Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Twierdze że decyzji nie zmieni .Ja wiem że nie wszystko co robiłem było słuszne, kłamstwa ,praca .To w sobie zmieniam.Wszyscy Jej dokoła mówili że ja się nie zmienię "w poradni rodzinnej,psycholog,brat Jej". Ja moją zmianę nie uważam jako chęć pokazania innym że mogę tylko że CHCĘ.
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-29, 20:42
Blady, mam przeczucie, że nie o wszystkich swoich zaniedbaniach względem rodziny nam tu piszesz.
Odnoszę wrażenie, że nie przedstawiasz dostatecznie rzetelnie tego co się działo w waszej rodzinie zanim ona podjęła ostateczną decyzję.
Popraw mnie jeśli się mylę.
blady1979 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-29, 20:56
To jest prawda. Nie kłóciliśmy się .Jak w każdej rodzinie jakieś przemówienia,ale to wszystko.Jak po 15 godzinach w pracy i wrzuceniu do maszyny 25-30 ton żwiru i 5 ton cementu"ręcznie" Chciała abym wymasował Jej nogi i plecy to nie oponowałem ale jak chciałem pogadać o tym co się działo u mnie w pracy to Ona nie wie na czym moja praca polega i za bardzo nie gadała.Jak coś było w Jej pracy to ja Ją wysłuchałem i próbowałem jakoś pomóc.
Nie chcę Jej o nic oskarżać, nie chcę siebie wybielać.
Jestem teraz szczery.
Ona wieczorem książka to ja komputer. Ja wieczorem z Nią w łóżku ona książka.
[
[ Dodano: 2013-09-30, 18:14 ]
Mówi mi że po rozwodzie wiele małżeństw lepiej się dogaduje niż w trakcie, że nigdy nie myślała że do czegoś takiego dojdzie.
Twierdzi że dawno mnie nie kocha i żebym ja nie poruszył tematu tych esemesów to nie wie jak długo to jeszcze by trwało.Uważa że nic nas nie łączy ,żadna z trzech więzi małżeńskich.
MATERIALNA - Pracowałem przed rozstaniem 2 miesiące w posadzkach przynosiłem pieniądze do domu.Nie traciłem na siebie lub bzdety.
DUCHOWA - Okazywałem Jej uczucia w sposób jaki zawsze okazywałem.Mówiłem że Ją kocham, przytulałem opiekowałem się dziećmi.Mówiłem Jej że ładnie wygląda albo przeczyłem Jej wypowiedziom iż jest "gruba, nie ładna, nie atrakcyjna". Rozmawiałem z Nią o wszystkim i o niczym, na każdy temat jaki chciała.Na końcu lipca byliśmy z dziećmi na pikniku lotniczym .Było świetnie,rozmowy zabawy z dziećmi,zdjęcia.Wieczorem razem byliśmy na koncercie FEEL-A Przytuleni słuchaliśmy koncertu.
FIZYCZNA - Nie było może szału ale dwa,trzy razy w miesiącu był sex.Nawet 2 lub 3 tygodnie przed rozmową był.Stwierdziła że był bo Ona uważała że tak trzeba.Dla mnie jeśli mnie nie kocha lub czuje tylko przyzwyczajenie lub jak byśmy byli "dobrymi znajomymi" to zbliżeń by nie było.Nie krępowała Ją nagość dopiero po rozmowie.
Poradźcie o co w tym wszystkim chodzi?
JOHAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-01, 13:51
można by długo gdybać jakie są przyczyny takiego stanu rzeczy,ja jednak preferuję stwierdzenie-"kobieta zmienną jest"
ja po latach małżeństwa z owocem w postaci dwóch synów usłyszałem-nigdy cię nie kochałam-i finał -kolego-i finał
szkoda czasu na dociekanie-po prostu odmieniło się...
co szczerze powiem,że rozumiem-nie każdy musi być jak skała
blady1979 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 08:10
Więc skoro Ona uważa że długo Ją okłamywałem to mogę też uważać że okłamywała mnie bardziej że kocha ,tęskni ....
JOHAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 13:35
tak,oczywiście możecie uważać co chcecie-czy z tego faktu coś dla Ciebie wynika?
czy może coś planujesz w związku z tymi poglądami?
czy to Cię jakoś podnosi na duchu,usprawiedliwia Twoje przyszłe działanie?
dla mnie to takie przepychanki słowne-co było w przeszłości
ale teraz jest teraz i wskazywaniem na błędy małżonka ,gdy oboje są w kryzysie ,raczej nie wiele się zyska
to robią raczej ludzie na potrzeby zdiagnozowania dlaczego kryzys powstał
bo zakładam ,że już jej nie okłamujesz,a kryzys nadal trwa
dochodzenie - kto kogo bardziej okłamywał-raczej nie naprawi problemu-może go tylko zajątrzyć
blady1979 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-14, 10:34
Nie pisałem bo musiałem troche rzeczy przemysleć .
Z czwartku na piątek byłem u Agi w pracy na nocce jakieś 6-7 godzin rozmawialiśmy o wszystkim tak jak kiedyś .Chciałem porozmawiać z Nią o NAS ale nie zrobiłem tego, gdyż upajalem się każdą chwilą Jej obecności .Balem się popsuć tej chwili.Od Agi pojechałem do pracy i w śniadanie podziękowałem Jej za wspólnie spędzony czas.Po pracy odebrałem pozew. Jest w nim wszystko to o czym pisałem na początku mych postów . Nie starałem się o pracę nie lozylem wystarczająco na dom, doszło do tego ze na końcu zacząłem Ją oklamywac ,Aga zalatwiala z opieki dodatki na mieszkanie,opał .Nie ma już sił dalej tego ciągnąć i musi odejść. Nie napisala ze próbowała mnie zmienić ze byliśmy w poradni rodzinnej ze, mi nie ufa nie kocha. Na świadka wzięła swojego brata w sprawie pracy którą chciał mi załatwić .No i rozwód z mojej winy po 500 złotych na każde dziecko i władza rodzicielska dla nas obojga . Wkradło się kilka pomyłek w tym pozwie ale nie wszystko co związane z moją pracą musiała pamiętać .
Przemyslalem wszystko w sobotę i w niedzielę . Wczoraj wieczorem poszedłem do Agnieszki z kwiatami przeprosiłem za wszystko czym zniszczylem Nasz związek podziękowałem za to ze byla ze mną dała nam dwójkę cudownych dzieci ,za to ze starała się ratować Nas i za to ze postawiła mnie do pionu i otwarla mi oczy.
Mialy być to tylko przeprosiny,podziękowanie prosba o rozmowę w jakiś dzień . Rozmawialiśmy jeszcze wczoraj przez trzy godziny przeanalizowaliśmy 10 lat naszego malzenstwa .Ja mówiłem Jej o moich uczuciach ,wadach, słabościach.Ona o swoich. Doszlo do miejsca dla mnie najważniejszego, powiedziała ze nie wie "może za rok albo pięć lat, może krócej niż Ona myśli ,może się w niej coś obudzi i może będziemy jeszcze razem".Potem rozmawialiśmy jeszcze o uczuciach i padło "gdzieś w środku jest we mnie iskra, plomyk ale ,boję się ją okazać abyś jej nie zdeptal ,zgasil ". Ja powiedziałem Agnieszce o mojej decyzji :
Nie będę walczyl o nasze malzenstwo w sądzie ,nie chcę aby ten rozwód ranił Nas więcej .Pomogę Adze we wszystkim jak tylko będę umiał i mógł . Nie chcę tego rozwodu ale dla Agi i dzieci zrobię wszystko.
Tak Agnieszce obiecałem w czasie pierwszej rozmowy o rozstaniu to obiecałem Jej wczoraj i słowa dotrzymam .
