Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2012-04-01, 19:07 kolejny kielich goryczy
Nawet nie wiem od czego zacząć. Staż małżeński prawie 21 lat, przystojny, kulturalny dobrze wykształcony mąż, dwójka wspaniałych dzieciaków, dom z ogrodem, babcia czekająca z obiadem ...idylla. Tak mogli patrzeć na nas ludzie z "zewnątrz". W środku już nie tak słodko... Zamieszkaliśmy z moja mamą ( dziś wiem, że użyła szantażu emocjonalnego pt. to ja tyle lat łożyłam na studia, a ty wracasz i mnie masz w gdzieś? Ja sie chyba powieszę ) wybudowaliśmy wspólny dom. Mąż pracował w korporacji, wracał późno, coraz mniej angażował się w życie rodziny i coraz bardziej obrastał w piórka swojej wyjątkowości. Wybuchały kłótnie bo uważałam, że powinien mniej pracować, więcej być z nami. Przykre słowa "nie podoba ci się to się rozwiedź" padały miliony razy. Potem w zamian równie dużo sms i telefonów z zapewnieniami o miłości, po powrocie prezenty , a po góra dwu tygodniach znowu kłótnie. Sama z problemami, które mąż ignorował lub wyśmiewał ,a matka krytykowała (jego i moją postawę,) żyłam sobie coraz bardziej sfrustrowana ... Aż mąż dwa lata temu stracił pracę.Myślałam, że to będzie miało dobre strony, że zbliżymy się.. Nic podobnego. Zero zaangażowania w prowadzenie domu, ignorowanie coraz większych kłopotów finansowych ( jeszcze na chleb masz, jeszcze masz debet itd.) do tego doszła jeszcze nieuczciwość ( dopiero z pitu dowiedziałam się ile powinno być pieniędzy). Awantury wybuchały z byle problemu, miedzy nami i miedzy nim i moja matką. która raz że widziała jak mnie traktuje, dwa miała receptę na szczęście dla nas wszystkich okraszoną epitetami pod adresem męża. Powstała wbrew mnie firma. która nie przyniosła żadnych zysków. Dziś, po roku nie wiem nawet jakie mamy długi. Obecnie Mąż znalazł sobie śmieszną ( nie starczy na jego utrzymanie) pracę 200 km od domu i z komentarzem, że będzie sobie musiał radzić wyjechał. Słowo rozwód padło już chyba za dużo razy , bo nawet dzieciaki mają już dość tego permanentnego konfliktu i moich łez. I już prawie myślałam o rozstaniu poważnie...ale wrócił na chwilę i przepraszał ( rzadko mu się to zdarza) prosił żebym zgodziła się na terapię małżeńską. Że mu zależy. Znowu dostaje sms o tym że kocha... ( ja już znam tą miłość) Nie wiem, co robić. Jestem uwikłana w toksyczny związek z własną matką i manipulację z mężem. Mam straszne myśli...nie wiem co robić.
Byłam dziś u spowiedzi. Ksiądz powiedział, że powinniśmy szukać mediatora. Tylko gdzie go szukać?
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-01, 19:42
Anetko witaj na forum.
To ze maz mowi o terapii wydaje mi sie ze dobrze rokuje, chce budowac.:)
Cytat:
Ksiądz powiedział, że powinniśmy szukać mediatora. Tylko gdzie go szukać?
swietny pomysł, wiele informacji jest w necie wystarczy wpisac slowo mediator i nazwe miejscowosci
upewnic sie ze mediator fachowy i z doswiadczeniem.
Cytat:
Jestem uwikłana w toksyczny związek z własną matką
masz juz swiadomosc problemu a to juz pierwszy krok do uzdrowienia problemu.
Milej lektury forum i z Panem Bogiem. Wspieram modlitwą.
mada27 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-01, 19:56
po pierwsze zacząć od przestrzegania tego co jest w Biblii:
opuścić rodziców
bez tego Twoja własna rodzina nie ma szans na jakiekolwiek uleczenie i scalenie
aneta3211 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-01, 21:12
Dziękuję, że jestem miedzy wami.
Wszystko wydaje się łatwe, terapia z mężem, rozstanie z matką. Ale..
