Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Zdrada fizyczna jest tym co najbardziej narusza psychikę kobiety. Wszystko co przeczytałem o psychice kobiet to potwierdza. Mężczyźni o ile sami nie naruszyli w sobie wrażliwości, choćby własnymi ekscesami, będą to rozumieć, a nawet czuć. Wzajemna jedność między kobieta i mężczyzną w przypadku, nazwę to obocznymi kontaktami seksualnymi, czyni prawdziwą jedność niemożliwą. Kontakt płciowy jest otwarciem swojej strefy, nie tylko ciała ale i ducha. Jeśli ktoś inny wszedł w tę strefę se swoimi niecnymi, brudnymi intencjami, popędami, niestety to zostaje. Płciowość ma wielką moc. Pozytywną jak jest wykorzystywana w zgodzie z Zamiarem Bożym i skrajnie negatywną jeśli jest wbrew niej.
Kolejny raz wypowiadasz się o psychice kobiety, chociaż nie masz o tym pojęcia - z prostego powodu, nie jesteś kobietą. Poczytałeś dużo, no dobrze. A możesz podać źródło, w którym wyczytałeś, że zdrada fizyczna najbardziej narusza psychikę kobiety? Chętnie poczytam.
Czy nie za dużą uwagę przykładasz do samego aktu płciowego, jakby kobieta, żona była Twoją własnością i jej ciało też? Tak, jakby jej dusza była mniej ważna od ciała. To ważna wskazówka dla Ciebie, bo co to oznacza dla Twojej żony? Co oznaczało kiedyś i teraz?
Zdradziłam męża wiele razy, ale NIC Z TEGO NIE PAMIĘTAM. Seks nigdy nie był priorytetem i nigdy nie był celem. Nie umniejszam tego, po prostu tak było. Nie seksu mi brakowało, ale poczucia, że jestem ważna, piękna, kochana, jedyna.
Teraz też nie mam wciąż uwagi męża takiej, jakbym chciała (chociaż coś tam drgnęło), ale znalazłam inne źródło nieustającej miłości i czułości - Bóg. Jeśli Twoja żona jeszcze do tej prawdy nie doszła, może pomóż jej w tym - wybaczając i nie dociekając? Kochając ją taką, jaka jest, poranioną, ale wciąż Twoją dawną dziewczyną, w której się kiedyś zakochałeś?
W życiu spotykają nas różne problemy - ciężka choroba, utrata bliskich, w tym dzieci.
Jesteś skrzywdzony, zdradzony, więc sądzisz, że to, co Cię spotkało, jest najgorsze, co może być. Nie kuś losu...
W tym wątku przeczytałam tyle Twoich, nie boję się użyć tego słowa, szkodliwych rad, typu:
- nie bierz psychotropów (mimo, że przepisał je lekarz)
- jak chcesz się znieczulić, to użyj alkoholu (!!!!!)
i zawoalowana rada, by Andy koniecznie dowiadywał się prawdy, dociekał itd.
Po co? Czemu ktoś ma tak działać jak Ty, czy taka postawa u Ciebie działa? Jest Ci lżej przez to w Twoim życiu? Widać, że dużo czytasz, otwierasz się na różne kwestie, ale one wciąż mają jakby udowodnić powstałą w Tobie dawno tezę. Jak małżonek zdradził, to już koniec. Nic się nie da zrobić, przepadło. A w ogóle wcześniej musi opowiedzieć ze szczegółami, jak to było, bo chcesz wiedzieć.
Ta wiedza Ci nie pomoże, nic nie da - poza dodatkowymi pożywkami dla Twojej wyobraźni.
Tyle tutaj kategorycznych stwierdzeń odnośnie do kobiet, zdrady, nienaprawialności tego...
Nie kłóci się to z Twoją wiarą w Boga i Jego możliwości, Jego wszechmocność?
Nie sądzisz, że ograniczasz Go swoimi "nigdy", "zawsze"?
Andy2 napisał/a:
Była tylko decyzja o której sporo myślałem i wydaje mi się, że była najlepsza. To było 'kocham' na zasadzie mojej woli, serca w tym nie było.
Wiesz, kiedy wreszcie odważyłam się po miesiącach przygotowań iść do spowiedzi, wyrzuciłam z siebie to całe bagno, poczułam się o wiele lepiej sama ze sobą, ale nadal czułam się źle, czując, że ja nie kocham męża, że już mnie nie pociąga i co dalej? Rozstanie, rozwód? (jeszcze tak wtedy blisko Boga nie byłam, by wiedzieć, że to zło)
Myślałam, skoro już go zdradzałam, to znaczy, że nic do niego nie czuję. Z niechęcią wracałam do domu i przerażała mnie myśl, że tak będzie do końca. Na początku plan miałam taki: oczyszczę się duchowo, pójdę na terapię, by pomóc sobie zrozumieć, czemu nie potrafiłam dochować wierności, na czym polega mój problem w ciągłym poszukiwaniu adoracji, a następnie..... poważna rozmowa z mężem i rozstanie, następnie poszukanie nowego partnera, któremu już będę wierna od początku do końca. Wtedy też uważałam, że i mój mąż zasługuje na kogoś lepszego. Wprawdzie jakimś tam supermężem może i dla mnie nie był, ale przynajmniej był zawsze mi wierny i uczciwy.
