Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
A zatem Oli - jak chcesz to wnoś o stwierdzenie nieważności małżeństwa, taki proces jest instytucją kanoniczną, dopuszczoną przez Kościół, w którym działa Duch Święty. Ale wyrok sądu biskupiego powie tylko tyle czy małżeństwo było ważnie zawarte czy nie. Nie ustanowi zaś tego, że "od daty wyroku Oli jest szczęśliwą osobą".
Jeżeli chcesz kochać swojego męża Oli, to będziesz go zawsze kochać, a jeżeli nie chcesz go kochać, to stwierdzenie nieważności małżeństwa Tobie ani nie przeszkodzi, ani też niczego nie ułatwi.
Jarek i super bo w tym jest wybór.....
z całym szacunkiem ale tego zbrakło własnie u Andrzeja
a tak na marginesie skoro mowa była o rycerskości...o miłości takiej prawie poetyckiej???
mniemam że o wiele łatwiej jest rycerskim sercem kochac z daleka...w oddali..bez konfrontacji uczucia...
niz na codzień konfrontwoac ta niechciana miłośc i odrzucane uczucie....
i kilkanaście razy za dnia zastanawiac sie ile w człowieku drzemie jeszcze sił by to wytrzymac
ja Andrzeju znam dzis takie relacje.....a znałem i te z oddali...gdy żyłem sam ..rycerskie..poetyckie gdzie mogłem wiersze i piesni spiewac na temat miłości...
zatem każda myszka chwali ..bądz nie swój ogonek
pozdrawiam
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-28, 20:29
też sądze, Oli najbardziej potrzebny jest ci teraz spokój i odetchnienie od stresu i wsparcie.
Pisanie rad typu kto kocha prawdziwie o uniewaznienie małzeńśtwa nie wnosi jest czystym wpajaniem komuś poczucia winy, wpajaniem mu bycia "złym katolikiem" bo "prawdziwy" katolik o takie unieważnienia nie wnosi bo naraża na zagrożenia duchowe siebie i małzonka.
Każdego historia jest inna, i nie wolno generalizować i utożsamiac sie z własną historią i postawą, bo historia bliźniego może byc inna i nosić znamiona nieważności zawartego małżeństwa. Od wnioskowania o tym są odpowiednie władze kościelne zajmujące sie tym i tym instancjom pozostawmy rozstzygnięcie dylematów duchowych tych ludzi i ich małzeństw.
Oli, teraz to tobie jest potrzebna najbardziej stabilizacja finansowa i psychiczna, rady jak zająć sie sprawami domu, kredytów, innych finansów i zdrowia dzieci- niż jak walczyć o miłośc do męża czy jego nawrócenie.
Jak poukładasz swoje sprawy przyziemne, wyjdziesz na prostą, staniesz sie silniejsza i emocjonalnie odporna na ciosy jakie niesie życie i mąż sakramentalny...wtedy można zacząć myśleć o ratowaniu małzeństwa jesli jeszcze wogóle będziesz chciała je ratować, lub mąż będzie gotowy na próbe wspólnego bycia razem... bo równie dobrze Oli odzyskując równowage psychiczną jak i stabilizacje finansową sama uznasz, iż unieważnienie to dobre rozwiązanie dla ciebie.
Zyczę ci wiele dobrego, bo dziś to nie jest za fajny czas w twoim życiu, wspieraj sie każdą możliwą formą pomocy sobie tak bys jak najszybciej stanęła na nogi bez większego narażania siebie, rodzine na kłopoty finansowe, problemy zdrowotne i psychiczne. Problemy duchowe w temacie małżeństwa, jego ważności rozważaj z osobami duchownymi bo jak od psychiki jest dobry psycholog terapueta tak od ducha osoba duchowna i ona udzieli ci najlepszej rady lub pokieruje do wyższych instancji.
