Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
tak, tylko tą bezwarunkową akceptacje musi przerobić sam z pomoca teraupety by pokochac siebie samego i być zdolnym do miłości i tworzenia pozytywnych zdrowych relacji.
Partner tego nie jest w stanie mu ani dac ani z tego go wyciągnąc, tego musi byc świadomoa osoba zyjąca z osoba o takim zaburzeniu.
plus to, że miłoscią bezwarunkową kocha tylko matka swoje dziecko, późniejsze doświadczenia w relacjach z dorosła osoba, są warunkowane. Tylko relacja matka dziecko to miłość bezwarunkowa, w zyciu dorosłych juz ludzi miłość jednak ma znamiona juz wypracowanej warunkowej miłości, którą powinna cechowac pełna akceptacja drugiego człowieka dla jego inności, odmienności od nas samych. Kochamy mimo iz pieknie sie różnimy.
mada27 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-06, 10:26
nie chciałam nikogo do niczego przekonywać, ale tylko zachęcić do zgłębienia tematu leczenia własnie zespołu niezaspokojenia emocjonalnego
[ Dodano: 2011-10-06, 10:29 ]
bywalec napisał/a:
Partner tego nie jest w stanie mu ani dac ani z tego go wyciągnąc, tego musi byc świadomoa osoba zyjąca z osoba o takim zaburzeniu.
oczywiście ze partner nie jest w stanie dac takiej miłości i nierozsądne jest tego od niego oczekiwać
i własnie w ksiązkach które poleciłam jest fajnie pokazane o jaką miłość i akceptacje chodzi, bez pomijania znaczenia i roli Pana Boga
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-06, 10:34
Satine napisałaś ..."Nie, nie.... Według mnie sposobem jedynym jest spojrzenie na Boga jak na Osobę, niemal realną. Poprzez Osobę Chrystusa ja tak na Niego patrzę..."
Satine tak;)))
sięgasz, wiary i to jest punkt wyjścia dla takiej osoby, wiara iz może swój problem pokonać... bo inaczej osoba innego wyznania, nie będąca tak mocno wierząca i ufająca w Boga nie potrafiłaby z tego zaburzenia wyjść, a to nie prawdą...ważna jest wiara człowieka w to, że zasługuje na miłość i akceptacje to zmienia jego spojrzenie na świat po przejściu terapii i często jak no u alkoholików powró do Boga... na początku samej tarapii nie było Boga, dopiero samoświadmość i wiara zbliżyła i później już umacniała...
maryniaa [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-06, 14:19
mada27 napisał/a:
bywalec napisał/a:
Partner tego nie jest w stanie mu ani dac ani z tego go wyciągnąc, tego musi byc świadomoa osoba zyjąca z osoba o takim zaburzeniu.
jestem na krokach i poczułam ,że to za mało , więc terapia małżeńska , która podjęłam z meżem pozwoli z tego zaburzenia - zespołu niezaspokojenia emocjonalnego wyjsc?
hmm oboje może popaprani , oby cierpliwości i nadzieji nam nie zabrakło
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-06, 16:54
bywalec napisał/a:
Satine napisałaś ..."Nie, nie.... Według mnie sposobem jedynym jest spojrzenie na Boga jak na Osobę, niemal realną. Poprzez Osobę Chrystusa ja tak na Niego patrzę..."
Satine tak;)))
sięgasz, wiary i to jest punkt wyjścia dla takiej osoby, wiara iz może swój problem pokonać... bo inaczej osoba innego wyznania, nie będąca tak mocno wierząca i ufająca w Boga nie potrafiłaby z tego zaburzenia wyjść, a to nie prawdą...ważna jest wiara człowieka w to, że zasługuje na miłość i akceptacje to zmienia jego spojrzenie na świat po przejściu terapii i często jak no u alkoholików powró do Boga... na początku samej tarapii nie było Boga, dopiero samoświadmość i wiara zbliżyła i później już umacniała...
Serdecznie witam
Chciałam krótko się podzielić moim doświadczeniem...dla każdego jest inne zapewne.
Trudno jest mi wartościowac kiedy wierzę mocniej, a kiedy mniej ,a kiedy wcale...
Moje jedynie powiedziec ,że pamiętam okresy w moim zyciu ,że jakby wiara nie szła w parze z tym co robiłam...i właśnie ten okres jest dla mnie :niezwykły".
