Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2012-03-08, 20:01 rodzina-rzeczywistość-wiara...jak wierzyć naprzekór życiu
Rodzina...
Piszę na tym portalu z lekką dozą sceptycyzmu i powątpiewaniem… odkryłam go dzięki koleżance, której bardzo pomaga, a ja właśnie szukam pomocy może ją dostanę.
Jestem młodą mężatką z niespełna rocznym stażem, ktoś mógłby powiedzieć, że nie mam powodów do zmartwień, bo mam podstawowe potrzeby życiowe zapewnione, jestem jednak osobą o bardzo wrażliwym wnętrzu nawet jeżeli z zewnątrz jestem gruboskórna, albo bardziej chłodna niż wylewna, niektórym może wydawać się, że nic mnie nie rusza, ale są tematy, które bardzo są dla mnie drażliwe i wolę ich unikać niż narazić się niepotrzebnie na wyśmianie lub niezrozumienie ( może dzięki temu portalowi będzie inaczej):(
Przejdę może do mojego problemu, może trochę na okrętkę, otóż znamy się z moim mężem już 7 lat, a od 2011 jesteśmy małżeństwem. Mój mąż nie jest typem bardzo wylewnym, choć jak na mężczyznę ma bardzo wrażliwą duszę i potrafi rozmawiać o swoich uczuciach i problemach, natomiast nie potrafi rozmawiać o przyszłości, naszej wspólnej. Ja jeszcze kilka lat temu snułam plany, potrafiłam rozmawiać o zapatrywaniach na przyszłość; z chęcią opowiadaliśmy sobie o tym jak chcielibyśmy żeby wyglądała nasza rodzina i co powinniśmy zrobić żeby być szczęśliwymi w pełni. Jeszcze w okresie narzeczeństwa wiele osób z rodziny oceniało nas na 5tkę, widziano w nas parę dobrze dobraną zgodną charakterami, aczkolwiek niektórzy mówili, że mój mąż (wtedy narzeczony) jest słabszy ode mnie emocjonalnie, nie potrafi mnie podnieść i być oparciem i potrzebuję kogoś silniejszego ode mnie. Nie przejmowałam się takimi zdaniami, bo chyba byłam ślepo w niego zapatrzona, widziałam więcej zalet niż wad. Dzisiaj chciałbym, żeby mój mąż był dla mnie oparciem, starał się, wiedział, że jest głową rodziny sterem, okrętem, który jak idzie na dno to razem ze wszystkim co jest na pokładzie. Staram się mu to uświadomić, od jakiegoś już czasu, ale mam wrażenie, że nie jestem w stanie na niego w żaden sposób wpłynąć… mam wrażenie, że MY i nasze plany stoją w miejscu. Bardzo chciałabym powiększyć naszą rodzinę, kiedy ktoś pyta o ten aspekt życia zaczynam się denerwować, nie jesteśmy w stanie w tej chwili z mężem utrzymać kolejnego ewentualnego członka rodziny, a chciałabym, aby moje dzieci miały zapewniony odpowiedni byt, warunki rozwoju i szczęśliwe dzieciństwo i proszę wierzcie mi nie mam wygórowanych ambicji jeżeli chodzi o sprawy materialne i finansowe, chciałabym po prostu żeby moje dzieci nie musiały patrzeć na to, na co ja patrzyłam. Rodzice posyłali mnie do szkoły muzycznej do szkoły językowej, na balet basen. Może to prozaiczne, ale mam ciągle w głowie obraz tego co dostawałam na obiad, a co jedli rodzice albo czego nie jedli; może byłam dzieckiem, ale miałam świadomość tego co się dzieje w domu i wokół mnie. Mój mąż się stara, wiem o tym, w Polsce jest taka sytuacja jaka jest, po zapłaceniu wszystkich rachunków, pożyczek, czynszu i kupieniu leków zostaje nam niecały 1000zł na miesiąc na 4 osoby, na wszystkie potrzeby ( żywność, dojazd do pracy, chemię gospodarczą, rozrywkę, której nie ma) bo mieszkamy z moją babcia i mamą. Bardzo chciałabym mieć dzieci, jest to tak wielkie pragnienie, że sprawia mi ból patrzenie na dzieci, rozmawianie i słuchanie o nich samo w sobie rozrywa mnie na kawałki…najgorsze są pytania „Kiedy wy…?”. Chciałabym mieć oparcie w mężu, ale mam wrażenie, że nie mam…nie wiem, czy nie chce mieć dzieci, kiedy, czy ma świadomość tego, że dużo zależy od niego, od tego czy będzie wyrażał chęć, czy będzie się starał polepszyć nasz byt…Modlę się o to wszystko, ale chyba moja wiara jest za słaba, potrafię modlić się za kogoś, ale ja osobiście nie czuję siły o którą się modlę…Słyszałam też często stwierdzenie, że jak Bóg daje dzieci, to i daje ja dzieci, ale to do mnie jakoś nie dociera, nie potrafię tego przyjąć z wiarą, że tak właśnie będzie…życie wydaje mi się zbyt brutalne, a zegar biologiczny tyka… (to też często słyszę…to bardzo boli). Nie wiem jak mam sobie z tym wszystkim poradzić, modlitwa daje chwilowe tylko ukojenie, potem jest wzbierający żal i frustracja, świadomość, że nie ma się wpływu na niektóre sprawy na końcu jest rozładowanie emocji w sposób często raniący najbliższych… Wiem, że w tej całej sytuacji ja nie jestem bez winy, bo każdy kij ma dwa końce… Nie wiem co jest gorsze, czy brak oparcia w mężu, czy brak perspektyw i nadziei…:-<
Może ktoś będzie w stanie mi pomóc, albo czyjaś modlitwa.
