Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2012-12-22, 13:59 Czy jest jakaś nadzieja, czy powinienem walczyć?
Cześć wszystkim! Szukając przyczyny stanu w jakim znajduje się nasze małżeństwo, trafiłem przypadkiem na to forum i tak już zostało, że całymi dniami w międzyczasie w pracy szukam odpowiedzi.
Jesteśmy małżeństwem od 26 maja br., kocham swoją żonę, ale wiele razy ją zraniłem, bo prawie nigdy nie szedłem na ustępstwa, bo nie żyłem w dobrych stosunkach z teściową. Mieszkaliśmy razem po miesiącu to u moich rodziców, to u Kasi rodziców. Kłóciliśmy się o to, że żona nie znajduje dla mnie czasu, bo o 22 po pracy nie będzie ze mną rozmawiać, a jak skończy o 18 to musi obejrzeć film, to przeczytać książkę, to wyjść z kimś. W pracy podobnie, twierdzi, ze duży ruch i nie może się odezwać, ale z koleżankami to rozmawia, spaliśmy razem, ale po przeciwnych stronach łóżka. Po pracy, jeździłem od razu urządzać nowo zakupione mieszkanie (stan deweloperski). Żona za bardzo się nie interesowała, często musiałem namawiać, żeby zobaczyła co już zrobione. I wiele takich różnych drobnych spraw. Kiedy porobiło się tego za dużo, codziennie mówiłem, że czuje, że mnie oddala od siebie. Zaczęliśmy się kłócić.
Od strony żony wyglądało to tak: ciągle chcę rozmawiać o nieodpowiednich porach (zapomniałem dodać żona pracuje na pełen etat i studiuje dziennie i spodziewamy się pociechy pod koniec maja), krzyczę na nią, źle się zachowuje (nie rozmawiam z teściową), jestem zazdrosny, nie pozwalam się z nikim spotykać.
W sobotę kolejny raz z rzędu Kasia nie chciała się normalnie ze mną przywitać, buziak od niechcenia jak nieśmiała dziewczynka (0,5 sekundy a może i krótszy). Posmutniałem i przez te pół godziny czekałem niemalże w ciszy, aż skończy pracę (21:30-22:00), na koniec pracy zamykamy placówkę,a żona pokazuje mi czerwoną różę (dostała od klienta), zasugerowałem, że masz męża i zostaw ten kwiat. Zona uparcie powiedziała nie, bo to jej, to ona dostała. Ja w ogólnej atmosferze, gdzie czułem się już długo odsuwany, poczułem się jakby mnie zdradzała, choć z drugiej strony wiedziałem, że to niemożliwe. Kiedy zajechaliśmy pod blok, chciałem porozmawiać na ten temat, ale znowu była do pora nieodpowiednia. Powiedziałem zostaw tę różę, jeżeli uważasz mnie za swego męża. Kasia nie zrobiła tego. Ja pojechałem na mieszkanie, wykańczać je z myślą, że już pierwszy raz przenocuję w nim. Ale nie mogłem, skończyłem kilka rzeczy, wróciłem do teściowej mieszkania po 1 godzinie, a właściwie chciałem wejść. Drzwi zamknięte, klucz pozostawiony specjalnie w drzwiach od drugiej strony. Pukałem długo aż mi otworzyła żona z mamą. Powiedziała, że nie chce mnie widzieć, spała z mamą, a nasze łóżko niepościelone, już wiedziała, że nie chce mnie tam. Zabrałem swoje ubrania i pojechałem do rodziców.
Dalej nie było łatwo, nie ma mowy o rozmowie ze mną, porozmawiali moi rodzice (w niedzielę) z Kasi mamą i Kasią, ale nic dobrego z tego nie wyszło. Kasia powiedziała mi później przez telefon albo sms, że musi przemyśleć, odezwie się jak zechce porozmawiać. Długo nie wytrzymałem i nakłoniłem do rozmowy w środę.