- nie wiem, czy mój mąż tym razem zamieni słowa w czyny. Ile potrwa poprawa? Czy ja mu jeszcze wierzę? Kocham w nim człowieka, którym bywa coraz rzadziej. Ciepły, uprzejmy, czuły. Od wielu już lat częściej jest inny. Lekceważący, wyniosły. Chce mieć spokój, a każde moje prośby, lęki, problemy , pytania, doprowadzają go do złości. Ja płacze urażona, on rozgłasza tv i śmieje się z głupiego filmu. To bardzo boli. Mój bunt , mówienie o potrzebach sprowadza się do jednego- ja się nie zmienię, możesz się przecież rozwieść. On powiadamia mnie o swoich decyzjach., nie konsultuje ich. ..I nagle odmiana ( znowu miłość na odległość) , a może kolejna manipulacja za którą nic nie stoi. W sumie zrobił co chciał. Przyjął pracę, wyprowadził się, teraz będzie nas odwiedzał...A może sama zadbać o mediatora? Ale dlaczego znowu ja?
- próbowałam rozmawiać z matką. Ona się nie zmieni.Taki ma charakter, zawsze będzie żyła naszym życiem i uszczęśliwiała na przymus. Tylko jak zostawić ją teraz prawie 70 letnią? Ona czuje się oszukana, porzucona. Ja, mimo doznanych od niej krzywd ( ciągłej krytyki , pouczeń) rozumie ten punkt widzenia. Ona nie rozumie mojego...
- moje poczucie odpowiedzialności za rodzinę, matkę, utrzymanie domu, szczęście dzieci, zabija mnie codziennie.
mada27 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-01, 21:28
aneta3211 napisał/a:
nie wiem, czy mój mąż tym razem zamieni słowa w czyny. Ile potrwa poprawa? Czy ja mu jeszcze wierzę? Kocham w nim człowieka, którym bywa coraz rzadziej. Ciepły, uprzejmy, czuły. Od wielu już lat częściej jest inny. Lekceważący, wyniosły. Chce mieć spokój, a każde moje prośby, lęki, problemy , pytania, doprowadzają go do złości. Ja płacze urażona, on rozgłasza tv i śmieje się z głupiego filmu. To bardzo boli. Mój bunt , mówienie o potrzebach sprowadza się do jednego- ja się nie zmienię, możesz się przecież rozwieść. On powiadamia mnie o swoich decyzjach., nie konsultuje ich. ..I nagle odmiana ( znowu miłość na odległość) , a może kolejna manipulacja za którą nic nie stoi. W sumie zrobił co chciał. Przyjął pracę, wyprowadził się, teraz będzie nas odwiedzał..
to są lata zaniedbań i braku pracy nad związkiem
nikt nie zna odpowiedzi na te pytania
jedyne co możesz zrobić to to czego wymaga Pan Bóg, przestrzegac jego przykazań, które są Tobie potrzebne, i to dopiero będzie początek takiego "zaczynu" do pracy nad sobą - bo tylko nad sobą możesz pracować
jak zrobisz ten krok, to potem dopiero objawi się następny
głupie jest oczekiwanie gotowego scenariusza ile co potrwa, czy się uda itp bo nic to Tobie nie daje, w niczym nie pomaga, i dodatkowo zadawanie tego rodzaju pytań powoduje że nic nie robisz, nic się nie zmienia, bo siedzisz i się zastanawiasz co będzie
aneta3211 napisał/a:
próbowałam rozmawiać z matką. Ona się nie zmieni.Taki ma charakter, zawsze będzie żyła naszym życiem i uszczęśliwiała na przymus. Tylko jak zostawić ją teraz prawie 70 letnią? Ona czuje się oszukana, porzucona. Ja, mimo doznanych od niej krzywd ( ciągłej krytyki , pouczeń) rozumie ten punkt widzenia. Ona nie rozumie mojego...
bez zostawienia rodziców dziecko nie może budować nowej rodziny
u Ciebie matka jest i tak bardzo głęboko wpuszczona i wręcz wrośnięta w Twoją nową rodzinę
Pan Bóg pokazuje jak to ma wyglądać mówiąc "opuści ojca swego i matkę swoją", i to opuszczenie jest niezbędne na drodze do dojrzałości i do budowania swojego związku małżeńskiego
i tak naprawde jest dopiero początkiem na tej drodze, wogóle ją umozliwiającym
hmm, co zrobić teraz gdy się nie posłuchało w tym Pana?
