Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2012-12-21, 20:42 Co lepsze: być singlem czy żyć w małżeństwie?
Małżeństwo sakramentalne to nieodwołalna decyzja niosąca z sobą pewne konsekwencje i poczucie ciężkich wymogów moralnych trudnych do niesienia. Męczę się z tym i tlumię ból, coraz bardziej żal mi dawnego życia singielki bez zobowiązań. Popieram wybor bycia singlem i uwazam go za piekniejszy niż małżeństwo. Bycie singlem to stan, wybór, i powołanie w Kościele, na zawsze to utraciłam. Być singlem to żyć w bliskiej więzi z Bogiem, to twórcza samotność dająca możliwość osobistego rozwoju i spotkania z Bogiem, drugim człowiekiem i samym sobą. Singiel czerpie poczucie własnej wartości z relacji z Bogiem i akceptacji samego siebie, a coraz bardziej czuje ze uzaleznienie od mężczyzny w małżeństwie to niewolnictwo, źródlo cierpienia, gdzie kobieta jest poniżana i musi walczyc o swoją godność. Dlatego że mężczyźnie uległa i jemu się oddała, takie konsekwencje musi ponosic i wmawia się jej ze pieluchy to jej szczęście. Podczas gdy będąc singielką czerpie radość z zycia z drobnych rzeczy to w małżeństwie musi z bólem dźwigac małżeńskie krzyże i upokorzenia. Lepiej być szczęśliwą, niezależną i samodzielną singielką bez zobowiązań niż męczyć się w małżeństwie. Niestety czasu nikt nie cofnie
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-21, 23:49
Milunia, ile Ty masz lat, że tak spytam? nawiasem mówiąc, nie znam powołania w Kościele pt. bycie singlem. powołanie małżeńskie jest, kapłańskie też, zakonne i owszem, ale singlowskie? małżeństwo nie jest niewolnictwem, to, że Tobie się trafił ktoś nieodpowiedni (lub sama go wybrałaś) na męża, to Twój ludzki wybór, Twoja decyzja......jeśli zostałaś do ślubu przymuszona, to ślub był nieważnie zawarty, jeśli zaś poszłaś do ołtarza z własnej nieprzymuszonej woli, to czemu szukasz nieprawidłowości w ogólnie przyjętych zasadach?nieudane małżeństwo jest także tych Twoich decyzji konsekwencją.....o wartość z relacji z Bogiem możesz dbać w każdej sytuacji, póki żyjesz...........nawet w więzieniach ludzie się nawracają i budują relację z Bogiem...najpierwsza jednak zasada jest taka: patrzę w lustro i sprawdzam, co ja zrobiłem, zrobiłam nie tak, gdzie popełniłam, popełniłem błąd, jak go zniwelować i naprawić, a jeśli nie można naprawić, jak go dalej nie popełniać....
milunia [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-22, 08:03
Po 35 roku życia zawarłam związek małżeński więc mam dość duzo lat. I dosc dlugo bylam singielką z wyboru i bylo mi z tym dobrze, choc szukalam i rozeznewalam swoje powolanie. Obecnie zaluje ze nie odrzucilam związku z mężczyzną i nie pozostalam szczęśliwą, samodzielną, niezależną singielką do konca życia. A gdy jeździlam na rekolekcje powolaniowe do sióstr mowa byla także o trzecim powolaniu do samotności. W duszpasterstwie singli wzrastalam i tak czulam sie dowartosciowana bo mowiono mi ze zycie jest piekne, po wstapieniu w zwiazek malzenski utracilam radosc zycia i poczucie wlasnej wartosci bo teraz mowia mi ze mam poniesc konsekwencje wyboru i z pokora dźwiagac krzyże. Lepiej by szczesliwym zyjąc samemu niż pakować sie w związek gdzie bedzie sie dusic i męczyć.
