Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Jezeli kobieta chciałaby zainteresowania ze strony męża jest złą kobietą? Czy nie powinno byc tak, że mąż po zdradzie powinien dac żonie poczucie bezpieczeństwa, przeprosic ją i próbowac rozmową a potem czynem wszystko naprawic? Czy osoba, która przyjmuje twoje starania, a są one niemałe, z wielkim egoizmem niewiele dając od siebie to dobra osoba? Bóg kazał kochac i wybaczac.... Ale czsami brakuje już sił, bo z poziomu widzenia kobiety mąż niby cię przytula, ale nie darzy szacunkiem. Kiedy do niego coś mówisz, on ogląda mecz, a w przerwie meczu gra w Fifę... Gdy próbujesz pokazac mu, że wiele możesz mu podarowac, on to przyjmuje jak coś co mu się należy i wciąż wymaga więcej: bym się nie odzywała, bym była mu posłuzna nawet jak robi złe rzeczy... Wciąż mówi ty jesteś winna, mi jest dobrze takiemu jakim jestem. Bo warto byc egoistą. Czy kobieta żebrząc o miłosc, robi źle? Czy nie ma ona prawa do szczęścia? Do tego by usłyszec kocham, by mąż okazał jej zainteresowanie, powiedział coś miłego.... Czy ja nie mam prawa tego wymagac? Chcę go słuchac, ale on nie mówi.... Chcę też byc słuchana, chcę by ktoś mówił mi, że kocha.... Czy nie mam do tego prawa? Czasami tak bardzo chciałabym odejśc, bo nie umiem z nim zyc.... Ile można... Pomiatana przez lata zaczynam w końcu sama siebie darzyc szacunkiem... Ale jemu to nie w smak, bo zaczynam wymagac... Chcę odejśc, bo nawet modlitwa nie pomaga. Może faktycznie lepiej byc egoistą, bo kiedy komuś dajesz siebie, on to wykorzystuje. Nie umiem goi zrozumiec, ani pojąc. Nie godzę się z jego punktem widzenia, mam dośc milczenia i pomiatania. Chcę byc w końcu sobą, bo on we mnie tak wiele zniszczył. Jest uparty, lubi ranic i wykorzystywac. Czy ja w końcu mam prawo do szczęścia?
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-30, 22:03
MonikaMaria3 napisał/a:
Czy kobieta żebrząc o miłosc, robi źle?
Miłość jest za nic , nie można jej wyżebrać to jakaś namiastka
a co ty sądzisz, bo nasze zdanie nie ma znaczenia?
Ważne co ty myslisz, czy masz i ile jestes w związku z tym by je osiągnąc poświęcic, czasem coś stracić by zyskać coś nowego, cenniejszego.
tylko jak jest lęk, że wymagając szacunku cos strace
MonikaMaria3 napisał/a:
Ale jemu to nie w smak, bo zaczynam wymagac..
, to niestety sama odbierasz sobie najpierw prawo do szczęścia. On tylko wykorzystuje to, że się boisz, że wolisz ulec, zrezygnować ze swojego szczęscia, potrzeb niż walczyc o nie dumnie i z szacunkiem do siebie.
Zdrowym egoista niestety też trzeba umieć byc...nie tak łatwo byc egoistą i poleżeć sobie w spokoju bez poczucia winy jak w domu bałagan, naczynia nie pozmywane a sterta rzeczy lezy do wyprasowania, dziecko grymasi a w lodówce pustka.... Trudno czasem połozyć sie spokojnie i zwyczajnie w swiecie powiedzieć teraz ja odpoczywam, ty umuj naczynia i potem wyjdź na spacer z mała.
Czasem wydaje nam sie, że tylko my to musimy, lub zrobimy to najlepiej, bo przy ojcu dziecko bedzie niedopilnowane, a mieszkanie źle posprzątane jak należy....
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-02, 00:05
bywalec napisał/a:
Zdrowym egoista niestety też trzeba umieć byc...
