Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Proszę wszystkich o modlitwę w intencji mojego małżeństwa. Mąż wyprowadził się z domu, jest mi ciężko. Boże daj mi siły, abym mogła wytrwać i abym miała siłę na każdy kolejny dzień. Zabierz ode mnie wszystkie myśli, moje problemy składam w Twoje ramiona. Wszystko w Twoich rękach. Niech się dzieje wola Twoja.
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-31, 09:18
Asiu masz moją modlitwę ,
Jak chcesz pogadać , zapraszam na skypa ten sam nic co tu .
Pogody Ducha
Stanisław1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-31, 10:11
Witaj Asiu!
Wspaniale, że w Waszym kryzysie wołasz o pomoc do Pana Boga! Otrzymasz ją:)
Napisz więcej, albo tu, albo prywatnie, do Mirki, do mnie, do kogokolwiek z forum, dlaczego, Twoim zdaniem Twój Mąż podjął taką decyzję, czy komunikował Ci wcześniej, że nie czuje się dobrze w Waszym małżeństwie? Czy już wcześniej się to zdarzało? Czy macie dzieci? Jak długo jesteście małżeństwem?
Wiem, że bardzo Ci teraz ciężko, ale wierz mi, im więcej wyrzucisz z siebie, teraz, tym łatwiej będzie za tydzień, miesiąc, rok.
To forum zostało stworzone z myślą o ludziach, takich jak my, w kryzysach małżeńskich.
I działa w tym kierunku kapitalnie!
Nie jesteś sama z tym problemem, pytaj, szukaj, zaufaj, znajdziesz wszystkie odpowiedzi na każde z pytań.
Dasz radę!
Będzie dobrze:)
Pozdrawiam serdecznie:)
aja24 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-03, 10:06
Opadam już z sił. Brak nadziei na lepsze jutro. Pobraliśmy się 9 lat temu. Po dwóch latach zaczeliśmy starania o dziecko. Trzy lata spędzone w klinikach, życie wywrócone do góry nogami... I w końcu diagnoza. Mąż nie może mieć dzieci, przyczyna nieznana. Strasznie to przeżył i do dnia dzisiejszego się z tym nie pogodził. Dla mnie każda kolejna ciąża w rodzinie, wśród przyjaciół były jak nóż wbijany w samo serce. Płacz, utrata sensu życia. W końcu, żeby nie okazywać tego mężowi wmówiłam sobie, że to nie jest najważniejsze. W końcu dla mnie najważniejszy jest on. Ale mąż miał w głowie obraz swojej "niemęskości" jak to określał, odsuwał się coraz bardziej pomimo moich zapewnień o miłości i o tym, że on a nie dzieci jest sensem mojego życia. Powoli wszysko zaczęło się jakoś układać. Po jakimś czasie nadszedł pierwszy kryzys. Mąż oznajmił mi, że chyba już mnie nie kocha i chce odejść. Ale okazało się, że dodatkowo nie radzi sobie w pracy i ma problemy natury emocjonalnej. Trafił na 2 letnią psychoterapię. Wydawało się, że wreszcie możemy odetchnąć. Mąż zapewniał o swojej miłości i wszystko zaczęło być piękne. Nadal jednak miał w głowie swoją niepłodność, z którą nie potrafił sobie poradzić. Unikał zbliżeń. Niby wszystko było dobrze, słowa miłości, gesty itp. ale jednak. W lipcu tego roku wszystko wybuchło chyba już po raz ostatni z siłą, która przeraziła nas wszystkich. Mąż trafił do psychiatry (podejrzenie genetycznych zaburzeń osobowości). Bierze leki. Wczoraj miał mieć wizytę kontrolną. Przez kilka tygodni powtarzał mi ciągle, że już mnie nie kocha, że chce wyprowadzić się z domu i że wszystkie zapewnienia o miłości, gesty itp były wymuszone. Chciał na siłę wskrzecić w sobie miłość do mnie, ale nie jest w stanie. Zarzucił mi, że nie