Rozmowa w obecności teściowej. Kasia powiedziała co ją boli. Była w oazie, już nie jest, śpiewała w scholi, już nie jest, na pielgrzymkę poszła sama (2 poprzednie byłem z nią, ale wg mnie poszła aby porozmawiać z koleżankami, a nie w żadnym innym celu, wiec obydwa razy się pokłóciliśmy o to). W końcu dałem się namówić żeby pójść i tym razem. Wyszło, że muszę jednak w sobotę iść do pracy, bo szef idzie na wesele, a ktoś musi nadzorować w firmie. Kasia poszła sama. Byłem zły, ale nie dlatego że poszła, tylko, że niosła koleżankę na pielgrzymce. Zrobiło się znowu niemiło. Powiedziała że kiedyś ona ewangelizowała, a teraz sama potrzebuje ewangelizacji, że ją ograniczam (choć zawsze uświadamiałem, że pracując i studiując nie ma na to czasu, ale jak znajdzie chwile to może, owszem, ale z braku czasem rzadziej). Na koniec powiedziała jeszcze, że przed ołtarzem nie była pewna, że bała się odmówić (bała się o to co ludzie powiedzą, o to że mi przykro będzie, nie bała się nie daj Panie Boże o jakąś przemoc). Zapytała, czy gdyby hipotetycznie chciała rozwód to jej dam, odpowiedziałem, że nawet gdybym chciał, to nie mogę, bo taka jest wiara. To zaczęła szukać innej drogi. Będzie chciała unieważnienia, ze względu na niedojrzałość. Pomysły takie pewnie z pracy, koleżanka jest w trakcie takiego procesu unieważnienia z dokładnie tej przyczyny (powinno się zakazać na wstępie procesu mówienia o tym głośno, bo to gorszy społeczeństwo!). Tak głęboka moja wiedza oczywiście stąd. Czytam masę postów, artykułów, świadectw, filmów, wszystkiego co z tego forum prowadzi.
Prosiłem o przebaczenie, przed pierwszą rozmową, powiedziałem: "zanim zaczniemy rozmowę, chcę Ciebie przeprosić za..." i wymieniłem wszystko co pamiętałem "i proszę wybacz mi, będę wszystko robił jak to powinienem był robić od początku". Kasia dalej musi przemyśleć, a w międzyczasie radzi się koleżanek - trochę brzydko z mojej strony, ale Kasia wie, że sprawdzam codziennie bilingi. Z teściową się pogodziłem, na razie nieformalnie, ale walczymy razem i mnie wspiera. Codziennie rano i wieczorem się modlę. Nie mogę jeść i spać, czuję się jak warzywo, jak ten mąż z historii, o małżeństwie, które się kłóciło, ale gdy żona odeszła z tego świata, mąż 11 lat był ciałem na Ziemi, a duszą nieobecny, aż zmarł. Uznałem, że moja modlitwa jest za słaba. Wyspowiadałem się wczoraj, rozpłakałem się przy konfesjonale. Płaczę w zasadzie codziennie, nie mogę czasem normalnie porozmawiać. Odprawiłem zadaną pokutę, w której nie było przeprosin dla teściowej, ale oczywiście będą, się należą. Szczerzę chcę naprawić i się zmienić. Kasia nie chce, ciągle chce czasu, ja nie dam rady bez niej zasnąć. Kasi mam podobnie jak ja i mój tato również.
Kasia zaplanowała, że sama pójdzie na sylwestra do koleżanki, ale nie mogę nic powiedzieć, bo ze mną rozmawia już tylko oficjalnie, bez uczuć, nie biorąc pod uwagę mojego zdania. Nosi obrączkę, ale nie traktuje mnie jak męża. Kiedy rozmawia o mnie z kimś, mówi mąż, wiec słowem się nie wypiera mnie.
Co dalej? Mam pozwolić na unieważnienie małżeństwa? O ile jest to możliwe, bo chyba decyduje o tym ktoś inny niż same małżeństwo? Mam poprosić żeby zdjęła obrączkę i powiedzieć: "nie jestem Twoim mężem, jak powiedziałaś, więc ją zdejmij, ale ty jesteś moją żoną, i Cię nie opuszczę jak nakazano"? Czy może to nie były jej słowa, tylko gorszący wpływ środowiska? Modlę się i nie przestaję wierzyć, ale miewam chwilę zwątpienia. Najczęściej wieczorem myślę, a co jeśli to, że czasem się odezwie przez telefon, to tylko takie przyzwyczajanie mnie, żebym się nie rozklejał i zrozumiał, że to koniec? A co jeśli na sylwestra będą nieodpowiedni ludzie, Kasia łatwowierna da się opętać i będzie mnie z kimś zdradzać, uczynkiem? A co jeśli jej coś się stanie, jeśli po porodzie dostanie szoku i odrzuci nasze dziecko? Co mam robić?
