Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
PRAWDA.
Jadę po nią. Nie mam wyjścia, jeśli chcę normalnie funkcjonować i nie dać się niszczyć.
A jak ją poznam, to już mnie Bóg poprowadzi co mam robić dalej.
Na razie mam 6h drogi, sporo czasu na modlitwę.
Ze mną różaniec i jego Królowa.
Dokładnie też tak zrobiłam. Prawda była okrutna. Ból i rozpacz nie do zniesienia. Ale modliłam się do Matki o tą prawdę. Dostałam ja.
Myślę, ze gdybym tego nie zrobiła do dziś dnia żyłabym w niewiedzy, a mąż nadal by kłamał (w sumie to on cały czas kłamie, gra, ale tą podstawową prawdę kochanka + on=wspólne mieszkanie, znam.
Wspieram Cię modlitwą. Niech Cię Matka Boża prowadzi.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-11, 11:55
Chyba szkoda kasy na bilet czy benzyne ...
Bo prawda i tak jest dość oczywista
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-11, 13:54
No to dobrze, niech ją z siebie wreszcie wykrztusi! Chce to usłyszeć nie się tego co rano domyślać i przez telefon słuchać zaprzeczen
To jest warte wiecej niz bilet (btw polecam polski bus, szybko tanio i przyjemnie) - mój spokój i koniec z trzymaniem mnie na krawedzi.
Dzieki Dorota..
juana [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-11, 14:32
Krawedz Nadziei wspieram Cie modlitewnie w tym przedsiewzieciu. Oprocz Boga i Maryi masz mnostwo osob, ktorzy duchowo Cie wspieraja i beda podpierac, bys nie upadla!
asienqa [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-12, 08:28
Pomocy! mam dzisiaj taki dzień, że nie mogę oddychać...
Był mój Mąż przedwczoraj....powiedział, że już nie będzie się nad niczym zastanawiał...że nawet gdyby mnie bardzo kochał, to nie wróci nigdy...bo nie chce mieć nic wspólnego ani ze mną ani z moją rodziną...A ja nie potrafię się podnieść...jego słowa tną moje serce na kawałki...modlę się...tylko się modlę...ale dziś po prostu brakuje mi tchu...tak po ludzku...
Wesprzyjcie modlitwą...
dorotakm [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-12, 08:35
Kochana mój mąż też tak ostatnio mówi. Myślę, że to klasyka z ich strony. Pomyśl jedno, oni tak naprawdę sami nie wiedzą co będzie za jakiś czas. Westchnij; 'Jezu Ty się tym zajmij..." i zobaczysz, będzie lżej się podnieść. Ja też powoli uczę się nie pisać scenariuszy, oddać wszystko Bogu, nie zastanawiać się nad każdym słowem wypowiedzianym przez mojego męża. Boli, to wiem, czasami okrutnie, ale jest z nami Bóg, który nas prowadzi.
Wspomnę w modlitwie.
Pogody ducha.
aatka [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-12, 13:02
Trzymaj się Asienqua, wiem co czujesz, ja też już te słowa swego czasu słyszałam i świat zwalił się na głowę. A potem było pięknie. Teraz co prawda mamy ponownie "pod górkę" ale uczę się ciągle "nie słuchać 80% tego co słyszę" i "nie widzieć tego co robi"
Lekko nie jest, ale wpływ mam na moje "odbieranie świata" coraz większy.
A co za tym idzie - większy spokój.
Dzięki modlitwie i próbach pracy nad sobą.
Ty też już przez te słowa raz przechodziłaś.
Więc może to znów tylko słowa?
Każdy deszcz się kiedyś kończy.
Czasem zdążymy zobaczyć tęczę nawet kiedy jeszcze pada.
Pomodlę się za Was dzisiaj.
Ostatnio zmieniony przez aatka 2013-12-12, 13:05, w całości zmieniany 1 raz
Basia23 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-12, 13:04
hej
co myślicie o wizycie u psychologa w czym on jest wstanie mi pomóc czy ja mogę się jeszcze inaczej zachowychać ,żeby mąż został?
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-12, 13:05
asienqa. tak mi przykro. ja sądzę, że ludzie robiący i mówiący takie rzeczy swoim najbliższym, raniący tak dotkliwie i celowo, będą tego kiedyś gorzko żałowali.
Ale ból, który teraz Cię spotyka musi być straszny. Oby modlitwa przyniosła Ci pogodę ducha.. Spróbuj oddać swoje krzywdy w intencji tego, kto cię krzywdzi. To uwalnia.
--
Ja natomiast wróciłam. Wyjazd bardzo potrzebny.
To było jak wjechanie nożem w ropiejący wrzód. Nie mogłam żyć dłużej z wrzodem. Wylała się cuchnąca ropa, a ja czuję oczyszczenie.
Sprawdziły się moje najgorsze przeczucia. Nie, mąż nie przeprowadził się tam z nią, ona już wróciła do siebie, i nie będą razem (to wersja na dziś..). Ale inne, gorsze rzeczy są faktem.
Dzięki temu wyjazdowi dotknęłam gołą ręką tej ropy, tego grzechu, zobaczyłam upadłego na dno człowieka. I zrozumiałam, że muszę się przenieść za mur, bo inaczej on utopi w tym syfie i siebie i mnie.
Te plany, te trójkąty, to żałosne wahanie bez końca, ta niesłowność, to nieodróżnianie dobra od zła, te płaczliwe miny, te wieczne "nie wiem co robić, to nie takie proste". Okropność, fuj, wybiegłam z rozmowy bez pożegnania, z obrzydzeniem, prosto do pociągu który wywiózł mnie stamtąd czym prędzej!
