Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Co mogę jeszcze zrobić???
Autor Wiadomość
koralik
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-07, 14:33   Co mogę jeszcze zrobić???

przepraszam, ale pewne okolicznosci zmusiyły mnie do usunięcia tej wypowiedzi. Z Panem Bogiem
Ostatnio zmieniony przez koralik 2012-03-04, 22:45, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Regina22
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-07, 15:08   

koralik witaj

dokładnie mam taką samą sytuację tylko jestem już o krok dalej. Też się zaczęło rok po ślubie, mąż zabierał wspólne pieniądze, nie widziałam o tym, dziecko było w drodze a on żył jak kawaler robił co chciał, też talizmany wróżki, pornografia. Z tym że wróżki to od dziecka praktykował z racji że jego mama jest nie wierząca i ciągle jakieś talizmany to ona sama mu wtykała, uzależnienie od pornografii zaczęło się później. Tak samo jak u Ciebie kłótnie, histerie, poronienie, zagrożona ciąża, cesarka, opieka samotna nad dzieckiem. U nas jest ta różnica że mieszkamy z moimi rodzicami. Bardzo wierzącą jesteśmy rodziną. Mąż nie wytrzymał kłótni i oskarżeń pod jego adresem i po trzech miesiącach zostawił mnie i dziecko i wyprowadził się do mamy. Też nasłuchałam się wiele gorzkich słów. Składałam papiery rozwodowe. Moi rodzice cały czas go prosili by podjął leczenie. Były groźby i prośby. Ja o mało teściowej nie pobiłam z tych nerwów nic nam nie pomagała. Prosiłam ją. mówiłam do niej "nie widzisz że z twoim dzieckiem jest źle?" Nie widzisz że krzywdę sobie robi?" ona tylko odparła że jak zajdzie taka potrzeba to nawet mu stryczek przygotuje. Jednym słowem jedno wielkie zło. Taka sytuacja długo trwała. Powiem Ci że wierzyłam że jednak to wszystko się dobrze skończy, prosiłam o uzdrowienie. Przestałam się denerwować i złościć. Przyjęłam że nie jestem w stanie sama zmienić męża a moje prośby i groźby nic nie zdziałają. Jednego dnia coś mnie tknęło pojechałam do męża by z nim porozmawiać udało mi się ściągnąć go do do domu. Zaczęliśmy razem chodzić do kościoła, spowiedź, modlitwa i powoli zaczęło się wszystko układać. Choć mąż nie wyszedł jeszcze z seksoholizmu to jednak nastąpiła w nim zmiana. Nie wypiera się, nie zwala winy na innych tylko widać jak go to przytłacza jak próbuje zwalczyć to wszystko co w nim jest złego. Ja go wspieram. Razem budujemy własny dom. Jest inaczej. Jedyne co mogę Ci poradzić to sprowadzenie go do domu czy twoich rodziców czy wynajęcie mieszkania byle odłączyć go od rodziców jeśli mają na niego taki wpływ. Później wyrzucić te wszystkie talizmany itp. Ja nawet nie pytałam się o pozwolenie wyrzuciłam wszystko co miał od razu było łatwiej, później zaczęliśmy walczyć z uzależnieniem. Staramy się nie robić nic co by nas mogło oddalić od Pana Boga i wiary wtedy mamy tą siłę by walczyć, cieszyć się życiem, naszym małżeństwem i stawiać opór temu co złe.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-07, 16:40   

Serdecznie Ciebie witam
Jak sama zauważyłaś nazbierało się...jest wobec tego sporo do przepracowania przez Was oboje. Możesz zacząć od siebie .
Przekipiowałam juz tutaj znany tekst ks.Marka Dziewieckiego
Za kazdym razem kiedy czytam te teksty znajduję coś nowego.
Życzę Ci w trudnej dla Ciebie sytuacji przylgnięcia do Boga.
Myśłę sobie ,że wsparcie psychologa będzie dodatkowo dobrym rozwiązaniem.

"Rozumieć człowieka to wiedzieć, dlaczego nieszczęśliwi są ci, którzy nie kochają. Wstęp

Człowiek jest podobny do Boga, gdyż stworzony jest z miłości i do miłości. Niedobrze jest człowiekowi być samemu, ale niedobrze jest mu przebywać z tymi, którzy nie kochają lecz manipulują i krzywdzą. Zwłaszcza wtedy, gdy tymi, którzy nie kochają, są osoby z kręgu rodziny, czyli te, które powinny kochać najbardziej.
Celem niniejszej analizy jest ukazanie podstawowych zagrożeń w relacjach między ludźmi oraz zasygnalizowanie kryteriów dojrzałej miłości, dzięki której spotkania między ludźmi przynoszą zaskakującą radość i sprawiają, że codzienna szara czasem rzeczywistość, staje się świętem.

1. Więzi toksyczne: manipulacja i bezradność

Najłatwiej jest manipulować tymi,
którzy mylą miłość z naiwnością.

Z najbardziej toksycznymi więziami mamy do czynienia wtedy, gdy jedna z osób nie kocha, lecz manipuluje i krzywdzi, a druga myli miłość z naiwnością i staje się łatwą ofiarą tej pierwszej. Przykładem tego typu dramatycznej sytuacji jest więź mężczyzny, który w imię „miłości” żąda kobiety, by „udowodniła” mu, że kocha. Żąda od niej wtedy tego, czego nikt z ludzi nie powinien ofiarować nikomu, nawet najbardziej kochanej osobie! Nikt z nas nie powinien poświęcić dla kogoś swojej godności, wolności, czystości, świętości, trwania na drodze zbawienia. Nie wolno mi tego oddać, gdyż w przeciwnym przypadku stracę zdolność do tego, by kochać. To przecież nie miłość kocha, lecz to ja kocham – lub to ja staję się niezdolny do miłości. Nie jest w stanie kochać ten, kto rezygnuje ze swojej godności, wolności, czystości, świętości, trwania na drodze błogosławieństwa, radości i świętości. Nie jest w stanie kochać ktoś, kto pozwala, by ta druga osoba go poniżała i traktowała jak swoją własność, którą dowolnie dysponuje. Manipulator to ktoś, kto żąda ode mnie rezygnacji z mojej godności i radości życia w imię „miłości”. Drugi klasyczny przykład manipulacji ze strony tego, kto nie kocha i poczucia bezradności ze strony krzywdzonej osoby to sytuacja w małżeństwie z problemem alkoholowym. Mąż, który się upija i krzywdzi żonę, dąży do tego, by ona ponosiła konsekwencje jego picia, by odizolowała się od środowiska i tworzyła mu komfort trwania w nałogu. Żona, która nie odróżnia miłości od naiwności, akceptuje taką sytuację i nie widzi już dla siebie żadnej nadziei ani żadnej możliwości obrony. Manipulacja ze strony krzywdziciela i poczucie bezradności ze strony osoby krzywdzonej trwa tak długo, jak długo ofiara nie nauczy się mądrej miłości i nie uświadomi sobie tego, że ma prawo do stanowczej obrony. Chrystus bronił pokrzywdzonych i swoim postępowaniem uczy nas zasady: to, że kocham ciebie, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził. Warunkiem uwalniania się z więzi toksycznych i budowania więzi, które przynoszą radość i są godne godności człowieka, jest odróżnianie miłości od jej karykatur oraz uczenie się miłości dojrzałej, czyli takiej, jakiej uczy nas Jezus.2. Uwalnianie się z fałszywych wizji miłości

Mylić miłość z tym, co miłością nie jest,
to tak, jakby mylić życie ze śmiercią.

