Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Pragnę uratować swoje małżeństwo
Autor Wiadomość
TB77
[Usunięty]

Wysłany: 2012-09-25, 10:49   Pragnę uratować swoje małżeństwo

Potrzebuję porady, ponieważ znalazłem się na życiowym zakręcie i nie mogę sobie do końca poradzić. Problem dotyczy mojego małżeństwa, które tak bardzo chciałbym uratować, jednak zupełnie nie wiem jak powinienem postąpić.

Zacznę od opisania, pokrótce mojej historii. Mam 34 lata i jestem od ponad 9 lat w sakramentalnym związku małżeńskim z moją o dwa lata młodszą żoną. Poznaliśmy się prawie 13 lat temu i mniej więcej od tamtej pory pozostawaliśmy w ciągłym związku. Mamy ze sobą 5 letniego synka. Pomijając pierwsze lata, między nami różnie się układało. Jak chyba w prawie każdym małżeństwie nadeszły momenty znużenia i rutyny, pojawiały się różne obowiązki i problemy, które mimo wszystko udawało nam się rozwiązywać.

Niestety, w ciągu ostatnich chyba 2 lat zaczęła zawodzić między nami komunikacja. Przestaliśmy ze sobą otwarcie i spokojnie rozmawiać o swoich potrzebach, oczekiwaniach i rozczarowaniach. Przychodziły okresy, w których oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej, a skupialiśmy jedynie na wychowywaniu naszego syna i innych sprawach związanych z pracą i utrzymywaniu naszego wspólnego gospodarstwa domowego. Niemniej jednak każdego roku wyjeżdżaliśmy dwa razy na urlop zagranicę i wydawało się, że potrafimy cieszyć się sobą.

Przy wszystkich kolejnych próbach dyskusji na temat problemów naszego małżeństwa i sposobów ich eliminacji górę zaczynały brać emocje i argumenty, z którymi nie potrafiłem dyskutować. Wycofywałem się z rozmów i bałem się każdej kolejnej, ponieważ zwykle zaczynały i kończyły się podobnie. Wiedziałem, że żona ma pretensje o to, że za mało zajmuję się obowiązkami w domu, że moje czasami odpowiadanie podniesionym tonem na jej pretensje czy zaczepki wzbudzało w niej przekonanie, że nie mam do niej szacunku. Wiem, że zbyt rzadko doceniałem wszystko co robi, całą jej pracę itd. Biję się dzisiaj za to w pierś.

Podjąłem kilka razy próbę naprawy tego przez rozładowywanie napięcia między nami obracając jej nie zawsze słuszne pretensje w żart, angażując się bardziej w domowe obowiązki. Niestety, nie szczególnie widziałem aby przekładało się to na poprawę naszych relacji.

Doszliśmy też do wniosku, że nasze wizje na wspólne funkcjonowanie zaczynają się gdzieś rozmijać. W moim rodzinnym domu rodzice często się sprzeczali i prawie nigdy nie spędzaliśmy czasu poza domem wspólnie. Moim ogromnym pragnieniem było zawsze to, aby sam jak mąż i ojciec stworzyć dom, w którym wspólnie chodzi się na spacery, wspólnie spędza czas na rowerach czy pieszych wycieczkach w górach. Gdziekolwiek, ale żeby rodzina spędzała choć trochę tego wolnego czasu razem i się tym czasem cieszyła.
Moja żona natomiast zapragnęła się realizować samodzielnie poprzez wyjścia z koleżankami do klubów i dyskotek, zajęcia na siłowni itp.
Nie mogłem się z tym pogodzić, że w tym wszystkim nie widzi miejsca dla nas razem. Że każda moja propozycja jest od razu kontrowana. Najlepiej, żebyśmy spędzali czas razem w domu, bo jak twierdzi jest domatorką, a żebym nie miał pretensji o jej spędzanie czasu poza domem powinienem też częściej spędzać czas na wyjściach z kolegami na piwo itp. Żebyśmy w niczym się nie ograniczali i nie mieli do siebie pretensji. Pojawiły się też uwagi pod moim adresem, że przestałem o siebie dbać, że powinienem zająć się jakąś siłownią dla poprawienia wyglądu i dać jej przestrzeń na to samo. Wiedziałem, że ma rację, ale jakoś ciągle brakowało mi chęci, żeby się za siebie zabrać.

Mniej więcej od początku tego roku sytuacja zaczęła się stawać nie do wytrzymania. Spotykaliśmy się w domu po pracy i żyliśmy razem, ale osobno. Żona godzinami, nawet do późnych godzin nocnych siadała przy komputerze z słuchawkami na uszach i z kimś pisała sobie przez internet. Kiedy pytałem z kim tyle rozmawia zawsze odpowiadała, że z koleżankami lub z kolegą z pracy. Że piszą na tematy zawodowe lub jak to mówiła "piszą o pierdołach". A co do kolegi zapewniała, że to dobry kolega z pracy, który ma dwójkę małych dzieci i żonę, którą bardzo kocha.

Nie pomagały, żadne moje prośby, ani żale że nie poświęca mi tyle czasu ile tym internetowym rozmowom. Zdaję sobie z tego sprawę, że prawdopodobnie tu popełniłem kolejny błąd. Wycofałem się i zobojętniałem. Miałem nadzieję, że to w końcu zmotywuje ją do podjęcia jakiś działań. Że może faktycznie powinienem jej dać tyle wolności ile potrzebuje i kiedy się nią nacieszy, to wróci do mnie, do właściwych małżeńskich relacji.

