Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Żyję w związku sakramentalnym....i...za takowym jestem.
Mam za sobą głęboki kryzys.....wieloletnie zdrady z prostytutkami,pornografia,uzaleznienie od sexu,rodziny,magia.....
Wciąż jestem żoną sakramentalną i matką.
......to tak dla przypomnienia i wiadomosci tych ,którzy mnie nie znają.
Pierwsze co mi przychodzi na myśl pod wpływem powyższej dyskusji to..........punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Uważam, że pozycja w jakiej się znajdujemy nie jest bez znaczenia dla naszych poglądów,czy decyzji.
Skrzywdzeni,zdradzeni,opuszczeni........psioczymy na tych niesakramentalnych....
...oceniamy ,potępiamy,powołujemy się na wiarę.....
...ale..czy zawsze tak było???
Sięgnijmy pamięcią wstecz,kiedy to nasze życie lekkim i przyjemnym było.
Czy wtedy myśleliśmy o nich?....czy może mało nas obchodzili,bo nam dobrze było???
Księża....ilez to sie słyszy,że nieludzcy,że co oni wiedzą o rodzinie,o zyciu w małzeństwie,o problemach....okrutni panowie w sutannie ganiący za przewinienia(grzechy).
Więcej zrozumienia by sie przydało.......kto z nas tak nie myslał?........ja tak.
...i oto zjawia sie wyrozumiały(empatyczny) ksiadz,ale......on juz nie dla nas,bo nam się zycie pochrzaniło............
....itd.....itd...
Nie znam o.Łusiaka,ale cieszę sie,ze tacy księza są.....nie odrzucający nikogo...jak Bóg dla którego wszyscy jednacy jestesmy.
Kim my jestesmy?....brzmi pytanie,temat....
No właśnie?......kim?....aby oceniać....
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2012-11-07, 08:55
.......... pociągnę ciut praktycznie
przykład drugi z artykułu
Cytat:
Kobieta, żona i matka dwójki małych dzieci, postanowiła wyjechać na pół roku do rodziny mieszkającej w USA. Mąż nie był z tego zadowolony, ale jej w tym wyjeździe nie przeszkadzał. Po pół roku otrzymał wiadomość, że żona nie wróci. Zajęty biznesmen został nagle sam z małymi dziećmi. W wychowaniu dzieci trochę pomagali mu rodzice, ale to przecież nie zmieniało faktu, że dzieci nie miały mamy. Wreszcie pojawiła się w jego życiu kobieta, która powiedziała: „mogę być dla ciebie żoną, mogę być matką dla twoich dzieci”. Mężczyzna wiedział i rozumiał, że dzieci będą lepiej wychowane, kiedy będzie przy nich kobieta – matka. Ona zaś robiła wrażenie osoby bardzo dobrej, która rzeczywiście mogła wzorowo sprawdzić się w nowej roli. W końcu zdecydował się na ten związek. Nie dla siebie, nie tylko dla siebie – ale przede wszystkim dla dzieci. Ze świadomością, że gdyby chodziło tylko o niego, pewnie pozostałby sam.
A czy mogło zdarzyć się tak :
-zajęty biznesmen postanowił ( dla dobra dzieci ) stać się mniej zajęty
i zamiast robieniem kasy zająć się dziećmi
- może facet ma matkę ( w końcu to młoda jeszcze kobieta )
- może ma siostrę
- skoro taki biznesmen to pewnie stać go na dobre nianie ( takie co to potrafią wychować dzieci )
- a jak mamusi się odwidzi i zechce wrócić do męża , dzieci ?
jak zachowają się wtedy dzieci ?
dwie mamusie ?
-dzieci podrosną i zaczną stawiać "trudne pytania" ,
szukać kontaktu z rodzoną matką itd.
- w razie "trudności" w swoich małżeństwach postąpią jak tatuś
- matka z rozpaczy , powiedzmy ........ przeróżne warianty
itd. itd.
Co jest prawdziwym dobrem
dla owych dzieci , męża , matki , tej dobrej pani .