Na rekolekcje nie pójdzie, już się pytałem, na spotkanie w poradni rodzinnej też nie pójdzie ze mną. To już jest koniec naszego życia? Przecież ja szczerze chciałem zwiazać się do końca życia, przeciąż ja ją kocham. Zabolało to, o co mnie obwinia, o to że mówi, że z jej strony nie hest ważny ślub, ale wybaczyłem jej niemalże od razu kiedy to powiedziała, bo w końcu porozmawiała szczerze co ją boli.
Ta nieformalna separacja mnie niszczy, zamiast lepiej jest codziennie gorzej.
Nie byłem nigdy gorliwy w wierze, kościół istniał dla mnie tylko w święta i niektóre niedziele. Chyba zrozumiałem, chyba, bo za dużo emocji teraz przeze mnie przemawia, ale staram się uwierzyć i w pełni zaufać Bogu. Pomóżcie mi.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-22, 14:29
Witaj, Dawidzie, na forum
Na pewno dostaniesz mnóstwo wsparcia, ja od siebie napiszę tylko abyś starał się maksymalnie wyciszyć, ten piękny czas Świąt temu sprzyja. Jak rozumiem Twoja żona jest w ciąży? Burze hormonalne w tym okresie potrafią nieźle dać w kość zarówno brzemiennej niewieście, jak i jej najbliższemu otoczeniu.
Dlatego to właśnie do Ciebie należy być dla niej maksymalnym wsparciem - mimo wszystko, mimo kryzysu. Dlatego to Twoje wyciszenie emocji jest potrzebne.
I nie gdybaj - a co na Sylwestra, a co jak odrzuci dziecko.... Powierz to Bogu, zaufaj i módl się do jej Anioła Stróża. A dla siebie - odmawiaj modlitwę o pogodę ducha.
I jeszcze drobna sugestia - jeśli w w podpisie jest Twój nr telefonu - lepiej go usuń, nie jest rozsądne podawanie takich danych na publicznym forum.
bags [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-22, 14:57
Witaj Dawidzie.
Nirwana ma rację... weź głęboki oddech i na spokojnie przeczytaj swojego posta. Co w nim widzisz? Co byś jego autorowi doradził?
Za dużo w nim pewnego rodzaju zazdrości, złości, nienawiści.
"Zazdrość to cień miłości a im więcej cienia, tym mniej światła." W miejsce zazdrości wstaw cokolwiek ze swojego zachowania, a efekt będzie wynikiem tego, co okazuje Ci żona w Twoim poście.
"Choć miłość można okazywać na wiele sposobów, słowa są najczęściej odbiciem stanu duszy. Bądź chętny do słuchania, nie skory do mówienia i nie skory do gniewu" Św, Jakub.
"Trudno jest okazywać miłość, gdy nie ma za to nagrody..." Wiesz z jakiego to filmu cytaty? Z "Ognioodpornego" - znajdziesz go na Youtube. Obejrzyj też "Spotkanie" Wiele mądrości z nich wyciągniesz dla siebie. A z czasem nie zaszkodzi też obejrzeć ich wspólnie z żoną. Wracaj sam "często gęsto" do tych filmów.
Weź sobie zeszyt i pisz codziennie przez miesiąc "raport" zaczynając od zdania "jestem szczęśliwy i wdzięczny za to, że..." Zacznij pisać "raport" od siebie i potem napisz za co jesteś wdzięczny, za co chwaliłbyś/za co doceniasz swoją żonę.
Poszperaj na portalu www.spotkaniamalzeńskie.pl, poszukaj sobie kazań i wykładów Jacka Pulikowskiego; ks. Pawlukiewicza i poszukaj tutaj rekolekcji XII/2012 ks. Dziewięckiego.
Poszukaj też krótkiego filmu pt "przez śmiech do lepszego małżeństwa" z wydawnictwa vocatio na Youtube. Warto to mieć w domu jako rodzaj domowej terapii małżeńskiej - polecam, bo sam posiadam i wywróciło to seminarium moje dotychczasowe poglądy o związku do góry nogami.
I najważniejsze dla Was... spuść z tonu dla dobra dziecka. Ono teraz jest jak magnes tego, co jest między Wami i odbije się to na Nim po urodzeniu. Nie tylko w psychice ale i zdrowiu.
