Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Bezradność
Autor Wiadomość
Syrenka333
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-28, 14:01   Bezradność

Witam wszystkich. Mam bardzo poważne problemy a jestem już bliska stwierdzenia że nikt nie może mi pomóc. Jestem zamężna od 2 lat (ślub kościelny). Swojego męża znam od prawie 9 lat. Ja - energiczna, optymistka, ciągle niosąca pomoc innym czasami zapominając o sobie, towarzyska itd. Mój mąż - chyba do przesady melancholik, ciągle niezadowolony, obwiniający za wszystko wszystkich tylko nie siebie, niepunktualny, niesłowny, izolujący się od ludzi itd. Mimo że wiedziałam jaki jest nie potrafiłam nigdy zakończyć tej znajomości - może czułam się samotną jedynaczką, którą inni postrzegali jako osobę z wielkimi wymaganiami chociaż nigdy tak nie było.

Dwa i pół roku temu zaszłam w ciążę, byłam zbyt zdezorientowana by to wszystko przemyśleć na spokojnie, rodzice nalegali na ślub, który w końcu się odbył, miesiąc przed ślubem z całego tego stresu i zdenerwowania poroniłam i już zupełnie nie wiedziałam co robię.

Dziś mam na koncie trwającą od roku depresję, z którą walczę samotnie z psychiatrą, opiekuję się chorą teściową i kończę studia za mojego męża (pisanie pracy, załatwianie formalności). Czuję się wyeksploatowana, samotna i bezradna. Rozmowy i ciągłe obietnice ze strony mojego męża są bez jakiegokolwiek pokrycia. Moje życie jest dostatnie ale puste uczuciowo. Nie wiem co mam robić, mam dopiero 25 lat a czuję że moje życie jest już przegrane.

Jestem mocno wierząca i bardzo zależało i zależy mi na uratowaniu mojego małżeństwa ale co dalej? Mój mąż jest jak duże dziecko, mimo 32 lat wiem że jest nieodpowiedzialny - na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie mieć z nim dzieci - już nie dałabym rady.

Proszę bardzo o poradę-jak mam postąpić-czuję że dalsze życie w takich realiach doprowadzi mnie do destrukcji - depresja jest bardzo silna - jestem twarda i z wiarą patrzę w przyszłość ale boję się o siebie.
 
     
maryniaa
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-28, 17:20   

Syrenka333 napisał/a:
doprowadzi mnie do destrukcji - depresja jest bardzo silna - ka333"]Jestem mocno wierząca
jestem twarda[/quote]

mocno wierząca i twarda, to nie doprowadzi Cie to do destrukcji . Wzrastaj w Prawdzie i uwielbiaj Pana Boga za każdy dzień , mocno wierzysz ? to napewno wierzysz ,że Pan Bóg kocha cie miłością , którą trudno sobie wyobrazić ,...zatem nie bój sie o siebie skoro Pan z Tobą.
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-28, 22:46   

Syrenka333 napisał/a:
Dziś mam na koncie trwającą od roku depresję, z którą walczę samotnie z psychiatrą, opiekuję się chorą teściową i kończę studia za mojego męża (pisanie pracy, załatwianie formalności).
- Syrenko a gdzie tu miejsce dla twojego męża-dla faceta.Czy ty nie widzisz ,że ciągle podsuwasz mu poduszke aby nie zabolało zycie?to ty potrzebujesz opieki a ciągle dajesz z siebie zbyt wiele.
Dlaczego meża studia mu nie pozostawisz,dla mnie to chora sytuacja,kto w koncu studiuje ty czy on.mozesz pomóc w pisaniu prac ale formalności to chyba już jego półka,narzekasz ,ze on nie jest odpowiedzialny a gdzie i jak ma się nauczyć tej odpowiedzialności ,kiedy to ty go wyręczasz przy każdej okazji.Dlaczego nie pomaga ci przy chorej jego matce?jeżeli nie pozwolisz mezowi dojrzec ,nie pokażesz ,że sa konsekwencje za swoje błędy to nie licz na to ,ze on się pozbiera bo myslę ,że jemu jest tak dobrze.ja tez popełniłąm dużo błędów aż wreszcie przestało mi się to podobać i dzis ucze się życia na nowo wcale nie łatwiejszego ale INNEGO.Pogody ducha życzę w dojrzałym działaniu :lol:
 
     
AdrianQ7
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-28, 23:16   

Witaj, gogol dobrze napisał.