Gdy ktoś twierdzi, że rozczarował się miłością, to zwykle nie zdaje sobie sprawy z tego, iż pomylił miłość z czymś, co miłością nie jest. Właśnie dlatego zrozumieć miłość i dojrzale pokochać możemy dopiero wtedy, gdy wiemy, czym miłość nie jest. W naszych czasach miłość najczęściej bywa mylona z seksualnością, z zakochaniem i uczuciem, z tolerancją i akceptacją, z „wolnymi związkami”, a także z naiwnością.
Błąd pierwszy polega na przekonaniu, że istotę miłości stanowi współżycie seksualne i że miłość to przede wszystkim sprawa popędów, hormonów czy feromonów. Mylenie miłości z popędowością i biochemią prowadzi do dramatów, gdyż popęd seksualny - tak jak każdy popęd - jest ślepy. Gdyby istotą miłości było współżycie seksualne, to rodzice nie mogliby kochać swych własnych dzieci. Nawet w małżeństwie współżycie seksualne jest jedynie epizodem w całym morzu okazywanej sobie nawzajem czułości i codziennej troski o współmałżonka. Kto myli seksualność z miłością, ten dla chwili przyjemności gotów jest poświęcić nie tylko swoje sumienie, małżeństwo czy rodzinę, ale także zdrowie, a nawet życie. Taki człowiek popada w uzależnienia, a nierzadko popełnia okrutne przestępstwa. Seksualność oderwana od miłości prowadzi do przemocy, w tym do gwałtów, a nawet do śmierci (aborcja, AIDS). Mylić miłość z seksualnością to dosłownie mylić życie ze śmiercią.
Kogoś, kto przeżywa radość dlatego, że kocha, nie interesuje taka forma kontaktu seksualnego, która powoduje utratę przyjaźni z Bogiem, z samym sobą czy z drugim człowiekiem. Miłość jest jedyną siłą, dzięki której człowiek może stać się panem swoich popędów i swojego ciała. Co więcej, w większości rodzajów więzi międzyludzkich to właśnie zdolność powstrzymywania się od współżycia seksualnego świadczy o miłości odpowiedzialnej. Współżycie seksualne nie wiąże się przecież z dojrzałą miłością rodzicielską, narzeczeńską czy przyjacielską. Także w małżeństwie panowanie nad popędem seksualnym jest warunkiem dochowania wierności i szczęścia. Seksualność małżonków jest czysta wtedy, gdy jest wyrazem miłości, a nie przejawem popędu, pożądania czy uległości. Małżonek, który kocha, nie skupia się na doznaniach cielesnych, ale zachwyca się tym, że może być tak blisko osoby, którą kocha i przez którą jest kochany. Współżycie seksualne jest wtedy spotkaniem dwóch osób, a nie dwóch ciał.
Błąd drugi polega na przekonaniu, że miłość jest uczuciem i że zakochanie się jest najbardziej intensywną formą miłości. Tymczasem kochać to zdecydowanie coś więcej niż przeżywać określone stany emocjonalne. Gdyby istotą miłości było uczucie, to nie można by było jej ślubować, gdyż uczucia bywają zmienne i nieobliczalne. Uczucia stanowią cząstkę człowieka, są jego cechą i własnością. Natomiast miłość to postawa całego człowieka. Uczucia przeżywamy także wobec zwierząt, przedmiotów czy wydarzeń, a zatem wtedy, gdy coś lubimy lub gdy czymś się cieszymy. Miłość to stały sposób postępowania, a nie chwilowy nastrój.
Błędne przekonanie, iż miłość jest uczuciem, wynika z tego, że każdy, kto kocha, doznaje silnych emocji. Nie istnieje miłość bez uczuć. Jeśli ktoś jest wobec drugiej osoby obojętny, to znaczy, że jej nie kocha. Jednak z tego, że uczucia zawsze towarzyszą miłości, nie wynika, że to właśnie uczucia stanowią jej istotę. Gdyby można było stwierdzić, że miłość jest tym, co jej towarzyszy, to równie uprawnione byłoby twierdzenie, że miłość jest wzmożonym wydzielaniem hormonów, podniesionym ciśnieniem krwi albo rumieńcem na twarzy. Tego typu zjawiska pojawiają się wtedy, gdy kochamy, ale nie stanowią one istoty miłości.
Nie jest prawdą, że miłość to uczucie i że ten, kto kocha, przeżywa jedynie „piękne” uczucia. Natomiast jest prawdą, że miłości zawsze towarzyszą uczucia, ale są one różne: od radości i entuzjazmu do rozgoryczenia, gniewu, żalu, i wielkiego cierpienia. W każdym słowie i czynie Jezus wyrażał miłość, ale przeżywał przecież różne stany emocjonalne. Kiedy kochający rodzice odkrywają, że ich syn jest narkomanem, przeżywają dramatyczny niepokój, lęk i wiele innych bolesnych uczuć — właśnie dlatego, że kochają swego syna. Mylenie miłości z uczuciem sprawia, że uczucia zostają uznane za kryterium postępowania. Tymczasem stany emocjonalne — podobnie jak popędy — bywa ślepe, a kierowanie się nimi prowadzi do życiowych pomyłek i dramatów, do zabójstwa czy samobójstwa włącznie.
Miłość jest świadomą i dobrowolną postawą, a uczucia są jednym ze sposobów wyrażania tejże postawy. Miłość to kwestia wolności i daru, a uczucia to kwestia potrzeb i spontaniczności. Miłość skupia nas na potrzebach innych ludzi, a uczucia skupiają nas na naszych własnych potrzebach i przeżyciach. Miłość prowadzi na szczyty bezinteresowności i wolności, a więzi oparte na potrzebach emocjonalnych prowadzą do uzależnienia się od drugiej osoby, do zazdrości, agresji i rozczarowania. Miłość owocuje pogodą ducha i spokojem, a skupianie się na uczuciach prowadzi do niepokojów i napięć. To właśnie dlatego radość człowieka zakochanego bywa pełna niepokoju, a zakochani czasem ranią się wzajemnie poprzez różne formy emocjonalnego szantażu. Miłość prowadzi do trwałej radości, a kierowanie się uczuciami niszczy więzi międzyludzkie oraz prowadzi do trwałego niepokoju.