I z tym się właśnie zgadzam. Przez baaardzo długi czas było tak: mieszkanie z rodzicami. Monika ty jesteś złą matką bo pracujesz po 10 godzin ( tylko ja wtedy miałam cały etat), jesteś złą matką bo szybko wróciłaś do pracy, nie możesz wyjśc z koleżankami, co Tomek sobie pomyśli, masz byc przy dziecku jak wrócisz z pracy i wogóle posprzątaj tu bo macie burdel... Codzienne słowa słyszane z ust mojej mamy
Potem jesteś brzydką, grubą żoną i wogóle to za duzo gadasz, ja jestem zmęczony i Olę źle wychowujesz bo jesteś za łagodna, bo twoja mamusia ją zepsuła... A wogóle to Ola płacze i marudzi, więc Monika kończyła jakiekolwiek ploteczki z kumpelą,które były aż raz na rok, bo musiała do domku wracac, bo Tomuś sobie z dzieckiem nie dawał rady. A już nie wspomnę o tym, że nie było nawet mowy o tym, by mój mężus do dziecka wstał w nocy, bo przecież tylko on pracuje.... A ja to w pracy wakacje miałam, po 8-10 godzin na nogach i ciągła gonitwa zawieś dziecko tramwajem do mamy bo ja nie zdąże, a potem tramwajem goń się do pracy. Dopiero odetchnęłam, jak Ola poszła do przedszkola. Niestety na wychowawczy nie mogłam sobie pozwolic. No a jak wróciłam to wszystkie obowiązki domowe też były moje, bo codziennie musiało byc posprzątane, obiad mężowi pod nos i dziecko zajete przez mamę. Ja po prostu chciałam wszystkim za bardzo dogodzic. Chciałam byc idealną panią domu
I tak wychowałam sobie mężą egoistę, bo ja się ze wzystkim miotałam i nie za bardzo miałam na kogo liczyc. teraz wiem, że to był błąd. Trzy lata po urodzeniu dziecka spałam po 2-3 godziny na dobę.
Ale teraz zaczynam pokazywac pazurki... I to się nie podoba. BO ja też majm prawo wyjśc z koleżankami, zadbac o siebie, pójsc na cwiczenia, na siatkówkę, spotkac się ze znajomymi. I nie musi byc codziennie sprzatane. Ale obiad to akurat lubię codziennie robic I mąż też dostaje zadania i coraz ich więcej. I to mu nie w smak... No i to, że schudłam 26 kilo.... BO ciągle była brzydką grubą zona, którą mógł pomiatac, a teraz coraz bardziej widzi, że jestem znowu atrakcyjna... I nie jestem od niego zależna, więc to go denerwuje.
Ale myslę, że to dobrze. Bo choc jest ciężko, zaczynamy rozmawiac jak równi sobie. I wiecie co... Chyba jednak naprawdę coraz bardziej czuje, że ten kryzys wychodzi mi na dobre... jestem spokojniejsza, nie miotam się... Choc czasami są cięższe chwile, bo naprawdę chciałabym, by mąż był bardziej czuły i troskliwy, by bardziej pokazywał, że kocha... O ile kocha. A jednak czuję ulgę i kiedy wchodzę do Kościoła, wiem, że jest ktoś na kogo zawsze mogę liczyc. Bo jesli to nie jest mąż, to jet Bóg. Nie jestem sama. Dziękuję Boże... I wam Wszyscy Święci i wam Aniołowie Stróże.
bywalec napisał/a:
a co ty sądzisz, bo nasze zdanie nie ma znaczenia?
A z tym się nie zgodzę. Bo Wasze zdanie ma dla mnie wielkie znaczenie. Ktoś po prostu otworzył mi oczy i pomógł, kiedy tego potrzebowałam. Więc wam też dziękuję Forumowicze. Jeszcze za wczesnie na swiadectwo, ale porównując mój stan teraz, a ten kiedy tu trafiłam, jest duuuuużo lepiej. Choc jeszcze nie jest lekko...
Katarzyna74 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-03, 17:16
MonikaMaria3 napisał/a:
A jednak czuję ulgę i kiedy wchodzę do Kościoła, wiem, że jest ktoś na kogo zawsze mogę liczyc. Bo jesli to nie jest mąż, to jet Bóg. Nie jestem sama. Dziękuję Boże... I wam Wszyscy Święci i wam Aniołowie Stróże.
Wracając do męża z kościoła, tuż za Tobą stoi Jezus. Zaraz za Twoim ramieniem.
