Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Nie wiem co to znaczy. Jak rozeznać co jest dobre i na czym polega rozwój?
no teraz wz to mnie zastrzeliłes
na czym polega rozwój???
ano chocby kryzys i wychodzenia z niego,zmiana zachowan,wyciaganie wniosków
a do tego
w przypadku 99% forumowiczów podparte wiara...
wszak jest to rozwój..
ale owszem mozna inaczej .....(zreszta w naszym narodzie ostatnio modne)
nic sie nie stało...Polacy nic sie niestało...
i chyba to nawet nie bedzie cofniecie w rozwoju jeno stagnacja.
jaka??
..mysle umysłowa
no ale wz szacun !!!....
jak w powiedzeniu :
jak za mundurem panny sznurem...tak ty za zona murem
fajnie
choc w tej kwestji mam inne zdanie :
jest dobrze jak.....
czasami facet ma własne zdanie-inne niz zony
czemu??
bo przez pzrypadek mozna przegiac w druga strone
pozdrawiam
mam nadzieje że nie uraziłem
w.z. [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-13, 22:25
Norbert1 napisał/a:
jak za mundurem panny sznurem
Oj Norbercik, Norbercik to chyba nie aluzja do mojego munduru
A tak na serio to przecież wiesz, że moja wiara jest bardzo słaba. Więcej w niej upadków niż powstań. Jednak mam od dłuższego czasu ogromne przeczucie, że im bardziej jestem słaby i niedoskonały, tym bardziej Bóg jest bliżej mnie i pomaga w przeróżnych sytuacjach. Gdy jestem słaby to wtedy On tak naprawdę działa, a ja już nie mam siły Mu przeszkadzać ;).
Kiedyś bardzo mnie interesowały i imponowały sposoby radzenia sobie z życiem, zaczerpnięte z takich jak ten filmów czy książek. De Mello bardzo mnie inspirował.
Jednak rozeznałem, że dla mnie osobiście, znacznie lepsza i łatwiejsza droga do Nieba, to droga "Bożego nieboraka". Nic nie mogę, nic nie potrafię, jeśli co dobrego w życiu zrobię, to Tylko Bóg. Jego więcej, mnie mniej, i tyle.
Pozdrówka.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-13, 22:42
w.z. napisał/a:
A tak na serio to przecież wiesz, że moja wiara jest bardzo słaba. Więcej w niej upadków niż powstań. Jednak mam od dłuższego czasu ogromne przeczucie, że im bardziej jestem słaby i niedoskonały, tym bardziej Bóg jest bliżej mnie i pomaga w przeróżnych sytuacjach. Gdy jestem słaby to wtedy On tak naprawdę działa,
pewnie popieram w pełni ....
w słabości siła sie doskonalni...ważne by tylko z Bogiem
w.z. napisał/a:
Kiedyś bardzo mnie interesowały i imponowały sposoby radzenia sobie z życiem, zaczerpnięte z takich jak ten filmów czy książek. De Mello bardzo mnie inspirował.
heee a wiesz ja popatrze..podumam..poczytam i biore to tylko za wiedze....
kolejna wiedze wiadomośc
co do rozwoju???
dla mnie był tylko jeden program 12 kroków...pomogło,ustabilizowało..wskazało
a teraz tylko dopełniam i wypełniam
no dobra pozdrowionka dla zonki....
chyba sie nie gniewa???
i mam nadzieje ze dzieciaki nie rozniosły domu jak ....została zajeta sycharem(forum)
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-13, 23:42
Pismo Święte mówi wyraźnie, że Pan Bóg woli ludzi słabych, a nie silnych. Więc z tym rozwojem radziłbym być ostrożny.
a możę w tym chodzi, że niektórzy człowieka silnego widzą tylko jako pysznego, zarozumiałego w swojej wiedzy o sobie
Czy silny nie może być pokorny?
bo mnie sie zdaje, że silny nie musi być tylko zarozumiały i bezkompromisowo pewny siebie.
