańskich:
„Panie — powiedziałem —
Jeśli kto ma żonę, która wierzy w Pana,
I przekonał się, że ona popełnia cudzołóstwo,
Czy grzeszy mąż, jeśli dalej z nią żyje razem?”
„Tak długo, póki nie wie — odpowiedział — nie grzeszy.
Jeśli się jednak mąż dowie o jej grzechu,
A niewiasta nie pokutuje,
Ale trwa w swym porubstwie,
I mąż dalej z nią żyje razem,
Staje się współwinny jej grzechu,
I bierze udział w jej cudzołóstwie”.
„Jakżeż tedy, o panie — pytałem — ma postąpić mąż,
Jeśli żona trwa w swej namiętności?”
„Niechże ją oddali — odrzekł
A mąż niech żyje samotnie,
Jeśli zaś oddali swą żonę i pojmie inną,
Tedy i on cudzołoży”.
„A jeśli, o panie — pytałem — niewiasta po swym
oddaleniu pokutuje,
I chce powrócić do swego męża,
Czy on jej nie powinien przyjąć z powrotem?”
„Z pewnością — odrzekł —
Jeśli mąż jej nie przyjmie,
Grzeszy i wielką na siebie ściąga winę.
Powinno się przecie przyjąć tego, który zgrzeszył,
a czyni pokutę.
A zatem dla tej pokuty mężowi żenić się nie wolno.
Oto jak się żona i mąż powinni zachowywać”1
Nie wolno chrześcijaninowi tolerować sytuacji trójkąta małżeńskiego: jeśli niewinny małżonek nie może sytuacji zmienić, powinien raczej współmałżonka opuścić i w modlitwie i pokucie czekać na jego nawrócenie, niż godzić się na bezczeszczenie małżeństwa.
Wszystkie fragmenty są z tekstu o. Jacka Salija :"Czy Ewangelia dopuszcza rozwód?"
Nie mogę jakoś spać, w głowie natłok myśli więc popiszę trochę.
TAK. Dokładnie tak napiszę.
Proces prawdziwej zmiany jest bardzo trudny i długotrwały. I uwierz mi nie sposób określić po paru zaledwie miesiącach czy żal jest szczery a zmiana dogłębna. To może zając lata nawet.
Dlatego też, tak nieufnie podchodzę do człowieka któremu po tak długiej zdradzie tak szybko udało się zmienić całkowicie.
I nie jest tu niestety dowodem zmiany spowiedż twojego męża, jego chodzenie teraz do kościoła ani nawet noszenie obrączki.
To mogą ( nie muszą) być tylko pozory, gra by ocalić małżeństwo.
Zdziwiłabyś się do czego zdolni są ludzie którzy mogą stracić wszystko.
To tak jak z tym do czego są zdolni nasi współmałżonkowie podczas zdrady.
Niestety związek twojego męża był długotrwały więc jest już jakiegoś rodzaju recydywą (jeśli po wykryciu zdrady nadal utrzymywał kontakt z kochanką na jakichkolwiek zasadach).
Te pytanie które Ci napisałem, na które miałaś SOBIE ( nie nam na forum) odpowiedzieć są bardzo ważne.
I tak bardzo bolesne.
Czy wiesz jakim człowiekiem jest Twój mąż, do czego był zdolny i jak Cię oszukiwał?
Czy jest to człowiek który ceni wartości, wierzy w Boga?
Ty musisz to ocenić.
Następny krok :
Teraz musisz sobie odpowiedzieć czy gdyby mąż chciał ocalić za wszelką cenę małżeństwo co by robił i jakimi środkami?
I czy zdołałby Cię znów oszukać ???
Nie musisz odpowiadać mi.
Odpowiedz na to sobie.
Jesteś osobą głeboko wierzącą, małżeństwo dla Ciebie to świętość, cenisz podstawowe wartości, jeśli twój mąż Cię zna choć trochę to chyba tędy znajdzie odpowiednią furtkę...
Jeśli nie chodził wcześniej do kościoła teraz chodzi, jeśli nie poświęcał Ci czasu teraz to robi, jeśli nie nosił obrączki teraz to zrobi, jeśli żył w ciągłym biegu teraz oddycha w domu, bawi się z dzieckiem...
To niestety żaden dowód zmiany.
Może oczywiście oznaczać początek prawdziwej zmiany ale wcale nie musi.
Czy twój mąż zdołałby Cię znów oszukać?
Chyba mógłby.
Chyba każdy z naszych zdradzaczy może nas przekonać.
My naprawdę chcemy być przekonani, że nasz współmałżonek zrozumiał swój bład a nas prawdziwie kocha.
Widzisz, z każdego twojego zdania przebija nie pewność, że zmiana jest prawdziwa ale NADZIEJA na to, że jest prawdziwa.