Następnie przyszło lato i czas urlopów. To był pierwszy rok, w którym urlopu nie spędziliśmy razem. Nie byliśmy się w stanie porozumieć do wspólnego wyjazdu. Żona twierdziła, że w tym roku na żaden wyjazd nas nie stać finansowo, że nie każdego roku musimy jeździć na wczasy, a poza tym ma w planach wyjazd z kolegą z pracy i kilkoma koleżankami na rowerach nad morze. Nie mogłem tego zrozumieć i wielokrotnie próbowałem ją od tego pomysłu odwieść. W końcu uznałem, że może faktycznie niech jedzie, niech odpocznie ode mnie, że może to jednak nie taki zły pomysł. Ostatecznie spędziłem całkiem przyjemnie kilka dni z moim synkiem pod namiotem nad jeziorem, a resztę urlopu w domu.

Kilka dni po powrocie żony znad morza (a dokładnie 4 tygodnie temu) coś mnie skłoniło do zajrzenia do jej korespondencji internetowej, czego nigdy wcześniej nie robiłem i nota bene nawet bardzo się tego wstydzę. Przeczytałem kilka linijek jej rozmów z kolegą, tym z którym codziennie pisała i była z nim na tym rowerowym wyjeździe nad morze. Więcej nie byłem w stanie, ponieważ nagle się dowiedziałem, że osoba której bezgranicznie ufałem, za którą w każdej chwili oddałbym życie, prowadzi podwójne życie z kolegą z pracy. Ścięło mnie z nóg.

Zaczęliśmy rozmawiać, całkiem spokojnie jak na sytuację w której się znaleźliśmy. Padało wiele kłamstw z jej ust, w których powoli zaczynała się gubić, a wychodziła prawda że ich romans trwa mniej więcej od początku roku, że o problemach naszego małżeństwa dyskutowała z nim. Z tymi najbardziej intymnymi włącznie. Oznajmiła mi, że chce ode mnie odejść. Że od dawna zaplanowali wspólne życie ze swoim kochankiem. Moje deklaracje o chęci przebaczenia, prośby o ratowanie małżeństwa, obietnice zmian i argumenty dotyczące dobra naszego dziecka wzbudzały tylko jej litość. Żona powiedziała mi jedynie, że przestała się czuć przy mnie kobietą, że przestałem ją szanować i nie wierzy, że kiedykolwiek mogę się zmienić.

Cała ta sytuacja, że dowiedziałem się o tym romansie niespodziewanie, i że przyjąłem taką a nie inną postawę mocno ją zaskoczyły i wprowadziły chyba w lekką niepewność. Następnego dnia jej kochanek, dowiedziawszy się że ich romans został przeze mnie zdemaskowany poczuł się zagrożony i powiedział o ich romansie i planach swojej żonie.

Podjęli decyzję, że się wyprowadzą i zamieszkają wspólnie w wynajętym mieszkaniu - on, moja żona i nasz synek. W ciągu dwóch dni znaleźli mieszkanie i już nadchodził dzień ich przeprowadzki, kiedy jej kochanek pakując się spojrzał na swoje malutkie dzieci (1,5 roku i 3 lata) i się zawahał. Nie wiem do końca czy chodziło tylko o dzieci czy również o względy finansowe, ponieważ jest on dość mocno uwikłany w kredyty mieszkaniowe i ta nagła zmiana spowodowałaby odczuwalne pogorszenie standardu życia. Jego żona postawiła mu szereg warunków. Jednym z nich był wyjazd na dwa tygodnie do rodziny, gdzie miał to sobie wszystko spokojnie przemyśleć i nie utrzymywać w tym czasie żadnych kontaktów z moją żoną. Było, niestety inaczej. Przez cały czas mieli ze sobą kontakt, a moja żona nawet nie potrafiła ukryć swojego spokoju, ponieważ wiedziała, że decyzja jest już podjęta po jej myśli i te dwa tygodnie to tylko chwila rozłąki.

W tym czasie pojawiły się u nas rozmowy na temat rozwodu. Żona zaczęła żądać ode mnie rozwodu bez orzekania o winie oraz podziału majątku po połowie. Upierała się również, że wbrew mojej woli zabierze ze sobą dziecko, argumentując to tym, że matce się dziecka nie odbiera oraz, że ona nie będzie mi utrudniała, ani ograniczała kontaktów z synem. Moja symetryczna propozycja była dla niej do zaakceptowania. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na konsultację psychologa dziecięcego, żeby dowiedzieć się jak rozstać się w sposób najmniej krzywdzący dla dziecka. Ciągle miałem nadzieję, że psycholog krytycznie podejdzie do pomysłu mojej żony i otworzy jej wreszcie oczy. Nie mogłem znieść faktu, że moje relacje z dzieckiem mimo wszystko zostaną utrudnione oraz że w jego życiu pojawi się nowa osoba, która sypia z jego matką i stanie się w jakimś sensie dla niego wzorcem.

