Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2011-07-23, 21:48 czy cudzołóżnica ma tu wstęp?
Dałam taki tytuł bo nie wiem i nie wiem, czy Wy macie ochotę dawać mi odpowiedzi.
Potrzebuję pomocy, przyszłam do Was bo wiem, że mogę znaleźć prawdę.
Napiszę najkrócej jak się da. Od 9 lat jestem w niesakramentalnym związku. Od roku ponad roku żyję w czystości, podjętej samodzielnie, bez aprobaty partnera. Liczyłam na cud, że mnie kocha, że zaakceptuje. Chyba się pomyliłam. Muszę to powiedzieć- zdecydowałam się na brak współżycia wbrew sugestii księdza, że on może się zbuntować, że jest na innym etapie. Że kościół na pewno nie jest za rozbijaniem rodzin bo niesakramentalni to też na pewno rodzina. Nie posłuchałam, nie mogłam. Zachowałam czystość. Mam wrażenie czasami, że to obraca się przeciwko mnie. Mąż niesakramentalny prawie nie odzywa się do mnie, nie uczestniczy w życiu rodziny. Nie mówi dlaczego, nie mówi, że przez brak współżycia, ale tak czuję. Jego ambicja męska została urażona, nie rozumie. To nie jest zły człowiek, kocham go, chcę jego dobra, cokolwiek by to nie oznaczało. Chciałabym usłyszeć słowo prawdy, Bożej prawdy. Myślę, że odejdę, ale zaraz przypomina mi się nasze życie- to co było w nim dobre i jestem w rozterce. Rodzina. Ksiądz mi powiedział, że przecież Pan Jezus wziął grzechy nas wszystkich na krzyż, że jest Miłością. Żeby się nie zadręczać, zaufać. A co z grzechem teraz spytałam- milczał. Życzył pokoju.
Mamy dziecko kochające nas.
O co tu chodzi? Czy tacy jak my powinni być razem jak mąż i żona by nie powiększać zła w postaci kolejnego rozwodu, rozbicia rodziny itp.? Czy na tym ma polegać cierpienie niesakramentalnych, którzy sami wprawdzie doprowadzili do takiej sytuacji, ale mają nie powiększać zła poprzez rozbijanie kolejnej rodziny? Gubię się w tym. Mój świat jest biało- czarny.
Czy warto ratować dla rodziny związek niesakramentalny? Wspólne mieszkanie, rachunki itp. O co tu chodzi?
Satine [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-23, 22:00
Jak rozumiem, nie możecie wziąć ślubu kościelnego?
Metanoja [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-23, 22:16
tak
[ Dodano: 2011-07-23, 22:56 ]
Piszę o związku niesakramentalnym, on ma sakramentalną żonę, ja nie mam ślubu kościelnego.
Pisałam o ratowaniu rodziny
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-23, 23:05
A co z żona tego człowieka, czeka czy stworzyła również podobny związek? Bo to jest ważne co się dzieje, mają wspólne dzieci?
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-23, 23:17
cudzołożnica,
Witaj na forum.
Twoje pytania są bardzo trudne zwłaszcza dla ludzi, którzy będąc w bardzo trudnych sytuacjach małżeńskich, ufając bożej obietnicy składanej każdemu sakramentalnemu małżeństwu starają się je ratować i po ludzku i duchowo. Postaram się jednak odpowiedzieć na nie zgodnie ze swoja wiedzą i najlepszą intencją.
Zachęcałabym Cię do odszukania w parafii koła duszpastertwa rodzin niesakramentalnych, bo jak dobrze ksiądz zauważył niesakramentalni to także rodzina, która jednak świadomie pozbawiła się bożego błogosławieństwa i wszelkie potomstwo w niej poczęte jest pozbawione błogosławieństwa momentu poczęcia. To bardzo bolesne, że powołując na świat dziecko, które jest nie tylko zależne od rodziców i ufa im, to jeszcze w procesie wychowania nie można przekazać mu poprawnych wzorców rodziny z własnego przykładu.