Ty tak bardzo chcesz uwierzyć, wybaczyć i być szczęsliwa, wreszcie zapomnieć, że zupełnie tracisz obiektywizm.
No i myślę że zbyt mocno kochasz...
To już uzależnienie.
A w takim stanie zawsze uwierzysz mężowi.
Bądż ostrożna.
Zaczekaj z tymi opiniami radykalnymi, że mąż się zmienił, że teraz jest wspaniale a małżeństwo kwitnie...
Nie ciesz się przedwcześnie, nie pisz egzaltowanie, teraz jestem tak bardzo szczęsliwa...
Stań troszkę z boku i poobserwuj siebie i męża z dystansem.
Ciesz się dobrymi chwilami ale to tylko chwile, nie buduj na ich podstawie zamków na piasku.
Nie gdybaj, że teraz jesteś wielką miłością mężą.
No i naprawdę nie masz obowiązku tak szybko dojśc do siebie po takim przeżyciu, nie musisz nikogo przekonywać, że to już za tobą, że teraz jest ok, że teraz tylko lepiej będzie.
Domyśliłem się, że jesteś bardzo młoda między innymi po tych pełnych euforii i sprzeczności wpisach.
Nie wiem w jak bliskich kontaktach jesteś z rodziną, ale piszesz, że mama, bratowa a nawet ksiądz proboszcz ( książ daje do myślenia) ostrzegają Cię że twój mąż się nie zmieni nigdy.
Czy to osoby mądre, czy te osoby Cię kochają, czy cenisz ich zdanie ?
Niekoniecznie mają rację ale to osoby które patrzą na całą sytuację z boku, z dystansem.
Widzą twojego męża o wiele trzeżwiej niż Ty, nie patrzą na niego przez pryzmat miłośći ani twojej chęci wybaczenia za wszelką cenę.
Weż ich zdanie pod uwagę.
Nie myl tego z radą - posłuchaj ich - weż pod uwagę to, że mogą mieć rację.
Uderzyło mnie jedno zdanie które napisałaś:
"...znam go i wiem, że kiedyś pewne rzeczy go dusiły, więc i teraz będą.... "
Naprawdę znasz swojego męża ?
Tak naprawdę ?
Czy podejrzewałaś, że jest zdolny do tego co Ci uczynił?
Wiesz, ja chyba muszę po 18 latach małżeństwa powiedzieć, że chyba nie znam mojej żony naprawdę.
Nigdy, ale to nigdy nie przepuszczałbym, że zdolna jest do rzeczy które uczyniła w imię swojej pseudo miłości. Kłamstwa, wykręty, podwójne życie, wyjazdy z kochankiem weekendowe, schadzki ciągłe to nic.
Czyny prawdziwie niegodziwe.
Po raz pierwszy to napiszę tu na forum. Moja żona zaszła z kochankiem w ciążę. Obydwoje uznali, że to " wypadek" (cytuję ją) i postanowili dokonać aborcji. Była to bardzo wczesna ciąża więc moja żona twierdzi, że to nie było dziecko tylko płód i nic się włąściwie nie stało.
No i, że dziecko było spoza małżeńskiego łoża więc musiała tak zrobić.
To przecież nie była aborcja, skrobanka tylko tabletka a więc nawet nie zabieg i jest porządku.
Tak to wszystko opisuje.
Odkąd to wiem, zrozumiałem, że chyba nie znam jej zupełnie a nawet nigdy nie znałem.
Nie mogę uwierzyć, że była do tego zdolna, że teraz mówi o tym jakby nic się nie stało......
Dlatego tak bardzo mnie zbulwersował twój pierwszy post w którym było zdanie, że twój mąż jeżdził z kochanką by usunąć ciąże.
Tak jakbym przeczytał coś o swojej historii.
Nie wiem jak ty sobie z tym radzisz ale ja sobie zupełnie nie radzę.
Ciągłe myśli w mojej głowie...
Czy takiej osobie można wybaczyć?
Czy warto wybaczyć i po co własciwie.
Czy można z taką osobą budowąć dalsze życie?
Czy nie lepiej pozostać samemu, w zgodzie z własnym sumieniem i wartościami unikająć kolejnych rozczarowań...
To moje wątpliwości.
Ty masz swoje dylematy.
Naprawdę z serca Ci mówię.
Uważaj.
Pracuj nas sobą.
I nie spiesz się.
Nic na tym nie stracisz a tylko zyskać możesz a w razie czego i unikniesz ewentualnych rozczarowań.
Gdyby twój mąż zdradził Cię raz, naprawdę radził bym Ci zupełnie inaczej.
Skup się teraz na dziecku, ono jest najważniejsze.