nie wiem jednak czy w samorealizacji do której dożył bohater (na ten temat napisał wiele książek, można przeczytać o nim na wikipedi) jest miejsce dla Boga, raczej bardziej ociera mi się tu o jakieś dziwiactwa
o samorealizacji którą stosował główny bohater w swoim życiu w wikipedi jest napisane cyt.:
"W naukach Śri Matadźi Nirmala Dewi Samorealizacja, samourzeczywistnianie, samoaktualizacja jest rozumiana jako rozbudzenie, uśpionej w każdym człowieku, boskiej energii kundalini."
ogólnie Joga itd.
dla niektórych ludzi film może być wręcz porywający,
jednak może nie do końca jest to wartościowy film dla człowieka wierzącego
mz, oczywiście odczucia moga być subiektywne u każdego po obejrzeniu tego filmu...
ja sie tylko tak zastanawiam...ludzie w większości jak czuja się szczęsliwi, spokojni to zaraz upatruja w tym zło, doszukuja sie problemów jakby wyczekiwali wciaż burzy...i jak jest juz żle to od razu czują sie na swoim miejscu, znajomo.
Może ludzie tak naprawde nie potrafia pdczuwać spokoju, szczęścia tylko wciąż wszędzie upatruja nieszczęść, zagrożenia. Może to efekt tego, że człowiek zawsze musiał być czujny bo inaczej nieszczęście gotowe i w pore nie zauważył jak do jaskini wkradł sie dziki zwierz i pożarł ludzi tam spiących...
w takim spojrzeniu na sprawe też można widzieć efekt działania szatana, który mąci ludziom w głowie byle tylko nie odczuwali szczęscia i nie dziekowali Bogu za to co mają tylko wciąż odczuwali smutek i bojaźń, strach urągając wciąż losowi jakie to życie niesprawiedliwe, trudne i pełne nieszczęść.
Jest też chyba taka tendencja, żeby bardziej zwraca się uwagę na to, co jest nie tak niż na to, co jest w porządku.
lena [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-14, 00:27
....a ja powiem tak.....nie straszny mi Harry Potter i inne ksiazki,De Mollo i inni pisarze jesli..... Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego,Pana Naszego.
To mi wpojono,tego nauczono.
"Wpojono"....znaczy od dziecka uczono pacierza i w zasadzie chyba nic ponad to.
Do Koscioła z rodzicami nie chodziłam,bo choć wierzacy,to nie praktykujacy.
Chodziłam sama,bo tego wymagali...
Religia za czasów szkoły,przygotowanie do komuni świętej........na tym ich edukacja w tej dziedzinie "polegała"....na "dopilnowaniu".
Póki byłam w "ich" domu do Koscioła chodzic musiałam.....czy chciałam?....hm....niekoniecznie,ale posłuszną córka byłam więc chodziłam.
Dziś jako jedyna z rodzeństwa praktykuje....i wcale nie muszę,bo już nikt mnie nie pilnuje.
Od zycia w d... dostałam,zdradzana byłam,ogólnie nie fajno było...
Oglądałam Potera,czytałam De Mollo,czytałam Potęge podswiadomości....i co?.......przeczytałam,tak samo jak czytam inne pozycje "zagrożone",oglądam różne filmy....i co?
Dostaje na maila różne wiadomości....odmień swoje życie,znajdź partnera....itp
To tylko książki,to tylko filmy......
Na codzień w TV tysiące "niedopuszczalnych" programów,filmów....
W gazetach multum anaosów,róznych świństw...
Na domach,mostach,bilbordach....przeróżne ogłoszenia....zaproszenia....
Internet....zanim dotrę na Sychara.....najpierw onet się włącza i już sporo w oko sie rzuca....zagrożeń.
Już dawno powinnam się stoczyć...bez wzoru w dzieciństwie,bez przykładu,boleśnie doświadczona,zewsząd atakowana zagrożeniami...
Nie ja jedyna....jest nas wielu.
Od czego to zalezy?....pytam?
Od nas samych.
Tyle w temacie.