A coraz częściej mowi sie o tym że bycie singlem to powołanie w Kościele. I uwazam ze powolanie do bycia singlem jest piękniejsze i wartościowsze niż męczenie się w klatce o nazwie małżeństwo.
http://www.grupa33.katowice.opoka.org.pl/ http://www.google.pl/sear...+powo%c5%82anie
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-22, 08:50
Milusiu, wszystko dobrze, ale jak to się ma do Twojego stanowiska z innego wątku - że chcesz uważnić małżeństwo? To jest jedna sprawa.
Druga - niezbyt dobrze się czyta ogólne stwierdzenia ogólnych prawideł życiowych, kiedy czuć, że gdzieś tam jest drugie dno. Tutaj tym drugim dnem jest Twoje rozdarcie życiowe.
Z doświadczenia mądrych ludzi wynika, że lepiej wychodzić od szczegółu do ogółu. Czyli mówię o sobie, w liczbie pojedynczej JA (tak jak np. w grupach 12-krokowych), tak jest dużo prościej jeśli chodzi o komunikację. Ma to też znaczenie dla Ciebie, bo uczysz się rozpoznawać i nazywać swoje myśli i uczucia. Te, które są faktycznie tylko Twoje, a nie takie "ogólne", bo "tak jest", bo "się tak robi".
To pomoże przede wszystkim Tobie, bo myślę, że sytuacja w której jesteś wynikła gł. z tego, że nie bardzo wiedziałaś czego chcesz, i nie byłaś w stanie określić w życiu twardo - czego chcesz, a czego nie, na co się nie zgadzasz.
Zachęcam do tej formy wypowiedzi "JA"
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-22, 09:53
Lubiłam zycie samotne, bardzo, ma wiele plusów.
Zycie w malzenstwie jest dla mnie duzo trudniejsze niz przed, ale i ciekawsze i pełniejsze.
Nigdy samotnie nie miałabym okazji poznac czy umiem kochanc prawdziwie, w zdrowiu i chorobie, tak naprawde blisko, codziennie.
Co innego relacja z przyjaciólmi, w niej jest duzo łatwiej.
miluniu, czy dobrze mysle ze jestes pare lat po slubie> Pierwszy kryzys moze Was dopadł? Jak chcesz napisz cos wiecej.
z Bogiem
marta176 [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-22, 11:55
...
Ostatnio zmieniony przez marta176 2012-12-28, 13:39, w całości zmieniany 1 raz
twardy [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-22, 16:19
milunia napisał/a:
I uwazam ze powolanie do bycia singlem jest piękniejsze i wartościowsze niż męczenie się w klatce o nazwie małżeństwo.
Nie będę się wypowiadał na temat "powołania do bycia singlem", ponieważ nie słyszałem o takim powołaniu i nic na ten temat nie wiem.
Nazwałaś małżeństwo klatką. Zakładając taki sposób rozumienia małżeństwa, należy jednak przyznać, że to małżonkowie świadomie, z własnego wyboru "wchodzą" do tej klatki. To, czy w tej klatce będzie nam dobrze czy źle zależy głownie od nas samych - obydwojga małżonków.
Wcale życie w tej klatce nie musi polegać na męczeniu się. Ta klatka może być spełnieniem marzeń i dawać nam pełnię szczęścia. Wystarczy tylko dwoje mądrych, prawdziwie kochających Boga i siebie wzajemnie małżonków.
Wiem - łatwo pisać, trudno zrobić. Oczywiście że trudno. Sam tego nie potrafiłem zrealizować w swoim życiu.
Wolałbym jednak, aby ta moja klatka znów zapełniła się całą rodziną, bym mógł realizować to dążenie do pełni szczęścia (chociaż wiem, że nie byłoby to łatwe), niż być nawet od początku życia singlem.
milunia [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-23, 08:04
Nirwanna napisał/a:
Milusiu, wszystko dobrze, ale jak to się ma do Twojego stanowiska z innego wątku - że chcesz uważnić małżeństwo? To jest jedna sprawa.
Gdybym pozostala dalej singielką, bylabym wolna i nie musialabym dźwigac ciezaru zobowiazan. A tak to rodzi sie poczucie winy ze wzgledu na odpowiedzialnosc przed Bogiem. Dlatego jesli byla jakas wada woli chce ja naprawic by byc w porzadku wobec Boga i sumienia.
