Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
ale spoko- z mojej strony to czyta merytoryka i wiele zrozumienia
Nirwanna napisał/a:
Bycie kobietą nie oznacza bycia nią dla samej siebie, oczywiście że nie.
w zasadzie chodziło mi własnie o to co powyżej-i to nazwałem snobizmem....w zasadzie jakąś modą..........
choć z drugiej strony mam pełną świadomośc że nie nalezy głosic haseł -anty
i patrzeć na to jak tylko na coś złego
jeno zastanowić się co moze byc taka przyczyna że coraz więcej kobiet wybiera to bycie dla siebie i tylko ze soba
pozdrawiam
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-26, 10:02
Zaraz zaraz, a gdzie wątek Marty!
Marto masz dosyć widać..wspieram modlitwą...i cóż jesli przyjmujesz ze Twoj tez jest udział w kryzysie to najlepiej zabrac sie do odbudowy, przeproszenia, zadoscuczynienia...nawet jak uwazasz ze nie ma sensu, to dla swojego spokoju wewnetrznego, dla Pana Boga
zreszta takie są warunki sakramentu pokuty jesli do niego przystepujesz...pojednac sie z bliźnim i zadoścuczynic
oczyszcza to bardzo serce i pozwala na bycie blisko znów z Bogiem. Pogody Ducha..
-----------------------------------------------------------------------
co do kobiecości, goraco polecam ksiazke "kobieta kapłaństwo serca"
Cytat:
Co takiego może kobieta więcej
niż URODZIĆ CZŁOWIEKA ???
Co takiego może więcej kobieta
niż KSZTAŁTOWAĆ tego człowieka ???cyt.mare
tez odnajduję sie w tych słowach, choć nie jestem fizycznie matką
ale powołaniem wielu kobiet jest też macierzynstwo duchowe, otaczanie opieką, pomocą innych ludzi...
a także promieniowanie swoją kobiecościa na świat
czy to w rodzinie, wsrod przyjaciół, czy w pracy, czy wnoszenie pierwiastka kobiecego do polityki, nauki, wszedzie tam gdzie są kobiety...
macierzynstwo jest wpisane w nature kobiety w roznych , nie koniecznie dosłownych formach
myślę ze analogicznie jest z ojcostwem, bez Pana Boga i matkować i ojcować mądrze, to niemożliwe...
Cytat:
jeno zastanowić się co moze byc taka przyczyna że coraz więcej kobiet wybiera to bycie dla siebie i tylko ze soba
i mężczyzn też, ogólnie ludzie coraz częsciej zyją dla siebie i ze sobą jak piszesz
mysle ze dlatego głownie dlatego, ze Pan Bog nie jest na pierwszym miejscu....i czesto nie z ich winy, ale tak się zycie potoczyło i nie mieli wyboru, kontaktu z mądrymi ludźmi, rodzicami...itp.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-26, 10:23
Danka 9 napisał/a:
Zaraz zaraz, a gdzie wątek Marty!
Jasne że Marta decyduje o tym co i jak w jej wątku
choc nieraz prosta pogadanka uwalnia od tego dnia codziennego i wiecznie narastających własnych problemów
zatem takowa odsapka-to dobra rzecz
Danka 9 napisał/a:
ale powołaniem wielu kobiet jest też macierzynstwo duchowe, otaczanie opieką, pomocą innych ludzi...
a także promieniowanie swoją kobiecościa na świat
czy to w rodzinie, wsrod przyjaciół, czy w pracy, czy wnoszenie pierwiastka kobiecego do polityki, nauki, wszedzie tam gdzie są kobiety...
macierzynstwo jest wpisane w nature kobiety w roznych , nie koniecznie dosłownych for
pewnie że nikt tego nie wyklucza zarówno jak rola kobiet tak i rola mężczyzn...
wazne by we wsiem był umiar ,a i chyba to że czasami trudno jest wielu sprawom na raz sprostać....
i zwyczajnie wchodzi: flustracja,wypalenie,efekt przemęczenia itd..itp
jak mawiają cuś..za cuś
Danka 9 napisał/a:
ze Pan Bog nie jest na pierwszym miejscu....i czesto nie z ich winy
Danko ale czy tu napewno chodzi o miejsce na jakim jest Bóg????
czy raczej to jakich my sami dokonujemy wyborów
...niekiedy nawet jak nosimy Boga w sercu.....
nie wiem???
ale ja czuję to tak ....Bogu zalezy nie na miejscu -na jakim znajduje w naszym sercu,a prędzej na tym by byc faktycznie w naszym sercu i abyśmy postepowali zgodnie z wiarą i sumieniem o jakim nam mówi
pozdrawiam
Ozeasz [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-27, 08:14
Norbert napisał
Danko ale czy tu napewno chodzi o miejsce na jakim jest Bóg????
czy raczej to jakich my sami dokonujemy wyborów
...niekiedy nawet jak nosimy Boga w sercu.....
nie wiem???
ale ja czuję to tak ....Bogu zalezy nie na miejscu -na jakim znajduje w naszym sercu,a prędzej na tym by byc faktycznie w naszym sercu i abyśmy postepowali zgodnie z wiarą i sumieniem o jakim nam mówi
pozdrawiam
?????