poradziłam sobie z brakiem dziecka, przestałam się przez to rozwijać, nie mam w życiu żadnego celu i stałam się dla niego po prostu nieatrakcyjna. Chciałby pobyć z innymi kobietami, spróbować innego życia. Poszliśmy jeszcze na 1 wizytę terapii małżeńskiej (tego chciał mąż). Zapytany jednak przez terapeutę w jakim celu przyszedł, stwierdził że nie wie. Że chce się dowiedzieć czy jeszcze kocha żonę. Kolejne pytania o to, jakiego życia pragnie, jaka miałaby być nowa kobieta odpowiadał "nie wiem", "inna". Terapeuta stwierdził, że dopóki mąż nie określi czego w życiu chce, nie jest w stanie mu pomóc. Sugerował również, że przyczyną tego wszystkiego może być fakt nieporadzenia sobie przez niego z problemem niepłodności. Mąż zdenerwował się i powiedział, że więcej tam nie wróci. Sytuacja w domu stawała się coraz gorsza. Ciągle powtarzane te same słowa. W końcu coś we mnie pękło. Spakowałam jego rzeczy i kazałam wynosić się z domu, skoro cały czas o tym mówi, niech się tak w końcu stanie. Był zaskoczony, ale wyprowadził się. Myślałam, że pęknie mi serce. Życie przestało mieć sens. Mąż stwierdził, że teraz będzie miał czas pomyśleć, czy chce jeszcze ratować nasze małżeństwo. Co jakiś czas pisał smsy lub dzwonił zapytać, jak się czuję i czy sobie radzę. Ot tak, jakby to było kilkudniowe rozstanie. W domu mówił, że on sobie poszaleje przez parę miesięcy a potem przyjedzie na białym koniu mnie odbić. Podczas ostatniej rozmowy stwierdził, że jego myśli się nie zmieniły i że zastanawia się nad wyjazdem na wakacje z koleżanką. To był kolejny cios. Wiem, że często z nią rozmawiał. Dziewczyna jest mężatką z rocznym stażem, kilka miesięcy temu poroniła i stwierdziała, że też nie może mieć dzieci, a i mąż jest do niczego. Tak bardzo zbliżył ich ten wspólny temat, że skończyło się całowaniem. Mąż powiedział mi o tym, gdy odkrył to mąż tej dziewczyny (przejrzał gadu gadu). Stwierdził, że skoro teraz mamy o nas walczyć chce, zebym o wszystkim wiedziała i że nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Ale to było miesiąc temu. Teraz zastanawia się nad wspólnym wyjazdem. Powiedziałam mu, że w takim razie może się już dalej nie zastanawiać nad naszą przyszłością, niech ma czego chce. Przyjął to spokojnie. Powiedział że będzie wynajmował mieszkanie w swoim rodzinnym mieście tam gdzie pracuje i na razie będzie opłacał w połowie nasze mieszkanie. Potem dogadamy się jak to podzielić. Przekreślił już wszystko. Gdy zapytałam go o rozwód (którego nie chcę i sobie nie wyobrażam) zapytał tylko czy mi się spieszy, bo on na razie o tym nie myśli. Wyprowadził się ponad dwa tygodnie temu, wyjechałam wtedy na urlop. Wracam za tydzień. Do pustego domu, bez duszy, bez życia, bez szansy na lepsze jutro... Nie chce mi się żyć...
shehzadi [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-03, 11:36
Asiu, będę o Was pamiętać w modlitwie. Życzę Ci dużo siły na ten trudny czas
aja24 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-03, 11:44
lekarz psychiatra orzekł, że mąż jest zdrowy. Po prostu przestał mnie kochać... dawno temu. To już koniec...
Michalina [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-03, 12:17
aja24 napisał/a:
Chciałby pobyć z innymi kobietami, spróbować innego życia.