prawde mowiąc to nie wiem
mleko rozlane, mama już stara jest
ale czy jest na tyle niedołężna zę wymaga Twojej ciągłej opieki?
czy to że żyje Waszym życiem i siedzi z nosem w Waszej rodzinie to po prostu jej sposób na życie? na nude, na to że woli zjmować się komś nie sobą?
mogłaby zadbać o głębszą relacje z Panem Bogiem, zadbać o swoje zbawienie, a nie żyć nie swoimi sprawami
wydaje mi się, że uwolnienie od jej wpływu jest niezbędne dla ratowania Waszej rodziny, ale czy to da się zrobić bez tego co mówi Pan, czyli bez opuszczenia???
wg mnie nie
ja sie w takich kwestiach słucham Boga
gdyby On chciał zebyśmy żyli z rodzicami, i żeby oni brali czynny udział w naszych małżeństwach na pewno by o tym w Biblii wspomniał
ja na Twoim miejscu w pierwszej kolejności modliłabym się o światło, co zrobić, jak doprowadzić do spełnienia nakazu opuszczenia rodziców (nie powinno się tego mylić z brakiem pomocy potrzebującym zniedołężniałym struszkom - ale ta zawsze ma być na zasadach odrębności nowej rodziny ale to inna kwestia)
to pierwszy krok żeby wogóle mówić o ratowaniu czegokolwiek
aneta3211 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-01, 22:06
Wiem, że zamieszkanie z matką ( wdową) było błędem. Pisałam już co mnie do tego skłoniło. Szantaż i poczucie obowiązku i odpowiedzialności. Myślę, że dzisiaj każdy żałuje tej decyzji. Ona z nami, wiecznie skłóconymi, też nie jest szczęśliwa. Ale nas prawie już nie ma... Zadane przeze mnie pytania mado to wyartykułowane wątpliwości, a nie prośba o receptę. Sama po prostu gubię się w tym wszystkim. Na forum często czytałam o stawianiu granic. Prawda jest taka, że w życiu robiłam to chyba bardzo nieudolnie. ( ale może dlatego to małżeństwo przetrwało 20 lat ?) Dziś czuje się uwikłana, nie wiem co robić, komu ufać i komu wierzyć. jedno co przychodzi mi do głowy, to oddać się Bogu , a inicjatywę przemian pozostawić innym ( mężowi).
mada27 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-01, 22:11
a praca nad sobą?
nad swoim rozwojem?
aneta3211 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-01, 22:30
Nie wiem czy dobrze rozumiem. Kochana staram się żyć, a to dla mnie dzisiaj dość trudne. Codziennie rano wychodzę do pracy. Pracuję z dziećmi z deficytami rozwoju i niepełnosprawnymi - tam zapominam o kłopotach. Ta praca wymaga ode mnie ciągłych poszukiwań, jest wyzwaniem. Żeby pomagać - stale poszukuje. Biorę każdą możliwą dodatkową godzinę. Wracam z pracy i tu dogania mnie czas dla syna i obowiązki domowe. Potem jest już noc...modlitwa i straszne myśli.
mada27 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-01, 22:37
Drzewo po owocach się poznaje.
Masz piękną prace, fajnie że masz czas dla syna itd
to codzienność
żeby owoce były dobre - udane małżeństwo, pokój serca, dojrzałość-czyli m.in. funkcjonowanie bez mamy, nie danie się jej zmanipulować itd to niestety troche jak widac nie wystarcza
mówię o rozwoju duchowym, o integracji wewnętrznej, która umożliwia wogóle tworzenie rodziny, bycie małżonkiem
czy coś w tym kierunku robisz?
czy takie owoce jaki masz Ci wystarczają i Ci się podobają?
aneta3211 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-01, 22:45
tu się chyba zaniedbałam... co radzisz? od czego zacząć?