Błąd trzeci polega na przekonaniu, że miłość jest tym samym, co tolerancja. Tymczasem ten, kto toleruje, mówi: „Rób, co chcesz!”, a ten, kto kocha, mówi: „Pomogę ci czynić to, co prowadzi ku świętości”. Tolerancja byłaby postawą racjonalną jedynie wtedy, gdyby człowiek nie był w stanie krzywdzić samego siebie ani innych ludzi. Tak będzie dopiero w niebie, ale na ziemi większość zachowań człowieka nie wyraża miłości, ale prowadzi do krzywdy i cierpienia. W tych realiach, w jakich żyjemy, powiedzieć komuś: „Rób, co chcesz!” to tak, jakby powiedzieć mu: „Twój los mnie nie interesuje!”. Miłość wiąże się z troską o drugiego człowieka, a tolerancja wynika z obojętności na jego los. Ten, kto myli miłość z tolerancją, rezygnuje z racjonalnego myślenia, gdyż wierzy w to, że wszystkie zachowania człowieka są równie dobre. Tolerować zachowania człowieka można - i to z pewnymi ograniczeniami! - wyłącznie w odniesieniu do smaków i gustów. Nie można natomiast odwoływać się do tolerancji w odniesieniu do sposobów postępowania, gdyż niektóre zachowania człowieka bywają aż tak bardzo szkodliwe, że zakazane są nawet prawem karnym, a nie tylko normami moralnymi. Człowiek dojrzały wspiera odpowiedzialne sposoby postępowania u wszystkich ludzi bez wyjątku, a jednocześnie sprzeciwia się - i to ze stanowczością, jakiej uczy nas Chrystus - tym zachowaniom, którymi człowiek krzywdzi samego siebie lub innych ludzi. Im bardziej kocham danego człowieka, tym bardziej „nietolerancyjny” się staję wobec tych jego zachowań, które są szkodliwe, gdyż tym bardziej zależy mi na jego losie. Im mocniej kochają swe dziecko rodzice, z tym większą stanowczością chronią je przed niebezpieczeństwem i nie tolerują jego złych zachowań.
Błąd czwarty polega na utożsamianiu miłości z akceptacją. Akceptować drugiego człowieka to tak, jakby mu powiedzieć: „Bądź sobą”, czyli: „Pozostań na tym etapie rozwoju, który już osiągnąłeś”. Tego typu przesłanie jest niewłaściwe, szczególnie wobec ludzi, którzy przeżywają kryzys. Nikt roztropny nie zachęca narkomana czy złodzieja do tego, żeby był czy pozostał «sobą». Akceptacja to znacznie mniej niż miłość, i to nie tylko w odniesieniu do ludzi przeżywających kryzys, ale także w odniesieniu do ludzi, którzy trwają na drodze rozwoju. Nikt z nas nie jest bowiem na tyle dojrzały, by nie mógł rozwijać się dalej. Rozwój człowieka nie ma granic! Tylko w odniesieniu do Boga miłość jest tożsama z akceptacją, gdyż Bóg jest samą miłością i nie potrzebuje rozwoju. Tymczasem nikt z nas, ludzi, miłością nie jest i nikt z nas nie powinien zatrzymać się żadnej fazie rozwoju.
Słuszne jest akceptowanie prawdy na temat cech czy postawy danego człowieka. Słuszne jest też akceptowanie nienaruszalnej godności człowieka. Jednak zarówno prawda o danej osobie, jak i jej godność nie jest zależna od tego, czy ją akceptujemy czy też nie. Od nas natomiast zależy nasza postawa wobec tej osoby, czyli właśnie to, czy ją kochamy czy też jedynie akceptujemy prawdę o niej. Zabójcy księdza Jerzego Popiełuszki akceptowali prawdę o nim i o jego odważnej posłudze kapłańskiej, ale przecież nie znaczy to, że go kochali. Jeśli kogoś kocham, to nie chcę go „zamrozić” w danej fazie jego rozwoju, ale przeciwnie - pragnę mu pomagać, by nadal nieustannie się rozwijał. Akceptować to mówić: „Bądź sobą!”, a kochać to mówić: „Pomogę ci stawać się codziennie kimś większym od samego siebie”. Miłość to zdumiewająca moc, która potrafi nieustannie przemieniać człowieka. Ten, kto kocha, ma odwagę zaproponować osobie kochanej, by dorastała do świętości, a nie jedynie to, by akceptowała siebie na obecnym etapie rozwoju. To nie przypadek, że w Piśmie Świętym ani razu nie występuje słowo „tolerancja” ani słowo „akceptacja”.
Błąd piąty polega na uleganiu mitowi, że „wolny związek” to przejaw prawdziwej miłości. Tymczasem w rzeczywistości „wolny związek” w ogóle nie istnieje, tak jak nie istnieje ani „sucha woda”, „kwadratowe koło” czy „niebieska czerń”. Ludzie, którzy ulegają mitowi „wolnych związków”, deklarują sobie to, że się kochają (czyli że żyją w najsilniejszym związku, jaki jest możliwy we wszechświecie), a jednocześnie twierdzą, że w każdej chwili mogą się rozstać, gdyż związek ten do niczego ich nie zobowiązuje. Tacy ludzie posługują się wewnętrznie sprzecznym pojęciem po to, by zatuszować bolesną prawdę, że ich „wolny związek” to w rzeczywistości związek egoistyczny, niepłodny i z definicji nietrwały. Osoby pozostające w takim związku są w rzeczywistości wolne tylko od jednego: od odpowiedzialności za własne postępowanie i za drugą osobę. W „wolnym związku” jedna osoba traktuje tę drugą jak sprzęt domowy, który bierze się ze sklepu na próbę i który w każdej chwili można zwrócić lub wymienić na nowszy model. Tymczasem ktoś, kto kocha, pragnie czegoś nieskończenie większego niż romansu czy związku „na próbę”. Miłość to nie to samo, co wiązanie się z jakimś partnerem, gdyż partnerstwo jest czymś dobrym w sporcie, ekonomii albo w pracy zawodowej, ale nie w miłości! Kochać to niebotycznie więcej niż być partnerem czy mieć partnerskie relacje. Partner nie odda za mnie życia, natomiast ten, kto kocha, jest zdolny nawet do takiej ofiary. Właśnie dlatego mój los mogę powierzyć jedynie niezawodnemu przyjacielowi, a nie partnerowi.
Błąd szósty polega na myleniu miłości z naiwnością. Takie podejście do drugiego człowieka, które jest przejawem naiwności, nie ma nic wspólnego z miłością. Miłość bowiem jest nie tylko szczytem dobroci, ale także szczytem mądrości. Chrystus poświęcał wiele czasu na uczenie swych słuchaczy mądrego myślenia właśnie dlatego, żeby nie pomylili miłości z naiwnością. On pragnie, byśmy w miłości byli nieskazitelni jak gołębie, ale i roztropni jak węże (por. Mt 10, 16). Myli miłość z naiwnością ten, kto nie potrafi bronić się przed człowiekiem, który go krzywdzi, i „miłością” nazywa swoją uległość lub bezradność. Oto typowy przykład naiwności: alkoholik znęca się nad swoją żoną, ona bardzo cierpi z tego powodu, on przez całe lata lekceważy to jej cierpienie, a ona mimo to nie broni się i liczy na to, że jej cierpienie przyczyni się kiedyś do przemiany męża. Tymczasem człowiek, który kocha dojrzale, przyjmie niezawinione cierpienie pod warunkiem, że mobilizuje ono krzywdziciela do tego, by się zastanowić i zmienić. Jeśli jednak krzywdziciel pozostaje obojętny na cierpienie swojej ofiary i błądzi coraz bardziej, to osobie krzywdzonej pozostaje wtedy już tylko miłość na odległość, podobnie jak ojciec z przypowieści Jezusa na odległość kochał swego marnotrawnego syna dopóki ten się nie zastanowił i nie zmienił.

