Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2011-11-21, 19:06 Co robic gdy druga strona zyje w wyparciu i zaklamaniu???
Nie wiem co robic.
Moje malzenstwo trwa 2,5 roku. W lipcu poraz czwarty juz doszlo do kryzysu a pozniej separacji.
Przyczyny: zachwiana hierarchia wartosci, uzaleznienie meza od pracy + konflikty wewnetrzne, regularne kryzysy wiary, ktorych do dzisiaj nie umiem pojac, moja frustracja i wspoluzaleznienie, i do tego przemoc.
Czesto u nas interweniowala policja i stawiala mnie przed wyborem: jezeli incydenty nadal beda sie powtarzac zabierzemy dzieci bo one nie moge zyc w takich warunkach bo przemoc wplywa destrukcyjnie na ich rozwoj. Pozniej byla to juz kwestia dni albo i godzin ( pisze o realiach nie-polskich, mieszkam od kilku lat zagranica, tutaj prawo jest duzo bardziej restrykcyjne). Ostatecznie to ja wyprowadzalam sie z dziecmi, a wlasciwie z domu rodzinnego zabierala nas policja. Maz zostawal tam gdzie mieszkalismy pomimo prob wytlumaczenia mu, ze jezeli jest juz tak zle, to bedzie latwiej jezeli to on zmieni adres anizeli mialabym to byc ja i dzieci. Nigdy nie zgodzil sie aby to on, bo '' placi rachunki, bo ja nie zarabia'' etc.
W zyciu mojego starszego dziecka ( 3 lata) naliczylam okolo 10 roznych adresow. Sama nie wiem w ilu roznych mieszkalam. Stracilam rachube.
Ale moje malzenstwo przypomina matematyczna sinusoide: powrot meza do mnie poprzedzony jego ''nawroceniem'' wyjazdami na rekolekcje, przekonywaniem mnie ze bedzie juz lepiej, ze pojdzie na terapie, ze syt sie powtorzy...Pozniej dwa lub trzy miesiace jako takiego spokoju, zycia razem pod jednym dachem. Po tym czasie zaczynaja sie nieporozumienia, sprzeczki ktore prowadza do awantur a pozniej przemocy.I tak co kilka miesiecy...
Od kiedy weszlam w relacje z mezem nie bylo jeszcze roku kalendarzowego ktory przezylibysmy razem pod jednym dachem w normalnosci. Ja nie wiem co to jest stabilizacja w malzenstwie. Nie znam poczucia bezpieczenstwa w relacji malzenskiej.
Maz zyje w wyparciu. Dla niego nigdy nie doszlo do przemocy. On nigdy nie stosowal przemocy. A nasze separacje, kazda jedna wg meza sa spowodowane ''moimi zniknieciami'', moimi ''ucieczkami z dziecmi''. Moj maz otwarcie opowiada o tym swej rodzinie i znajomym, ze jego zona byla bezdomna bo chciala, mieszkala w domu samotnej matki bo tego chciala...etc.
To wszystko bardzo bardzo mnie boli.
Ja nie wiem co mam robic. Czuje sie straszliwie zagubiona w tej sytuacji.
Kiedy w ub. roku urodzilo sie nasze drugie dziecko a urodzilo sie 16 tygodni przed planowana ciaza, maz uciekl dwa tygodnie po porodzie. Nie chcial rozmawiac, nie chcial walczyc o nasza relacje, nic nie robil.
Wtedy ja kilka miesiecy pozniej udalam sie do sadu koscielnego i uslyszlam ze mam przeslanki ku temu aby przejsc przez proces o niewaznosc tego malzenstwa z tytulu: niezdolnosc natury psychicznej meza do podjecia obowiazkow malzenskich.
Zostawilam to jednak. Miesiac temu znowu wycofalam pozew o rozwod, bo nie chce, pomimo tego wszystkiego co mialo miejsce, pogarszac tej sytuacji.
Maz milczal od lipca do ostatniej soboty kiedy to wyslal mi sms z pytaniem : dlaczego wycofalam pozew o rozwod? czego ja od niego chce, skoro znowu zniknelam????
Maz obarcza mnie wina za wszystko. Opowiada ze zabralam mu dzieci etc.
Ja modle sie. Ale jest mi ciezko. Odmawiam Nowenne Pompejanska. Dzisiaj 20ty dzien.
Ale jest mi bardzo bardzo ciezko...
Maz mial sie spotkac z dziecmi, prawnik moj wyznaczyl mu termin: sobota, na kilka godzin, nie inaczej na poczatek bo jest dokumentacja ze byla przemoc, wiec bedzie kontakt z dziecmi ale nadzorowany.
Oczywiscie to mezowi nie pasuje. I znowu moja wina.
