Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
"Jak wygrać kobiecość? " Marka Dziewieckiego jest kolejną książką-albumem z serii mającej w podtytule tak popularne dzisiaj użytkowe słowa: "Instrukcja obsługi". Autor, w 30 mini rozdziałach (m.in.: "Czy warto być kobietą?", "Miłość, która zdumiewa", "Mała księżniczka", Kobieta-żona", "Kobieca seksualność", "Więź z mężczyznami", "Kobiece kryzysy", "Antykobiecy feminizm", "Arystokratyczna kobiecość") ukazuje piękno, geniusz, psychikę kobiety, jej relacje ze światem ludzi i z Bogiem, dołączając, czasem mocne w swej wymowie, słowa o zagrożeniach, które mogą zniszczyć kobiecość i kobietę. A wszystko to w klimacie miłości, szacunku i podziwu dla "słabszej płci". Dodajmy, że tekst został "wpisany" we wspaniałe, "kobiece" ilustracje Ewy Burdzickiej.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-04-05, 23:18
Dillon Stephanie, Benson Cristina
KOBIETA I POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI
Wydawca: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne
Rok wydania: 2007
Ilość stron: 208 s.
Oprawa: miękka
Jaką kobietą chcesz być?
Co ogranicza twój rozwój, nie pozwala ci żyć pełnią życia?
Jak odnaleźć wewnętrzną siłę i radość bycia sobą?
Jak zbudować zdrowe i mocne poczucie własnej wartości?
W książce znajdziesz odpowiedzi na te i wiele innych pytań, a także testy i ćwiczenia, które pomogą ci ukształtować zdrowe poczucie własnej wartości.
Dr Stephanie Dillon i dr M. Christina Benson połączyły swoje pięćdziesięcioletnie doświadczenie kliniczne z badaniami naukowymi, by stworzyć pierwszą książkę, która zawiera osiem kluczowych wskazówek, jak wzmocnić poczucie własnej wartości. Oto kilka z nich:
* rozwijaj w sobie zdrowy egoizm,
* zaakceptuj własne ciało,
* miej odwagę, żeby doświadczać uczuć,
* naucz się stawać we własnej obronie.
"Wnikliwy przewodnik, który pomaga kobietom zrozumieć ich najskrytsze problemy związane z poczuciem własnej wartości i daje wskazówki potrzebne do odkrycia wewnętrznej siły i poprawienia samopoczucia."
- John Gray, autor książki "Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus."
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-04-05, 23:20
Jadwiga Pulikowska
O kobiecości
Wydawca: Jerozolima
Ilość stron: 50 s.
Oprawa: miękka
W dzisiejszym świecie trudno jest być kobietą, żoną czy matką. W opinii społecznej te role są bardzo mało atrakcyjne. Świat dąży do unifikacji płci, zatracenia ich odrębności, właściwego im piękna i wartości. Udowadnia się raczej kobiecie, że jej szczęście leży w maksymalnym upodobnieniu się do mężczyzny, zdobyciu jego praw i obo-wiązków. Słowa „wytrychy" które padają w argumentach to: kariera, rozwój zawodowy, zarabianie pieniędzy, równouprawnienie w pracy zawodowej, a naprzeciwko: zamknięcie w czterech ścianach, kura domowa, gary, pieluchy. Wobec tak pustej frazeologii, trudno zająć jakieś stanowisko, by powiedzieć, jak bardzo mylące są to opinie. Jestem przekonana, że najskuteczniejszą „walką" ze złem (złym myśleniem) jest pociąganie ludzi do dobra, a nie nawet najgorliwsze bezpośrednie zwalczanie samego zła.
Tajemnice szczęśliwego związku
Fragment książki Andrzeja Setmana pt. „Nie...chcę żyć"
Twój wspaniały syn - mówiła mama - wcale nie jest taki wspaniały, jak ci się wydaje. Żadna kobieta nie byłaby z nim szczęśliwa. Ja go kochałam ponad wszystko i wszystko mu poświęciłam, a nic nie dostałam w zamian. On w ogóle mnie nie szanuje i nie kocha. Cały czas czuję się samotna jak palec. Na początku obiecywał złote góry, opowiadał, jak tu w Grecji jest pięknie, jaka będę szczęśliwa, bogata, jakie będę miała cudowne życie, i nic się nie spełniło. Nie mam nic i żadnych perspektyw, że kiedykolwiek coś się zmieni. Zestarzałam się, zbrzydłam, ręce mam zniszczone od ciągłego prania, jak wieśniaczka, i w ogóle nie czuje się kochana. Twój syn traktuje mnie, jakbym była jego własnością, wołem roboczym. Widzi, że nie jestem szczęśliwa, i nic nie robi, żeby było lepiej. A przecież tysiące razy mu powtarzałam, że nie możemy tak dalej żyć. Setki razy mu mówiłam, że jestem nieszczęśliwa, a on nic nie zrobił, żeby było lepiej. Palcem w bucie nie kiwnął, aby coś się zmieniło na lepsze. Nawet przestał mi mówić, że mnie kocha. Ciągle tylko ucieka do swojej tawerny, siedzi tam z kumplami przy winie i wraca nad ranem pijany. Nic z niego nie mam. My już nawet ze sobą nie sypiamy.
Być kobietą i nie zwariować. Opowieści psychoterapeutyczne
Katarzyna Miller , Monika Pawluczuk
Jak być kobietą szczęśliwą? Jak być pewną siebie? Jak nie być ofiarą? Takie pytania zadaje sobie wiele współczesnych kobiet. Bo nie jest łatwo być kobietą w świecie, w którym ciągle jeszcze mężczyźni mają przewagę. W świecie, w którym nadal utrzymuje się wyraźny podział na to, co męskie, i na to, co kobiece. Dziwne, że podział ten jest mocniejszy w życiu prywatnym niż zawodowym. W książce Być kobietą i nie zwariować znajdujemy przykłady najbardziej typowych kobiecych problemów. Problemów z sobą, ze swoją tożsamością, z relacją ja - mąż, ja - inni, oceną samej siebie, dostrzeżeniem tego prawdziwego "ja" i polubieniem go. To swobodna rozmowa kilkunastu kobiet, zapis warsztatów psychoterapeutycznych, w których brały udział. Ta forma przekazu daje poczucie współuczestnictwa i może zainteresować podobnymi warsztatami także inne kobiety. A warto jest rozmawiać, bo w rozmowie łatwiej zobaczyć to, czego samej w ferworze codziennych spraw się nie dostrzega; łatwiej coś zmienić, gdy ma się czyjeś wsparcie. Książka dla kobiet szukających szczęścia... w sobie.