Bywalec myślę sobie ,że piszesz o pewnego rodzaju świadomości, która wynika z doświadczenia czegoś nowego, odkrywczego w sobie samym, cżłowieku. Będąc jakby "daleko od Boga" dziś moge powiedzieć ,że ten Bóg był najbliżej i działał bardzo mocno...a choćby dlatego ,że przekonał mnie nie wiem jak ,że ja nie muszę zasługiwać...,że ja mam w sobie to coś , co sprawia ,że PRAGNĘ być kochana i kochać. Szczegół polega na tym ,że ten "OBRAZ MIŁOŚCI" burzy nasze wyobrażenia o miłości, i to jest cudowne. Jeśli chodzi o człowieka niewierzącego...co może sprawić ,że taki to człek zacznie patrzeć na siebie pozytywnie. Myślę ,że to samo co mnie która jest wierząca...DOŚWIADCZENIE BOGA, ( ze świadomością ,że to Bóg lub bez tej świadomości) myślę sobie ,że chodzi o ten subtelny "dotyk" Boga przez człowieka chociażby w świadectwie życia codziennego...
Pozdrawiam
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-07, 11:27
Mirela napisał/a:
Jeśli chodzi o człowieka niewierzącego...co może sprawić ,że taki to człek zacznie patrzeć na siebie pozytywnie. Myślę ,że to samo co mnie która jest wierząca...DOŚWIADCZENIE BOGA, ( ze świadomością ,że to Bóg lub bez tej świadomości) myślę sobie ,że chodzi o ten subtelny "dotyk" Boga przez człowieka chociażby w świadectwie życia codziennego...
Ujęłaś doskonale słowami coś, czego ja nie potrafiłem ująć
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-07, 13:11
Mirelo mysle, że dobrze zrozumiałas…pisząc o wierze miałam na mysli o dokonaniu tego procesu u samego siebie.
Człowiek, który nie akceptuje siebie, tak naprawde siebie nie kocha, nie akceptuje też tym samym swoich wyborów, nawet jak sa to sa to wybory nieświadome, a zachowania głębokie podyktowane jakimiś lękami, przekonaniami, pod wpływem emocji. Rzeczywistość jaką widzi jest mocno przekłamana, i widac to mocno u ludzi choćby na forum. Ich działania często są mylne, podyktowane emocjami związanymi z ich myśleniem, nie zaś z oczywistym prawidłowym odbiorem tego co się dzieje a z tym co czuje.
Zaczynają się zachowywać w pewnien określony sposób… przysłowiowy zwrot w kierunku Boga i religii np.
myslą, że ich wiara jest teraz silniejsza i są bliżej Boga, tymczasem sa to pewne mechanizmy obronne, z których nie zdawaja sobie sprawy, myslą, ze to kara Boska za to, że nie zyli do tej pory blisko Boga, zgodnie z jego przykazaniami, dlatego obsesyjnie zaczynaja się modlic, uczęszczać w obrzędach religijnych na znak pokuty myśląc iż w ten sposób w cudowny sposób wszystko zmieni obrót…tymczasem problemu istotnego jaki ich wpędził w taka sytuacje nadal nie rozwiązuja.
Często żyja w przekonaniu, iż odtąd ich zycie wygląda inaczej, bo zyją w zgodzie z Bogiem, zastanawiaja się tylko dlaczego wciąż mimo pobożności, ich życie się nie odmienia, więc pogłębiają coraz mocniej swoją religijność… A nie odmienia, bo nadal uwikłani w swoje nawykowe zachowania prócz obsesyjnego religijnego życia niczego nie dokonali…
Bóg dał nam wolna wole i rozum, nie ingeruje w nasze życie, nie dokonuje cudow właśnie po to, byśmy sami zrozumieli jak błędne jest nasze myślenie. Gdyby za nas to zrobił, wtedy nikt niczego by się nie nauczył, nie doświadczył różnicy między dobrem a złem, miedzy tym co dla niego samego jest dobre a co sprawia mu cierpienie i krzywde. Tylko poprzez samoświadomość tego, jest w stanie uwierzyc w siebie, dlatego „dotyk Boga” jak łądnie piszesz działa właśnie między innymi poprzez tych ludzi, których na swojej drodze spotykamy, którzy skłaniają nas do refleksji, którzy stawiają nam granice, którzy pomagaja nam z naszego błednego przekonania wyjść.