Chciałabym jednak Ci uświadomić, że jest różna waga grzechu związku niesakramentalnego. Czym innym jest niesakramentalne małżeństwo zbudowane na krzywdzie rozwodu sakramentalnego małżeństwa jednej lub obu stron. A czym innym brak sakramentu u osób niewierzących lub nie zawarcie małżeństwa przy braku przeszkód kanonicznych. Choć wszystko jest cudzołożnym związkiem niszczącym czystość to jednak dwa ostatnie przypadki można duchowo uregulować i po odbyciu pokuty i odzyskaniu czystości dalej budować życie na Jezusie, niestety pierwszy przypadek, gdy sa sakramentalni małżonkowie, którzy zostali porzuceni lub sami odeszli do innych związków skutecznie zamykają szansę na uregulowanie kwestii duchowej we własnym zakresie. Można oczywiście poprosić Sąd Biskupi o zbadanie ważności zawarcia danego małżeństwa, ale nie można z góry budować małżeństwa na nadziei ogłoszenia nieważności zawarcia związku małżeńskiego- kwestia etyki, moralności itd.
Te właśnie rozróżnienia tak trudne do zrozumienia dla większości ludzi sprawiają, że różny jest status tych rodzin i różnie należy patrzeć na konieczność lub nie rozchodzenia się tych ludzi.
Nikt nikogo nie zmusi do życia w samotności i rozbijania rodziny, ale gdy brak przeszkód do zawarcia sakramentu to taka rodzina rodzi nadzieję na ratowanie związku i Boże wsparcie. Gdy żyją sakramentalni małżonkowie to niestety sytuacja jest inna- tu nie jest możliwe nawet podjęcie decyzji o białym małżeństwie, by móc przyjmować sakramenty, niestety jedynie życie w samotności czyli po ludzku rozbicie takiego stadła daje rękojmię naprawy duchowej, moralnej i etycznej strony. Cierpią jednak dzieci za grzechy rodziców.
( w przypadku białego małżeństwa jest jeszcze ważne czy drugi małżonek sakramentalny wszedł w inny związek, a jeśli tak to czy w danej chwili żyje w małżeństwie niesakramentalnym czy samotnie. Jeśli jest samotny to czy wyraża chęć naprawy sakramentalnego małżeństwa czy nie - to ciut skomplikowane. )
Pytasz o zło rozwodu, niewątpliwie ono zaistnieje, jednak dobro wynikające z zaprzestania zycia w grzechu ciężkim jest większe, choć po ludzku trudne do przyjęcia. Stawka jest tu zycie wieczne obojga małżonków, więc wartość o wiele większa niż krótkie wspólne pożycie, które odbiera tę możliwość.
(9) Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą,
(10) ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego.
(11) A takimi byli niektórzy z was. Lecz zostaliście obmyci, uświęceni i usprawiedliwieni w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa i przez Ducha Boga naszego.
(1 list do Koryntian 6:9-11, Biblia Tysiąclecia)
Jaki jest wasz status Ty sama wiesz najlepiej, więc odpowiedź masz.
To że sama podjęłaś decyzję o życiu w czystości to znak, że Twoje sumienie wyraźnie daje Ci znaki. Nie jest łatwo żyć w celibacie, gdy nie ma przymusu, więc to Bóg puka do serca i przynagla do uporządkowania życia. Tu duch i psyche wpływa na ciało.
Po ludzku jednak, abyś miała jasność powinnaś wykonać badania podstawowe, iść na kontrolę do ginekologa i ewentualnie endokrynologa. W tych specjalnościach zawierają się możliwe przyczyny oziębłości z uwagi na kłopoty zdrowotne, jeśli je wykluczysz i oczywiście seksuologa, to zostaje tylko Duch Św., który woła o naprawę życia, abyś zyskała spokój i prostą drogę do Zbawienia.
Co do Twoich dylematów dotyczących dziecka to poczytaj historię Abrahama, Sary, Hagar, Ismaela i Izaaka. Tam dobrze jest nakreślona odpowiedź o dziecku z prawego i nieprawego łoża czyli cudzołożnego związku. Do tego lektura "Familiare consorcio" powinny zaspokoić Twój głód wiedzy.
Jeśli masz jeszcze pytania , to pisz.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-23, 23:36
cudzołożnica napisał/a:
Piszę o związku niesakramentalnym, on ma sakramentalną żonę, ja nie mam ślubu kościelnego.
Z tego może wynikać, że wykluczając przyczyny natury medycznej wtrzemięźliwość może być wynikiem duchowego działania w ciele. Jako osoba duchowo mniej obciążona grzechem niż małżonek jesteś być może przynaglana do wyprostowania życia-widocznie do Ciebie łatwiej dotrzeć, bo jesteś bez sakramentu, matką, kobietą-więc wrażliwsza emocjonalnie.