Niestety, stało się inaczej, z gabinetu psychologa żona wyszła triumfując a ja czułem się jakby ktoś wdeptał mnie w ziemię.
Zostałem przy żonie oskarżony o chęć zemsty, o utrudnianie jej szczęścia, o to że skoro zdecydowała się żyć z kimś innym to dlatego, że zawiodłem jako mąż. Zostałem też oskarżony za nawiązanie kontaktu z małżonką jej kochanka (nawiązaliśmy rzeczywiście taki kontakt, dzięki czemu wśród ich kłamstw mogliśmy jakoś uzupełniać informacje o ich planowanych kolejnych krokach, zwłaszcza w kontekście dzieci), o to że stworzyłem jakiś chory czworokąt i stałem się w jakimś sensie konkurentem w relacjach kochanka mojej żony a jego żoną. Moja dezaprobata na przeprowadzanie naszego dziecka w nowy związek żony spotkał się z kontrą pani psycholog, że im więcej dziecko ma wzorców tym lepiej. Że przecież jednych rzeczy nauczy się ode mnie, a innych od tego człowieka. Oraz, że i tak będę jego ojcem więc po co utrudniam żonie drogę do szczęścia. W życiu nie sądziłem, że taka osoba może jako psycholog doradzać rodzinom.

Po niecałych dwóch tygodniach wrócił kochanek żony, ponieważ w ostatni czwartek mieli całonocną imprezę firmową z muzyką, z tańcami i alkoholem. Spędzili ten czas miło razem z moją żoną. Wtedy jej zakomunikował, że podjął decyzję i chce z nią spędzić resztę życia. Kolejnego dnia jeszcze to potwierdził. Nie wiem co takiego się musiało wydarzyć, ale w sobotę rano zadzwonił do mojej żony i powiedział, że chce ratować własne małżeństwo. Ja z kolei wczoraj dostałem wiadomość od jego żony, że się ze mną żegna, bo postanowili spróbować jeszcze raz i chce się odciąć od przeszłości. Na chwilę odetchnąłem, bo z jednej strony tempo nieco zwolniło i nie musimy "wyszarpywać" sobie dziecka, a z drugiej strony pojawiła się może jakaś nadzieja, że kiedyś uda mi się zacząć z żoną od nowa.

Wiem, że może to brzmi nieco naiwnie, ale po tych 13 latach spędzonych razem, z tymi wszystkimi wspaniałymi wspomnieniami, bo te gorsze zawsze szybko zapominałem, naprawdę nie umiem zabić do końca w sobie mojej miłości do żony. Może nawet dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo mi na niej zależy.

Boli mnie to jak widzę, że żona nadal kocha tego człowieka i chce walczyć o niego jak lwica, że nadal liczy na to, że się jeszcze rozmyśli lub wyrzuci go jego żona. Rozmawiamy z żoną otwarcie i ona uważa, że jej kochanek wrócił do żony bo bał się ponieść konsekwencji związanych z pogorszeniem statusu materialnego (alimenty, dom i mieszkanie, które mają z żoną na kredyt) i być może także utrudniony kontakt z dziećmi.

Nie wiem zupełnie jak mam się teraz zachować. Żona nadal ze mną mieszka, bo nie ma gdzie pójść. Jej matka mocno skrytykowała jej decyzję, za to że tę decyzję podjęła sama zamiast najpierw rozstać się ze mną. Przez te wszystkie dni rozmawialiśmy ze sobą o sobie chyba więcej niż w całym życiu. Nie umiem się pogodzić z tym, że dla niej przysięga małżeńska nic nie znaczy, że wszystko wydaje się takie proste. To jej obecne zachowanie zupełnie mi nie przystaje do obrazu osoby, która przez te wszystkie lata znałem, którą kochałem a jednak zaniedbywałem przez to że nie zawsze jej te uczucia okazywałem.

Przecież na własnym egoizmie chyba nie da się zbudować udanego związku i go utrzymać. A na tym miał się jej nowy związek opierać. Jak mi powiedziała fundamentem u nich miało być skupienie się na własnych dobrach i na wzajemnym szacunku. Pomijam już w tym wszystkim nawet krzywdę jaką wyrządzili swoim małżonkom i dzieciom. Ich doświadczenia z poprzednich małżeństw miały gwarantować brak problemów i utrzymanie ciągłych "motyli w brzuchu". W tym wszystkim jeszcze ma wsparcie swoich przyjaciółek, które znają nasze relacje jedynie z jej opowiadań.

Nie wiem co się z nią stało i jak to zmienić. Modlę się jedynie, aby Pan Bóg przemówił do jej serca i rozumu. Gdybym tylko był w stanie zabrać ją na terapię małżeńską, rekolekcje dla małżeństw... Niestety, jej umysł się zamknął.


Na razie zacząłem od naprawy siebie. Od walki z własnymi słabościami. Chcę dać jej świadectwo, że można wszystko zmienić. Wróciłem do kościoła, chcę zająć się też swoją tężyzną fizyczną żeby stać się dla niej znowu atrakcyjnym.