[ Dodano: 2012-07-14, 01:56 ]
Ps.
....a film fajny i słuszne wnioski można wyciągnąć
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-14, 15:57
Serdecznie witam!
Cytat:
Pismo Święte mówi wyraźnie, że Pan Bóg woli ludzi słabych, a nie silnych. Więc z tym rozwojem radziłbym być ostrożny.
a możę w tym chodzi, że niektórzy człowieka silnego widzą tylko jako pysznego, zarozumiałego w swojej wiedzy o sobie
Czy silny nie może być pokorny?
bo mnie sie zdaje, że silny nie musi być tylko zarozumiały i bezkompromisowo pewny siebie.
Miłość jest rozwojowa… Nie znalazłam czegoś takiego ,że Pan Bóg „woli kogoś bardziej… lub mniej…”
Osobiste doświadczenie Boga nie oznacza samego Boga. Trzeba mieć świadomość ,że Bóg jest tajemnicą…
„Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w Królestwie niebieskim. Królestwo niebieskie mogą zdobyć tylko dzieci. Do Królestwa niebieskiego mogą wejść dorośli z sercem dziecka.
Co to znaczy być jak dziecko? Być jak dziecko z pewnością nie oznacza najpierw być niewinnym w sensie moralnym. Niewinność dziecka polega na słabości ciała, nie na niewinności duszy — mówi św. Augustyn. Niewinność jest cechą ludzi dojrzałych: dojrzałych emocjonalnie i duchowo. Niewinność jest cnotą zdobytą w wielkim trudzie. Nie trzeba mylić niewinności duchowej z nieświadomością emocjonalną i intelektualną. Na własne oczy widziałem niemowlę, które jeszcze nie umiało mówić, a już było blade ze złości — wspomina w Wyznaniach św. Augustyn.
Co zatem ma na myśli Jezus zapraszając nas, abyśmy stali się jak dzieci? Pan Jezus mówi przede wszystkim o wielkiej otwartości, o zaufaniu, o powierzeniu się Bogu. Dziecko kochane przez swoich rodziców jest bardzo otwarte, łatwo budzi się w nim zaufanie. Małe dziecko, kiedy czuje się kochane, pozwala się wziąć w ramiona nieomal każdemu. Być jak dziecko oznacza również być zależnym. Dziecko — małe dziecko — nie ma najmniejszej wątpliwości, iż jest słabe, bezbronne, iż potrzebuje pomocy, opieki i wsparcia. Dziecko wie, iż wszystko otrzymuje od kochających go rodziców. Ono z zaufaniem i z wiarą potrafi o wszystko prosić. Nie czuje się upokorzone prośbą. Dziecko — niemowlę, nie usiłuje też rywalizować z rodzicami. Rywalizacja ta rodzi się znacznie później, w momencie, kiedy młody człowiek wychodzi z okresu dzieciństwa i wchodzi w okres dojrzewania. I ta właśnie rywalizacja świadczy o tym, że dziecko staje się dorosłym człowiekiem. W rozumieniu biblijnym negatywnie rozumiana dorosłość oznacza próbę rywalizacji człowieka z Bogiem.” Myślę sobie ,ze to jest właśnie tym meritum… być może o to chodziło m.w…
PSALM 131
Usposobienie dziecka
Panie, moje serce się nie pyszni,
i oczy moje nie są wyniosłe.
Nie gonię za tym, co wielkie,
albo co przerasta moje siły.
Przeciwnie: wprowadziłem ład do mojej duszy.
Jak niemowlę u swej matki,
jak niemowlę - tak we mnie jest moja dusza.
Izraelu, złóż w Panu nadzieję
Odtąd i aż na wieki!