Teraz jest ci cięzko z powodu informacji jakie do ciebie dotarły, obrazów dołujących jakie robisz w swoich wizjach, pewnie może jest myślenie, że to egoistyczne myślenie o sobie i finansach zamiast ratowaniu małżeństwa i miłości tym bardziej po takich zwrotach w tamacie... prawdziwa miłość zwycięża wszystko...itd
wzniosłe etosy nie mające nic wspólnego z miłością jaka połaczyła tych dwoje ludzi.
W takich wypadkach jak twoj - to nie miłość do małzonka, tylko albo chore uzależnienie od drugiej osoby
albo brak przerobionego radykalne wybaczenia i przyjęcie postawy miłosierdzia względem tego małżonka, który skrzywdził...
bo - może istniec prawdziwa miłość do małżonka, który rani, krzywdzi, zdradza, poniża, okrada? nie, nie może w myśl rozumienia i mówienia o tym samym uczuciu jakie połączyło tych dwoje ludzi w dniu slubu
Ale można mówić o miłości prawdziwej jako miłosierdziu...kochać tą osobę, która krzywdzi, błądzi miłością bliżniego okazując mu miłosierdzie i wybaczenie..
o taką miłość chodzi?
jeśli o tą, to sie zgodze, że może być wielka, doniosła i do smierci... Ta miłość może rosnąć w siłe, stawac sie coraz silniejsza i coraz bliższa boskiej miłości.
Ale ta jaka połączyła tych dwojga osób na ślubnym kobiercu niestety zanika wraz z zanikiem relacji wspolnej, wraz z chwilą kiedy zostajemy opuszczeni i kiedy ta osoba nie chce wrócić juz do nas bo nie mamy z kim tworzyc tej miłości...
i...rozwijać sie może wtedy już tylko właśnie miłosierdzie do tej osoby jak przerobi sie ból, cierpienie a na to trzeba dać czasu tej osobie i pozwolic jej na przyjęcie takiej a nie innej drogi w tym czasie w swoim życiu.
Życie osób w wieloletniej postawie-
" mąż zona jedenj osoby do końca"-
też od razu nie było takie wielkie, wzniosłe, czyste i proste... stawało sie wraz z czasem silne, wraz z podjętą decyzją o jej ciągłym wytrwaniu w tej postawie.
Pozwólmy i innym bez oceniania ich decyzji, ich siły miłosci do małzonka na to, czas okaże jaką drogę wybiora sami, wierzmy w ich miłość, mądrość i ufajmy, że bez naszego moralizowania będzie właściwa i jedynie co możemy dla nich robić to wspierać i modlić sie za nich o pogode ducha i mądrość w wyborach.
zen77 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-28, 21:54
Cytat:
Pisanie rad typu kto kocha prawdziwie o uniewaznienie małzeńśtwa nie wnosi jest czystym wpajaniem komuś poczucia winy, wpajaniem mu bycia "złym katolikiem" bo "prawdziwy" katolik o takie unieważnienia nie wnosi bo naraża na zagrożenia duchowe siebie i małzonka
Czytałem wnikliwie wątek, ale nigdzie nie znalazłem tekstów jakie cytujesz, szczególnie tych o złych i prawdziwych katolikach.
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-28, 22:28
oczywiście, że nie wprost. Wystarczy taka forma przekazu inna, nie wprost w komuniukacji by takie odczucia wywołac szczególnie jeszcze wtedy gdy osoba sama w sobie jest mocno pogubiona a wartości jakie wyznaje mocno wprawiaja ją w dysonans poznawczy.
Z jednej strony czuje, że nie powinna tak postępowac bo to sprzeczne z opinią społeczną i uznawaną przez nia samą do tej pory wartością a z drugiej strony jednak czuje, iż to jedno z rozsądniejszych dla niej posunięć.
