Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Tak sobie czasami myślę, w jaki sposób na Sycharze rozumie się wiarę i nadzieję. Bo ja wiarę rozumiem jako wiarę w Jezusa, że mnie zbawił od grzechów, że mnie uwalnia, uzdrawia, uzdalnia do czynienia rzeczy lepszych niż ja sam potrafię, czyli do miłości.
A nadzieję rozumiem jako pogodne zrozumienie, że skoro On jest, to On przyjdzie, że wszystko ułoży. Choćby wszystko było matnią i ciemnością, to On tę ciemność rozświetli.
Na Sycharze wiarę rozumie się w ten sposób, że rozbite czy kryzysowe małżeństwo na pewno będzie uratowane/naprawione, a nadzieję rozumie się jako oczekiwanie, że na pewno małżonek powróci, zmieni się. Nawet jak czynione są zmiany siebie (teoretycznie) dla samego siebie, a nie dla małżonka (np. program 12 kroków), to też z nadzieją, że małżonek to zauważy, a w domyśle, że doceni te zmiany i powróci, że sam się zmieni na lepsze będąc pod wrażeniem tych zmian.
Jezus chce, żebyć wierzył w Niego - że to On jest zdolny rozwiązać wszystkie Twoje problemy - że to On może Cię uszczęśliwić niezależnie od tego czy żyjesz w szczęśliwym małżeństwie, czy w małżeństwie, które jest beznadziejne, czy jesteś po rozwodzie lub po kościelnym stwierdzeniu nieważności małżeństwa.
Małżeństwo jest jak najnowszy model Mercedesa (albo BMW zależy kto co lubi, dla mnie może być Aston Martin DB9 ), którego Jezus dał Ci na własność na spółkę z małżonkiem. Mieliście razem o to dbać: nie jeździć ryzykownie, myć, sprzątać, czyścić, woskować, wymieniać olej i filtry i dolewać benzyny. Mieliście jeździć do autoryzowanej stacji obsługi na przeglądy (np. msza święta, rekolekcje), a nie do lipnych warsztatów (np. nieuporządkowane przywiązania). Robiliście to lepiej lub gorzej, małżonek mógł opuścić tego Mercedesa (opuszczenie, odrzucenie), przesiąść się do innego auta obcej produkcji (drugi związek), pojeździć czasem innym autem dla rozrywki, odmiany albo z tego powodu, że z lenistwa nie przestudiowałeś ty lub małżonek trudnej instrukcji obsługi Mercedesa pełnego elektroniki i stwierdził, że woli się przejechać prostszym w obsłudze Polonezem (cudzołóstwo). Albo też mogło się okazać, że małżonek ściemnił, że kupuje z Tobą tego Mercedesa, bo w momencie kupna to on chciał go tylko wynająć na pewien czas (stwierdzenie nieważności małżeństwa). Mogło być tak, że sam albo wspólnie z małżonkiem tak nie dbaliście o tego Mercedesa, że zrobiłeś ty sam, małżonek sam albo razem zrobiliście tak ciężki wypadek na trasie życia i wszystkie znaki wskazują na to, że auto nadaje się tylko na złom.
Możesz próbować naprawiać to auto - tu podegniesz blachę, tam skleisz szybę taśmą klejącą. Można też tak posklejać do kupy te kawałki, że auto wygląda "prawie" idealnie, ale nie jeździ... Dlaczego nie jeździ? Bo wierzysz w siebie i w to auto, a nie w Tego, który Tobie i małżonkowi to auto dał! Jak wierzysz bardziej Jezusowi niż sobie, to oddaj tego wraka Jezusowi i powiedz Jemu tak: zrób z tym co chcesz, jeżeli to możliwe to napraw to, żeby Mercedes był znowu nowy, jak chcesz to wstaw tylko nową przednią szybę, a jak chcesz, to po prostu zajmij się tym jak uważasz.