„Psalm opisuje doświadczenie wiary człowieka dojrzałego, pokornego; człowieka, który w pełni powierzył się już Bogu. Jego serce się nie pyszni i właśnie dlatego jest pełne pokoju, ładu i zaufania. Człowiek ten czuje się przed Bogiem jak niemowlę u swej matki. Nasza sytuacja jest inna. Jesteśmy na drodze do dojrzałości, do pokory, do przeżywania Boga jako Ojca, do doświadczania naszego dziecięctwa. Ponieważ nasze serce bardzo się pyszni, goni za tym, co wielkie, co przerasta jego siły, właśnie dlatego jest pełne nieładu i niepokoju. Jeżeli istnieje ścisły związek między pokorą, ładem i pokojem, to również istnieje ten sam ścisły związek pomiędzy pychą, nieładem i niepokojem.”
http://mateusz.pl/ksiazki/ja-cd/ja-cd-105.htm
Lenko… problem ,który pojawił się tutaj jest zupełnie inny od tego co piszesz w tym miejscu
Cytat:
„Już dawno powinnam się stoczyć...bez wzoru w dzieciństwie,bez przykładu,boleśnie doświadczona,zewsząd atakowana zagrożeniami”
Zadaj sobie tylko pytanie… ile Łaski Bożej było w tym żebyś się nie stoczyła…, nie bagatelizując i pomniejszając rzeczywistości której istoty człowiek nie ogarnia… tj. świat ducha… Czy nie uważasz ,że to co doświadczyłaś jest już zbyt wielkie …nie miało wpływu na Twoje całe Zycie…? czy najgorsze to jest się stoczyć??? Te wszystkie doświadczenia zagrożeń… mało są bolesne??? Bo przeciez jak patrzy się na film załóżmy z treścia przemocy...to nie wpływa ona na nasza wrazliwość? Bo wyjasnieniem jest tak nie bede przecież robić i powielać? Czy cierpienie można mierzyć i ważyć???
Lenko ... przypomnij sobie jaki miałaś wpływ na te zagrożenia... ,nie zapominajac ile pracy w terapie trzeba było włozyć...Czy dalej uważasz ,że nad wszystkim masz kontrole???Bo decydujesz o wyborze co dobre , a co złe? Czy wybór dobra uchroni mnie przed złem które dokonuje inny czlowiek? Widzisz...zagrożenie duchowe ma szerszy zasięg niż nam się wydaje...
Lenko temat doprawdy jest szeroki i spłycenie go do tego wymiaru jest niepełny...
To ,że jesteś dzielna kobietą to jedno...a wrazliwość niestety często się wypłukuje...wzrok czasem przestaje się wyostrzać i najgorsze przywykło do tego co złe...umniejszając problem...
Pozdrawiam bardzo serdecznie:)
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-14, 19:04
Mirela napisał/a:
umniejszając problem...
Pewnie Mirelo można nie umniejszac, ale z drugiej strony ciagle podwyższając w sobie problem i doszukiwac sie w czymś niewiadomo czego
można przez przypadek sciągnąc na siebie wszystkie zle dopusty....
CONSTANS..to jest cos co winno trzymac duchowo kazdego katolika..
młodzieżowym sloganem
przeginanie w którąs strone uwstecznia..a nie powoduje rozwój....
Mnie akurat podoba sie postawa Leny jest na wskroś dojrzała.
A do mnie prywatnie docieraja słowa Jana Pawła II
i to w szerokiej perspektywie
NIE LEKAJCIE SIE....
zatem nie lękam sie i nie zamykam w ścisłym naczyniu że jak bede unikac i obchodzic cos to nic mnie nie dorwie...
bo prawda jest taka jak zechce dorwac i tak dorwie mimo unikania,izolacji,odpuszczania pewnych spraw
a bardziej przyziemnie
wirus grypy.....
czy sie zaszczepie ,czy sczelnie owine,czy bee unikac miejskich środków komunikacji,czy bee szczelnie zakniety w domu
zawsze jakims dziwnym sposobem może mnie dorwac
zatem nie ma patentów...
pozdrawiam
lena [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-14, 20:17
Lenko… problem ,który pojawił się tutaj jest zupełnie inny od tego co piszesz w tym miejscu
......myślę,że nie odbiega wiele.