( nawiasem , co by ona sama powiedziała , gdyby to inna kobieta zajęła się jej
dziećmi i mężem ? )
Nauka z przykładu o. Łusiaka może być taka :
Samotne i skrzywdzone panie
powinny sobie poszukać samotnego i skrzywdzonego pana ( najlepiej z dziećmi ) ,
.......... ewentualnie samptni i skrzywdzenie panowie
powinni poszukać samotnej i skrzydzonej kobiety ( najlepiej z dziećmi ) .
Jeszcze raz i wyraźnie .
Tu nie chodzi o ocenę kogokolwiek .
Ja postawiłem wyraźnie pytanie o KRYTERIA ,
zatem czego chce od nas Bóg ?????? ( patrz poprzedni mój post )
w skrócie
" bezproduktywne trwanie" ( nawet krzywdzenie w tym trwaniu własnych dzieci - bo lepiej poszukać dobrej kobiety - matki i żony )
"budowanie szczęśliwej nowej rodzinki" ??????????
................ proszę zauważyć cudzysłowy !!!!!
( nie wartościuję obu wyborów , ....... poszukuję odpowiedzi )
basia_priv [Usunięty]
Wysłany: 2012-11-07, 12:16
„Istnieje również możliwość podjęcia decyzji o życiu w białym małżeństwie, jak brat z siostrą. Na to rozwiązanie ludzie decydują się niezwykle rzadko, zwykle wówczas, gdy współżycie w naturalny sposób, na przykład ze względu na stan zdrowia, ustaje mówi o. Łusiak. Ja osobiście nie spotkałem się z przypadkiem, żeby ludzie pod wpływem bycia w duszpasterstwie zdecydowali się na taki krok. Paradoksalnie bierze się to stąd, że duszpasterstwo zbliża ludzi do siebie i wzmacnia ich więź. Kiedyś ktoś powiedział mi, że najbardziej ceni właśnie to moje zaangażowanie: że pomagam ludziom, by nie rozwiedli się po raz drugi. By przynajmniej to drugie małżeństwo im się udało. Nie wiem, czy gdybym nalegał na to, żeby zaprzestali współżycia, nie oddaliłbym ich od siebie...”
Co z tej wypowiedzi wynika dla tych Sycharków, którzy wiernie czekają na powrót swoich współmałżonków, którzy są uwikłani w niesakramentalne związki? Ojciec wyraźnie daje odczuć, że na jego pomoc nie mogą liczyć, gdyż on zajęty jest "pomaganiem" tym współmałżonkom w trwaniu w niesakramentalnym grzesznym związku, by nie rozwiedli się i nie powrócili do swoich prawowitych małżonków. Jak w takim razie może być opiekunem Ogniska Sycharowskiego, którego zadaniem powinno być okazywanie im pomocy i umacnianie w nadziei, że warto czekać i mieć nadzieję, że współmałżonek być może się kiedyś nawróci i powróci, a nie z góry przekreślać takiej możliwości?
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-11-07, 12:36
basia_priv napisał/a:
Jak w takim razie może być opiekunem Ogniska Sycharowskiego, którego zadaniem powinno być okazywanie im pomocy i umacnianie w nadziei, że warto czekać i mieć nadzieję, że współmałżonek być może się kiedyś nawróci i powróci, a nie z góry przekreślać takiej możliwości?
Na poczatek proponuje zaznajomic sie z tym jakie sa wypowiedzi i opinie na temat Sychar....
