Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
ale jak widac działania moje są odczytywane w złym świetle
każdy z nas ma inna droge, inny czas, inna przyszlosc przed sobą
może pozwolmy każdemu dojść do tego osobiście - czy to ma być sciana pt. kres, czy to ma być zycie marzeniami czy tez horrorek "powrot malzonka/i"
ja po dojściu do równowagi psycho-fizycznej mam swiadomosc, ze powrot mojego meza będzie trudem, trudem i jeszcze raz trudem, dlatego ze zwykłego wygodnictwa ciesze się, ze go nie ma i nie musze zmierzyć się z tak potężnym wyzwaniem, a co będzie ???? ja nie wiem, Ty nie wiesz...... tylko Pan wie......
Bety [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-24, 17:53
siedzisz za murem z krwawiącą raną (może niejedną) i co dalej ?
zioniesz ogniem w każdego, kto się zbliża, ostrzeliwujesz prewencyjnie, żeby nikt nawet nie próbował
Alda [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-24, 17:54
Katalotka72 z perspektywy czasu też sobie tak myślę, że gdybym musiała się zmierzyć z powrotem męża to byłby horror. Z jednej strony chcę a z drugiej .... może lepiej że nie wraca. Ja zbudowałam wokół siebie taki mur, że żadnemu mężczyźnie nie chodzi nic po głowie. Tylko rodzina na mnie napiera (no i mąż), że powinnam kogoś mieć...
Bety [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-24, 17:59
Ja mysle, że Miodzio tak sie zatrzymał pomiędzy: ani czekać na żonę, ani zyć samemu
nie widzi innej drogi, choć bardzo chce zobaczyć
schował się za murem bo tak jest póki co bezpiecznie, nikt nie zrani, w dalszą drogę iść tez nie trzeba
tylko, że rana krwawi i boli, a Miodzio nie jest lekarzem- wie, że długo tak nie posiedzi sam, bo potrzebuje pomocy
Lekarzem jest Chrystus, nie człowiek
GregAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-24, 18:33
„Żebyś sobie kogoś znalazła” ....
Kiedy widzę destrukcję, wpływ na sytuację pomędzy żoną a mną na dzieci...
Kiedy widzę jaka złość, nienawiść drzemie w żonie, która potem znajduje upust jeżeli nie na mnie to na dzieci....
Kiedy słyszę jak dzieci próbują walczyć o swoją godność a ja muszę panować nad ich reakcjami wobec matki, a z drugiej strony mam dylemat czy nie zwiększam ich poczucia krzywdy..
Kiedy dowiaduję się coraz więcej „prawd” na mój temat, czasami dowiaduję się o czym myślę, co zrobiłem, powiedziałem i co zrobię tak że zapiera mi dech a słowa grzęzną w gardle...
Kiedy modlimy się razem modlitwę różańcową, a krótko potem wysłuchuję tyrady nienawiści wobec innych a wiem że próba ich usprawiedliwienia będzie znaczyło początek ataku na mnie....
Kiedy dowiaduję się w obecności dzieci że jestem największą pomyłką, nigdy nie dałem szczęścia przez 20 lat, nie chce się ze mną zestarzeć,
Kiedy rekolekcje, błogosławieństwa, spotkania w spólnotach religijnych, są tylko ciszą przed burzą w którą obserwują, słuchają dzieci,
Kiedy obserwuję u dzieci cechy DDD, słyszę ich deklaracje że nigdy się nie zwiążą z kimś, po doświadczeniach rodziców..
To dochodzę do wniosku, że może lepiej gdyby ktoś inny stanął na jej drodze. Ktoś lepszy, bardziej odpowiedni, mający wpływ na jej zachowanie, kogoś kogo bardziej by szanowała, wysłuchała jego opinii. Ktoś kto dałby jej szczęście, zamiast użerania się ze mną.
Ze mną który ma stara się ale mu ... nie wychodzi. Taki nieudacznik
Może nawet był ktoś inny. Ktoś z kim zerwała po to żeby nie rozbijać rodziny.
Czy dobrze ?
Wtedy na pewno bardzo mocno bym to przeżył, ale teraz z perspektywy czasu patrzę na to inaczej.
Może wtedy, żona byłaby szczęśliwa, a dzieci nie przechodziłyby tych destrukcyjnych dla nich zdarzeń kiedy patrzą na uciekającą matkę, kiedy nie gonią ja razem ze mną samochodem z niepokojem czy i w jaki stanie ją znajdziemy, nie szukałyby jej z przerażeniem po jej zapowiedziach samobójstwa..
Dlatego - „żebyś sobie kogoś znalazła „– i mogła być szczęśliwa?
Czemu nie ?
Nic na siłę....