W momencie takich przeobrażeń w nas samych dokonuje się przemiana i człowiek zaczyna się akceptowac co najważniejsze, odtąd jego wybory są świadome, a wiara w siebie dopiero zaczyna być świadomym wyborem,
Od tej chwili człowiek wie czego chce, wie co może dac mu szczęscie, wie jak się bronić przed krzywda, zaczyna szukac prawd, odnajduje się w wierze jaka została mu przekazana przez rodziców, świadomie ja akceptując jako własna a nie narzuconą w procesie wychowawczym i uznana rzekomo jako włąsną.
To ważny element życia człowieka, kiedy uznaje zasady wpajane mu od dziecka nie jako narzucone ale jako naprawde przemyślane i swoje. Jego wiara i uznawane zasady odtąd są jego wyznaniem, które świadomie wie, że mogą mu nie utrudniać życia ale sprawiać, iż będzie dzieki nim żyło mu się lepiej w zgodzie z tym co czuje a tym co głosi jak postepuje… te dwie rzeczy przestaja się kłócić ze soba
Dlatego pisałam, iż człowiek który nie akceptuje siebie jest osoba choćby tylko nieświadomą swojego wyznania.
Staje się nim poprzez gruntowne przeanalizowanie tego czego pragnie od życia, jak może dojśc do tego, co może a co na pewno mu tego nie da.
Stąd też i po uświadomieniu sobie tego i uwierzeniu w siebie jest to myślenie…Będąc jakby "daleko od Boga" dziś moge powiedzieć ,że ten Bóg był najbliżej i działał bardzo mocno… tak, bo jęsli patrząc na to z punktu ugruntowanej osoby wierzącej to wie, że ten Bóg cały czas jest i był ze mną, nawet wtedy gdy cierpiałam czy sama wyrządzałam krzywde, że po to dał wolna wole by człowiek z niej mógł dla własnego dobra korzystając, i z tych doświadczeń coś zrozumieć albo nie, że to wszystko zalęży od niego, jego pracy nad soba, od wyciągania lekcji z tego czego doświadczyliśmy.
Warto jednak dodać iż łatwiej dojśc do tego osobom, które jednak miały szczęscie w swoim życiu doświadczyć zdrowej miłości rodziców, opiekunów, niż tym, którzy tego szczęścia mieli mniej, oni maja więcej do przerobienia by do takich wniosków na temat swojego życia dojść, co jednak nie jest powodem, iż ich trudne dzieciństwo determinuje ich na zawsze na pozostanie w tym, mogą tego doświadczyć tylko muszą trafić na swojej drodze mądrych ludzi, którzy im pomoga w tym i sami zechcą coś robić.
I tak sobie mysle, że dlatego, czegoś doświadczamy, co wydaje nam się cierpieniem i krzyżem…
bo Bóg stawia na naszej drodze takie a nie inne osoby, których wybieramy sobie na współmałżonków, mając w tym zamierzony cel, a celem nie jest krzywda, czy nasze cierpienia ale… byśmy czegoś sami się nauczyli o sobie samym jak działamy, myslimy, zachowujemy sie względem innych byśmy nauczyli się miłości do drugiego człowieka akceptując go takim jaki jest, przy jednoczesnym stawianiu taj osobie potrzebnych mu granic by tak samo jak my w odpowiednim czasie mógł doświadczyć tej samoświadomości, akceptacji siebie samego i miłości do siebie.
Tyle, że my może prędzej w tym planie tego doświadczamy.
Mnie w każdym razie wiele dało i pomogło…. Wiem, że te osoby które spotkałam były mi potrzebne jak i te doświadczenia które przeżyłam w procesie dochodzenia do tej samoświadomości. Mysle, że i ja tym osobom byłam potrzebna, w ich procesie, czy ich doświadczeniach…jak i wiem, że spotkam jeszcze wielu ludzi w swoim życiu, którzy dostarczą mi róznych doświadczeń dobrych złych… a które będą uczyć mnie wciąż życia tak jak pieknie to ujełaś
Mirela napisał/a:
myślę sobie ,że chodzi o ten subtelny "dotyk" Boga przez człowieka chociażby w świadectwie życia codziennego...
Ten proces myśle, że jest niekończącym się procesem rozwoju.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-08, 00:38
bywalec napisał/a:
przysłowiowy zwrot w kierunku Boga i religii np.
myslą, że ich wiara jest teraz silniejsza i są bliżej Boga, tymczasem sa to pewne mechanizmy obronne, z których nie zdawaja sobie sprawy, myslą, ze to kara Boska za to, że nie zyli do tej pory blisko Boga, zgodnie z jego przykazaniami, dlatego obsesyjnie zaczynaja się modlic, uczęszczać w obrzędach religijnych na znak pokuty myśląc iż w ten sposób w cudowny sposób wszystko zmieni obrót…tymczasem problemu istotnego jaki ich wpędził w taka sytuacje nadal nie rozwiązuja.
