Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Witam Wszystkich walczących i ratujących.Trochę odświeżam swoją historię.
Chcę się podzielić z Wami swoimi odczuciami ,co czuję i jakie zmiany zaszły i zachodzą u mnie.Jeszcze jakiś czas temu uważałem,że ta sytuacja to bardzo ciężki krzyż dla mnie,teraz uważam,że jest to błogosławieństwo.Byłem zbyt bardzo krótkowzroczny uczuciowo,tego nie mogę zaprzeczyć,teraz widzę i czuję miłość,dobroć,mam w sobie bardzo dużo pokory.Z wiarą też byłem na bakier tzw wierzący niepraktykujący albo mówiłem,że wierzę w to co widzę...jak bardzo się pomyliłem.Teraz wiem że ta wielka siła która Nas otacza spowodowała,że przez ten kryzys jakikolwiek będzie miał finał jestem innym,lepszym emocjonalnie i uczuciowo człowiekiem.To nic,że żona nie chce,nie kocha,nie wierzy w moją przemianę,nie musi się już starać,że właściwie prowadzi własne życie,że widzi ze się staram,ale ona się już nie zmieni,że żal jej mnie,że chce się w zgodzie rozstać najlepiej rozwodem,że czara się przelała,że wszystko było źle...ważne jest to,że ja transformuję,staram się i jestem lepszym sobą.Chodzę regularnie do kościoła ido spowiedzi,modlę się zawsze za rodzinę,za żonę i dziękuję Bogu,że ich mam pomimo sytuacji.Ja jestem nierozerwalną częścią tej rodziny,jestem przyklejony do nich na stałe i będę bronił jej jak wyczuję zagrożenie i tak się zastanawiam czy ta sytuacja,moja sytuacja jest zagrożeniem?czy żona jest zagrożeniem?Jeżeli będzie brnęła do jakiejś bliższej znajomości z kimś to chyba tak.Jak na razie raczej nikogo nie ma.Wiecznie ucieka do swojej siostry.Ja tak codziennie na nią patrzę,obserwuję ją i czasami wydaje mi się,że to jakaś obca osoba jest....sfrustrowana,biczująca siebie,mnie i rodzinę,próbująca pokazywać wyższość nade mną,próbująca zniechęcać mnie do dalszych działań,izolująca się,przepełniona gniewem i wydaje mi się,że to po prostu sumienie ją opanowało,ta maska...straszne to jest .Na dzień dzisiejszy zacząłem prowadzić życie takiego kawalera,który jak jest poza domem to strasz nie tęskni,marzy i wierzy,a jak jest w domu to czuje się jak trochę odludek i trochę jak człowiek któremu umarła żona.Ale od samego początku towarzyszy mi ten szept,ten głos w głowie....wierz,nie poddawaj się,ratuj,walcz....Ciężko mi na sercu,nie wiem co przyniesie przyszłość ,piękne obrazy tworzą mi się w głowie,a jednoczesnie pełne goryczy,smutku i samotnosci.Ale są dzieci,które bardzo podtrzymują mnie na duchu..są sensem mojego życia.
Ja mam już inną swiadomosć siebie i swoich uczuć i tego będę się trzymał w dalszym swoim życiu.
ARKUS [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-31, 08:52
Witaj, ja też się tak czuje jakby w moją żonę wstąpiło coś złego. I widzę, że jest Jej ciężko z tym co się dzieje. Plus jest taki, że przed wigilia poszła do spowiedzi. Wcześniej po tym co sie stało wiedziała, że tkwi w grzechu. Zaczęła chodzic do kościoła z mamą, która tego nie robiła od nastu lat.
Dziś mamy iść razem na sylwestra do naszych wspólnych znajomych, wczoraj byłem na obiedzie w domu ...
Jak wracam do "Hotelu mama" to zamykam sie w pokoju i nie mam ochoty z nikim na rozmowę.
Modlę się różaniec w samochodzie, na spacerze, na basenie, podczas biegania i żyję nadzieją...
