Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Witajcie. Jestem tutaj na forum od kilku dni, czytałam trochę o Was i postanowiłam napisać o swojej sytuacji. Może pomożecie mi w jej ocenie, bo ja się trochę gubię i nie do końca wiem, czy postępuję słusznie..
Jestem w małżeństwie od ponad roku i od początku niedobrze się między nami dzieje. Mąż jest prawdopodobnie uzależniony od seksu, od początku wymuszał to na mnie, właściwie to już przed ślubem musiałam Mu obiecywać, że nie będę Mu odmawiać. Wiedziałam, że On ma z tym problemy, ale chyba oboje myśleliśmy, że po ślubie wszystko się ureguluje. Przez cały rok małżeństwa próbowałam się przekonywać, że mogę tak żyć (z Nim nie było szansy na normalną rozmowę na ten temat). Godziłam się na zasady współżycia niezgodne z nauką Kościoła, co większość spowiedników popierała (w sytuacji, gdy mąż-zresztą katolik–uważa, że coś nie jest grzechem). Zresztą nie wiem czy dałabym wtedy radę jemu odmawiać. Nadal nie potrafię i między innymi z tego powodu od ponad tygodnia nie mieszkam z mężem. I nie wiem, co dalej. Chyba powinnam uwolnić się od Jego wpływu na mnie, bo jest bardzo duży. Tylko nie wiem jak to zrobić w naszej sytuacji, jak mam się zachowywać w stosunku do Niego. On raczej udaje, że wszystko jest w porządku i chce żebym wróciła. Innym razem straszy mnie, że jeśli nie wrócę, to znajdzie sobie inną (na moją odpowiedzialność). Ja wiem, że to nie jest w porządku z Jego strony, ale z drugiej strony jednak czuję się w jakiś sposób odpowiedzialna za niego i jest mi Go też żal po prostu i tego naszego życia, które teoretycznie mogłoby być piękne (miało takie być)..
Nie wiem, czy powinnam się z nim teraz spotykać. Wczoraj się widzieliśmy i było okropnie, znów wszystko wróciło (poza spotkaniami z Nim jestem już raczej spokojna), On najpierw udawał, że nic się nie stało, potem wyrzucaliśmy sobie wszystko (szczególnie ja Jemu, a On broniąc się atakował mnie), ja czułam się jeszcze bardziej winna.
On uważa, że ja powinnam go słuchać (tzn robić to, co On chce – w każdej dziedzinie), a ja czuję się winna, że tego nie robię (On ma na wszystko jakieś logiczne wyjaśnienie), ale nawet gdybym chciała to nie jestem w stanie tego robić i nie wiem czy powinnam do tego dążyć (chyba nie).
Jutro znów mamy się spotkać. Mam zamiar być spokojna, nie oskarżać Go o nic, ale też nie chcę udawać, że wszystko jest między nami dobrze, no i przede wszystkim nie pozwalać Mu na przekraczanie moich granic (co jest dla mnie bardzo trudne)..
Ja od roku chodzę na własną terapię, chcę teraz zacząć program 12 kroków, jestem we Wspólnocie, chociaż mam problemy z modlitwą, no i ogromne trudności z podjęciem jakiejś decyzji w związku z tym małżeństwem, cały czas nie wiem co mam robić i się boję, najbardziej, że skrzywdzę mojego męża jakimś swoim zachowaniem.. nie wiem, czy możliwe będzie jeszcze żebyśmy ze sobą mieszkali, o dzieciach już nie wspomnę. Z moim mężem niemożliwe jest utrzymanie porządku w domu, ustalenie podstawowych kwestii dotyczących wspólnego życia, poza tym On cały czas boi się o pieniądze (nie ma stałej pracy) i nie panuje nad swoimi stanami emocjonalnymi (zresztą ja przy nim tez mam z tym duże trudności)..