Jednocześnie będę trwał przy tym aby zmienić siebie i nie dopuścić do tego aby, ta "ISKRA" która jest jeszcze w Agnieszce zgasła .
oaza [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-14, 13:58
blady1979 napisał/a:
Ja powiedziałem Agnieszce o mojej decyzji :
Nie będę walczyl o nasze malzenstwo w sądzie ,nie chcę aby ten rozwód ranił Nas więcej .Pomogę Adze we wszystkim jak tylko będę umiał i mógł . Nie chcę tego rozwodu ale dla Agi i dzieci zrobię wszystko.
Tak Agnieszce obiecałem w czasie pierwszej rozmowy o rozstaniu to obiecałem Jej wczoraj i słowa dotrzymam .
Jednocześnie będę trwał przy tym aby zmienić siebie i nie dopuścić do tego aby, ta "ISKRA" która jest jeszcze w Agnieszce zgasła .
Bardzo szlachetne z Twojej strony,że chcesz dotrzymać słowa.Ja też często powtarzam,że u mnie"słowo droższe od pieniędzy".Jest tylko jedno "ale"...Piszesz"dla Agi i dzieci zrobię wszystko",czy aby na pewno?Czy zgadzając się na rozwód i otwierając Jej drogę do życia w grzechu robisz to z miłości? A jak za chwilę Twojej żonie się"odwidzi"i powie,że iskra zgasła,bo o Nią nie walczyłeś?Że oddałeś małżeństwo walkowerem?
blady1979 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-14, 14:43
Nie będę o Agnieszke walczył w sądzie tylko po za nim pokażę ze jestem wstanie o nasze malzenstwo zadbać i walczyć . A jeśli iskra zgaśnie to nie przeze mnie .
użytkownik [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-14, 16:07
Moja żona chce stosować podobną strategię - jeśli mnie kochasz, to...
- zgódź się na rozdzielność majątkową
albo
- zgódź się na rozwód
Nie będę komuś dawać zapałek do ręki, żeby zniszczyć resztki tego, co nas łączy. Widzę po latach, że w trakcie naszego małżeństwa popełniłem wiele błędów, byłem często zbyt mało stanowczy, za bardzo pozwalałem sprawom iść własnym torem, a teraz mogę zobaczyć tego konsekwencje.
Każda historia opisana tu na forum jest inna, ja osobiście nie byłbym w stanie nikomu, w tym autorowi tego tematu, doradzać, piszę po prostu o swoich własnych przeżyciach.
PS Z moją żoną w sądzie łatwo nie będzie, gdyż jest ona radcą prawnym. Liczę na to, że za pulpitem sędziowskim nie znajdą się jej żadni znajomi w todze.
GregAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-14, 16:08
blady, dotrzymanie słowa to kwestia honoru,
ale czy jest kwestią honoru postępowanie wbrew logice ?
Żona żąda :
- Rozwodu, w dodatku z Twojej winy.
Co da żonie rozwód, ogłoszony z Twojej winy :
- Przyjmijmy ze się na Tobie zawiodła, że zwątpiła w Ciebie, chce zabezpieczenia dla siebie i dzieci.
To samo można osiągnąć poprzez inne zabezpieczenia - alimenty, rozdzielność finansową w skrajności separację.
Rozwód - jest potrzebny po to, żeby móc układać sobie nowe życie, z nowym partnerem, nie po to żeby ratować stare małżeństwo...
Po rozwodzie nie będziesz miał szansy walki o żonę, a tym bardziej o rodzinę również o dzieci - udział w ich wychowaniu.
Twoje podejście do przeszłości - wyciągnięcie nauki z błędów, praca nad sobą, praca nad poprawą relacje jest jak najbardziej w porządku.
Jednak zgoda na całkowite "rozwalenie" rodziny po to żeby może, kiedyś, w przyszłości zacząć znowu ją scalać jest .... naiwnością.