A teraz znajdź dla Niego przeciwnika. :D
I ja czuję niezwykłą moc, kiedy sobie to uświadomię kolejny raz.
Chwała Panu. :)
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-04, 13:25
mam jedno z takich pytań, tych ciągle mnie nurtujących.... Do tej pory moja intuicja w większości przypadków mnie nie zawodziła, choc zdarzało się, że bezpodstawnie męża oskarżałam... I teraz niby jest dobrze... Powiedzmy... Ale ja zaczynam się bac, ze ta raną, którą on mi zadał, nie potrafię jej zagoic. kazdy sms, każde jego wyjście z domu, każdy telefon.. To drżenie serca i lek... jestem zazdrosna... Prawie o wzystko... Wiem, że to nie jest właściwe, ale czasami nie potrafię nad tym zapanowac. Czy macie jakieś sprawdzone sposoby na tę głupią zazdrośc? Widze, że się stara się on i staram się ja, ale czasami ten lęk mnie pożera. Może powinnam pójśc na terapię? A może faktycznie to moja inuicja woła, że jednak dalej pomimo dobrego wrażenia, on mnie oszukuje? Bo czasami zdarzają się jakieś głupie sygnały., ale najczęściej powód okazuję się zupełnie inny niż koleżanka. Ale może to już moje przewrażliwienie jest mi trudno. Boję się, że teraz i ja to zniszczę.
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-05, 12:51
....a co ty sądzisz, bo nasze zdanie nie ma znaczenia?
A z tym się nie zgodzę. Bo Wasze zdanie ma dla mnie wielkie znaczenie. ....
nie zamieniałas mamy, męza na forum?
a no tak...przedtem zdanie mamy miało największe znaczenie, wpływ na ciebie potem zdanie męża, teraz forum...a gdzie zdanie Moniki co jest słuszne i włąściwe???
kto ma wiedzieć lepiej od ciebie mam prawo poplotkować, kto ma wiedzieć lepiej od ciebie jestem zmęczona, chce odpocząc bo jak nie odsapne chwili to srace energie i zapał całkowicie? Ktoś lepiej od ciebie może to czuć?
mama? mąż? forum? przecież tylko ty Moniko wiesz najlepiej czego ci w danej chwili potrzeba, ty najlepiej wiesz czy jestes zmęczona, czy potrzebujesz chwili plotki z koleznaka by móc być nie tylko mama czy zona ale też zwyczajnie sobą, osoba która ma prawo do swoich zaspakajania potrzeb...
Kto ci to prawo odbiera najpierw mama, mąż czy na samym początku już ty sama swoim myśleniem?
- Muszę wciąz w głowie dźwięczy, musze bo inaczej będą niezadowoleni, muszę bo tak nauczyłam, że teraz trudno odkręcić, musze bo kto inny niż ja to zrobi...
Przyzwyczajenia mają to do siebie, że można je odzwyczaić ale...no cóz bez pracy sie nie obędzie i problemów.
Będzie na początku opór zawsze to robiłaś a teraz bunt w obozie.
Ja wole stara Monike, która robiła to wszystko. Było wygodnie i fajnie dla mnie męża w domu.
Będzie zapewne i twoje odczucie
- czy ja mam prawo do tego, czy on sobie poradzi, co powiedza inni.
Ich zdanie przecież takie ważne było dotąd, jak mnie ocenią. Chce by mnie oceniali fajnie, ale to kosztowało przecież tyle wyrzeczeń.
Pytanie sie znów rodzi czy zdanie i opinia innych o mnie jest ważniejsza od zaspakajania moich potrzeb? Jak sobie radzić z tą opinią mamy, zony egoistycznie w oczach innych plotkującej, która zamiast zajmowac sie domem urwała chwile czasu tylko dla siebie?
Moniko zadałaś też pytanie..."