Na początku małżeństwa byliśmy w poradni, ale nic nam to nie dało (może dlatego, że nie mówiliśmy co jest sednem problemu – dla mnie to było krępujące, On nie widział problemu). Aktualnie On nie jest zainteresowany własną terapią, wspólną chyba też nie.. raczej uważa, że trudno znaleźć odpowiednią osobę, która faktycznie mogłaby pomóc, no i chyba nie ma motywacji. Wydaje mi się, że teraz pozostało mi już tylko czekać, ale nie wiem właściwie na co. Myślałam o staraniu się o stwierdzenie nieważności tego małżeństwa, ale nie wiem czy powinnam i czy w ogóle są do tego powody. Traktuję to jako ostateczność, decyzję o faktycznym rozstaniu (bo jeśli to nie zostanie stwierdzone, to wtedy chyba pozostaje jedynie separacja)..
Marta39 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-21, 22:30
Witaj Magdo. Dobrze że jesteś. Trudna ta Twoja sytuacja, ja chyba nie jestem dość mądra aby Ci coś poradzić, ale myślę, że znajdą się ludzie tutaj , którzy Ci pomogą. Pozdrawiam.
Witaj,
dla osób mających problemy w tej sferze zycia pomoc można uzyskac tu:
http://www.slaa.pl/
MagdaJ napisał/a:
Godziłam się na zasady współżycia niezgodne z nauką Kościoła, co większość spowiedników popierała (w sytuacji, gdy mąż-zresztą katolik–uważa, że coś nie jest grzechem)
Normą w tej sferze jest to co nie uwłacza obu stronom i na co sie zgadzaja, a nie zagraża to życiu i zdrowiu. Jeżeli w jakiejś sytuacji nie czujesz się komfortowo, coś Ci przeszkadza lub Cie krępuje , a nawet narusza Twój naturalny wstyd wtedy nalezy to zasygnalizować mężowi i nie musisz się na to godzić. co więcej nie ma powodu, abyś czuła się z tego powodu winna. Jesteś istotą zywą, kochającą i wymagającą kochania, a oznaka tego jest takze respektowanie przez męża twoich granic w sferze intymnej, Nie wolno mu zmuszać cię do czegoś choćby szantażem emocjonalnym.
Z męzem nie możesz rowiązywac spraw trudnych w atmosferze nerwowości czy wręcz kłótni, bo to nic nie da. Postaraj się spokojnie powiedzieć to co leży Ci na sercu i spokojnie go wysłuchać. Skoro już chodzisz na terapie to znaczy, że szukasz odpowiedzialnie pomocy dla siebie i was obojga, może dobrze też zasięgnąć porady w stowarzyszeniu którego link podałam.
Ze stazu wynika,że jestescie młodym małzeństwem i wciąż się docieracie, więc wasze pozycie może byc nieco jeszcze niestabilne, choćby to co dotyczy porządków w domu, swiadczy o róznicy charakterów.Może tak jest i z temperamentem. Kobiety i mężczyźni rzadko spotykaja się na jednakowym poziomie libido w jednym czasie.
Jezeli podjęcie wspólnej terapii jest jakimś większym problemem to moze rekolekcje beda lepszą alternatywa, bo chyba problemem jest u was takze komunikacja.
http://www.spotkaniamalzenskie.pl
MagdaJ napisał/a:
On cały czas boi się o pieniądze (nie ma stałej pracy) i nie panuje nad swoimi stanami emocjonalnymi (
Mężczyźni często źródło swojej siły upatrują w grubym portfelu i bez niego czuja się zagrożeni. Brak mozliwości zaspokojenia potrzeb swoich bliskich może faktycznie być przyczuną spadku nastroju, zwłaszcza gdy utrzymuje sie dłuższy czas.
Zachęcam Cię do poczytania kacika dla mężczyzn tu na forum i podsunięcie mężowi jakiegoś rozwiązania z bogatej oferty jaką tam znajdziesz. Męzowi potrzeba stabilizacji nie tylko emocjonalno-ekonomicznej ale takze i duchowej.
Zachęcam Cię do pozostania na forum i czytania innych wątków, znajdziesz tu wiele cennych spostrzeżeń i wielu przemiłych ludzi, niezwykle pomocnych podczas trudnych chwil.
lena [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-22, 01:18
W zasadzie...wszystko co mozna było na ten czas podpowiedzieć/poradzić....napisała Kinga.