Nie postępuje jednak tak jak dyktuje jej zdrowy rozsądek, jak pozwala prawo, czy dana religia bo wiąże sie to z odrzuceniem i brakiem akceptacji u innych, a człowiek nade wszystko zrobi wszystko by czuć sie w grupie akceptowany, kochany i bezpiecznie. Rodzi jednak bunt, rodzi pogubienie kościół i kodeks KK daje prawo katolikom do takich rozwiązan jednocześnie w opinii innych jest jednak to widziane jako
- zbyt nagminne czeste i zbyt pochopne w orzekaniu
- często ma poczucie winy, że nawet jak kościół takowy orzekl to jednak opinia innych sprawia, że nie umie sobie z tym poradzić, bo inni nie wnoszą tylko żyją do końca bez takiej możliwości
Jak zatem czuć ma sie taka osoba, która zamiast walczyć o uzdrowienie rozważa jego nieważność lub ją otrzymała...
tu na forum nie raz takie osoby już pisały i raczej zbytniej odwagi nie mają szukać wsparcia, zrozumienia bo czują sie przez podjętą tą decyzje czy mysl o niej niezrozumiali czy nawet nieakceptowani... to oczywiście móje odczucie wypowiadających sie ludzi
i ku mojej radości wiele przez ostatnie lata jednak i w mysleniu sie zmienia, to fajny efekt bo można więcej ludzi uczynić szczęsliwym i to w mysl i w zgodzie z naszą religią
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-28, 22:46
zen77 napisał/a:
Czytałem wnikliwie wątek, ale nigdzie nie znalazłem tekstów jakie cytujesz, szczególnie tych o złych i prawdziwych katolikach
hmm
dziwne bo ja odebrałem podobnie to jak bywalec
..a czemu???
proste manipulacja....
nawet zwie sie to fachowo podprogowa....
tylko że chocby tacy jak- ja juz nie łapia sie na hasła i hasełka....
a innym trudniej to wyłowic z potoku słów,zwłaszcza w emocjach
i mam pomysł....
choc pewnie nie zabrzmi to polskim językiem...
to kaznodziejowanie pozostawmy kaznodziejom....
jak to mawiał znajomy ksiądz by głosic słowo Boże to trza wiedziec co robić...
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-28, 22:53 stwierdzenie niewaznosci malzenstwa a akceptacja innych
Bywalec,
podpisuje sie pod slowami jakie napisalas.
Zdarza sie ze katolik zyjacy w kryzysie malzenskim ma mozliwosc pojscia w kierunku procesu o niewaznosc, a mimo to nie podejmuje takiej decyzji. Dlaczego?
Wobec opinii o procesach tego typu, ze odbywaja sie hurtowo, ze to pojscie na latwizne albo co gorsze nieuzasadnionych przypuszczen, ze ow wnoszacy o niewaznosc ''szuka lepszego kandydata na meza'' itd naprawde trudno jest zlozyc wniosek o proces w trybunale koscielnym.
Czesto bywa ze to nawet najblizsza rodzina tj. ojciec, matka, ludzie wierzacy, staraja sie za wszelka cene, swym zachowaniem, wymusic na zainteresowanej procesem corce/ synowi niedazenie do niego, nie podejmowanie wszelkich mozliwych dzialan z nim zwiazanych, chociaz nielogicznym i wrecz ze nierealnym czasami jest ''utrzymanie'' zaistnialego malzenstwa.
Czesto jednak zapomina sie, i to dzieje sie rowniez w sercach i umyslach tych najbardziej zagorzalych katolikow, ze:
1) na samym procesie, jak juz pisalam, dziala Duch Swiety
2) to jest proces, ktory ma zadanie dotrzec do PRAWDY o danym malzenstwie, ukazujacy albo jego waznosc badz tez jej brak
Jezeli maz/zona maja rzeczywiste obawy i podstawy, aby uwazac ze malzenstwo zostalo niewaznie zawarte, nie widze naprawde nic zdroznego i umniejszajacego aby do tej PRAWDY, poprzez proces koscielny, dazyc i jej poszukiwac.