Dawid86 [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-29, 07:07
Pracuję nad sobą, oczywiście z tonu spuszczam, zmieniam się. ...tylko to czekanie. Zaczynam traktować czas jako swojego wroga, no ale cóż innego jak nie modlić się i czekać. Oczywiście obdarowuje żonę kwiatami, osobiście i przez posłańca. Widzę nadzieje w tym, że nadal nazywa mnie swoim mężem i dzisiaj moja ukochana żona pytała się przez telefon mojego starczego o to co u mnie, choć wczoraj widziałem się z nią (zabrać kwiaty z pracy, żeby nie więdły). Rozmawialiśmy ze starszym przez telefon dobre 3 kwadranse, o problemach, o radościach, o starych dobrych studenckich czasach. Cała ta sytuacja pogłębiła moją słabą wiarę, ale dlaczego kosztem żony i dziecka? Przecież dla niej, szczególnie teraz to jest niepotrzebne.
Dziękuję za dobre słowo.
[ Dodano: 2012-12-28, 09:40 ]
Niestety mimo moich starań, mimo tego że jestem cały czas dobry, że jestem taki jaki być powinienem od początku, nic nie zmierza w dobrym kierunku. Kasia wczoraj chciała po pracy spotkać się z koleżanką. Oczywiście wiedząc, jak bardzo tego chce nie robiłem problemu. Okazało się później, że to był kolega, jakiś znajomy kilka placówek dalej w pracy. Najpierw skłamała, że piszę na gg z tą koleżanką, od razu wiedziałem, że kłamie, bo znam żonę. Później nie chciała się przyznać, że spotkanie też było z nim. Z rana udało mi się uzyskać prawdę, jak zawsze w ten sam sposób, czyli powiedziałem, że wiem. Nie zaszedłem do tej restauracji gdzie się spotkali i nie zrobiłem jej sceny, choć mogłem powiedziałem żeby miała to na uwadze.
Żona nie cieszy się z żadnej niespodzianki, które jej robię. Woli siedzieć na facebooku, czy robić cokolwiek innego niż ze mną porozmawiać. Pozwalam jej na to, bo czemu miałbym zabraniać? Mimo wszystko oszukuje i kombinuje. Mimo wszystko nie mogę liczyć nawet na buziaka. Ostatnie 2 noce spała wtulona we mnie, z czego poprzedniej nocy cały czas głaskałem jej rączkę, bo wiem jak bardzo to lubi. Rozmawialiśmy ze sobą i była ogólnie dobra atmosfera. Nawet pomodliliśmy się razem. Co prawda zwykły pacierz, bo widocznie na szczerą modlitwę było za wcześnie, ale jednak jakiś krok w dobrą stronę. A tu następnego dnia takie cyrki. To nie jest jedyna rzecz którą ukrywa, wiem to po jej zachowaniu i choćby po tym, że się chowa, chowa telefon pod poduszkę, gdzie póki było wszystko ok zapominała o telefonie, nie istniał dla niej. Pokazałem jej mamie, połączenia, sam nie patrząc od razu, bo byłem pewien i niestety nie zawiodła mnie intuicja. Mama kazała jej usunąć gg, wracać z pracy do domu bezpośrednio, nigdzie nie zachodząc. Ja powiedziałem, że pisz z kim chcesz, tylko nie oszukuj mnie i że może rozmawiać z kim chce.
Nie wiem, czy to dobre w tej sytuacji?
Czy zgodnie z Ez 3, 16-21 powinienem upomnieć tego człowieka, żeby nie wtrącał się w nieswoje sprawy? Czy źle zrozumiałem Słowo?
Czy skoro żona twierdzi, że z jej strony ślub nie był, bo nie była pewna i zmarnowała sobie życie, mam jej zaproponować unieważnienie (bo wiem już, że na rozwód nie mogę pozwolić)?
Nie daje się przekonać ani mnie ani mamie, że robi źle dla dziecka, że z kimś innym też pojawią się problemy i lepiej jest rozwiązać je, skoro ja pragnę zmiany i tylko dobra (choć troszkę za późno to do mnie dotarło) Kasi, niż rzucić wszystko?
Gdy jedna strona wzięła ślub, uczciwie, a druga z jakiejś obawy, to małżeństwa nie było?
Proszę o kontakt do jakiegoś mądrego człowieka, najlepiej duchownego, najlepiej osobiście w Białymstoku (nie telefonicznie). Ja nie wiem co mam robić, czy w tej sytuacji mam walczyć czy wręcz przeciwnie?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.