Nie nakazuj Jezusowi wymieniać wraka na taki sam, tylko nowy model auta. Zaufaj Mu, On zrobi, co dla Ciebie najlepsze.
Póki co wielu zwiodła piękność Mercedesa, zamiast pamiętać kto tego Mercedesa wyprodukował i kto go rozdaje.
Nie módl się zatem do Mercedesa, tylko módl się do Tego, który te Mercedesy rozdaje i nie o to, żeby ci dał nowego Mercedesa, tylko dał to, co uważa za stosowne ("... bądź wola Twoja...").
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-08, 14:30 Re: rzecz o autach
Jarek321 napisał/a:
Tak sobie czasami myślę, w jaki sposób na Sycharze rozumie się wiarę i nadzieję..
Opowiem krótko pewna historię z mojego doświadczenia.
Jechałam z grupą do Jerozolimy i w autobusie odbyła sie profanacja Krzyża sw. ...nie wytrzymałam oczywiście...a zrobiła to osoba która mnie szanowała w jej wyobrazeniu, miała o mnie bardzo dobre zdanie, nawet była moim szefem, chwaliła mnie nie tylko za wyniki, swietnie nam sie ze soba rozmawiało , żartowało i w ogóle...ale ten moment był przłomowy w naszej relacji ....tak jak ten teraz Jarku w mojej i Twojej...
Wtedy powiedziałam tej koleżance ,ze bardzo kocham Jezusa i to mnie obraża co robi, pomimo jej przekonań ateistycznych ( bo jest ateistką) spodziewałam sie szacunku i to oczekiwanie wyraziłam... Powiedziałam tez ,że wszelkie róznice nie muszą sprawiac nam wzajemnego bólu i braku szacunku...
Teraz inne doświadczenie...Spotkałam się z grupą chrześcijańskich Japonczyków-katolików, miłam okazje pobyć z nimi kilka dni w Rzymie i Asyżu... ich pojmowanie Boga mogło mnie niejednokrotnie obrazić...okazało się ,ze zawstydzili mnie bardzo swoją miłoscią bardzo prostą...obudzili we mnie nadzieje zupełnie w nowej perspektywie...
Bywa tak czasem ,że pakujac wszytko do jednego wora obrazamy tutaj Biskupów , którzy podpisali błogosławieństwa, Kapłanów posługujacych tutaj i nie tylko osoby duchowne oceniając ich wiare i miłosc do Boga ( w sumie jaka miarą?) .Faktem jest ,że wyobrażenie o uzdrowieniu małżeństwa jest różne...przykład , który Ty podajesz jest klasyczny , nie ma nic wspólnego z miłością, bo zapomina ,że miłość jest darem , a nie zasługa za coś, że jest bezinteresowna....tego tez nauczyłam sie tutaj w mocy Ducha sw...
Sychar tak jak Kosciół ogarnia ludzi którzy potrzebują uzdrowienia Bożego...
Z drugiej strony w Sycharze nie ma idealizmu tak jak w Kościele...po coz byłby tam potrzebny Bóg??? Czy wobec tego powinny nas szokować różne etapy rozwoju wiary?
Przecież Duch św działa...Teraz człowiek poznaje po cześci ( 1Kor13). Wszystkie sprawy te nieuregulowane nie wymagaja obaw...JESTESMY W KOŚCIELE , sa z nami Kapłani....jest rozeznanie...i to wymaga wzajemnej cierpliwosci i szacunku....