Wiem, że powinienem dać jej teraz tyle czasu ile będzie potrzeba. Wiem, że wątpi w to czy naszą miłość można odbudować lub stworzyć na nowo. W tej chwili ciągle kocha tamtego mężczyznę i mimo to, że już kilka razy ją zawiódł wydaje mi się, że ciągle jest szansa żeby do niego wróciła. Sama twierdzi, że nie wie. On codziennie opowiada jej w pracy, że brak mu przekonania, że podjął właściwą decyzję. Że z żoną nie wychodzi mu tak jakby sobie tego życzył, chociaż minął zaledwie tydzień. Prosił nawet moją żonę, aby obiecała mu że przyjmie go znowu, jeśli rozstanie się z żoną.

Wiem, że powinienem dać jej teraz czas, ale przeraża mnie to jak widzę, że się męczy, bo nie chce sama od tego definitywnie się odciąć. Nie chce przyjąć do wiadomości, że ten człowiek to cwaniak i mistrz wygodnych układów, że prawdopodobnie wcale jej nie kocha, że już wcześniej zdradzał żonę.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2012-09-25, 11:21   

TB - obejrzyj "Ognioodpornego" :-D
Wspieram modlitwą!
 
     
TB77
[Usunięty]

Wysłany: 2012-09-25, 11:46   

Nirwanna napisał/a:
TB - obejrzyj "Ognioodpornego" :-D
Wspieram modlitwą!


Obejrzałem na razie urywki. Nie chciałem na razie oglądać filmu przy żonie.
Kurcze nie wiem jak się zachowywać wobec niej. Do tej pory dawałem jej jasno do zrozumienia, że może do mnie wrócić, że będę walczył o małżeństwo do ostatniej sekundy.

W piątek podarowałem jej 30 pięknych róż (pierwszy raz w życiu) i za radą Ojca Klaretyna, z którym się spotkałem, powiedziałem że jej wybaczam i że proszę ją o wybaczenie mi. Żebyśmy się odcięli od wszystkiego z przeszłości. Próbowałem ją przytulić i pocałować, ale ona kompletnie tego nie czuje. Nie potrafi, bo już mnie nie kocha. Po rozmowie z duchownym najpierw miałem duże wątpliwości czy powinienem tak od razu, ale z każdą minutą później narastało moje przekonanie, że tak, że warto spróbować, że tego chcę.

Serce podpowiada, że powinienem ciągle okazywać jej, że może wrócić i że może być dobrze. Rozum i jakaś tam znajomość kobiecej psychiki, że może powinienem się trochę wycofać, ukształtować się na nowo i po czasie pojawić się jako nowa atrakcyjna osoba, jako wyzwanie, jako ktoś kogo będzie chciała zdobyć na nowo.

W tym wszystkim tak bardzo się gubię.
 
     
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2012-09-25, 13:40   

TB77, Twoja historia popiera moją smutną konstatację, że mężczyzna jest w stanie powrócić do rzeczywistości , zrozumieć swoją odpowiedzialność za rodzinę, otrząsnąć się z "miłości"/
Niestety kobiety które wdały się w zdradę, są ślepe na krzywdy które wyrządzają innym.

Mam dla Ciebie smutną wiadomość, problem Ognioodpornego to nie był problem ze zdradą ale z brakiem komunikacji, wzajemnym zrozumieniem swojej roli w związku. Tam do zdrady nie doszło, Flirt w który wdała się bohaterka został przerwany, ale nie przez nią.
Przerwał go niedoszły kochanek, została zerwana więź emocjonalna.
Ale to była decyzja adoratora, żona ognioodpornego szła jak w dym w romans, żadne starania Ogniodpornego na nią nie działały, co najwyżej pwodowały jej irytację.
Dopiero po zniknięciu adoratora, zaczeła przyglądac się mężowi.
Porady Ognioodpornego nie spowodują że żona zerwie z miłością.

Zobacz, teraz ona dalej usprawiedliwia swojego kochanka. On jest tym nieszczęśliwym człowiekiem, który z powodów finansowych nie może tworzyć z nią oficjalnego związku.
Może nawet rodzi się podziw że tak dba o swoje dzieci, rodzinę.
Obawiam się że zona będąc przekonana o tak ogromnej wartości czlowieka którego pokochała, będzie dalej chciała go pocieszyć, wesprzeć a przy okazji "nacieszyć"nim dać mu "chwilę szczęścia".
Ich relacja nie została przerwana, a wrecz przeciwnie, mogła ulec wzmocnieniu.
Ty jesteś postrzegany jako zbedny element, niedojrzały, nierozumiejący co znaczy prawdziwa miłośc. Ty posiadasz wiele wad, które szczególowo omówiła z kochankiem i od którego otrzymała pełne wsparcie w tych przekonaniach, z pewnością utwierdził ją w przekonaniu że jesteś fatalnym mężem, ojcem zupełnie nieodpowiednim dla niej.
On jest bez wad - w jej przekonaniu.

Może zainicjujesz spotkanie waszej czwórki.
Omówcie sytucję przy pełnym audytorium - jednoznaczną deklarację kochanka Twojej żony w obecności swojej żony co do przyczyn pozostania w związku - czy jest to spowodowane finansami czy też odbudowują miłość z żoną, tworzą związek wybiera ją z miłości do niej i do dzieci. Również zona powinna przedstawić swoją decyzję. Powiedzięc kogo wybiera i jak ocenia to co zaszło - romans.