???Ja nie rozumiem tych facetów naprawdę....wspieram Cię modlitwą, bo wiem co czujesz, mój mąż też zatęsknił za kawalerskim życiem....ja przeżyłam piekło rozwodu i do tej pory się jeszcze nie ogarniam...proponuję Ci dołączyć do naszej Nowenny zaraz dołącze link
tu jest link od dziś zaczynamy, więc jak się zdecydujesz możesz odmawiać w dowolnym dla siebie czasie i pamiętaj, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych...
aja24 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-03, 12:52
Dla mnie rozwód, to już tylko kwestia czasu. Mąż z wielką troską i spokojem wytłumaczył mi dzisiaj, że teraz muszę o siebie zadbać i zrobić coś dla siebie. Że nasze wspólne życie nie miało już dalej sensu, bo nie było w nim miłości. Pewnie za pół roku albo rok podeśle mi do podpisania papiery i to będzie koniec. Pocieszał mnie nawet, że mogę wnieść o unieważnienie małżeństwa bo nie mamy dzieci i ze względu na niedojrzałość emocjonalną w momencie zawierania małżeństwa. Tak po prostu... łatwe do załatwienia... na uczucia nie ma już miejsca. On się organizuje na nowo... z nową kobietą (zresztą mężatką). Dla niego wiara nie ma znaczenia. Wie, że na pewno to nasz koniec.
Michalina [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-03, 13:03
aja24 napisał/a:
Pewnie za pół roku albo rok podeśle mi do podpisania papiery i to będzie koniec.
Możesz się nie zgodzić na rozwód jeśli kochasz męża i wierzysz w uratowanie małżeństwa, ja tak zrobiłam...co prawda sąd orzekł rozwód, bo nie mamy dzieci itd...ale mam sumienie spokojne, że po ludzku zrobiłam wszystko co mogłam, aby ratować małżeństwo.
aja24 napisał/a:
Pocieszał mnie nawet, że mogę wnieść o unieważnienie małżeństwa bo nie mamy dzieci i ze względu na niedojrzałość emocjonalną w momencie zawierania małżeństwa. Tak po prostu... łatwe do załatwienia...
To nie jest takie łatwe do załatwienia...jak kochasz to nawet unieważnienie nie sprawi, że przestaniesz czuć, ...poczytaj o tym w zakładce "Unieważnienie małżeństwa"
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-03, 16:50
Aja
Uwierz ,że pan Jezus jest w stanie wziąć każdą stratę w Twoim życiu i napełnić puste miejsce dobrem.
Nie jesteś sama, On jest cały czas przy Tobie, powierz Mu swoje życie, postaw na pierwszym miejscu, zaufaj Mu...
Jego miłość nigdy nie zawodzi....NIGDY
Bóg jest Miłością, Twoje życie w Jego rekach, czego się więc bać?
Przytoczę Ci fragment z " Naśladowania Chrystusa" Tomasza a Kempis
"O Tym ,że trzeba wzywać pomocy Boga i ufać Jego łasce".
"Czyż dla mnie istnieje coś trudnego, albo czy to podobne do mnie, abym obiecał i nie spełnił obietnicy?
Gdzież jest twoja wiara?Trwaj w wierze i wytrwałości. Bądź cierpliwy i dzielny, przyjdzie pociecha w swojej porze.
Czekaj na mnie, oczekuj, przyjdę i uleczę cię.
To co Cię dręczy, to tylko próba, to, co cię przeraża, to próżna obawa"
I jeszcze fragment z tego samego rozdziału:
"..nabieraj sił w blasku mojej miłości, bo jestem tuż, mówi Pan, aby wszystko odbudować i nie tylko oddać ci w całości , ale jeszcze obficiej pomnożyć"
Pan Bóg z każdego zła jest wstanie wyciągnąć dobro, z każdego.