3. Miłość, jakiej uczy nas Jezus

Dojrzała miłość to nie tylko szczyt dobroci,
ale też szczyt mądrości.

Gdy wiemy już, czym miłość nie jest, wtedy łatwiej przychodzi nam opisać istotę miłości., jakiej uczy nas Jezus. Otóż istotą miłości jest decyzja troski o rozwój danej osoby. Decyzja ta wyraża się na co dzień poprzez mądrą obecność, solidną pracowitość i czystą czułość. Najtrudniejsze zadanie tego, kto kocha, polega na trafnym doborze słów i czynów, poprzez które okazuje on miłość tej drugiej osobie. Obowiązuje tu zasada: to, czy kocham ciebie, zależy od mojej decyzji, ale to, w jaki sposób okazuję miłość, zależy od twojego zachowania. Mistrzem w tym względzie jest Jezus. Popatrzmy na Jego sposoby okazywania miłości.
Czytając Ewangelię, można by wysnuć wniosek, że Jezus jest niesprawiedliwy. Odnosił się bowiem do spotykanych osób w niejednakowy sposób. My, ludzie, zwykle z dumą twierdzimy, że do każdego człowieka chcemy odnosić się jednakowo i że taka postawa to znak miłości. Tymczasem poprzez swoje zachowania Jezus wyjaśnia nam, że kto odnosi się do wszystkich ludzi w jednakowy sposób, ten jest albo wyjątkowo przewrotny, albo wyjątkowo naiwny. Odnoszenie się do wszystkich jednakowo byłoby zasadne pod jednym warunkiem: że każdy człowiek postępuje identycznie. Ponieważ jednak każdy z nas postępuje inaczej, to ten, kto kocha mądrze, każdemu okazuje miłość w inny sposób, czyli za pomocą innych słów i czynów.
Jezus uczy nas wyrażania miłości w sposób dostosowany do zachowania danej osoby. Można wymienić pięć typowych grup ludzi, który spotyka Jezus i którym potrafi okazywać miłość w sposób dostosowany do ich zachowań. Pierwsza z tych grup to ludzie szlachetni. W jaki sposób okazuje Jezus swoją miłość tego typu ludziom? Przytula ich, rozgrzesza, stawia za wzór, chroni, wspiera, chwali, wyróżnia, powierza im ważne zadania. Takim ludziom okazuje miłość z radością i w sposób, który na ogół traktujemy jako jedyny przejaw miłości.
Jak okazuje Jezus swą miłość ludziom błądzącym? Otóż takich ludzi nie wspiera, nie okazuje im czułości, nie chwali, nie toleruje, nie akceptuje, lecz stanowczo upomina i wzywa do nawrócenia: „Jeśli się nie nawrócicie, marnie zginiecie”. Z tymi, którzy bardzo błądzą, Jezus nie chce nawet rozmawiać. Ich też kocha nieodwołalnie i właśnie dlatego mówi im całą prawdę: zachowujecie się jak „wieprze”. A z kimś takim nie ma sensu rozmawiać, dopóki ktoś taki się nie zacznie zmieniać.
A w jaki sposób okazuje Jezus swą miłość ludziom, którzy usiłują Go skrzywdzić? Otóż stanowczo broni się przed nimi. Kilka razy nie dał się strącić ze skał, na których były położone miasta, gdzie nauczał i uzdrawiał ludzi. Równie stanowczo bronił się przed żołnierzem, który Go uderzył. Dopiero wtedy, gdy zakończył swą działalność publiczną, gdyż nauczył nas mądrze kochać (ale nie wcześniej!), pozwolił się pojmać, przybić do krzyża i zabić - żeby nas upewnić, już że kocha nas do końca.
Jak okazuje Jezus swą miłość ludziom przewrotnym, czyli - mówiąc językiem Biblii - faryzeuszom i uczonym w Piśmie? Otóż Jezus demaskuje ich - i to publicznie, a nie w cztery oczy. W cztery oczy demaskuje ludzi grzesznych, ale mających dobrą wolę, grzeszących w wyniku słabości, a nie przewrotności. Tymczasem przed ludźmi przewrotnymi publicznie ostrzega tłumy: strzeżcie się ich, bo to plemię żmijowe, które zasiadło na katedrze Mojżesza. To ślepcy, którzy chcą także was uczynić ślepymi. Demaskując cyników, Jezus okazuje swą miłość do tłumów, gdyż pokazuje, komu nie należy ufać i przed kim trzeba się bronić.
Jest jeszcze jedna, piąta grupa ludzi, którym Jezus okazuje miłość w sposób dostosowany do ich postaw i zachowań. Chodzi tu o ludzi wyjątkowo dojrzałych, którzy kochają bardziej niż inni. W jaki sposób okazuje Jezus miłość takim właśnie niezwykłym, świętym ludziom? W jaki sposób okazuje miłość Piotrowi, Janowi czy Pawłowi? Otóż przez to, że ich wyróżnia i że to im zawierza wielką władzę oraz los Kościoła. Również i oni popełniali błędy, a nawet grzeszyli, ale potrafili się nawrócić i kochać bardziej niż inni.
Co więc należy czynić, aby kochać tak, jak kochał Jezus? Po pierwsze, należy z radością wspierać ludzi szlachetnych. Po drugie, należy szczerze upominać błądzących. Po trzecie, należy stanowczo bronić się przed krzywdzicielami. Po czwarte, należy publicznie demaskować ludzi przewrotnych i cynicznych, czyli takich, którzy chcą żyć kasztem innych ludzi. Po piąte, warto zawierzać swe życie i swój los wyłącznie tym, którzy potrafią kochać naprawdę i bardziej niż inni.
Ze szczególną mocą chcę podkreślić prawo i potrzebę obrony przed krzywdzicielem. Otóż jeśli dojrzale kocham człowieka, który mnie krzywdzi, to powinienem się przed nim stanowczo bronić. Nawet jeśli jest to ktoś bardzo mi bliski, na przykład mąż, żona, rodzic czy dorastający syn. W obliczu poważnej krzywdy Kościół wprowadza nawet możliwość separacji małżeńskiej jako formę skutecznej obrony przed krzywdą. Ludzie niedojrzali twierdzą, że jeśli się bronię przed krzywdą, to kocham wprawdzie samego siebie, ale nie kocham krzywdziciela. Tymczasem krzywdziciela też wtedy kocham. Krzywdzicielowi okazuję mądrą miłość właśnie przez to, że się przed nim bronię, gdyż wtedy ma on jedną ofiarę mniej na sumieniu.
Jeśli natomiast kocham kogoś, kto okazuje się człowiekiem szlachetnym, uczciwym, godnym zaufania, to miłość okazuję mu przez to, że zawierzam mu siebie i moich bliskich. Kochać powinniśmy wszystkich ludzi, ale nikt z nas nie powinien wiązać się z kimś, kto nie potrafi kochać. Małżeństwo zawiera się nie po to, by ratować kogoś, kto jest w kryzysie czy kto nie radzi sobie z własnym życiem. Od ratowania ludzi w kryzysie są terapeuci, instytucje resocjalizacyjne, ośrodki pomocy społecznej, ale nie małżeństwo. Małżeństwo winni zawierać wyłącznie ci, którzy potrafią kochać: wiernie, dojrzale, nieodwołalnie. Nikt z ludzi nie jest ideałem, ale jeśli ktoś ma poważne problemy z samym sobą, to musi poradzić sobie z nimi przed ślubem. Jak może bowiem złożyć przysięgę miłości ktoś, kto nie umie kochać? Byłaby to kpina z Boga i z ludzi.