Często żyja w przekonaniu, iż odtąd ich zycie wygląda inaczej, bo zyją w zgodzie z Bogiem, zastanawiaja się tylko dlaczego wciąż mimo pobożności, ich życie się nie odmienia, więc pogłębiają coraz mocniej swoją religijność… A nie odmienia, bo nadal uwikłani w swoje nawykowe zachowania prócz obsesyjnego religijnego życia niczego nie dokonali…
Bóg dał nam wolna wole i rozum, nie ingeruje w nasze życie, nie dokonuje cudow właśnie po to, byśmy sami zrozumieli jak błędne jest nasze myślenie. Gdyby za nas to zrobił, wtedy nikt niczego by się nie nauczył, nie doświadczył różnicy między dobrem a złem, miedzy tym co dla niego samego jest dobre a co sprawia mu cierpienie i krzywde. Tylko poprzez samoświadomość tego, jest w stanie uwierzyc w siebie, dlatego „dotyk Boga” jak łądnie piszesz działa właśnie między innymi poprzez tych ludzi, których na swojej drodze spotykamy, którzy skłaniają nas do refleksji, którzy stawiają nam granice, którzy pomagaja nam z naszego błednego przekonania wyjść.
.
Serdecznie witam!
Na wstępie pragnę Ci podziękować… Za co? Powróciłam pamięcią do niezwykłych doświadczeń Boga w moim życiu. Te wspomnienia mnie rozczulają , budzą żar …wdzięczność, szczęście takie bardzo , bardzo osobiste relacje Stwórcy ze stworzeniem. I cieszę się jednocześnie , ponieważ poczytałam o sobie( może nie zupełnie do końca w tak załączonym obrazie ). Przysłowiowy zwrot w kierunku Boga… jest odpowiedzią na ból i cierpienie , którego Bóg dla nas nie chciał… Czy myślałam ,że jestem silniejsza, bliżej? Tak i przyznam ,jest to niezwykła TAJEMNICA , kiedy się temu przyglądam dziś , myślę sobie ,ze Bóg kocha paradoksy; Czasem właśnie tak jesteśmy przyciągnięci;zmysłowo; do Boga, by przygotować nas na wypłynięcie na głębię.
Często wracam do tego co pisał Jan Paweł II w Encyklikach ,a o Miłosierdziu Bożym jest mi najbardziej bliska , pisze tak ( kiedyś już cytowałam):” Miłosierdzie — tak jak przedstawił je Chrystus w przypowieści o synu marnotrawnym — ma wewnętrzny kształt takiej miłości, tej, którą w języku Nowego Testamentu nazwano agape. Miłość taka zdolna jest do pochylenia się nad każdym synem marnotrawnym, nad każdą ludzką nędzą, nade wszystko zaś nad nędzą moralną, nad grzechem. Kiedy zaś to czyni, ów, który doznaje miłosierdzia, nie czuje się poniżony, ale odnaleziony i „dowartościowany”. Ojciec ukazuje mu nade wszystko radość z tego, że „się odnalazł”, z tego, że „ożył”. A ta radość wskazuje na dobro nienaruszone: przecież syn, nawet i marnotrawny, nie przestał być rzeczywistym synem swego ojca; wskazuje także na dobro odnalezione z powrotem: takim dobrem był w wypadku marnotrawnego syna powrót do prawdy o sobie samym.”
Tak pogłębiają swoją religijność ;,małymi krokami ; jak to powiedzieć z zaślepieniem; przed obmyciem w sadzawce, trzeba być gotowym ;silnym;, ugruntowanym w nadzieję , a ta jest ŁASKA od Boga. Człowiek ma niezwykłą okazję być dotykanym przez Boga , Jego cierpliwością, łaskawością o której później napisze św. Paweł, że „miłość cierpliwa jest, łaskawa jest (...) nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego”, że „współweseli się z prawdą (...) we wszystkim pokłada nadzieję (...) wszystko przetrzyma” i że „nigdy nie ustaje”. I tak jak nam zostaje przebaczone tak odkrywamy potrzebę przebaczania , zmian w swoim życiu. I to jest ciekawe w tej wierze …ten obraz zaślepionego człowieka jest obrazem wielkiego ukochania przez Boga… wielkiej wyrozumiałości i troskliwości, przenikliwego spojrzenia, trafiającego w możliwości człowieka na dany moment. Po takim doświadczeniu „dotykamy naśladując Boga” drugiego człowieka.