Wydaje mi sie że jego żona będzie zainteresowana takim spotkaniem jeżeli przedstawisz jej argumenty Twojej żony co do powodów decyzji jej męża i wynikającego stad zagrożenia że dalej będą Was oboje zdradzać.

Masz kontakt z jego żoną, z pewnościa ma informacje które moga zdyskredytować kochanka w oczach Twojej żony. Np kłamstwa którymi ją karmił, niewygodne fakty z przeszlości. Wykorzystaj to.
Niestety jeżeli chcesz odzyskać zonę, zasłona wspaniałego kochanka musi spaść z jej oczu. To nie stanie się samo. Dopiero kiedy zostaną zranione jej uczucia do kochanka wróci do Ciebie.

Czy żona dalej kontaktuje się z kochankiem ? Spotykają się w pracy - może zmienic pracę ona albo on ?
Telefony, sms - ciągle nosi przy sobie telefon ?
GG, skype, NK - sa w użyciu - przedtem często przesiadywała przed kompterem, jak jest teraz. Masz key-loggera ?
To wszystko powinno dać Ci informację w jakim stanie jest ich związek.
Ale również wskazówki co możesz zrobić, by żonę wyrwać z amoku w którym jest teraz..

Wszystko to wymaga od Ciebie precyzyjnego zaplanowania i działania zgodnie z planem.
Modlitwa jest potrzebna, o siłę i mądrość dla Ciebie, o opiekę nad zoną.
Natomiast, z samą tylko modlitwą to trochę jak w kawale o wygranej w tot-lotku - "daj mi jakąś szansę , wyślij los na loterię "
Bez Twojego działania, niewiele się stanie.
 
     
TB77
[Usunięty]

Wysłany: 2012-09-25, 14:17   

Nie mam przekonania co do tego czy wspólne spotkanie jest jakimś rozwiązaniem. Jego żona dała mu drugą szansę i chce się odciąć od przeszłości, żeby układać z nim życie na nowo. Jednym z sygnałów tego była wiadomość, którą wysłała do mnie żeby się pożegnać. Nie chcę jej tego burzyć. Nie sądzę też, aby ktokolwiek był zainteresowany takim spotkaniem. Jego żona nienawidzi moją żonę, bo obarcza ją znacznie większą winą za rozbicie rodziny niż jego. Moja żona również jest jakoś "niesłusznie" nakręcona na nią, bo raz że nasłuchała się od niego o jej wadach, a dwa że wini ją za to że stanęła na jej drodze do szczęścia (pozornego szczęścia w mojej ocenie).

Dzisiaj sam zadzwoniłem po raz pierwszy w życiu do tego człowieka. Może szkoda, że dopiero dzisiaj, a może szkoda że w ogóle. Powiedziałem mu żeby się odczepił od mojej żony, że wystarczająco jej zrobił wodę z mózgu. Powiedziałem, że jeśli nie ustąpi ja mam możliwość skomplikowania mu życia do granic możliwości (nie powiedziałem, że to zrobię, ale też mam teraz trochę wyrzuty sumienia, że padły z moich ust słowa niegodne).

Ciągle wierzę, że z czasem moja żona nabierze do niego dystansu. Że moja zdecydowana postawa wygra w jej oczach z jego niezdecydowaniem. Nie wiem czy nie łapię się tutaj w jakąś myślową pułapkę, ale wydaje mi się że gdyby nawet ich związek doszedł w końcu do skutku to i tak szybko się rozleci. Oni będąc ze sobą po kryjomu razem nie stawili w życiu czoła żadnym poważnym problemom. A tych problemów na pewno pojawiłoby się całe mnóstwo. Jestem prawie pewien, że ten facet to cwaniak, który i tak ją za jakiś czas zostawi dla innej. Chciałby teraz być z nią, bo tak jest wygodnie, bo ma ją na widelcu.

Mam nadzieję, że moja żona okaże wobec niego jakąś dumę. Że zrozumie to iż związek z nim jest bardzo ryzykowny, a cena może być zbyt wysoka (mamy dziecko, które ona chce do niego zabrać mimo mojej woli). Ja wiem, że ona teraz czuje się trochę jak dziecko, któremu ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Do tego fakt, iż swój romans utrzymywali w tajemnicy dodawał temu wszystkiemu pikanterii.

Do tego wszystkiego ona jest teraz jeszcze w kontakcie z "przyjaciółką", która jest chrzestną naszego synka. Celowo piszę w cudzysłowie, ponieważ ona zawsze pojawia się wtedy kiedy coś się dzieje. Gdy wszystko szło dobrze i stabilnie wówczas jej nie było. Wiem, że tłumaczy mojej żonie, że nie wierzy w moją przemianę i poprawę dokładając tym samym swoje kamienie na szalę.

Może powinienem pozwolić i pomóc jej odejść, ale wtedy miałbym wyrzuty sumienia, że nie walczyłem do końca. Do tego nie zniósłbym krzywdy wyrządzonej dziecku.

[ Dodano: 2012-09-25, 14:42 ]
A co do tego kontaktu, to tak miałem w wiele rzeczy wgląd, keyloggery itp.
Dzięki temu mam mocne dowody, żeby udowodnić jej winę przed sądem, ale mam nadzieje, że do tego nie dojdzie. Wszystkiego tego zaniechałem w momencie, gdy zdecydowałem się jej przebaczyć.