Zakończenie

Kochać w sposób, w jaki Jezus nas pierwszy pokochał, to nie być naiwną ofiarą lecz mądrym i świadomym darem. Człowiek mądrze kochający, to nie ktoś, z kogo ludzie przewrotni mogliby bezkarnie kpić czy kogo mogliby bezkarnie krzywdzić. Jan Paweł II wzruszał ludzi dobrej woli, ale niepokoił cyników. Bali się go tak bardzo, że chcieli go zabić. Strzelali do niego. Zaczynam być chrześcijaninem wtedy, gdy rozumiem, na czym polega miłość i gdy rozumiem to precyzyjnie! Ogólniki typu: „Kochajcie wszystkich jednakowo!”, „Bądźcie dobrzy i życzliwi dla wszystkich!” to zatem slogany, które wprowadzają w błąd. Chronić samego siebie i innych ludzi przed cierpieniem potrafi jedynie ten, kto siebie i bliźnich kocha w taki sposób, w jaki Chrystus pierwszy nas pokochał, gdyż innej miłości nie ma. "


http://www.katolickie.med...cane&Itemid=128
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-08, 02:05   

koralik,
Witaj,
wszystko co opisujesz jest mi bliskie. Twój mąż ma zupełnie na Ciebie zamknięty umysł i serce. Po ludzku nic z tym nie zrobisz jeśli nie zaprosisz do swojego życia Jezusa I Maryi. Wszystko cokolwiek po ludzku uczynisz nie przyniesie rezultatu dopóki nie zadbasz o ratunek duchowy. Tam gdzie wchodzi okultyzm wszelkie ludzkie wysiłki nic nie dadzą, gdy oddzielisz je od pomocy duchowej. Tylko zintegrowana terapia dla całej rodziny i dla męża i dla ciebie da pożądane efekty, ale przygotuj się na trudną drogę. Sama to przerabiam i wiem,że warto podjąć wysiłek, ale to naprawdę harówka zanim mąż na tyle się ocknie, aby podjąć walkę o siebie, a potem o Was, ze złem.
http://www.kryzys.org/vie...?t=4720&start=0
Od siebie mogę Ci jeszcze napisać,że warto poszukać wszelkiej możliwej ludzkiej pomocy w postaci grup wsparcia czy terapii, ale koniecznie podporządkować ją pod boże działanie czyli Ty sama koniecznie potrzebujesz żywego kontaktu z Jezusem i Maryją poprzez sakramenty i modlitwę oraz lekturę Pisma Świętego. Krok po kroczku zaczniesz widzieć zmiany, ale to potrwa,w zależności od stanu ducha Twojego małżonka i Twojego przylgnięcia do Prawdy. Nie możesz się zniechęcać, bo zło będzie kąsało za walkę jaką mu wytoczysz , ale Bóg jest silniejszy i wygrac możesz tylko stojąc u Jego boku, czego z serca Ci życzę.
 
     
koralik
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-13, 14:40   

Bardzo dziękuję za odzew.


Regina22 – Twoja historia pokazuje i udowadnia mi, że w odpowiednich okolicznościach możliwe jest podjęcie walki i wspólnego wysiłku, i że nie można gasić nadziei. Ty również nie miałaś łatwo a jesteś już krok dalej. Trzymam kciuki i życzę powodzenia w dalszej drodze i walce o Was. Okultyzm to straszne zagrożenie i otwarta droga dla zła, i tak jak napisała kinga2 bez wsparcia (ludzkiego) a przede wszystkim niebiańskiej pomocy niemożliwa do przebrnięcia. Kingo2 bardzo dziękuję za dodatkowego linka (kopalnia wiedzy) i zapraszam, jeśli masz jeszcze jakieś spostrzeżenia i uwagi… będę wdzięczna za każdą pomoc, modlitwę czy dobre słowo. Zapraszam również wszystkich Innych do wymiany spostrzeżeń, doświadczeń.


Wychodzi na to, że sytuacja jest bardziej skomplikowana niż mi się samej zdawało. Ostatnio dodatkowo dowiedziałam się, że osoba z bliskiej rodziny Męża była u jakiegoś zielarza, żeby poczynić urok. Dużo złości, zawiści, no i to „ dodatkowe sięgnięcie po zło”… pewnie i przez to wszystko układało się tak a nie inaczej i generalnie było tak ciężko i "pod górkę".

Kilka dni temu pojechałam do Męża, aby z Nim porozmawiać. Weszłam do pokoju a tu… pod oknem, w centralnej części pokoju stała figurka Buddy (nagle okazało się, że to jakiś prezent. Na moje prośby i sugestie by to wyrzucił obruszył się, że tego nie zrobi bo to prezent, a ja się czepiam). Przynajmniej nie nosi tych talizmanów na szyi(albo celowo nie zakłada ich jak ma jechać do mnie), bo prawie za każdym razem sprawdzam. Ojjj nasłuchałam się jak to naruszam Jego wolność osobistą, i że On może robić i wierzyć w co mu się podoba, bo żyjemy w wolnym kraju. Oczywiście wiem, że tą zmianę zawdzięczam głównie modlitwie, to taki maleńki cud w tej trudnej sprawie i światełko nadziei. To już 7 miesiąc jak wołam do Pana o pomoc .

Rozmowa zakończyła się prawie kłótnią (chociaż teraz patrząc na wszystko inaczej starałam się o spokój), i standardowo „odwróceniem kota ogonem”. Sytuacja nie jest prosta ja tam nie chcę tam wracać, przynajmniej nie w tej chwili (z różnych przyczyn o których trochę pisałam), On nie chce się wyprowadzić i robi wszystko by nas tam ściągnąć. Błędne koło.

Byłam u ks. Egzorcysty, powiedział, że osoba musi sama chcieć zerwać ze złem, owszem inni mogą, a nawet jest to wskazane, wspierać modlitwą itd, ale główna inicjatywa należy do osoby zainteresowanej. Wiem, że człowiek ma wolną wolę, a Bóg nas do niczego nie zmusza, pozwala wybierać. Mój Mąż źle wybiera, a na wszelkie przestrogi i upomnienia pozostaje głuchy.