Zwróciłam jednak uwage na .......
Na początku małżeństwa byliśmy w poradni, ale nic nam to nie dało (może dlatego, że nie mówiliśmy co jest sednem problemu – dla mnie to było krępujące
i......
Ja od roku chodzę na własną terapię, chcę teraz zacząć program 12 kroków, jestem we Wspólnocie, chociaż mam problemy z modlitwą, no i ogromne trudności z podjęciem jakiejś decyzji w związku z tym małżeństwem, cały czas nie wiem co mam robić i się boję, najbardziej, że skrzywdzę mojego męża jakimś swoim zachowaniem......
Jestescie małżeństwem od ponad roku.
Na poczatku małzeństwa byliście w poradni.
Ty od roku chodzisz na własną terapie.
Z jakiego powodu trafiłas na terapie?....czy chodzi o problem jaki opisujesz(sex)?....
czy moze wciąz sie krepujesz i nie wspomniałas o tym?
Dlaczego po roku terapii tak mało zmian....w Tobie?
Pisze w Tobie,bo chyba wiesz,ze terapeuta nie zmieni Ci męża,ale moze zmienić Ciebie.
Zmienić,znaczy nauczyć prawidłowych reakcji,stawiania granic......ogolnie własciwego postepowania.
Nie słuchasz terapeuty?........a moze on nieodpowiedni dla Ciebie,może zmienić trzeba?
K_ [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-22, 08:53
Sugeruję znaleźć jednego stałego spowiednika, który rozumie trudne sytuacje małżeńskie i to jak to wpływa na pożycie. Może któryś z tych kapłanów, który otoczył Cię już opieką podejmie się stałego kierownictwa. Znajdź kogoś do kogo możesz pójść ze spokojem ducha, jeżeli Twoja sytuacja jest niestandardowa. Odbijanie się w niepokoju sumienia od kratek do kratek jest bardzo trudne.
Może to poprowadzić, albo do postępowania, które oddali Cię od Kościoła (długoterminowo skutki dla Ciebie i małżeństwa i tak mogą być opłakane).
Albo podejmiesz zachowania, które z kolei mogą przerosnąć Twojego męża (jeżeli nie jest aktywnym chrześcijaninem).
Znajdź kapłana, który byłby bardzo mądry, aby i ocalić małżeństwo, i nie oddalić się od Boga. Chodzi mi o stworzenie sytuacji, w której jakąkolwiek podejmujesz decyzję robisz to w głębokim pokoju sumienia.
Wtedy też wróciłabym do tematu granic. Ale dopiero kiedy zyskasz spokój płynący z uporządkowania ze spowiednikiem kwestii moralnych. Wtedy też będziesz, już bez lęku, wczuwała się w to co lubisz, a czego nie chcesz. Dla faceta może być ważne, że też czerpiesz z dziedziny seksu przyjemność. Ale do tych refleksji nie dojdziesz, jeśli będziesz działać 'w braku rozstrzygnięcia', w lęku, że oto właśnie popełniasz grzech.
Znajdź kapłana, którego możesz się zawsze poradzić, i do którego pójdziesz w spokoju ducha za każdym razem kiedy potrzebujesz. Twoja sytuacja i tak jest trudna i czeka Was sporo pracy nad relacją, wnioskując po tym co piszesz.
Trudno pisać bardziej konkretnie, bo i o Tobie mało wiemy..
MagdaJ [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-25, 22:06
Dziękuję za odpowiedzi.
Bardzo ciekawa, mądra konferencja. Upewnia mnie tylko w tym, że nie jest u nas w małżeństwie tak jak być powinno. Niestety mąż nie chce nic z tym robić. Przed ślubem jeszcze dużo czytałam na ten temat, pokazywałam Mu różne artykuły, ale nie reagował na to. Natomiast po ślubie już się wkurzał na coś takiego. Chociaż wcześniej chyba też był zły, ze zajmuje się jakimiś "bzdurami"..