wszak-wszem i wobec głosi się że to co czyni Sychar to Charyzmat
a tu pojęcie charyzmatu
Charyzmat (z greckiego charismata - dary),
1. w teologii termin pochodzący z Nowego Testamentu, wprowadzony przez św. Pawła, oznaczający nadprzyrodzone dary udzielane poszczególnym wiernym przez Ducha Św. po to, by mogli we właściwy sposób wypełniać nakazaną im służbę we wspólnocie ludu Bożego. Należą do nich m.in. łaski wiary, mądrości, prorokowania, glosolalii (ekstatyczne wykrzykiwanie niezrozumiałych dźwięków, uważane za głos boży), czynienia cudów, w tym uzdrawiania, a także zdaniem św. Pawła najważniejszy i powszechny, bo ofiarowany wszystkim ludziom charyzmat miłości, którą każdy winien w sobie szczególnie pielęgnować. Dary owe nie mogą być w żaden sposób wymuszone, wywołane czy przewidziane, choć spodziewać się ich można wszędzie i w każdej chwili, ponieważ, tak jak urząd nauczycielski i sakramenty, współstanowią - na mocy postanowienia Bożego - o istotcie Kościoła. Rolę kluczową odgrywa charyzmat w niektórych wspólnotach protestanckich, zwłaszcza u zielonoświątkowców. W Kościele katolickim jest podstawą ruchu odnowy charyzmatycznej w Duchu Św. Pojecie charyzmatu stosuje się też w odniesieniu do religii niechrześcijańskich, np. do rozwijającego się na gruncie judaizmu chasydyzmu, w którym za obdarzonych charyzmatem uważano cadyków;
2. ściślej: charyzma, termin wprowadzony przez M. Webera, oznaczający swoistą cechę osobowości, sprawiającą, że grupa postrzega danego człowieka jako ponadprzeciętnego, obdarzonego mocami nadnaturalnymi lub nadludzkimi, które - jako niedostępne innym - dają mu mandat do skutecznego pełnienia funkcji przywódczej na polu religijnym czy politycznym. Osobę obdarzoną charyzmą nazywa się charyzmatykiem.
zatem skoro charyzmat -to jest podjety z własnej -nieprzymuszonej woli.
A skoro takowa jest -to wiem co czynie i dlaczego.....
i przyjmując chocby fragment z modlitwy o Pogode Ducha.....wiem
"przyjmuje świat takim jakim on jest-a nie jakim chce go widziec"....
Bo dokładnie taki świat widzi Bóg
i kocha wszystkich identycznie( z ta sama miłościa)...
i jak to napisała Lena ..punkt widzenia zalezny od siedzenie...
zatem jak jest?
teraz inni sa be.....bo nasze sie pogmatwało....
i kogo za to winic że się pogmatwało...
Boga?.....wiare?...diabła?...księzy?...niesakramentalnych??? internet??? telefon???
tv???? czy inne takie?
a może SIEBIE?..........
a skoro siebie ...to skoro wierze,skoro mam nadzieje,skoro się zmieniam..lub zmieniłem.....
TO CZEKAM.....
spokojnie...w miłości...
nie uragając całemu światu....ze jest zepsuty ,że istnieje
Lea [Usunięty]
Wysłany: 2012-11-07, 20:49
Czy Miłość Boga do człowieka (każdego)
legitymizuje grzech (zło, niesprawiedliwość)?
Czy Miłość Boga usprawiedliwia grzech (zło, niesprawiedliwość)?
Czy stwierdzenie, że ktoś (wierzący chrześcijanin) popełnia grzech
oznacza wydanie wyroku potępiającego? ( każdy wie, że tylko Bóg ma taką moc)
lena napisał/a:
skrzywdzeni,zdradzeni,opuszczeni........psioczymy na tych niesakramentalnych...oceniamy ,potępiamy,powołujemy się na wiarę.....
...ale..czy zawsze tak było???
Sięgnijmy pamięcią wstecz,kiedy to nasze życie lekkim i przyjemnym było.
Czy wtedy myśleliśmy o nich?....czy może mało nas obchodzili,bo nam dobrze było???
Księża....ilez to sie słyszy,że nieludzcy,że co oni wiedzą o rodzinie,o zyciu w małzeństwie,o problemach....okrutni panowie w sutannie ganiący za przewinienia(grzechy).
Więcej zrozumienia by sie przydało.......kto z nas tak nie myslał?........ja tak.
...i oto zjawia sie wyrozumiały(empatyczny) ksiadz,ale......on juz nie dla nas,bo nam się zycie pochrzaniło............
Lena,
od kiedy i dlaczego prawda o grzechu oznacza ocenę i potępienie?
Skrzywdzony czy nieskrzywdzony,
zdradzony czy niezdradzony,
opuszczony czy nieopuszczony,
prawda o grzechu
jest niezależna od punktu siedzenia.