Wiele rozmów z moim spowiednikiem, to forum i inne sygnały z wielu stron uświadomiły mi, że rozwód to droga donikąd. Postanowiłam zostać z mężem, ale pierwszą część planu - z rozwojem duchowości i terapią - zrealizować.
Kiedyś powiedziałam spowiednikowi (miałam gorszy dzień), że czuję, jakbym się poświęciła, że nie jest mi cudownie w tym małżeństwie, a mimo to zdecydowałam na pozostanie w nim i że to rozsądek mi to powiedział, a nie miłość.
Na to spowiednik: czyli wybrałaś małżeństwo i męża. Przedłożyłaś nad swoje egoistyczne potrzeby spokój tego człowieka, wybrałaś pracę nad sobą, by go nie krzywdzić dalej i mimo, że masz świadomość, że jakiejś barwy w tym związku brakuje, zdecydowałaś się odrzucić kolorowe słówka i przyjemności dla szarego małżeństwa. czy tak? Toż to najprawdziwsza miłość. Nie kochając, nie byłabyś do tego zdolna.
No nie powiem, żeby mi się po tej rozmowie lepiej nie zrobiło.
Tak, kocham męża, choć nie przeżyłam drugich motylków w brzuchu.
Nauczyłam się lubić to małżeństwo i czuć się w nim dobrze, choć odbiega od moich oczekiwań, staram się je zmniejszać (bo nie mam wyjścia), może dlatego i mąż zatęsknił za mną i coraz częściej wyraża chęć bycia ze mną i odstawia komputer, by spędzić ze mną czas.
Wiem, że jesteśmy Ty i ja w odmiennej sytuacji. Ale poruszam tutaj taką kwestię miłości jako wyboru. Niby nie chcemy, ale coś wybieramy. Właśnie z miłości wybieramy, z miłości, której znaczenie i moc dopiero teraz naprawdę zaczynamy rozumieć.
Bóg z miłości do ludzi poświęcił życie swojego jedynego Syna.
Jezus poświęcił życie dla nas. A mógł wybrać inaczej, na pewno chciał żyć, na krzyżu wołał do Ojca, czemu go opuścił.
Dlatego ja już tego nie odbieram, jako poświęcenie. I słowo "miłość" zupełnie inaczej rozumiem teraz, jak kiedyś. I coraz częściej budzę się zwyczajnie szczęśliwa, choć gdyby ktoś mi taki scenariusz przedstawił dwa lata temu, to bym mu nie uwierzyła i nastroszyła się bojowo.
Andy, nie skreślaj żony. Czy jej zarzut, że powiedziałeś do niej "ty piz...." jest prawdziwy?
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-10, 21:32
Andy2 napisał/a:
, chociaż jak czasami podglądałem sobie forum to myślałem złośliwie, że tu utknąłeś, zamiast normalnego życia. .
Czy utknołem ??
w pewnym sensie mozna tak powiedziec Andy-choc ja tego tak nie widze.
jest to kawalek planu jaki mam i założyłem heee w zgodzie z soba i Bogiem.
Kiedys byem Andy nawet fajnym facetem,(w zasadzie wydawało mi sie) dobrym mężem,super ojcem,dobrym pracownikiem i całkiem niezłym kumplem.
Tak sie widziałem i jak przyszedł kryzys ,za pioruna nie skapowalom o co chodzi zonie.
Że nagle ma tyle żalu,że brakuje jej to,że pojawiaja sie znajomości,że czas spędza coraz dalej od mojej osoby,ze jest smutna,ze ma nowy świat itd..itp.
Narobilismy razem multum blędów.
pisze razem-dlatego że za jakośc małżenstwa odpowiada dwoje,za skutki niepowodzen i powstające konsenkwencje tez odpowiada dwoje.
Błedy jakie mialem wkodowone wyzwoliły jeszcze bardziej we mnie to czego nie widziałem
egoizm i egoncentryzm.
Trudne było zwalenie powłoki(maski),trudne było przyznanie sie o włąsnych błedów,tak samo jak trudne było zrozumienie działan zony i wybaczenie tego.
To forum,program 12 k i wiele ..wiele innych spraw pokazalo mi inna jakośc zycia:
,wrazliwośc,zrozumienie,empatie,nowe zasady,inne spojrzenie na czlowieka.
Jestem w domu, zyjemy razem -mimo że nadal w separacji
ale jest spokój,zrozumienie,wzajemne wspomaganie i gesty w swoją strone
Na milośc o jakiej wciąż pisze orsz jest jeszcze czas,mam nadzieje że będziemy jeszcze potrafili.
Choc po tym co napisała Malwina-utwierdziłem sie tylko że jest już od dawna(jeno taka dorosła)tak czulem juz od ...ojjjj dalekiego czasu-ale nie potrafiłem tego całkiem nazwac bładząc własnie w myślach .
Takie świadome jestem i chce,stało sie wyborem, mimo że nawet narazie nie kiziamy sie z zona .
Ale patrze na zone innymi oczami:
bardzo mi imponuje i widze super wartościowa kobiete .