Wystawiasz zarówno żonę ale i sobie na pokusę "łatwego rozwiązania" problemu.
Żona znajdzie sobie partnera, będzie uczestniczył w wychowywaniu dzieci - Ty bedziesz potrzebny jedynie do comiesięcznych wpłat alimentów.
Z drugiej strony... może po jakimś czas Tobie łatwiejsze wyda się wpłacanie comiesiąc alimentów i używanie sobie życia bo.... cóż Ci innego pozostało :(
Rozwód, wystawia Was obydwoje na sytuację w której łatwość pobłądzenia jest znacznie większa, chęć naprawy relacji w rodzinie coraz mniejsza ( bo i po co skoro jej "nie ma").
Walcz o rodzinę, walcz o jej dobre warunki życia, rozwoju.
Ale, ne zgadzaj się na jej zagładę - czyli ROZWÓD.
Nie licz na to że będziesz prowadził taką miłą rozmowę z żoną jaką miałeś ostatnio po rozwodzie....
Nie licz na to że to TY dostaniesz szansę takiej rozmowy.
Czujesz się winny zaniedba, kłamstw.
Naprawa kryzysu przez rozwód...to karkołomna zabawa.
Prędzej uwierzyłbym w potrzebę uzyskania rozwodu z innej przyczyny niż "naprawa" Ciebie.
Jak pisałem, jest wiele innych mozliwości by nakłonić Ciebie do pracy nad sobą, ale nie rozwód.
Uczucie jest potrzbne w małżeństwie ale miłośc to nie tyle uczucie co postawa.
Małżeństwo, rodzina to również obowiązek, odpowiedzialność.
Dlatego, nie zwiszaj głowy ponieważ "żona się wypaliła"... Nie to nie jest powód do rozwodu.
TO jest powód do pracy obydwu stron, obydwu stron odpowiedzialnych za małżeństwo.
Rozwód niczego nie naprawia ale kończy.
Wiesz, niedawno spotkałem się z opisem sytuacji w której "była" żona żaliła się że mąż który przed rozwodem był taki spolegliwy, dał się nakłonić na rozwód ze swojej winy, dał sobie wmówić że będzie uczestniczył w wychowywaniu dzieci, był ugodowy bo,... cytat "jest nierozgarnięty" ( albo rozumiejąc inaczej - wierzył w słowa żony przed rozwodem), po rozwodzie, kiedy zamieszkała z kochankiem i przejrzał na oczy że był zdradzany, nagle zaczął walczyć o dziecko, zaczął opowiadać o niej prawdę - że zdradzała, jego spotkania z dziećmi zaczęły przeszkadzać jej w układaniu sobie życia z nowym partnerem. Wtedy szukała porady jak pozbawić ojca opieki nad dziećmi....który stał się taki nieznośny.
Pisałeś że odkryłeś intensywną wymianę sms żony z jej szefem, rozwodnikiem.
Żona tłumaczyła Ci, że niby miało to spowodować Twoją zazdrość i chęć walki o nią.
To do czego potrzebny jest jej jeszcze rozwód ?
Pisałeś że decyzja żony była dla Ciebie zupełnym zaskoczeniem, co jeszcze będzie dla Ciebie zaskoczeniem ?
Jakich symptomów jeszcze nie zauważyłeś ?
Piszę to dlatego, żebyś zauważył że zgadzając się na rozwód, odbierasz sobie szansę na walkę o rodzinę. To nie tylko walka o żonę.
Po jej jest potrzebny rozwód ?
Dlaczego akurat rozwód ?
Dlaczego z Twojej winy ?
Nie rozwiążesz problemów, uciekając od rozmów na tematy najistotniejsze dla Waszej rodziny. Miła rozmowa o niczym to nie wszystko. Cieszysz się tym że spędziłeś miłe chwile na rozmowę z żoną na miłe tematy ale nie martwisz się tym, że nie rozwiązałeś problemu...