Grzech pozostaje grzechem bez względu na to, co nam się wydaje.
Napisałaś: "więcej zrozumienia by się przydało"
- jestem ginekologiem, minimum raz w miesiącu dokonuję aborcji,
oczekuję od Kościoła więcej zrozumienia, pomagam naprawdę
zdesperowanym kobietom
- jestem gejem żyję w związku z mężczyzną, oczekuję więcej zrozumienia
(nieważne, że Bóg nazywa to zboczeniem) - najlepiej duszpasterstwa dla żyjących
w takich związkach (jakby co to stworzymy "biały związek") - zresztą są już takie - chcielibyśmy też kiedyś adoptować dziecko, kochamy się, wierzymy w Boga i tą miłość i wiarę przekażemy dziecku
- jestem kobietą, od wielu lat pragnę mieć dziecko, ale nie zachodzę w ciążę,
mam już swoje lata - zamierzam skorzystać z in vitro - oczekuję więcej zrozumienia
- moje dziecko jest przewlekle, nieuleczalnie chore, gdy widzę jego cierpienie chciałbym mu ulżyć - zupełnie mnie nie rozumiecie, co złego w eutanazji, grzech jak każdy inny,
uwolni moje dziecko od cierpienia
- co niektórzy księża (wyrozumiali, empatyczni i nie odrzucający nikogo) udzielają błogosławieństwa (?) związkom niesakramentalnym, to w końcu małżeństwo tyle, że bez otoczki sakramentalnej (W Kościele Katolickim spotkałam się już nawet z teorią, że po rozwodzie cywilnym małżeństwo nie istnieje, zostaje tylko sakrament)
itp.
Norbert napisał/a:
TO CZEKAM.....
spokojnie...w miłości...
nie uragając całemu światu
Norbert,
czy nazwanie grzechu grzechem
zła złem
jest urąganiem całemu światu?
Zadziwia mnie jedno, że za grzech (jedyny) uważa się teraz mówienie o grzechu.
Jest "Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni"
ale i jest "Osądźcie zresztą sami"
I nie chodzi tu o potępienie kogoś, wysłanie do piekła,
ale prawdę zawartą w Biblii
prawdę Słowa Bożego
a nie prawdę wynikająca z empatii, sympatii, wyrozumiałości,
współczucia, litości i czegokolwiek innego.
Dobrze, że Bóg Jest,
reszta staje się coraz bardziej względna.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-11-07, 21:16
Lea napisał/a:
Norbert,
czy nazwanie grzechu grzechem
zła złem
jest urąganiem całemu światu?
Zadziwia mnie jedno, że za grzech (jedyny) uważa się teraz mówienie o grzechu.
Jest "Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni"
ale i jest "Osądźcie zresztą sami"
I nie chodzi tu o potępienie kogoś, wysłanie do piekła,
ale prawdę zawartą w Biblii
prawdę Słowa Bożego
a nie prawdę wynikająca z empatii, sympatii, wyrozumiałości,
współczucia, litości i czegokolwiek innego.
Dobrze, że Bóg Jest,
reszta staje się coraz bardziej względna.
A nic bardziej wykombinowanego na dana chwile i sytuacje....
i o tym starała sie napisac Lena....
a co tak wyostrzyło wiare...widzenie grzechów..nagły zwrot ku zasadom..kanonom...
co jak nie własna sytuacja....
sytuacja pod wpływem jakiej nagle tak wielce wierzący...widzący grzech..tak mocno walczący o sakrament..nierozerwalnośc....
sytuacja w jakiej mega świętośc (niekiedy nagle i spontanicznie wzrastająca)pozwala na ocene księzy...na własna teologię...i wychodzenie przed szereg...
ba mniemam że nawet częśc z ludków forumowych widzi lepiej..uznaje lepiej niz niejeden duchowny....