Do tej pory moja intuicja w większości przypadków mnie nie zawodziła, choc zdarzało się, że bezpodstawnie męża oskarżałam... I teraz niby jest dobrze... Powiedzmy... Ale ja zaczynam się bac, ze ta raną, którą on mi zadał, nie potrafię jej zagoic. kazdy sms, każde jego wyjście z domu, każdy telefon.. To drżenie serca i lek... jestem zazdrosna... Prawie o wzystko... Wiem, że to nie jest właściwe, ale czasami nie potrafię nad tym zapanowac. Czy macie jakieś sprawdzone sposoby na tę głupią zazdrośc? Widze, że się stara się on i staram się ja, ale czasami ten lęk mnie pożera. Może powinnam pójśc na terapię? A może faktycznie to moja inuicja woła, że jednak dalej pomimo dobrego wrażenia, on mnie oszukuje?"
uważasz, że nie masz prawa do ograniczonego teraz zaufania do mężą? chcesz tą swoja intuicje zagłuszyć? Nie chcesz znać prawdy, wolisz zyć w nieświadomości?
Trudno komukolwiek, nawet tobie wiedzieć czy mąz oszukuje czy nie? Ale jest zazdrość bo doświadczenia sprawiły, ze takie odczucia dziś masz... Może gdy nachodzą cie takie mysli wystarczy o tych uczuciach pomówić z mężem.
Zwyczajnie, dziś mam gorszy dzień, czuje sie niepewnie i zaczynami brakowac zaufania, znów coś mam jedne z tych chwil gdy złe mysli mnie nachodzą prosze pozwól mi przytulić sie do ciebie by poczuć sie kochana...
Jak popracowac nad swoja zazdrością? hm przypomina mi się bajka o zazdrości... wkleje ja bo bajki zawsze mają fajny morał...
Jednak chciałam ci tylko powiedzieć jedno...zazdrość jest wynikiem niskiej samooceny twojej. Od podreperowania jej zalezy dużo i zupełnie inne postrzeganie siebie.
Jak myslisz Moniko zmieniłaś sie od czasu kiedy mąż cie poznał? Jaka byłas wtedy?
Pewnie zadowolona z siebie dziewczyna, ot kompleksy miałam ale wszystkie ja mamy, jednak nie na tyle by przycmic swoja wartość. Byłas zapewne zadowolona z tego co robisz, jak wyglądasz, do czego doszłas, z tego co masz.
Owszem chciałas więcej, ale nie na tyle by brak tego zasmucał cie, bardziej mobilizował do działań.
Zapewne byłaś dumna z pewnych osiągnieć, z pewnych cech charakteru, z pewnych cech wyglądu.
Doświadczenia jednak sprawiły, że dziś zapomniałaś o tym.
Górę wzieły zaś mysli nowe o sobie podyktowane złym doświadczeniam.
Ale te stare sa nadal w tobie... tylko uśpione. tylko ty Moniko możesz je na nowo w sobie odrodzić. One znów moga na nowo odzyc tak mocno, że stłumia wszystkie te złe mysli o sobie. Jestem za gruba, za brzydka, za mało przebojowa.
Od ciebie tylko zalezy jakie mysli o sobie beda dyktowac ci zachowywac sie.
Zmień to co cie krępuje a na co masz wpływ. Czujesz sie za mało atrakcyjna? masz mozliwości zaradzenia temu. Troche pracy nad sobą, swoim wizerunkiem i juz mały kroczek w kierunku poprawy samooceny. Troche pracy nad zmiana myslenia o sobie w kierunku starego postrzegania siebie tej dawnej Moniki, młodej pieknej, usmiechnietej, przebojowej z charyzma i kolejny krok do wzmocnienia i odrodzenia sie tej dawnej Moniki, w której zakochał sie mąż....
Mężczyzni sa wzrokowcami. Oglądaja sie za innymi, ale to swoje zony kochaja pomimo, ze odwróca wzrok na chwile... Kochają te swoje zony bo coś kiedys sprawiło, ze chcieli by zostały ich zonami. Czasem tylko gdy zatracamy same siebie oni też to widzą, czuja i pragna na nowo znów mieć przy boku ta stara Monike w jakiej sie zakochali.
Nie przeszkadza im pare kilo więcej, czy kolejna zmarszczka. Przeszkadza im nasz nastrój, nasze myślenie same o sobie które sprawia, że zaczynamy o siebie nie dbać, ze zaczynamy być zazdrosne o te piękne kobiety, które wzrokiem zachaczą... O nasze smutne i gniewne oblicze...