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-24, 14:07
przemekf napisal:
Cytat:
Odkąd to wiem, zrozumiałem, że chyba nie znam jej zupełnie a nawet nigdy nie znałem.
Niewielu ma szczęście znać swoich partnerów takimi jakimi są.
Zwykle, zwłaszcza po odkryciu jego/jej "tajemnic" dochodzi się do wniosku, że znaliśmy, kochaliśmy nie człowieka realnego tylko nasze wyobrażenie o nim. On swoją kreację na nasze potrzeby.
To zderzenie wyobrażeń o innym człowieku z realnym jego obrazem, które obnaża życie jest na tyle bolesne i nie do zaakceptowania, że zastanawiamy się czy przypadkiem "zadawanie" się z kimś kto był zdolny do pewnych zachowań nie sprawia, że pewien rodzaj "brudu" osiądzie także na nas.
Zastanawiamy się także czy akceptując człowieka zdolnego do przekroczenia pewnych granic, które dla nas samych są nieprzekraczalne, nie sprzymierzamy się z kimś kto nie rozumie jakie zło się dokonało. Skoro nie rozumie, nie czuje to, czy przypadkiem nie jest zdolny do zrobienia tego samego lub podobnego? Ta właśnie wiedza sprawia, że zaczynamy się zastanawiać do jakiego stopnia jesteśmy w stanie zaakceptować czyjeś złe czyny i co najważniejsze, gdzie są nasze granice i czy pozostawanie razem może odbyć się bez względu na wszystko, za wszelką cenę, to moralne rozterki, które są przypisane człowieczeństwu.
[ Dodano: 2013-03-24, 14:10 ]
On swoją kreację.....stworzył.... na nasze potrzeby.
NM [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-24, 15:07
przemekfrank napisał/a:
Jeśli nie chodził wcześniej do kościoła teraz chodzi, jeśli nie poświęcał Ci czasu teraz to robi, jeśli nie nosił obrączki teraz to zrobi, jeśli żył w ciągłym biegu teraz oddycha w domu, bawi się z dzieckiem...
To niestety żaden dowód zmiany.
Może oczywiście oznaczać początek prawdziwej zmiany ale wcale nie musi.
Przemekfrank
Gdy Jezus nie wierzył w ludzi-wiara by nie miała sensu
Gdyby Bóg nie odpuszczał grzechów -wiara by nie miała sensu.
Ale idąc czynnikiem ludzkim jaki zapewne się w tobie załamał pod wpływem cięzkich doznań
padło coś zwane zaufaniem.
Tak to zaufanie pozwala nam wchodzic w relacje z innymi.
To zaufanie do kogoś lub czegoś -pozwala nam na otwartość.
Zaufanie to nie pyłek jaki sie wdycha i jest ,albo kichnie i go brak.
Nad zaufaniem trzeba pracować-a ku temu jest chocby wiara najpierw w Boga,potem w człowieka.
Umysł ludzki to pułapka jaka nam daje,albo odbiera i chocby kazdy psycholog jakiego spytasz
odpowie wprost :
ile możesz sam zdziałac
otwierając sie pozytywnie
lub
zamykając negatywnie
przemekfrank napisał/a:
Nic na tym nie stracisz a tylko zyskać możesz a w razie czego i unikniesz ewentualnych rozczarowań.
A mnie się wydaje że metoda asekuranctwa-nie jest dobra metodą.
To tak jak wielka chęc jazdy na rowerze,ale strach przed wywaleniem sie powoduje że
schowam głeboko w piwnicy rower-bo przecież moge się wywalić jak pojadę.
Nie pomyslę że przełamując strach ,biorąc rzeczy jakie moga mnie wspomóc(kask,ochraniacze,wolniej jechać)
wypad na rowerze ma sznse być udanym.
Lęk jaki determinuje nas przed skrzywdzeniem ,podpowiada zazwyczaj najprostrza formę.
Zniwelować przyczynę-zamiast zając się ewentualnymi skutkami
przemekfrank [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-24, 22:10
NM
Myślę o tym co napisałaś.
Naprawdę myślisz, że to takie proste znów zaufać?
I wtedy jak to zrobię to wszystko będzie proste, będzie już ok?
I będę w zgodzie z Bogiem, ze sobą?
To nie jest takie proste.
Naprawdę w każdej sytuacji można i powinno się zaufać?
Czy osoba która zdradzała długotrwale, patologicznie kłamała, była zdolna zabić swoje dziecko może się zmienić?
Czy każdy grzech ( nawet zbrodnia) zasługuje na wybaczenie?
Czy ktoś kto uważa, że zabicie dziecka z pozamałżeńskiego związku jest najlepszą drogą rozwiązania "tej komplikacji" zasługuje na wybaczenie?
Czy warto z takiego pokroju człowiekiem wiązać przyszłość, wychowywać dzieci?