A zasada Lea jest prosta...tak jak teraz trzeba czuc przez całe życie..tak jak teraz wierzyć trzeba przez całe życie...tak jak teraz miec zasady trzeba przez całe zycie...
bo jedna jaskółka nie czyni wiosny.....
moja zona ma fajne powiedzenie -na temat Walentynek...
nie chodzi tu o sztuczne świeto,nie chodzi tu że produkt USA...a jedynie o cos takiego...
jeden wielki dzien...ten jedyny ..i w nim serduszka..pocałunki...miłośc...i takie och..i ach..
a jakie sa i były pozostałe dni???
pozostałe dni roku...
a kazdy dzień ma sznse być właśnie taka walentynka.....
I to jest właśnie taka prawda Lea
...cos w przeszłości było do kitu..a tu nagle na skutek czegos staje się ta nasza walentynka...no i teraz to dopiero będziemy świętowac..dopiero będziemy widziec..dopiero będziemy przestrzegać....
i dobrze bo dla Boga każda zbładzona owca ma sens....
i może właśnie tylko o to chodziło..po to jest to nasze doświadczenie...
by powrócic z tego bładzenia...
i tylko tyle..albo az tyle
Ostatnio zmieniony przez Norbert1 2012-11-07, 21:36, w całości zmieniany 1 raz
mgła1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-11-07, 21:29
Norbert, jak ja bym chciała chociaż raz zrozumieć,o co Ci chodzi....
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-11-07, 21:41
mgła1 napisał/a:
Norbert, jak ja bym chciała chociaż raz zrozumieć,o co Ci chodzi....
O prostote życia mgła..że np.całe poprzednie życie było do kitu,zycie jakie pozwoliło do rozpadu tak mocno bronionego sakramentu....
i jak mawiaja "Polak mądry po szkodzie"....
a teraz się tak mocno uaktywnia..chocby w wierze....
To bardzo proste trzeba wejrzec w swoje całe życie i spojrzec uczciwie jaki byłem..a jaki jestem teraz ....
I tu będzie odpowiedz czy mam szanse się bulwersowac ..czy nie
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2012-11-07, 21:46
Lea przypomnij sobie przypowieść o cudzołożnicy i słowa Jezusa wypowiedziane do niej?
Ortodoksyjne podejście do wiary jest dobre dla siebie, ale nie dla bliźniego.
Lea zadałem Tobie pytanie w temacie Embiczki i nie doczekałem się odpowiedzi czy zechcesz może tutaj odpowiedzieć
Cytat:
Lea napisał/a:
przesłanie Chrystusa,
bo to nim kieruje się chrześcijanin
Leo to w takim razie jakie było przesłanie Chrystusa? Proszę wytłumacz bo być może źle je rozumiem.
Bardzo proszę odpowiedz na to pytanie no chyba że niewygodne jest dla Ciebie i Twojego widzenia wiary to nie musisz.
[ Dodano: 2012-11-07, 22:18 ]
Lea napisał/a:
"Osądźcie zresztą sami"
może zacytujesz szerszy kontekst tego cytatu bardzo chętnie poznamy. Bo coś mi się zdaje, że próbujesz manipulować pismami.
Nie uważasz że to jest również grzechem?
Mirka5 [Usunięty]
Wysłany: 2012-11-07, 22:29
Rzadko zabieram głos na forum, ale postanowiłam wypowiedzieć się w tym temacie, ponieważ to z mojej inicjatywy powstało Ognisko w Bydgoszczy i czuję się za to wszystko co z nim związane w jakiś sposób odpowiedzialna.
Chcę powiedzieć, że jestem o tym głęboko przekonana, że Pan Bóg chciał, aby właśnie Ojciec M. Łusiak był naszym Duszpasterzem. Dzieje się wiele dobrego u nas w Bydgoszczy, Ojciec z ogromnym sercem i zaangażowaniem wspiera nas w ratowaniu naszych małżeństw. Ci, którzy mieli okazję Ojca poznać i posłuchać wiedzą, jak wysoko ceni sobie nasz trud podejmowany w ratowaniu małżeństw.
Nie oceniajmy go po jednym przeczytanym artykule, bo to tylko jedna, niewielka część tego co prezentuje sobą ten Człowiek. Jest on oddanym ludziom zakonnikiem, niosącym pomoc i wsparcie tym, którzy go naprawdę potrzebują. Niesie swoją pomoc pogubionym najbardziej w świecie, w Kościele, ale chyba właśnie takie zadanie powierza Kapłanom Jezus, bo On przyszedł przecież do grzeszników...