A plan jaki zalożyłem jest prosty.
Tu mam szanse(zresztą nie tylko tu) byc kolo ludzi,ich problemów.
Wspomóc słowem,podtrzymac na duchu,cos dobrego zrobic
..a dla mnie byłego egoisty to bardzo wiele.
Zatem dogadałem sie z Bogiem
jestem tu,pisze,pracuje nad wyzbyciem sie resztek egoizmu i ufam że pewnego dnia
Bóg odwiesi nas z tego haka separacji,by znów sie stac jednym ciałem.
Zniesiemy wspólnie separację i wtedy znikne.....
Andy ciesze się że postrzegasz to wszystko jak postrzegasz...to wielka sprawa dla faceta czuc włąsny ból-a mimo to szanowac uczucia zony..
pozdrawiam i wierze że wyjdziecie z tego..ale tym razem madrzejsi
Andy2 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-10, 21:45
Malwina75 napisał/a:
Andy, nie skreślaj żony. Czy jej zarzut, że powiedziałeś do niej "ty piz...." jest prawdziwy?
To nie był zarzut tylko cytat, i to dość łagodny, z 'rozmowy' 3 tygdonie temu... ja tego potem za bardzo nie pamiętam, ale jak mnie coś zrani to walę i ranię okropnie i jeszcze uważam że mam rację. A potem wydaje mi się, że nic wielkiego się nie stało. To nie jest tak, żebym cały czas taki był czy np. raz na tydzień. Normalnie w domu sie udzialem, sprzątam, gotuje czasami jak muszę (jak żona była za granica przez tydzień to nie miałem wyjścia, nauczyłem sie robic mielone i dziecko nawet to zjadło), robię zakupy, płacę rachunki, kupuję jej kwiaty, czasem ciuchy albo robimy razem zakupy i pomagam wybrać.
Malwina75 napisał/a:
Zdradziłam męża wiele razy, ale NIC Z TEGO NIE PAMIĘTAM. Seks nigdy nie był priorytetem i nigdy nie był celem. Nie umniejszam tego, po prostu tak było. Nie seksu mi brakowało, ale poczucia, że jestem ważna, piękna, kochana, jedyna.
Ja tego z seksem w ogóle nie rozumiem. Z żoną współżyjemy (współżyliśmy, bo teraz nic z tego nie będzie) i jest normalnie, mam poczucie że działamy na siebie oboje. I nagle takie coś wyskakuje, szok kompletny dla mnie. Że jej tam kadzą i mówią różni faceci to wiem, bolało to kiedyś trochę, byłem zazdrosny, ale sam czasem tez potrafię jakąś obca kobietę skomplementować, o tak sobie bez jakichs specjalnych intencji, chociaż mam wrażenie że to nie jest dobre. A sam jej nieraz dobierałem np. czerwone buty czy torebkę, żeby zwracała uwagę na siebie, bo to w jej biznesie bardzo ważne. Zresztą ona tak pięknie wygląda w ładnych rzeczach, że dalej bym tak doradzał, przecież nie będzie się stroić po 60-ce.
Ja tez czytałem, że u kobiet jest inaczej, że idzie zaangażowanie emocjonalne mocne, ale może to jest odwrotnie, najpierw emocje nie spełnione w małżeństwie, potem seks?
Żony nie skreślam, tylko nie wiem jak to po tym będzie i jak będzie z jej strony? Za sam seks skreślić jej nie mogę, ja tego miałem kiedyś tyle z różnymi kobietami, po tym jak mi się pierwsze małżeństwo rozpadło, że ja po prostu nie mogę komuś na ten temat moralizować. Mam tylko ogromny żal że to w małżeństwie, że ona będąc moja zoną do kogoś poszła i nie wiem jak to się u mnie poukłada. No i bardziej mnie akurat bolą te jej emocje, zaangazowanie niż sam akt fizyczny. Ale widocznie po prostu tego ze mną nie ma, bo nawet słuchać musze sie dopiero uczyć, o ile nie jest na to za późno.
Idę jeszcze na spacer przed spaniem, znajoma zdradzaczka zaleciła mi zrobić z siebie "ciacho" zamiast żreć słodycze wieczorem. A ona jeszcze paznokcie robi u kosmetyczki.
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-10, 22:10
Malwino, mój tekst z powodu zawiski IE poszedł w kosmos. Odpisze Ci kiedyś. Zadałem Ci w tym moim tekście kilka bardzo ważnych pytań. Czy mogę? Może to był znak od Boga by nie pisać tego co napisałem.
Norbert, czy Ciebie żona zdradziła?
Andy2, czy Twoja żona też zmiała wielu mężczyzn? Moim zdaniem czytstości i wierności wobec małżonka trzeba dochować także przed małżeństwem. To nie jest moje zdanie, ale wszystkich raczej etyków chrześcijańskich, a na pewno katolickich. Jedynie za tych wyzwolonych z Ameryki Łacińskiej nie ręczę. Pytam sie o to, bo widzę, że szukasz przyczyn.
A moje zdanie jest takie. Trzeba czarpać od Najświętrzej Maryii Panny, od św. Jannny Beretty Moli i wielu innych wzorowych przykładów przedstawianych nam przez Kościół Święty. I wszystko jest prostrze.