Czy jestem w stanie realnie ocenić czy zmiana jest PRAWDZIWA a nie jest to moje wielkie pragnienie uwierzenia w to?
Mówisz, że moje poglądy i rady dla niezapominajki są asekuranckie.
A moje spojrzenie na to jest inne.
W pewnym stopniu jej sytuacja jest podobna, jeśli chodzi o skalę win współmałżonków, jednak nasze nastawienia różne.
Widzisz cały czas mówię o osobach zdradzających - recydywistach, z długimi pozamałżeńskimi związkami emocjonalnymi, zdolnych do perfidnych kłamstw i podłych czynów, w tym do aborcji.
To nie są osoby które zdradziły raz w wyniku błędu, słabości, alkoholu... ( kiepskie tłumaczenia), ale osoby zdolne do prowadzenia długotrwałego podwójnego życia, nikczemności, kłamstw patologicznych już, w najzwyczajniejszych nawet sprawach, prawdziwych podłości.
Czy się zmienią czy mogą nas znów oszukać udając zmianę?
Nie chcę być znowu oszukanym i nie chcę też już dłużej oszukiwać siebie.
I naprawdę nie chodzi tu o strach przed kolejnym bólem -to twoje porównanie do jazdy na rowerze. Nie boję się bólu.
Ale tak boje się kolejnego rozczarowania. Nie przez wzgląd na siebie ale przez wzgląd na moje
dzieci.
Rozumiesz to?
Jeszcze jedno o czym myślę czy naprawdę znamy naszego współmałżonka?
Kenya napisała:
"To zderzenie wyobrażeń o innym człowieku z realnym jego obrazem, które obnaża życie jest na tyle bolesne i nie do zaakceptowania, że zastanawiamy się czy przypadkiem "zadawanie" się z kimś kto był zdolny do pewnych zachowań nie sprawia, że pewien rodzaj "brudu" osiądzie także na nas. Zastanawiamy się także czy akceptując człowieka zdolnego do przekroczenia
pewnych granic, które dla nas samych są nieprzekraczalne, nie sprzymierzamy się z kimś kto nie rozumie jakie zło się dokonało".
Może to i złe ale tak właśnie myślę.
Że jeśli wybaczę znów, to będzie to równoznaczne z tym, że zaakceptuję to zło do którego zdolna była moja żona.
A wybaczająć i akceptując to, jednocześnie przekroczę granicę która zawsze była dla mnie
nieprzekraczalna.
Że część tego brudu osiądzie na mnie i pociągnie się za mną do końca życia.
Że niestety ten bagaż będą też dzwigać moje dzieci którym jakaś kolejna uczynna koleżanka opowie kiedyś o ich mamie ( już jedna to zrobiła). Nie chcę by dowiedziały się o kolejnych rewelacjach w szkole, w sklepie...
To mała miejscowość, sporo ludzi już wie.
Chce im tego oszczędzić.
Radziłem niezapominajce ostrożnoć ponieważ nie jest pewne czy zmiana męża jest prawdą a w jego postępowaniu jest wiele podobieństw do zachowań mojej żony.
Nie myl tego z asekuranctwem. Asekuranctwo cechuje strach, ostrożność cechuje rozwaga.
złamana [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-25, 03:38
Przemek, a jesteś pewny, że w swoich rozważaniach masz rację, że to jest jedynie mądre i dojrzałe postawienie sprawy, że bierze pod uwagę wszystkie aspekty? Pewny jesteś, że radząc Niezapominajcie nie wpłyniesz na podjęcie przez nią decyzji, z którą sobie nie poradzi, że jest gotowa na stawianie takich pytań? Jesteś przekonany, że zmiana jej męża jest udawana, że nie dotarło do niego co zrobił, że nie chce wykorzystać dobrze na całe życie szany danej mu przez żonę? Masz pewność, że parę faktów rzeczywiście definiuje go jako człowieka?
Czytając to co pisze Niezapominajka miałam tylko jedną obawę, czy to wszystko nie wróci do niej po latach jako nie przepracowane emocje. Nie mam jednak takiej pewności jak TY, że będzie recydywa. Czy statystki, na które się powołujesz uwzględniają to jak taki wracający jest traktowany przez wybaczającego. Kiedyś czytałam słowa kobiety, która po zdradzie męża pozowoliła mu zostać. Pisała, że to największa kara jaką może mu zafundować i że od tej pory w domu traktuje go jak mebel. Poinformowała wszystkich o tym co zrobił, wiele osób podziwiało jej umiejętnośc wybaczania i dobro jakim się wykazała.