Nie odpowiemy Ci jak postąpić w 100%, ale chyba szczera rozmowa z kapłanem duszpastertwa rodzin niesakramentalnych byłaby bardzo pomocna.
I jeszcze jedno, czy oprócz tej wstrzemięźliwości w Waszym życiu stało się jeszcze coś nietypowego co mogło wpłynąć na takie zachowanie? Wypadek, inna trauma itd?
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-23, 23:47
Dałam taki tytuł bo nie wiem i nie wiem, czy Wy macie ochotę dawać mi odpowiedzi.
Potrzebuję pomocy, przyszłam do Was bo wiem, że mogę znaleźć prawdę.
Wiesz Bajko.....to forum katolickie i w imię wiary powinniśmy pomóc,wesprzeć......ale czy potrafimy?
Czy potrafimy tak bez emocji,własnych(przykrych) doświadczeń dać prawidłowa odpowiedź?
Prawda?...ta jest jedna i Ty ja znasz.
Mysle,ze co by nie napisać to i tak będzie "nie tak"
Zawsze znajdą się argumenty za i przeciw.
Czy te nasze "odpowiedzi" będą dobre dla Ciebie,dla Twojej rodziny?
Osobiście nie czuję się na siłach aby cokolwiek "radzić",jedyne co wg mnie najlepsze to.....jak pisze Kinga....szczera rozmowa z kapłanem duszpastertwa rodzin niesakramentalnych byłaby bardzo pomocna.
Pozdrawiam Cię serdecznie i zycze jak najlepiej.
Dak78 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-24, 00:44
czy cudzołóżnica ma tu wstęp?
TAK cudzołożnica ma tu wstęp.
I jeszcze:
Twarda jest ta mowa, którz jej może słuchać (Pismo Święte)
Kochać to znaczy powstawać.
Metanoja [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-24, 02:26
Dziękuję Wam za odpowiedzi. Zdaję sobie sprawę, że niektóre z Was mogą nie mieć siły i chęci by mi odpisywać. Ja to rozumiem dlatego pytałam czy dla mnie jest tu miejsce. Proszę te z Was, które bez negatywnych emocji, niechęci- nie potrafią mi odpowiadać by tego nie robiły, dla dobra mojego i własnego. Jedna z Was dała post a później go skasowała. Rozumiem. Dlatego zastanawiam się, czy ma sens to, że tu w ogóle piszę.
A piszę tu dlatego, że nie raz czytałam tu różne wypowiedzi, które są mądre. Czytałam o fraszce- jeśli znacie jej historię i odtąd zaglądam tu. Kobiety, które tu piszą mają klasę i ja też chcę ją mieć. Nie wiem czy mnie dobrze rozumiecie.
Proszę te z Was, które będą miały ochotę mi odpisać by nie patrzyły na mnie przez pryzmat kobiet, do których odszedł lub z którymi jest lub był ich mąż. Pomyślcie o mnie jak o Waszej córce, w sensie wyobrażenia sobie, że mogłabym nią być albo, że ktoś kogo kochacie jest w takiej sytuacji.
Raz tylko byłam u księdza od niesakramentalnych, umówiłam się z nim wcześniej telefonicznie, ale zapomniał, obudziłam go i może dlatego, bez modlitwy, wyszłam od niego jeszcze bardziej skołowana. OD września planuję do innej miejscowości, dalej, ale też koszty, czas
Przeczytałam o Abrahamie i chyba nie wiem jak to odnieść do siebie. Oddalił on Hagar z dzieckiem, posłuchał żony i Boga. Potem z bólem ofiarował Bogu Izaka, jednak była to "tylko" próba.
Przecież ja to nie Abraham. Bardziej Hagar. O co chodzi? O zawierzenie wiem, ale Abraham wiedział co ma zrobić, miał żonę której powinien słuchać, słyszał polecenia anioła, wiedział czego pan Bóg oczekuje. Dlaczego ja nie wiem co robić? dlaczego nie słyszę głosu- idź tam i tam, a nawet jak słyszę to nie wiem czy to głos anioła czy tylko mój własny. Skąd wiecie czego Bóg oczekuje od Was?