Ostatnio zmieniony przez GregAN 2013-10-14, 17:42, w całości zmieniany 1 raz
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-14, 17:31
GregAN napisał/a:
Jednak zgoda na całkowite "rozwalenie" rodziny po to żeby może, kiedyś, w przyszłości zacząć znowu ją scalać jest .... naiwnością.
No to dość ciekawa teza!!!!
w szczególności do:
każde trudne małżeństwo jest do uratowania
i po drugie...
do tych jacy latami oczekuje na naprawę związku...
GregAN...
co ma kierować człowiekiem :
zaufanie do działań Jezusa???
czy własny ludzki upór-
trzymam się rękoma i nogami???
GregAN napisał/a:
Ale, ne zgadzaj się na jej zagładę - czyli ROZWÓD.
Rozwód to jest już ostatni etap..
a zagłada zazwyczaj postępowała latami.
GregAN napisał/a:
Rozwód, wystawia Was obydwoje na sytuację w której łatwość pobłądzenia jest znacznie większa, chęć naprawy relacji w rodzinie coraz mniejsza ( bo i po co skoro jej "nie ma").
A tego to już całkiem nie rozumiem...
czyli do momentu aż trwa małżeństwo to potrafię trzymać się w ryzach????
a jak zdejmą klamrę z napisem "związek"
to...............wolność moja jedyna.
Jak dla mnie liche tu intencje.. a jedynie ziemska obrona tyłka
no sorry
GregAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-14, 18:00
miodzio... żeby potrzymać ton Twojego aroganckiego komentarza i pełnego przekonania o swojej mądrości wszelakiej powinienen napisać :
- "ręce i nogi się uginają, jak tłumaczyć coś co jest oczywiste ?"
Ale, odniosę się do twoich uwag;
Wybiórczo cytujesz, nie rozpatrujesz calego kontekstu wypowiedzi.
1. zgoda na 'rozwalenie" rodziny czyli - zgoda na rozwód.
W tym przypadku, blady nie dostrzega skutków rozwodu, zastanawia się jedynie "kocha - nie kocha". Przecież istniej kilka innych sposobów naprawienia ich problemów, ale nie rozwód który kończy cywilnie małżeństwo ("rozwala rodzinę").
2. "rozwód to ostatni etap a zagłada następowała latami" ..... ????
No to już Ciebie nie rozumiem...czyli się zgadzasz że rozwód to rozwalenie rodziny czy też nie ???
Oczywiście że powody kryzysu ciągną się w czasie, narastają.
Zauważ jednak ze dla Bladego, decyzja żony o rozwodzie była zupełnym zaskoczeniem, również dla ich znajomych którzy uważali ich za zgodne małżeństwo...
3. całkiem nie rozumiesz faktu że rozwód wystawia obie strony na łatwość pobłądzenia ?? dla Ciebie to nie są ziemskie intencje tylko obrona tyłka ?
No to może przemówi do Ciebie taki cytat :
Cytat:
A Ja powiadam wam: Każdy, kto oddala swą żonę -- poza wypadkiem nierządu -- naraża ją na cudzołóstwo. A kto by oddaloną pojął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa" (Mt 5,31n; por. 19,3-9).
blady1979 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-14, 18:49
I znów dylemat .
Chcę uratować Nasz związek . W sądzie padną różne pytania o pozycie malzenskie ,o to czy kocham ,czy widzę mozliwosc uratowania tego związku . I na te pytania zgodnie z prawdą odpowiem TAK . Ale napewno nie będę sam wyciagal żadnych "brudów". Chyba ze sąd lub Aga zacznie .
Napiszę jeszcze raz "sąd nie da nam rozwodu i co dalej pokocha mnie "
Rozwód z winą po mojej i Jej stronie to co wyżej
Najlepiej bylo by doprowadzić do separacji .
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.