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-24, 18:43
Cytat:
a poprostu najzwyczajniej w świecie żal mi ludzi by przechodzili to co ja.....
ale jak widac działania moje są odczytywane w złym świetle
Miodzio, z całym szacunkiem ale niepotrzebnie Ci żal.
W każdym kryzysie ukryta jest szansa, nie szansa dla małżeństwa jak się zwykło wierzyć (choć i to się zdarza) ale przede wszystkim szansa rozwoju pojedyńczego człowieka, bo tak naprawdę o NIEGO tu chodzi.
Cokolwiek by radzono tutaj na forum, NIKT nie jest zmuszony podążać za tymi wskazówkami a nawet jeśli podąża już jakiś czas, zawsze może powiedzieć - zmieniam kierunek, ma takie prawo.
Do jakiego stopnia ktoś pozwala innym wpływać na swoje życie jest tylko jego wyborem, chce deseczek - będzie widział zasadność dryfowania, uzna że nie potrzebuje już ich więcej - wskakuje na wielkie wody, płynie zgodnie z akceptowanym przez siebie kierunkiem.
To jest odwaga bycia sobą, zawierzenia własnej intuicji, porzucenia bezpiecznej przystani "dryfujących deseczek".
Czy Ci, którzy są zwolennikami wiecznego dryfowania zaakceptują czyjś skok na otwarte wody - a jakie ma to znaczenie i czy w ogóle ma?
Ważne, właściwie najważniejsze jest by w skaczącym było przekonanie o zasadności porzucenia deseczek, by mógł rozkoszować się wolnością po wyjściu z długiej niewoli.
Kiedyś każdy zechce porzucić "bezpieczną przystań" i zechce wypłynąć na szerokie wody, wszystko jest tylko kwestią czasu i cierpienia, które najskuteczniej ze wszystiego otwiera oczy nawet tym, którzy pragną przeżyć życie z zamkniętymi oczyma.
Ciesz się swoją wolnością miodzio, do takiej się dojrzewa.
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-24, 18:44
GregAN napisał/a:
Kiedy obserwuję u dzieci cechy DDD, słyszę ich deklaracje że nigdy się nie zwiążą z kimś, po doświadczeniach rodziców..
No właśnie. Ktoś już się zastanawiał, jaki wpływ na dziecko ma życie w rodzinie, gdzie rodzice są ze sobą z przymusu. Nieważne, jak się ten przymus nazwie - obowiązek, dla dobra dzieci, bo nie wypada się rozstać, bo nie można się rozstać ze względu na kredyt, finanse, mieszkanie, wreszcie bo sakrament...
Jest przyzwolenie na separację kościelną ze względu na konieczność ochrony życia i zdrowia. Zdrowie psychiczne jest też ważne. Osoba stale doświadczająca odrzucenia, przemocy słownej, lekceważenia nie może być na dłuższą metę wspierającym rozwój dziecka rodzicem.
Nie ma zapewne badań na temat wpływu życia w rodzinach, gdzie rodzice byli ze sobą z przymusu na późniejszy rozwój dzieci, bo trudno takie przypadki zlokalizować. Ale chłód emocjonalny między rodzicami i udawanie, że wszystko jest OK zapewne dziecku nie służą. Tak, jak w rodzinie dotkniętej nałogiem uczy się, że nie wiadomo, co czują inni i nie można im wierzyć, bo to co mówią, a to co robią to dwie różne rzeczy. Widzi, że na zewnątrz rodzice są przykładnymi partnerami, ale w domu rozchodzą się każdy w swoją stronę. Nie uczy się wyrażania własnych emocji, bo nie wie nawet, jak nazwać to, co widzi w domu. Uznaje, że na miłość trzeba sobie zasłużyć, a w związku jest ktoś, kto rozdaje karty i ktoś, kto nimi musi grać.
Trzeba jednak przyjąć trochę szerszy obraz problemu, niż tylko ochrona sakramentu. On się chroni w naszych sercach tak długo, jak długo chcemy. Ale tu i teraz jest też nasze życie zawodowe, nasze role rodzicielskie i inne role społeczne. Bóg i tak widzi nasze starania i zapewne z tych starań nas rozliczy. Naszych małżonków też. Więc kolokwialnie rzecz ujmując - dałabym sobie na luz. Kiedy przestanę cały czas mieć z tyłu głowy osobę męża, uznam, że jestem zdrowa.
Bety [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-24, 18:49
No literatura polska zna takie przypadki
Barbara z "Nocy i dni", teskniąca całe zycie za pieknym Tolibowskim, który zreszta draniem był, bo ożenił sie był z inną.
Przepraszam, że troche obracam to w żart, ale tak mi przyszło do głowy.