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-11-07, 22:51
Mirka5 napisał/a:
ale chyba właśnie takie zadanie powierza Kapłanom Jezus, bo On przyszedł przecież do grzeszników...
dokładnie tak Mirko....
i wypada jeszcze wspomniec że faryzeusze widzieli wiare lepiej i wspanialej niz sam Jezus
bo tak im sie wydawało...
twardy [Usunięty]
Wysłany: 2012-11-08, 00:33
Według mnie dyskusja schodzi w bok od głównego tematu, zadanego pytania.
„To kim my, sycharki jesteśmy – wariatami?”
Wiele osób piszących w tym temacie, jak pisze jest totalnie skołowana. I nie chodzi o ocenianie o. Mieczysława Łusiaka, a o zasady naszej wiary. Dlatego też napisałem:
„Ja rozumiem, że kościół nie powinien odwracać się od nikogo, ale kościół nie może akceptować grzechu.”
Nasgul napisała:
„Mój mąż też był ze mną nieszczęśliwy i skrzywdzony...czy to znaczy że jego nowy związek jest czymś lepszym?
Zgłupiałam do reszty!”
No właśnie chodzi o to, że nie wiemy jakie są w końcu zasady wiary, według których chcemy postępować. A właściwie to wiemy, tylko zachwiano naszymi przekonaniami w tym artykule.
I tu jest problem.
Norbert, napisałeś:
„Nie nam potępiac,nie nam oceniac...skoro sam Chrystus wyciągał dłonie do tych najbardziej upadłych....
takie jest moje zdanie....”
I masz rację tylko, że ja kompletnie nie mówię w tym temacie o „niesakramentalnych”. Nie oceniam ich. To samo dotyczy o. Łusiaka – nie oceniam go.. To bardzo dobrze, że zajmuje się osobami, które zbłądziły, a to że zbłądziły nie jest oceną tylko stwierdzeniem faktu, bo przecież chyba nie powiesz, że wejście w związek niesakramentalny nie jest sprzeczne z zasadami wiary?
Kto jak kto, ale właśnie osoba duchowna powinna pomagać potrzebującym. I bardzo dobrze, że to robi. Jednak grzech jaki popełniły te osoby, wchodząc w związek niesakramentalny (uważasz, że to nie grzech?), powinien być nazywany grzechem.
Norbert napisałeś również:
mgła1 napisał/a:
Norbert, jak ja bym chciała chociaż raz zrozumieć,o co Ci chodzi....
„O prostote życia mgła..że np.całe poprzednie życie było do kitu,zycie jakie pozwoliło do rozpadu tak mocno bronionego sakramentu....
i jak mawiaja "Polak mądry po szkodzie"....
Chyba lepiej jak Polak mądry po szkodzie, niż nigdy.
„a teraz się tak mocno uaktywnia..chocby w wierze....
To bardzo proste trzeba wejrzec w swoje całe życie i spojrzec uczciwie jaki byłem..a jaki jestem teraz ....
I tu będzie odpowiedz czy mam szanse się bulwersowac ..czy nie”
Wejrzałem, wiem jaki byłem i jaki jestem. Czy to, że kiedyś nie zawsze żyłem zgodnie z przykazaniami, według Ciebie odbiera mi prawo aby się bulwersować gdy widzę coś niewłaściwego według mnie?
Chyba się trochę zagalopowałeś?
I jeszcze to:
„i wypada jeszcze wspomniec że faryzeusze widzieli wiare lepiej i wspanialej niz sam Jezus
bo tak im sie wydawało...”
Ja niczego nie wiem lepiej, dlatego niczego nie twierdziłem tylko zadałem pytanie, bo po przeczytaniu tego artykułu mam problem.
Myślę, że najlepiej sens mych wątpliwości zrozumiał mare1966 zadając pytanie jakby uzupełniające i uściślające moje pytanie:
„Czego właściwie oczekuje ode mnie Bóg ?