Zatem ucinam jakiekolwiek kontakty z tym smutnym zdemoralizowanym pogubionym osobnikiem, którym stał się mój mąż. Nie jest to na pewno ktoś, z kim chcę mieć cokolwiek wspólnego - na tym etapie mogę się za niego tylko modlić, ale nie mogę go wpuścić za próg, nie chcę już nic od niego. Bóg może go przemienić, jeśli mąż o to poprosi. Na pewno może, tego jestem pewna. I jestem pewna, że tak jak każdym z nas, jest w nim na dnie błota piękny czysto biały kamień... Ale teraz jest przywalony metrami błota.
To jest ciężko chory człowiek. Chory na duszy.
Nakreśliłam mu moje stanowisko wobec faktów. Przekazałam, że w każdej nawet tak trudnej sytuacji jak teraz, Bóg pokazuje nam jasno drogę dobra. I ja zawsze będę go wspierać w drodze ku dobremu, ku naprawie krzywd.
Ale jeśli dalej chce kontynuować owe krzywdy w imię swojego niezdecydowania, wahań itp żałosnych szczeniackich rozterek, w imię swojej słabości moralnej - no to ja dziękuję.
Niech przyśle kogoś po rzeczy, przelew poproszę co miesiąc na dzieci, ustalimy dni i godziny gdy ja przekażę mu dzieci przed furtką.
Straszne, że to może być jego ostatnia szansa uratowania swojej duszy przed śmiercią i on może tego nie wykorzystać.
Nie krzyczy, nie atakuje, wygląda raczej jak strzęp człowieka, śmierdzący alkoholem rozczulający się nad sobą autor złamanego życia. Patrzy smutno w oczy, łapie za rękę, mówi że czuje modlitwy ale jest zablokowany. Opowiada o tym jak mu ciężko (sic!), ale to wersja dla mnie, dla tej wymagającej żony.. Dla kochanki jest raczej mniej płaczliwa wersja.
W sobotę jedzie do przewodnika duchowego.
To bardzo dobrze, chwała Panu. Ale ja się na razie odcinam. Jeśli się pojawi osobiście to przed furtką go wysłucham i zadecyduję co dalej.
Zobaczyłam skalę spustoszeń w nim i zdecydowałam - jak najdalej od niego teraz w takim stanie! Uciekam!
Modlę się dalej za niego i ofiarowuję Sakramenty sw. w jego intencji. Targuję się dalej, jak Abraham o Lota - ale już z daleka, zza mojego muru.
Ostatnio zmieniony przez krawędź nadziei 2013-12-12, 13:56, w całości zmieniany 1 raz
Basia23 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-12, 13:14
Bardzo mi przykro, że tak u Ciebie KN wyszło, bardzo Ciebie wspieram musisz być silna .
U mmnie bez zmian i zastanawiam się nad wizytą u psychologa czy ona może coś zmienić?
dorotakm [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-12, 13:16
Krawędż nadziei wspieram Twoje postanowienie. Jesteśmy dokładnie na tym samym etapie . To bardzo trudne, ale nie mamy innego wyboru. Nie możemy utonąć razem z nimi.
Trzymaj się
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-12, 13:31
Basia, to nie tyle wyszło, ile było wcześniej. Ja się wreszcie uwolniłam od kłamstwa.. Uf.
Dzięki Dorota. Ja myślę, że po czymś takim już się nie cofnę krok wstecz. Ten widok, ta świadomość - ja tego nie zapomnę. Zobaczyłam kim on jest naprawdę, bez przysłony kłamstw i smutnych opowieści o ciężkim wyborze - i nienienienienie!! Brrr. To nawet nie jest mężczyzna w tym momencie. Daleko, daleko, uciekam daleko. On wie że ma moje modlitwy i więcej dać nie mogę.
Btw, od września mam awarię prawego palca serdecznego, obrączka ucisnęła mi nerw i coś ciągle jest nie tak, raz puchnie, raz zdejmuję, raz zakładam, coś z krązeniem itp. Nie wierzę w takie znaki, ale tak się złożyło że wczoraj przełożyłam obrączkę na lewą rękę.
Zawsze się wzbraniałam, bo to przecież oznacza wdowieństwo.
Ale czy nie jest tak?
Mój mąż umarł - jest w stanie śmierci duchowej.
To dobre miejsce na moją obrączkę.
No i prawy palec serdeczny może się wyleczy ;)
Basia23 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-12, 13:36
KN czy wizyta u psychologa może coś pomóc ja potrzebuję wsparcia chociaż ma jeszcze nadzięję ?
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-12, 13:44
A skąd ja mogę wiedzieć, Basiu kochana...
Ja mogę tylko powiedzieć co mi pomogło.
Mi pomogła wspólna terapia małżeńska ale na innym etapie: gdy mąż próbował do mnie wrócić. Natomiast małżeństwu nie bardzo pomogła ;)
Pomogła mi i pomaga mi dalej wsparcie doradcy małżeńskiego z ośrodka formacji duchowej przy parafii. To ta młoda teolog. Walczyła razem ze mną, tłumaczyła mężowi różne rzeczy, a teraz gdy on to olał, to wspiera mnie w modlitwie, w jakimś takim godnym tego przejściu. To bardzo cenne dla mnie.
I pomogły mi rekolekcje sycharowskie - chyba najbardziej.
Może pójdź po prostu na spotkanie Twojego ogniska sycharowego, i zacznij od tego.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.