Rozmawiamy, ze sobą otwarcie i spokojnie. Wiem, że teraz poza pracą nie utrzymuje z nim kontaktu, bo pewnie sprawdza go jego żona. Twierdzi, że mówi mu że nie wie czy chciałaby być z nim znowu, tak samo jak nie wie czy chce być ze mną. Z tą różnicą, że jego kocha i jej na nim zależy, a ja pozostałem dla niej tylko kolegą, z którym ma dziecko i wspólny majątek i zobowiązania finansowe. On chciałby, żeby to ona podjęła za niego decyzję.
 
     
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2012-09-25, 14:42   

Cytat:
Ciągle wierzę, że z czasem moja żona nabierze do niego dystansu

- sama nie nabierze takiego dystansu. On jest dalej jej bohaterem

Dopiero kiedy przekona się że ją wykorzystuje, okłamuje - nabierze tego dystansu.
Mozesz jej w tym pomóc ?

Co do kontaktu z zoną kochanka, potrzebujesz jej pomocy. ale ona również na tym skorzysta.
Zerwiesz kontakty jej męża z Twoją żona.
Tu macie zgodność celów. Wykorzystaj to.
Żona kochanka jest Twoim sprzymierzeńcem.

Żona jest w kontakcie z "przyjaciółką" - według zasady jeżeli nie możemy kogoś pokonać stań się jego "sprzymierzeńcem". Z pewnością wiesz w jaki sposób nakłonić "przyjaciółkę" do rozmów z Tobą. Wtedy będziesz miał pewość ze to co jej powiesz zostanie powtórzone żonie. I to z "wiarygodnego" źródła.
Skorzystaj z tego kanału przekazywania informacji żonie.
Możesz w ten sposób wpływać na jej emocje wobec kochanka i działania wobec niego.

Zadbaj o siebie. Bądź uśmiechnięty, graj rolę zadowolonego z życia faceta. Zadbaj o swój wygląd. Moze siłownia, dobre ciuchy. Znalazłeś drogę do Boga więc masz swoje zaintersowania, wzbogacasz swoją osobowość. Tak trzymaj.
Nie bądź nachalny ze swoją miłością.
Bądx dobrym aktorem, trzymaj emocje na wodzy. I działaj z planem.
Rozbijaj ten romans.

Szczęśliwie masz kilka narzędzi które mozesz wykorzystać.
 
     
Lonia
[Usunięty]

Wysłany: 2012-09-25, 14:56   

Oj ja też wyję z bólu i bardzo cierpię. Byłam bardzo szczęśliwą żoną przez 25 lat. Na wakacjach a byliśmy sporą grupą zauważyłam, że mój mąż adoruje koleżankę której życie małżeńskie układa się byle jak. Byłam poirytowana jego zachowaniem, ale nie szalałam z zazdrości, byłam bardziej czujna. Potem przez kilka miesięcy obserwowałam jego zmiany. Komórkę trzymał na okrągło przy sobie, wyprowadził się z sypialni, był drażliwy i zupełnie inny. Podejrzewałam i obserwowałam a on się wypierał, aż 11 lipca 2010 przechwyciłam esemesa który był zapisany w wersji roboczej i to było 100 % potwierdzenie moich podejrzeń. Zawsze myślałam, że jak mąż mnie zdradzi to wyrzucę i tyle. Nigdy też nie myślałam że po 25 latach może mnie coś złego spotkać. Prosił o wybaczenie, pytał czy ma się wyprowadzić, ale ja kocham go i chyba tylko dlatego postanowiłam spróbować żyć z nim dalej. Cierpię strasznie, wyję ,płaczę, rozmyślam i zastanawiam się kiedy ten koszmar się skończy. Moje życie nigdy już nie będzie takie jak wcześniej, a byłam tak bardzo szczęśliwa. Bólu nie zrozumie nikt jeżeli nie przeżył tego co my-zdradzeni. Czy to kryzys wieku średniego mojego męża? Byliśmy naprawdę bardzo szczęśliwą rodziną , kochane dzieci, dom etc.. Cierpienie po zdradzie jest tak ogromne, że ciężko jest żyć, chwilami brakuje mi sił, a przygnębienie mnie nie opuszcza...

Cierpiałam bardzo i wierzyłam że wszystko się skończyło, a przez kolejne dwa lata co jakiś czas mąż przez nieumiejętność ukrywania się wpadł a to z kartą na doładowania telefonu ( telefon ma na abonament) a to w historii komputera znalazłam że łączył się na czacie z Nią , a to nerwowo wyłączał komputer jak wchodziłam do pokoju itp. Tego typu dowodów było trochę a on się wypierał i twierdził , że to ja mam urojenia , a ja biedna co doszłam do siebie to upadałam i tak przez dwa lata . A wiadomo że osoba zdradzająca wcześniej czy później wpadnie!! I tak też się stało przez to, że moje podejrzenia się nasiliły obserwowałam i nakryłam ich w sierpniu br. razem, wtedy już nie było możliwości wypierania się . Zapytałam męża co ma mi do powiedzenia?. Odparł, że odchodzi od nas, na te słowa byłam bezradna, zadał mi tyle bólu że nie wiedziałam co dalej będzie.