Te relacje ze spotkań psychoterapeutki z dziennikarką to połączenie terapii i przyjacielskich zwierzeń. Są uzdrawiającymi rozmowami doświadczonych kobiet. Po ich przeczytaniu może będziesz wściekła na siebie albo na mężczyzn. Po ich przemyśleniu pokochasz mądrzej, przynajmniej siebie.
Temat, który chcę omówić, w sposób specyficzny dotyczy kobiet. I to nie tylko dlatego, że chodzi o wyzwolenie czy zniewolenie kobiet, nie tylko dlatego, że sytuację własnego zniewolenia lepiej mogą wyczuć i zrozumieć same kobiety, ale również i dlatego, że kobiecie jest zręczniej pisać na ten temat.
Nie ryzykuje ona, sama będąc kobietą, że może być posądzona o antyfeminizm, tym bardziej o mizoginizm. Jest jeszcze jeden powód i chyba jest on najważniejszy - są pewne sprawy, sprawy kobiece, które nie są dostępne mężczyźnie. Oczywiste jest, że istnieją sprawy męskie, które nie są dostępne kobiecie. Jednakże mężczyźni, ciągle obwiniani o chęć dominacji, znajdują się w sytuacji co najmniej niezręcznej - jeśli nie bez wyjścia: muszą oni liczyć się z możliwością zarzucenia im osobistych uprzedzeń i braku obiektywności. Dlatego kobiecie jest o wiele zręczniej pisać o zniewoleniu kobiet.
Pozory wolności
Będzie więc mowa o nowej niewoli, niewoli, która na pozór jest wolnością. A ponieważ w świadomości społecznej utrwalił się stereotyp postępu procesu "wyzwolenia i równouprawnienia" w okresie ostatnich ponad stu lat, wydaje się pożytecznym rozpocząć od zwięzłego przedstawienia faktów historycznych.
Ograniczmy się do kultury europejskiej i zacznijmy od przypomnienia sobie, że nie tylko społeczeństwa pogańskie (przede wszystkim mamy tu na myśli cywilizację grecką i rzymską), ale również i społeczność żydowska, zasadniczo traktowały kobietę jako w pełni zależną od mężczyzny. I choć opis stworzenia z Księgi Rodzaju wyraźnie podkreśla jedność w człowieczeństwie Adama i Ewy, dziś powiedzielibyśmy - podkreśla ich równość, ale zaznaczmy - chodzi o równość wobec Boga, a nie o jednakowość!, to w Izraelu kobieta była traktowana jako istota niższa od mężczyzny. Natchniony Autor Księgi Rodzaju zresztą nie ma wątpliwości: wszelki nieporządek bierze się z grzechu pierworodnego (Rdz 3, 16).
Zmiany – wolno nawet powiedzieć – rewolucyjne, w społeczeństwach starożytnych zaczynają się dopiero z przyjściem Chrystusa Pana. On to podnosi kobietę do pierwotnej godności, nie tylko przez sam fakt Wcielenia i przyjęcia Ciała z Maryi Dziewicy, ale również całą swoją nauką, przez swój stosunek do kobiet, których nie tylko nie odrzuca, ale które dopuszcza do misji zwiastowania Dobrej Nowiny[1].
Należy przypomnieć sobie fakt, że chrześcijaństwo zaczęło rozwijać się w środowisku hellenistyczno-judaistycznym, gdzie z jednej strony pobożny Żyd dziękował Bogu, że nie urodził się kobietą[2], a z drugiej – filozofowie greccy i rzymscy wyrażali opinie o niższości rodzaju żeńskiego[3]. Było to środowisko, w którym kobiety miały bardzo ograniczone prawa: w Rzymie były zrównane z chłopcami poniżej czternastego roku życia, w tradycji żydowskiej natomiast przyjęcie do ludu Bożego zarezerwowano specjalnym obrzędem tylko dla mężczyzn. W takim oto środowisku przyszło św. Pawłowi powiedzieć, że nie ma już ani Greka, ani Żyda, ani mężczyzny, ani kobiety, wszyscy bowiem stanowią jedno w Chrystusie (Ga 3, 28).
Nowina o Bogu, który kocha każdego
Chrześcijaństwo weszło w świat starożytny jako Dobra Nowina o Bogu, który kocha każdego. Nie jako doktryna społeczna czy ustrój, lecz jako Dobra Nowina. Z biegiem czasu, wnikając coraz to głębiej we wszystkie struktury społeczne, przemieniło je od wewnątrz i doprowadziło do podniesienia godności kobiety, usunięcia niewolnictwa, stworzenia całej sieci instytucji pomocy słabym i uciśnionym. Gdyby rysować ten rozwój społeczny jako wykres w zależności od czasu, najwyższy punkt osiągnąłby on w epoce christianitas, czyli Średniowiecza. Wraz ze schyłkiem Średniowiecza wykres ten będzie coraz gwałtowniej się obniżać.
Kobieta Średniowiecza, którą mediewistka Régine Pernoud nazywa kobietą "czasów katedr" miała już zupełnie inną pozycję społeczną. Na pewno nie wszystko było idealne, na pewno znalazłby się niejeden przykład, ukazujący braki społeczeństwa feudalnego, lecz pamiętajmy, że to ludzie tworzą społeczeństwa. Ludzie grzeszni, lecz odkupieni. A świadomość o tym, że człowiek jest nie tylko grzeszny, ale też odkupiony, była najbardziej powszechna właśnie w tym czasie. Dlatego można było stworzyć społeczeństwo na wskroś chrześcijańskie, takie, w którym rycerz i chłop razem klękali do modlitwy na dźwięk dzwonu.
