Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Bardzo dziękuje za wasze opinie.
HHHmmm czy jestem uzależniona od męża ?
Myślę, że nie. Uzależniona to złe słowo. My znamy się bardzo długo. Brakuje mi go, naszych rozmów, czułych słów itd ...
To natomiast, że moje samopoczucie zależy od zachowania męża. Tak to prawda i nad tym pracuję.
Nie wiem już zupełnie co mam myśleć.
Bardzo trudne to jest teraz dla mnie. Widzimy się już coraz częsciej. Rano przed pójsciem do pracy (pn-czw) mój mąż kąpie się, pije kawe, je śniadanie. Jak wracam udaje nam się nawet porozmawiać ... częściej jednak to ja próbuje nawiązać konwersacje. Są i wspólne popołudnia obiad, zabawa, oglądanie TV (wt oraz czw). Ale cały czas się zastanawiam czy to nas do czegoś prowadzi ???
Kurczę nie potrafię się tak odciąć i żyć swoim życiem. Ja mimo wszystko do niego smsuje w ciągu dnia bo nie potrafię inaczej .... Ale on teraz juz coraz czesciej odpisuje ...
Dziękuje Bogu za to co jest - bo jest lepiej już jest jakaś namiastka domu ...
Bo to o ten dom chodzi ...
Dla mnie rozwód to jest coś strasznego (w mojej rodzinie nie ma rozwodów) a tyle wkoło się słyszy ...
I jeszcze do tego moje Dzieciątko, które potrzebuje TATY:)
Bardzo się cieszę, że jadę w niedziele na nocne czuwanie na Jasną Górę.
Jadę podziękować za to co dostałam już i prosić o więcej ...
Ale mam problem z tym ''niech będzie wola Twoja'' Tak bardzo bym chciała, aby Pan Bóg dał nam ostatnią szansę : dla mnie, dla Tymonka i dla mojego męża ...
Ja nie potrafię NIE pokazywać mojemu mężowi, że chcę, żeby wrócił ...
I jakoś tak sama zaczynam mieć huśtawkę nastrojów: raz się cieszę, że osiągneliśmy już az tyle, a raz się panicznie boje, że tyle sobie obiecuje z może z tego nic nie będzie ...
Pozdrawiam Was serdecznie
DominikaS
mada27 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-25, 10:23
Dominika, czy mi się zdaje, czy tak trochę pomijasz milczeniem to co Ci Katarzyna pisze o Twojej relacji z mamą?
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-25, 12:33
Nie nie, przepraszam, że nie odpowiedziałam.
Moje relacje z Mamą były zdecydowanie niezdrowe. Zawsze byłyśmy bardzo blisko. Ona zawsze była moją najlepszą przyjaciółką. Tak przyznaje się absolutnie stawiałam zawsze moją Mamę na pierwszym miejscu. Ale ja też często rozmawiałam z mężem na ten temat (on również bardzo blisko jest ze swoją Mamą) i twierdził, że mu to nie przeszkadza.
Dopiero w tym mailu, który od niego dostałam w marcu napisał : Musimy całkowicie odciąć się od Rodziców. Nasza Rodzina to : Ja, Tymon i Ty. No, ale już niestety było za pożno ....
Popełniłam wiele błędów : jak się kłociliśmy to dzwoniłam do Mamy i się żaliłam. Ona niejednokrotnie go broniła. Dużo czasu spędzałam z Rodzicami - zbyt dużo. Zawsze ich zdanie było bardzo ważne. Czasem ważniejesze od zdania i opinii męża.
Ale cały czas nad tym pracuję i myślę, ze od marca calkiem dobrze mi idzie - odcięłam pępowine.
Pozdrawiam,
DominikaS
Katarzyna74 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-25, 16:51
DominikaS napisał/a:
Dopiero w tym mailu, który od niego dostałam w marcu napisał : Musimy całkowicie odciąć się od Rodziców. Nasza Rodzina to : Ja, Tymon i Ty. No, ale już niestety było za pożno ....