A to parę miesięcy po slubie, przed nim byly watpliwosci a mimo to do slubu doszlo, pojawily sie jakies pierwsze trudnosci w malzenstwie i tlumie bol w sobie wypominając sobie tej decyzji.
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-23, 09:19
marta176 napisał/a:
Krasnobar pisze (małżeństwo nie jest niewolnictwem, to, że Tobie się trafił ktoś nieodpowiedni (lub sama go wybrałaś) na męża, to Twój ludzki wybór, Twoja decyzja......) zgadzam się, że małżeństwo to nie niewolnictwo i że sama wybrałam tak jak i Ty swojego męża ,ale w moim przypadku mąż od początku grał i oszukiwał. Grał na moich uczuciach . Wiedział ,że jestem blisko Boga to zabierał mnie w takie miejsca jak Licheń, wiedział ,że chce być sama bo ktoś mnie zranił a on opowiadał że też to przeszedł i nie potrafi zaufać , okazywac uczuc itd.Podeszłam do naszego małżeństwa jak do lekarstwa na dwie zranione dusze, które z Bogiem wyleczą rany bo oboje wiemy jak boli zdrada i nie skrzywdzimy siebie
wybacz, masz rację, że źle to zabrzmiało, co napisałem....ale nie chodziło mi w zasadzie mi o to, by szukać winnego sytuacji...to pewne jest, że popełniamy błędy, podejmujemy złe decyzje (inaczej by mnie tu nie było przecież!!)....ale chodziło mi bardziej o to, by nauczyć się po pierwsze przyjmować pewne sprawy, jako konsekwencję, czy odpowiedzialność własnych poczynań, a po drugie i o to głównie mi chodziłoby w takiej sytuacji jak Twoja, że trzeba przyjąć pewne fakty. mianowicie takie, że niektórzy ludzie manipulują, mogą chcieć nas wykorzystać, oszukać, mogli to zrobić, zrobili. jeśli taki jest fakt, to trzeba to po prostu przyjąć i iść dalej, bo przeszłości się i tak nie zmieni....nie ma co za długo analizować i zadręczać się...ot,przyjąć to, co się stało jako wypadkową dwóch spraw, naszych błędów (naiwności, niewiedzy, bierności) i także tego, że nie mamy wpływu na innych ludzi i ich postępowanie, a wchodząc w związki z nimi, niestety często nas to ich postępowanie dotyka, boli, rani. chodzilo mi jednym slowem o akceptację faktów i przejście dalej.....zauważylem to i w moim przypadku i w wielu innych, brak zgody na dzianie się rzeczy, brak zgody na to, co się wydarzyło, podczas, gdy pewnych spraw odwrócić nie można, nie można na przykład cofnąć czasu, prawda?jak się przyjmie fakty, z trudem bo z trudem, ale można robić kolejne posunięcia w celu ratowania jakości swojego życia, formalne (separacja, wyprowadzka, ochrona przed przemocą, itd..itp).
milunia napisał/a:
A to parę miesięcy po slubie, przed nim byly watpliwosci a mimo to do slubu doszlo, pojawily sie jakies pierwsze trudnosci w malzenstwie i tlumie bol w sobie wypominając sobie tej decyzji.
35 lat byłaś "singielką" (co za okropne okreslenie, brrrr) i miałaś do dyspozycji bliskośc Boga, możliwości, wolność itd, a teraz chcesz w kilka miesięcy naprawiać coś, tylko co? jaka była ta więź z Bogiem, skoro jak twierdzisz, znieważyłaś Sakrament....
sama piszesz: pierwsze trudności w małżeństwie....jak to świadczy o takim podejściu: pierwsze schodki i ja znikam. czy to oznaka dojrzałości, uciekać przed problemami, a nie je rozwiązywać? prosiłaś Boga o pomoc w rozwiązaniu Twoich problemów? Bóg może wszystko...zatem w imię jakiej wiary chcesz coś formalnie naprawiać, skoro w sercu mało po Bożemu gra?
chcesz uważnić małżeństwo, które uważasz za więzienie i wolisz być singielką.