Liczby mówią same za siebie
Spójrzmy więc najpierw na prawa, jakie posiadała kobieta "czasów katedr". Gdybyśmy chcieli trzymać się dzisiejszej terminologii, to powiedzielibyśmy, że okres pełnego równouprawnienia kobiet i mężczyzn przypada na X-XIII w., na czas feudalizmu. Tak, właśnie - feudalizmu, który stereotypowo myślącym jawi się jako epoka ciemnoty i wszelakiego ucisku. Otóż w tym okresie kobieta nie była ani niewolnicą, ani panią mężczyzny[4]. Jaka więc była jej pozycja społeczna?
Najpierw: była zabezpieczona finansowo. Jej majątek należał do niej i mąż nie mógł nim dysponować, choć mógł go użytkować. Z drugiej strony, kobieta zamężna miała udział we wszystkich dobrach, które małżonkowie posiedli w czasie trwania związku. Jeśli owdowiała, miała prawo do części wspólnego majątku. Mąż jednak takiego prawa nie miał, ponieważ majątek kobiety był całkowicie niezbywalny. Historia zna przypadki, gdy mężowie owdowiawszy tracili i stanowiska, i majątek, ponieważ należały do żony.
Kobieta "czasów katedr" posiadała to, co dziś nazwalibyśmy "prawami obywatelskimi". Mianowicie mogła kupować i sprzedawać majątki, sporządzać darowizny, zarządzać własnym majątkiem lub majątkiem męża, dziedziczyć i wyznaczać testamentem swoich dziedziców. Mogła uczestniczyć w procesach sądowych, mogła oskarżać i szukać naprawienia swej krzywdy. Przy tym, warto podkreślić, dotyczyło to wszystkich kobiet, niezależnie od tego, czy były to panie szlachetnie urodzone czy zwykłe chłopki. Mogły one też zarządzać lennem, składać i odbierać hołdy lenne. Były takie, które rozwijały handel, zakładały miasta, budowały drogi, jak choćby słynna kasztelanka Blanka z Szampanii. Régine Pernoud wspomina, że w okresie od 1152 r. do 1284 r. w południowej Europie lennikami było 104 szlachetnych panów, 48 dam i 10 panien.
Średniowieczne kobiety były również władczyniami, i to władczyniami w pełni samodzielnymi. Oczywiście w każdej epoce znajdziemy przykłady kobiet, od których w mniejszym lub większym stopniu zależały losy królestw i państw, jednak najczęściej rządziły one z alkowy. Średniowiecze natomiast zna takie władczynie jak Alienor z Akwitanii, małżonka Henryka II Plantageneta i matka Ryszarda Lwie Serce. Miała ona własną pieczęć, własnych sekretarzy, konstabla, słowem wszystkie potrzebne instrumenty władzy. Po śmierci Henryka przejęła całkowicie ster rządów w Anglii we własne ręce. Podobnie jej wnuczka, Blanka Kastylijska, matka Ludwika IX (Świętego), rządziła Francją długie lata. Przykłady można mnożyć (w Polsce - królowa Jadwiga), nie w tym jednak rzecz (zainteresowanych odsyłam do pracy Régine Pernoud[5]).
Równouprawnienie kobiety średniowiecznej nie ograniczało się do wyżej wymienionych przykładów. I tak, w stosunku do swego suwerena, miały one takie same prawa jak mężczyźni, choć ze względu na słabszą budowę fizyczną, częste porody i obowiązki macierzyńskie nie mogły służyć mu zbrojnie. A jednak – często zakładały zbroje i wychodziły w pole. I to nie tylko wtedy, gdy rozstrzygały własne spory, jak Izabela de Monfort, która walczyła z hrabiną Evreux, lecz i w obronie własnego majątku, jak słynna Czarna Agnieszka (ok. 1338), która pod nieobecność męża przez 6 miesięcy broniła swego zamku przed Anglikami czy Matylda Toskańska (1046-1115), która sama dowodziła swoim wojskiem, mając w ręku miecz swego ojca. Ta sama Matylda pozostawała przez 30 lat w służbie dwóch papieży – Grzegorza VII i Urbana II. Oprócz słynnych, znanych mniej lub bardziej z barwnego życia i przygód, było bardzo wiele innych kobiet, które ruszyły na wyprawy krzyżowe i walczyły w taki sposób, że (jak podają kronikarze muzułmańscy) były postrachem dla wrogów.
Wiara i teologia
Tak przedstawia się sprawa, jeśli chodzi o stan prawny kobiet Średniowiecza. Nasza charakterystyka tych czasów jednak byłaby niepełna, gdybyśmy nie uwzględnili również ich sytuacji intelektualnej i duchowej. Również i tu kobiety nie pozostawały w tyle za mężczyznami. Wspomnieć można np. Hildegardę z Bingen, autorkę dzieł mistycznych, kompozytorkę (zostawiła po sobie przepiękne hymny i symfonie), reformatorkę alfabetu niemieckiego, znawczynię ziołolecznictwa (dziś powszechnie wraca się do sporządzonych przez nią recept), albo Adelę, hrabinę Blois i Chartres, protektorkę sztuki, poetkę, rozmiłowaną w filozofii.
Wreszcie dziedzina, która była najbardziej decydująca o życiu w Średniowieczu - wiara i teologia. Krzewiły ją nowe żeńskie klasztory, które stawały się ośrodkami nauki dla szlachetnie urodzonych panien, mniszki piszące rozprawki teologiczne czy wreszcie panie, organizujące słynne dysputy teologiczne, jak choćby te, które prowadził św. Dominik z heretykami. Ten przegląd kończę właśnie przykładem św. Dominika, który swój wielki zakon oparł początkowo na kilku kobietach: na dziewięciu nawróconych katarkach i dwóch katoliczkach.
