Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Odnalazłam to forum, ponieważ czuję ogromną bezradność wobec tego, co dzieje się w moim małżeństwie.
Wzięliśmy ślub 5 lat temu. Byliśmy bardzo zakochani i szczęśliwi. Urodziła nam się córeczka, która była naszym oczkiem w głowie. Po dwóch latach zaszłam w drugą ciążę. Mąż w tym czasie poszedł do pracy, w której znacznie awansował. Praca pochłonęła go zupełnie. Odsunął się ode mnie zupełnie. Lekceważy mnie na każdym kroku, a najgorsze jest to, że nie widzi w sobie nic złego, stosuje szantaż emocjonalny, by mnie wpędzić w poczucie winy. Chciałam odejść, ale poszliśmy na terapię, która okazała się totalną klapą. Teraz chcemy kupić nowy dom, zacząć wszystko od nowa, ale chyba obydwoje czujemy, że to nic nie pomoże. Ja jestem bardzo zagubiona, kocham męża, mamy dwoje dzieci, ale nie wiem, ile czasu wytrzymam u boku człowieka, dla którego jestem złem koniecznym.
Proszę, pomóżcie!
Mika1971 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-24, 11:06
Victorio
Nawet nie wiesz jak bardzo podobna jest Twoja sytuacja do mojej sprzed kilku lat. Mąż zupełnie poświęcił się pracy dom traktował trochę jak hotel. Teraz jest jeszcze inna kobieta myślę, że jak wcześniej zrobiłabym coś w naszym życiu może do tego nie doszłoby teraz. Może trzeba spróbować innego terapeuty. TO jest ważne, że on chce iść z Tobą
Trzymaj się
Victoria [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-24, 13:32
Mika1971 - a gdybyś mogła cofnąć czas, to co byś zrobiła? Mąż zapewnia mnie, że nie chce rozstania, że nas kocha, ale mimo to nadal żyje obok nas... Tak jakby musiał. Przykro mi na to patrzeć...to bardzo boli!
Mika1971 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-24, 19:52
Niestety nie da się cofnąć czasu. Ale gdybym mogła to próbowałabym z całych sił, masz tą przewagę, że Ty to już widzisz. A ja ciągle uważałam, że praca i inne zajęcia Mojego męża są bardzo ważne właściwe najważniejsze. Niestety życie takie doprowadziło mnie do depresji. Po prostu pewnego dnia stało się jasne, że tak żyć się nie da. Poszłam do terapeuty, pomógł mi bardzo tylko wszystko wokół jakby mściło się na mnie.
Podsumowując myślę, że Ty masz lepszą sytuacje, jesteś na tym forum to naprawdę kopalnia dobrych rad. On chce z Tobą chodzić to dobrze, poszukajcie innego terapeuty takiego dla, którego priorytetem stanie się uzdrowienie Waszego małżeństwa.
Ale nad Sobą popracuj, zacznij dbać również o siebie i nie mam na myśli super kreacji czy nowych kosmetyków. Zacznij dbać o siebie tak jak o najlepszego przyjaciela. Polecam szczególnie książkę Dobsona
Pozdrawiam
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-25, 00:59
Victoria,
witaj.
Wszelkie kryzysy małzeńskie najlepiej i najłatwiej rozwiązuje się u boku Chrystusa według Jego planu. Nic nie napisałaś jak u Was z wiarą i jak postrzegacie swoje miejsce wobec Boga. Kim On dla Was jest?
Z tego króciutkiego opisu widac kłopoty w komunikacji nie tylko damsko-meskiej ale i małżeńskiej. Moze zacznijcie od rekolekcji typu weekend małzeński i wspólnej modlitwy?
Nie piszesz jaką terapie rozpoczeliście i dlaczego nie dała efektów. Nie każda terapia dobra jest na konkretnym etapie kryzysu, ważny tez jest terapeuta i nastawienie małzonków. Może zaczęliście zbyt ambitnie lub wybraliscie nie te te aspekty które faktycznie sa problemem? Czasem ludzie chca gasić dom zamiast najpierw odciąc gaz w budynku. Może trzeba jeszcze raz przemysleć i znaleźć przyczyny prawdziwe problemów i nie leczyc skutków tylko właśnie ich źródło.
Victoria [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-25, 09:21
Mika1971 - czytając to forum dochodzę do wniosku, że bardzo dużo masz racji. Ja i moje potrzeby zeszły na drugi plan, dbam o męża żołądek, o męża zadowolenie, o męża humor... Fizycznie dbam o siebie, ale wszelkie moje potrzeby są na samym końcu. A mój mąż bierze po prostu to, co ja podaję mu jak na tacy. Tak jakbym "kochała za mocno"...
Kinga2 - przez pewien okres czasu odsunęliśmy się od Boga, teraz do Niego wracamy. Zaczynamy na nowo chodzić do Kościoła. Obydwoje doszliśmy do wniosku, że im dalej Boga, tym dalej siebie jesteśmy. Jednak to wszystko nie jest takie proste, bardzo oddaliliśmy się od siebie. Ciężko jest też wrócić do Boga, wyrzuty sumienia gryzą...
A jeśli chodzi o terapię, to mąż nie był na niej do końca szczery, ja nie umiałam się otworzyć. Pani psycholog bardzo spłyciła i zlekceważyła nasze problemy.
Mika1971 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-25, 09:41
Victorio
Tak myślałam, widzę u Ciebie to co działo się u mnie kilka lat temu. Ja już wiem, że nie tędy droga. Mnie wydawało się, że jak wszystko będzie pięknie i sama wszystko zrobię to On będzie zadowolony. Tylko to działa inaczej po prostu robisz z Siebie służbę domową i On przestaje Cię traktować jak Żonę. Po wielu latach to On mówi o swoich problemach, nie słuchając Ciebie i uważa, że wszystko Mu się należy, jak już wraca do domu to jest OK.