Wiem, że Pan Jezus jest przy mnie, że mnie pociesza i tuli, ale ja jestem takim dzieckiem, które mało rozumie i nic nie wie. Jakiś brak we mnie powoduje, że nic nie wiem, miotam się i nie wiem co robić. Nie znam żadnej osoby wierzącej, praktykującej katoliczki czy katolika, która by mi coś poradziła.
Nie uprawiam seksu nie przez oziębłość, mam 30 lat, jestem zdrowa. Sama nie wiem już o co chodzi z tą czystością, ale temat współżycia niemałżeńskiego jest dla mnie jakby zamknięty, mam taką nadzieję. W sumie nie wiem sama o co chodzi.
Napisałaś, że dziecko z takiego związku od poczęcia nie ma błogosławieństwa. Więc to znaczy, że nad tymi dziećmi ciąży przekleństwo od urodzenia? Że w przekleństwie są chrzczone, idą do komunii i na mszę swiętą?
Czy można te dzieci od tego przekleństwa uwolnić?
to nie prawda, że te dzieci nie można wychowywać po katolicku. Ja swoje uczę po katolicku na miarę wieku, w wierzy w Boga i anioła stróża i Maryję. Wie, że Bóg kocha, jego też. Z moich grzechów i ich konsekwencji też będzie mogło się nauczyć jak będzie starsze, jak będzie chciało. Czy się mylę?
Powiedz co to znaczy co napisałaś, że od urodzenia nie mają błogosławieństwa? i do kiedy go nie mają? na zawsze?
Satine [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-24, 11:37
cudzołożnica napisał/a:
Proszę te z Was, które będą miały ochotę mi odpisać by nie patrzyły na mnie przez pryzmat kobiet, do których odszedł lub z którymi jest lub był ich mąż. Pomyślcie o mnie jak o Waszej córce, w sensie wyobrażenia sobie, że mogłabym nią być albo, że ktoś kogo kochacie jest w takiej sytuacji.
Nie można "nie patrzeć" na Ciebie w inny sposób, jak przez pryzmat kobiet, do których odeszli mężowie lub byli z nimi jakiś czas - bo taka jest prawda.
Miłość to chęć ratowania ukochanej osoby przed złem, a czymś takim jest niestety między innymi życie z czyimś mężem sakramentalnym, więc jak sądzisz - co każda z nas, każdy z nas powiedziałby swojej córce w takiej sytuacji?
Oczywiście, że jedyną radą jest zakończenie tej relacji.
Elzd zadała Ci pytanie:
elzd1 napisał/a:
A co z żona tego człowieka, czeka czy stworzyła również podobny związek? Bo to jest ważne co się dzieje, mają wspólne dzieci?
To jest bardzo ważne.
cudzołożnica napisał/a:
O co tu chodzi? Czy tacy jak my powinni być razem jak mąż i żona by nie powiększać zła w postaci kolejnego rozwodu, rozbicia rodziny itp.?
W rozumieniu ludzkim, zapewne każdy rozwód jest złem, zwłaszcza, jeśli cierpi na tym dziecko.
Jednak w oczach Boga nie jesteście żadną rodziną, no przykro mi.
Twój partner ma gdzieś tam swoją sakramentalną żonę, jest z nią połączony sakramentem i jeśli nie było przesłanek, by stwierdzić, że to małżeństwo było nieważnie zawarte (Twój partner się o to starał, albo jego żona??), to niestety, no ale co można powiedzieć?
Twoje życie i cierpienie Twojego dziecka zapewne nie jest karą za związanie się z czyimś mężem, bo Bóg na ziemi nas nie karze. To jedynie KONSEKWENCJA tego, że związałaś się z takim człowiekiem i byłaś z nim w związku aż dziewięć lat.
Jednocześnie muszę powiedzieć, że podziwiam Cię za podjęcie tej decyzji o niewspółżyciu. Na pewno wiele Cię kosztowała, bo tak po ludzku ryzykujesz relację.
Ale dobrze wiesz, że dopóki Twój partner jest związany z inną kobietą świętym sakramentem, nie ma innej opcji.
cudzołożnica napisał/a:
decydowałam się na brak współżycia wbrew sugestii księdza, że on może się zbuntować, że jest na innym etapie. Że kościół na pewno nie jest za rozbijaniem rodzin bo niesakramentalni to też na pewno rodzina.
A to mnie zbulwersowało.
Czy ten ksiądz na pewno wie, że mąż jest sakramentalnym mężem innej kobiety i mimo to odradzał brak współżycia???