Postanów sobie dużo czasu spędzać na modlitwie, najlepiej adoracja Najświętszego Sakramentu - znajdź kościół z adoracją. Na niej oddawaj w ręce Jezusa Twoje zranione przed grzechy i przez innych swe serce - On będzie je brał i uzdrawiał. To pomoże Ci podejmować dobre decyzje. Pozdrawiam, będę pamiętał w modlitwie za Ciebie.
 
     
Agnieshka
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-28, 23:28   

Syrenko,

mocno ale to mocno trwaj przy BOGU. Nie da sie inaczej w takich sytuacjach.

Bede pamietac w modlitwie.


Pozdrawiam.
 
     
Syrenka333
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-29, 11:22   Podziękowania

Dziękuję wszystkim za wsparcie, wiem to prawda - staram się wszystkich uchronić przed złem, a sama stykając się z nim na każdym kroku staję się coraz bardziej samotna i przerażona. Nie wiem tylko czy potrafię przestać ciągle ,,podkłądać każdemu poduszkę" przed prawdziwym życiem, a szczególnie mojemu mężowi. Wydaje mi się że gdy tak uczynię stanę się egoistką, inni będą mnie źle postrzegali. Mam chyba taki dar przewidywania zagrożeń i wyczytywania ludzkich potrzeb - zawsze staram się je wyprzedzić i pomagać innym.

Tak to prawda - mąż zawsze dotychczas był mocno chroniony przed życiem przez swoich rodziców, szczególnie przez ojca, a ja teraz poprzez moją opiekę nad teściową spłacam ten dług wdzięczności za troskę (czuję się jak jedna tylko osoba w tym małżeństwie - wszystko co ja zrobię będzie oceniane - odpowiadam za nas oboje). Kiedy mąż zrobi źle a ja się wstrzymam od jakiegokolwiek działania to mam wrażenie że w oczach innych to ja ponoszę winę, a kiedy ja zrobię dobrze to zasługa całego małżeństwa a nie moja - tak widzą inni).
Nie wiem czy nie jest za późno na naukę życia dla mojego 32-letniego męża, nie wiem jak zniosę jego zamykanie się w pokoju i brak kontaktu ze mną w sytuacji tych jego niepowodzeń - jest to zachowanie typowego obrażonego na cały świat chłopczyka.
Jak z nim rozmawiać żeby to zrozumiał, może to kwestia wychowania i już nigdy nie nauczy się on odpowiedzialności.

A co ze mną, jak ja mam być szczęśliwa, jak i komu mówić że ja też potrzebuje pomocy???????
 
     
Agnieszka
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-29, 11:50   

Witaj syrenko

Przytoczę ci mądre słowa mądrego człowieka

Moje prywatne motto życiowe, które wymyśliłem dawno temu w dość szczególnych okolicznościach: "Planuj działania, a nie efekty!", a więc nie żyj pod presją wyniku. Jego wyjątkowego znaczenia w zakresie redukcji życiowych rozczarowań tłumaczyć chyba nie trzeba. Meszuge-alkoholik.

Nie jesteś bezradna. Nie ma takiej sytuacji w życiu, w której nie można byłoby sie określić i dokonać wyboru. Dużo siły i cierpliwości. życzę.

O różnicy między bezradnością a bezsilnością tutaj - http://www.deon.pl/inteli...-to-dobrze.html
 
     
AWS
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-29, 14:50   

"Wydaje mi się że gdy tak uczynię stanę się egoistką, inni będą mnie źle postrzegali. Mam chyba taki dar przewidywania zagrożeń i wyczytywania ludzkich potrzeb - zawsze staram się je wyprzedzić i pomagać innym. "

Syrenko! to mi wygląda na ogromny Twój lę przed odrzuceniem. A taki lęk jest wtedy, gdy zaniżone poczucie własnej wartości. Dlaczego nie widzisz siebiejako urzekajacej kobiety, córki Boga? Dlaczego musisz zabiegać o akceptację innych? Musisz być innym potrzebna, by odnależć sens życia?