mada27 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-01, 22:57
każdy na forum pewnie poradzi to samo;)
od czytania ksiązek, słuchania konferencji np. ks. Pawlukiewicza, znajdź sobie jakieś rekolekcje, które albo poczujesz ze Ci potrzebne albo ktoś może polecił, ja dodatkowo poszłam na terapie, ale tak naprawde nie jest to typowa terapia, ale po prostu praca nad swoim rozwojem, nad poznawaniem siebie, emocjonalności, ucze się tego co Pan Bog mówi nam, uczę się nauki Kościoła - na kazdy temat, a szczególnie na tematy związane z rodziną, z małżeństwem
szukam, czytam o roli kobiety, o komunikacji w rodzinie i międzyludzkiej wogóle
i w sumie nie wiem jak mogłam wczesniej funkcjonować nie interesując się tym, i jak mogłam żyć az tyle nie wiedzac (a w powijakach moja wiedza)
ale co mogę Ci napisać od siebie to naprawdę odkąd zaczęłam pracować nad sobą to moje życie, moje małzeństwo zmieniło się i zmienia na coraz lepsze, mąż się zmienia z dnia na dzień, zaskakuje mnie często, zaczeliśmy się dogadywać, bardzo sie zbliżyliśmy, nigdy tak dobrze nie było
nie wiem dokładnie jak to się stało, ale na pewno bez pracy nad swoją dojrzałością, integracją nasze małżeństwo albo by się rozpadło, albo byoby coraz gorzej i może jakoś byśmy wegetowali
dlatego tak podkreślam i namawiam kazdego, żeby iść w tym kierunku, własnie pracy nad sobą - nad swoją duchowością integracją, bo bez tego owoców u mnie było brak
zachęcam też do pracy nad sobą z kimś, z kier. duchowym, z terapeutą - ale nie z łapanki (no ale to już osobny temat jak wybrac itp)
Jezus też zachęcał na s do rozwoju, mamy drogę swoją kazdy do przebycia, i to jest droga w przód, a nie do się kręcenia w miejscu, to czy się poruszamy do przoddu własnie rozwój nasz wyznacza, bo cóż innego?
[ Dodano: 2012-04-01, 23:05 ]
napisz może chociaż tak mniej więcej z jakiego regionu Polski jesteś, może ktoś coś poleci jakieś grupy, spotkania, konferencje
jak się rozejrzysz to sama zauważysz że sporo tego dla osoby która chce się zmieniać, pracować
sens naszej pracy nad sobą jest tylko jeden tak naprawde: żeby innym było z nami chociaż troche lepiej
i ludzie zaczynają lgnąć do osoby ktra potrafi kochać, alceptować i jednocześnie wymagać (czyli własnie stawiać granice), w dalszej kolejności taką postawa pobudza się innych do rozwoju
ale wiem, że moje gadanie tak naprawde nic nie znaczy i nic nie zmieni w niczyim życiu jeśli człowiek sam nie będzie chciał nic robić
aneta3211 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-01, 23:15
Na początek bardzo dziękuję Ci że ze mną tu dzisiaj jesteś.
mada27 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-01, 23:24
Bliżej Ciebie jest na pewno Twój Anioł Stróż
pogadaj z nim
mi pomagał w wielu sprawach
i proś Ducha Świętego o pomoc w modlitwie i w pokazaniu drogi, takiej konkretnej, do rozwiązania tego co zawikłane
też w tej intencji się pomodle
i pewnie kazdy kto czyta Twój wątek
aneta3211 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-01, 23:25
Z psychologią rodziny miałam do czynienia nie raz. Ostatnio uświadomiłam sobie ze prowadziłam z mężem gry małżeńskie. ja sie źle czułam- on był opiekuńczy. Chwilowa homeostaza kwitła... Stawianie granic, mediacje, mówienie o potrzebach, negocjacje tez niby nie są obce mi , ani mojemu mężowi. Zycie pokazuje jednak , że teoria i praktyka nie zawsze idą w parze. Myślę, że potrzebujemy rzeczywistej terapii, przewodnika duchowego. Ciesze się, że i on wpadł na ten pomysł. Mieszkam w pobliżu Warszawy i Płocka .Jesli mogłabyś soc podpowiedzieć będę bardo wdzięczna. Tymczasem, znalazłam i juz wydrukowałam Nowennę Pompejańską. Dzis Palmowa Niedziela, byłam u Spowiedzi, dzis zacznę ja odmawiać w intencji uzdrowienia mojego małżeństwa. Jeszcze raz dziękuję za to, że tu dzis ze mną byłaś. Życzę dobrej nocy. Zajrzę tu jutro. Pozdrawim
[ Dodano: 2012-04-01, 23:27 ]
Czuje Twoje wsparcie, jeszcze raz dziękuję i za modlitwę i za to że jesteś.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.