Norbert pozwolę się z Tobą niezgodzić ,Bóg w Piśmie Św.wielokrotnie i na różne sposoby objawia nam Swoje oczekiwania co do naszych z nim relacji ,i zawsze to On jest najważniejszy i na pierwszym miejscu .Bóg powtarza to często żeby nie było wątpliwości .
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-27, 08:56
Ozeasz napisał/a:
Swoje oczekiwania co do naszych z nim relacji ,i zawsze to On jest najważniejszy i na pierwszym miejscu
ozeaszu nie jestem ani teologiem,ani wielka we mnie wiedza
ale ....zgoda co do relacji, zgoda co do najwazniejszy.....
a co do miejsca ????
hmmmm.......... faryzeusze też stawiali na pierwsze miejsce -lecz czy naprawde Go mieli w tym sercu ????
ozeaszu myslę że nie o miejsca tu chodzi ....jeno o prawdziwośc...
pozdrawiam
Ozeasz [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-27, 12:03
Norbert ,przykład faryzeuszy świadczy o tym że Bóg nie był w ich życiu na pierwszym miejscu ,„groby pobielane,„ mówił Jezus , „plemię żmijowe „mówił Jan Chrzciciel, „kto nie żyje w prawdzie ,nie zna Boga „mówi Jan apostoł .To właśnie o to chodzi w tym wszystkim ,na jakim miejscu jest Bóg w moim życiu ,bo od tego zależy jakich wyborów dokonuje.Sama deklaracja ,że mam Boga w sercu tylko pozostanie teorią, jeśli praktyka tego nie potwierdza lub wskaże moja nieznajomość Bożych oczekiwań oraz poznanie Go w sposób płytki .
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-27, 12:45
Nie rozumiemy sie Ozeasz
..faryzeusze tez twierdzili że wiara i Bog sa dla nich najważniejsze....
tu nie chodzi właśnie o deklaracje ...jeno o ta prawdziwośc Boga w sercu....
i nie istotne jak to się deklaruje gdzie i jakie miejsce to jest ..bo ma byc to szczere i uczciwe a także prawdziwe........
czemu o tym pisze???
bo chocby to jakies tam moje przemyslenia po mszy i kazaniu....
i o tym co na nim usłyszałem
nie wazne sa deklaracje z numerkami ..wazna jest prawda we własnym sercu....
a dopiero nad takim parwdziwym i otwartym -bez deklaracji pochyla sie Bóg i zajmie pozycję w sercu jaką zechce zająć
"zaprawde powiadam wam:Celnicy i nierządnice wchodza przed wami do królestwa niebieskiego"............
ja również niestety nie jestem matka i być może nigdy nie będzie mi to dane..
tu chyba najbardziej mnie boli. Szczególnie teraz kiedy widzę jak moje koleżanki jedna po drugiej rodzią dzieci, zapraszają do siebie... nie jeżdżę tam , zbyt boli patrzenie na cudze szczęście, przytulanie tych dzieciaków...
nie wiem czy jest sens się jeszcze starać ratować to malżeństwo. Mój mąz widzi to chyba w ten sposob, że spotkamy się wtedy kiedy on chce i najlepiej żebym spełniała wybrane obowiązki jako żona (mam na myśli sprawy łóżkowe). On wie że ma nade mną wladzę, to jest najgorsze. I ja jestem taka głupia że daję sie nabrać na jego czułe słówka, które on zaraz obraca w zart albo udaje że ich nie było...
Napisal mi że wie że zniszczył takie cudowne małżeństwo...
więc ja się pytam skoro było cudowne to po co je niszczył. On się pogubił chyba. Teraz zaczyna jak przewidziałam zwalac na mnie winę. ZOstałam z niczym, bez męża, domu, rzeczy gromadzonych wspólnie a on mi wypomina że przecież samochód mi zostawil, który i tak był mój. Boże jak ja mam dośc tego wszystkiego. Najlepeij żebym znikła wszyscy by byli szczęśliwi.
Teraz wychodzi że to moja wina bo jestem niecierpliwa, nerwowa, że mogłam to, że mogłam tatmto...
tak mnie to wszystko osacza, że ja już nie daję rady. Wcale nie jest lepiej z czasem,. Jest wręcz gorzej.
Wiem że musze zacząć żyć bez niego.