Ja mysle, że Maria Dąbrowska gdzieś musiała widzieć prototyp tej książkowej Barbary, bo ilez to chodzi po świecie sfrustrowanych kobiet, które wytykają męzom, ze nie są owymi "Tolibowskimi" tylko "zwykłymi " Bogumiłami Niechciami, a gdy mąz umrze dopiero widzą, co straciły.
Życie....
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-24, 20:01
[zz
Ostatnio zmieniony przez miodzio63 2013-11-26, 19:17, w całości zmieniany 1 raz
twardy [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-24, 21:10
miodzio63 napisał/a:
zobacz Twardy jak ograniczony jest twój sposób myślenia...
Najważniejsze, że Twój sposób myślenia nie jest ograniczony....
miodzio63 napisał/a:
1.wierny sakramentowi -uznając nierozerwalność ....ufając ..z nadzieja czekam że kiedyś nadejdzie dzień pojednania
Czy ja gdzieś napisałem, że czekam, że kiedyś nadejdzie dzień pojednania? Napisałem natomiast:
twardy napisał/a:
Popełniasz błąd zakładając, że czekam iż coś się zmieni.
twardy napisał/a:
moje życie nie polega na czekaniu.
twardy napisał/a:
czyli jeżeli żona/mąż nie wróci - żyć samemu (nawet do końca życia)
Jeżeli odnosisz się do tego co napisałem, to może najpierw przeczytaj dokładnie co ja napisałem.
miodzio63 napisał/a:
i jeszcze jedno w świecie w jakim ty teraz pływasz i się kąpiesz ja byłem już wcześniej i przed tobą....
Jeśli tak piszesz, to pewnie tak było, ale to nie oznacza, że ja muszę popłynąć w tą stronę co Ty i że jest ona jedynie słuszną.
miodzio63 napisał/a:
wiesz po co ci forum i sychar???
po to byś właśnie nie zwątpił...bo poza nim będziesz się krztusił by nie utonąć....
Po to jest ta cała magia forum i sychar.....
Dzięki Sycharowi powróciłem do Boga. Po to jest Sychar!
Obecnie gdybym nie miał Sycharu czy też forum, to nie krztusiłbym się jak piszesz, bo nie jestem już sam. I nie jest to tylko slogan.
Zastanawiam się jednak czy pisząc po co jest forum, nie pisałeś o swoich odczuciach, bo piszesz na nim więcej niż ja.
miodzio63 napisał/a:
By głośno krzyczeć małżeństwo jest nierozerwalne -a tak naprawdę rozerwało się i nic na to nie potrafisz poradzić.....
i nie poradzisz
bo Bóg uznaje wolną wolę każdego człowieka.....
i nie o cud tu chodzi jedynie o wolną wole naszych współmałzonków czy im się zechce ..czy nie zechce
Tak po ludzku patrząc to masz rację. Małżeństwo moje fizycznie nie istnieje, żona mieszka gdzieś tam, z kimś tam i właśnie dzięki forum, krokom, doszedłem do tego, że nic na to nie poradzę.
Tak........żona ma wolną wolę i postępuje zgodnie z nią.
Piszesz, że nie o cud tu chodzi. Ja kiedyś otrzymałem łaskę wiary i nie była to moja wolna wola, bo na to również nie miałem wpływu.
I właśnie o cud tu chodzi.............. o cud łaski wiary dla żony - niezależny od jej wolnej woli (i nie o jej powrót tu chodzi).
Wierzysz w możliwość takiego cudu?
Ja jestem osobą wierzącą............ dlatego wierzę.
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-25, 00:11
Twardy napisał do Miodzia .
Cytat:
Popełniasz błąd zakładając, że czekam iż coś się zmieni.
Może Ty Twardy nie czekasz ,
ale większość , a już na pewno "nowi" czekają NA POWRÓT
wierzą głęboko , że się zmieni , przecież są świadectwa .
I oczywiście , na początku ta nadzieja dodaje sił ,
ale statystyki są jakie są .
Cuda zdarzają się nie za często .
Myślę , że o to idzie Miodziowi .
I tu wielkie niebezpieczeństwo .
"tyle zrobiłem , zrobiłam i nic .
Stopniowo traci się i siły i wiarę w ten powrót .
To różnica ogromna też czy ma się lat 26 czy 56 .
Samotność nie jest łatwa w każdym wieku , ale perspektywa
takiego życia przez 50 czy 20 lat to różnica .
Osoby , które maja już dzieci dorosłe , życie jakoś tam unormowane ,
jakoś spełnione i w pewnym wieku
inaczej spojrzą na sprawę .
Owszem - każdy jest inny i wiek z metryki ,
nie zawsze idzie w parze z wiekiem emocjonalnym , energią itd.
Cytat:
Gdzieś w głębi serca mam oczywiście nadzieję, ale moje życie nie polega na czekaniu.
