Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2012-04-08, 23:09 coraz blizej konca- jak uchronic dziecko?
Juz tyle razy prosilam o wasza pomoc i znowu prosze - ja juz nie wiem co mam robic wszystko jest pieklem kazdy dzien , z moim mezem nie da sie juz normalnie zyc o wszsytko ma do mnie pretensje jak tylko sie z nim z czyms nie zgodze to od razu sie obraza na tydzien , tak pragne drugiego dzeicka i on dobrze wie o tym i miesiac temu dal mi nadzieje ze mozemy je miec a teraz mi powiedzial ze moge zapomniec bo on drugiego dziecka ze mna miec nie bedzei i dzis rano jak tylko mu powiedzialam ze ja pragne miec to dzieko i sie poplakalam to nie odzywal sie do mnie caly dzien powiedzial ze zniszczylam mu swieta i przez nastepny tydzien zapewne nie bedzie sie odzywal, ja juz nie moge go za wszystko ciagle przepraszac bo nawet nie wiem o co sie obrazi - ostatnio poszlismy na spacer nie wzielismy klucza od domu ani telefonu a przed wyjsciem mowilam mezowi wez telefon bo ja nei mam - to jak wracalismy to przez 15 min wolalismy tescia ktory chwilowo mieszka z nami zeby nam klucz zrzucil i zgadnijcie kogo wina byla?>>? oczywiscie moja!!! wyzwal mnie i nie odzywal sie do mnie takich przykladow sa tysiace - powiedzial ze sie ze mna rozwodzi bo ma mnie dosc ze go zabijam - martwie sie o naszego synka on ma 3 latka i nie wiem jak go mam przed tym wszystkim uchronic??? on nas poterzebuje oboje, rano po poludniu i wieczorem , a tu musi byc przegrany juz od samego poczatku - nie wiem nie chce zeby on cierpial , jest przeciez niewinny i bezbronny ... co robic ? boje sie tego wszystkiego ... czy poradze sobie sama???
Malwina75 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-09, 10:46
:( napisał/a:
martwie sie o naszego synka on ma 3 latka i nie wiem jak go mam przed tym wszystkim uchronic??? on nas poterzebuje oboje, rano po poludniu i wieczorem , a tu musi byc przegrany juz od samego poczatku - nie wiem nie chce zeby on cierpial , jest przeciez niewinny i bezbronny ... co robic ?
Masz jedno dziecko, któremu szykujecie oboje z mężem taką przyszłość, a Ty chcesz drugie dziecko w tej chwili?
Martwisz się o jedno dziecko, a planujesz drugie.
Gdzie tu sens, gdzie tu logika? Naprawdę powiększanie rodziny w tej sytuacji jest rozsądne i odpowiedzialne? Naprawdę byłabyś w stanie zbliżyć się do męża, skoro jest taki wredny, okropny, obrażalski, czepialski, stosuje przemoc?
:( napisał/a:
on nas poterzebuje oboje, rano po poludniu i wieczorem
Nie, on nie Was potrzebuje (Waszej obecności rano, popołudniu i wieczorem), ale Waszej mądrości, spokoju, pewności i wartości. Są ojcowie, którzy tygodniami pracują zagranicą, na kontraktach i jeśli jest zgoda między rodzicami, porozumienie, a dziecko ma pewność, że ojciec go kocha i interesuje się nim, mimo odległości, to mimo niedogodności, da się żyć.
Co z tego, że dziecko będzie miało Was oboje, jak będzie świadkiem Waszych kłótni o takie głupoty, jak zapomniany klucz do mieszkania? Jak będzie patrzyło na to, jak się żrecie o wszystko?
Jeśli to tylko wina męża, że taki jest, to tym bardziej nie rozumiem, gdzie widzisz sens w uporczywym przytrzymywaniu męża, kiedy jest taki, jaki jest, uleganie przemocy, kiedy jak piszesz - masz piekło. Jako matka chyba raczej winnaś chronić dziecko przed tym, by widział ojca w takim stanie? To o dobro dziecka Ci chodzi, czy o to, byś miała męża w domu, bez względu na to, jaki jest w tej chwili?