Nie przeczę w pierwszej chwili, po tym wszystkim, i ja pomyślałam o „najprostszym” rozwiązaniu (rozwodzie…. ojjjj kusiło mnie, kusiło, podkusza nadal), ale i mi Bóg pozwolił wybrać a teraz umacnia mnie w tym postanowieniu.
Najpierw pod wpływem modlitwy o zrozumienie całej sytuacji dostrzegłam całe zło jakie wkradło się do naszego życia. Innym razem kiedy już chciałam iść do sądu znalazłam moją obrączkę ślubną, o której myślałam, że ktoś mi ją schował, albo ja ją gdzieś zgubiłam ( odpowiedziałam złością na złość Męża, który pewnego dnia zdjął obrączkę „bo coś tam… przeszkadzała”, wtedy ja również zdjęłam swoją. Potem „przepadła” i długo jej nie było). Później żałowałam tego bardzo, dlatego na jej miejsce zamówiłam srebrny różaniec, poświęciłam go i modliłam się o ratunek dla naszego małżeństwa. Może kiedyś Mąż ponownie włoży mi ją na palec, ja wsunę Mu Jego i odnowimy naszą przysięgę.

Modlę się za Męża, o opamiętanie o Jego nawrócenie, ofiarowuję post, Eucharystię, przestrzegam, upominam, podrzucałam mu materiały do czytania, linki, dałam różaniec, Pismo Święte, proszę o modlitwę w naszej intencji, w Jego intencji, a od Męża „w podzięce” często słyszę o mojej dewocji, fałszu itd, ale to nic (chociaż zapewniam, że długo trwało zanim do tego doszło). Widzę światło nadziei, bo nie zawsze jest zły, są też „przebłyski”:) może i On zaczyna już swoją batalię.

Wczoraj zaczęłam odmawiać Nowennę Pompejańską o nawrócenie Męża (siłę dla Niego do walki ze złem). Kolejna intencja to uzdrowienie małżeństwa, na razie musi jednak poczekać.

Wiem, że to tak wygląda, ponieważ tym razem bardziej niż kiedykolwiek przedtem zaufałam Bogu, oddałam Mu wszystko i dzięki temu sama również powoli zaczęłam wszystko inaczej postrzegać. Coś się zmieniło i we mnie ( chociaż potrzeba jeszcze czasu i ja cały czas pracuję nad dalszymi zmianami.) Powoli odnajduję siłę i determinację do walki i sam fakt, że nie ugięłam się pod „presją: Męża i nie dałam zastraszyć (a przerobił dużo opcji).

Nie jest łatwo bo i ja dopiero ponownie się odradzam, zbieram siły i sama wiem, że przez to jestem również łatwym celem dla zła. A i chyba w tej chwili tylko ja widzę sens podjęcia walki o to małżeństwo. Stąd moja prośba o wsparcie modlitewne.

Nie wiem czy coś jeszcze zrobił mój Mąż, choć już sam fakt, że żyje w grzechu (już długo nie był u spowiedzi) to wystarczy, aby otworzyć drogę złu, dodatkowo Jego otoczenie też jest raczej „sprzyjające”(w rodzinie było i jest także dużo zła a na dodatek przyklaskują temu). Najgorsze, że póki co Mąż nie chce się przeprowadzić i rozpocząć budować od nowa, świadomie i na znacznie mocniejszych fundamentach.


Wiem, że jak każdy człowiek, Mąż jest słaby i upada (już kiedyś w młodości układał tarota (ponoć krótko), były horoskopy, czytał też o satanistach, i tą ich księgę jednak mówił, że z tym skończył). Teraz przyszły inne rzeczy.. Staram się nie osądzać bo i sama upadałam, upadam i także jestem słabym człowiekiem, jednak są Sakramenty a Bóg jest miłosierny i litościwy o czym mogłam się wielokrotnie przekonać. Zachęcam Męża do spowiedzi, do pojednania z Bogiem, do przyjęcia Eucharystii póki co bez rezultatu. Nie zmuszę Go, bo nie o to chodzi. Pozostaje modlitwa i czekanie na cud przemiany.

Nigdy nie był przesadnie religijny, ale czytał Pismo Święte, klękał do modlitwy, czasami chodził ze mną na Msze Św. Nie wiem, w którym momencie tak się pozmieniało, kiedy to wszystko się stało. Chyba to przegapiłam. Także przez moje oddalenie się od Boga, nie dostrzegałam wielu rzeczy albo błędnie interpretowałam. Pozwoliłam by Mąż mnie prawie zdominował, ja miałam żyć Jego życiem, a On nie chciał żyć moim. Przez moje „uśpienie”, uległość a całkiem możliwe, że i moją naiwność, stałam się słaba i podatna i doszło do takiego oddalenia. Mirela bardzo Ci dziękuję, za materiały. Czeka mnie jeszcze dużo pracy i wiem, że muszę zacząć od siebie… zaczynam.

Nie wiem jak się to wszystko dalej poukłada, zawierzam wszystko Bogu Najwyższemu i Opatrzności i wiecie co… jestem spokojna (przynajmniej teraz)

Kończę bo znowu się rozpisałam, wybaczcie bo mam mało okazji na systematyczne pisanie i jak już przysiądę to…;). Z Panem Bogiem


Pozdrawiam
Ostatnio zmieniony przez koralik 2012-02-14, 08:48, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
K_
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-13, 21:25   

Powiem szczerze, że mam mieszane odczucia. Tak hipotetycznie: gdybym żyła obok osoby, która we wszystkim widzi zagrożenie duchowe (a tu tknie się figurki, a tu jakaś książka, świat pełen zła, które zaraz ją skazi). Od takiej duchowości uciekłabym gdzie pieprz rośnie..
Miłość Jezusa jest silna. Bóg jest silny i zwycięski. Chrześcijanin umocniony Eucharystią nie musi być lękliwy. Oczywiście nie namawiam nikogo do igrania ze złem, ani do żadnej formy zapraszania złego. Absolutnie! Nigdy nie byłam u wróżki, nie czytam horoskopów. Staram się mieć jednak otwarty umysł oraz mądre serce.

Ad buddyzm (jednym ciągiem wymieniony razem z pornografią, co mnie zdziwiło):
Warto odróżniać wartościowy dorobek innych kultur i religii od zagrożeń duchowych. Nie w poszukiwaniu taniej egzotyki, a w pochyleniu się nad pięknem, mądrością i tęsknotą duchową wielu pokoleń ludzi. Znam osobę, która uprawiała wschodnią sztukę walki (formę medytacji w ruchu) i wschodnie metody leczenia w konsultacji ze swoim spowiednikiem. Widzę raczej dobre owoce w ciągu tych lat. Mądra, dojrzała osoba i gorliwa katoliczka po dziś dzień, mądry spowiednik.. Precyzyjne rozeznanie granic zaangażowania. Są osoby, którym odradziłabym zbytnie zbliżenie z innym systemem duchowości, np. z uwagi na małą dojrzałość i powierzchowną, płytką fascynację bez zrozumienia np. istoty całościowej wizji człowieka w jednym i drugim systemie wraz ze zrozumieniem różnic, etc.

Talizmany i wróżki: faktycznie niepokojące. Jednak wiem, że czasami ludzie paradoksalnie szukają w jakiś zwariowany sposób okruchów transcendencji, czegoś więcej, czegokolwiek więcej..
A Ewangelia to jest wyjątkowo dobra, radosna nowina, także dla nich..