W jednym z sms-ow jakie do mnie wyslal przeczytalam nawet ze on sie spodziewal ode mnie przeprosin a tutaj nic...
Prosze Was o rade i modlitwe, bo naprawde nie jest mi latwo. NIe wiem co mam robic. NIe wiem jak ratowac to malzenstwo, jak patrzec na meza.
maryniaa [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-21, 19:16
moja modlitwe masz , a rad zapewne wyszukasz tu nie jedną ,
w Twoim watku pojawia sie lepsi ode mnie, co dalej robić, jak wzmocnic przedewszystkim siebie....
Jedno czuje JESTES NIEWINNA
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-21, 21:06
Maryniu,
dziekuje juz dzisiaj za Twa modlitwe.
Bardzo jej mi potrzeba.
Pollyanna [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-22, 10:10
Agnieshko, moge powiedziec, ze jestem w podobnej sytuacji, przemoc, obrazanie sie, obwinianie mnie za to co sie stalo, nigdy slowa przepraszam.
Podjelam prace nas soba, staralam sie na tyle ile moglam, ale kiedy nie widze zadnej pozytywnej reakcji ze strony meza, tylko mam wrazenie, ze im bardziej ja probuje naprawidc malzenstwo, tym bardziej moj maz jest zlosliwy i przykry w stosunku do mnie.
Po takiej bardziej swiadomej analizie samej siebie, po rozmowach z psychologiem, teraz uswiadomilam sobie, ze ja tez potrzebuje od niego slowa przepraszam, kwiatka, cokolwiek co sprawioloby, zebym czula, ze jemu tez zalezy. Zaczynaja mi stawac przed oczami jego przykre slowa, i czyny w stosunku do mnie i sie zamykam, przestaje sie do niego odzywac, i zastanawiam, czy nasze malzenstwo dalej ma sens.
Potrzebuje w naszym malzenstwie milosci, wsparcia, zrozumienia, wzajemnosci, stabilizacji emocjonalnej, a nic z tego nie mam, wytrzymalam w tym stanie ponad 10 lat, i jestem na rozdrozu. Nie potrafie podjac zadnej decyzji, i wpedza mnie to w depresje i niemoc. Trzymam kciuki za Ciebie, zebys radzila sobie lepiej ode mnie.
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-22, 14:37
Polyanno,
co do zlosliwosci i obrazan sie to przytocze pewien, bardzo aktualny przyklad.
Moi Rodzice i najblizsza rodzina (poza mezem) mieszkaja wszyscy w Polsce. Jako ze zblizaja sie Swieta Bozego Narodzenia, mam juz zakupiony bilet na samolot dla siebie i dzieci aby razem z Rodzicami spedzic ten czas.
Jest jednak problem. NIe moge nigdzie sie ruszyc (nawet do Polski) jezeli maz nie wyrazi na to zgody. Takie jest prawo. A gdybym bez tej zgody wyjechala maz moglby mnie oskarzyc o porwanie dzieci.
Zatem moj prawnik prawie trzy tygodnie temu napisal do meza z zapytaniem o te zgode. Maz nie odpisal. NIc, cisza. Do prawnika nic nie zostalo przez meza odeslane.
Ale kilka dni temu maz zdazyl do mnie wyslac kilka sms-ow w stylu ''ja ci pokaze'' etc.
Ja nie widze naprawde nie widze zadnego sensownego powodu aby mial sie tak zachowywac i plonac taka zloscia w moja strone. A tak wlasnie jest. Nawet taka mala sprawa jak wyjazd na dwa tygodnie do Polski...
Nie wiem jak mam sie zachowywac. NIe odpowiadam zloscia/zlosliwoscia na to, co robi/pisze moj maz. Ale czasami denerwuje mnie to po prostu ta msciwosc, brak dojrzalosci etc. Kontaktu z dziecmi nadal nie ma bo to zrobic tez chce po swojemu...
Brakuje mi slow na to wszystko.
Co do spotkan z psychologiem- nie chodze juz do psychologa, ale bardzo duzo czytam o tych sprawach jak wspoluzaleznienie.
Nauczylam sie ze w relacji tego typu nie mowi sie mezowi o tym ze pracujesz nad soba, ze sie wzmacniasz, ze istnieje wspoluzaleznienie w relacji...Ja mowilam kilka lat temu. I otrzymalam takie podsumowanie; ''TY wszedzie szukasz problemu, naczytalas sie ksiazek i teraz sie wymadrzasz''.
Modle sie za meza ale nie pisze/nie mowie mu o tym. NO bo po co? Przeciez by mnie wysmial.
Znalazlam ostatnio modlitwe sw. Rity. To patronka od spraw beznadziejnych. Mysle ze dobrze trafilam, zaczne sie do niej rowniez modlic.
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-22, 16:24
Agnieshka napisał/a:
NIe wiem co mam robic.
może 12 kroków ???