Otóż przykład św. Dominika i jego zakonu jest właśnie tym, co pokazuje nie tylko miejsce kobiety średniowiecznej, ale również i równowagę: kobiety otrzymały swoje zadanie, pozostając modlącymi się mniszkami, zaś mężczyźni - głoszącymi Ewangelię kaznodziejami. Nikomu w tych odległych czasach nie przyszło do głowy powiedzieć, że nie ma równouprawnienia, że kobiety są poszkodowane. Istniała roztropna równowaga - każdy miał właściwe sobie miejsce. To właśnie charakteryzowało całe Średniowiecze. Kobieta była przede wszystkim kobietą i nikt wtedy nie zadawał postawionego a posteriori pytania: "kądziel czy miecz?" Ta średniowieczna kobieta, mająca miecz w ręku, nie starała się być mężczyzną, była dalej kobietą, która zna swoje prawa i możliwości i korzysta z nich, gdy zajdzie potrzeba, nie myśli o równouprawnieniu, nie walczy o miejsce w społeczeństwie, jest w pełni kobietą i szanuje swoją kobiecą godność.
Jednak nie wszystko w "czasach katedr" było tak piękne. Obok christianitas nabierały rozmachu herezje albigensów i katarów, które zupełnie inaczej traktowały kobietę. I choć należały do nich także panie szlachetnie urodzone, którym trubadurzy dedykowali swe pieśni, przez owych heretyków właśnie kobieta postrzegana była jako zguba dla duszy i sługa szatana. Trucizna zaczynała znowu sączyć się powoli, aż rola kobiety i jej miejsce w społeczeństwie zostały całkowicie przeinterpretowane. To, co oparło się ideologicznym naciskom albigensów, katarów i protestantyzmu, nie ostało się po rewolucji francuskiej[6]. Najgorszy był pod tym względem Napoleoński Kodeks Cywilny, który pozbawiał kobietę prawa do dysponowania majątkiem, nakazywał całkowite posłuszeństwo mężowi, zakazywał jej samodzielnego wystąpienia do sądu, pozbawiał szans obrony swej czci, zakazywał zdobywania wykształcenia poza domem.
Jeśli była arystokratką nie mogła pracować, jeśli jednak należała do stanu niższego mogła pracować, lecz była traktowana jako pracownik "drugiego gatunku"[7]. Wielkie szkody w tej materii poczynił o wiele wcześniej M. Luter. Choć jego wyznawcy starają się ukazać go jako człowieka, który dowartościował małżeństwo, prawda jest inna. Luter głosił poglądy, które zaważyły nie tylko na ubezwłasnowolnieniu kobiety, lecz i do dziś ciążą na całym ruchu feministycznym. Warto więc zacytować kilka słów Lutra: "Partnerstwo Adama i Ewy dotyczy nie tylko ich majątku, ale dzieci, pożywienia, łoża i mieszkania; ich cele również są te same. W konsekwencji mąż różni się od żony jedynie pod względem płci; poza tym kobieta jest całkowicie mężczyzną". Zróżnicowanie płci jest według Lutra skutkiem upadku pierwszych rodziców: "Gdyby kobieta nie uległa pokusie węża i nie zgrzeszyła, byłaby równa Adamowi pod każdym względem. Kara bowiem - to że jest poddana teraz mężczyźnie - została nałożona na nią po grzechu i z powodu grzechu. Wskutek tego została pozbawiona zdolności zarządzania sprawami poza domem i dotyczącymi państwa"[8].
Gdyby nie płeć – kobieta byłaby mężczyzną?
Otóż to, że Luter odbiera wszelkie prawa kobiecie, nie jest jeszcze najbardziej niebezpieczne. Ostatecznie w dobie obecnej kobiety mają wszelkie prawa obywatelskie i nie ma powodu się nad tym rozwodzić. Groźne jest jednak stwierdzenie Lutra, sprowadzające różnicę do spraw tylko płci. Przypomnijmy - Luter twierdzi, że gdyby nie płeć - kobieta byłaby mężczyzną. I choć wiele mówił on o małżeństwie i nawet propagował je jako stan, nie miał intencji dowartościowania go. Jego intencja była całkowicie osobista, sam będąc byłym zakonnikiem, ożenionym z byłą zakonnicą, pogardzał kobietami, lecz musiał uspokoić swoje sumienie w jakikolwiek sposób[9]. Nie interesuje nas jednak tutaj sprawa samego Lutra, ważniejsze jest to jego twierdzenie - kobieta zasadniczo niczym się nie różni od mężczyzny. I to właśnie twierdzenie jest treścią współczesnych nam ruchów i aspiracji kobiecych.
Duchowa karykatura Średniowiecza
Zapowiedziałam na początku artykułu, że dotknę spraw wybitnie kobiecych. Czytelnikowi, który dotarł do tego miejsca mogło się wydawać, że zapomniałam o tym. Jednak nie zapomniałam i teraz właśnie przyszedł moment, by skierować ku nim uwagę.
W miarę szeroko opisałam sytuację kobiety w średniowiecznej
christianitas. Powiedziałby ktoś - właśnie teraz kobiety znowu mają wszystkie prawa, o czym tu więcej mówić. A jednak tak nie jest. Obecna epoka, niezależnie od nazwy, którą się jej da lub która się dla niej utrwali w przyszłości, jest duchową karykaturą Średniowiecza. Podkreślam to bardzo mocno! Karykaturą lub jeszcze dobitniej - małpą, w tym sensie, w którym św. Tomasz określa diabła jako małpę, gdyż on udaje, małpuje Boga. Niby wszystko jest tak samo - Europa bez granic, wspólny język dyplomacji (niegdyś łacinę zamieniono na francuski, teraz wszedł w to miejsce angielski), świat dostępny dla każdego, niezależnie od pochodzenia i statusu społecznego.
Wydawałoby się, że podstawowe i istotne charakterystyki epok pasują do siebie. Na dodatek kobieta chełpi się, że osiągnęła to, czego "nigdy" nie miała - może być przywódcą państwa, naukowcem, inżynierem, praczką i szwaczką, bojownikiem, lotnikiem, może grać w piłkę nożną i wieczorami haftować serwetki. A jednak czegoś jej brakuje. Dalej nie jest szczęśliwa i chce coś uzyskać, sama nie wie dokładnie co. Mówi o równouprawnieniu, ale zasadniczo chodzi jej o równość, więcej - o jednakowość z mężczyzną. Tu właśnie tkwi skażone ziarno - wmawia się jej, że jest równa mężczyźnie, że jest innym rodzajem mężczyzny, tak jak mówił ojciec wszelkich protestów - dr Marcin Luter. Protestuje, szuka ciągle czegoś nowego, nie widząc, że w ten sposób sama pogardza swoją godnością i odrzuca kobiecość.