Przecież to jest grzech cudzołóstwa, jak ksiądz mógł do tego namawiać...
Jak mógł odradzać coś takiego, kiedy podjęłaś jedyną słuszną w tej sytuacji decyzję?
A rozbitą rodziną w tym przypadku jest rodzina Twojego partnera, a nie Twój związek.
Może coś źle zrozumiałaś, to aż niemożliwe.....w głowie się nie mieści.
Ostatnio zmieniony przez Satine 2011-07-24, 11:42, w całości zmieniany 4 razy
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-24, 11:39
cudzołożnica napisał/a:
Proszę te z Was, które bez negatywnych emocji, niechęci- nie potrafią mi odpowiadać by tego nie robiły, dla dobra mojego i własnego. Jedna z Was dała post a później go skasowała. Rozumiem. Dlatego zastanawiam się, czy ma sens to, że tu w ogóle piszę.
Witaj.
Pytałam kilka postów wyżej o żonę tego człowieka, czy mają dzieci, istostny jest powód ich rozwodu, bo na razie to piszesz tylko pół prawdy.
Napisałam wcześniej zapytanie, coś miałam dopisać a licho sprawiło, że się wysłało się od razu no i skasowałam, nie szukaj w tym podtekstu . Ale nie było tam nic, co by mogło Ciebie uwazić, prawda?
Moje życie od lat jest przepełnione emocjami, wciąż zlymi, chociaż staram się przemienić złe w dobre. Tylko nie widzę powodu bym miała Tobie o tym nie napisać, skoro przyszłaś i szukasz rady, nie chcesz tylko głaskania po głowie, ale i widzenia tych innych osób, prawda?
Metanoja [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-24, 13:49
Moje życie od lat jest przepełnione emocjami, wciąż zlymi, chociaż staram się przemienić złe w dobre. Tylko nie widzę powodu bym miała Tobie o tym nie napisać, skoro przyszłaś i szukasz rady, nie chcesz tylko głaskania po głowie, ale i widzenia tych innych osób, prawda?
Ja widzę powód, dla którego nie powinnaś mi pisać: złe emocje w stosunku do mnie. To dobrze gdy mówi się o swoich złych emocjach, ale niedobrze gdy te emocje odnosi się do innej osoby. Napisałaś po jednym moim poście, że ukrywam istotne fakty, potem, że piszę półprawdy. Jednym słowem, że kłamię. Ja rozumiem to, pewnie byłaś okłamywana. Ale ja nie jestem ani Twoim mężem ani jego kochanką.
Z tego powodu nie odpowiadam na Twoje pytania bo nie wiem dlaczego pytasz, nie ufam. Wyczuwam jak napisałaś złe emocje i wybacz, ale nie chcę kontynuacji ani twoich złych emocji ani może w konsekwencji moich. Też pracuję na przemienianiu złych emocji w dobre i jestem na takim etapie, że doszłam do wniosku, że muszę po prostu tych złych unikać za wszelką cenę, u siebie i innych. Nie ma miejsca u mnie na kolejne rany, pod tym względem jestem obolała, nawet małe niesłuszne oskarżenie, posądzenie o złe intencje, złe słowo wywołują gdzieś taki ból, że nie mogę sobie na to pozwolić, nie dlatego, że się chcę użalać, czy głaskać po głowie, ale dlatego, że tak jest.
Mówienie o sobie, o swoich złych emocjach nie rani nikogo. Ale przenoszenie ich na kogoś to cios ale w drugą stronę. Ja Cię rozumiem naprawdę, ale po prostu nie mogę sobie na to pozwolić, ze względu na Ciebie i na siebie też.
Życzę Ci pokoju i dobrych emocji. Życzę byś znalazła tysiąc sposobów by te emocje zwalczać u podstaw, na starcie. Byś się im nie dała. Byś znalazła tysiąc sposobów i okoliczności na te dobre emocje, a jest ich całe mnóstwo. Już najwyższy czas.
Myślę, że otrzymałam waszą opinię tą, którą chciałam. Słowa tego księdza nie dawały mi spokoju, chciałam się upewnić, że nie miał racji albo, że go źle zrozumiałam. Dziękuję i " do widzenia"
P.S. Mylicie się do jednego. Dziecko to rodzina. Zarówno dla matki jak i dla ojca. Dla ludzi i dla kościoła też. Przykro mi.