Popełniłam wiele błędów : jak się kłociliśmy to dzwoniłam do Mamy i się żaliłam. Ona niejednokrotnie go broniła. Dużo czasu spędzałam z Rodzicami - zbyt dużo. Zawsze ich zdanie było bardzo ważne. Czasem ważniejesze od zdania i opinii męża.
Ale cały czas nad tym pracuję i myślę, ze od marca calkiem dobrze mi idzie - odcięłam pępowine.
No i zuch dziewczyna.
A męża masz naprawdę mądrego.
Myślę, że nie musisz udawać chłodu i obojętności, jeśli w sercu czujesz emocje, tęsknotę itd. Nie o to chodzi, by kisić w sobie prawdziwe uczucia. Ważne jest tylko, by zachowac umiar (w koncu jesteś osobą dorosłą) i szanować granice drugiej osoby i jej wytrzymałość na nieustanny gejzer tych emocji. Rozumiesz - z taktem i delikatnością, by nie przesadzić, nie stłamsić, dać chwilę oddechu, nie doprowadzać wciąż i wciąż do konfrontacji. Czy nie lepiej poczekać na spontanicznego esemsa, kiedy on sam zatęskni, kiedy jemu samemu zacznie brakować kontaktu z Tobą - niż takie wybłagane niemal wiadomości?
Wiesz, co? W wolnej chwili odwiedzaj kościół. Tam siedząc w ławce możesz śmiało Bogu mówić, jak kochasz swojego męża i czego pragniesz - tyle, ile razy chcesz i potrzebujesz, bo Bogu akurat nigdy to nie będzie przeszkadzało. :D Natomiast z człowiekiem...no cóż. Trzeba brać pod uwagę także jego potrzeby, w tym tę - by nie stawiać go wciąż w sytuacji, kiedy wymaga się od niego deklaracji, określania się.
Wiem, że to dziwnie brzmi - w końcu jest po ślubie i w kościele x lat temu, już się ZDEKLAROWAŁ na zawsze.
Ale wszysyc wiemy jak to jest.
Człowiek często miewa wątpliwości, błądzi - nie nasza tutaj rola, by go za to potępiać czy oceniać. Jest jak jest i teraz trzeba jakoś sobie z tym radzić....
Zwłaszcza, że mężczyźni nie lubią ględzić, analizować, zwierzać się z uczuć.
Myślę, że Twój mąż już wie, że chcesz, aby był z Wami. I jakoś myślę, że bardziej go przekona Twój do niego szacunek (dla mężczyzny coś najcenniejszego na świecie), prawidłowe ustawienie hierarchii Waszej rodziny (znormalizowanie Twoich relacji z mamą), niż tysiąc słów i zapewnień. :)
Nie pisz "za późno", skąd to możesz wiedzieć? :)
To Bóg ustawił granicę czasową dla małżeństwa - śmierć jednego z małżonków. Koniec i kropka. A w czasie "do śmierci", wszystko się może zdarzyć. :)
Z Panem Bogiem. :)
AdrianQ7 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-25, 23:02
Uzależniona nie, mówisz :) Ok, powiem: przywiązana...
Tak, jak człowiek powinien być przywiązany do Boga, nikogo innego.
DominikaS napisał/a:
Kurczę nie potrafię się tak odciąć i żyć swoim życiem. Ja mimo wszystko do niego smsuje w ciągu dnia bo nie potrafię inaczej .... Ale on teraz juz coraz czesciej odpisuje ...
Dziękuje Bogu za to co jest - bo jest lepiej już jest jakaś namiastka domu ...
Bo to o ten dom chodzi ...
Dla mnie rozwód to jest coś strasznego (w mojej rodzinie nie ma rozwodów) a tyle wkoło się słyszy ...
I jeszcze do tego moje Dzieciątko, które potrzebuje TATY:)DominikaS
No właśnie... szukasz namiastki... to ci wystarczy [ale na chwilę, bo jak coś mu się nie spodoba to znów sie odsunie]
O dom chodzi? Chodzi wasze zbawienie, o wasze zdrowe i święte małżeństwo i rodzinę - a nie o "pozory normalności".....