Nie wiem jak to jest z Twoim mężem. Czasami faktycznie ktoś się uwikła, są nawet takie przypadki gdzie egzorcysta może być potrzebny. Ale potrzeba wiele mądrości i roztropności, aby takie sprawy rozeznawać. Człowiek prędzej może się nawrócić mając przy sobie emanującą dobrem, kochającą, mądrą istotę. Przerażona, pouczająca istota węsząca w każdym kącie zagrożenia raczej nie będzie pomocna. Tu trzeba ogromnej roztropności. Nie mówię, że Ty taka jesteś - po prostu czasem widzę taki trend. Czasem ktoś się sparzy na kontakcie ze złem i od razu na wszelki wypadek wpada w skrajności - trochę jak św. Augustyn z seksem ;).
Dużo Bożego Błogosławieństwa dla Ciebie i Rodziny!
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-13, 23:08   

K_ napisał/a:
Warto odróżniać wartościowy dorobek innych kultur i religii od zagrożeń duchowych


na te rozterki polecam cykl konferencji ks . Marka Dziewieckiego
"Karykatury chrześcijaństwa "

http://dfdkalisz.jezuici....php?id=3&sid=17

Mnie te konferencje wiele spraw wyjaśniło

Pogody Ducha
 
     
Norbert1
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-13, 23:58   

Mirakulum napisał/a:
na te rozterki polecam cykl konferencji ks . Marka Dziewieckiego
"Karykatury chrześcijaństwa "

No cóz fajne cykle i chyba w nich jedno najważniejsze przesłanie....
rozum i odpowiednie jego uzywanie

...ten organ sprawnie działający pozwoli nam odróznic zagrożenia od zdrowej rzeczywistości.....

koralik napisał/a:
Rozmawiałam, prosiłam, tłumaczyłam, najpierw spokojnie, racjonalnie i cierpliwie w końcu krzyczałam, obrażałam się, płakałam, stawałam się obojętna, aż w końcu zdesperowana straszyłam, że odejdę, że zostawię… a jak już to nie skutkowało jechałam do rodziców i tam zostawałam jakiś czas (max. miesiąc). Potem sama wracałam, nawet jak Małżonek specjalnie się nie starał i nie zabiegał o to by naprawić sytuację, bym wróciła, nie poczuwał się do winy. Ja wracałam bo kochałam, bo ślubowaliśmy przed Bogiem, bo mamy Synka - wracałam wierząc, że to był ostatni raz i dawałam Mu kolejną szansę… aż do następnego razu, kiedy ponownie granice zostały naginane, przekraczane ja nie dawałam rady i załamywałam się. Nie wyobrażam sobie takiego życia. Błędne koło, a najgorsze jest to, że nawet te „drastyczne” (odejścia) posunięcia nie przynosiły żadnego skutku ,bo nawet jak coś drgnęło to najwidoczniej były to tylko pozory, a potem wszystko wracało na stare tory, a w ostateczności chyba nawet pogorszyły całą sytuację. Co jeszcze musi się stać???

No własnie co musi sie jeszcze stac bys koralik zachowywała sie racjonalnie i
zdrowo???

nie gniewaj sie ale czytajac co napisałas(miedzy innymi powyżej) to jakies zakręcenie na maxa

-totalny misz masz krzycze,odchodze,wracam,strasze,zrywam i Bóg wie co jeszcze

zatem zanim zaczniesz leczyc męża z czegokolwiek ,zacznij leczenie(zdrowienie)

od siebie

sorry jak zbyt ostro
-ale czytając to co napisałas dostałem takiego wytrzeszcza ,że nie wiem kiedy mi on zejdzie z oczu.....

uffffffff :-? :-? :-?

pozdrawiam
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-14, 02:51   

koralik,
Witaj,
to co opisujesz jest faktycznie niepokojące, jednak skoro już kontaktowałaś się z księdzem egzorcystą to z pewnością otrzymałaś i umocnienie duchowe i jakieś konkretne uwagi co do postępowania. Wiem,że w nerwach i emocjach mogło Ci wiele umknąć, więc zachęcam do spokojnego przypomnienia sobie krok po kroku co mówił Ci ten kapłan.
Z pewnością trzeba wielkiej rozwagi w kontakcie z człowiekiem, który nie tylko dotyka, ale angażuje okultyzm do swojego życia, tacy ludzie są zwyczajnie nieprzewidywalni, gdyż ich duchowość powoli zczyna wpływać na zmianę postrzegania świata i empatia oraz Miłość zostaje wyparta przez egoizm, ale jest na to cudowne lekarstwo w postaci Miłości. Nie uczucia tylko postawy, którą wspiera sam Jezus. I to Ty możesz aplikować mężowi to lekarstwo. :-D
Wiem,że dla małzonków, którzy są duchową jednością uwikłanie się jednej strony w okultyzm powoduje nieustanne otwieranie się duchowej rany, która jest niezwykle trudna do wyleczenia,lecz Bóg jest większy niż największy grzech, Jezus pokonał już Szatana, więc się nie bój. Jezus i Maryja pomogą Ci we wszystkim co tylko będzie służyło uzdrowieniu zarówno Ciebie jak i męża, ale lecząc będą szanowali Wolną Wolę małżonka. Trzymając się drogi Ewangelii i korzystając z Sakramentów będziesz spokojnie mogła stawiać krok po kroku bez strachu o siebie i bliskich. Trzeba tylko ufności do tego co postanowi Jezus;" Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie."
(Ew. Jana 2:w6, Biblia Tysiąclecia)
Ponieważ to trudne aby codziennie od nowa rozeznawać kolejne kroki zachęcam Cię do otwarcia się na wspólnotę Odnowy w Duchu Świętym, modlitwą i obecnością, a także nauką Pisma Świętego, wspólną Eucharystią itd. będą Cię wspierać Bracia i Siostry, a to bardzo pomaga. Możesz też wstąpić do Rycerstwa Niepokalanej lub Żywego Różańca. Te wszystkie formy wspólnoty bedą Ci ogromnym wsparciem. Zachęcam Cię także do terapii psychologicznej dla podbudowania poczucia własnej wartości i lepszego poznania siebie. Może warsztat 12-tu kroków na początek?

Pamiętaj,że aby pomagać najpierw trzeba samemu stawić czoło własnym problemom, umocnić się w wierze i podbudować psychikę.
Stan w jakim teraz się znajdujesz czyli rozchwianie emocjonalno-psychiczne sprzyja złym decyzjom, wpadaniu w stany depresyjne i lękowe czyli prowadzi do choroby, a nie do zdrowia. Zatem wyciągnij jedną rękę ufnie do Jezusa i Maryi, a drugą do człowieka, którego Bóg postawi na Twojej drodze uzdrowienia ( terapeuty) .
 
     
koralik
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-24, 14:56   

Witam


Jeszcze tak w kilku słowach.