Dziękuję i pozdrawiam wszystkie dobre duszyczki:(
lena [Usunięty]
Wysłany: 2012-03-09, 00:01
Witaj bmw.....faktycznie jedziesz na okretke,bo choc czytałam dwukrotnie ,nie bardzo rozumię w czym problem.
Co wydedukowałam....
-małżenstwo z rocznym stażem
-potrzeby zyciowe zapewnione
-mąz wrazliwa dusza,potrafiacy rozmawiać o uczuciach i problemach(wiele kobiet pewnie zazdrosci)
-Ty wrazliwa ,aczkolwiek na zewnątrz gruboskórna....(Twoje słowa)
-mieszkacie z mama i babcią
-maż stara się sprostać sytuacji....opłacenie rahunków,kredytów i utrzymanie 4 osób.
...to realia,dalej Twoje pragnienia....
-pragniesz dzieci,dostatniego dla nich życia .......
-chciałabys ,żeby mąz był dla Ciebie oparciem,starał się,był głową rodziny,sterem........(starasz mu sie to uświadomić).....hm....
Reasumując niby ok,nic złego sie nie dzieje,a jednak problem..w czym?
Mniemam,że w niezrealizowanych dotąd pragnieniach.....
BMW...moim zdaniem masz wspaniałego i mądrego męża.Kochający(tak myślę),wrażliwy,rozmowny,starajacy się,utrzymujacy rodzinę......
Prawdopodobnie ......jeszcze kilka lat temu,jak Ty..... snuł plany,wyobrażał sobie wszystko inaczej....Ty,On ,dzieci....
Tymczasem...Ty,On,mama i babcia....
Może nie tylko Ty cierpisz, nie tylko Twoje plany i oczekiwania legły w gruzach,ale i jego.
Wyszło jak wyszło....
Może i on pragnie dzieci,ale ....boi sie ,że nie wydoli,że nie zapewni bytu,odpowiednich warunków,nie sprosta Twoim oczekiwaniom.....zastanów się.
wiara47 [Usunięty]
Wysłany: 2012-03-09, 10:59
, świadomość, że nie ma się wpływu na niektóre sprawy na końcu jest rozładowanie emocji w sposób często raniący najbliższych… Wiem, że w tej całej sytuacji ja nie jestem bez winy, bo każdy kij ma dwa końce… Nie wiem co jest gorsze, czy brak oparcia w mężu, czy brak perspektyw i nadziei…:-<
Może ktoś będzie w stanie mi pomóc, albo czyjaś modlitwa.
Napisalas madra rzecz : swiadomosc ze sie nie ma wplywu na niektore
rzeczy jest duuzzym krokiem do przodu.Tak to prawda nie masz
wplywu na rzeczy ktore nie od Ciebie pochodza
bo czy masz wplyw na to ze pada deszcz, ze tramwaj sie spozni,ze ktos umiera
wlasnie w tej chwili...?
Modlisz sie ..modlisz , wstajesz z kolan i co ? Nagle widzisz ze Bog
nie dal Ci nic o co prosilas ? No przeciesz prosilas no nie ?
To czemu nic sie nie dzieje zgodnie z Twoja wola ?
Chodzisz podminowana zla warczaca na meza , siebie,mame zycie...
No przeciesz modle sie....
bmw Jezus nie jest od spelniania Twoich marzen...
zacznij zupelnie prosciutko : kleknij i spytaj : Boze czego Ty pragniesz
jaki masz plan w stosunku do mnie , jak mam zyc...naucz mnie.
bmw emocje czasem rodza flustracje ...gniew itd. nad tym da sie zapanowac
ujarzmic i przekuc na dobra strone....