Satine [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-24, 14:16
cudzołożnica napisał/a:
Mylicie się do jednego. Dziecko to rodzina. Zarówno dla matki jak i dla ojca. Dla ludzi i dla kościoła też. Przykro mi.
To jak myślisz - dlaczego tu jesteś?
Dlaczego nie jest cudownie, a Ty nie jesteś szczęśliwa?
By zmienić cokolwiek w swoim życiu - najpierw należy stanąć w prawdzie o samym sobie.
Oszukiwanie samego siebie, zaklinanie rzeczywistości nic nie da - a konsekwencje błędnych decyzji prędzej czy później nas dotykają. A także dotykają innych, np. nasze dzieci.
Nie chcesz kolejnych ran, rozumiem. Jednak bez zajrzenia do rany i oczyszczenia jej porządnym specyfikiem, będzie się jątrzyć, paprać. Rana nie zniknie tylko dlatego, bo nie lubisz patrzeć na krew i ból.
Elzd na pewno nie miała nic złego na myśli. Wyznała uczciwie, że ma złe emocje, ale przecież nie były skierowane w Twoją stronę.
Jednak musisz zrozumieć, że tu jest mnóstwo kobiet, które są w sytuacji żony Twojego partnera, dlatego żona Twojego partnera nas interesuje także, jako ta, która prawowicie winna przy nim być.
I jeszcze jedno. To nie los sprawia, że przydarzają nam się rzeczy. Ani los, ani nawet Bóg - bo On dał nam wolną wolę do tego, by żyć tak jak chcemy.
Dał nam tylko wskazówki.
Miałaś wolną wolę i związałaś się z cudzym mężem.
Ale wolną wolę masz cały czas i w każdej chwili możesz to skończyć.
Wbrew pozorom - WŁAŚNIE także z myślą o swoim dziecku i jego przyszłości.
Nikt tu Cię nie potępia, nie ma ludzi bez grzechu.
Co innego jednak popełniać grzechy, następnie żałować za nie i zadośćuczyniać.
A co innego - mieć ich świadomość i nic z tym dalej nie robić.
Cudzołożnico, życzę Ci, by Duch Święty pomógł Ci podejmować dobre decyzje i dał Ci wiele spokoju, który pomoże Ci się podnieść. Masz moją modlitwę.
Pozdrawiam
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-24, 15:07
Jest w Twojej postawie coś niepokojącego... Może zacznijmy od tego: cudzołożnica - utożsamiasz siebie ze swoim grzechem, jakobyś Ty cała była nim. Gdyby taka postawa obowiązywała pisalibyśmy tutaj na forum jako: pyszny, chciwy, leniwy, bezduszny itp., bo przecież wszyscy grzeszymy. Tak więc nie jesteś cudzołożnicą, ale Kasią, Basią etc., wartościową kobietą, mamą, której życie potoczyło się "inaczej".
Dziś zaczynasz inaczej postrzegać sytuację, w którą uwikłałaś się i próbujesz nagłego odwrotu, taka zmiana o 180 st. Jak najbardziej jestem za, życie bez możliwości korzystania z Sakramentów Świętych to życie pozbawione czegoś największego... Jednak, obok Ciebie człowiek, z którym przeżyłaś 9 lat, a który nie widzi jeszcze tak, jak Ty dziś. On widzi po staremu...On Ciebie nie rozumie. Uważam, że postawa , jaką reprezentujesz jest co najmniej brakiem odpowiedzialności wobec niego. Zupełnie zrozumiałe jest, że on gniewa się. Wcale nie dlatego, że chce abyś żyła nadal w grzechu i co za tym idzie - postawiła duży znak zapytania przy swoim zbawieniu. On, gdyby był świadom takiego zagrożenia (dla Was obydwojgu) z pewnością sam dawno zaproponowałby Ci taki układ, jaki jest dziś, czyli rozdzielność łoża. Jest po jego stronie niewiedza... Uważam, że Twoim obowiązkiem jest wesprzeć go w wejściu na drogę, na której Ty już jesteś, żeby on zaczął myśleć, jak Ty, a wtedy być może uzyskasz pełną aprobatę dla życia, o jakim marzysz. Żeby on także tego chciał, żeby chciał powrotu do Boga.
Zapewne zupełnie innej rady udzieliłby spowiednik, gdyby nie Wasze dziecko. Ono ma prawo do obecności ojca w jego życiu. Pewnie bardzo kocha Was obydwoje.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.