[ Dodano: 2012-02-29, 14:58 ]
"...a ja teraz poprzez moją opiekę nad teściową spłacam ten dług wdzięczności za troskę (czuję się jak jedna tylko osoba w tym małżeństwie - wszystko co ja zrobię będzie oceniane - odpowiadam za nas oboje). Kiedy mąż zrobi źle a ja się wstrzymam od jakiegokolwiek działania to mam wrażenie że w oczach innych to ja ponoszę winę, a kiedy ja zrobię dobrze to zasługa całego małżeństwa a nie moja - tak widzą inni)..."

Dziewczyno nie matkuj swojemu mężowi, bo matkę to jeszcze on ma. Ty jesteś żoną i odpowiadasz tylko za własne poczynania. Twój mąż nie jest ubezwłasnowolniony, byś musiała czuć się odpowiedzialna za niego, a już na pewno nie wolno Ci odwalac za nigo pracy na studiach. Nigdy nie jest za póżno, by dojrzeć i wziąć odpowiedzialność za swoje życie! Dopóki jednak sama będziesz męża wyreeeęczać we wszystki, dopóty on nie dojrzeje. Jego "chłopczykowate" zachowania będa sie pogłębiać, ąż w końcu w wieku40-50 lat stać go bęzie już na bunt wobec "dorosłej, a podcinajacej mu skrzydła" żony. Buduj małżeństwo patnerskie póki jeszcze nie za póżno! A jak ciężko i żle, to do Maryji i do Jezusa!
 
     
Norbert1
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-29, 15:14   

Syrenka333 napisał/a:
A co ze mną, jak ja mam być szczęśliwa, jak i komu mówić że ja też potrzebuje pomocy???????

:-D a ja ugryze to z innej strony....

nauczono mnie zaradności,nauczono siły,nauczono że we wszystkim dam rade ,nauczono że podołam kazdej sprawie..

tak zapakowany plecak poniosłam w zycie..dzwigajac siebie..dżwigając innych ..dżwigajac wkoncu męża...

ale ciężar zbyt duzy i kolana się ugieły...
poczuty wówczas ból dal myslenie -
a w nim

czy faktycznie jestem taka silna!!!!....
a odpowiedż??
zapewne

nie jestem ,przeciez ja tez potrzebuje
wsparcia
pomocy
zrozumienia
pogłaskania

tylko jak o tym powiadomić świat:
by wiedzieli i zrozumieli to

heee
czasami wystarczy powiedziec głośno:

LUDZIE ..tez jestm słaba i nie we wszystkim sobie radzę

stać cie na to syrenko??

pozdrawiam
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-03-01, 03:51   

Syrenka333,
Witaj ,
po lekturze Twojego postu nasunęły mi się takie skojarzenia:
Syrenka333 napisał/a:
Ja - energiczna, optymistka, ciągle niosąca pomoc innym czasami zapominając o sobie, towarzyska itd. Mój mąż - chyba do przesady melancholik, ciągle niezadowolony, obwiniający za wszystko wszystkich tylko nie siebie, niepunktualny, niesłowny, izolujący się od ludzi itd. Mimo że wiedziałam jaki jest nie potrafiłam nigdy zakończyć tej znajomości

Zestawienie charakterów na tyle różne,że jakoś pachnie mi to uzależnieniem wzajemnym. Myślę,że jednak psychiatra zwrócił Ci na to uwagę.

Syrenka333 napisał/a:
Dwa i pół roku temu zaszłam w ciążę, byłam zbyt zdezorientowana by to wszystko przemyśleć na spokojnie, rodzice nalegali na ślub, który w końcu się odbył, miesiąc przed ślubem z całego tego stresu i zdenerwowania poroniłam i już zupełnie nie wiedziałam co robię.


Z punktu widzenia psychiki najwyraźniej nie byłaś na 100% przekonana do tego ślubu i odbył sie niejako pod presją otoczenia, teraz możesz odczuwać z tego powodu jakiś rodzaj buntu i to skutkuje pewnym rozbiciem, do tego ta sytuacja wygląda, na jakieś silne uzależnienie od zdania innych, a gdzie Twoje? Wolna wola czy przymus? Piszesz o dezoriętacji więc może i do macierzyństwa także nie byłaś psychicznie gotowa?