Pozdrawiam
Oli [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-29, 09:18
Kochani w moich przemyśleniach pojawia się jeszcze jedna kwestia - dzieci. Ciągle słyszę " dlaczego tata nas nie odwiedza? , czy on nas nie kocha? , mamo dlaczego tata nas nie przytula, nie bawi się z nami? " a moja młodsza córka stwierdziła : " ta miłość jest nienormalna , mama zakochała się w tacie a on jej tak zrobił... " , jak mam im to wszystko tłumaczyć? ja już wiem dlaczego ale co mam powiedzieć dzieciom? czy mam im powiedzieć,że gdzieś w świecie tata ma inną rodzinę , że mają rodzeństwo? zupełnie nie wiem jak postąpić.... mają przecież prawo mieć ojca... ojca, który się nimi interesuje nawet jeśli nie chce ich matki... jak im wytłumaczyć całą tę sytuację? dotąd znajdowały sie różne wymówki np. tata nie ma czasu bo dużo pracuje, ale jak długo tak można? a one są co raz mądrzejsze i co raz więcej dostrzegają i więcej pytają... Pozdrawiam...
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-29, 10:16
oli, dzieci widzą i rozumią więcej niż nam sie wydaje. Potrtafią też węcej przyjąc do siebie niż to przed czym je chronimy. Nie kłam, mów prawde, przytulaj gdy płaczą w sytuacji gdy go potrzebują a jego nie ma obok. To starcza samo przytulenie i powiedzenie
- rozumiem że ci przykro, przytule cie by było ci weselej.
Tyle, na pytania odpowiadaj zgodnie z prawdą i wiekiem dziecka. Staraj sie przy dzieciach nie mówić o tym co robi ojciec, szczególnie gdy spotykasz sie z przyjaciółką, bliskimi, staraj sie gdy szukasz wsparcia i zrozumienia u dorosłych by one nie były świadkami takich zwierzeń.
Dziecko nie może być powiernikiem rodzica, jego przyjacielem w tych cięzkich dla niego chwilach, tą rolę musi pełnić inny dorosły, nie one. Bo inaczej wchodzą w role powiernika, opiekuna ale nie umiąc sobie z tym doświadczeniem poradzić, mimo iż skrzywdzonemu rodzicowi ta miłość dziecka bardzo pomaga to jednak dla dziecka jest szczególnie obciązająca psychicznie.
Ono kocha na swój sposób obojga rodziców, widzi płaczącą matkę chce pomóc, ale samo w sobie ptrzebuje i ojca, inni maja, ono nie ma, musi sobie to jakoś wytłumaczyć, często idealizuje go, ale obraz płączącej matki, i brak obok tego ojca mocno zaburza cały ten obraz, wprawia w ogromny dyskomfort poznawczy. Z tym musi sobie radzić, radzi sobie róznie w zależności od tego jak dorosły mu w tym pomaga i wspiera.
Oli jeśli masz problem z tym doświadczeniem możesz skorzystac z pomocy psychologa dziecięcego, ze skorzystaniem z tej pomocy jest o wiele łątwiej niż dla dorosłej osoby, szybciej można umówić się na wizyte a im szybciej tym lepiej jak martwią cie jakieś dziwne, niepokojące zachowania u dzieci.
Dasz rade jesteś dzielna, nie analizuj tego co robił mąż, dlaczego, jak tak mógł... określasz go swoimi wartościami, dlatego to takie trudne do zrozumienia, że ktoś moze być takim egoista, niedojrzałą osoba, wykorzystującą innych dla włąsnego dobra.
Sms innej kobiety do ciebie, świadczą tylko o tym, iż wciąż tak sie zachowuje, ją też zdradza, oszukuje dlatego go szpieguje, kontroluje myśląc że w ten sposób coś ugra... smutne ale ale to człowiek, któy jeszcze nie jednej kobiecie uczyni krzywde jeśli będą naiwnie wierzyły w jego miłość do nich...
a ciebie to wszystko zapędza tylko w ślepy zaułek, i podtrzymuje wciąż myślenie o nim, jak i o tym dlaczego...wprowadzając cie w stan coraz większego stresu i obniżenia odporności psychicznej. Masz pewnie jeszcze obrazy pięknych chwil spędzonych razem, chwile usprawiedliwiania go a myślenia, że mogłam inaczej wtedy może było by inaczej, udało sie uratowac to wszystko, małżeństwo a dzieci miały by ojca i pełny dom.
