Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
no tak, właśnie dlatego nie jestem za tym. Ale "podejrzane" wydaje mi się dlatego, że jeśli widzi, że jest źle, to trudno jednocześnie wmawiać dzieciom, że "jest dobrze jak jest źle"... ergo: może ona chce sobie "zabezpieczyć tyły" tak jak moja koleżanka (ta, co nie powiedziała mężowi i się z nim nie rozstała). No ale może faktycznie Twoja żona tak wierzy. Albo jest nie dla dzieci, tylko nie ma dokąd iść? Nie utrzyma się sama? Boi się być sama? Bo wydaje się, że jednak na codzienne wsparcie przyjaciółki jakoś nie liczy.
Żona uważa ze lepiej tak, razem i w obojętności niż 1 rodzic, choć ja mam wątpliwości. Ponadto, uważa, ze lepiej niech sie zatem dzieci uodpornia bo życie nie będzie łatwe. nie zgadzam sie z nią.
[ Dodano: 2014-01-03, 19:24 ]
Tilia napisał/a:
no tak, właśnie dlatego nie jestem za tym. Ale "podejrzane" wydaje mi się dlatego, że jeśli widzi, że jest źle, to trudno jednocześnie wmawiać dzieciom, że "jest dobrze jak jest źle"... ergo: może ona chce sobie "zabezpieczyć tyły" tak jak moja koleżanka (ta, co nie powiedziała mężowi i się z nim nie rozstała). No ale może faktycznie Twoja żona tak wierzy. Albo jest nie dla dzieci, tylko nie ma dokąd iść? Nie utrzyma się sama? Boi się być sama? Bo wydaje się, że jednak na codzienne wsparcie przyjaciółki jakoś nie liczy.
To tez racja- opcji nie ma. Mówiłem jej, ze taki układ jaki ma jest super wygodny. Tam pojedzie, jest miło i przyjemnie, brak pretensji, nie ma wrzasku dzieci, brak "brudnych gaci"- chodzi o problemy życia codziennego itp.
A mąż- dzieci zaopiekowane bo on pracuje w domu i jak jedno ma na rano to tata z drugim w domu do 13.00. Odwiezie to popołudniowe i odbierze poranne (dziecko), na angielski i basen zawiezie, kredyt na dom mąż spłaca, utrzymanie jest bo co ona zrobi z pensja 1200? Maz posprzata, kibelki wyczyści, poprasuje, obiad poda dzieciom itp.
Czemu z tego rezygnować? A ja? W tym czasie pojadę na entertainment udając ze jestem w szkole.
[ Dodano: 2014-01-03, 21:35 ]
marcin74 napisał/a:
silverado napisał/a:
Co, Twoim zdaniem, byłoby obroną godności w tej sytuacji?
Trudne pytanie. W moim przypadku utratą godności było to błaganie o to, by została ze mną. Błaganie. Jest taki utwór wykonywany przez Michała Bajora, Nie opuszczaj mnie. I tego próbowałem. Nie da się żyć na kolanach. A świadomość, że ktoś będzie z Tobą z litości...
Nie zauważyłem jednej rzeczy - jesteś zarejestrowany na forum od sierpnia - więc trochę czasu już minęło. Myślę, że warto się zapytać, tak - zapytać raz jeszcze - czy jest zdecydowana pogrzebać to małżeństwo. Powiedzieć, jak cierpisz i otworzyć klatkę - jeżeli taki będzie Jej wybór. Starać się nie myśleć, gdzie jest, z kim, co robi. O konsekwencjach takiego a nie innego wyboru powiedzieć, możliwie spokojnie, raz. Separacja (nie wiem, jak skomplikowana jest wasza sytuacja materialna) może być sensownym rozwiązaniem, trudno jest żyć obok bryły lodu, pracować nad sobą.
w 100% podzielam Twoje zdanie. Ja straciłem godność- błagałem, płakałem wielokrotnie do poduszki, samotnie w nocy w łazience na podłodze. Widziała to i wyniosła się raz do innego pokoju mówiąc, że spać się nie da (taaaa, "śpimy" razem).
Sytuacja materialna- nie ma ona dla mnie znaczenia lecz damy radę. Albo ja dam radę.... będę musiał kupić żonie jakieś lokum i tyle. Sam z domu wynosić się nie zamierzam i chciałbym by dzieci nie zmieniały "swoich pokoi".