Gdyby było inaczej kobiety piękne by nie miały problemów z mężami. A jednak maja. Mają bo nie uroda ma największe znaczenia. Choc dla niektórych ma, ale takim egoistom mówimy nie, ale dla większości mężów uśmiechnięta i zadowolona zona ma największe znaczenia. Co nie znaczy masz być zawsze uśmiechnięta. Czasem ma sie zły dzień wystarczy komunikat mam zły dzień, tak jak i oni mają mężczyzni. Ludzie tak maja to nie sprawia, że wtedy nas nie kochają ale ludzie musza wiedzieć dlaczego. Powinni komunikowac swoje uczucia wtedy jest łatwiej rozumiec dlaczego ktoś dziś sie zachowuje tak a nie inaczej...
Moniko uszy do góry, masz intuicje, masz tez i złe doświadczenia ufaj sobie, i rozważnie oceniaj sytuacje. Nie chciej odsuwac myśli, które naplywaja, prędzej zadawj pytania czy one sa słusznie odbierane u samego źródła. Łacz co usłyszysz z tym co widzisz. Powoli nabierzesz zaufania do własnej intuicji wtedy.
powodzenia i zycze wiele dobrego.
Na koniec bajka
Róże i stokrotki
W pewnym ogrodzie rósł ogromny różany krzew, obsypany pąkami, które właśnie zaczynały się otwierać. Ich delikatne płatki mieniły się jak najwykwintniejszy aksamit. Cóż to był za wspaniały widok! Wraz z krzakiem róż zakwitły maleńkie stokrotki. Zamiast jednak cieszyć się życiem, uparcie spoglądały na różane pąki, ledwie skrywając zawiść. Wszystkie kwiaty kryły się w cieniu wysokiego rozłożystego drzewa. Wkrótce stokrotki zaczęły szemrać: - Ach, gdyby tak słońce spaliło te pąki! Spójrzcie na ich kolor! A my jesteśmy takie blade i niepozorne. Kiedy ludzie przechodzą w pobliżu, nawet na nas nie spojrzą. Jednak zawsze muszą przynajmniej musnąć płatki róż.
– Przekonajmy je, aby wyszły z cienia, który daje drzewo – zaproponowała przebiegle jedna ze stokrotek. – A wtedy poranne słońce spali je na popiół! – W jaki sposób skłonimy je do tego? – zapytała inna. – Powiemy, że słońce nada im jeszcze piękniejszą barwę! – Stokrotki zaczęły zatem przekonywać róże, aby te wychyliły się z rześkiego cienia. Wreszcie udało się! Wówczas ogromnie zaskoczone spostrzegły, że różowe pączki nie tylko nie spłonęły, lecz zaczęły się otwierać. Ich łodygi nabrały krzepkości, a kolor płatków stał się jeszcze bardziej żywy i olśniewający! Nigdy dotąd w tym ogrodzie nie zakwitły tak piękne kwiaty! Właśnie przechodził tamtędy ogrodnik. Bardzo się uradował bujnym wzrostem i urodą różanego krzewu. Podlał róże obficie, aby słońce ich nie wysuszyło, po czym wykrzyknął:
- Jesteście cudowne! potrzebujecie jedynie dużo wody. Przyrzekam wam, że nie zaznacie suszy! Potem spojrzał na stokrotki, skropił je odrobinę i powiedział: – Ukryte w cieniu drzewa nie potrzebujecie tyle wody. Macie pod dostatkiem wilgoci. Jesteście takie skromne i drobne! Jednak stokrotki nie chciały być ani skromne, ani drobne. Ogarnięte zazdrością nie spostrzegły, że ogrodnik kocha je równie mocno, jak dorodny krzak róży. Postanowiły zatem wyjść ze zbawczego cienia na palące słońce. Sądziły, że wypięknieją tak samo jak róże. Nie zważały na to, że ogrodnik podlał je mniej obficie niż różany krzew, a one same są o wiele bardziej kruche od swych towarzyszek. Słońce natychmiast zaczęło palić ich delikatne płatki. Stokrotki wysychały i płonęły. Paliło je ogromne pragnienie, więc zaczęły krzyczeć: – Pomocy, palimy się! Ich wiotkie łodyżki niemal zupełnie uschły, a słabe korzenie nie miały skąd czerpać wody. Brakło im sił, aby schronić się na powrót w cieniu drzewa. Róże bardzo cierpiały, patrząc na to. Starały się użyczyć stokrotkom nieco cienia, lecz było ich zbyt wiele i nie można było ich uratować. Wreszcie słońce skryło się za chmurami i zaczął padać ulewny deszcz. Wiatr targał zwiędnięte, drobne kwiatki. Płakały ze wstydu i żalu. Różany krzew usiłował pocieszyć swoje sąsiadki, a wtedy te wyznały prawdę. Róże spojrzały na nie ze współczuciem i powiedziały:
– Czy wiecie, że wasze życie jest znacznie dłuższe niż nasze? Każdy kwiat ma swoje dobre i złe strony, swoje wady i zalety.