Niestety, ty i twoje podejście do życia, małżeństwa i obowiązków mocno się różnią od jego podejścia. Z opisanych relacji jakie tworzy z ludźmi jest osoba, której należy wręcz stawiac granice włącznie z tymi karnymi za wymigiwanie sie od płącenia alimentów. Nie lituj sie nad nim, choć rozumie twoje emocje do niego to jednak tylko takie zachowania osób w stosunku do niego twarde i konsekwentne moga czegośgo nauczyc, a jeśli nie to na pewno uchronią ciebie i inne osoby od konsekwencji jego zachowań jakie spadają na innych.
pozdrawiam życze wiele spokoju i radości w twoim domu i pamiętaj jeszcze raz
dzieci poradzą sobie o wiele lepiej, jak sama będziesz przede wszystkim radzić sobie z tym co cie spotyka...twoja siłą wtedy udziela sie dzieciom czują sie bezpiecznie i kochane
Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31 Dołączył: 22 Mar 2006 Posty: 349 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2011-12-29, 12:19 O miłości słów kilka bez oceniania kogokolwiek
Skąd bierze się tyle oburzenia i niezadowolenia w kilku tu wyrażonych głosach? Nikogo przecież nie oceniałem. Pisałem o miłości. Napisałem na bazie swojego doświadczenia (do tego ma przecież każdy prawo) jedynie kilka zdań o prawdziwej miłości - czym ona jest, jaka jest jej natura i jak się ona wyraża w takich np. sytuacjach jak rozwód czy stwierdzanie nieważności. Nigdzie nie pisałem, że jest coś złego w instytucji stwierdzania nieważności. Nie osądzałem czy Oli lub ktokolwiek inny robi dobrze czy źle, nie pisałem nawet czy jest coś złego w tym, ze ktoś zwraca się do sądu biskupiego z wnioskiem o zbadanie ważności związku (do czego każdy katolik ma prawo). Skąd więc te oskarżenie i imputacje? Pisałem o czymś innym. Ja tylko kolejny raz w kontekście wypowiedzi na temat rozwodu czy stwierdzania nieważności małżeństwa stwierdziłem taki fakt, że miłość opisana w "Hymnie o miłości" - prawdziwa miłość małżeńska sakramentalna jest:
- wierna i wyłączna (tylko z jedną i tą samą osobą do końca życia)
- ofiarna tj. taka, która złączona z ofiarą Chrystusa, zdolna do wysiłku, poświecenia a nie cierpiętnictwa
- mądra (stanowcza, twarda umiejąca stawiać granice złu)
Stwierdziłem również fakt (nie tylko ja, lecz inni Sycharowicze tego doświadczają i mogą potwierdzić), że kochając taką miłością wierną, wyłączną, ofiarną i mądrą (która potrzebuje stanowczości - Dobson) nigdy (niezależnie od stopnia kryzysu) nie będzie zainteresowana wypisaniem się z małżeństwa w ten czy inny sposób czy to poprzez rozwód czy to poprzez stwierdzenie nieważności... Na tym Forum, w naszej wspólnocie są osoby (nie tylko landis85), które mają podstawy, aby stwierdzać nieważność ich związku, nie czynią jednak tego, gdyż kochają taką wierną miłością z nadzieją, że dla Boga nie ma nic niemożliwego i że ich związek może być we współpracy z Nim uzdrowiony. Czy nie mam prawa żeby o tym pisać - pisać coś co jest prawdą?