Z punktu widzenia duchowego:
-ciąża przed ślubem
-zgon nienarodzonego dziecka
Obie te sprawy bardzo poważne i rzutujące na psychikę i ducha kobiety bardzo silnie, do tego chyba nie do końca wolna wola wstapienia w zwiazek małżeński, jakieś wymuszenie środowiska. Zachęcam dom szczerej rozmowy z osoba duchowną, bo bez spowiedzi ( którą jako osoba wierząca zapewne odbyłaś ) i bez przezytej należycie zarówno żałoby po nienarodzonym dziecku, a także odzyskania czystosci duchowo-cielesnej nie będziesz w stanie dobrze funkcjonować, a także Twój małżonek. Oprócz wyspowiadanego grzechu trzeba poddać te bardzo głębokie rany leczeniu (Adoracje, modlitwa uzdrowienia itd) a do tego podjąć zadośćuczynienie wobec siebie, dziecka i współmałżonka. Brak tych wszystkich elementów może być istotnym elementem, który wpływa dziś na Twoja depresję. Może potrzebujesz np. chrztu nienarodzonego dziecka, aby je pożegnać i zakończyć okres żałoby po stracie?

Syrenka333 napisał/a:
Dziś mam na koncie trwającą od roku depresję, z którą walczę samotnie z psychiatrą,


Nie jesteś samotna skoro jesteś wierząca, zawsze jest z Tobą Bóg, Maryja i wszysscy Święci i Aniołowie.
Jesli chodzi Ci o wsparcie ludzkie to lepszy jego brak w rodzinie niż nieumiejetne towarzyszenie osobie chorej ( wiem z własnego doświadczenia, złe podejście otoczenia tylko pogłębia problemy ) zachęcam do zapoznania się z opracowaniami-rekolekcjami ks. K. Grzywocza-Przesłoniete Światło i Uczucia niekochane. Bardzo pomocne i przystepnie wyłozone zagadnienia pewnie Cię zainteresują.

Poza tym psychiatra psychiatrze nie równy, skoro czegoś Ci brakuje i terapia nie wydaje Ci się skuteczna to może połącz psychiatrę z pomocą duchową? Psycholog, ksiądz w jednej osobie?

Syrenka333 napisał/a:
Jestem mocno wierząca i bardzo zależało i zależy mi na uratowaniu mojego małżeństwa ale co dalej?


To piękna postawa, ale nie uratujesz niczego jak nie zajmiesz się najpierw sobą, potem mężem i małzeństwem. Więc chwilowo Ty jesteś najwazniejsza, Twoje stany chorobowe i poradzenie sobie z codziennymi obowiązkami. Plany małzeńskie i rodzinne zostaw na jakiś czas. Ze złamaną nogą nie biega się w maratonie, poczekaj aż zdrowie się polepszy.

Syrenka333 napisał/a:
opiekuję się chorą teściową i kończę studia za mojego męża (pisanie pracy, załatwianie formalności).


Czy nie sądzisz ,że zbyt wiele bierzesz na siebie? Dlaczego robisz to co powinien mąż. Pisanie za niego pracy to nie tylko oszustwo i przestepstwo, co wytknie Ci sumienie to jeszcze możesz narazić siebie i męża na problemy natury prawnej. Chyba sama opieka nad chorą jest już wystarczająca wyręką dla faceta.
A tak na marginesie, mąż jest charakterologicznie taki melancholik czy jest jakaś przyczyna? Choroba? Trauma?

Syrenka333 napisał/a:
Nie wiem tylko czy potrafię przestać ciągle ,,podkłądać każdemu poduszkę" przed prawdziwym życiem, a szczególnie mojemu mężowi. Wydaje mi się że gdy tak uczynię stanę się egoistką, inni będą mnie źle postrzegali. Mam chyba taki dar przewidywania zagrożeń i wyczytywania ludzkich potrzeb - zawsze staram się je wyprzedzić i pomagać innym.


Masz zaburzony porządek potrzeb i powinności wobec siebie i otoczenia, a do tego zapominasz , że jesteś żoną a nie matką swojego dorosłego męża.

Przepraszam za literówki, ale siada mi klawiatura i nie zawsze łapie polskie znaki.
 
     
Syrenka333
[Usunięty]

Wysłany: 2012-03-01, 08:27   

Tak bardzo raduje mnie Wasze wsparcie i jestem świadoma że macie rację. Tak bardzo chciałabym w końcu stanąć i wykrzyczeć wszystkim że mi żle, że potzrebuję pomocy, ale czy ktoś to zrozumie (rodziny: moja oraz mojego męża są zamożne i przekonane że skoro żyję w dostatku to wystarczy mi do szczęścia).