Życie pozbawione uczuć?
Na czym polega więc różnica między sytuacją kobiety w Średniowieczu, a tą, w której jest dziś? Pewną wskazówką dla nas mogłaby być słynna liryka dotycząca miłości dworskiej. Adorowanie kobiety i dokonanie dla jej chwały czynów niezwykłych stawiało ją na piedestał. Pamiętając o tym, że ideałem miłości dworskiej nie było spełnienie tej miłości w sposób fizyczny, lecz prawdziwa tęsknota za miłością, za pięknem, więcej - za duszą wybranki; pamiętając też, że rycerz ślubował wierność jednej damie i dla niej walczył na turniejach, zaczniemy po trochu rozumieć jak wielka jest różnica między tamtymi czasami a dobą obecną.
I tak pierwsza rzecz, która niewoli kobietę, to zmiana jej wizerunku w oczach mężczyzny – zamiast być kimś, kogo się podziwia – staje się ona tylko przedmiotem pożądania. Mężczyzna już nie adoruje kobiety, nie jest wierny jednej – on po prostu ogląda i taksuje – nie ma w tym niczego romantycznego, niczego wzniosłego. Życie pozbawione uczuć wyższych staje się jałowe. Niestety jednak - kobieta dzisiejsza nie tylko się na to godzi – ona w pewien sposób dąży do tego, ponieważ gdzieś w jej rozumowaniu zostało zakodowane, że ona nie różni się niczym od mężczyzny. Logicznym następstwem tego jest, że ona, która nie jest już przedmiotem adoracji – staje się stroną aktywną, zabiegającą o mężczyznę i to nie w sposób subtelny, a gwałtowny. Będąc kiedyś sama obiektem marzeń, teraz zaczyna być agresywną zdobywczynią mężczyzny. Mężczyzny, którego trochę się boi, bo go nie rozumie, lecz którego chce zdobyć za wszelką cenę.
Pokazać światu i sobie, że kobieta...
Cena bywa wysoka, np. zatracenie kobiecości. Zróbmy kilka porównań. Jak podkreśliliśmy powyżej, w Średniowieczu zasadniczo nie występował problem "kądziel czy miecz". Obecnie propaguje się alternatywę: "kobieta sukcesu czy pani domu". O ile dawniej kobieta brała miecz do ręki, gdy zachodziła wyraźna potrzeba, nie zapominając jednocześnie o swoim podstawowym powołaniu: bycia matką, żoną i córką, to teraz czuje się ona zobowiązana stanąć przed wyborem: sukces lub dom. Dom, który dawniej był jej celem, teraz stał się przeszkodą w sukcesie. Jeśli bowiem wspomniana wyżej Czarna Agnieszka walczyła zbrojnie, to dlatego, że był zagrożony jej dom, jej podstawowe prawo do bycia kobietą, matką i żoną. Jeśli setki kobiet poszły na wyprawy krzyżowe, to nie po to, by zdobyć sławę, lecz by walczyć o wyzwolenie Grobu Chrystusowego z rąk niewiernych. One nie wybrały "zawodu żołnierza", one po prostu odpowiedziały na wezwanie Kościoła. Inna jest jednak sytuacja pań policjantek, ochroniarek czy "biznesmenek" - one wybierają zawód, w którym nie tylko mogą dorównać mężczyźnie, więcej - mają szansę nad nim górować.
I oto jest kolejne zniewolenie, czy jak kto woli, zagrożenie dla kobiecości – chęć bycia lepszą od mężczyzny, po to, by pokazać światu i sobie, że kobieta może być lepsza. Lepsza, podkreślmy to, w jakimś wyczynie, zawodzie, w czymś, co można zdobyć własnym wysiłkiem. Lepsza w oczach innych (i swoich), zadowolona ze swego sukcesu, pogardzająca mężczyzną, który został pokonany.
Jakże inna jest postawa wspomnianej już Adeli z Blois, która zmusiła swego męża, hrabiego Stefana, do powrotu na Wschód, gdy dotarł z pierwszej wyprawy krzyżowej okryty niesławą. Jej zależało na tym, by mąż nie tylko odzyskał dobre imię, ale i by dopełnił swego ślubu. Nie pogardzała nim, choć okazał się słaby, lecz pokornie uklękła przed nim i błagała go o powrót do walki, stając się w ten sposób pomocą odpowiednią dla mężczyzny (Rdz 2, 20). Ta sama Adela, rządząc rozległymi posiadłościami, opiekując się poetami i filozofami, urodziła i wychowała dwanaścioro dzieci.
Pani życia i śmierci
I tak dochodzimy do kolejnego dziś problemu – posiadania dzieci. Dzieci, które kiedyś były błogosławieństwem rodziny, są teraz przedmiotem planowania! W jedną z tych najbardziej intymnych kobiecych spraw interweniują specjaliści, media, ośrodki pomocy laickie czy katolickie – propagują zawsze "świadome planowanie rodziny". Oczywiście metody są różne, jedne zupełnie niegodziwe, drugie raczej godziwe, ale problem jest ten sam. To "świadome planowanie rodziny" odsuwa na bok błogosławieństwo Boże i przyczynia się do zmiany porządku. Teraz oto decyzja należy do człowieka, który planuje i uprzejmie zaprasza (lub nie) Boga do udzielenia błogosławieństwa. W normalnym porządku to Bóg pierwszy udziela swego błogosławieństwa, a człowiek go z wdzięcznością przyjmuje (lub nie). W ten sposób również zostaje zakłamana jedna z tych kobiecych spraw, do których zasadniczo mężczyzna nie ma dostępu. Współczesna kobieta udaje, że dopuszcza go do swoich tajemnic przez "wspólne podejmowanie decyzji": mieć dziecko czy nie mieć, przez tzw. "rodzenie rodzinne". To wszystko są pozory - mężczyzna jest tak stworzony, by nie mieć dostępu do tej ściśle kobiecej sprawy[10]. Oto jak kobieta stała się we własnych oczach panią życia i śmierci - przekonana, że ostatecznie od jej decyzji zależy dać, nie dać lub zabrać życie. Nic więc dziwnego, że pokaźna ilość kobiet uwierzyła w to, że "ich brzuch to ich sprawa". W tym już nie ma miejsca dla Boga, jest miejsce na planowanie i panowanie.