Rozwód to coś strasznego - Usłyszałaś od męża słowa rozwód - i nie potrafisz sobie z tym poradzić. Moim zdaniem mąż nieźle manipuluje.
Dziecko potrzebuje - jak napisałaś - TATY - przez wielkie T, a nie człowieka, który straszy żonę i "trzyma w szachu" rozwodem (nie pisałaś nic, że odwołał to, ze przeprosił za to, że cokolwiek zrozumiał z tego co mówi... z tego czym jest małż. i rodzina), ucieka od problemu zamiast go rozwiązać i bawi się w pseudo-dom, tworzy jakąś dziwną sytuację - zamiast stanąć z Tobą w prawdzie; folguje niezdrowym popędom itp.
Nie dąż na siłę do tej namiastki... do tych pozorów... podejmij duchową drogę - by słowa "Bądź wola Twoja" nie stanowiły dla Ciebie żadnego problemu!! Byś mogła je powiedzieć z całym przekonaniem.
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-26, 09:18
Adrianie masz rację przywiązana :)
A to, że mój mąż jest manipulantem to też prawda :)
Wiecie co ja chyba muszę zrezygnować !!! Już nie mam siły walczyć.
Mój mąż był wczoraj u nas do 21.00. Chłopaki świetnie się bawili, zjedliśmy kolację, wypiliśmy nawet razem lampkę wina. Wieczorem tradycyjny sms Dobranoc i jak mu napisałam, że uwielbiam na nich patrzeć jak się wspólnie bawią i że będę walczyła o nasze małżeństwo. To dostałam odpowiedź: Dominika chcę, żeby było jasne. Jeśli przyprzesz mnie do muru złoże papiery rozwodowe !!! Jest mi przykro z Twojego powodu. Kocham tego dzieciaka najbardziej na świecie !!!
Ja już nic nie jestem w stanie zrobić :(
Dobrocią nic nie zdziałałam.
Rano przyjechał i się położył spać z Timciem. Następnie wstał zjadł śniadanie (które ja zrobiłam dla nas wszystkich) i pojechał :(:(:( Mój mąż jest egoistą.
Myślałam, że jak zobaczy ciepły, spokojny dom. Dziecko roześmiane. Uśmiechnięto i zadbaną żonę zatęskni ...
Chyba nie dam rady tak tego ciągnąć !!!!
Minęło już 7 miesięcy a on dalej tkwi przy swoim.
Nie wiem czy nie powinnam zaprzestać tak częstych kontaktów.
Błagam Boga o siłe !!!
Kurcze dzisiaj jakiś totalny dół i załamka :(
Jakby ktoś z jednej strony mi powtarzał: Daj sobie już spokój. Tyle zrobiłaś i to nie przynosi żadnego rezultatu.
A z drugiej strony: Spokojnie małymi krokami. Nie zważaj nato co on mówi. Rób swoje. Jeszcze jest Dziecko i liczy się też jego dobro. A on potrzebuje częstych kontaktów z Tatą itd.
Wiecie co u mnie o tyle sytuacja jest poważna, że nie ma żadnej kobiety. A on tak zdecydowanie mówi: rozwód !!!!
Ciągle tutaj wchodzę i nieukrywam, że czekam na Wasze ciepłe słowa :)
AdrianQ7 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-26, 16:56
To dobrze, że nie ma kobiety! - a nie tak poważna sytuacja :))
no więc to jest ta Jezusowa droga i śmierć krzyżowa...
ona wyzwala
Człowiek, który został zraniony przez drugiego, nie powinien pisać ciepłych smsów, dając znać, że nic sie nie stało - nie daje mu szansy na zmianę.
Trzymaj się Dominiko, jesteśmy z Tobą, trzymamy kciuki i modlimy się :)
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-26, 17:42
DominikaS napisał/a:
Wiecie co ja chyba muszę zrezygnować !!! Już nie mam siły walczyć.
tak masz zrezygnować z walki ,
ratować , jak ?
miłością
Naucz się prawdziwie kochać , najpierw Boga , siebie a potem drugiego
Polecam książkę " Kobieta kapłaństwo serca " Jo Croissant
i zapraszam codziennie wieczorem na skypa
Pogody Ducha
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-27, 11:26
Dziękuje Wam bardzo za modlitwę i ciepłe słowa:)
Mam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą jak na wariatkę bo nikt już nie wierzy w moje małżeństwo.