Cytat:
Obecnie zajmuję się swoim hobby, nauczyłem się też pływać, pracuję, mam o wiele lepsze relacje z dziećmi niż kiedyś no i znalazłem cel swego życia - pomoc innym osobom w kryzysie małżeńskim
Właśnie o to chodzi , że
jesteśmy zmuszeni nauczyć się żyć na nowo ,
wejść w inne role , a to w sutuacji kryzysu ,
niskiej samooceny
nie jest łatwe .
Jednak dla większości to małżeństwo i rodzina stanowi najważniejszy cel życia .
Miodzio ma długi staż "walki" z żoną o imieniu NIE .
Na dodatem mocno praktykującą , z tego co pisze .
Jego pytania , wątpliwości i stan dla mnie całkowicie zrozumiałe .
Według mnie każdy z Was opisuje tylko jakąś cześć prawdy o Sycharze .
Oczywiście , uważam że to pożyteczna sprawa ,
ale jednak "dla orłów" , może choć jastrzębi
ta najtrudniejsza droga .
Może taka "trudniejsza Orla perć" ,
a ta jednak nie dla każdego .
Mnie zastanawia nasza kondycja miłości do małżonka który :
ma nas gdzieś , poniża , wyszydza , rani
czasem lata całe
który żyje i śpi miesiace czy lata z kimś innym ,
ma nowe dzieci
nowe zycie
( piszę ogólnie ) .
Jak taką osobę kochacie ?????
Tęsknicie - do czego ?
Czujecie zachwyt - niby czym ?
Nie kocha się za nic ( a przynajmniej "dla czegoś tam" ) .
Co tych ludzi łączy ?
..... oprócz sakramentu ( jeśli zaistniał )
Powrót po kilku , kilkunastu latach ?
Do czego ?
Bóg nas kocha , ale czy nie pragnie
abysmy i my Go kochali ?
Nawet nakazuje i to całym sercem , duszą i umysłem .
Dlaczego więc się mówi o miłości bezinteresownej ?
( w sensie bez powodu )
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-25, 00:22
Miodzio,
Świata nie zbawisz, jak ktoś chce tkwić całe zycie w rozkroku i patrzeć jak mu czas ucieka to jego sprawa. Ważne, że Ty patrzysz już na pewnie sprawy inaczej !
[ Dodano: 2013-11-25, 00:29 ]
mare1966 napisał/a:
Mnie zastanawia nasza kondycja miłości do małżonka który :
ma nas gdzieś , poniża , wyszydza , rani
czasem lata całe
który żyje i śpi miesiace czy lata z kimś innym ,
ma nowe dzieci
nowe zycie
( piszę ogólnie ) .
Jak taką osobę kochacie ?????
Tęsknicie - do czego ?
Czujecie zachwyt - niby czym ?
Nie kocha się za nic ( a przynajmniej "dla czegoś tam" ) .
Co tych ludzi łączy ?
..... oprócz sakramentu ( jeśli zaistniał )
Powrót po kilku , kilkunastu latach ?
Do czego ?
Ludzie kochają wyobrażenie kogoś z przeszłości, z tych dobrych lat.
Dodatkowo to wyobrażenie jest idealizowane. Im czegoś bardziej nie możemy mieć, tym bardziej chcemy.
Mnie ciekawi, jak ktoś wyobraża sobie po latach taki powrót wiarołomnego męża/żony.
Potrafię wyobrazić sobie powrót po miesiącu, kilku miesiącach. Ktoś się reflektował,
stwierdził, że po co mu szukać nowych kłopotów, jeśli ma w domu stare...
ale tak po kilku latach?
Przecież po kilku latach mieszkania z inna osobą ...ludzie są sobie w rzeczywistości obcy.
(mimo iż wydaje się, że to moja wymarzona żona/mąż)
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-25, 00:33
Może tęskni się za tym człowiekiem, jakiego sobie wyświetlaliśmy na ekranie z naszego prawdziwego małżonka.
Tego, co był dobry, czuły, uczciwy, opiekuńczy, szarmancki...
Może się tęskni za wizją rodziny, która się nie ziściła - dziecko spokojnie śpi w łóżeczku, a nad nim pochyleni kochający się rodzice.
Ale jest tu i teraz - małżonek jest obojętny i kogoś innego nazywa swoją miłością, a dziecko śpi w łóżku, kiedy obok ja sama piszę te słowa.
Nie ukrywam, że w ostatnich dniach mi ciężko. Wiem, że muszę zbudować siebie od nowa. Tylko nadal, jak pewnie każda matka i każdy ojciec, którego współmałżonek opuścił lub nie chce czuję, że zawiodłam/zawiedliśmy/los zawiódł naszą córkę.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-25, 00:46
Filomena,
Twoja córka ma dużo szcześcia bo ma kochającą, mądrą matkę
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.