Kobieta, która miała być wolna, podobnie jak duchowo wolna była w czasach christianitas, staje się coraz bardziej zniewolona. Zniewolona imperatywem "stania się całkowicie mężczyzną, bo różni się od niego "tylko" płcią"[11]. Nic dziwnego więc, że coraz bardziej garnie się do tego, co nie należy do niej z samej istoty kobiecości. Mężczyzna, trochę przerażony tym, by nie zostać nazwanym zacofanym antyfeministą, często jej wtóruje.
Być i nie być kobietą
Na koniec przypomnę jeszcze raz przykład św. Dominika budującego swój męski zakon na kobietach. Przykład tak dobrze charakteryzujący prawdziwy rozdział zadań kobiety i mężczyzny i to w czasach, kiedy kobiety miały wszystkie prawa i były całkowicie równouprawnione wobec mężczyzn. Dziś jest inaczej – kobiety chcą pełnić wszystkie możliwe funkcję, nawet w Kościele. Chcą rozdawać komunię, być ministrantkami, by jeszcze w dzieciństwie zatrzeć różnicę płci, chcą nawet być kapłankami. Chcą wiele, nie chcą tylko jednego. Nie chcą zostać prawdziwymi kobietami wraz ze swoją kobiecością niedostępną mężczyźnie, nie chcą być zależne od nikogo – nawet od Boga.
Przeszliśmy w swoich rozważaniach od czasów christianitas do obecnych, w których nic nie jest na swoim miejscu i w których niedługo trzeba będzie czekać (jeśli się nic nie zmieni), by wszędzie i całkowicie zapanowała "cywilizacja śmierci".
Powtórzmy na zakończenie – czasy obecne są w wielkim stopniu karykaturą Średniowiecza, małpowaniem tamtej wolności i jedności. Strzeżmy się więc wszystkich diabelskich zasadzek, a szczególnie tych, które w sposób przebiegły podsuwane są kobietom. Nie do ich wyzwolenia mają się one przyczynić, odwrotnie - do ich całkowitego duchowego i fizycznego zniewolenia.
[1]Na przykład Marii Magdalenie, zwanej przez św. Tomasza z Akwinu, Apostola Apostolorum, powierza zawiadomienie apostołów o Zmartwychwstaniu. [2]Pobożny Żyd odmawiał osiemnaście błogosławieństw. Jedno z nich brzmi: "błogosławiony bądź, Panie, że nie stworzyłeś mnie kobietą".
[3]Arystoteles, wyrażał przekonanie, że dziewczynki rodzą się na skutek braków, które zaistniały w czasie ich poczęcia. W związku z tym odmawiał on kobiecie prawa do decydowania w sprawach obywatelskich. Podobnie Platon podkreślał, że należy dziękować bogom, za to, że się jest mężczyzną.
[4]Św. Izydor z Sewilli jeszcze w VII w. napisał, że kobieta nie jest ani panią, ani niewolnicą, lecz towarzyszką mężczyzny (nec domina, nec ancilla, sed socia).
[5]R. Pernoud, Kobieta w czasach katedr, tłum. I. Badowska, Warszawa 1990.
[6]Konstytucje Republiki Francuskiej (1791) uchwaliły pełne prawa obywatelskie wyłącznie dla mężczyzn, kobietom natomiast zakazano działalności politycznej, a także możliwości zrzeszania się w stowarzyszeniach i klubach kobiecych.
[7]R.J. Pothier, prawnik Ancien Régime, pisze wyraźnie: "Władza męża nad osobą żony opiera się w sposób naturalny na przysługującym mężowi prawie żądania od niej całkowitego posłuszeństwa, należnego mu jako zwierzchnikowi".
[8]M. Luter, Wykłady o Księdze Rodzaju, cyt. za: J. Ferrara, Dwa sposoby bycia ciałem, "W drodze" 2004, nr 2.
[9]Skądinąd wiemy, że to mu się nie udało.
[10]Myślę, że kobiety czytające ten artykuł bez trudu zrozumieją o co w tym miejscu chodzi; mężczyźni natomiast będą mieli z tym kłopoty. Wynika to z tej niezbywalnej różnicy płci, a tym samym różnicy w sposobie myślenia i rozumienia.
[11]Por. cytowana wyżej wypowiedź Lutra.
Bóg stworzył najpierw mężczyznę dlatego,
że odsłaniał swoją niezwykłość stopniowo.
Bycie kobietą kojarzy się często z niższym statusem społecznym, z zależnością od mężczyzn, z bólem i trudem rodzenia dzieci. Tak widziana kobiecość traktowana jest raczej jak ciężar, niż jak powód do dumy. Tymczasem wychowanie dzieci czy troska o ludzkie oblicze ziemi wymaga większego geniuszu, niż skonstruowanie komputera czy zbudowanie wieżowca. Dojrzała kobieta to natchnienie dla mężczyzn i błogosławieństwo dla ludzkości. Niewiastę dzielną któż znajdzie? Jej wartość przewyższa perły (Prz 31, 10). Kobieta nie ma potrzeby udawać mężczyzny po to, by być szczęśliwą. Niestety wielu mężczyzn nie docenia kobiet i ich roli w społeczeństwie. Zakochani traktują wybranki swego serca jak bóstwa, ale później niektórzy z nich potrafią odnosić się do kobiet z arogancją, a nawet drastycznie krzywdzić.
Niezwykłość bycia kobietą
Maryja to arcydzieło kobiecości i człowieczeństwa.
Kobiety są nazywane płcią "słabszą", jednak żyją zwykle dłużej od mężczyzn, a ich organizm jest zaskakująco wytrzymały. Mężczyzna jest zdolny do cięższej pracy, ale potrzebuje regularnego odpoczynku. Kobieta potrafi dniami i nocami trwać na "dyżurze" przy tych, którzy potrzebują jej obecności. Ciało kobiety dostosowane jest do funkcjonowania w świecie osób, w którym trzeba być zawsze na "dyżurze".