Dzieci to odrębna kwestia- będę o nie zabiegał. Nie wiem jakie mam szanse- może ktoś kompetentny się wypowie? To ja w 80% się nimi zajmuję bo mają plan szkoły w kratkę, raz jedno na 8.00 to drugie na 13.00 i tak na zmianę. A że pracuję w domu (czasami- 2x/mc na dwa-trzy dni wyjeżdżam) to zawożę, odbieram, zawożę, odbieram i tak w kółko. Angielski, basen itp. Dodatkowo weekendy gdzie żona w "szkole" się "entertainuje" to ja do tej pory się nimi zajmowałem- to jest dla mnie szok, że potrafiła ściemnić, że jedzie do szkoły a pojechała do tej kobiety zamiast być z nami, albo chociaż z nimi w domu. Poza tym, ja dom utrzymam- ona nie. Jest kredyt- ja go spłacę (póki co) ona nie. Mam środki do utrzymania dzieci- ona nie, (choć po to są alimenty). No i najważniejsze- nie chcę, by jakaś "ciocia" do nich przyjeżdżała w "odwiedziny" lub nie daj Boże nocowała itp.
Owszem, żona też się nimi dobrze zajmuje jak jest w domu, ale wiem też, że w sytuacjach napiętych- czas, szkoła, praca potrafi się zdenerwować, nawrzeszczeć na dzieci by się nie guzdrały tylko pędem się ubierały. Wiem, że dzieci to boli- syn się niejednokrotnie skarżył, że mama krzyczy i nazywa go gówniarzem (owszem- coś powiedział i może jego uwaga nie była stosowna, ale żona nie powinna tak). Powiedziałem mu na to, by powiedział mamie, iż jej słowa go ranią. Ale ona uważa, że dzieci trzeba karcić. Wiele takich sytuacji.....
poza tym, teoretycznie pracuje na 1/2 etatu choć i tak zamiast o 14.00 wraca o 15.30-16.00 i pt, gdzie ma dzień wolny i tak idzie do pracy. Np. teraz ferie- "ja urlopu wziąć nie mogę więc ty będziesz się musiał dziećmi zająć." A na pytanie co z dziećmi jak się rozstaniemy mówi- "przecież jest świetlica (przepełniona) i mogą tam od 7.00 do 17.00 przebywać bo ja będę musiała na pełen etat wrócić".
Brak mi słów na jej ośli upór i brak rozsądku.
[ Dodano: 2014-01-03, 22:33 ]
marcin74 napisał/a:
silverado napisał/a:
Co, Twoim zdaniem, byłoby obroną godności w tej sytuacji?
Nie zauważyłem jednej rzeczy - jesteś zarejestrowany na forum od sierpnia - więc trochę czasu już minęło.
sytuacja trwa od 2 lat- zobacz wzmiankę w 1-ym poscie
dziękuję Wam wszystkim. Piszcie, piszcie- to dobre rady
marcin74 [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-04, 09:52
silverado napisał/a:
Brak mi słów na jej ośli upór i brak rozsądku.
Zatem sobie odpuść tłumaczenie jej, co jest ważne i właściwe. Polegniesz. Ona rozpamiętuje teraz każdą krzywdę, której od Ciebie zaznała. I te urojone i te rzeczywiste. Widzi i ocenia tę sytuację z zupełnie innej perspektywy, zupełnie Ci obcej. W jej przekonaniu Ty pewnie przejawiasz ośli upór i brak rozsądku w próbie zatrzymania jej przy sobie, kiedy ona nic do Ciebie nie czuje.
Życie może potoczyć się różnie. Czy stać Cię będzie na prawdziwe wybaczenie? Niezależnie od tego, czy znów Cię pokocha, czy będzie chciała z Tobą żyć? A takie wybaczenie, w moim przekonaniu, nie jestem stanem, a jedynie kierunkiem, krokiem w kształtowaniu swojej osobowości w pogodzeniu się ze samym sobą, ze otaczającym światem. Pierwszym ważnym krokiem...
silverado [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-04, 11:02
marcin74 napisał/a:
silverado napisał/a:
Brak mi słów na jej ośli upór i brak rozsądku.
Zatem sobie odpuść tłumaczenie jej, co jest ważne i właściwe. Polegniesz. Ona rozpamiętuje teraz każdą krzywdę, której od Ciebie zaznała. I te urojone i te rzeczywiste. Widzi i ocenia tę sytuację z zupełnie innej perspektywy, zupełnie Ci obcej. W jej przekonaniu Ty pewnie przejawiasz ośli upór i brak rozsądku w próbie zatrzymania jej przy sobie, kiedy ona nic do Ciebie nie czuje.
