Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Dlaczego ludzie się rozstają, choć tylko czasem naprawdę muszą, opowiada na podstawie swojej praktyki w terapii par Mariola Kosowicz, psycholog.
Ludzie przeżywają kryzys i od razu myślą, że to koniec małżeństwa. Można powiedzieć: rozwodzą się nie z powodu dżumy, tylko kataru. Są oczywiście granice, których nie wolno nikomu przekraczać, bo poza nimi człowiek jest w związku niszczony. To jest przemoc, alkoholizm, którego partner nie chce leczyć.
To są te szczególne przypadki, w których lepiej odejść, niż zostać i walczyć z wiatrakami.
Ale bardzo często kandydatami na rozwodników są również osoby, które mogą coś zrobić w swoim związku, a z różnych powodów godzą się na bylejakość i trwają w małżeństwach, w których się duszą. To ludzie dojrzali z dużym rodzinnym stażem, ale też bardzo młodzi małżonkowie, którzy biorą ślub i dalej są bardzo skupieni jedynie na sobie, na swojej karierze. Żyją w permanentnym stresie i oczekują, że związek z partnerem sam się poukłada. Niestety - sam się nie poukłada. Co więc zrobić, żeby ten kryzysowy katar wyleczyć?
1 On nigdy nie był idealny. I nie będzie.
Oto młode małżeństwo. Awanturowali się, byli gotowi do rozstania. Obwiniali się wzajemnie o niezrozumienie swoich potrzeb, o egoizm. Wyglądało na to, że niewiele wiedzą o swoich· potrzebach. Zapytałam więc, czy ze sobą rozmawiają. Oni, że oczywiście. Rano przy śniadaniu pytają nawzajem, co będą robić w pracy, potem dzwonią do siebie do biura, a wieczorem otwierają wino. W trakcie spotkali. odkryli, że rozmawiają ze sobą bardzo powierzchownie. Zero rozmów o potrzebach emocjonalnych, o intymności, o lękach.
Można tak żyć do czasu, ale wcześniej czy później w życiu zdarza się coś, co katalizuje kryzys. Kłopoty w pracy, kradzież, narodziny dziecka, problemy z zajściem w ciążę, choroba. Gdy wybieramy partnera życiowego, to siłą rzeczy chcemy widzieć w nim spełnienie naszych marzeń i potrzeb. Świadomie lub nie całkiem nie dostrzegamy cech, które nas drażnią.
Nie brakuje też związków, w których partner jest naszym jestestwem i żyjemy przekonani, że bez niego runie świat. Doskonały mąż, piękny dom, wakacje w kurortach, luksusowe auto. Złota klatka, czyli cały system podpórek naszego ego. W takich związkach zwykle znosi się bardzo dużo, żeby tylko nie zostać samemu.
Podstawowym problemem tego małżeństwa, które do mnie przyszło, był brak zrozumienia, że są różni i każde z nich ma prawo czuć inaczej.
Mąż miał bardzo chorą matkę, którą bardzo chciał się opiekować. Żona wpadała w furię, że go ciągle nie ma w domu. On tłumaczył i liczył na zrozumienie. Wysłuchiwał, jakim to jest marnym mężem i panikarzem, i z czasem przestał się odzywać. Zaczęło się piekło. Nie potrafili oderwać się od swoich racji. Skończyło się na indywidualnej terapii każdego z nich, dzięki której mogli się przyjrzeć sobie samym. On zrozumiał m.in., skąd w nim tak obezwładniający lęk o matkę. Jego ojciec zmarł na raka, potem ojczym, teraz chorowała matka, z którą był bardzo związany. Żona wychowywała się w rozbitej rodzinie. Ojciec odszedł, gdy była mała, a kiedy płakała, że nie przychodzi w odwiedziny, matka ją strofowała: nie rozczulaj się, nie wolno. Więc teraz jako dorosła kobieta też się nie rozczulała i nie rozumiała, dlaczego teściowa nie może jechać taksówką na zabiegi. Uważała, że mąż to maminsynek. Byli zakleszczeni w tych swoich lękach i żalach.