Odnosisz się do całej mojej wypowiedzi,czy do tego jednego cytatu?....bo ja pisząc miałam na uwadze "fajny film wczoraj widziałem" film,dla jednych wartosciowy,dla drugich niekoniecznie,a dla innych ......
Wypowiedź spontanicznie sie rozszerzyła(moze niepotrzebnie) ....ogolnie sens był jeden.....doszukiwanie,czy tez niedoszukiwanie się zła wszedzie i we wszystkim.
Mirelko......o co chodzi?.... bo nie bardzo rozumie,a jak nie rozumie to pytam :)
Jesteś jak dla mnie "wyjątkową" osobą....drugiej takiej jak Ty tu nie znajduje.
Uwielbiam Cie czytać,choć przyznaję,że czasem mam niemałe trudności w zrozumieniu Twoich słów.
Mogłąbyś troszeczke jasniej?
Co do pytań Mirelko....postaram sie odpowiedzieć,choć nie wiem do czego zmierzasz,a chciałabym wiedzieć.
Moze żle robie, źle rozumuje......wytłumacz mi proszę.
Zadaj sobie tylko pytanie… ile Łaski Bożej było w tym żebyś się nie stoczyła.
..... ogrom.
Czy nie uważasz ,że to co doświadczyłaś jest już zbyt wielkie …nie miało wpływu na Twoje całe Zycie…?
..... miało,bo jakże inaczej? Zawsze ma....tak przynajmniej uważam,ale uważam też,ze to czego doswiadczyłam,co się wydarzyło(a duzo zła było) nie stanowi usprawiedliwienia na przyszłośc.
czy najgorsze to jest się stoczyć???
..... a nie jest?
"Stoczyć sie" to szerokie pojęcie dla mnie i na pewno nie ogranicza sie tylko do "czegos"jednego.
Te wszystkie doświadczenia zagrożeń… mało są bolesne??? Bo przeciez jak patrzy się na film załóżmy z treścia przemocy...to nie wpływa ona na nasza wrazliwość? Bo wyjasnieniem jest tak nie bede przecież robić i powielać?
.... bolesne i owszem.
Co filmów z trescia przemocy,a wrazliwością....
Mirelko na mnie wpływa,ale inaczej chyba niz masz na myśli.Nigdy podczas oglądania nie pomyślałam,nie powiedziałam.....ja tak robić nie będe.Nie lubie filmów z bijatykami ,ale jesli juz wątek się pojawi,to nie przełączam kanału...ot patrze bezmyślnie na film,czekam na zmiane akcji.....np. To film tylko.
Natomiast widząc na ekranie (inną przemoc)np. przemoc domowa,zdrady,morderstwa....cierpienie... itp....bardzo przeżywam i wydaje mi się ,że uwrażliwiam jeszcze bardziej.
Nie wyszukuje zła, nie skupiam sie na nim,staram sie raczej odczytać jakiś głębszy sens,bo czasem jest gdzies ukryty,a czasem niema go wcale.
Niewiem,ale chyba inaczej czytam i inaczej ogladam.
Czy cierpienie można mierzyć i ważyć???
....NIE.
Lenko ... przypomnij sobie jaki miałaś wpływ na te zagrożenia...
.... hm...mogłam sie buntować?nie słuchać,?robić na przekór?(rodzicom),mogłam pić,ćpać,zdradzać itp. powielać to co widziałam tu czy tam?
Nie rozumię Mirelko?
Czy dalej uważasz ,że nad wszystkim masz kontrole???Bo decydujesz o wyborze co dobre , a co złe?
.....oczywiście,że nie mam kontroli,nie wiem co się wydarzy, nie wiem co zrobię jutro,czy za x lat,unikałam i unikam słów nigdy i napewno ,bo w nie zwyczajnie nie wierzę.
Staram sie iść dobra droga,dobro wybierać,ale czy zawsze tak jest?.....pewnie nie.
Bardzo wiele zalezy odemnie samej,ale nie tylko.
Nie jestem wszechwiedzaca ani samowystarczalna.