Zadaj sobie te pytania, bo mam wrażenie, że Ty nie do końca wiesz, czego tak naprawdę chcesz i w dodatku nie robiąc nic, wierzysz w to, że coś się zmieni.....
Szkoda, że zaczęłaś nowy wątek, bo gdybyś go kontynuowała, można byłoby się odnieść już do wcześniejszych wypowiedzi innych, którzy starali Ci się pomóc i wesprzeć, a tak - znowu bez kontekstu trudno cokolwiek napisać.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-09, 14:55
Smutna mino - czemu tak zatytułowałaś swój wątek? Czemu jest coraz bliżej końca, jakiego końca, kto ten koniec uczyni? Bo jak na razie są słowa o rozwodzie, ale - jak rozumiem - pozwu nikt nie złożył?
Chodzi Ci o to, że kryzys się pogłębia?
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-09, 16:16
Smutna mino czytałem Twoje wcześniejsze wpisy chociaż nie ma ich tak wiele jak piszesz na wstępie. Nasuwa mi się tylko jeden wniosek nie tylko potrzebujesz pomocy Ty ale i twój mąż. Piszesz o ciągłych fochach Twojego męża, a może dajesz jemu powody do tych zachowań właśnie swoją postawą "przepraszam że żyję". Po przeczytaniu Twoich postów dochodzę do wniosku, że Twój mąż przestał sobie radzić z życiem być może ma zbyt duże obciążenie psychiczne, z którym sobie nie radzi, bo z zachowań jakie opisałaś wnioskuję o typowej początkowej depresji. Twoja postawa osoby ciągle zagubionej może powodować właśnie agresywne zachowania Twojego męża. Spróbuj pokazać jemu postawę silną na, której on może również się wesprzeć w trudnych chwilach swojego życia. Mężczyzna to też człowiek to nie jest supermen gotowy w każdej chwili dnia i nocy na pomoc potrzebującym jego siły są również na wyczerpaniu. Postaraj się uzupełnić męża w tych chwilach kiedy on niedomaga, np z tego co pisałaś wcześniej wychodząc na spacer wiedziałaś, że trzeba wziąć ze sobą klucze od domu dlaczego tego nie zrobiłaś tylko czekałaś aż mąż to zrobi a Ty cała w skowronkach wybiegłaś "tak jak stałaś" gdzie była Twoja odpowiedzialność? Przy takiej postawie Twojej nie dziwię się Twojemu mężowi, że nie chce mieć trzeciego dziecka w domu, bo pierwszym jesteś Ty, drugie wasz syn. Przemyśl proszę swoją postawę, bo zmienić świat możesz przez zmianę siebie, a czy tą zmianę dostrzeż Twój mąż jest już sprawą całkiem inną nie zależną tylko od Ciebie.
:( [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-09, 16:41
Tolku nie zgadzam sie troche z toba ja nie jestem dzieckiem - cale zycie sobie radzilam i wiele dzieki mnie moj maz osiagnal - a jezeli cos robisz i ciagle ciagle jestes za wszystko negowany to w pewnym momencie zaczynasz watpic w siebie - wyjscie na dwor bez klucza nie bylo cale w skowronkach poniewaz moj maz zawszse o 20 min dluzej sie szykuje na wyjscie niz ja wiec sam zawsze do mnie mowi zejdz juz z dzieckiem na dwor i ja tam stoje jak glupia i czekam na niego dlatego nie wzielam kluczy , a jak juz wczesniej wspomnialam wszystko co nie zrobie jest zle - kroje marchewke do zupy w plasterki on mnie poprawia ze maja byc w kostki . Wsparcie? ??? zawsze we mnie ma zawsze jestem po jego stronie , bronie go a jak mu smutna staram sie pocieszyc - a myslisz ze on kiedys mnie pocieszyl??? jak placze to mowi ze glupia jestem ze slaba jestem ....