Jarku ...imponuje mi Twoja siła mężczyzny, ale ta która połaczona jest z miłoscia Bozą i Bożą madroscią...jesteś bardzo inteligentny, bardzo mnie inspiruje Twój intelekt...wobec tego wiem ,ze to z czym się nie zgadzasz odpowiednio z mocą Bożą wyrazisz w miejscu i czasie wyznaczonym przez Boga ( bo tylko taki czas jest czasem owocnym, bez odbierania szacunku i godności, bez obrazania i personalnych wycieczek pośrednio , ogólników i oskarżeń ,które nic nie wnoszą poza tym co zabija). Jarku jesteś bardzo znacząca tutaj osobą i nie tylko tutaj , ale w Kosciele...Przez Twoja osobę Bóg chce działać...ale nie w zalu i poczuciu niezrozumienia, czy korzystania z oddmiennosci pogladu...Wszystkie sprawy maja swój czas...Wspieram nie tylko ja modlitwą...Wierzę ,że czas pokaze piękne owoce z których skorzystamy wszyscy... Wiem ,ze pragniesz kochać Boga i masz o tym przekonanie...pielgnuj dalej to pragnienie...wspieram bardzo...
Niech Pan Błogosławi Tobie Pokojem Ducha
Cóż... wszystkie uogólnienia mają swoje wady i zalety. Niezależnie od tego czy uogólniony przekaz pochodzi z przekazu forum czy też z mojego posta.
Czasem uogólnienie pozwala "wychwycić" ideę - o co chodzi, co jest ważne (np. "Każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania"), ale przy okazji gubi szczegóły, w których tkwi przysłowiowy diabeł (np. skupianie się na walce z tzw. chwastami, czyli z przejawami złego).
Myślę, że mimo wszystko nie sprzeciwiasz się temu co napisałem w tej części w Kim powinniśmy pokładać nadzieję i w Kogo wierzyć. Bo to On walczy ze złym (np. rozwody), a nie my...
A przełomy w relacjach międzyludzkich... są częścią życia. Wspólne i jednakowe myślenie we wspólnocie jest cenne, jest wsparciem, jest spokojną przystanią, zwłaszcza w czasie traumy. Tego maksymalnego wsparcia sam doświadczyłem właśnie od kilku osób na Sycharze, którym wiele zawdzięczam. Nie będę mówił o nickach, te osoby wiedzą o kogo chodzi. Nie odwracam się od nich, o nie... Chodzi o to, że poza wspólnotą jest tzw. świat, w którym żyjemy, tam też są ludzie, którzy też czegoś szukają, też błądzą. Trzeba być miłosiernym nie tylko dla współbraci (przypowieść o miłosiernym Samarytaninie).
Nie bardzo rozumiem z której części mojej wypowiedzi wynika wniosek o "zasługiwaniu na miłość", ale przecież każdy może sobie mój post interpretować jak chce.
Różne etapy rozwoju wiary nie powinny szokować, oczywiście nie. Ale warto wiedzieć, że pełnią jest Chrystus, do której to pełni każdy powinien dążyć. Chyba że stwierdzimy, że już jesteśmy na mecie, co raczej źle wróży. Moim zdaniem w pewnych momentach przekaz forum świadczy o tym, że ta meta została źle dobrana, stąd mój post w zakładce "życie duchowe" jak rozumie się wiarę i nadzieję na Sycharze.
Również Cię pozdrawiam!
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-08, 17:26
Jarek by uniknąć generalizowania wystarczy dobrać inne słowo
np: część osób w naszej wspólnocie.... , są osoby na forum .... lub coś w tym stylu
Słowa mają moc
Spotkałam się na tym forum jak i na 12- krokach, (sama też o tym pisałam i mówiłam), że szczególnie w pierwszej fazie kryzysu jest niebezpieczeństwo by z ratowania małżeństwa nie zrobić bożka.
Jak ktoś wzrasta duchowo , jak zwraca się o dar miłości do Trójcy Świętej , korzysta z sakramentów to prędzej czy później zrozumie co jest celem.
Pogody Ducha
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-08, 20:56
Kolejna kwestia... co to jest kłamstwo...
Nie czytałem żadnych teologicznych opracowań, ale każdy wie, że z kłamstwem wiele wspólnego ma diabeł:
Cytat:
Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca. Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma. Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa.