U nas na pewnym etapie było tak, że jak byłam z dziećmi sama to rozmawialiśmy, śmialiśmy się potrafiliśmy coś zaplanować. Jak był On nagle np. siedzieliśmy przy stole i nikt nic nie mówił.
Cieszę się, że Ty zauważyłaś to wcześniej.
A wracając do szczerości Twojego męża, to jeśli naprawdę chce to poukładać to musi być szczery. Choć z drugiej strony to ja nie wiem czy nie wolałabym nie wiedzieć.
Pogody ducha
Victoria [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-25, 09:54
Mika1971 - u nas niestety jest podobnie. Jestem ja z dziećmi i mąż. Dwa inne światy. Kiedyś tęskniłam za mężem, jak był w pracy, teraz wolę być sama z dziećmi, jest mi lepiej, jestem mniej sfrustrowana, mniej nerwowa... Ale zdarzają się też wspaniałe chwile, przeważnie są to niedziele, kiedy mąż nie idzie do pracy, jest to chyba jedyny moment, kiedy myśli o rodzinie. Nie chcę iść na terapię. Dałam jedną szansę, przepłakałam przez tą terapię mnóstwo nocy. Mąż mówi, że chce kupować książki, jak lepiej pracować i być efektywniejszym, wspomina, że wybierze się z tym do psychologa. A moich problemów, odczuć, zmartwień, nie dostrzega. Ja nie umiem prosić o troskę i miłość. Wycofuję się, zostaję z tym sama...
Mika1971 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-25, 19:17
Victorio
Czy dobrze zrozumiałam? Ty nie chcesz iść na terapię?
Bo jak on nie chce z Tobą to idź sama tylko wybierz dobrego terapeutę to naprawdę pomaga. Nie jest łatwe ale pomaga. Musisz sprawdzić są różne rodzaje terapii. Musisz się porozglądać.
Pozdrawiam
Victoria [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-25, 20:43
Mika1971 - tak, ja nie chcę już terapii. Jak wspominałam, na poprzedniej mąż nie był szczery. Wymyślał bzdury, by ze mnie robić potwora, a z siebie zahukanego biednego mężusia, który chce tylko mojego dobra. Nie mam sił tego znowu przeżywać. W pracy z panią psycholog na bieżąco rozmawiam o trudnych sytuacjach, ale na terapię nie mam sił, przynajmniej na razie.
Mika1971 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-25, 23:47
Wiesz im się tak wydaje, że są biedni. Bo to i tak nasza wina. To że musiał szukać bratniej duszy to wina żony no bo przecież żona to albo coś chce, albo marudzi, albo jeszcze tysiąc innych okropnych rzeczy robi a oni tak ciężko pracują.
Victoria [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-26, 09:59
Dokładnie u nas tak to wygląda. Obydwoje pracujemy, mamy małe dzieci, przy których sama wszystko robię, dom też ogarniam sama, codziennie są ciepłe domowe obiadki, a mój mąż zajmuje się tylko pracą i jeszcze narzeka, że mu ciężko, że ma odpowiedzialniejszą pracę ode mnie (bzdura), że to..., że tamto... Kiedyś myślałam, że jak będzie mi źle, to odejdę, nie będę się męczyć, tylko dlatego, że podpisałam jakiś tam papierek. Ale...to nie jest takie proste :( Walczyć ciężko, odejść jeszcze ciężej...
Mika1971 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-26, 12:52
Victorio
Ja odpisałam Ci już w tym drugim wątku. Ja też tak myślałam, że mój mąż ma dużo więcej praw ode mnie. Ja dom często sprzątałam po nocach bo w dzień nie miałam czasu, a i tak zawsze coś nie jest zrobione wystarczająco dobrze.
Ja Ci opiszę jeszcze jedną historię, miałam operację po wyjściu ze szpitala musiałam leżeć i nie dźwigać. No i wtedy uświadomiłam sobie, że to co zrobiłam ze swoją rodziną jest straszne. Oni mieli problemy z podstawowymi czynnościami dnia codziennego. Wtedy pomyślałam, że każdy z nas powinien umieć zrobić koło siebie podstawowe rzeczy bo różnie się w życiu układa. Postępując w taki sposób robimy krzywdę bliskim. Po kilku latach małżonek jest tak oderwany od codzienności, że mysli, że koszule wyprasowane same wychodzą z pralki do szafu. To oczywiście tylko śmieszny przykład. Ale tak po prosztu jest.
Tu nie chodzi tylko o małżonka również dzieci uczą się tego. Tata staje się dla nich autorytetwm w ważnych sprawach mama jest od zwykłych codziennych spraw. I tu znowu nie chodzi o to, że ojciec nie ma być autorytetem bo ma. Ale autorytet muszą mieć oboje. Ponadto w takich domach często jest lekceważona praca w domu jako coś nieważnego
Pozdrawiam
Victoria [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-26, 13:25
Mika - zupełnie się z Tobą zgadzam. Moje 4-letnie dziecko już mi powiedziało, że nie będzie sprzątać, bo ma mamę służącą. Nigdy czegoś takiego nikt w domu nie mówił, samo dziecko to zaobserwowało. Mój mąż już jest oderwany, mimo że jeszcze 3 lata temu razem ze mną robił wszystko w domu, teraz nie potrafi umyć naczyń, zmyć podłogi, przerasta Go to... Jak już wspominałam, zamierzamy się przeprowadzić. Planuję wtedy zapisać się do Wspólnoty przykościelnej, zacząć pracować nad sobą, by nie być służącą, a matką i żoną.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.