Życie może potoczyć się różnie. Czy stać Cię będzie na prawdziwe wybaczenie? Niezależnie od tego, czy znów Cię pokocha, czy będzie chciała z Tobą żyć? A takie wybaczenie, w moim przekonaniu, nie jestem stanem, a jedynie kierunkiem, krokiem w kształtowaniu swojej osobowości w pogodzeniu się ze samym sobą, ze otaczającym światem. Pierwszym ważnym krokiem...
Tak, to racja- wypomina mi wszystkie moje winy i błędy. I te malutkie i te wielkie. I teraz za wszystko obwinia mnie i mówi, ze nasze małżeństwo to ja już dawno pogrzebalem.....i teraz efekt tego mamy
Ale jak tu dalej żyć w takim zawieszeniu? Ani to lodowate ani to gorące. Nijakie. Każdy dzień to uderęka i boje sie ze skończę w psychiatryku.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-04, 11:29
marcin74 napisał/a:
silverado napisał/a:
Brak mi słów na jej ośli upór i brak rozsądku.
Zatem sobie odpuść tłumaczenie jej, co jest ważne i właściwe. Polegniesz. Ona rozpamiętuje teraz każdą krzywdę, której od Ciebie zaznała. I te urojone i te rzeczywiste.
Wtrącę swoje 3 grosze.
Myślę, że żona silverado krzywd juz nie rozpatruje, bo ten okres już ma za sobą.
Po prostu wzięła emocjonalny rozwód z nim i pewnie jest teraz znacznei spokojniejsza niż on, co nie znaczy zadowolona.
marcin74 [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-04, 12:07
Cóż, moim zdaniem życie bez pojednania jest jednak wciąż okresem rozpamiętywania doznanych krzywd i zawodów. Niekoniecznie świadomym, ale jednak. Każde kolejne "nie", "za późno", "twoja wina" itp. Itd. Decyzja została podjęta i może (i pewnie?) już nie gryzie się z myślami, nie buduje uzasadnienia, nie kownersuje z sumieniem - ale to są działanie świadome. A nieświadomie swoją postawą takie właśnie rozpamiętywanie prezentuje.
Trudno się przyznać przed sobą i jeszcze trudniej - przed małżonkiem - do swojego własnego udziału w kryzysie. Łatwiej powiedzieć to znamienne "coś się wypaliło". No ale wszyscy my tutaj dobrze chyba to wiemy...
Przychodzi moment w życiu, by powiedzieć sobie "Co tam, było nie było" (Paragraf 22) i zrozumieć istotę przesłanie modlitwy o pogodę ducha. Może moje małżeństwo nie będzie uratowane, ale to nie znaczy, by iść na dno razem z nim.
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-04, 12:08
Silverado ,
tym razem na forum
Niestety ,
zgadzam się w 100 % z tym co napisał powyżej marcin74
i doprecyzował grzegorz
( zapewne żona juz dawno przeszła etap rozpamiętywania )
Zapewne tak mniej więcej jest .
Tylko ,
co w PRAKTYCE panowie proponujecie ?
Zaprzestać "uporczywej reanimacji" ?
....... czasem cuda się zdarząją
Mieszkają razem , żona o rozwód nie wnosi .
Pozostaje udawać , że się nie znają , utrzymywać kontakty służbowe
i to jak najmniejsze , schodzić sobie z drogi .
Stawiać opór ?
( roszczenia żony mogą się nasilać )
Choroba znana , tylko lekarstwa nie wynaleziono .
Przydały by się KONKRETY .
Co ma robić tak konkretnie właśnie .
I jeszce jedno :
Silverado ma jednak kilka dobrych kart : dzieci , zapewnia żonie dość wygodne życie .
Tyle , że w sądzie może być , że łatwo straci i jedno i drugie .
Marcin , zgoda
tylko nigdy nie wiadomo na 100%
czy już naprawdę trzeba odpuścić tą reanimację .
I druga uwaga .
Wybaczenie , ......................................................................... pojednanie .
Wybaczenie PRAWDZIWE jednej , potem drugiej strony to są LATA .
A może i nigdy do niego nie dojdzie .
POJEDNANIE - to już w zasadzie konkretne kroki "ku sobie" , powrót .
( pojednanie - oznacza jedność )
A dzieci rosną , dojrzewają TU I TERAZ , w tej sytuacji jaka jest .