J 8, 44
I teraz myślę tak... jeżeli zły kłamie, to znaczy oszukuje człowieka, to pytanie czego dotyczy to kłamstwo? Nie sądzę, żeby kłamstwo dotyczyło spraw, które nie mają z życiem duchowym nic wspólnego. Czyli moim zdaniem diabeł np. nie będzie starał się oszukać człowieka, że widział żyrafę w ZOO, w sytuacji gdy zobaczył słonia.
Uważam, że kłamstwo złego zmierza wyłącznie do tego, by oszukać człowieka odnośnie spraw duchowych. Czyli, że np. Bóg nie jest wszechmocny albo że przestrzeganie przykazań jest niemożliwe, albo że nie grzeszymy przeciwko Bogu stawiając w miejscu Boga np. małżonka, pracę, alkohol itd.
Pytanie kolejne - jakie kłamstwo jest najskuteczniejsze?
- takie, po którym człowiek nawet nie wie, że został okłamany.
I teraz... skoro może zdarzyć się sytuacja, że człowiek nawet nie wie, że został okłamany, czyli że będzie postępował teraz zgodnie z własnym przekonaniem, ale fałszywym(!), to znaczy, że każdy z nas może tkwić w jakimś kłamstwie, o którym nawet nie zdajemy sobie sprawy.
Powiedzmy, że to przekonanie, o tym że "mam rację" jest tak silne jak np. przekonanie, że mimo stwierdzenia nieważności małżeństwa sakrament nadal trwa.
Co wtedy?
Cytat:
Być może w fakcie, że szatan został ukazany w Księdze Rodzaju jako wąż, zawarte jest jeszcze jedno pouczenie o taktyce szatana, którą jest ukrywanie się. Wąż bowiem – choć może uśmiercić swoim jadem, udusić, a nawet połknąć swoją ofiarę – ławo się ukrywa. Pełza bezszelestnie po ziemi i ze względu na swój kształt i barwę często nie jest zauważany.
Coś podobnego czyni szatan atakujący człowieka: często się ukrywa, przekonując swoje przyszłe ofiary o tym, że nie istnieje, że jest tylko tworem ludzkiej wyobraźni, jakąś personifikacją zła lub naturalnych zagrożeń człowieka. To pozwala mu skutecznie atakować tych, którzy nie wierzą w jego istnienie i pokusy. Ludzie tacy czynią siebie bezbronnymi wobec jego ataków, gdyż w walce ze złem nie widzą potrzeby szukania Bożej pomocy, korzystania ze środków nadprzyrodzonych, takich jak: Komunia św., sakrament pojednania, modlitwa, posty, ofiarowanie siebie Najświętszemu Sercu Jezusa i Niepokalanemu Sercu Maryi. Dla człowieka, który nie wierzy w istnienie i działanie szatana, takie środki wydają się najwyżej aktami pobożności – niczym więcej.
Hm..mam przekonanie ,że ta pierwsza nie jest skończona...gorący chłopak jesteś...
Augustyn [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-09, 00:51
Jarek, czy każde rozbite małżeństwo (jak rozbite auto) można uratować ?
Trzymając się Twojego porównania: jeżeli auto jest doszczętnie rozbite, to jego naprawa oznacza w praktyce wymianę prawie wszystkiego- nawet w papierach zmieniają się numery silnika itp.
"Każde trudne małżeństwo jest do uratowania..." te słowa wyświetlają się u góry na tej stronie i są dewizą SYCHARu.
Co w praktyce oznacza sformułowanie "uratowanie trudnego małżeństwa"?
Ostatnio zmieniony przez Augustyn 2012-09-09, 14:38, w całości zmieniany 1 raz
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-09, 07:46
Rzeczywiście pierwsza kwestia jest niezakończona.
Augustynie, Ty pytasz znowu o Mercedesa, w sytuacji gdy napisałem, że to nie o Mercedesa chodzi, ale o tego, który rozdaje Mercedesy.
Czy możliwe jest, że Bóg da Ci to, co chcesz?