Mirelko wciaz nie rozumie sensu powyższych pytań,choć może łapać zaczynam o co też może Ci ogólnie chodzić.
no chyba tak......
Ty piszesz o nie pomniejszaniu zagrożeń duchowych,a ja o nie dopatrywaniu sie we wszystkim zła.
Ty,ze sami to nie możemy nic,a ja,że możemy wiele.
Ty,że nie od nas zalezy,a ja ze zalezy.
Piszemy jakby przeciwstawnie,ale myślę,że jednak i jedno i drugie jest zgodne z prawdą.
....ale namieszałam
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-15, 11:06
lena napisał/a:
Bardzo wiele zalezy odemnie samej,ale nie tylko.
Nie jestem wszechwiedzaca ani samowystarczalna.
Witam Cie Lenko :)
Całe sedno w tych dwóch zdaniach i to jest dla mnie meritum...szczególnie w temacie zagrozeń duchowych.
Jesli chodzi o równowagę , czyli wypośrodkowanie między jedna skrajnościa a drugą....to zacytowałam powyżej o.Augustyna i on pieknie oddaje wyraz źródła z których biora się skrajności.
Tak Lenko mam bardzo wielki problem przelewania , wyrażania wszystkiego co chciałabym przekazać...może kiedyś się naucze czytelniej...zrozumiale...
pozdrawiam :)
Ps.Też lubie przypatrywać się z drgnieniem serca na Bożą miłość , która objawia się w Twoim zyciu, o którym tutaj wspominasz...
Niech Pan Błogosławi Tobie i Twoim bliskim...
Wdzięczni Bożej Miłosci ..Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Sw....
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-15, 12:55
lena napisał/a:
Mirelko wciaz nie rozumie sensu powyższych pytań,choć może łapać zaczynam o co też może Ci ogólnie chodzić.
no chyba tak......
Ty piszesz o nie pomniejszaniu zagrożeń duchowych,a ja o nie dopatrywaniu sie we wszystkim zła.
Ty,ze sami to nie możemy nic,a ja,że możemy wiele.
Ty,że nie od nas zalezy,a ja ze zalezy.
Piszemy jakby przeciwstawnie,ale myślę,że jednak i jedno i drugie jest zgodne z prawdą.
....ale namieszałam
Leno ja tez nie widze rozbieżności... inny styl, inne przemyślenia ale te same wnioski. Rózne drogi prowadza do Rzymu...
Mirela napisał/a:
Tak Lenko mam bardzo wielki problem przelewania , wyrażania wszystkiego co chciałabym przekazać...może kiedyś się naucze czytelniej...zrozumiale...
Mirelo ale robisz to tak uroczo, że ja przynajmniej ja problemu nie widzę.)))
miło sie was odbiera pozdrawiam gorąco.
lena [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-15, 14:38
Dziekuję Mirelko:).......i nie zmieniaj stylu,bo to on miedzy innymi czyni Cię wyjatkową ,a że czasem musze kilka razy poczytać,przeanalizować,podumać.....dobrze mi zrobi :))))
Pozdrawiam serdecznie.
Ps.
Kiedy już wysłałam poprzednią wiadomość olśniło mnie....
Od czego to zalezy?....pytam?
Od nas samych.
......że to o te słowa najprawdopodobniej chodziło :)
Pozdrawiam serdecznie.
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-15, 18:57
Kochani dajcie spokój spójrzcie na liczniki ten film pobił już "Bohaterów" uważam, że bardziej wartościowy film. Proszę zapomnijcie o tym linku bo będę miał wyrzuty sumienia że nakłaniam Was do zejścia z drogi wiary.
lena [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-15, 20:10
Tolek.....nie przesadzaj :)....i nie przypisuj sobie az takiej mocy;)
Nic złego sie nie stało przecież... ot dyskusja,wymiana poglądów...spokojna i grzeczna w moim mniemaniu.
Ps.
...a tak swoją drogą to ..... przestańcie,ale nowy tytuł podajesz ;)
Czyżbyś chciał kolejnej dyskusji?
Żartuje :)))))
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.