TA sytuacja oddziałowuje na ich psychikę , ich własny dalszy los .
Co im po wybaczeniu i nawet pojednaniu .......... za 5 czy 10 lat .
Dla dziecka 5 lat to kupa czasu !
............ którego się nie cofnie
Zatem - za mało uwagi przywiązujemy chyba na tym forum dzieciom .
Kryzys - to nie tylko sprawa małżonków , ich własnego widzimisię .
Rozejście się powoduje , że i w dzieciach "coś pęka"
bezpowrotnie .
Ostatnio zmieniony przez mare1966 2014-01-04, 12:24, w całości zmieniany 1 raz
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-04, 12:15
grzegorz_ napisał/a:
Myślę, że żona silverado krzywd juz nie rozpatruje, bo ten okres już ma za sobą.
Po prostu wzięła emocjonalny rozwód z nim i pewnie jest teraz znacznei spokojniejsza niż on, co nie znaczy zadowolona.
Silverado niestety...lub stety
Grzegorz ma rację....
Kolega Marcin 74 jest w błędzie-taki stan o jakim pisze masz już za sobą(rozpatrywania czegokolwiek przez zonę)
No cóż ten stan zazwyczaj ileś trwa ,tylko że albo go nie widzimy, albo o nim nie słyszymy , albo dla nas nie ma problemów.
Potem zaczyna się dziac jak pisze dokładnie Tilia-zaczyna się podróż emocjonalna
w innym kierunku, a dla nas kolejno zamykają się drzwi i pala mosty.
Powstaje właśnie coś jak napisał Grzechu-emocjonalny rozwód z mężem.
Powstaje własny prywatny świat w jakim kobieta powoli się odnajduje, buduje własną rzeczywistość, buduje własne pragnienia, wzmacnia swa kobiecość i powoli w tym zyje.
Czy jest szczęśliwa??? trudno powiedzieć że tak, bo jest to tez rodzaj jakiejś własnej klęski(gdy posypał się związek).
Ale trzeba -czy się chce czy nie żyć w w danym wyborze.
Zatem jak to wygląda??
Żona zaakceptowała to co sie stało , pogodziła się i stara się z tym żyć.
To tobie nie pasuja te wybory, to ty się z tym żle czujesz-dlatego się wijesz, wściekasz, nie rozumiesz jej i masz problemy z przyjęciem tego.
A najzwyczajniej w świecie nic z tym nie zrobisz-bo jesteś zależny od żony.
Myslę że czy chcesz-czy nie winieneś się z tym pogodzić, zrozumieć jej wybór, zrozumiec co czuje i dla siebie co będzie najbezpieczniejsze życ obok(jeżeli to potrafisz)
Daj po prostu zonie przebywać w świecie w jakim chce, nie neguj tego świata,nie nazywaj głupim i złym wyborem,nie określaj to jako osli upór.
Pozwól by sama oceniała jak jej jest i czego będzie chciała.
I na koniec to:
Jak zechce Silverado sama zaprosi cie do swego świata,ale może i tak być że zaproszenia nie dostaniesz nigdy.
Wiem że to trudne-ale nie jest niewykonalne
Trzeba aby przeżyć mocno się zorganizować....znaczy się życ tak by mieć miejsce dla siebie,zarazem nie wdepując w ingerencji w świat żony-a wszystko razem by nie wyglądało że całkiem to olewasz.......
I da się żyć!!!!!!!
pozdrawiam
silverado [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-04, 12:24
grzegorz_ napisał/a:
marcin74 napisał/a:
silverado napisał/a:
Brak mi słów na jej ośli upór i brak rozsądku.
Zatem sobie odpuść tłumaczenie jej, co jest ważne i właściwe. Polegniesz. Ona rozpamiętuje teraz każdą krzywdę, której od Ciebie zaznała. I te urojone i te rzeczywiste.
Wtrącę swoje 3 grosze.
Myślę, że żona silverado krzywd juz nie rozpatruje, bo ten okres już ma za sobą.
Po prostu wzięła emocjonalny rozwód z nim i pewnie jest teraz znacznei spokojniejsza niż on, co nie znaczy zadowolona.
to racja- powiedziała, że dla niej małżeństwo już dawno się skończyło i jak mieliśmy rocznicę ślubu to powiedziała, że zamiast świętować, to chyba wieniec grobowy kupi
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-04, 12:32
mare1966 napisał/a:
Tylko ,
co w PRAKTYCE panowie proponujecie ?