Poważny kryzys nie powstaje z chwili na chwilę, to proces, który trwa od jakiegoś czasu. Kiedy nie można już udawać, że go nie ma, to nadchodzi taki moment, w którym zamiast szukać winnych dookoła, warto uczciwie spojrzeć na siebie, swój związek, i odpowiedzieć na kilka pytań. Jaki jest mój wkład w to, co się obecnie dzieje w małżeństwie? Czy ze mną można o tym problemie rozmawiać? Czy ja walczę, czy też naprawiam? Czy mam gotowość usłyszeć, co mój partner myśli na mój temat i przemyśleć to? Ważne, by realnie stawiać oczekiwania wobec siebie i partnera.
Jeśli żona oskarża męża, że nie wyraża uczuć albo gorzej - nie wie, co czuje, że jest taki zamknięty w sobie, to pewnie nie pamięta, że przed ślubem nie był specjalnie wylewny, otwarty ani empatyczny. Tyle że wtedy jej to nie przeszkadzało albo miała misję, że go zmieni. Trzeba nauczyć się żyć z tym wszystkim, co piękne w najbliższej osobie, i niestety, z tym, co w niej trudne.
2 Dlaczego go wybrałam?
Miałam pacjentkę, której narzeczony trzy razy odwołał ślub bez specjalnych tłumaczeń. Ona go kochała i prosiła, by mu przetłumaczyć, że manewrowanie terminami to niepotrzebne koszty. Spytałam, z jakiego jest domu. Ona, że nawet nie chce gadać, ojciec chlał jak świnia, bił, one z matką wciągały go po schodach do mieszkania, gdy spał na klatce zarzygany. Więc ta dziewczyna postanowiła, że nigdy tak nie będzie miała. Pomyślałam, że może potrzebna jej będzie indywidualna terapia dla dorosłych dzieci alkoholików. Ona na to, że jestem nienormalna. Narzeczony pije dobre trunki, sam się kładzie spać, może kilka razy szturchnie, ale to się każdemu zdarza. Mówiła: mam wersal. Po dwóch latach z powodu przemocy zabrała dziecko i zamieszkała z matką. Mimo wszystko potrafiła uciąć przemoc, inaczej niż matka.
Zdarzało ci się, że przed ślubem mąż uderzył cię w twarz albo ścisnął rękę, ale myślałaś, że jest kochający i zazdrosny? To znaczy, że masz nadtolerancję na przemoc. Nie zapaliła ci się czerwona lampka. To nie musi wynikać z tego, że w twoim domu rodzinnym stosowano otwartą przemoc. To mogła być nieumiejętność nazywania potrzeb, niedostrzeganie ich. Dom rodzinny to wzorzec, na podstawie którego tworzy się mapa poznawcza człowieka, czyli zestaw reguł, skłonności, którym i podświadomie kierujemy się w życiu. Chcemy czy nie, pierwsze wyobrażenie o relacji czerpiemy ze związku między rodzicami; niekoniecznie po prostu ją powtarzamy, ale odnosimy się do niej. Bardzo różnie te odniesienia wyglądają. Ktoś, kto żył w domu, w którym nie mógł się swobodnie wypowiadać, był poniżany, może wybrać partnera z takiego samego domu i zachowywać się tak jak własny ojciec. Albo też przeciwnie - szukać osoby, która jest jeszcze słabsza, by - opiekując się nią - dowartościować siebie. Częściej, niestety, dzieci dotknięte przemocą doświadczają jej także w swoich dorosłych związkach.