Andy pytałem się, jak chcesz wychowywać swoje dzieci do czystości? Czy masz jakiś plan?
wiara47 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-10, 23:05
Na to spowiednik: czyli wybrałaś małżeństwo i męża. Przedłożyłaś nad swoje egoistyczne potrzeby spokój tego człowieka, wybrałaś pracę nad sobą, by go nie krzywdzić dalej i mimo, że masz świadomość, że jakiejś barwy w tym związku brakuje, zdecydowałaś się odrzucić kolorowe słówka i przyjemności dla szarego małżeństwa. czy tak? Toż to najprawdziwsza miłość. Nie kochając, nie byłabyś do tego zdolna.
Malwina : dziekuje ze podzililas sie tym...Piekne i prawdziwe !
Orsz Twoje pytania sa nie na miejscu...naprawde tak je odbieram,
co wnosi takie "imtymne" pytanie : czy Twoja zona miala wielu kochankow
albo : co chcesz zrobic zeby wychowywac dzieci swoje dzieci do czystosci....?!
Rece opadaja...bo zaraz przed tym piszesz , ze trzeba brac przyklad z Najswietrzej
Maryji Panny.....
Przepraszam ale jest w tym wszystkim jakis bezlad, brak konsekwencji i logiki...
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-11, 00:28
Wiara, niestety odbieram to jako bezpodstawny atak na mnie. Rozmawiamy tu o takich właśnie poważnych sprawach. Przedstawiamy nasze bolączki, problemu, szukamy jakiś odpowiedzi. Nie mając pewnej wiedzy zawieszamy sie w próżni. Nie molestuję Andiego do odpowiedzi. To jest dorosły człowiek, który o sobie powiedział dużo. Powiedział też o żonie. To o co ja się pytam, jest tylko pewnym elementem układanki.
Co masz przeciwko pytaniu o wychowani do czystości.
Wiara o co Ci chodzi? Jak czytam pewne wypowiedzi po prostu głupieję.
Dlaczego nie zwróciłaś uwagi na ewidentny błąd Malwiny, która twierdzi, że moja żona nie jest moja własnością. Jest! Jestesmy jednym ciałem. A każdy jest właścicielem swojego ciała. Mało tego. Żona ma być podporządkowana swojemu mężowi. To są słowa z Pisma Św.
Archaizm? Wątpię.
Mi ta informacja jest potrzebna choćby po to by powiedzieć Andiemu, że jeśli wziął sobie czystą żonę, która nie miała innego mężczyzny, mogła się po prostu m. in. źle czuć z powodu jego przeszłości. Powiem inaczej. Przeszłość Andiego mogła ją gorszyć. Takie miałbym podejrzenie. Jeśli natomiast jest inaczej, to też można poszukiwać przyczyn w grzechu. Po prostu, pewni ludzie nie powinni się dziwić swojemu nieszczęściu. Nie powinni też za dużo oczekiwać. Ja u Andiego takie oczekiwania dostrzegam. Andy moim zdaniem nie zasłużył na szczęście małżeńskie. Zresztą ja też, choć w innym wymiarze.
Nieczystość niesie konsekwencje.
Gdzie jeszcze nie widzisz Wiaro konsekwencji i logiki?
Zadałbym pytane co tak naprawdę Ci przeszkadza?
Ja się chyba wycofam z tych dyskusji. Jeszcze musze poczytać, bo za głupi jestem.
Ale na tym forum dzieje się coś niewłaściwego. Pobłażliwość wobec grzechu, wymagania wobec ofiar, za dużo psychoterapii.
Andy2 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-11, 11:17
Orsz napisał/a:
Andy2, czy Twoja żona też zmiała wielu mężczyzn? Moim zdaniem czytstości i wierności wobec małżonka trzeba dochować także przed małżeństwem. To nie jest moje zdanie, ale wszystkich raczej etyków chrześcijańskich, a na pewno katolickich. Jedynie za tych wyzwolonych z Ameryki Łacińskiej nie ręczę. Pytam sie o to, bo widzę, że szukasz przyczyn.
Z tego co wiem nie miała wielu mężczyzn, ale nigdy w to za mocno nie wnikałem. Gdybym wiedział że miała 1 czy 2 czy 3 i pół też bym ci nie napisał, ona może kiedyś trafić na takie forum albo ktoś może coś rozpoznać - po co?
Jeśli cię to na poważnie interesuje, to były jakies badania na ten temat robione, wygooglaj sobie, ze 2-3 lata temu coś mi przed oczami mignęło.
Orsz napisał/a:
A moje zdanie jest takie. Trzeba czarpać od Najświętrzej Maryii Panny, od św. Jannny Beretty Moli i wielu innych wzorowych przykładów przedstawianych nam przez Kościół Święty. I wszystko jest prostrze.
Andy pytałem się, jak chcesz wychowywać swoje dzieci do czystości? Czy masz jakiś plan?
Nie mam planu, starsze dzieci nie mieszkają ze mną. Są "neonami" a ja jak o czystości rozmawiałem to im mówiłem, że to samo w sobie nie jest najważniejsze, to że to będzie czyjś pierwszy raz nie daje automatycznie gwarancji że związek się dobrze ułoży. Boże, jakie by to proste było!