Kobiecy wygląd i ubiór, ton głosu, uśmiech, sposób poruszania się i zachowania wyraża wdzięk oraz harmonię nieosiągalną dla mężczyzny. Kobieta jest wrażliwa na piękno kształtów, kolorów i zapachów, ale też na piękno wewnętrzne: psychiczne, moralne i duchowe, na piękną miłość, czystość, gościnność, kulturę bycia. Zdumiewa i porusza pięknem swej troski o człowieka, pięknem odwagi i bezinteresowności. Pięknem, które przemienia środowiska dotknięte brzydotą materialną czy moralną. Takim pięknem promieniuje Maryja pod krzyżem Syna i Matka Teresa w slumsach Kalkuty. Piękna jest kobieca filozofia życia, w której miłość i szlachetność ważniejsza jest niż przyjemność czy zysk. Kto dostrzega jedynie zewnętrzny urok kobiety, ten nie potrafi zachwycić się jej wewnętrznym pięknem. Szlachetna kobieta to więcej niż płeć piękna. To piękna osoba.
Wielu mężczyzn sądzi, że to oni wnoszą największy wkład w rozwój ludzkości. Redukują dzieła rąk ludzkich do postępu w nauce i technice albo do produkcji dóbr materialnych. A przecież urodzenie i wychowanie człowieka jest nieporównywalnie bardziej kreatywne niż skonstruowanie jakiegoś urządzenia. Dojrzałe kobiety są niezwykle twórcze duchowo. Dysponują fantazją miłości i geniuszem wychowawczym. Są natchnieniem mężczyzn w ich aktywności gospodarczej, kulturowej i politycznej. Mężczyznom trudno zdobyć się na pracowitość i zaangażowanie wtedy, gdy w ich życiu zabraknie twórczych kobiet. Kobieta potrafi być jednocześnie dobra i mądra. Jej dobroć jest zwykle mniej widoczna i bardziej bezinteresowna niż dobroć mężczyzn. Swoją miłością kobieta potrafi wydobywać dobro z drugiej osoby. Dojrzała kobieta rozumie inne kobiety i solidaryzuje się z nimi. Mężczyzn uczy szacunku i podziwu dla kobiet. Mobilizuje ich do budowania społeczeństwa, w którym osoby są ważniejsze niż rzeczy, a to, kim jesteśmy, ważniejsze niż to, co posiadamy.
Największym obrońcą i promotorem kobiet w historii ludzkości jest Jezus Chrystus. On uczył mężczyzn szlachetnej miłości do kobiet i troski o ich los. Jednocześnie stanowczo przestrzegał przed wyrządzaniem kobietom krzywdy nie tylko czynem, ale nawet pożądliwym spojrzeniem. Wszystkie kobiety, które spotykały Jezusa, stawały się zdolne do niezwykłej miłości, wierności i ofiarności. Te, które przeżywały kryzys, w Jego obecności przemieniały się i nawracały, podczas gdy wielu mężczyzn odchodziło od Niego. Nawet Jego uczniowie opuścili Go w godzinie próby, a jeden z nich zdradził. Kobieta zaprzyjaźniona z Chrystusem rozkwita w swej kobiecości, promieniuje radością i głębią, która fascynuje i przemienia mężczyzn. Przyjaźń z Jezusem to dla kobiet wszystkich czasów najlepsza szkoła dorastania do ich geniuszu.
Wychowanie córki
Wychowanie córki to towarzyszenie w narodzinach drogocennej perły.
Rodzice są zwykle przekonani, że łatwiej jest wychować córkę niż syna. Córki są zwykle bardziej posłuszne, pracowite, zdyscyplinowane. Nie jest to jednak cała prawda, gdyż córka jest bardziej niż syn wrażliwa na zranienia emocjonalne i moralne, na kryzysy rodzinne oraz na negatywny wpływ środowiska. Mocniej przeżywa własne słabości i rozczarowania. Potrzebuje szczególnego wsparcia rodziców, nieustannych znaków miłości i troski, serdecznych rozmów i słów otuchy. Potrzebuje rodziców, którzy z czułością i dyskrecją wsłuchują się w jej radość i łzy, w jej słowa i milczenie, w jej wrażliwość i lęki, w jej poczucie osamotnienia czy bezradności. Wychowanie córki to pomaganie, by stała się artystką, a nie rzemieślnikiem w przeżywaniu i wyrażaniu swego człowieczeństwa.
Wychowanie córki wymaga obecności obojga rodziców, jednak o niektórych sprawach córka chętniej rozmawia z mamą. Głównie od niej - na zasadzie utożsamiania się lub buntu - córka uczy się bycia kobietą, a także sposobu odnoszenia się do samej siebie oraz do innych ludzi. Roztropna matka pomaga córce w tym, by stawała się kimś, kto fascynuje szlachetnością i duchową głębią, a nie tylko zewnętrznym wdziękiem. Uczy ją poczucia wartości i godności oraz szacunku do siebie. Mama przygotowuje córkę na przyjęcie "niespodzianki", jaką jest osiąganie dojrzałości płciowej oraz uczy ją cieszyć się swoją urodą w taki sposób, który nie prowokuje mężczyzn. Towarzyszy jej też w czekaniu na tego jedynego mężczyznę, który potrafi dochować miłości i wierności na zawsze. Córka jest najbardziej szczęśliwa wtedy, gdy czuje się kochana przez mamę cieszącą się swoją kobiecością.
Czystość to wielka wartość w procesie wychowania. To warunek takiego kierowania ciałem, płciowością, myślami i uczuciami, by wszystkie te sfery wyrażały miłość. Właśnie dlatego rodzice powinni ukazywać córce wartość czystości oraz otwarcie mówić o tym, jak bolesne skutki powodują porażki w tej dziedzinie. Rodzice, którzy zaniedbują wychowanie w czystości, krzywdzą córkę. Pozbawiają ją wewnętrznego systemu obronnego. Później dziwią się, że córka stała się wulgarna i zdemoralizowana. Nieczystość w słowach i zachowaniach wypacza sumienie i więzi międzyludzkie. Łączy się zwykle z sięganiem po alkohol czy narkotyk, aby odreagować poranienia związane z seksualnością. Tymczasem kobieta czysta sprawia, że mężczyźni nie traktują jej jak rzecz, jakiej się pożąda, lecz jak osobę, którą się kocha.