Jak mąż Niezapominajki ma okazać skruchę? Ma klęczeć, rozpaczać, ubrać się w wór pokutny? Może własnie jej postawa pozwoli na uniknięcie recydywy. Ktoś to wie? Może właśnie młodzieńcza naiwność Niezapominajki pozwoli jej być szczęśliwą? Może Niezapominajka ma umiejętność zamykania za sobą pewnych spraw i życia bez rozstrząsania. Nie każdemy przecież potrzebna jest taka wiwisekcja.
Piszesz, że czytasz wiele na temat zdrady. Obawiam się, że w tym nie znajdziesz ukojenia i rozwiązania. Ono jest tylko w Tobie. Zajmuje to trochę czasu ale na pewno będziesz wiedział.
Piszesz, że nie możesz sobie poradzić z postawą żony w sprawie aborcji. Nie uważam, że to było dobre ale czy myślisz, że jakby w pokoju obok płakało maleńkie dziecko żony i kochanka miałbyś więcej do niej szacunku, za to, że urodziła? Myślisz, że Wasze dzieci byłyby szczęśliwsze mając obok maleńką siostrzyczkę albo braciszka? A to dziecko, w małym miasteczku, gdzie wszyscy wszystko o sobie wiedzą wiodłoby dobre, szczęsliwe życie? Poza tym, chyba ani żona ani Ty nie wiecie jeszcze, jakie piętno decyzja o aborcji wywrze na nią za jakiś czas. Życie to kontynuacja i różne sprawy po latach odzywają się echem.
Piszesz, o działaniu zdradzających w strachu, o grze, o dalszym trwaniu w kłamstwie, o złych motywach w powrocie do małżonka. A osoba, która została zdradzona czym się kieruje zostając? Nie strachem, nie obawą o dzieci, o to jak będzie oceniana, jak się towarzystwo dowie? Nie udaje układnych relacji, nie prowadzi też swoistej gry? Czy zakłądając pozostanie w związku nie oczekuje niemożliwego? Przecież tego nie można, ot tak naprawić. Nie ma drogi zadośćuczynienia. Bo jak, obiady gotować, sprzątać, znosić wszystko? Układanie po zdradzie, to praca dla obu. Tak jak żona nie wie co zrobisz, co się w Tobie dzieje, z czym się zmagasz, tak TY nie wiesz co się dzieje z nią. Czasami takie wypieranie własnego zła to po prostu ratowanie własnego życia, w sobie, w swojej głowie, sercu i duszy, a nie jedynie walka o zachowanie pozorów.
Zarówno zostanie razem, jak i rozstanie, to ryzyko. Może warto przy podejmowaniu decyzji zastanowić się dlaczego ja sam chcę zostać, bo tylko na to pytanie jesteś w stanie sobie odpowiedzieć. Czy byłoby łatwiej, gdyby żona zdecydowała i odeszła od Ciebie?
Motywów zdrady raczej nie zrozumiesz. Może żona je sobie uzmysłowi, bo tylko ona sama zna swoją historię życia od A do Z.
Dojrzałe analizowanie ma sens, tylko, żeby się nie zapuścić w ślepą uliczkę. Bo pozostaje pytanie, co dalej?
NM [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-25, 08:59
przemekfrank napisał/a:
Myślę o tym co napisałaś.
Naprawdę myślisz, że to takie proste znów zaufać?
Przemekfrank
Napisałes !! zamiast napisałas
Pisze jako facet i podchodze do tego co ty piszesz z zimnym spojrzeniem faceta.
ZAUFANIE:
Nie jest proste-dlatego też napisałem to nie pyłek jaki się wdycha(i jest) lub wykicha(i go brak).
Ale to praca-praca do jakiej nie dojdzie bez przełamania lęku,bez przełamania jak zreszta często opisujesz systemów samozachowawczych
Dla mnie to wciąż asekuranctwo.
Wiesz czemu?
doznania traumatyczne sa po coś,
napewno nie po to by wiecznie przed nimi uciekac,skrywac się,całe zycie unikac,zabezpieczać sie przed nimi
Bo nie masz takiej opcji ani możliwości
zwyczajnie-a czemu?
-nie ty dyktujesz swoim zyciem,nie ty układasz plany życia
dlatego przed niczym się nie ZABEZPIECZYSZ
Doznania traumatyczne sa po to by wzmocniły nas,byśmy "następna raza" jaka przyjdzie potrafili zupełnie inaczej to przeżyc:
byc może mniej spontanicznie,mniej nerwowo
Wiesz?
gdy tracisz pierwszy raz pracę po kilkunastu (ba kilkudziesięciu latach pracy)
jest trauma-tragedia-czujesz sie niepotrzebny,odrzucony,zdradzony,masz doły na przemian z uniesieniami
-wkoncu znajdujesz prace ,sznujesz ja ,pracujesz,dajesz wszystko z siebie-bo to jest naturalny motor obronny.