I przychodzi ten moment… wypłyń na głębie Prawdy… „ a teraz idź i obmyj oczy w sadzawce”… pamiętaj… ”Nie lękaj się , Ja jestem z Tobą”…
Bóg wyzwala człowieka z myślenia ,że to kara… ta jego sytuacja… jednak w trakcie takiego myślenia Bóg wydobywa z człowieka to co dobre… np. żal, np. potrzebę zadośćuczynienia, łzy…, modlitwę…
A z czasem doświadczamy przeogromnej Prawdy, ze Bóg kocha nas „w całości” , każda cząstkę , wszystko… To odkrycie POPYCHA CZŁOWIEKA do działania… Mam świadomość… ,że Bóg mnie kocha i chce mojej zdrowotności w każdej dziedzinie życia… nawet w najmniejszym fragmencie mojego ”bytu w całości”.
Bóg zrobi wszystko żeby nas zbawić ,żeby człowiek był szczęśliwy, żeby ludzkie serce się nie szamotało , bo należy TYLKO do Boga.
Nie chcę sięgać w tak wielka Tajemnicę relacji Boga i człowieka „nie mnie badać „ jak Bóg prowadzi człowieka, jak na niego patrzy( a patrzy nie tak jak człowiek) ale mnie do tego bardzo bym mówiła jak kocha Bóg każdego… w każdym momencie, nawet jeśli na ten moment jest to „raczkująca” relacja…
Wspólnota , drugi człowiek jest potrzebny do zbawienia… do rozwoju , do nauki miłowania…
I to co bardzo lubie z tej encykliki:
"Przypowieść o synu marnotrawnym wyraża w sposób prosty i dogłębny rzeczywistość nawrócenia. Nawrócenie jest najbardziej konkretnym wyrazem działania miłości i obecności miłosierdzia w ludzkim świecie. Właściwym i pełnym znaczeniem miłosierdzia nie jest samo choćby najbardziej przenikliwe i najbardziej współczujące spojrzenie na zło moralne, fizyczne czy materialne. W swoim właściwym i pełnym kształcie miłosierdzie objawia się jako dowartościowywanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku. W takim znaczeniu miłosierdzie stanowi podstawową treść orędzia mesjańskiego Chrystusa oraz siłę konstytutywną Jego posłannictwa. Tak też rozumieli i tak urzeczywistniali miłosierdzie wszyscy Jego uczniowie i naśladowcy. Nie przestała ona nigdy objawiać się w ich sercach i czynach jako szczególnie twórczy sprawdzian tej miłości, która „nie daje się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwycięża” (por. Rz 12, 21). Trzeba, ażeby to właściwe oblicze miłosierdzia było wciąż na nowo odsłaniane. Naszym czasom wydaje się ono — pomimo wszelkich uprzedzeń — szczególnie potrzebne."
To jest niewątpliwie pewniak przyssania się do Boga....
ps. cudzołożnico...wobec tego ...zmień nick swój i nie utożsamiaj sie z nim , bo do Boga należysz...jest w Tobie dobro ,które pora odkrywac z Bogiem
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-08, 22:05
Mirela napisał/a:
pragnę Ci podziękować
Mirelo cała przyjemność po mojej stronie.... móc z toba wymienić sie przemyśleniami swoimi
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-09, 00:48
bywalec napisał/a:
przysłowiowy zwrot w kierunku Boga i religii np.
myslą, że ich wiara jest teraz silniejsza i są bliżej Boga, tymczasem sa to pewne mechanizmy obronne, z których nie zdawaja sobie sprawy, myslą, ze to kara Boska za to, że nie zyli do tej pory blisko Boga, zgodnie z jego przykazaniami, dlatego obsesyjnie zaczynaja się modlic, uczęszczać w obrzędach religijnych na znak pokuty myśląc iż w ten sposób w cudowny sposób wszystko zmieni obrót…tymczasem problemu istotnego jaki ich wpędził w taka sytuacje nadal nie rozwiązuja.