Zrozumiałe, że ktoś kto nie chce być dłużej w małżeństwie, nie wierzy w jego uzdrowienie, nie wierzy w nawrócenie, przemianę współmałżonka, kto myśli o rozwodzie albo o stwierdzaniu nieważności jako szansie na otwarcie sobie drogi do nowego związku - to nie będzie to z jego strony już miłość wierna i wyłączna tylko w stosunku do tej jednej konkretnej osoby, której taką miłość ślubował. Norbercie, bywalcu, lauro_33_31, Agnieshko - możecie bez rozpisywania się odpowiedzieć krótko (tak - nie): będzie to wierna miłość do końca, czy też nie będzie do tej jednej konkretnej osoby, której się kiedyś ślubowało? Aby Wam ułatwić precyzyjne skupienie się na tym aspekcie dodam, że pisanie o wiernej miłości jest dozwolone nie tylko na tym Forum... :)
_________________ "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-29, 13:20
Andrzej napisał/a:
Norbercie, bywalcu, lauro_33_31, Agnieshko - możecie bez rozpisywania się odpowiedzieć krótko (tak - nie): będzie to wierna miłość do końca, czy też nie będzie do tej jednej konkretnej osoby, której się kiedyś ślubowało? Aby Wam ułatwić precyzyjne skupienie się na tym aspekcie dodam, że pisanie o wiernej miłości jest dozwolone nie tylko na tym Forum... :)
Andrzeju napisałm wszak wczesniej szanując twoją postawę..szanując twoja decyzję...
zgoda moja jest w takowej postawie....
odnosząc siebie do takich sytauacji odpowiem TAK...
tez jestem wierny słowom i staram sie kochac żone ..nawet w trudnej dla mnie zaistaniałej sytuacji...
MÓJ WYBÓR...MOJA DECYZJA...JA TAK TO WIDZĘ....
ale to jest moje ..sam zdecydowałem i ewentualnie sam ponosze konsenkwencje....
i nie istotne czy za tym staje murem wiara..czy tez podejście moralne do zycia.....
bo to jest tylko moje ..moge o tym pisac..wspominac..świadczyc jak ja to widzę....
ale na tym konczy sie moja misja...
bo nie mam ani grama prawa by wypisywac komus ..tak mam byc,to niejako obowiązek,taka postawa jest mile widziana czy nawet obowiązkowa
i sorry ale włączając do postu cytaty z pism....linki do ewentualnych wyjasnien..
(nieraz trzeba dojrzec konsenkwencje)
bo one maja szanse włąsnie zabrzmiec ..
TO JEDYNA DROGA I TAK MA BYĆ...TO JEST TYLKO JEDYNA POSTAWA
inaczej to brzmi ...(.moim zdaniem)
..ja tak wybrałem
..ja poszedłem ta drogą
co to daje???
może refleksję
a juz napewno pytanie :
a jaka wybierzesz ty człowieku???
ocen może to sam....
i to jest Andrzeju wg mnie to poszanowanie drugiego człowieka i jego wyboru...
a czy dobry to wybór..czy właściwy wybór
...nie nam to oceniać....
jeno Komus kto najbardziej i faktycznie to widzi
tak nieraz się zastanawiam nie bądżmy czasami większymi katolikami niz od nas tego wymaga Bóg
jeszcze raz z całym szacunkiem dla twojej osoby ..(choćby jako założyciela tego forum)
forum-jakie niewątpliwie pomogło wielu ludziom...
także przepraszam jak personalnie coś dotkneło...
a ja co zaznaczam!!!
wyrazam jeno własne zdanie...
które ma szanse byc omylne
bom tylko zwykły człek
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-29, 13:35
Andrzej napisał/a:
bywalcu, - możecie bez rozpisywania się odpowiedzieć krótko (tak - nie): będzie to wierna miłość do końca, czy też nie będzie do tej jednej konkretnej osoby, której się kiedyś ślubowało?
krótko tak lub nie gdy sam dajesz sobie prawo do dłużeszj wypowiedzi...
więc ja sie streszcze jak tylko umie.)))
i powiem nie, i już pisalismy o tym do siebie prywatnie...
na potwierdzenie tego podałam mój przykład miłości wiernej, że może byc nie do końca.