Ciesz się tym, że jesteś z nimi w domu, bo ja mam teraz problem jak tam wrócić. Żałuję tego kroku, który zrobiłem (dla naszego dobra - Jej życzenie).
Będę się za Ciebie modlił - będzie dobrze
atutekkepa [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-31, 11:47
To u mnie co do kontaktów i wspólnego spędzania czasu to nic takiego nie istnieje.Sylwester oddzielnie - ja będę z dziećmi u sąsiadów,a żona standardowo u siostry.Widzę z twojego opisu,ze uprawiasz sport - to bardzo dobrze.Ja też wziąłem się za siebie między dwoma pracami wkleiłem siłownię i schudłem 10 kg,ale to z nerwów na samym początku.Staram się dbać o siebie.W domu atmosfera dziwna,dzieci trochę rozładowują i wiedzą co się dzieje,ale z racji tego,że jesteśmy wszyscy pod jednym dachem nie odczuwają tego za bardzo,ale wiedzą,że jest coś nie tak.Z żoną w domu praktycznie nie rozmawiam tylko takie chłodne cześć i ewentualnie rozmowa o sprawach bieżących.Wytworzyła taką barierę,że ja też się blokuję.Najlepiej wychodzą nam sms i rozmowy przez telefon.Co do jej wiary to nic się u niej nie zmieniło czyli jak była zagorzałą katoliczką tak od 9 mieś nie uczęszcza do kościoła i usłyszałem,że wątpi w Boga,a moje nawrócenie irytuje ją,wręcz podśmiewa się z tego,że może jakimś kaznodzieją zostanę. Właściwie cała moja przemiana chyba ją irytuje.W oczach jej widzę taką pewność siebie,a jednocześnie błaganie żeby ją ktoś stąd zabrał,ale są dzieci,które bardzo kocha pomimo tego że trochę nerwowa zrobiła się o nich.Stosuję się do wskazówek które dostałem tutaj od wspaniałych ludzi,czyli daję przestrzeń,służę jej pomocą,staram się być odpowiedzialnym ojcem - dzieci bardzo to doceniają,a żonę to denerwuje - Stosuję się też do wskazówek z książki"Miłość potrzebuje stanowczości"Rozdział 14 z niej to wypisz wymaluj moja sytuacja czyli NOWA KOBIETA.
Na nasze tematy nie rozmawiamy na razie(ostatnio ok miesiąc temu)
I boję się żeby nie doszło do sytuacji kiedy ta nasza separacja przejdzie w jakąś normalność,rutynę nie wiem.Będę cały czas pokazywał postawą,że mi zależy na rodzinie,na żonie,ale mam chwile zwątpienia i takiej apatii.Jestem i będę trwał.......z Bożą pomocą.
porzucona_33 [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-31, 14:32
Dziękuję wam za te wpisy, cieszę się że nie jestem jedyna samotna w Sylwestra... mam straszny dół od wczoraj. Pojadę na chwilę do rodziców, potem będę w domu z dziećmi. Miło jest usłyszeć że nie tylko ja mam taką żałosną, pogmatwaną sytuację i nie mam normalnej rodziny:(
ARKUS [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-31, 17:57
Dacie radę, głowa do góry.
Macie dzieci i to jest bardzo ważna kwestia.
Jeśli współmałżonek nie chce przyjąć miłości okazujcie ją dzieciom.
Może druga strona też do tego dojdzie.
Modlitwa, prośba i nadzieja ...
Bóg jest Wielki.