I zdecydowałam że jeśli on wniesie o rozwód ja się zgodzę, ale taki z orzekaniem o winie, jego winie.
Nic nie da że będę stawiać opór. Siła go nie zatrzymam. Chce rozwodu niech ma. Ja też mam prawo by być szczęśliwą i ułożyć sobie życie na nowo.
Skoro to jego wola... ja juz zrobiłam wszystko co mogłam.
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-27, 20:33
martaj napisał/a:
I zdecydowałam że jeśli on wniesie o rozwód ja się zgodzę, ale taki z orzekaniem o winie, jego winie.
Nic nie da że będę stawiać opór. Siła go nie zatrzymam. Chce rozwodu niech ma. Ja też mam prawo by być szczęśliwą i ułożyć sobie życie na nowo.
Skoro to jego wola... ja już zrobiłam wszystko co mogłam.
Dobrze to przemyśl.
czy zdajesz sobie sprawę ze skutków , także duchowych ???
Ja jestem po rozwodzie, znam to od podszewki , nie życzę tego nikomu .
Jesteś z Sycharkami 2 miesiące , w pierwszym poście napisałaś , że nie uznajesz rozwodów.
Chętnie porozmawiam z Tobą na skypie lub na pw.
Pogody Ducha , wspomnę w modlitwie
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-27, 21:15
Marto, nigdy nie mów nigdy, tego nie wiadomo, a jesteś młodą kobietą.....zstawmy to Panu Bogu, choc ja tez często gdybam na swoja niekorzysc.....ale wiem ze to osłabia...odbiera nadzieję i radość zycia
"wyłowiłam z Twojego pisania
Cytat:
ja juz zrobiłam wszystko co mogłam.
Ok
ale w kontekscie tego co dalej...
Cytat:
On wie że ma nade mną wladzę, to jest najgorsze. I ja jestem taka głupia że daję sie nabrać na jego czułe słówka, które on zaraz obraca w zart albo udaje że ich nie było...
nie brzmi to spójnie...
jak to moze byc ze drugi człowiek , maz ma władzę nad Tobą....tylko Ty sama i Pan Bog moze ją miec
jak mąż ma sie nauczyc Ciebie szanować, jak nie masz siły w sobie, nie okazujesz jej?
czy napewno Marto juz wszystko zrobiłaś i teraz osiąśc na laurach i zgodzic sie na rozód?
owszem, można....ale co dalej?
Pamietam w modlitwie.
EVKA [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-27, 23:22
Witaj Martaj :)
Śledzę Twój temat od czasu kiedy i u mnie w moim małżeństwie pojawiły sie ogromne problemy ( okolo 3 miesiace juz ) .
Dużo uczę sie od tych wszystkich mądrych ludzi ( nazywam ich naszymi Aniołami :) ).
Wszystko bardzo podobnie i u mnie sie potoczyło.... 9 lat razem, prawie od 3 jestesmy małżeństwem...., Dzięki Ci Boże za Synka którym obdarzyłeś nas 8 m-cy temu.....
I już prawie 3 m-ce odkąd mąż po powrocie z pracy oświadczył mi że mnie nie kocha.
Tu malutkie dzieciątko, stres związany z nowo otwartą firmą męża, pewnie jakis kryzys wielku sredniego (własnie skonczyl 30 lat )....no i ( tak jak podejzewałam ) znajoma- wspolna znajoma, która zaczęłą robic mu ksiegowosc......
Chodzi o to, że nie mam zamiaru Cie jeszcze bardziej dołować czy wzbudzać paranoje....
Bo to co napisze jest tylko z mojego doświadczenia!!!
Jeżeli dzieje sie tak, iż mąż wraca jak zawsze z pracy i oznajmia że nie kocha tak nagle to ....... lepiej być od razu na najgorsze przygotowanym.....
A cała reszta to tylko wymówki, ogłuszanie swojego sumienia-mój też tak gadał!!! Te wszystkie pierdoły że mi samej będzie lepiej, że bez niego bede szczesliwsza itd. .....
W ogóle to oczywiscie wszystko jest moją wina, a on miła tak ze mna zle całe życie..... tylko dlaczego tak długo sie dusił ??????
Tak, jest mi bardzo ciężko!!! Jednak dużo tu czytam, staram sie wdrażać w życie jak najwięcej dobrego, zmieniam siebie ile sie da- chociaż są nerwy czasami.. :(
No i Synek..... dla NIego żyję to On mnie motywuje najbardziej!!!
Jednak chcę Ci powiedzieć : NIE ZWLEKAJ Z TYM PSYCHOLOGIEM!!!!
Poszłam juz w tydzien po jego oswiaczeniu ze mnie nie kocha!!!