3 Czego od niego potrzebuję?
Znałam kiedyś panią, która w każdej wypowiedzi deprecjonowała siebie, to co robiła, jak myślała. Na zewnątrz trudno się było zorientować, że tak jest niepewna siebie, gdyż zbudowała sobie system podpórek i otoczyła murem. Znalazła utytułowanego męża, lekarza. Pomyślała: przy nim będę kimś. Mąż nie miał pojęcia o kompleksach, ale był z kolei typem opiekuńczego tatusia; wybrał sobie taką kobietę, która pozwalała mu na organizowanie jej całego życia. Do czasu była zachwycona, że on tak fantastycznie o nią dba, a on mógł się czuć wyjątkowym mężem. Aż ciężko zachorował. Obie strony straciły swoje role w życiu, a w nowych nie potrafiły się odnaleźć.
Partnerów, wbrew pozorom, nie wybieramy przypadkowo. Czasami przesłanki są głęboko ukryte. Tylko że bardzo trudno żyć w związku, w którym partner ma zaspokoić wszystkie deficyty, zabliźnić stare rany, rozumieć bez słów, być górą, na której się stoi i jest się widocznym. Nie ma człowieka, który udźwignie takie obciążenie. A nie dając rady, on może zacząć uciekać. Na przykład w chorobę.
Choćby z tego względu trzeba. więcej wiedzieć o sobie i o tej drugiej osobie.
W małżeństwie zwykle nie myśli się o zasadach i się o nich nie rozmawia. To błąd. Bo nie rozmawiając człowiek nie nauczy się zasad poruszania po wspólnej drodze, jaką jest związek. Ludzie wjeżdżają sobie w drogę, nie dają kierunkowskazu, że skręcają, czasami stoją na zielonym świetle. Nie rozmawiają, bo bardzo boją się prawdy o sobie i konfrontacji z obrazem siebie, który misternie zbudowali. Nierzadko w złości mówimy: nie dam rady, nie chcę z tobą żyć, nic nas już nie łączy, nie mogę na ciebie patrzeć, nie rozumiesz mnie, zobacz, już nie sypiamy ze sobą. Ale nazajutrz, kiedy żona pyta, co zjesz na śniadanie, odpowiadamy: jajecznicę. I w ten sposób stan do następnej awantury jest zakonserwowany. A tak naprawdę potrzebna jest refleksja, jak naprawdę wygląda nasze życie i czy naprawdę chcemy coś zmienić, czy wykonujemy tylko ruchy pozorne.
4 Nie ratuj na oślep, ratuj precyzyjnie
Miałam pacjentkę, która przez 20 lat doświadczała upokorzeń i przemocy. Miała dwóch synów, ale od męża odeszła dopiero wtedy, gdy jeden z nich poważnie zachorował i wymagał spokoju i opieki. Po roku powiedziała: gdybym wiedziała, że mogę żyć sama. Utrzymuję siebie i dzieci, chodzę na terapię. A mąż zawsze mówił: kobito, ty beze mnie zginiesz!
Musiało się naprawdę przelać, żeby stanęła po swojej stronie i wyznaczyła nowe granice. Jeżeli pozwalamy partnerowi na przekraczanie granic, 'choć w głębi duszy chcielibyśmy powiedzieć: stop, to on nasza bezradność odczytuje jako przyzwolenie i korzysta z tego. Kiedy przyszedł dzień, że ona wreszcie powiedziała stop - oboje czuli się nieswojo. On był wściekły i liczył, że to tylko takie pogróżki, a ona, choć wiedziała, że tak trzeba, czuła się winna. Nie potrzeba tak drastycznych przykładów, aby zobaczyć, jak częęsto przyzwalamy na zachowania, które nas ranią.
Jeśli ktoś myśli, że sobie nie da rady bez drugiej osoby, to oznacza, iż zgodzi się na wiele, żeby ta druga osoba nie odeszła.
Moja pacjentka zrozumiała, ile energii musiała wkładać w to, by uśpić lęk przed samotnością. Ratowała związek na oślep, nie wiedząc, co ratuje. To naprawdę ważne, by związek ratować celowo. Do tego jednak się zwykle dojrzewa. Najpierw mimo wszystko następuje jakiś przełom. Na przykład zachoruje dziecko albo jeden z partnerów w końcu się wyprowadzi.