Izka [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-31, 17:58
Cytat:
.Ja tak codziennie na nią patrzę,obserwuję ją i czasami wydaje mi się,że to jakaś obca osoba jest....sfrustrowana,biczująca siebie,mnie i rodzinę,próbująca pokazywać wyższość nade mną,próbująca zniechęcać mnie do dalszych działań,izolująca się,przepełniona gniewem i wydaje mi się,że to po prostu sumienie ją opanowało,ta maska...straszne to jest .Na dzień dzisiejszy zacząłem prowadzić życie takiego kawalera,który jak jest poza domem to strasz nie tęskni,marzy i wierzy,a jak jest w domu to czuje się jak trochę odludek i trochę jak człowiek któremu umarła żona.Ale od samego początku towarzyszy mi ten szept,ten głos w głowie....wierz,nie poddawaj się,ratuj,walcz....Ciężko mi na sercu,nie wiem co przyniesie przyszłość ,piękne obrazy tworzą mi się w głowie,a jednoczesnie pełne goryczy,smutku i samotnosci
Ja dodatkowo wtedy kiedy jestem poza domem układam sobie w głowie scenariusz rozmowy jaka przeprowadzę z mężem. Kiedy wracam do domu scenariusz gdzies ginie w zakamarkach mojej pamięci , paraliżuje mnie lęk, nie potrafię się odezwać z lęku przed odrzuceniem, zignorowaniem słów które z takim trudem z siebie wydusiłam.
Ten szept czy głos...sama nie wiem ...nie wiem
Cytat:
cieszę się że nie jestem jedyna samotna w Sylwestra... mam straszny dół od wczoraj. Pojadę na chwilę do rodziców, potem będę w domu z dziećmi. Miło jest usłyszeć że nie tylko ja mam taką żałosną, pogmatwaną sytuację i nie mam normalnej rodziny:(
Nie jestes jedyna ja Sylwestra spędzam z różańcem odmawianym za lepszy, szczęśliwszy Nowy Rok, oraz...3 psy i ja Dla siebie mam paluszki i 4 rodzaje krakersików oraz kolę z cukrem ale bez alkoholu. Dla psów psie mleko i kasza lub ryż z ryba i jabłkiem
Mąż nie wiem co bedzie robił w pokoju obok ale pewnie spędzi wieczór jak zwykle przed telewizorem i z drinkiem w reku
porzucona_33 [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-01, 10:28
Dzięki Izka:) Wczoraj odetchnęłam z ulgą jak minęła 12, pierwszy raz od wielu lat Sylwester mnie po prostu męczył i dołował. Jak czytam twój wpis o tym scenariuszu układanym w głowie to wydaje mi się, że rozwiązaniem jest asertywność. Takie przekazanie swoich myśli żeby nie zranić/ rozgniewać drugiej osoby. To jest możliwe, można mówić wszystko tylko trzeba wiedzieć jak to przekazać. Spróbuj poczytać coś lub zapisz się na jakiś dobry kurs asertywności, to naprawdę pomaga w kontaktach z ludźmi. Np. nigdy się nie mówi: ty jesteś taki a taki, ale mówi się: rani mnie to, jak zachowujesz się względem mnie lub w takich sytuacjach. Różnica w odbiorze komunikatu jest ogromna. Nie można dusić złości, żalu w sobie, powinno się mówić o wszystkim tylko właśnie, trzeba wiedzieć jak żeby nie skończyło się awanturą.
ARKUS [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-01, 12:07
Izka, musisz to zmienić !!!
Moja żona też bała się cokolwiek powiedzieć co Ją dręczy i martwi oraz co w moim zachowaniu jest nie tak.
Facet jest prostej budowy psychicznej.
Jak mu czegos nie powiesz prostymi słowami, to raczej się nie domysli.
Moja żona też nie jest asertywna osobą i to był między innymi punkt zapalny.
Bała się wyrazić swoje zdanie, a ja myslałem, że jak nic nie mówi to jest ok.
On pewnych rzeczy może nie rozumieć bo mu o tym nie powiedziałaś wprost.
Ja tez się wielu spraw nie domysliłem i jestem gdzie jestem, a żona myślała że Jej komunikaty były dla mnie czytelne.
Uwierz w siebie i powiedz spokojnie co Ci leży. Może On pewnych rzeczy nie robi specjalnie tylko sobie mysli, że "robię dla Niej wszystko, pracuję, staram się po swojemu a ciagle jest źle.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.