Zaprzestać "uporczywej reanimacji" ?
....... czasem cuda się zdarząją
Mieszkają razem , żona o rozwód nie wnosi .
Pozostaje udawać , że się nie znają , utrzymywać kontakty służbowe
i to jak najmniejsze , schodzić sobie z drogi .
Stawiać opór ?
( roszczenia żony mogą się nasilać )
Choroba znana , tylko lekarstwa nie wynaleziono .
Przydały by się KONKRETY .
Mare tak na chłopski rozsądek pomysl co powstaje???
jedno pogodzone ze sobą -żyje(lub stara się żyć) normalnie
drugie nie pogodzone z sytuacją i wyborami pierwszego wiję się i wkurza.
Kto ma problemy???
pierwsze-czy drugie.
Skoro na forum ludzie po rozwodach żyją normalnie(starają się żyć)
pogodzili się z daną sytuacją i maja jakąś tam nadzieję że cos się kiedyś zmieni.
To czy nie można z tym się pogodzić w takiej sytuacji???
czym to się różni???
tym że jest życie obok i z tym mamy problem??
To wciąż nasz problem Mare...i tego że to my nie potrafimy się pogodzić i z tym zyć.
Można Mare nie kłócić się ,nie rozpamiętywać,nie wadzić sobie,można nawet normalnie starać się rozmawiać,mozne spełniać obowiązki domowe rodzicielskie bez wyrzutów i wypominania
mimo tej sytuacji jaka powstała
czyli:
tak blisko siebie ...a tak daleko od siebie
pozdrawiam
silverado [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-04, 12:37
napisaliście wszyscy, co tak naprawdę wiedziałem, lecz tego do siebie nie dopuszczałem. Albo liczyłem, że jest jakiś inny sposób.
To jest właśnie to określenie- żona "umożliwia" mi życie obok niej, ale nie z nią. Teraz muszę odrobić pracę domową i odpowiedzieć na pytanie: czy dam radę tak żyć? Niestety po głowie chodzi mi rozstanie, separacja bo boje się, że źle skończę, że mogę nie dać rady. Jak nie ma jej obok to jakoś funkcjonuję lecz gdy jest fizycznie w domu lecz nadal obca i daleka, kiedy mijamy się na schodach bez słowa to wtedy uczucie jakie temu towarzyszy jest nie do zniesienia.
No i co dalej? Jak Mare66 podpowiada- jak to przełożyć na praktykę?
[ Dodano: 2014-01-04, 12:40 ]
miodzio63 napisał/a:
mare1966 napisał/a:
Tylko ,
co w PRAKTYCE panowie proponujecie ?
Zaprzestać "uporczywej reanimacji" ?
....... czasem cuda się zdarząją
Mieszkają razem , żona o rozwód nie wnosi .
Pozostaje udawać , że się nie znają , utrzymywać kontakty służbowe
i to jak najmniejsze , schodzić sobie z drogi .
Stawiać opór ?
( roszczenia żony mogą się nasilać )
Choroba znana , tylko lekarstwa nie wynaleziono .
Przydały by się KONKRETY .
Mare tak na chłopski rozsądek pomysl co powstaje???
jedno pogodzone ze sobą -żyje(lub stara się żyć) normalnie
drugie nie pogodzone z sytuacją i wyborami pierwszego wiję się i wkurza.
Kto ma problemy???
pierwsze-czy drugie.
Skoro na forum ludzie po rozwodach żyją normalnie(starają się żyć)
pogodzili się z daną sytuacją i maja jakąś tam nadzieję że cos się kiedyś zmieni.
To czy nie można z tym się pogodzić w takiej sytuacji???
czym to się różni???
tym że jest życie obok i z tym mamy problem??
To wciąż nasz problem Mare...i tego że to my nie potrafimy się pogodzić i z tym zyć.
Można Mare nie kłócić się ,nie rozpamiętywać,nie wadzić sobie,można nawet normalnie starać się rozmawiać,mozne spełniać obowiązki domowe rodzicielskie bez wyrzutów i wypominania
mimo tej sytuacji jaka powstała
czyli:
tak blisko siebie ...a tak daleko od siebie
pozdrawiam
No ale Miodzio63,
nie na tym polega zycie razem, by żyć tak blisko a tak daleko..... przepraszam za porównanie, ale tak mieszkałem w akademiku studenckim- pod jednym dachem z "obcymi" mi ludźmi..... (przepraszam, że może ostro). Nie o to Panowie, nie o to.....
no i jeszcze dalej- mam zezwolić na te lawiny smsów, potajemnych spotkań i udawać że się nic nie dzieje? To nie jest tylko kwestia tego, że nam się nie ułożyło. Żona wykorzystuje zarezerwowane tylko dla małżonków słowa, gesty, czyny wzgledem innej osoby. Okłamuje lub okłamywała mnie (nie chcę ponownie opisywać bo szkoda miejsca)...