"Droga ku pełni życia "
rusza kolejna grupa - lada chwila
Pogody Ducha
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-22, 23:22
Mirakulum,
dziekuje za odp.
O 12 krokach slyszalam, czytalam i uczestniczylam kiedy chodzilam na AL-Anon kilka lat temu.
Na czym jednak mialo byc polegac 12 Krokow w ramach Sycharu?
Agnieshka,
Witaj,
na początek skoro masz tak wiele dowodów na papierze w postaci interwencji służb porządkowych to powinnaś dowiedzieć się jaka jest możliwość uzyskania dla rodziny, dla Ciebie i dla męża ( razem lub osobno ) pomocy w poradni rodzinnej-psycholog, mediator itd. Być może mężowi potrzeba porady lekarskiej , którą mógłby zasugerować właśnie psycholog z poradni.
Wydaje się,że taka pomoc od zaraz jest Wam wszystkim potrzebna. Tu nie tylko dzieci są zagrożone, ale i twoja psychika. Powinnaś także dowiedzieć się jak zabezpieczyć siebie i dzieci przed niepożądanym zachowaniem małżonka-przemoc emocjonalna, słowna itd.
Czynna współpraca ze służbami społecznymi w przypadkach trudnych zawsze jest brana pod uwagę na korzyść rodzica podejmującego tę współpracę. Być może pomogą Ci rozwiazać także inne problemy dnia codziennego, które teraz dla Ciebie są dokuczliwe np. praca i pieniądze na utrzymanie, niezależne od męża.
Zachęcam Cię także do sprawdzenia, gdzie jest najbliższe ognisko Sychar lub choćby grupa modlitewna polskojęzyczna. To bardzo pomaga i będzie doskonałym uzupełnieniem naszego wsparcia forumowo-wspólnotowego.
Z tego co piszesz to Twój małzonek potrzebuje pilnie pomocy psychologa lub psychiatry, ale najpierw Ty sama musisz mieć pewność,że pomoc nie musi oznaczać zaostrzenia kryzysu i być przygotowana merytorycznie do rozmowy z mężem ( mieć rzeczowe argumenty) o potrzebie tej pomocy dla niego.
Czy masz szansę na szczerą rozmowę o zachowaniu małżonka z rodziną i czy możesz liczyć na ich wsparcie? Czy wogóle ktoś poza Tobą jest świadom prawdziwej wersji wydarzeń, czy znają tylko wersję męża?
Tak sobie myślę ,ze te wzloty i "upadki" w wierze trzebaby skonsultować z kapłanem, może podpowie Ci jakąś wspólnotę na terenie zamieszkania, która wesprze Was modlitwą uzdrowienia.
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-23, 21:13
Mirakulum,
ja niestety nie dam rady fizycznie uczestniczyc w 12-u Krokach....Chyba ze istnieja jakies inne rozwiazanprzia.
Kingo,
dziekuje za odpowiedz.
Ja z mezem nie mam kontaktu na tyle aby usiasc i spokojnie porozmawiac i przedstawic swe argumenty. Probowalam kilka dni temu rozmawiac telefonicznie- maz nie odebral a wiec skonczylo sie na zostawieniu mu wiadomosci. Odpowiedzial ze zloscia, nie widze na razie checi z jego strony do szczerej rozmowy.
Co do poradni psychologicznej- probowalam takowa znalezc. Znalazlam, bylismy umowieni (mowie o syt. kilka lat temu) i maz w ostatniej chwili zrezygnowal. Stwierdzil, ze nikt nie powinien wiedziec o tym, co dzieje sie w naszym malzenstwie bo to nasze malzenstwo i nie potrzebujemy osoby trzeciej. Ja chodzilam do psychologa, rozmawialam o tym co sie dzieje na wlasna reke. Slyszalam po tym od meza ze jestem nielojalna, ze go obmawiam za plecami itd. Ostatecznie doszlo wowczas do kolejnego rozstania.
Pozniej szukalam pomocy, juz dla siebie, na terapii AL-Anon w zachodnim Londynie. Tam otwarly mi sie oczy. Sluchalam tego co mowia ludzie, w wiekszosci kobiety w roznym wieku, na roznych etapach ''zdrowienia'' i nie moglam uwierzyc, ze nie jestem sama. NIe moglam tez uwierzyc w to, ze pewne zachowania funkcjonuja niczym schematy, wzory wyjete prosto z podrecznika o uzaleznieniu i wspoluzaleznieniu. Pamietam ze wtedy mialam za soba lekture ks. Dziewieckiego, J. Eldrege i inne, o ktorych z mezem rozmawiac nie umialam.