-Możliwe
Czy na pewno dostaniesz od Boga to, co chcesz?
-Może być różnie, zależy od Boga.
Dla mnie jest możliwe, że każde trudne sakramentalne małżeństwo jest do uratowania, natomiast nie oznacza to, że każde takie małżeństwo będzie na pewno uratowane. Ale skoro jest to możliwe, choćby dlatego, że Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego Łk 1, 37, to znaczy, że warto nie załamywać się, podejmować próby i wysiłki w celu ratowania małżeństwa itd. Warunek jest jednak taki, że o własną relację z Bogiem trzeba dbać, bo to dla Niego nie ma nic niemożliwego. Natomiast własne pomysły, zamierzenia, czyny ludzkie, jeżeli nie oddajemy ich Bogu, mogą być kompletnie nietrafione, chociaż powierzchownie wydają się wspaniałe. Małżeństwo uzdrawia Bóg, który daje pomysły jak to robić, a nie człowiek, który wpadł np. na pomysł, że samo czekanie uzdrowi małżeństwo, albo noszenie obrączki uzdrowi małżeństwo, albo umartwianie się uzdrowi małżeństwo itd.
W tym linku wyżej Jedna napisała, że dostała od Boga dar miłości do swojego męża, który ją opuścił. To bardzo dużo, bo na tym można wiele zbudować. Ale powiedzmy, że są przypadki, w których opuszczony małżonek nie kocha tego, który go opuścił. W imię czego zatem ma walczyć o odbudowanie małżeństwa, skoro nie kocha? Bo np. ma dosyć wielu lat odrzucenia, przemocy czy innych zachowań ponad własne siły? Bo np. nie ma ochoty niczego już odbudowywać?
W imię tego, że np. na Sycharze powiedzą mu, że on tak naprawdę to nie zna własnego serca, tylko ma "chciejstwa"?
W imię tego, że na Sycharze powiedzą mu, że nie czuje tego co czuje, a to co naprawdę czuje to jest miłość do małżonka?
Dlatego ja uważam, że podstawowa jest relacja z Bogiem, który sprawia, że całe życie się układa, w tempie wyznaczonym przez Boga, tzn. relacje z małżonkiem, relacje z dziećmi, z innymi ludźmi, praca, itd.
Uważam, że mając takie podejście do życia, że to Bóg jest na pierwszym miejscu, po prostu jest łatwiej przyjmować do wiadomości rzeczy, które są nie do przyjęcia jak np. opuszczenie przez małżonka i rozwód albo nawet codzienność, gdy żyje się z małżonkiem pod jednym dachem, który mentalnie już 10 lat temu opuścił małżeństwo, a jedyne co go fascynuje to np. piwo i telewizor.
Bo co to znaczy, że małżeństwo jest uratowane? Jak małżonek wróci od tej trzeciej osoby do sakramentalnego małżonka, ale atmosfera będzie taka, że lepiej było żyć samemu/samej? Jak mąż wreszcie zacznie angażować się np. w wychowanie dzieci, bo się nie angażuje, a żona mu za to latami robi awantury? Jak mąż zacznie ją przytulać i pytać jak minął dzień, chociaż nigdy tego nie robił? Jak żona zacznie sypiać z mężem częściej, bo teraz sypia za rzadko?
A może małżeństwo jest uratowane w tym momencie, gdy przestaniemy czegokolwiek oczekiwać od małżonka, który po prostu nie odpowiada nam, bo jest taki, śmaki czy owaki? I w takim momencie zamiast oczekiwać tego właściwego zachowania od małżonka, sami zaczniemy zachowywać się właściwie, bez oczekiwania na efekt, na zmianę zachowania małżonka, czyli mówiąc krócej - bez oczekiwania na miłość.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-09, 08:44
Jarek321 napisał/a:
A może małżeństwo jest uratowane w tym momencie, gdy przestaniemy czegokolwiek oczekiwać od małżonka, który po prostu nie odpowiada nam, bo jest taki, śmaki czy owaki? I w takim momencie zamiast oczekiwać tego właściwego zachowania od małżonka, sami zaczniemy zachowywać się właściwie, bez oczekiwania na efekt, na zmianę zachowania małżonka, czyli mówiąc krócej - bez oczekiwania na miłość
A niech cie Jarku........(oczywiście żartuje)
ales mi zadał klina do myslenia....
a wszedłem na Sychar by odczytac priv....ufff
co mnie pociagneło do tematu o autach???