Wszyscy do około powtarzają : Zakończ już to. Jesteś młoda poznasz kogoś - nie ma się co łudzić.
Boże, to jest okropne !!!
Bartek nie chcę już wrócić. Zrobiłaś tyle dobrego a on nic ???
Jest mi bardzo ciężko nie ukrywam. Dziwne bo jakoś dotychczas nie miałam nawet cienia wątpliwości, że zrobię wszystko żebyśmy byli razem. Ale teraz po tych 7 miesiącach zaczynam się wachać.
Bartek jest dla mnie miły, ale nie ma zamiaru wracać. I nie wiem czy to nie boli bardziej. Fajnie bo mamy ze sobą kontakt, ale z drugiej strony boję się ....że już nigdy nie będziemy razem.
DominikaS
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-27, 14:33
DominikaS napisał/a:
Mam wrażenie, że wszyscy
to tylko wrażenie , no i nie wszyscy - bo sycharki myślą inaczej
nie bój się - wierz tylko , że Pan ma dla ciebie super plan , plan na życie o jakim marzysz , tylko mu zaufaj daj się poprowadzić
"...Mam plany pełne pokoju wobec Ciebie, a nie plany zguby, po to aby obdarzyć Ciebie przyszłością pełną nadziei ( por Jer 29,11)
http://mezczyzni.net/main...:rone&Itemid=41
Pogody Ducha
AdrianQ7 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-27, 19:59
Dominiko, jeśli przychodzi chwila, gdy wątpisz w Twoje małżeństwo, w Twoją postawę - spójrz na Jezusa, powierz Mu to - pytaj na modlitwie, jak masz się zachować - albo po prostu Bądź z Nim. 3maj się :)
@Mirakulum: piękny ten tekst w linku i ta odpowiedź.. Zobrazowana Ewangelia
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-30, 17:11
Kochani ja już po Nocnym czuwaniu na Jasnej Górze. Olbrzymie wrażenie po raz drugi :)
Podczas modlitwy uzdrawiającej tak się roczuliłam, że bałam się, że nie wstanę.
Tym kapelaną, którzy modlili się nade mną tak trzęły się ręcę, że aż się przeraziłam.
W tym czasie mój mąż został na noc z małym. Bardzo mnie wypytywał, gdzie jadę, po co ? W pewnym momencie zadzwonił i powiedział do mnie: Nie podoba mi się, źe jedziesz ? W nocy będziesz sama ?
To jest zły pomysł.
Dzisiaj rano jak wróciłam powiedział, że mam iść się położyć bo on o 10.00 musi wyjechać z domu.
Zaprosiliśmy go na obiad, ale powiedział, że nie da rady. Niestety Tymon się rozpłakał, że Tatuś ma przyjechać i koniec bo inaczej się na niego pogniewa. Więc napisałam smsa i przyjechał, ale wyobraźcie sobie, że noga zaczęła mi od rana sinieć i pojechaliśmy na pogotowie bo Bartek spanikował, że to coś poważnego. Ale w drodze z pogotowia zaczął: jezdzisz po jakiś Częstochowach a tutaj ci nawet Matka Boska nie pomoże:( wszystko bagatelizujesz, zaczął wypytywać o finanse (niestety straciłam pracę) a interesuje mnie to bo Ty jesteś matką mojego dziecka. Wiem, że to tylko słowa, że mi pomaga , ale zabolało - jestem już TYLKO matką jego dziecka !!!! Boli.
Przepraszam bo opisuję dosyć szczegółowo a wiem, że większość z Was ma większe problemy ...
Ale nawet nie mam komu się wygadać ...
Pamiętałam wczoraj również o modlitwie za Was
Dominika S
[ Dodano: 2012-10-01, 12:33 ]
Słuchajcie strasznie się boję. Wszystkie myśli krążą wokół mojego męża ...
Nie ma żadnego postępu ...