Stokrotki uśmiechały się smutno, a ich łodyżki rozsypywały się w drobny pył. Nie było już ratunku, ale przynajmniej umierały z uśmiechem.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-05, 13:42
bywalec napisał/a:
Jak popracowac nad swoja zazdrością? hm przypomina mi się bajka o zazdrości... wkleje ja bo bajki zawsze mają fajny morał...
Jednak chciałam ci tylko powiedzieć jedno...zazdrość jest wynikiem niskiej samooceny twojej. Od podreperowania jej zalezy dużo i zupełnie inne postrzeganie siebie.
Dodam jeszcze tylko do wypowiedzi bywalca...
to
..na takim poziomie świadomosci-że mam z tym problem warto juz zabrac się za robote.
By zazdrośc nie nabierała swej masy...
i tez mam opowieś o zazdrości(no moze troche mniej miła niż bywalec)
---------------------------------------------------------------------------------
Dawno, dawno temu była sobie Zazdrość. Żyła ona w zgodzie z Wyobraźnią. Zgoda? Za mało powiedziane. Zazdrość i Wyobraźnia były najlepszymi przyjaciółkami i nigdzie się bez siebie nie ruszały...
...pewnego razu, Zazdrość wpadła na pomysł, aby wybudować więzienie w którym będą zamykane istoty ludzkie. Zazdrość od razu podzieliła się swoim planem z Wyobraźnią. Długo nie trwało zanim bohaterki naszej opowieści uzgodniły listę przewinień, za które można było znaleźć się w ich fortecy smutku i beznadziei. Głównym błędem popełnianym przez człowieka, był brak pewności siebie.
Aby wszystko prosperowało jak należy podzielono obowiązki po równo. Zadaniem Zazdrości było pilnowanie, aby więźniowie pozostawali zniewoleni, Wyobraźnia zaś torturowała ich bezlitośnie. Miejsce to nie było jednak tak przerażające jak pierwotnie zakładano. Dlatego też epicka dwójka postanowiła zaciągnąć do służby pomocników. Tak też się stało. Zostały wywieszone ogłoszenia, a z racji, że wynagrodzeniem było odebranie ludziom szczęścia chętnych nie brakowało.
Pierwsza zgłosiła się Frustracja, która "opiekowała się" ludźmi w chwilach wolnych od tortur Wyobraźni. Szło jej zaskakująco dobrze, szepty które kierowała do ludzi zamkniętych w celach odbierały prócz szczęścia nadzieję, która pozwalała ludziom pozostać przy zdrowych zmysłach. Najstraszniejsze w działaniach Frustracji było uczucie niemocy które pobudzała w więźniach.
Jako drugi został zatrudniony Strach. Nie odstępował on Wyobraźni na krok. Towarzyszył przy każdej sesji psychicznych tortur, które fundowała Wyobraźnia ludziom słabym. Oprócz przerażających obrazów od tego momentu ludzie musieli znosić lęk przed utratą najbliższej sercu osobie.
Trzecim pomagierem okazała się Nienawiść. Jej głównym zadaniem było zdławienie w ludziach miłości. Nie było to łatwe zadanie, gdyż niektórzy skazani kierowali się miłością jako główną wartością w życiu. Dlatego też Nienawiść przychodziła jako ostatnia. Gdy już z więźniów zostały wyssane ostatnie pokłady nadziei, wkraczała ona... wielka, dumna i nie zwyciężona.