Pomógł!! W czwartek mam nastepna wizyte juuuupi :)
Nie zartuje!! Tak ludzie- rodzina, przyjaciele, znajomi...... ale ktos kto jest zupelnie obiektywny tez jest potrzebny!!!
Pomoze Ci sie nie obwiniac za wszystko bo nie jestes wszystkiemu winna i juz przestan tak sie obwiniac!!!!! To Twoj mąż ma problem!!! ( tak jak moj .... )
Tak, dużo sie modle ( z tad ta wielka siła!!! ) Eucharystia :)
Ale na " Miłość potrzebuje stanowczosci" Dobsona mówię "moja 2ga biblia" :):):)
i myślę ze i Ty powinnas ja studiowac codziennie!!!!!!!
Niestety nie jestem psychologiem :( jednak z wypowiedzi mojego powiem Ci jedno :
NIE WAZNE CO CI MĄŻ MÓWI - WRACAJ DO DOMU!!!!!!!!!!!
Po tym jak mąż mi oświadczył o jego uczuciach do mnie... czyli ich braku....
uciekłam- spakowałam Synka i siebie i na prawie 3 tyg wyjechałam do rodziców
Wróciłam- wydaje mi sie ze latwiej było u rodziców bo teraz kiedy on wychodzi to mysle, zawsze zastanawiam sie gdzie jest i co robi.........
zachodze w głowe.........
jak dostaje smsy czy ktos dzwoni i on ucieka z tel dzieje sie ze mna cos zlego straszna zazdrosc............
Jednak jestem w domu....... on wie ze to nasz wspolny dom, wie ze jestem......
nie da sie o tak wymazac wspolmalzona z zycia!!!!
A TY martaj nie mieszkajac z nim ( nie wazne tu jest czego on chce!!! jak chce to niech sie sam wyprowadzi!!! )tak jakby dajesz mu nie tylko wolna reke - i rob co chcesz ale takze dajesz mu na po przyzwolenie i głaszczesz po głóce..... tym bardziej ze :
martaj napisał/a:
Mój mąz widzi to chyba w ten sposob, że spotkamy się wtedy kiedy on chce i najlepiej żebym spełniała wybrane obowiązki jako żona (mam na myśli sprawy łóżkowe). On wie że ma nade mną wladzę, to jest najgorsze.
Też się "poddałam" ale Bogu ...... Jezu ufam Tobie powtarzam kazdego dnia bo ja nic nie zrobi oprocz pracy nad soba!!!!
Jak Oni tam u góry zadecyduja tak będzie .......
Jednak martaj pomóz mężowi Twemu.......... nie dawaj mu wolnej reki na wszystko!!!!
Wracaj do Twojego domu i zajmij sie soba!!!!!
My zyjemy obok siebie..... lecz widze male kroczki do przodu.... bardzo male moge powiedziec w sumie........ sa tez kroki do tyłu niestety .....jednak tu jest tyle madrych ludzi... oni nam tak pomagaja.....korzystaj, uczmy sie ......
DZIĘKUJĘ ZA WASZE MĄDRE WPISY NASI ANIOŁOWIE :)
Głowa do góry :)
POzdrawiam i będę pamietać w modlitwie!!!
xxx
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-28, 08:34
martaj napisał/a:
ja również niestety nie jestem matka i być może nigdy nie będzie mi to dane..
Marto a wiesz co to autosugestja i uleganie jej???
czy wiesz jak ważną role odgrywa samo nastawienie człowieka???
pozytywne to 50% sukcesu
negatywne to 50% porażki....
a wybór jest twój...........
martaj napisał/a:
Wiem że musze zacząć żyć bez niego.
masz pełna rację !!!
i nie koniecznie do tego potrzebny jest rozwód, i nie koniecznie trzeba uciekać nieraz na drugi kraniec kraju.....
a jak nauczyć się zyć samoistnie???
-jako odrębna jednostka ...(bez efektu asymilacji)....
nauczą cię pewnie specjaliści-dlatego tak ważne by skorzystać z ich pomocy i wkońcu zadbac o siebie
pozdrawiam
[ Dodano: 2011-09-28, 08:39 ]
Danka 9 napisał/a:
nie brzmi to spójnie...
jak to moze byc ze drugi człowiek , maz ma władzę nad Tobą....
A może Danko...może
i jak każden seeeeee pogrzebie w sobie to stwierdzi że to fakt
bo może
martaj [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-28, 13:34
zdaję sobie sprawę ze skutków rozwodu, ale jeśli ja się nie zgodzę to i tak prędzej czy później sąd go orzeknie...
także chcąc nie chcąc i tak się ze mną rozwiedzie
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-28, 17:04
martaj napisał/a:
także chcąc nie chcąc i tak się ze mną rozwiedzie
może i tak , ale sumienie nic Ci nie będzie wyrzucać.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.