Mysl jaka powstaje w głowie-dam z siebie wszystko i tak sie zabezpieczę przed strata pracy
I nagle znów krach-tracisz pracę ,ale wcześniejsze doznanie cię wzmocniło-inaczej juz czujesz,inaczej do tego podchodzisz .
Widzisz twoja trauma pociąga cię w dół -ty nie lękasz się zaufać żonie,a bardziej lekasz się zaufac sobie że dam rade,że cos się zmieni.
Zaufanie to proces to droga ,a każda droga zaczyna sie od nas i pierwszego kroku postawionego nasza nogą.
Ty stoisz na początku jakiejs tam drogi
i stoisz z hasłem na ustach:
Nie wejde tam- bo tam straszy
A gdy dokłada się do tego jeszcze specyfik urazonej dumy męskiej,zjechanej na maxa męskości -to wkrada się proces ZAMKNIĘCIA
Widzisz byc może się mylę
ale wydaje mi sie że kobietom -kobiecoś jest łatwiej zbudowac.
czasami sa to prostoty:
fryzjer,przyjaciółki,zmiana otoczenia,awans w pracy,zmiana własnego stylu,zaangazowanie w cos.
czasami to większe sprawy-ale kobiety sa od nas silniejsze,bardziej wytrwałe.
i zazwyczaj kobieta powoli zaczyna wzrastac
Facet niestety sam nie da rady -bez drugiego mądrego,fajnego,twardego,sztywno stapającego faceta -jaki mu wskarze cele,wartości ,czy też procesy działania
Faceta jaki mi pokarze -co mogę zmienic,co zrobić i ile tak naprawdę znaczę.
I jeszcze jedno: nie zasłaniaj sie dobrem dzieci
bo zazwyczaj nieswiadomie wciagamy ich w coś czego nie potrzebują.
A już napewno
nie potrzebuja ojca lwa chroniącego ich przed własna mamą
Bo dzieci potrzebuja mamy i taty!!!
Mimo że mama i tata
NIE POTRAFIA BYC RAZEM
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-25, 10:11
NM napisał:
Cytat:
A mnie się wydaje że metoda asekuranctwa-nie jest dobra metodą.
To tak jak wielka chęc jazdy na rowerze,ale strach przed wywaleniem sie powoduje że
schowam głeboko w piwnicy rower-bo przecież moge się wywalić jak pojadę.
Też myśłałam, że napisała te słowa kobieta
Próba znalezienia wspólnego mianownika między mężczyzna- kobieta i mężczyzna- rower jest conajmniej dziwna. Powiem krótko, nie wiedzę związku.
Rower to przedmiot, w swej naturze jest neutralny, nie ma złych zamiarów wobec nas.
Możemy sobie na nim robić wycieczki do fantastycznych, urokliwych miejsc pod warunkiem, że potrafimy jeździć i to zależy TYLKO OD NAS, podczas gdy bycie w związku zależy od dwóch podmiotów, gdzie żadna z nich nie jest przedmiotem.
złamana [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-25, 11:16
NM, tego właśnie co mogę zrobić, co zmienić, wskazania celów i wartość po takiej traumie brak. I zgadzam się z Tobą, że kobietom łatwiej. Mają takie swoje stołeczki. Mogą sobie zawsze gotować tą swoją pomidorową... Jeżeli unikać ostrego cięcia, to jak dalej krok po kroku dojść do siebie? Chyba brakuje takich drogowskazów na codzień, na każdą bolesną chwilę. Samo trwanie w sakramencie i wierności przysiędze, którą tak podeptała druga strona jest na daną chwilę trudne do wdrożenia w życie. Bo właśnie pojawia się taka głeboka analiza zadanego bólu i tej drugiej osoby. Tutaj właściwie nie ma mężczyzny, który pozbierał się, ponownie zaufał i dokonał wyboru pozostania, w takiej sytuacji. Jeżeli już został to nadal analizuje swój ból, wyraża żal z dokonanego wiele lat temu wyboru i miota się pomiędzy odpowiedzialnością za rodziną a społecznym piętnem rogacza.
NM [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-25, 12:32
kenya napisał/a:
Próba znalezienia wspólnego mianownika między mężczyzna- kobieta i mężczyzna- rower jest conajmniej dziwna. Powiem krótko, nie wiedzę związku.
Rower to przedmiot, w swej naturze jest neutralny, nie ma złych zamiarów wobec nas.
Możemy sobie na nim robić wycieczki do fantastycznych, urokliwych miejsc pod warunkiem, że potrafimy jeździć i to zależy TYLKO OD NAS, podczas gdy bycie w związku zależy od dwóch podmiotów, gdzie żadna z nich nie jest przedmiotem.
Kenya tos mnie zaskoczyła wszak kobieta -a patrzy prosto klapkami jak facet.
Gdzie ten kobiecy szerokopasmowy pryzmat??