W tej chwili maz jest do mnie nastawiony bardzo zlowrogo. Jest w nim pelno gniewu, irytacji itd. W odpowiedzi na me pytanie o przyczyne takiego nastawienia dostalam jedynie sms: dziwisz sie? NAwet od ciebie przeprosin nie uslyszalem...
Niestety nie jestem w stanie sklonic meza do wizyty u psychologa, bo moj maz ''psychologa nie potrzebuje''. A ja mam go kochac takim jaki on jest i nie zmieniac.
W tej chwili od prawie 4,5 miesiaca mieszkam sama z dziecmi i co do mojego stanu psychiki to mam sie duzo lepiej niz mialam. Ale nie na tym rzecz polega aby sie izolowac od meza, bo inaczej siadam psychicznie. Jednak, co smutne, nie widze na dzien dzisiejszy zadnego innego rozwiazania.
Modle sie, modle sie, moze jeszcze za malo, o nawrocenie meza, o przemiane jego serca.
Maz jest DDA i to wiele wyjasnia w naszej relacji. Czasami snie na jawie, ze maz mowi mi ze mnie kocha, i dzieci, i bedzie walczyl o nas i pojdzie na terapie dla siebie i dla nas...
Ja do niczego jednak nie moge go zmusic.
[ Dodano: 2011-11-23, 21:19 ]
Zapomnialam dopisac, ze co do syt. finansowej stosunkowo wczesnie zlozylam podanie o alimenty. Co nastepnie spotkalo sie ze zloscia ze strony meza.
Z kolei tu, gdzie mieszkam w mojej syt., czyli dopoki najmlodsze dziecko nie skonczy 5-go roku zycia, moge pobierac zasilki od panstwa. Zatem nie jest tak tragicznie. Wiadomo ze na zasilkach w nieskonczonosc byc nie mozna, dlatego zastanawiam sie juz teraz co bede robic, gdzie pracowac, tak, aby byc tez ''dla dzieci''.
Prosze o modlitwe. Jest mi/ nam bardzo ale to bardzo potrzebna.
Dziekuje.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-23, 21:57
Agnieshka napisał/a:
ja mam go kochac takim jaki on jest i nie zmieniac.
Witaj,
wiesz to co napisałaś to szczera prawda, gdy zaakceptujesz z miłością męża jakim jest czyli jego ułomności i grzeszność ( choć nie znaczy ,że masz się godzić na sposób zachowania jaki prezentuje )to wtedy zobaczysz jak zmienia się jego nastawienie duchowe i emocjonalne do Ciebie. Poprzez duchowe ciało zacznie Twoja modlitwa oddziaływać na męża. Dopóki jest w Tobie opór na grzeszność małżonka dopóty blokujesz niekako działanie dobra wypływającegoz modlitwy. Brak tej akcptacji ociera się bowiem o manipulację, która kreuje obraz męża według Twojego planu, a to Bóg ma przemieniać serce ludzkie według swojego planu i możliwości danej jednostki. Pozwól Bogu działać w tempie jakie jest dobre dla Was wszystkich, zaufaj Mu bo nie znasz wnętrza serca męża ani ograniczeń jakie w sobie kryje.
Czasem agresja, uniki czy zło wypływają z niemożności dotrzymania kroku tym z którymi chciałoby się iść. Szkoda tylko że wtedy brak odwagi powiedzieć otoczeniu o ograniczeniach zamiast szukać dróg ucieczki .
Módl się zatem nadal i staraj się w sercu a akceptację męża, nie jego reakcji i zachowań. Odczujesz zmiany, a jak będzie dalej między wami to już kwestia dobrej woli obojga.
Chodzi o to,że w sytuacjach trudnych większość ludzi przenosi ocenę działań na ocenę człowieka i utożsamia je ze sobą, a to należy oddzielać-wtedy wytrąca się złu wszystkie argumenty i działa Miłością.
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-23, 23:51
Agnieshka napisał/a:
Mirakulum,
ja niestety nie dam rady fizycznie uczestniczyc w 12-u Krokach....Chyba ze istnieja jakies inne rozwiazanprzia.
wirtualnie ????? tzn internetowo i wien , ze jest też uczestnik z UK
Pogody Ducha
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-25, 01:05
Mirakulum,
jestem na TAK
czy to nadal ma miejsce co srode o 20.00 tj. bylo wspomniane w postach??
pozdrawiam
Z Bogiem
[ Dodano: 2011-11-25, 01:11 ]
Kingo,
dziekuje za odpowiedz.
Co do akceptacji, masz racje. Nigdy nie czulam sie przekonana do tego ze ja w pelni akceptuje mego meza. Mysle ze to dzialalo jednak w obie strony.
Byc moze bylo to spowodowane trudnosciami wyniklymi z tego, ze nie umialam pogodzic madrej wymagajacej milosci jaka chcialam kochac mego meza z akceptacja jego reakcji i zachowan na ktorych sie skupialam...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.