Tak mam zaniżone poczucie własnej wartości - może dlatego że zawsze sama stawiałam czoła wszystkim przeciwnościom losu, a niestety od ludzi spotkało mnie wiele złego. Nigdy nikt mi niczego nie ułatwiał a wręcz przeciwnie - tylko utrudniał. Skończyłam studia administracji z wyróżnieniem, mam nietypowe techniczne zainteresowania, jestem ,,złotą rączką'' a mimo wszystko niewiele w życiu usłyszałam słów uznania czy pochwały. Moja pomoc nie jest niczym odwzajemniana jak tylko ewentualnie materialnymi dobrami, które niestety na moim etapie szczęścia nie dają.

Chyba faktycznie postaram się znaleść duchownego, któremu nieobce będą tajemnice psychologii, może uda mi się namówić męża na wspólną rozmowę z takim duchownym.

Jeżeli chodzi o moje nienarodzone dziecko to jest to sprawa tak bardzo mnie męcząca, że czsami myślę że jestem i będę już potępiona. Czasami przychodzą do mnie takie myśli że może to biedne dzieciątko czuło że nikt go nie chce, że opuściło to nasze trudne życie. W związku z tym że jestem osobą wrażliwą, przejmującą się wszystkim a więc i mocno zestresowaną, dziś niestety ale tak naprawdę mam ogromny żal do wszystkich że w pierwszym okresie ciąży mnie nie wspierali, nie opiekowali się mną, nie szczędzili mi stresu itp.Mam też żal do siebie do własnego usposobienia - że pozwoliłam aby stres i ciągłe zdenerwowanie doprowadziło do straty dziecka.

Owszem nie byłam gotowa na dziecko, ale to było przecież moje dzieciątko a ja nie potrafiłam go ochronić. Mąż wie o moich myślach, opowiadałam mu o swoich odczuciach - prosiłam aby pomógł mi podzielić się tym wszystkim z bliskimi ale moje porośby doprowadziły tylko do obietnic bez pokrycia.

Czasami chciałabym po prostu zniknąć, nieistnieć, aby wszyscy zapomnieli o mnie - bo czuję że jestem potrzebna tylko wtedy gdy inni mają problemy a ja zawsze idę z pomocą, natomiast ja i moje sprawy nie interesują nikogo.

Jestem sama ze swoimi problemami...
 
     
Ks.Marek
[Usunięty]

Wysłany: 2012-03-01, 10:52   

Syrenka333 napisał/a:
Jestem sama ze swoimi problemami...
Mam nadzieję, że już się Pani przekonała, że to tylko pod wpływem emocji Pani to zdanie napisała. Dokonała Pani ważnego kroku - przełamanie zaklętego kręgu. Jednak życzliwe radzę, by Pani to zrobiła też w życiu realnym, pośród konkretnych osób.
Syrenka333 napisał/a:
Jeżeli chodzi o moje nienarodzone dziecko to jest to sprawa tak bardzo mnie męcząca, że czsami myślę że jestem i będę już potępiona.
Proszę Pani! A jaki Bóg miałby interes w tym, by Was doświadczyć stygmatem potępienia? Czy to by rokowało na lepszą relację, bardziej intensywne zdynamizowanie waszej miłości? Nie sądzę.
 
     
bywalec
[Usunięty]

Wysłany: 2012-03-01, 11:23   

Syrenko, byłas jedynaczka rodzice więc by nauczyć sie relacji międzyludzkich, dobrych kontaktów z rówieśnikami, innymi osobami w twoim otoczeniu nie chcąc bys wyrosła na egoistkę szczególny nacisk kładli na to byś własnie byłą ofiarna, pomocna innym, umiała ich potrzeby realizować i spełniać.

NIestety zrobili ci tym niedźwiedzią przysługę, zapominając jednocześnie uczyć cie dbać o siebie, o swoje interesy i potrzeby. Nauczyłas sie dzięki wpojonemu systemowi wychowawczego rodziców, że jesteś fajna, mądra, tylko wtedy gdy spełniasz włąśnie oczekiwania innych. Bycie niegrzeczną czy egoistyczną dla siebie oznaczało odrzucenie i brak miłości w twoich oczach ze strony tych na których bardzo ci zależało, których kochałas, więc od najmłodszych lat nauczona tego schematu starałaś się pomagać innym, zapominając o sobie, często wyrzakając sie siebie i swoich potrzeb na koszt innych.