Mój mąż zmarł krótko po naszym slubie, wyszłam ponownie po ponad 18 latach za mąż i kocham miłością wierna obu mężów, choć każdego inaczej....
z tego by znaczyło, że albo ze mna coś nie tak,ja jestem inna bo potrafie kochac dwie osoby którym ślubowałam, albo twoja teoria .." będzie to wierna miłość do końca do tej jednej konkretnej osoby, której się kiedyś ślubowało?".. nie zawsze ma odpowiednik do wszystkich przypadków.
Tylko tyle, różne historie ludzkie życie pisze, i nie ma tu jednej teorii do wszystkich
Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31 Dołączył: 22 Mar 2006 Posty: 349 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2011-12-29, 14:11 Miłość wierna i wyłączna do końca życia współmałżonka
bywalec napisał/a:
Andrzej napisał/a:
bywalcu, - możecie bez rozpisywania się odpowiedzieć krótko (tak - nie): będzie to wierna miłość do końca, czy też nie będzie do tej jednej konkretnej osoby, której się kiedyś ślubowało?
krótko tak lub nie gdy sam dajesz sobie prawo do dłużeszj wypowiedzi...
więc ja sie streszcze jak tylko umie.)))
i powiem nie, i już pisalismy o tym do siebie prywatnie...
na potwierdzenie tego podałam mój przykład miłości wiernej, że może byc nie do końca.
Mój mąż zmarł krótko po naszym slubie, wyszłam ponownie po ponad 18 latach za mąż i kocham miłością wierna obu mężów, choć każdego inaczej....
I masz do tego prawo, na które nasza katolicka wiara zezwala, gdyż sakramentalna przysięga małżeńska i zobowiązania wiernej i wyłącznej miłości z niej wynikające obowiązują do końca życia jednego z małżonków. Twój pierwszy mąż nie żyje.
Ja pisałem o czyś innym. Piszę o miłości wiernej i wyłącznej, która dotyczy żyjących współmałżonków, a tylko w przypadku żyjących małżonków możemy mieć do czynienia z procesem o rozwód czy stwierdzenie nieważności. Chociaż zdarzają się przypadki wierności wyłącznej w stosunku tylko do tego jednego małżonka nawet po jego śmierci to Kościół tego nie wymaga - nie zakazuje ponownego małżeństwa.
_________________ "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-29, 14:26
Andrzej napisał/a:
Piszę o miłości wiernej i wyłącznej, która dotyczy żyjących współmałżonków, a tylko w przypadku żyjących małżonków możemy mieć do czynienia z procesem o rozwód czy stwierdzenie nieważności.
wyjasnij prosze, stawiasz na równi te dwa procesy
proces rozwodowy i kościelny o uniewaznienie?
Andrzej napisał/a:
Chociaż zdarzają się przypadki wierności wyłącznej w stosunku tylko do tego jednego małżonka nawet po jego śmierci to Kościół tego nie wymaga - nie zakazuje ponownego małżeństwa.
Andrzej, bo i jaka by była podstawa Kościoła do tego zakazu ponownego wyjścia za mąż? taka sama jak wymagać by po smierci małżonka ponownie brali śluby...
to decyzje osobiste, na które wpływ ma tylko sama ta osoba a Kościół jej towarzyszy w kolejnym wyborze i etapie swojego zycia błogsławiac zarówno wybór pozostawania we wdowieństwie jak i błogosławiąc nowy związek sakramentalny
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-29, 14:57
Andrzej napisał/a:
Piszę o miłości wiernej i wyłącznej, która dotyczy żyjących współmałżonków
ale wciąz jest to wybór Andrzeju..każdego z nas..na dotrzymanie obietnic...
a tajemnica dotrzymania wyboru..lub nie zawarta jest w słowach ...
tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w trójcy jedyny i wszyscy święci...
a tu daję ciekawy link -dośc wnikliwie tłumaczący cały sakrament małżeństwa.....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.