Wychowanie córki wymaga szlachetnej obecności ojca. Tata to pierwszy mężczyzna, jakiego ona spotyka. Córka może być dla taty "jego królewną" albo kimś, kto jest ignorowany. W zależności od swojej postawy ojciec zaciekawia innością i stwarza poczucie bezpieczeństwa lub budzi lęk i rozgoryczenie. Jego nieobecność lub zła obecność sprawia, że córka odczuwa bolesny brak wsparcia i uzależnia się od innych mężczyzn. Szuka u nich czułości, jakiej nie doznała w rodzinie. Dojrzały ojciec buduje więź z córką w kontekście emanującej miłością i szacunkiem więzi z żoną, dzięki czemu córka uczy się integrować rolę żony i matki. W okresie dorastania tata towarzyszy jej w odkrywaniu kobiecości i w budowaniu czystych więzi z chłopcami. Gdy córka cieszy się jego dyskrecją i wsparciem, wtedy nie szuka przypadkowych i płytkich znajomości z mężczyznami. Właśnie dlatego potrafi wychować dobrego kandydata na męża. W oparciu o więź z tatą, córka tworzy sobie wyobrażenie o mężczyznach i o sposobach kontaktowania się z nimi.
Kobieca psychika i duchowość
Wyznaczając kryteria dojrzałości,
trzeba uwzględniać odmienność psychiki kobiety i mężczyzny.
Kobieca psychika jest lepiej dostosowana do kontaktu z osobami w sytuacjach, kiedy trzeba jednocześnie myśleć i odczuwać. Kobiety funkcjonują na zasadzie współzależności. Chętniej pomagają i przyjmują pomoc. Mężczyźni bardziej szukają niezależności. Dojrzała kobieta wie, że jej zmienne nastroje prowadzą do zmienności myśli i zachowań. Rozumie, że psychika to "lustro", które odzwierciedla jej sytuację i jej więzi. Niedojrzałość psychiczna kobiety wiąże się z poddawaniem się huśtawce nastrojów, z lękiem przed starością i samotnością, a czasem z nienawiścią do samej siebie. Codzienne życie staje się wtedy nieznośnym ciężarem.
Mężczyzna jest silnie powiązany z cielesnością. Kobieta jest silniej powiązana z duchowością. Właśnie dlatego kobiecie łatwiej zapanować nad ciałem. Trzymając kogoś za rękę, kobieta nie skupia się na dotyku, lecz na człowieku, na jego przeżyciach i potrzebach. Łatwiej panuje nad pożądaniem i uczy mężczyzn właściwej kolejności więzi. Bliskość fizyczna cieszy ją tylko w kontekście więzi duchowej i uczuciowej. Najbardziej intymne gesty rezerwuje dla najsilniejszej więzi. Czuje się bezpieczna tylko wtedy, gdy seksualność połączona jest z miłością wierną i wyłączną, czyli małżeńską i gdy kontakt intymny z mężem to czubek góry lodowej w morzu czułych słów, spojrzeń i gestów. W przeciwnym przypadku kobieta czuje się poniżona i dotkliwie cierpi.
Uszy, które więcej słyszą oraz oczy, które lepiej widzą
Szczególna wrażliwość kobiet na świat osób sprawia, że mówią one więcej i chętniej niż mężczyźni. Ludzie są przecież bardziej intrygujący i skomplikowani niż przedmioty. Kobiety mają uszy, które więcej słyszą oraz oczy, które lepiej widzą. Dzięki temu łatwiej niż mężczyźni odczytują ton głosu, wyraz twarzy, sens spojrzenia.
Łatwiej wczuwają się w myśli i przeżycia własne oraz swoich rozmówców. W kontaktach z innymi mówią zwykle o konkretnych ludziach i ich zachowaniu. Natomiast mężczyźni chętniej opowiadają o ekonomii, polityce czy sporcie. Tymczasem zdolność mówienia o osobach jest ważniejsza niż wypowiedzi na temat świata rzeczy. Przyjazne i mądre rozmowy czasem dosłownie ratują komuś życie. Dojrzała kobieta to specjalistka od rozmów o człowieku i jego tajemnicy.
Człowiek potrafi zniszczyć samego siebie. Dzięki wrażliwości moralnej może jednak odróżniać zachowania, które go rozwijają, od tych, którymi krzywdzi siebie i innych. Taka wrażliwość wymaga inteligencji, by rozumieć normy moralne oraz odwagi, by chcieć tych norm szukać i wg nich postępować. Mężczyźni częściej uciekają od prawdy o popełnianych przez siebie błędach. Tymczasem kobiety nie wmawiają sobie tego, że wszystkie zachowania są jednakowo dobre. Boleśnie cierpią, gdy one same lub ktoś inny postępuje wbrew sumieniu. W rodzinie, szkole, poradni czy w szpitalu stykają się z tymi, którzy lekceważyli normy moralne, a teraz są chorzy, zdesperowani czy okrutni. Kobiety mają większą wrażliwość i mądrość moralną, dlatego rzadziej niż mężczyźni krzywdzą siebie i innych.
W sferze duchowej kobiety i mężczyźni są do siebie podobni. Mają tę samą godność oraz to samo powołanie do życia w świętości, miłości i prawdzie. Od strony zawartości sfera duchowa jest wspólna obu płciom i umożliwia im zajęcie dojrzałej postawy wobec siebie i świata. Różnica polega na tym, że kobiety są bardziej wrażliwe na tę sferę, gdyż na co dzień stykają się z tajemnicą człowieka, który się rodzi i rozwija albo błądzi i cierpi. Codzienny kontakt z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi jest dla kobiet ubogacającą lekcją człowieczeństwa, a przez to ułatwia im osiągnięcie duchowej głębi. Kobieta łatwiej niż mężczyzna odkrywa naturę człowieka i sens ludzkiego życia.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.