Co z tym mam zrobić? Udawać że nie widzę? Dać ciche przyzwolenie? OK, niech żyje obok, ale nie mogę się zgodzić na takie zachowania!!!!
Ostatnio zmieniony przez silverado 2014-01-04, 12:44, w całości zmieniany 1 raz
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-04, 12:43
mare1966 napisał/a:
Rozejście się powoduje , że i w dzieciach "coś pęka"
bezpowrotnie .
Mare nigdy nie ma doskonałych rozwiązań....
Z jednej gdy się rodzice roztają ...żle to wpływa na dzieci to fakt....
z drugiej gdy rodzice postanawiają coś dalej ciagac dla dzieci....tez jest żle....
Bo dzieciaki widzą chora sytuacje,widzą że rodzice nie sa razem,widzą że się nie kochają....i poswtają choćby w ich sercach i umysłach decyzje....
związek małżeństwo to głupota...bo i tak się kiedyś to rozwali,bo to jedna fikcja...
zatem jak widzisz brak rozsądnych rozwiązań.....a czasem nie da się wrócić do siebie emocjonalnie,nie da pokochać na nowo,nie da zreperować....
I mimo naszych poboznych marzeń i sam Bóg jest bezradny....
marcin74 [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-04, 12:46
Moja żona po roku takiego miotania wyprowadziła się. Mija 2 miesiąc separacji i ta sytuacja jest dla mnie lepsza. Jeśli zechcesz odejść - odejdź, jeśli wrócić - wróć. Nie wiem, jak radzić sobie z życiem "razem". Byłeś u psychologa?
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-04, 12:53
silverado napisał/a:
No ale Miodzio63,
nie na tym polega zycie razem, by żyć tak blisko a tak daleko..... przepraszam za porównanie, ale tak mieszkałem w akademiku studenckim- pod jednym dachem z "obcymi" mi ludźmi..... (przepraszam, że może ostro). Nie o to Panowie, nie o to.....
Oj Silverado ...wiadomo wybory są twoje......
ale ja ci brutalnie napiszę....
A JAK ŻYŁES DO TEJ PORY!!!!
nie byłes obok??? dlaczego takie wybory powstały w zonie???w skutek czego co????
Widzisz zamienia się sytuacja a ty już pekasz ,wymiękasz-bo nie potrafisz.....
Silverado aby dostać od Boga to cos-nie wystarczy dojrzeć....trzeba pokazac ..przekonać Boga
że warty jestem.......
i nie zapominaj Bóg nas zawsze kocha i jest miłosierny...i tu łatwo............
ale pozostaje jeszcze żona...a to proces...może długi...może krótki...może nigdy...
Ja oblizałem swoje rany, ja przestałem się rozczulać nad sobą ,ja szanuje ten wybór żony nawet gdy jak sztylet wbijał mi się w serce.
I odrzuciłem egoizm zwany musze mieć kogos obok siebie...bo ja tak czuje by był.
Najszybciej przychodzi do nas to o co nie skrobiemy w szybkę.....stojąc za nią i widząc kawałek wspaniałego tortu na jaki się oblizujemy..a nie możemy wejść do cukierni bo zamknieta.....
pozdrawiam
silverado [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-04, 13:06
miodzio63 napisał/a:
A JAK ŻYŁES DO TEJ PORY!!!!
nie byłes obok??? dlaczego takie wybory powstały w zonie???w skutek czego co????
Widzisz zamienia się sytuacja a ty już pekasz ,wymiękasz-bo nie potrafisz.....
masz 10000% racji- pewnie tak żyłem, pewnie nie zauważyłem, gdy żona o mnie tak zabiegała a ja daleeeeego, daleeeeko....ale kijem Wisły nie cofnę.
No i znowu masz rację- nie potrafię... juz dwa lata.... zaryzykowałbym stwierdzenie, że umiałbym bardziej żyć sam- sam, niż sam obok....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.