Jak nauczyć się być cierpliwym ??? Ile można czekać ???
Wydaje mi się, że czas działa na naszą niekorzysc. Oddalamy się od siebie. Jak się spotykamy to ja ciągle próbuje nawiązać rozmowę a mój mąż tylko zadaje pytania: Co z pracą ? Czy wszystko masz popłacone ?
Wiecie co wiem, że to bardzo dziecinne, ale mam ochotę mu powiedzieć: Guzik mnie to obchodzi. Wali mi się świat. Tęsknie. Nie potrafię żyć bez Ciebie !!!
Zastanawiam się gdzie popełniam błąd; Może ja nie potrafię się modlić ??? U większości z Was sytuacja nabiera tempa: w jedną badz drugą stronę. A u mnie nic się nie dzieje. Jestem już strasznie zmęczona. Nie wiem co mam o tym wszystkim myślec?
Raz chcę mi się płakać i myślę sobie, że muszę się z tym pogodzić bo nie można nikogo zmusić do powrotu do domu a potem NIE nie poddam się bo to jest człowiek, którego kocham i nie chcę być z nikim innym.
I ciągle boję się tego, że tak mocno wierzę a może już nic z tego nie będzie ...
Dominika S
Katarzyna74 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-01, 22:09
DominikaS napisał/a:
U większości z Was sytuacja nabiera tempa: w jedną badz drugą stronę. A u mnie nic się nie dzieje.
Część z nas:
- poszła do psychologa
- czyta lektury i.... wdraża wskazówki napisane przez mądrych ludzi. ;) Samym czytaniem jeszcze nikt się nie uzdrowił. W jednej z lektur jest np. jak wół napisane, że mężczyzn męczy ględzenie o uczuciach, związku, przyszłości - bo nie lezy to w jego naturze. On żyje "dzisiaj" - jeśli chodzi o emocje. Myślenie o przyszłości swoich uczuć jest przynależne do kobiety, to kobieta poznając mężczyznę widzi go jako swojego męża. Mężczyźni nie wybiegają tak daleko w przyszłość myślami. ;) Na dzisiaj Twój mąż ma rozterki, dylematy, złe myśli, może złe podpowiedzi. Rozmowy "o Was", zamęczanie go Twoją osobą jest działaniem szkodliwym. Owszem - też działaniem naturalnym dla kobiety - ale jednak szkodliwym i odnoszacym przeciwne skutki. Czasami trzeba postawić się samemu sobie i zrozumieć te przeszkody, a potem je omijać.
- uczy się komunikacji
- działa na zasadzie: teraz jest czas dla mnie - i odbudowuje swoją wartość poprzez pogłebianie relacji z Bogiem, rozwijanie pasji, nowe zainteresowania, budowanie głebokiej więzi z dzieckiem, odnawia kontakty z przyjaciółmi - a jeśli nie ma przyjaciół, pasji, zainteresowań - to się zastanawia - co jest ze mną nie tak, że nie potrafię się rozwijać, nie potrafię budować więzi z ludźmi. Czy to wina "wszystkich", czy to ze mną trudno żyć?
Odnoszę wrażenie, że trochę "czarodziejsko" traktujesz modlitwy.
Po pierwsze w strachu i lęku przed przyszłością, więc bez wiary w to, że Bóg chce Twojego dobra, więc czego tu się bać?
Po drugie - w swojej pysze - dajesz Bogu termin. Pytasz: jak długo czekać?
W dniu ślubu zgodziłaś się na termin "do śmierci"....A aneksu do umowy nie ma. ;)
Odpowiedź jest jedna. Jeśli skupiasz swoje wszystkie siły i oczekiwania na drugim człowieku - to już od razu możesz dać sobie spokój z czekaniem.
Bo ten lęk, strach, niepewność, zazdrość, smutek będziesz czuć już ZAWSZE. Nawet jesli mąż wróci i będzie sielanka. Ten podszyty strachem czas będzie Ci już towarzyszył zawsze. Czemu? No bo człowiek jest z natury rzeczy istotą niestabilną.