Tak jak ciebie czytam to faktycznie widzę że to Zły we mnie mocno siedzi, za wszystkie grzechy jakie popełniłem. I dobrze że jest ktoś taki jak ty - szlachetny i czysty, wierny zasadom i dobry. Wtedy to Zło lepiej widać na tym tle,
A za co ciebie Orsz Pan Bóg tak ciężko pokarał że żona odeszła? Może sie tu wybebeszałeś, ale nie czytam regularnie, mam teraz swój problem i przyszedłem tu żeby to z siebie wywalić i posluchać co powie ktoś inny i mądrzejszy. Bardziej szukam tu doświadczenia niż zasad.
U mnie w ogóle to cała rodzina jest zła, napisze ci do tej układanki, żebyś lepiej ten świat rozumiał.
Miałem mamę alkoholiczkę, zapiła się na śmierć, doświadczałem od niej przemocy psychicznej i fizycznej, nie było ciepła i normalnego domu. Ojca w domu nie było, zawsze pracował, żyje jeszcze, dożywa, dalej taki sam - tylko praca i jego zawód, nawet z dziećmi o niczym innym nie potrafi rozmawiać.
Jak jego Żona, która urodziła mu kilkoro dzieci i byli (chyba0 lda siebie tymi pierwszymi i czystymi, jak ona wpadła w nałóg, jak z nim walczyła, chodziła na AA, próbowała sie wyciągać, to ten .... .... przyniósł wino do domu, no bo był Wielki Czwartek, przeciez Ostatnia Wieczerza, dobry znajomy wpadł na kolację i w ogóle. Dzień później ona była w szpitalu w śpiączce (bo po tym winie poleciała na ostro) i po tygodniu zmarła, a on dalej przez te lata pracuje.
A jeszcze wcześniej była kochanka w pracy, ta prawdziwa choć późna miłość i słowa do mojej matki w które mi trudno uwierzyć 'już cie nie kocham', ale z ofertą dalszego mieszkania razem.
Jak on chorował, warowała przy nim i biegała do szpitala. Jak ona piła, to chciał mieć tylko spokój, pracować naukowo a o uzależnieniu nie wiedział nic.. po co? może czasu nie miał? bardzo ważny i mądry Pan Profesor.
A najlepsze zostawiłem ci na koniec. Jakbyś to sobie z zewnątrz pooglądał, to była bardzo porządna, katolicka rodzina. Publikacje w pismach katolickich, oazy, działalność w parafii, no i rodzina wielodzietna, bez antykoncepcji. Dopiero potem to Złe zaczęło wychodzić, ale przecież gdzieś tam juz siedziało i miało się dobrze, za wszystkie przeszłe i przyszłe grzechy.
Siegając do psychoterapii, której jest tu wg ciebie za dużo (więc tylko delikatnie na sam koniec) mógłbym grzebać głębiej, znaleźć dziadka alkoholika który znęcał się nad rodziną, psycholog szukałby tu dziedziczonego patologicznego wzorca, ale to całe psychologizowanie to w ogóle diabelski wymysł.
Jak widzisz Szatan działa podle i przebiegle. I tak sobie myślę, że dobrze że masz tą miarkę czystości, przyłożysz i wiesz co jest dobre, a co złe. Dziękuję ci za to.
Co do
Orsz napisał/a:
Dlaczego nie zwróciłaś uwagi na ewidentny błąd Malwiny, która twierdzi, że moja żona nie jest moja własnością. Jest! Jestesmy jednym ciałem. A każdy jest właścicielem swojego ciała. Mało tego. Żona ma być podporządkowana swojemu mężowi. To są słowa z Pisma Św.
Archaizm? Wątpię.
W zasadzie zgadzam się w 100%. Proszę mi oddać moją własność!!! Mogę z nią robić co zechcę, jest moja i ma być podporządkowana. Nie muszę słuchać ani jej, ani psychologów, ani jakichś dziwaków z forum.
Może napisz do mnie na priv, dam ci do niej telefon i ty jej to jakoś wytłumaczysz
Miałem napisać o sobie
Wczoraj wieczorem rozmawiałem z żoną, jak zaczęła z siebie wywalac to mówiła ze 20-30 minut. O tym co było 13 lat temu, co przed tygodniem, co przed kilkoma laty. O tym jak mnie kochała, a ja to niszczyłem. O tym że jestem wobec niej jak cham. Że szuka mieszkania. Że już nie wierzy i nie uwierzy że to się zmieni. Że mi nie wybaczy, że przestała się modlić.
Nie wiedziałem co powiedzieć i tylko słuchałem, chyba powiedziałem że to straszne co mówi, że tyle w niej tego, że się nie dziwię że mogła szukać czegoś innego.
Poprosilem ją (juz chyba rano) żeby nie robic żadnych decyzji teraz, żeby zaczekac jak będzie, że ja też zaczekam.
Rano "odstawiłem Dobsona" i połozyłem sie przy niej w sypialni, trochę głaskałem jej włosy, ale nie bardzo chciała, chociaz nie uciekła.