Rower i wycieczka była porównaniem-bo przemek to facet,i zapewne jak kazdy facet
chce prostoty w okresleniach.
Zatem prościej -sytuacja z rowerem była moją odpowiedzia na to co sugeruje i wypisuje przemek niezapominajce.
A składając to do kupy wyglada to tak:
małżeństwo niezapominajki to jak ten rower i wycieczka na nim-co sie stało ano wywaliła sie.
Co robi z czasem niezapominajka?
próbuje na nowo wytaszczyc rower z piwnicy i mimo bólu jaki jest jeszcze w kościach,mimo pamieci wygrzmocenia sie -jest decyzja
moze warto spróbować.
A co robi przemek??
ano woła nie wsiadaj na rower,to najgłupsze co możesz zrobić
PAMIĘTASZ JAK SIE WYWALIŁAŚ!
Zatem kenya :
nie patrzę na to ,a także nie zastanawiam się
czy mąz niezapominajki tak głęboko poleciał po krawędzi dupskiem -by to na wieki wywarło na nim wpływ.
Nie zastanawiam się też czy niezapominajka da radę,czy wytrzyma,czy bedzie potrafiła utrzymac trwale decyzję.
Bo tego nie wie nikt z nas ani tu na forum,ani poza forum,ani nawet psychologowie
Ja wiem tylko jedno bez chęci jednego i drugiego
nic sie nie dokona.
A niezapominajka wyraziła chęc(mimo że to ją pewnie wiele kosztuje)
Zatem bez sensu jest obrzydzanie jej tego wyboru,tylko dlatego że ktoś inny
woli tkwić w swoim zamknietym świecie niedoli i jak to super napisała złamana
złamana napisał/a:
wyraża żal z dokonanego wiele lat temu wyboru i miota się pomiędzy odpowiedzialnością za rodziną a społecznym piętnem rogacza.
bo czasami bywa tak:
świat juz dawno zapomina-a to my wciąz pielegnujemy pietno rogacza
czemu??
widocznie kochamy siebie tą złą miłością.
Zamiast coś w sobie zmienic i dla siebie -pewien mur leków pokonac by godnie żyć,będziemy sie wiecznie głaskac po głowie
jacy to my najbiedniejsi na świecie.
przemekfrank [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-25, 14:23
Porzucona
Ależ ja radzę tylko niezapominajce by była ostrożniejsza w swoich sądach oceniających
zmianę męża.
To w zasadzie jedyna jakiej jej udzieliłem.
Nie sądze bym tą radą bym mógł jakoś radykalnie wpłynąć na jej osąd sytuacji a już na pewno na decyzje jakąkolwiek.
Cyt:
"Może właśnie młodzieńcza naiwność Niezapominajki pozwoli jej być szczęśliwą?
Może Niezapominajka ma umiejętność zamykania za sobą pewnych spraw i życia bez rozstrząsania.
Nie każdemy przecież potrzebna jest taka wiwisekcja."
I drugi cyt:
"Czytając to co pisze Niezapominajka miałam tylko jedną obawę,
czy to wszystko nie wróci do niej po latach jako nie przepracowane emocje"
Czy to sobie nie zaprzecza aby?
To roztrząsać to, czy nie w końcu?
A naprawdę się da to zepchnąć na drugi plan, schować trupa do szafy, zapomnieć?
I czy takie właśnie rozwiązanie nie jest aby asekuranckie?
Nie będę o tym myśleć, on się zmienił przecież, jestem szęśliwa, zdrada nic nie znaczyła a teraz jest cudownie?
To chyba takie nastawienie ma dużo większe podłoże strachu niż zadawanie sobie ważnych moim zdaniem pytań.
To drugie zdanie twoje odzwierciedla moje poglądy. Jeśli teraz nie przeżyjemy dogłębnie zdrady, nie zrozumiemy jej przyczyn nigdy nie wybaczymy prawdziwie. I to będzie wracać ciągle, nawet przez lata. Po co tak ma być?
I ten urywek - "a może młodzieńcza naiwność niezapominajki pozwoli jej być szczęsliwą"
Niezapominajka jest młoda ale nie róbmy z niej dziecka któremu powiemy co ma robić a ono to zrobi. Na podstawie mojej ( czyjejkolwiek) rady nie podejmie działań całkowicie odbiegających od jej przekonań.
Zresztą ja naprawdę nie daję nikomu jakiś wskazówek jak ma postąpić ale tylko przesterzegam przez zbytnią euforią z jaką opisuje tą "zmianę".
Po to jest forum aby wyrażać swoje zdanie, dyskutować.
Na tej podstawie ludzie wymieniają swoje poglądy i poznają zdanie innych.