5 Naucz się swojej mapy
Pani, której mąż odchodził już kilka razy, ale zawsze wracał z powodu nastoletniego syna, przyzwyczaiła się do tych jego nocy spędzanych u brata. Wiedziała, że ze względu na syna on nigdy jej nie zostawi. Teraz jednak miała uzasadnione podejrzenia, że mąż kogoś znalazł. Ich małżeństwo, jak sama mówiła, bo była kiedyś wielka miłość. Jednak to ona rządziła wszystkim i do niej należało ostatnie słowo. Miała przekonanie, że jeśli sama czegoś nie narzuci, to będzie źle. Jemu najpierw to musiało pasować. Ona mówiła: kup granatowy garnitur, zmieli pracę. Zbudowała dom, jak podkreślała, sama, mąż dawał tylko pieniądze. Z czasem on przestał mieć cokolwiek do powiedzenia. Zamykał się w swoim pokoju, późno wracał z pracy. I stało się coś klasycznego: spotkał koleżankę, zaczął z nią rozmawiać i wszedł z nią w romans emocjonalny. Koleżanka zadawała mu pytania, których nie zadawała żona: a co ty o tym myślisz, jakie jest twoje zdanie?, czego potrzebujesz?
Żona była strasznie nieszczęśliwa i długo uważała, że to wszystko wina męża i to on powinien się zmienić. Z czasem dopuściła do siebie myśl, że obydwie strony odpowiadają za kryzys. To było trudne i bolesne ujrzeć, że wysiłki, żeby rodzina była idealna, okazały się czymś odwrotnym, a nawet czasami zahaczały o przemoc emocjonalną. Mąż z inną kobietą, syn, który boi się życia i odpowiedzialności, to trudny bilans. Ona włożyła ogromny wysiłek w pracę nad sobą, zrozumiała, dlaczego tak podporządkowuje innych, dlaczego zawsze musi być po jej myśli. W gruncie rzeczy to była ciepła, lecz bardzo zagubiona osoba. W domu nauczyła się, gdzie jest miejsce mężczyzny, i tego, że kobieta za wszystko odpowiada. Przełomem był długi list, który napisała do męża. Mąż wrócił pełen obaw, czy te zmiany to nie jakaś gra. Oboje zaczęli pracować nad wzajemnymi relacjami. On musiał nauczyć się brać odpowiedzialność, a ona odpuszczać sobie kontrolę. Kiedy bardziej skupili się na budowaniu swojego związku, ich syn zaczął się usamodzielniać. Wiem, że są szczęśliwi i potrafią pokonywać swoje zakręty bez ofiar. Tak naprawdę jego odejście było krzykiem rozpaczy: nie mogę żyć z tobą taką, jaka jesteś!
6 Spróbuj nauczyć się jego mapy
Młode małżeństwo zgłosiło się na terapię, wskazując, iż problem w ich małżeństwie powstaje zawsze w dośc5 podobnych okolicznościach. W tygodniu niewiele mieli czasu na rozmowy i wspólne zajęcia, a więc kiedy zbliżał się weekend, ona miała plan na wolne dni (sprzątanie, zakupy, gotowanie) i była przekonana, że on powinien ten plan zaakceptować. On odpowiadał: nic mi nie mówiłaś, że w sobotę mam siedzieć w łazience przy zlewie. Ona nacierała: kiedyś to musi być zrobione, sama nie zrobię wszystkiego za ciebie. Masz dom, masz obowiązki. On się bronił: mam też inne plany. Ona kończyła: jesteś cholernym egoistą, tylko twoje plany się liczą. No i weekend mieli z głowy.