A gdy "odkryjesz" Jego miłość w swoim życiu, nic już nie będzie takie same
Módl się , proś Boga o pomoc, On słyszy każde Twoje westchnienie....ból minie
Uwielbiaj Boga w swoim życiu, to przynosi ulgę
trzymaj się, będzie dobrze
aja24 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-03, 17:26
Dziękuję Ci z całego serca Malwina. Może tak właśnie miało się stać. Upadam w modlitwie i wierze, bo ciągle oczekuję że Pan rozwiąże sytuację tak jak ja to widzę. A może właśnie ma być inaczej. I teraz zostaje mi gorliwa modlitwa o to, by Pan pomagał mi się podnosić a z czasem nie upadać. By wziął w swoje ramiona moje cierpienie i pocieszył, a z czasem przywrócił radość życia.
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-03, 18:14
Uwierz , naprawdę się tak stanie
Na początku strasznie się bałam mówić "bądź wola Twoja"....teraz chce tylko,żeby Jego wola wypełniła się w moim życiu....
Sytuacja w moim małżeństwie się nie zmieniła, z mężem nie mam żadnego kontaktu, ale wiesz Pan przyszedł ze Swoją miłością i wypełnił nią cale moje serce, a takiej miłości nie da Ci nikt, tylko On
Jego miłość jest wierna i nie do pojęcia, leczy zranione serce.
Bóg chce żebyście byli razem, On Wam pobłogosławił, dla Niego jesteście jedno, pomoże Wam powstać z upadku, pomoże zbudować małżeństwo , "od nowa", na skale...
Potrzeba cierpliwości
Zobaczysz,że ten spokój , który poczujesz w sercu świat Ci nigdy nie da, tylko Bóg
Mówi się,że "dzień dość ma swojej biedy"i wiesz to jest dobre rozwiązanie, żyć dniem, ale w takim sensie ,żeby nie zadręczać się przyszlością, powierzyć ją Bogu i jak tu każdy pisze" nie pisać scenariuszy"
Powierz Bogu swoje życie, swoje małżeństwo- nie zawiedziesz się
Modlitwa za Twojego męża, choć przyjdą dni,że będzie Ci trudno się za niego modlić, to jednak ona sprawi,że pokochasz męża , zupełnie inną miłością, o wiele dojrzalszą
Panie Jezu, ty sam przyjdź im z pomocą.
Panie bez Ciebie nic się nie ostoi a z Tobą wszystko staje się święte, pomóż im powstać z upadku, przywróć blask ich małżeńskiej miłości.
Będe pamiętac w modlitwie.
aja24 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-03, 18:36
Składam całą nadzieję w Panu, ale jak sama wiesz czasami Pan zabiera nam jedno, żeby dać drugie. Wiem o nierozerwalności małżeństwa, dla mnie to świętość. Ale tak czasem myślę, że skoro nie dane nam było doczekać się upragnionego dziecka (choć to pewnie było bardziej moje, niż męża pragnienie), a dodatkowo ta walka spowodowała, że mąż się ode mnie odsunął, a z czasem przestał kochać może oznaczać coś zupełnie innego niż nam tak po ludzku się wydaje. Kościół nie uznaje rozpadu małżeństwa, odsuwa nas od sakramentu Komunii, ale nie ma takiej mocy, żeby wyrzucić z naszego serca Jezusa. Jeżeli On w nas zostanie, wtedy będzie miłość i radość. Wcześniej (kiedy w małżeństwie było dobrze) praktykowałam, ale nigdy nie byłam tak blisko Jezusa jak teraz. Codziennie odkrywam nowe rzeczy. Książka, do której się odwołałaś "O naśladowaniu Chrystusa"..... coś wspaniałego. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam. Teraz czytam wersję elektroniczną i nie mogę przestać. Do tego wszyscy ludzie, każdy wspiera modlitwą, każdy chce pomóc. A ja myślałam, że zostałam sama jak palec... BÓG jest wielki i miłosierny i obym nigdy nie zeszła z drogi do nieba. Dopomóż mi w tym Panie!
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-03, 19:26
I tak trzymaj
ja też "nie zdążyłam mieć" dziecka, ale wierzę ,że Bóg mnie kiedyś dzieciątkiem obdarzy, jak i Ciebie :)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.