Gdzieś jeszcze o tego sms-a zahaczyłem potem w rozmowie, poweidziała że to nic takiego, ja na to że to nie u mnie takie rzeczy są tylko u niej, że ja tego nie widzę w ten sposób i żeby się zdecydowała. Ale nie chce jej tym dręczyć, niech ma swój czas żeby sie zastanawiać, mnie bardzo ucieszyło że wczoraj tyle mówiła, ja po prostu w to nie wierzyłem, że potrafi to wszystko powiedzieć. Jak już skończyła o nas i o mnie to mówiła o pracy, o zwiazanych z nią przykrych rzeczach. To było bardzo takie niespodizewane dla mnie.
A potem znowu nie wytrzymałem, ona dzisiaj wyjeżdża na 2 dni i jak wychodziłem z domu to ją objąłem i mocno przytuliłem, nie chciała ale zrobiłem to wbrew niej i się poddała... co miała zrobić...
Teraz sobie w domku siedzę, trochę płakałem i mi lepiej, zaraz zjem obiad i popołudnie całe mam już zorganizowane. Chyba mam taki etap płakania i rozklejania się dzisiaj. Ale jestem tez w środku jakiś spokojny, aż sam nie rozumiem tego, że mną nie miota, nie rzuca, że się nie wściekam, nie czuję tez żeby to się gdzieś pod spodem zbierało. Że potrafie sie powstrzymac przed tymi pytaniami do niej, przed pouczaniem że zrobila źle, że to czy tamto. Może jakoś dotarlo ze to ja musze teraz czekać? I jeszcze jedno jej powiedziałem - że nic gorszego juz mi nie zrobi, może to mi daje taki spokój. Albo On gdzieś tam nad tym czuwa. Nie wiem.
gogol [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-11, 13:20
Orsz napisał/a:
błąd Malwiny, która twierdzi, że moja żona nie jest moja własnością. Jest! Jestesmy jednym ciałem. A każdy jest właścicielem swojego ciała. Mało tego. Żona ma być podporządkowana swojemu mężowi. To są słowa z Pisma Św.
Archaizm? Wątpię.
- Orsz przeraża mnie to co piszesz- mówiąc wprost bałabym się ciebie jako twoja żona,w twoich słowach nie ma zadnego ciepła ,sam radykalizm.ŻONA NIE JEST I NIGDY NIE BĘDZIE TWOJĄ WĄŁSNOŚCIĄ BO WŁĄSNOŚCIĄ MOZE BYC TYLKO PRZEDMIOT A NIE CZŁOWIEK!!!!!!!!!!!!!!!.to nie archaizm pzrez ciebie przemawia ale żle pojmowanie słów pisma św. tłumaczysz sobie jak ci wygodnie. ja gdybym usłyszała od meża ,ze jestem jego wąłsnością i moze ze mną robić co chce i mam być jemu posłuszna to zapytałąbym się CZY JESTEM JEGO NIEWOLNICĄ CZY ŻONĄ? po prostu się gubię jak cię czytam- nawet nie chce mi się wierzyć ,że taki facet jeszcze może istniec ,któy traktuje swoją żonę jak włąsność- po prostu horror!!!!! a ty o tym piszesz tak po prostu z ogromnym przekonaniem ,ze robisz dobrze. Orsz czy ty myślałeś kiedyś tak na poważnie o terapii dla siebie??????
gogol [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-11, 13:25
Andy2 napisał/a:
i jak wychodziłem z domu to ją objąłem i mocno przytuliłem, nie chciała ale zrobiłem to wbrew niej i się poddała... co miała zrobić...
- Andy mogła zrobić ale nie zrobiła
Andy2 napisał/a:
Może jakoś dotarlo ze to ja musze teraz czekać?
- Andy kochaj i wyczekuj a nie oczekuj-daj czas czasowi - Bóg też potzrebuje czasu aby ogarnąć to co u was sie wydarzyło.
Andy2 napisał/a:
Albo On gdzieś tam nad tym czuwa. Nie wiem.
- Andy czy ty masz jeszcze wątpliwości - poproś Ojca Niebieskiego o spokój dla ciebie i pomoc dla was obojga,oddaj mu się całkowicie bez żadnych wątpliwości
wiara47 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-11, 14:08
Orsz jak Cie czytam to poprostu "wymiekam"....
Duzo rzeczy Ci sie poplatalo...jest cos niedobrego w Twoich radach, w tym jak
interpretujesz pismo swiete....gorsze moze byc jednak to , ze ktos moze
chciec skorzystac z Twych porad....az boje sie ....ile mogloby to przynies szkod...
Ja się chyba wycofam z tych dyskusji. Jeszcze musze poczytać, bo za głupi jestem.
Ale na tym forum dzieje się coś niewłaściwego. Pobłażliwość wobec grzechu, wymagania wobec ofiar, za dużo psychoterapii. ; napisal Orsz.
Ja radze Ci z calego serca : uznaj ze potrzebujesz porzadnej, gruntownej katechezy,
to nic obrazliwego , ani nie madrego ja sama stale jeszcze sie ucze...
Samo "poczytanie " to za malo zeby rozumiec lub moc radzic innym....