Praca tych 5 klawiszy była tak dokładna i sprecyzowana, że powstało nowe uczucie tak popularne, że ludzie nadali mu nazwę - Chorobliwa Zazdrość. Przez wiele miesięcy dławiła ona niewinnych. Aż w końcu do ludzi zaczęło docierać, że nie zostali oni skazani na dożywocie, lecz na bliżej nie określony czas. Gdy zrozumieli ten fakt zaczęli dostrzegać, że są więźniami własnego umysłu. Ta wiedza pozwoliła się wyzwolić, ale tylko nielicznym, a gdy komuś już udało się uwolnić, nigdy nie wracał do aresztu zbudowanego we własnej podświadomości.
KONIEC
pozdrawiam
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-05, 15:49
Bardzo mądre te Wasze bajeczki. Dziękuję....
Powoli staram się wracac do tej starej Moniki, która nie będąc modelką ciepłym charakterem i błekitnymi oczami potrafiła oczarowac facetów... Ale jest trudno, bo przez ostatnie kilka lat oczy Moniki straciły blask, a charakter stał sie zjadliwy jak u jędzy. MOże to dlatego, że za wiele oczekiwałam od siebie, a ciągłe problemy i kompletny brak oparcia w najbliższych sprawiały, że już nie cieszyłam się wiatrem we włosach jak kiedyś. dawniej uwielbiałam samotne spacery,chodzic do Koscioła, dużo ruchu i spotkań ze znajomymi. Kochałam pisac, malowac, spiewac w chórze, tańczyc i jakoś tak było, że choc nigdy mężczyzny nie szukałam, najdłużej byłam sama zaledwie 2 tygodnie.
No a ostatnimi czasy bywało ciężko. Zamknieta praktycznie pomiędzy pracą i domem, wciąż oglądająca dramy i mająca czas dla znajomych raz na pół roku.... Nic dziwnego, że tak się stało jak się stało.
Ale co, staramy się. I starajmy się dalej.
Ale najwazniejsze jedno: by nie zabrakło mi Boga. Bo jak jego zabrakło, to posypało mi się życie. Kiedy był przy mnie, ja byłam szczęśliwa i nie mając nic więcej niż mam, potrafiłam dziekowac za wszystko i swoim pozytywnym charakterem zarażac wszystkich.
I nigdy nie było u mnie miejsca na chorobliwą zazdrośc, bo świetnie sobie organizowałam czas. Ale tak to bywa w naszym kraju... Syndrom Matki Polki, która po urodzeniu dziecka dba już tylko o dziecko i o mężą, a nie o siebie. Więc wracamy do tego, co było. Kiedyś się uda!
[ Dodano: 2012-10-01, 22:03 ]
Panie pomoz mi znowu, bo znowu jest zle. jest coraz bardziej obojetny, a ja nie wiem, czy on dalej chce z nami byc. Prosze o modlitwe. Pomozcie....
nasgul [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-23, 20:28
MonikaMaria3,
Modlitwę masz z całą pewnością...
Podbijam temat!
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-24, 16:50
Czasami przychodzi taki dzień, kiedy wszystko jest nie tak jak byc powinno... Kiedy znowu odzywają się stare nawyki i obawy.... czasami jest mi ciężko...Tak trudno zapomniec o tym, co pisał innej kobiecie... O tym, że jej wciąż powtarzał kocham, a ja tego od lat nie słyszałam tak naprawdę. Jak pomóc sobie i jemu... ja pomóc nam obojgu zapomniec? ten dziesiejszy świat jest bardzo trudny... Chcesz isc przez zycie z zasadami, ale dostrzegasz, ze tak naparwdę wielu nie ma zasad. marzysz o rodzinnych spotkaniach, małym domku z ogródkiem, wspólnych wyprawach do Koscioła, na rekolekcje... I nie ma tego. Bo nici z twojego domku, z pieczenia ciasteczek... Życie bardzo weryfikuje nasze marzenia.pewnego dnia budzisz się w ciasnym, splesniałym mieszkaniu, gdzie piec ciągle dymi i obok masz człowieka, któremu nie ufasz, a dzień zaczyna się nie od modlitwy, ale myslenia Boże jak ja sobie z tym wszystkim dam rade... Z długami, problemami, zyciem i zdrowiem... nie masz energii i czasami nawet modlitwa nie przynosi ukojenia.
czasami są takie dni, że po prostu wszystkiego masz dośc.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.