Powiedziałam mu tylko: wiesz tak naprawdę to mi Cię żal, zobacz zostajesz sam zobacz co tracisz: mnie , trójkę dzieci , dom i szacunek u ludzi. Ja mam rodzinę , dzieci , szacunek u ludzi a Ty nie masz nikogo- no może motyle w brzuchu przez chwilę , zobacz co tracisz a co zyskujesz..,. Potem była rozmowa z nią i wszystkie jej słowa zapadły mi w pamięci i grzebię w nich na co dzień i nie mogę zapomnieć. Nie powiem do akcji wkroczył tez mój syn wygarnął i tacie i tej kobiecie wszystko co o nich myśli, nie było to spowodowane moją namową tylko ogromnym przerażeniem i płaczem jego młodszej siostry. Być może przez to mąż otrząsnął się z amoku Mąż też mnie bardzo zranił bo ja dałam mu szansę i powiedziałam że o ile raz na zawsze zerwie z Nią kontakt to dam mu kolejną ale już ostatnią szansę stawiając warunek albo my albo ona, to powiedział że musi to przemyśleć i z nią porozmawiać, wyszedł na dwie godziny porozmawiać z nią. Ja z córką 14 letnią czekałyśmy na powrót mojego męża i na jego decyzję. Wrócił i powiedział :to nie jest łatwa decyzja nie zrobiłem tego dla siebie zrobiłem to dla Was- zostaję z Wami!
Kocham Go bardzo i dlatego dałam mu kolejną szansę choć tak naprawdę ciężko mi zaufać, trzęsę się jak osika na myśl , że może znowu nie będzie uczciwy wobec mnie i dzieci. Wyję, płaczę , cierpię i nie potrafię normalnie funkcjonować. Doradźcie co robić żeby na nowo cieszyć się życiem?
Powiem tylko ,że modlitwa i Wasze forum dodaje mi otuchyi sił . Pozdrawiam
 
     
TB77
[Usunięty]

Wysłany: 2012-09-25, 15:02   

Spotkanie jest ryzykowne, bo mógłbym ostatecznie przerwać jego relacje ze swoją żoną. Przecież na tym spotkaniu on prawdopodobnie by powiedział, że kocha swoją żonę i dlatego się zdecydował z nią pozostać. Następnego dnia w pracy powiedziałby mojej żonie, że musiał skłamać.

Moja żona wie o tym, że został dla dzieci i z powodów finansowych. Uważa go za tchórza.
 
     
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2012-09-25, 15:33   

Cytat:
Spotkanie jest ryzykowne, bo mógłbym ostatecznie przerwać jego relacje ze swoją żoną. Przecież na tym spotkaniu on prawdopodobnie by powiedział, że kocha swoją żonę i dlatego się zdecydował z nią pozostać.

Tak, jest ryzykowne, jeżeli nie zostanie odpowiednio przygotowane.
Jego żona musi być pewna tego co powie.
Sama informacja o spotkaniu dla obu kochanków musi być zaskoczeniem, tak by nie mogli się "ugadać" przed nim .
Jeżeli powie ze kocha swoją żonę - niech Twoja żona to usłyszy razem z Tobą.
Możecie zadać im kilka kłopotliwych pytań na które będą musieli odpowiedzieć :
- czy czuje wstyd za to co zrobił żonie,
- czy powtórzyłby to znowu wiedz8ąc jak skrzydził osobe którą kocha ( czyli swoją żonę)
itd.
kilka pytań na które odpowiedzi, jeżeli będzie stara sie utrzymać relacje ze swoją żoną, będą burzyły wyobrażenie żony o tej "wielkiej miłości".

Podsunąłem ten pomysł, ponieważ podejrzewam ze zona dalej widzi w nim swojego rycerza na białym koniu. Dlatego bez zerwania tej zasłony, wyrwania z amoku nie wróci do rzeczywistości, do Ciebie.
Natomiast w ostatnim poście, piszesz że uważa go za tchórza.
To by znaczyło ze zachodzi w niej jakaś zmiana.
Czyżby potrafiła kochać tchórza ? Możesz utwierdzić ją w tym sposobie myślenie o nim ?
Oczywiście nie mówiąc o tym wprost. Ale, poprzez "przyjaciółkę", otwarty komputer z mailem do kolegi, uwaga rzucona od niechcenia przy jakiejś czynności.
 
     
TB77
[Usunięty]

Wysłany: 2012-09-25, 19:52   

I znowu zawisło widmo najgorszego :( Zauważyłem jakiś dziwny niepokój dzisiaj w oczach żony. Jak tylko wróciłem z pracy wybiegła z domu na spotkanie z przyjaciółką, a może wcześniej z nim. Powiedziała, że jutro wieczorem idzie się spotkać z nim, i że chyba znowu coś się dzieje w jego rodzinie.

Podejrzewam, że postawi jej teraz ultimatum, że jeśli zgodzi się go znowu przyjąć on odejdzie ostatecznie od rodziny. Przez stan jej uczuć do niego widzę, że decyzja może być tylko jedna.

Znowu zawisło widmo kłótni o dziecko i o podział mieszkania, za które jeszcze spłacamy kredyt. Miałem nadzieje, że już będzie spokój i będę mógł pracować znowu na jej miłość do mnie.