A poblazliwosci dla grzechu tu nie ma ani odrobinki.....
Z szacunkiem ,pozdrawiam.
Andy2 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-11, 20:59
Znalazłem coś takiego w twoich wpisach z grudnia chyba:
Orsz napisał/a:
Ja nie potrafię wybaczyć pojedynczej zdrady. Chciałbym, wszystko mi mówi, że tak trzeba, że tak jest lepiej, w tym też i dla mnie, ale ... czuję się jak stare portki wywrócone na drugą stronę.
Ja cały czas nie wiem jak zaklajstrowuje się taki dramat. Nie pojmuje jak można kochać, jak można stworzyć choćy namiastkę tego co było. I nie chodzi o to, że ja jestem święty i tylko mnie spotykała krzywda w małżeństwie. Tak nie jest. Ja także miałem bardzo zły wpływ na nasze małżeństwo, ale nie wydaje mi się by można to było równać ze zdradą. Nie chodzi także o zaufanie, to można odbudować, można zobojętnieć lub po prostu oddać to Bogu. Chodzi po prostu o patrzenie sobie w oczy, o uśmiechy, o rozmowy, o bliskość. To wszystko jest inne, jakieś brudne. Nie ma błogości, jest tylko walka i stres. Tym większa, im bardziej człowiek czasem zapomni.
Napisz może co ty robiłeś nie tak? Skąd wiesz jak złe to było, chyba dość złe skoro doszło do zdrady i odejścia? Opuściłeś ją emocjonalnie? nie słuchałeś? uciekłeś w pracę?
Bliskość można odbudować, tu na forum były takie świadectwa, tylko na pewno nie jest to takie samo uczucie jak przedtem. No i obie osoby musza ze soba być i chcieć. Może ty w ogóle masz problem z zaufaniem? Ja to mam na pewno i już się u mnie odzywa zazdrość i podejrzenia dosłownie o wszystko, aż mnie to przeraża.
Ja mojej żonie nie dałem miłości, takiej stałej i pewnej, a moja ona odpłaciła brakiem wierności. I ja i ona byliśmy tacy głupi, że musiało dojść do zdrady i jej ujawnienia, żeby się ocknąć, być może tez za późno. Ja dopiero po wielu rozmowach i tym jak ona wczoraj mówiła zobaczyłem, że chyba nie było między nami nigdy prawdziwej więzi. Było kiedyś wielkie obustronne zakochanie, potem morze bólu i cierpień, ranienia, a z jej strony nieumiejętność stanowczości, żeby mnie inaczej obudzić.
Był ogromny kryzys parę lat temu, ale teraz wydaje mi się, że wtedy była z mojej strony walka - o nią, o rodzinę, o małżeństwo. I w tej walce nie widziałem jej, bo panicznie się bałem rozwodu i rozpadu rodziny.
A dzisiaj słyszałem czytanie z listu św. Pawła, do mnie i do ciebie:
Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważenie - wraz z wszelką złością. Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie. [Ef 4.31]
I jeszcze inne, zgoła niereligijne przeżycie. Byłem po południu w takim klubie dyskusyjnym, żeby trochę zająć sobie czas. Usiadła koło mnie, na kanapce, bardzo ładna i zadbana kobieta, na oko jakieś 33-35 lat, inteligentna (pisze w prasie i jakąś książkę), zgrabna, szczupła, opalona i nieprawdopodobnie pachnąca. No i tak siedziałem 3 godziny w aurze jej perfum, widząc zarys tych wszystkich zgrabności i parę razy miałem fantazje co by było. Nawet jakąś muszkę chciałem jej z nogi strącić, ale się powstrzymałem, bo właściwie może bym ją po tej nodze przez pomyłkę pogłaskał. Nie miałem wcześniej takich myśli przez tyle lat i chociaż świadomie wiem że to by było coś złego, to poczułem że chciałbym sobie na to pozwolić.
Może przez jakąś niechęć do mojej żony, rośnie we mnie coś takiego. Ale w końcu jest moją żoną i mam ją kochać.
Malwina75 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-11, 22:28
Andy2 napisał/a:
Nie miałem wcześniej takich myśli przez tyle lat i chociaż świadomie wiem że to by było coś złego, to poczułem że chciałbym sobie na to pozwolić.
Może przez jakąś niechęć do mojej żony, rośnie we mnie coś takiego.
To ważne spostrzeżenie i typowy mechanizm.
W myślach - można powiedzieć - zdradziłeś już żonę w tej chwili i usprawiedliwiłeś, czy wyjaśniłeś to niechęcią do żony, która Cię skrzywdziła, zdradziła, zraniła.
Rozumiem Cię tak dobrze, że nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy.
Miałam tak samo. Opuszczona emocjonalnie przez męża, przez osiem, dziewięć lat zdradzana przez męża z komputerem, grami, światem troli i orków, czułam się w jakimś sensie usprawiedliwiona ze swoich czynów. Nie szukałam kochanków, najpierw potrzebowałam przyjaźni, towarzystwa, a potem były okazje i tyle. Mówiłam w myślach do męża "masz za swoje", byłam wściekła na niego za to, że z porządnej dziewczyny, jaką byłam, zrobił takie coś, zmusił do szukania miłości gdzie indziej, że nie chciał mnie słuchać, coś robić, by było nam lepiej razem.