Fajnie ze tu trafilas , tym bardziej ze macie krotki staz malzenstwa,
tutaj naprawde mozesz duzo sie dowiedziec nauczyc....jesli tylko zechcesz
Ja zgadzam sie z Lena : takze Ty jestes odpowiedzialna za to co
dzieje sie z wami....warto zebys przemyslala jej sugestie,pomyslala ....zastanowila sie.
Perspektywy macie ogromne , moze akurat w tym momecie zycia
ich nie dostrzegasz....
moze warto przemyslec pragnienia.....a na pewno warto zaprosic Jezusa
do waszego malzenstwa...
Pozdrawiam i polecam wszystkie dzialy ....jest tu kopalnia wiedzy...nagran,
filmow cos napewno trafi prosto w serce.
I tak jestes juz krok do przodu bo wiesz ze nie masz naprawde wplywu
na niektore sytuacje " mozesz je zostawic i zajac sie tymi na ktore
masz wplyw.Nauczyc sie rozdzielac je , a to przynosi ulge
i pozwala dzialac tam gdzie moge cos zmienic....
bmw's [Usunięty]
Wysłany: 2012-03-09, 11:21
Problem w tym, że nigdy się nie modlę o "coś", tylko o wiarę, siłę....
Czytam, że jednak żadna z was nie trafiła w sedno, a dostałam wsparcie takie samo jak od pewnego księdza, czyli "ojtam ojtam...".
wiara47 [Usunięty]
Wysłany: 2012-03-09, 12:23
bmw zadna z nas nie trafila w sedno <
no bo my na tym forum nie prorokujemy (narazie)
Kazdy tutaj pisze na podstawie swojego doswiadczenia...tego co przezyl,
tak jak widzi pewne sprawy...
nie mozesz spodziewac sie konkretnych porad w stylu zrob to i to albo tak i tak....
Twoj problem ani dla Leny ani dla mnie nie jest : o jtam , o jtam.
Jest konkretnym problemem w Twoim zyciu ...postaraj sie cos z tych wszystkich
postow,tematow jakie tu sa cos dla siebie znalesc....wyszukaj...przemysl.
Nie oceniaj i nie zniechecaj sie tak na wstepie.
Naprawde tutaj sa ludzie ktorzy sa zyczliwi i wsoierajacy modlitwa...
Moze akurat tylko ja albo Lena nie trafilysmy do Ciebie...szukaj...masz problem...
warto szukac rozwiazania.
Mocno Cie sciskam.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2012-03-09, 13:56
Cytat:
[bmw's"]Problem w tym, że nigdy się nie modlę o "coś", tylko o wiarę, siłę....
Czytam, że jednak żadna z was nie trafiła w sedno, a dostałam wsparcie takie samo jak od pewnego księdza, czyli "ojtam ojtam...".
Witam serdecznie
Myślę sobie,że Ty sama trafiłas w sedno...tym stwierdzeniem...
Zrozumienie zasad rządzących dobrym słuchaniem pomaga nam pogłębić i wzbogacić zwiazki z innymi lidźmi.
Najpierw musimy się nauczyć przestawać interesowac się sobą , a następnie odkryć korzysci płynące z okazywania prawdziwej empatii.
Z tego co piszesz to odnosze wrażennie ,że Twój mąz ( mając mówić o przyszłosci z Tobą , o dziecku) dawno przestał wyrażac obawy, uczucia i inne sprawy które sprawiają mu dyskomfort jako mężczyźnie. Wobec tego tłumi swoje uczucia izolując swoje emocje nie wiem jak frustracje w przebywaniu z Tobą .
Sama już doświadczyłaś ,że stłumione uczucia powodują wzmożoną obecnośc lęku i gniewu, wzmagajace się frustracje.Poczucie bycia niezrozumianym jest jednym z najbolesniejszych uczuć , sam atego doświadczasz, zapewne mąż również...
Jeszcze jedna uwaga..uświadamiac kogos kim mógłby być to jedno, rozumienie kim chciałby byc ,to drugie...a Twoje oczekiwania to trzecie...
Co do modlitwy.... wspaniale ,że jest , mam nadzieję ,że wspólna z męzem szczególnie ta dziękczynna , oraz ta która prosi o prawdę "prawda was wyzwoli "
Niech Pan błogosławi Tobie i Twoim bliskim , zabiegaj o wspólna modlitwę , cisze , spokój i pogodę ducha :)...i nie trzeba się spieszyć...cierpliwość...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.