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-09, 20:16
Cytat:
jak płaczę to mówi ze głupia jestem że słaba jestem ....
Nie przeczę, że możesz być w toksycznym związku. Mój wpis miał pobudzić tylko Ciebie do zmiany postawy.
:( napisał/a:
Tolku nie zgadzam sie troche z toba ja nie jestem dzieckiem - cale zycie sobie radzilam i wiele dzieki mnie moj maz osiagnal
I jestem pewien że wiele osiągnie, tylko zacznij na litość Boga pracować nad swoimi postawami, chcesz pokroić tą marchewkę w plasterki to krój, a jeżeli jemu się nie podobają plasterki to wręcz jemu nóż i niech pokroi w kostkę, która po ugotowaniu będzie miał 5/5 mm i to jedna w jedną wręcz jemu nawet mikromierz aby miał czym zmierzyć swoje dzieło. Naucz się z nim rozmawiać a nie od razu szlochać. Sama pisałaś, że był cudownym człowiekiem dla Ciebie coś musiało się po drodze stać, że obecnie takim nie jest. Porozmawiaj z mądrym kapłanem lub psychologiem oni są lepiej przygotowani do pomocy w takich przypadkach tylko pamiętaj, że będą mogli pracować tylko tyle ile sama im odkryjesz. Zmień to co możesz zmienić, czyli tylko siebie, to co nie możesz zmienić proś Boga aby pozwolił Ci to przyjąć takim jakim jest.
Życzę wszystkiego dobrego.
Tolek
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-09, 20:19
Nie bardzo mialam czas na poznanie Twej sytuacji.
Z postow jakie zamiescilas w tym watku moge zapytac: czy nie za duzo tego dogadzania mezowi? Czy wiesz ze nadgorliwosc szkodzi?
Jezeli jestes tam w Waszej relacji aby byc na kazde skinienie meza i jego zagrania czy jak inni wspomniali fochy, to gdzie w tym wszystkim miejsce dla Ciebie, dla Twych potrzeb?
Moge sie domyslic jedynie ze juz daleko zabrneliscie w tym ukladzie, przyzwyczajeni do Ciebie jako spelniajacej zyczenia i meza z drugiej strony, ze byc moze zapomnieliscie o wzajemnym staraniu sie o siebie. Wsparcie, stanowcze tak. Zrozumienie, jak najbardziej ale nie zachowan ktore podburzaja Twoje poczucie wartosci i pozniej sie czujesz, jak sama pisalas: stalam jak glupia, jak przyslowiowa wycieraczka. To chyba czas aby znalezc w sobie na tyle sily i umiec powiedziec: stop jezeli zachowania sa niedopuszczalne i dochodzi do manipulacji itd. Sily tez by zaczac kochac siebie i dbac o siebie. Maz sakrament relacja i dziecko- sprawy wazne ale gdzie w tym wszystkim Ty? jezeli padniesz psychicznie nie bedzie ani Ciebie, ani meza, ani relacji, ani matki dla dziecka.
A sila, jak sie chce, znajdzie sie, bo zaskakujaco, w takich wlasnie sytuacjach podbramkowych, okazuje sie ze mamy jej solidne rezerwy.
:( [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-13, 17:56
nie moge pokazac swojego ja i powiedziec stop poniewaz konczy sie obrazeniem meza i nie odzywaniem sie do mnie przez co najmniej tydzien... przez 4 dni mi sie udaje wytrwac ale 5 wymiekam i on wie o tym a 6 jestem juz sklonna do wszystkiego zeby bylo normalnie- nie jest to takie proste jestesmy za granica nie mam do kogo pojsc pracujemy razem wiec przez ten tydz jest wstyd w pracy bo wszyscy widza ze ze soba nie rozmawiamy - a wszystko jest oczywiscie moja wina - jestem juz taka zmeczona tym wszystkim chcialabym krzyczec jak bardzo jest mi zle ... ,....... chcialabym umiec odejsc od niego.........
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.