Zachowania przykazania "nie cudzołóż" i dotrzymania wierności POMIMO
........ czy też szczęśliwego życia dla moich dzieci ,
obdarowania szczęściem nowej żony
i mojego własnego szczęścia ?”
I to jest temat, nad którym warto się zastanowić.
lena [Usunięty]
Wysłany: 2012-11-08, 01:52
Cytat:
Czy stwierdzenie, że ktoś (wierzący chrześcijanin) popełnia grzech
oznacza wydanie wyroku potępiającego?
Cytat:
od kiedy i dlaczego prawda o grzechu oznacza ocenę i potępienie?
Cytat:
czy nazwanie grzechu grzechem
zła złem
jest urąganiem całemu światu?
Zadziwia mnie jedno, że za grzech (jedyny) uważa się teraz mówienie o grzechu.
...a wystarczyło zapytac raz.
Nie....stwierdzenie,ze ktos popełnia grzech nie jest ani ocena,ani potepieniem,ani tez urąganiem całemu światu.
Zaznaczam...stwierdzenie
Nie jest równiez grzechem mówienie o grzechu.
Dalej to o czym piszesz(aborcja,geje itp) pomijam bo nie o tym mowa.
Pozdraiam Leo i spokoju życzę.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-11-08, 08:19
twardy napisał/a:
Wejrzałem, wiem jaki byłem i jaki jestem. Czy to, że kiedyś nie zawsze żyłem zgodnie z przykazaniami, według Ciebie odbiera mi prawo aby się bulwersować gdy widzę coś niewłaściwego według mnie?
Chyba się trochę zagalopowałeś?
Nie zagalopowałem sie twardy...bo na tym polega chocby pokora,o jakiej zapewne przy całej dyskusji zapomniano...
A skoro ja kiedyś sam nie byłem taki och i ach...to spokojnie przyjmuje z pokora konsenkwencje...
o jakich zreszta tez się zapomina w tym temacie....
i dalej skoro moja charyzma jest WRESZCIE...zaznaczam wreszcie kroczyc droga wyznaczona przez Boga i przez moja osobe przyjęta ....
ba więcej-w zgodzie z moim sercem i chocby wartościami jakie uznałem(być może po czasie)
to wiem kim jestem...co robie...czego wreszcie chcę
i nie zadaje pytań....
to kim ja własciwie jestem?......
bo tak zadane pytanie oznacza jedynie...że to co robię ,nie do końca wiem co robie i dlaczego.........
Wybór twardy jest jeden ...a za wyborem ida konsenkwencje...
człowieka sycharu z charyzma "byc może do konca zycia"-to że będzie bez drugiej połowy,specjalnie pisze "byc może"...
bo to zalezne jest od Boga..a nie tego czy my krzyżem w kościele na podłodze,czy my odmawiamy setki zdrowasiek.....
Bóg dla nas ma przyszłośc i my albo się godzimy z tym ..albo nie...
a to sie tyczy dokładnie wszystkich....
A to że na większośc przychodzi wiedza i opamiętanie po czasie...
juz pisąłem może włąśnie taka jest droga...droga prawdy i odnalezienia tego co właściwe...
a że czasem płącimy zbyt wysokie koszty....
ufff...
no to tez nie inaczej jak konsenkwencje....
konsenkwencje naszych wyborów...bo może opamiętanie nie przyszło na czas,a mogło...
ale nam się zazwyczaj wydaje tak....
skoro juz jestem lepszy,skoro juz dojrzałem,skoro juz cos czynię...
to oczekuje...mam prawo oczekiwac bo znalazłem droge...
czy czasem nie wydaje ci sie cos takiego...
że nasz ludzki czynnik wciąz stara się kierowac i zmuszac chocby Boga do tego co nam sie chce
pozdrawiam i koncze udział w temacie....
dlatego twardy- że mój wybór (nawet ten po czasie i spózniony).....jest dla mnie właściwym wyborem...i nie zaprzatam sobie głowy to kim ja jestem..lub chce byc...
myślę że w takiej materi dojrzałem i mniemam że taka była moja droga-bym dojrzał
a co dalej???
.......poprostu żyje i czekam
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.