Często żyja w przekonaniu, iż odtąd ich zycie wygląda inaczej, bo zyją w zgodzie z Bogiem, zastanawiaja się tylko dlaczego wciąż mimo pobożności, ich życie się nie odmienia, więc pogłębiają coraz mocniej swoją religijność… A nie odmienia, bo nadal uwikłani w swoje nawykowe zachowania prócz obsesyjnego religijnego życia niczego nie dokonali…
Bóg dał nam wolna wole i rozum, nie ingeruje w nasze życie, nie dokonuje cudow właśnie po to, byśmy sami zrozumieli jak błędne jest nasze myślenie. Gdyby za nas to zrobił, wtedy nikt niczego by się nie nauczył, nie doświadczył różnicy między dobrem a złem, miedzy tym co dla niego samego jest dobre a co sprawia mu cierpienie i krzywde. Tylko poprzez samoświadomość tego, jest w stanie uwierzyc w siebie, dlatego „dotyk Boga” jak łądnie piszesz działa właśnie między innymi poprzez tych ludzi, których na swojej drodze spotykamy, którzy skłaniają nas do refleksji, którzy stawiają nam granice, którzy pomagaja nam z naszego błednego przekonania wyjść.
.
Cała prawda.....
Bywalec......jestes cennym darem dla tego forum
maryniaa [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-09, 01:15
poprostu żyj i daj innym żyć , tak mi sie teraz ta mysl nasunęła
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-09, 19:17
lena napisał/a:
bywalec napisał/a:
przysłowiowy zwrot w kierunku Boga i religii np.
myslą, że ich wiara jest teraz silniejsza i są bliżej Boga, tymczasem sa to pewne mechanizmy obronne, z których nie zdawaja sobie sprawy, myslą, ze to kara Boska za to, że nie zyli do tej pory blisko Boga, zgodnie z jego przykazaniami, dlatego obsesyjnie zaczynaja się modlic, uczęszczać w obrzędach religijnych na znak pokuty myśląc iż w ten sposób w cudowny sposób wszystko zmieni obrót…tymczasem problemu istotnego jaki ich wpędził w taka sytuacje nadal nie rozwiązuja.
Często żyja w przekonaniu, iż odtąd ich zycie wygląda inaczej, bo zyją w zgodzie z Bogiem, zastanawiaja się tylko dlaczego wciąż mimo pobożności, ich życie się nie odmienia, więc pogłębiają coraz mocniej swoją religijność… [b]A nie odmienia, bo nadal uwikłani w swoje nawykowe zachowania prócz obsesyjnego religijnego życia niczego nie dokonali… [/b]
Bóg dał nam wolna wole i rozum, nie ingeruje w nasze życie, nie dokonuje cudow właśnie po to, byśmy sami zrozumieli jak błędne jest nasze myślenie. Gdyby za nas to zrobił, wtedy nikt niczego by się nie nauczył, nie doświadczył różnicy między dobrem a złem, miedzy tym co dla niego samego jest dobre a co sprawia mu cierpienie i krzywde. Tylko poprzez samoświadomość tego, jest w stanie uwierzyc w siebie, dlatego „dotyk Boga” jak łądnie piszesz działa właśnie między innymi poprzez tych ludzi, których na swojej drodze spotykamy, którzy skłaniają nas do refleksji, którzy stawiają nam granice, którzy pomagaja nam z naszego błednego przekonania wyjść.
.
Cała prawda.....
Bywalec......jestes cennym darem dla tego forum
„Doprowadzenie do całej prawdy” dokonuje się więc w wierze i poprzez wiarę, co jest dziełem Ducha Prawdy i owocem Jego działania w człowieku. Duch Święty ma być tutaj najwyższym przewodnikiem człowieka: światłem ducha ludzkiego." Jan Paweł II
ENCYKLIKA DOMINUM ET VIVIFICANTEM
Cudów Bóg dokonuje, lepszych od tych które oczekujemy...:)
Pozdrawiam
jeziorko1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-09, 21:20
dziękuję Ci Bywalcu za te słowa...
sprawiłaś, że "polubiłam" swoje cierpienie i chyba czas zacząć na to wszystko inaczej patrzeć :)
fasolka [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-12, 11:30
cudzoloznico.
Mam nadzieje, ze nie zniszczylas jeszcze swojego malzenstwa i nie skrzywdzilas swojego dziecka? Weszlam na to Forum przez przypadek, ale to co napisalas poruszylo mnie.Pozdrawiam Cie serdecznie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.