Za swój błąd mogę uznać to, że zbyt wiele napisałem w wątku niezapominajki o swojej sytuacji i swoich rozterkach.
Po prostu nasze sytuacje mają sporo cech wspólnych jeśli chodzi o osobę zdradzającą ale nastawienia nasze są różne - to również napisałem.
I jeszcze jedno wszędzie o zmianie lub zmianie życzeniowej pisałem w trybie warunkowym a nie orzekającym.
Ale też nie cofam swego zdania - na podstawie tego co przeczytałem w jej postach jednak jakąś opinię sobie wyrobiłem.
A człowiek który jest zdolny by długotrwale oszukiwać i zdradzać, myśleć o aborcji własnego
dziecka jest zdolny również do udawania zmiany. I to nie jest tylko kwestia statystyczna.
To zupełnie co innego niż jednorazowa zdrada.
Równoległe życie w trójkącie przez długi czas jest zupełnie innym przypadkiem do rozpatrywania.
To moje zdanie ale wcale nie musi być adekwatne do tej właśnie sytuacji.
NM
Nadal nie łapię porównania do roweru. Co ty porównujesz właściwie?
Moim zdaniem to zupełnie chybione.
To nie jest jednorazowy upadek i skaleczenie a więc wsiadam i jadę.
Zresztą to porównanie jest co najmniej dziwne - przedmiot do człowieka, podwójne życie do upadku z roweru. I co poboli ale przestanie a ja jadę dalej?
Nawet odnieść się do tego nie umiem.
A co do dobra moich dzieci - nie zasłaniam się nim.
Nie wiem czy sam masz dzieci ale chyba nie skoro piszesz że ich ochrona nie jest ważna.
Chciałbym ochronić je przed światem o ile to możliwe a nie żoną.
Jeszcze nie tak, oszczędzić im bólu niepotrzebnego.
To chyba proste.
Oczywiście, że dzieci potrzebują matki i ojca.
Czy to jednak oznacza, że to właśnie przesądza o wybaczeniu zdrady, bo dla dzieci tak lepiej?
Chyba to niewłaściwy powód.
No i nie łąpię tęż tego godnego życia i głaskania się po głowie. Rozwiń to.
Kwestia wybaczenia zdrady, pokonania lęków to życie godne?
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-25, 20:52
Cytat:
Nie chcę być znowu oszukanym i nie chcę też już dłużej oszukiwać siebie.
Ja jak najbardziej rozumiem rozterki przemkaf, w ogóle mnie nie dziwią. To rozterki człowieka myślącego a także mocno czującego.
Nie obdarza się oszusta zaufaniem ot tak, jeśli z jego przeszłości wynika, że nie rokuje, bo już raz lub dwa oszukał, głupotą jest słowa i zapewnienia kogoś takiego brać za pewnik. Z czego ma wynikać to nasze zaufanie? Z zaklinania rzeczywistości, z przekonywania i oszukiwania samych siebie?
Nawet kredyt w banku nie jest możliwy do otrzymania po zapewnieniu, że będzie się spłacać. Wystarczy raz zawieść a już się jest umieszczonym na czarnej liście jako osoba niewiarygodna, nie rokująca, że dotrzyma obietnicy.
Co do niezapominajki, życzę jej jak najlepiej, oby życie jej już nigdy boleśnie nie doświadczało.
Nie ma natomiast żadnego sensu jej ostrzegać, uzmysławiać, wskazywać na pułapki wynikające z zachłyśnięcia się powrotem wiarołomnego, skoro sama zdradzona nie jest gotowa na ich przyjęcie i jednak chce posprzątać po tym incydencie jak naszybciej.
Myślę, że życie weryfikuje nadwyraz dobrze i skutecznie owe postawy nadmiernego optymizmu, nie znajdującego żadnego uzasadnienia w realiach. Każdy ma swoją drogę, niech więc i ona idzie swoją.
Natomiast odnoszę wrażenie, że na tym forum panuje przekonanie, że czegokolwiek by dopuściła się zdradzająca osoba, należy nad tym przejść do porządku dziennego, tak z biegu, nie należy roztrząsać, przypadkiem nie analizować, nie próbować znajdować przyczyn, jednym słowem cieszyć się, że wiarołomy czy wiarołomna z jakichś bliżej nieokreślonych powodów postanowiła jednak pozostać częścią rodziny.
Celem jest trwanie w sakramentalnym małżeństwie bez względu na wszystko i mimo wszystko.
To jest droga na skróty.
I tak, nie przyjmuje się, że są związki nie do uleczenia tak samo jak i choroby nieuleczalne.
Jednak część chorób jest możliwa do uleczenia, tak samo jak część chorych związków.
Rzecz w tym by nie leczyć objawów tych chorób tylko znaleźć przyczynę ich powstania, bo to jest droga do wyzdrowienia.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.