śmiem twierdzić, że tak naprawdę nie wiesz, czego chcesz.......
poradź się jakiejś osoby duchownej, masz swojego spowiednika? poproś o pomoc, bo na razie masz w głowie miszmasz........
a co do wyborów naszych małżonków....gdybym kierował się zasadami Boskimi, pewnie nie zdecydowałbym się na ślub z żoną...wtedy jednak były ważniejsze moje głupie, ludzkie zapatrywania na związek, intymność, małżeństwo....ale tak jak mówiłem:czasu nie da się cofnąć, trzeba zatem ratować to co jest tu i teraz. niektórzy małżeństwo, a niektórzy (w tym ja) siebie samego...z Panem Bogiem przy niedzieli, pozdrawiam, s.
Kari [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-23, 19:30
Miluniu, jeśli czujesz się poniżana i upokarzana w związku małżeńskim, jeśli jest źródłem Twojego cierpienia to może warto udać się do poradni rodzinnej, najlepiej katolickiej i o tym porozmawiać. Warto poczytać sporo książek o małżeństwie i wyjaśnić sobie w czym tak naprawdę jest problem. Jesteś w tym małżeństwie tak samo ważna , jak Twój mąż, trzeba mu to zasygnalizować i stawiać granice.
Małżeństwo jest związaniem, trzeba się liczyć z drugą osobą, rzeczywiście traci się niezależność, ale jest również bardzo ważnym i pięknym zadaniem . Ma być drogą do świętości . Droga do świętości nigdy nie jest szeroka i wygodna, im większy krzyż tym łatwiej świętość osiągnąć ( zobacz filmik z głównej strony).
Matka Teresa z Kalkuty też miałaby pewnie wygodniej, gdyby nie wyruszyła ratować umierających na ulice, ale nie wiadomo, czy wtedy tez zostałaby tak wielką świętą.
Każda wspólnota łatwo może stać się towarzystwem wzajemnej adoracji, wszyscy są dla siebie życzliwi, może być miejscem spotkań egoistów- mówi o tym ks. Pawlukiewicz w jednym ze swoich kazań. a to niewiele z ewangelią ma wspólnego. Może Bóg upomniał się o Ciebie, chciał dla Ciebie czegoś więcej? Może chciał, żebyś zaczęła realizować miłość?
A dzieci to nie tylko kłopot z pieluchami, to przede wszystkim największy dar jaki od Boga można otrzymać, czasem dar trudny, ale zawsze w dobrym momencie. Trzeba popracować nad zaufaniem do Boga?
I dlaczego uważasz, że Twoje życie jako samotnej osoby byłoby szczęśliwsze i lepsze? Znasz przyszłość?
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-28, 22:29
Kochani ponieważ rozwinął się w tym wątku poboczny temat nie związany z treścią pierwotną zapraszam zainteresowanych w nowe miejsce, a tu zostawmy miejsce autorce.:
i wartościowsze niż męczenie się w klatce o nazwie małżeństwo.
- o jakiej wartości mówisz czym według ciebie sa wartosci "singla" a czym małzonka jaką to miara mierzysz.przyznam ,ze czytająć to co piszesz odczuwał pewien niepokój o ciebie.pod tym co piszesz jest coś co piwinnaś starać się odkryć i nazwać sama.
Jestes mężatką i wydaje mi się ,że decyzję o małżeństwie podjełaś sama-pierwsze kryzysy w małżeństwie nie powinni prowadzić cię do rozpaczy ale być wskazówką do dalszej pracy nad sobą i ratowaniem małżeństwa
GregAN [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-29, 18:49
milunia, czy rozważałaś swoje życie pod kątem planu Bożego ?
Tego że nic nie dzieje się przypadkiem, że jest w tym ukryty plan Bozy.
Również to że spotkałaś tego mężczyznę i że z nim stanęłaś na ślubnym kobiercu ?
To nie był przypadek...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.