Tylko, że to tłumaczenie złe, strasznie słabe, teraz to wiem.
Za każde odejście z prostej drogi, zdradę, czy to w myślach czy rzeczywistą - odpowiadamy tylko my i nikt więcej. To jest nasz problem, że jesteśmy słabi.
Nikt i nic nie powinno na nas wpłynąć, bo w takim razie, co za wiarę cienką mamy, że ktoś przekroczy pewne granice i my też, z prądem.
Twoja żona właśnie tą drogą poszła i co z tego wyszło?
Ona miała dokładnie to samo myślenie, zapewniam.
Czuję niechęć do męża (i tu nastąpiły zarzuty, żale, rozczarowanie, pretensje, wspomnienia sytuacji, bezradność, bo brak zrozumienia) i nagle myśli uciekają ku komuś innemu, kto akurat wpasuje się ze swoim zainteresowaniem i uwagą w ten czas.
Myślę, że nie ma sensu licytowanie się, kto bardziej skrzywdził, czy większym złem jest zdrada czy opuszczenie emocjonalne, dla każdego co innego jest tym punktem zapalnym. Czy jednorazowa zdrada czy romans byłby dla mnie mniej bolesny niż kilka lat traktowania mnie, jako przydatny i pożyteczny, może też i ozdobny element wyposażenia w jego mieszkaniu? Nie wiem. Wiem, że bolało mnie i szukałam rozwiązania, nie tam gdzie trzeba.
To dobrze, że przeżyłeś tę sytuację w klubie dyskusyjnym. Dowiedziałeś się o sobie czegoś ważnego i być może będziesz bardziej wyrozumiały w stosunku do żony, która po prostu okazała się słabsza od Ciebie, ale miała dokładnie to samo myślenie. Kwestia tego, że ona poczuła to jako pierwsza, wcześniej.
Kiedy całkowicie zawierzysz Panu, zrozumiesz, że tą zdradą żona skrzywdziła najbardziej siebie. Nie Ciebie. Siebie, bo zaliczyła tym samym niesamowite oddalenie się od Boga, a być blisko Niego to czysta przyjemność i radość. Sama na własne życzenie się tego pozbawiła. Zachęcam Cię do skupienia się na sobie i na Twojej relacji z Bogiem, to naprawdę niesamowicie wzmacnia, uspokaja, rozjaśnia myśli, nastraja optymistycznie.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-11, 22:29
Andy2 napisał/a:
Ja mojej żonie nie dałem miłości, takiej stałej i pewnej, a moja ona odpłaciła brakiem wierności. I ja i ona byliśmy tacy głupi, że musiało dojść do zdrady i jej ujawnienia, żeby się ocknąć, być może tez za późno. Ja dopiero po wielu rozmowach i tym jak ona wczoraj mówiła zobaczyłem, że chyba nie było między nami nigdy prawdziwej więzi. Było kiedyś wielkie obustronne zakochanie, potem morze bólu i cierpień, ranienia, a z jej strony nieumiejętność stanowczości, żeby mnie inaczej obudzić.
Był ogromny kryzys parę lat temu, ale teraz wydaje mi się, że wtedy była z mojej strony walka - o nią, o rodzinę, o małżeństwo. I w tej walce nie widziałem jej, bo panicznie się bałem rozwodu i rozpadu rodziny.
Andy zapewne załeżało ci wtedy tak samo jak dzis-ale byc może problem był taki że zbyt wiele siły pochłoneło ratowanie związku,a zbyt mało zostało jej na pielegnacje związku.
zreszta większośc facetów popełnia te same błędy...walcza..zabiegaja o kobiete,wkładają w to cała energie.....
a gdy juz sie uda....to siadaja spoczywaja i zapominaja o tym co dalej...
właśnie dlatego masz drugą szanse by odrobic poprzednie zaniedbane lekcje....
--------------------------------------------------------------
Orsz trudno cokolwek pisac do ciebie ...bo cięzko to łapiesz,a i przeinaczasz wiele spraw...
chce bys wiedział jedno..
W ZYCIU NIC NIE DZIEJE SIE BEZ PRZYPADKU...
zawsze jest jakis palec który do czegoś popycha.
Wiadomo że popychany ma wybór...albo wybierze cos ..albo nie.
Ale kiedy zrozumiesz że popychanie to twój udział..i wkońcu to zakapisz.
To dasz rade z wybaczeniem zonie i z budowa powolną zaufania.
Bo inaczej zadreczysz wszystkich w koło,
a jedyną rzecz jaka przekarzesz swoim dzieciom(o czym tak sie między wierszami rozpisujesz)
to tate:
piernika-sflustrowanego,cierpietnika,niezadowolonego z zycia i wiecznie wypominającego mamie(nawet jak ten tata milczy).
Cudny obraz dla dzieci na przyszłośc co nie?:-/
i tyle w twoim temacie orsz
Malwina75 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-11, 22:46
Andy2 napisał/a:
po tym jak mi się pierwsze małżeństwo rozpadło
Czy z obecną żoną jesteście małżeństwem sakramentalnym?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.