Rekolekcje też niestety nie wchodzą w grę, przynajmniej nie wspólne - mąż jest przeciwny (nie wiem dlaczego - jak go pytam, to mówi, że to nie dla Niego, albo, że się boi, albo, że Mu szkoda kasy, albo coś innego..). Nad komunikacją próbowaliśmy pracować jak chodziliśmy do poradni, ale ja to widzę tak, że mąż po prostu nie ma chęci do pracy nad sobą i nad związkiem. Uważa, że powinnam akceptować Go takim, jaki jest-co jest dla Niego równoznaczne z nie wymaganiem od Niego niczego.
Przed moją przeprowadzką była między nami bardzo niemiła atmosfera, oboje byliśmy nerwowi. Jeśli się z kimś mieszka, to ten ktoś zawsze w jakiś sposób na nas wpływa, szczególnie jeśli chce się lub się musi coś wspólnie zrobić. Może dlatego też po roku terapii tak to wygląda. Jednak jest dużo lepiej niż przed.. Terapię rozpoczęłam po tym, jak pobiliśmy się z mężem. Ta sytuacja była dla nas już nie do zniesienia. Szukałam pomocy dla nas, w końcu sama zostałam na terapii. Ja wtedy byłam bardzo uzależniona od męża i współuzależniona od seksu. Moim głównym celem było niedopuszczenie do tego, żeby On się onanizował, czy żeby nie oglądał żadnych zdjęć kobiet w Internecie. Właściwie tylko o tym myślałam cały dzień, jak z Nim byłam, czy jak gdzieś szłam - wtedy myślałam tylko o tym, żeby wrócić jak najszybciej do domu. Były też inne sprawy do których nie chciałam dopuszczać, przez co byłam jeszcze bardziej od Niego uzależniona - np. jego rozmowy z koleżankami - właściwie to chyba z jedną - z którą Mu się rozmawiało bardzo dobrze, kiedy do mnie się praktycznie nie odzywał. To jeszcze bardziej kazało mi Jemu ulegać i się starać "być dobrą żoną". Nie miałam wtedy praktycznie swojego życia. Teraz jest trochę inaczej, mam tez wsparcie od wielu ludzi i to pozwoliło mi się trochę oddzielić od Niego, ale też nie wiem, czy na tyle, żeby się z Nim teraz spotykać.. Ogólnie to On stara się być teraz dla mnie miły, chce się widywać i się widujemy - ale nie poruszamy ważnych tematów. Prosi mnie żebym wróciła, ale to wszystko jest dla mnie bardzo niestabilne. Inaczej jest chyba być miłym przez 2- godziny, a co innego znów razem mieszkać. Poza tym On nie dba o dom, znów wszystko byłoby na mojej głowie.. wrócić chyba na razie nie mogę, ale jak nie wracać to, co? Czuję się trochę jak Jego zabawka, którą może manipulować. Mi nadal jest trudno Mu odmawiać, chociaż staram się postępować w zgodzie ze sobą.. nie wiem, co będzie dalej.. chciałabym dostać gotową odpowiedź, co mogę robić, czego nie mogę, co może pomóc naszemu małżeństwu.. wtedy przynajmniej wiedziałabym czego się trzymać, a tak to jest jedno wielkie zamieszanie..
Jestem we wspólnocie modlitewnej, maryjnej.. no i byłam na razie na jednym spotkaniu Sycharu i pewnie będę przychodzić dalej..
A jeśli chodzi o kapłana, to bardzo chciałabym znaleźć takiego mądrego, który mógłby mi pomóc; na razie było z tym dość ciężko, ale niedługo mam się spotkać z jednym kapłanem, który siedzi w temacie małżeństw, więc może..
Poza tym w weekend będę na rekolekcjach, proszę o modlitwę, jeśli mogę.. może tam coś mi się rozjaśni :)
Pozdrawiam Was i też pamiętam w modlitwie!
Victoria [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-26, 10:26
Przykro mi, ale doskonale Cię rozumiem. Ja również jestem uzależniona od męża, tak samo mną manipuluje. Jakie to jest okrutne, jak ciężko się od tego uwolnić. Również modlę się oto codziennie, by znaleźć "złoty środek"...by kochać, ale nie kosztem siebie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.