Dziś jesteś dorosła i ten schamat powielasz, ale możesz to zmienić, możesz w trakcie terapii nauczyć sie tak zmieniac postępowanie własne by nie raniło innych, a jednoczesnie nie sprawiało wstydu i poczucia w tobie, że tak postępując jesteś egoistyczna, a więc zła i nie zasługujesz na miłość i bycie kochana.

Zapewne taki też jest powód wybrania takiego a nie innego męża. Wybrałąś na męża osobę, której znów uznałaś że jesteś w obowiązku pomagać, brac na siebie jego konsekwencje jakiś kroków, bo inaczej jak odmówisz, okazesz niezadowolenie, czy brak pomocy okażesz się niegodną swego męża żoną, stracisz jego miłość.

Niestety mąża takie zachowanie twoje, matkujące mu nie pomoże w dorosnięciu do bycia dojrzałym człowiekiem. Jemu całe życie ktoś matkował, wiedział lepiej co dla niego dobre, dziś tak samo jak w dzieciństwie udało się pojąc za zonę, osobę, która w ten sposób realizuje swój schamat zachowań. Koło się zamyka, bo by wyjść z takiej realcji wzajemnej ktoś musi ją przerwać. I przerwanie tego, wclae nie będzie pięknym okresem, lecz czasem i etapem zawirowań w waszym związku. Będzięwymagać szczególnej troski o zmianę siebie, będzie wymagać świadomości mam też problem, a moje dziś inne zachowania sa potrzebne by coś zmienić.

Czy to się będzie podobać? zapewne nie,
zapewne nie będzie się podobac mężowi, gdy dotąd ofiarna żona zacznie wymagać coś od niego, chcieć by był odpowiedzialny w równym stopniu co ty za to co się dzieje, i do czego trudna praca nad sobą moze zaowocować.
Ale myślę, że przy dobrej komunikacji, dobrej terapii każdy z was moze wiele wynieść dobrego dla siebie samego jak i dla was wzajemnie. Myślę, że męzowi tez nie jest fajnie w tej relacji jaką sam nieświadomie gra, zapewnie wolałaby by inni nie sterowali jego życiem, a by to on sam mógł doświadczać tego czego od życia chce. Tylko bez uświadomienia sobie tego niestety do takich mądrych refleksji nie dojdzie.

Ze szcegolną rozwagą, o którą nie musze sie martwić, bo to potrafisz dbać o potrzeby innych, przekaż mężowi chęc wspólnej terapii, bądź jak zadecyduje terapueta indywidualnej dla was z osobna chęć byście takową przeszli. Choć spróbowali swoich sił.

pozdrawiam i życze wiele dobrego
 
     
Syrenka333
[Usunięty]

Wysłany: 2012-03-01, 12:40   

Droga Kingo, mój mąż po części jest melancholikiem z natury (pewnie po ojcu, który zazwyczaj niewiele mówi, trudno się domyśleć o czym on myśli, ma kamienną twarz i rzadko okazuje uczucia itp.) Po części podejrzewam że to dzieciństwo tak go ukształtowało - jego zdanie raczej nikomu do niczego nie było potrzebne, to rodzice załatwiali pojawiające się problemy, o wszystkim myśleli.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group





Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty
- powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek...
Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>


Błogosławieństwo ks. kardynała Stanisława Dziwisza dla Wspólnoty SYCHAR
Zapraszamy do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rozwód jest potrzebny tylko po to, aby móc bez przeszkód wejść w oficjalny związek z kimś innym
Rozwód nie jest jedynym możliwym zabezpieczeniem | Propozycja odpowiedzi na pozew rozwodowy


"Stop rozwodom" - podpisz petycję !











Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy




ks. Tomasz Seweryn www.ks.seweryn.com.pl 

Rekolekcje ojca Billa w Polsce www.ojciecbill.pl
We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Rodzice wobec rozwodów dzieci - rekolekcje Jacka Pulikowskiego - Leśniów 25-27 września 2009



Tożsamość mężczyzny i kobiety - rekolekcje ks. Piotra Pawlukiewicza - Leśniów 24-26 lipca 2009


Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej



Stawać się sobą cz. 1



Stawać się sobą cz. 2



Wykład o narzeczeństwie i małżeństwie



Kryzysy są po to, by przeżyć je do końca



Kilka słów o miłości






Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9