Te awantury doprowadzały ich do nieziemskiej frustracji. Nie zauważyli, że traktują siebie wzajemnie jak własność, że rzucają rozkazy, które mają być wykonane. Nikt nikogo nie pytał, co o tym myślisz, czy to dobry pomysł, czy zrobimy to razem, a może pogodzimy sprzątanie z wyjściem na rower. Ona czuła się niesłusznie odrzucona, on przeklinał takie małżeństwo. Byli bardzo zdziwieni, kiedy usłyszeli, że w komunikacji istnieją pewne prawa i zasady, że dobrze jest trzymać się jednego tematu, który chcemy omówić, że nie wyciągamy wtedy brudów z przeszłości, wykorzystując je jako argument, że zawsze byłeś do niczego. Mój partner nie musi zawsze się zgadzać ze mną i nie jest to dla mnie policzek, możemy budować pomost pomiędzy sobą, a nie przepaść.
Warto pomyśleć, czy to, co za chwilę powiem, może być trudne dla tej drugiej osoby i dać nasz umowny kierunkowskaz, że będziemy skręcać: zależy mi na nas, dlatego chcę z tobą porozmawiać o tej trudnej sytuacji. Komunikat: zależy mi na tobie, wprowadza więcej zaufania. Oczywiście zawsze można ubrać swoje intencje w piękne słowa, a w konsekwencji są one zasłoną dymną dla naszego ataku na drugą osobę. To jednak my dokonujemy wyboru, jak przeprowadzamy trudne rozmowy i nie jest żadnym wytłumaczeniem, że: gdybyś mnie tak nie zdenerwował, to ja bym się tak nie zachowała ... Zbyt często reagujemy nadwrażliwie, interpretując na swoją niekorzyść wypowiedź partnera, nie słyszymy jego argumentów, wiemy z góry, co on miał na myśli. Człowiek traciłby mniej zdrowia, gdyby dopytał: co chciałeś mi przez to powiedzieć?
7 Nie idź na skróty
Klientka przestała ufać mężowi. Zaczęło się od tego, że jak dzwoniła do męża i pytała: gdzie jesteś, to on odpowiadał: w aucie. Za ile będziesz? Za 40 min. Ale zwykle wracał po 2 godzinach. Siedział jeszcze w biurze, ale kłamał, żeby ona się odczepiła i nie robiła awantury
od razu. Z czasem przestała ufać we wszystko, co mówił.
Myślał, że to takie niewinne kłamstewko, a nie przewidział, że konsekwencje będą opłakane. Ona z czasem przestała o cokolwiek pytać, on myślał, że zrozumiała i przesiadywał w biurze do wieczora. Nie zauważyli, że żyją już obok siebie. Prawdę o swoim związku spostrzegli, gdy ich siedmioletnia córka zaczęła się moczyć i miała silne lęki. Idąc na skróty, udając, że wszystko jest w najlepszym porządku, szczególnie gdy inni utwierdzają nas w tym przekonaniu - możemy nie zauważyć, że obok nas cierpią nasze dzieci i od nas uczą się przekłamywać swoją rzeczywistość.
8 Nigdy nie bierz na przeczekanie
Czekać z nadzieją, że coś się samo zmieni, to jak wierzyć w istnienie krasnoludków. Nikt niczego nie przebuduje za nas w naszym uczuciowym życiu. Trwając w złości, pretensjach, niedomówieniach uczymy się takiego modelu w związku i z czasem inaczej już nie potrafimy. Patrzymy na partnera z coraz większą niechęcią i przestajemy się lubić.
Ludzie oczywiście narzekają: nie dość, że on mnie frustruje, to jeszcze muszę wymyślać figury, żeby z nim właściwie porozmawiać. Wymyślać jakieś okazje.
Opowiadam im wtedy o małżeństwach, które tkwią tragicznie w związkach, a które krótka nauka jazdy mogłaby uleczyć skutecznie przed ćwierćwiekiem. Ale im się przez ten czas nie przydarzyła "naturalna" okazja do właściwej rozmowy. Naprawdę nie warto czekać na przypadek.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.