Może zachorować (także psychicznie)
Starzeje się, dziwaczeje
Ulega wpływom ludzi, mody, chorych skłonności
Zmienia zdanie
Potrafi krzywdzić.
Ktoś, kto swój spokój i szczęście uzależnia od człowieka jest biedny. Życie w stresie i lęku.
Jest na tym świecie Ktoś, na kim zawsze warto się oprzeć i który się nie zmienia. Ani Jego miłość nie maleje, ani Jego zasady się nie zmieniają. Ktoś, kto się opiera na Bogu - nie ma strachów. Nie boi się ani śmierci, nie boi się samotności (bo nigdy nie jest sam) itd itd.
Może potrzebujesz więcej czasu.
A może po prostu bez terapii dalej nie ujedziesz.
Dominiko - czy przeczytałaś coś z lektur, które tu na forum sa polecane?
Czy rozważałaś rozmowę ze specjalistą na Twój temat i temat Twojego uzależenienia emocjonalnego?
Czy coś robisz konstruktywnego?
Jeśli nie - dziwne, że oczekujesz zmian.
Jeśli tak - może warto te działania z kimś skonsultować - czy na pewno one są poprawne.
I jeszcze jedno - te działania, o których piszę, wcale nie muszą kończyć się wspaniałym pojednaniem z mężem i życiem jak w bajce potem. Tego nikt Ci nie zagwarantuje, bo to pojednanie i życie bajkowe zależy także od innej osoby - a więc musiałby Ci to obiecać jakiś właściciel duszy Twojego męża. ;)
Ale nie o to chodzi. Chodzi o uzyskanie godności Dziecka Bożego, który ma siłę na przejście naprawdę mocnych i trudnych spraw, co bardzo często (nie zawsze, ale często) wiąże się też z pokonaniem kryzysu w małżeństwie.
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-04, 09:10
Kasiu bardzo dziękuje za Twojego posta. Przeczytałam go kilkakrotnie.
Masz rację, że trochę traktuje Boga jak "czarodzieja' ,ale chyba każdy z nas tutaj ma nadzieje. Traktuje Boga jak przyjaciela, on chcę dla naszego dobra - wiem - dla mnie, naszego synusia i mojego męża. I wiem, że chociaż to trudne może to oznaczac, że powinniśmy być osobno.
Nie korzystam teraz z porad psychologa bo nie ukrywam, że po tych ostatnich doświadczeniach straciłam zaufanie do Psychologów.
Dużo czytam o relacjach damsko-męskich. Zastanawiam się nawet nad wizytą u seksuloga bo może powinnam wiedzieć więcej na temat dewiacji u mojego męża. Borykam się teraz z zazdrością - mimo iż nie powinnam, nie mam prawa - jestem zazdrosna. Mąż twierdzi, że absolutnie z nikim się nie spotyka, nie ma na to ochoty itd ale jakoś trudno mi uwierzyć w to, że mężczyzna, który mieszka z kolegą od 7 miesięcy nie miał kontaktów seksualnych z żadną inną kobietą.
Jeśli chodzi o nasze kontakty nic się nie zmieniło. Mąż przychodząc zachwala wszystko co ugotuje po pięć razy, sam deklaruje chęć przygotowania czegoś dla nas, ale mało mówi, mało ze mną rozmawia. Jeśli chodzi o nasz związek żaden z nas nie podejmuje tematu i tkwimy w takim dziwnym układzie.
Teraz Bartek dość dużo pracuje z czego bardzo się cieszę :)
Często rano bierze kąpiel u nas w domu, zdarza mu się jeszcze popracować ...
Ale ja nie wiem czy to jest dobre dla naszego dziecka ? Taka namiastka domu ...
Moja modlitwa teraz to głównie rozmowa z Bogiem
20 pazdziernika w moim mieście jest msza uzdrawiająca na którą się wybieram :)
Wiem, że nie powinnam się bać, ale nie wiem do czego to wszystko prowadzi. Nie wiem czy potrafię się TYLKO przyjaznić z moim mężem. Staram się teraz żyć z dnia na dzień nie myśląc co będzie.
Czekam na wasze słowa bo każde są bardzo cenne i dają do myślenia
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.