Jeśli zakomunikuje mi, że odchodzi do niego czy powinienem walczyć przez sąd o to, aby dziecko zamieszkało ze mną? Nie chcę pogorszenia bliskich relacji z naszym 5 letnim synkiem z tego powodu. Nie chcę, żeby jakimś wzorem dla niego był ten człowiek. Nie chcę, żeby mieszkał z mamą, która wchodzi w związek ze wszechmiar zły i do tego całkiem prawdopodobnie nietrwały.

Czy mogę się nie zgodzić na rozwód i podział majątku? Mam niezbite dowody na winę mojej małżonki oraz na to, że próbowałem do końca ratować małżeństwo.

Boję się, że znowu wracamy do punktu wyjścia a już odzyskiwałem spokój ducha i miałem nadzieje, którymi żyłem. Proszę o modlitwę za nią, aby nie poszła złą drogą.
 
     
AdrianQ7
[Usunięty]

Wysłany: 2012-09-26, 00:23   

Witaj na forum - poczytaj proszę inne wątki z tego działu - niektóre (np. Michała i inne) będą podobne - tam znajdziesz radę, jak się zachować w tej sytuacji. Przede wszystkim więcej pytaj Pana Boga na modlitwie niż nas ... pytaj, aż poznasz odpowiedź. Nie ufaj na razie swoim odczuciom, bo masz je bardzo niepoukładane. Módl się duuuużo i czytaj to forum. To jest bardzo dużo, co możesz zrobić - i chyba najskuteczniejsze...
Pamiętam w modlitwie
 
     
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2012-09-26, 08:41   

Nie bedę dużo pisał bo otrzymałem już ostrzeżenie od admina.
Modlę się za Was, Tobie też polecam modlitwę.
Wiem jednak że Bóg oczekuje od nas nie tylko modlitwy ale i działań.
 
     
TB77
[Usunięty]

Wysłany: 2012-09-26, 11:37   

Czytam właśnie wątek Michała. Rzeczywiście dużo rzeczy pasuje do mojej sytuacji.
Jest jedna zasadnicza różnica. Mamy dziecko i nie możemy osiągnąć w jego sprawie kompromisu. Żona założyła, że dziecko zabierze do swojego nowego związku. Jej argument brzmi "matce się dziecka nie odbiera".

Ja nie chcę jej dziecka odebrać. Ale jako odpowiedzialny ojciec nie chcę pozwolić na to, aby dziecko żyło w związku ze wszech miar nagannym, żeby utraciło właściwą relację ze mną i zmuszane było do przeprowadzki.

Żona nie pojmuje tego, że ja w żaden sposób nie chce ograniczyć jej kontaktów z dzieckiem. Chcę, aby nasz synek pozostał przy mnie, bo tak będzie dla niego lepiej.

Dziecko powinno nas łączyć, a niestety w naszym przypadku nas dzieli, bo dochodzi do kłótni na jego temat.
 
     
AdrianQ7
[Usunięty]

Wysłany: 2012-09-26, 14:01   

Nie fiksuj się na dziecku (choć wiem że to b. trudne) - najważniejsza jest teraz Twoja praca nad sobą i Twoje małżeństwo, Twoja relacja z żoną. Praca nad sobą (ale nie udawanie i aktorstwo, jak pisał Greg) - tylko rzeczywisty wysiłek modlitwy i szukania Boga, i zmiany siebie (jak czytasz to forum - to będziesz wiedział o co chodzi). Tylko tak możesz dać w swym życiu miejsce na działanie Pana Boga... a On działa w sposób cudowny, nieprzewidywalny i najlepszy.

Nie buduj scenariuszy co będzie, nie wymyślaj. Dbaj o dzień dzisiejszy, o modlitwę, Eucharystię, pokój serca. Pan Bóg będzie i towarzyszył.

Aha - i nie stosuj metod niemoralnych, których byś się wstydził powiedzieć żonie, by coś uratować - złe środki nigdy nie prowadzą do dobrego celu. Nie planuj rozwodu (poczytaj tu i na stronie Sychar, jakie jest katolickie podejście do spraw rozwodu), nie myśl o niemoralnych środkach - masz być dojrzały i czysty w tym co robisz, inaczej to budujesz na piasku...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group





Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty
- powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek...
Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>


Błogosławieństwo ks. kardynała Stanisława Dziwisza dla Wspólnoty SYCHAR
Zapraszamy do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rozwód jest potrzebny tylko po to, aby móc bez przeszkód wejść w oficjalny związek z kimś innym
Rozwód nie jest jedynym możliwym zabezpieczeniem | Propozycja odpowiedzi na pozew rozwodowy


"Stop rozwodom" - podpisz petycję !











Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy




ks. Tomasz Seweryn www.ks.seweryn.com.pl 

Rekolekcje ojca Billa w Polsce www.ojciecbill.pl
We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Rodzice wobec rozwodów dzieci - rekolekcje Jacka Pulikowskiego - Leśniów 25-27 września 2009



Tożsamość mężczyzny i kobiety - rekolekcje ks. Piotra Pawlukiewicza - Leśniów 24-26 lipca 2009


Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej



Stawać się sobą cz. 1



Stawać się sobą cz. 2



Wykład o narzeczeństwie i małżeństwie



Kryzysy są po to, by przeżyć je do końca



Kilka słów o miłości






Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4