"Powiem szczerze, że mam mieszane odczucia. Tak hipotetycznie: gdybym żyła obok osoby, która we wszystkim widzi zagrożenie duchowe (a tu tknie się figurki, a tu jakaś książka, świat pełen zła, które zaraz ją skazi). Od takiej duchowości uciekłabym gdzie pieprz rośnie.. "

Widzisz K_ to nie jest do końca tak, tak sobie myślę, że czasami takie są właśnie „uroki” słowa pisanego. Raz napisze się za mało, czasami wręcz niepotrzebnie za dużo, użyje się złych słów, a inny bazując jedynie na tym (nie znając całej syt.) zinterpretuje to tak, czy inaczej. Oczywiście, opisując swój problem na publicznym forum liczę się z różnymi głosami w tej sprawie :) i bardzo się cieszę, że jesteście, i że ja tu trafiłam:)

Tak gwoli wyjaśnienia Ad buddyzm (jednym ciągiem wymieniony razem z pornografią, co mnie zdziwiło): ta kolejność to czysty przypadek.

Wiesz u mojego Męża też zaczynało się powoli i niewinnie. Najpierw książka, jedna, druga, potem właśnie fascynacja Tai Chi, eksperymenty w kuchni (to wszystko jeszcze w granicach tolerancji, być może to chęć poznania czegoś nowego…) jednak jak min. pojawił się ten Budda dotarło do mnie, że to idzie dalej, i w tym konkretnym przypadku zdecydowanie w złym kierunku. Jak sama piszesz: Są osoby, którym odradziłabym zbytnie zbliżenie z innym systemem duchowości, np. z uwagi na małą dojrzałość i powierzchowną, płytką fascynację bez zrozumienia np. istoty całościowej wizji człowieka w jednym i drugim systemie wraz ze zrozumieniem różnic, etc. a przede wszystkim, Mój Mąż chrześcijanin dopuścił się bałwochwalstwa i zaczął przekraczać pierwsze przykazanie.

Najgorsze, że brnął w to dalej. Próbował sobie „przeszczepiać” kolejne praktyki i wierzenia, ot tak wedle własnego uznania i upodobania.
Nie mogłam tak tego zostawić wiedząc, że On niestety precyzyjnie nie rozeznaje granic zaangażowania. Osobiście znam osobę, która min. przez takie swoje „eksperymenty” ma teraz bardzo duże problemy :( i wiem co przechodzi.

Na chwilę obecną powiem tylko że Bóg nie zostawił mnie samej z problemem… a i ”ten mój zmasowany atak” chyba także pomaga ;)

K_ serdecznie Cię pozdrawiam i życzę wielu łask Bożych dla Ciebie oraz siły i wytrwałości w „Twojej walce”.

Norbert1 – nie gniewam się, nie gniewam i wierz mi, że zakręcenie na maxa to i tak delikatnie powiedziane. Pragnę tylko zwrócić Twoją uwagę, że „nie ma skutku bez przyczyny” i że w pierwszym moim poście pisałam o tym wszystkim także.
Sporo się tego nazbierało, wypowiedź długa, jednak na spokojnie… jeśli się wczytać i zastanowić....

Oczywiście nie wybielam się, bo wierz mi nie jestem dumna z własnego postępowania (o tym też pisałam) i może wtedy wiedząc to co min. już teraz wiem, postąpiłabym inaczej.

Tylko wtedy nie szukałabym i nie trafiłabym do Was ;-)

Pierwsze kroki poczynione, modlitwa, rozważanie wszystkiego na spokojnie, w miarę możliwości czytam forum, korzystam z Waszych rad oraz materiałów zamieszczonych na stronie, spotkania z psychologiem… zdrowienie to długotrwały i złożony proces :-)
W tej chwili nie mogę skorzystać z kroków, spróbuję internetowo może jeszcze mnie wpiszą do grupy…

Jednak póki co mam pytanie o mądre stawianie granic. Problemy natury duchowej to jedno, ale jak mam skutecznie dotrzeć do Męża jeśli chodzi o Jego nieprzerwaną pępowinę z rodziną??? Zaznaczam nie chodzi mi o całkowite zerwanie relacji tylko o ich uzdrowienie. Dla Męża powinnam być ważniejsza ja i Syn a nie oni. Trochę nie taka kolejność.

Próbowałam zachęcić Go do wyprowadzki, do „pójścia na swoje” i nic. :-( Mąż kurczowo trzyma się rodziny i robi to kosztem naszego małżeństwa i naszej rodziny:-(

Próbowałam rozmawiać, jednak słyszę tylko słowa a On pozostaje bierny. Może ktoś z Was przechodził coś podobnego?


Pozdrawiam serdecznie. Z Panem Bogiem


k.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-03-01, 02:52   

koralik napisał/a:
Problemy natury duchowej to jedno, ale jak mam skutecznie dotrzeć do Męża jeśli chodzi o Jego nieprzerwaną pępowinę z rodziną??? Zaznaczam nie chodzi mi o całkowite zerwanie relacji tylko o ich uzdrowienie.


Witaj,
zło czy uzależnienia przyjmują czasem dziwne formy, gdy łączą ze sobą parę aspektów. Myślę, że rozwiązując jeden problem rozsupła się też i drugi. W jakiś sposób zrosły się ze sobą poprzez jakąś niedojrzałość wewnętrzną.

Czy masz daleko do Lichenia? Bo może kompleksowo psycho-duchowo zadziałać?
Rekolekcje i psycholog?
"Jak nie zabić teściowej?"-rekolekcje o tym jakie powinny być relacje rodzinne i do tego:
Licheńskie Centrum Pomocy Rodzinie i Osobom Uzależnionym można zaczerpnąć wchodząc na witrynę internetową Centrum www.pomoc.lichen.pl lub pod numerem telefonu: 63 270 81 32.
http://ekai.pl/diecezje/w...cji-w-licheniu/
W razie potrzeby znajdziesz na miejscu też pomoc księży egzorcystów.
 
     
koralik
[Usunięty]

Wysłany: 2012-03-04, 22:46   

kingo2 odezwę się . Z Panem Bogiem
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-03-14, 22:57   

koralik,
pamiętam odpisze. :-D
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group





Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty
- powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek...
Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>


Błogosławieństwo ks. kardynała Stanisława Dziwisza dla Wspólnoty SYCHAR
Zapraszamy do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rozwód jest potrzebny tylko po to, aby móc bez przeszkód wejść w oficjalny związek z kimś innym
Rozwód nie jest jedynym możliwym zabezpieczeniem | Propozycja odpowiedzi na pozew rozwodowy


"Stop rozwodom" - podpisz petycję !











Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy




ks. Tomasz Seweryn www.ks.seweryn.com.pl 

Rekolekcje ojca Billa w Polsce www.ojciecbill.pl
We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Rodzice wobec rozwodów dzieci - rekolekcje Jacka Pulikowskiego - Leśniów 25-27 września 2009



Tożsamość mężczyzny i kobiety - rekolekcje ks. Piotra Pawlukiewicza - Leśniów 24-26 lipca 2009


Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej



Stawać się sobą cz. 1



Stawać się sobą cz. 2



Wykład o narzeczeństwie i małżeństwie



Kryzysy są po to, by przeżyć je do końca



Kilka słów o miłości






Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 5