Nic to
..bardzo to madrze napisałes....
pozdrawiam
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-09, 09:57
Jarek321 napisał/a:
Bo co to znaczy, że małżeństwo jest uratowane?
Kiedy pojawia sie decyzja obu małzonków na obdarzenie drugiej osoby sobą i przyjęcia jej w darze jako akt autentycznej miłości małżeńskiej tylko wówczas, gdy małżonkowie ta „sprawę człowieka z człowiekiem” czynią najpierw „sprawą człowieka z Bogiem”, gdy dostrzegają, że najkrótsza droga od człowieka do człowieka prowadzi przez Boga. Dlatego ów dar, nie osiąga w ogóle poziomu swej prawdy tak długo, jak długo prawda o tym darze nie znajdzie dla siebie pełnego pokrycia w podmiotowym przyjęciu daru osoby jako daru Stwórcy.
Przeniesienie tego na życie codzienne wymaga nieustannej walki i wiary w swoje małżęństwo i miłość do małżonka, oraz wiary w Bożą miłość...
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-09, 10:10
Jarek321 napisał/a:
Rzeczywiście pierwsza kwestia jest niezakończona.
A przełomy w relacjach międzyludzkich... są częścią życia. Wspólne i jednakowe myślenie we wspólnocie jest cenne, jest wsparciem, jest spokojną przystanią, zwłaszcza w czasie traumy. Tego maksymalnego wsparcia sam doświadczyłem właśnie od kilku osób na Sycharze, którym wiele zawdzięczam. Nie będę mówił o nickach, te osoby wiedzą o kogo chodzi. Nie odwracam się od nich, o nie... Chodzi o to, że poza wspólnotą jest tzw. świat, w którym żyjemy, tam też są ludzie, którzy też czegoś szukają, też błądzą. Trzeba być miłosiernym nie tylko dla współbraci (przypowieść o miłosiernym Samarytaninie).
Tylko miłosiernośc nie pomija faktu uznania słabości i przeprosin ( przypowieśc o synu marnotrawnym)
Jedna [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-09, 12:28
Jarek podoba mi się jak piszesz, udało ci się porównanie z autami, ale najlepiej ubrałeś w słowa kłamstwa Złego, tak samo je widzę. A czasem i nabieram na nie.
Augustyn [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-09, 16:18
Jarek, napisaleś :"Małżeństwo jest jak najnowszy model Mercedesa (albo BMW zależy kto co lubi, dla mnie może być Aston Martin DB9 ), którego Jezus dał Ci na własność na spółkę z małżonkiem."
Myślę, że w moim przypadku było trochę inaczej.
Gdy skladalem przysięgę małżeńską w kościele, to jako czynny alkoholik i seksoholik nie byłem zdolny do jej wypelnienia i zawarcia sakramentalnego małżenstwa.
A więc Jezus nie dał mi tego Mercedesa o ktorym piszesz, ponieważ ja nie mialem wtedy prawa jazdy :)
Pogody ducha, odwagi i madrości
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-09, 17:24
Przysłowiowy sęk tkwi w tym Augustynie, że to nie Ty decydujesz czy małżeństwo było ważnie zawarte czy nie, o tym decyduje się w procesie kanonicznym, pod tym wszakże warunkiem, że do takiego procesu dojdzie. A jeżeli nie doszło, to małżeństwo jest ważne.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.