Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Witam Was wszystkich obecnych na tym Forum,
Od ponad pół roku czytam Wasze listy, rady i podpowiedzi i bardzo Wam za wszystko dziękuję, pomimo, że nie pisaliście bezpośrednio do mnie, to dzięki Waszemu zaangażowaniu i pewności tego, o czym piszecie, też utwierdzam się w tym, że przyjęłam ogólnie w życiu i w sytuacji, w jakiej się znalazłam słuszny kierunek działań, tzn. wytrwać w małżeństwie, starać się pokonywać przeszkody, traktować relację z mężem jako najważniejszą. Tak globalnie tak uważam i tak czuję, choć są takie dni, że pojawiają się we mnie skrajne uczucia do niego- od życzliwości i miłości po ogromną złość i nienawiść. Dziś postanowiłam napisać , podzielić się tym, co przeżywam, bo też czuję się z tym wszystkim bardzo samotna, zdezorientowana. W marcu zeszłego roku okazało się, że mój mąż ma skłonności homoseksualne, jest zarejestrowany na portalu erotycznym podając się za biseksualistę. Będąc na tym portalu kontaktuje się z innymi mężczyznami, dostaje od nich intymne zdjęcia, przesyła im swoje, rozmawia z nimi przez komórkę. Moja reakcja, kiedy się o tym dowiedziałam, to szok!! Miałam też poczucie winy, że zaniedbałam go, że dużo zajmowałam się dziećmi, dużo pracowałam, przez ostatnie lata przeżywałam też trudności w relacji z moją mamą, co bardzo mnie obciążało, ale też za bardzo angażowałam w te moje problemy męża. Miałam poczucie, że w dużym stopniu to jego odejście jest z mojego powodu, też czułam że on jest zupełnie rozbity, zagubiony w życiu jak rozbitek na morzu. Mówiłam o tym, że go kocham, potem wspomniał że dobrze się czuł z tą akceptacją i miłością z mojej strony. Jednocześnie był w stosunku do mnie zdystansowany, wieczorami nadal siadał do komputera, ja w tym czasie czułam się beznadziejnie, pomagała modlitwa, ale też jakieś skupienie i poczucie powagi tej całej sytuacji. Czytałam co na to psychologia? Generalnie biseksualizm uznany jest za trzecią orientację (po hetero i homo). Homoseksualizm oficjalnie nie jest już uznawany za zaburzenie, lecz za normę. Psycholodzy bardziej pracują z tymi osobami nad zaakceptowaniem przez nich ich orientacji, szukają sposobów na zaspokojenie pojawiających się potrzeb, wielu mężczyzn, z którymi kontaktuje się mój mąż, ma żony i dzieci. Jeden z nich napisał mojemu mężowi, że jeśli ja nie akceptuję jego aktywności na portalu, znaczy że jestem samolubna i myślę tylko o sobie. Nie jest mi łatwo. Mój mąż jest osobą bardzo odpowiedzialną, poważną (ten portal to taka jego druga natura), nie podjął decyzji o odejściu ode mnie, mamy dwoje dzieci (chłopców), zostawiając nas miałby chyba zbyt duże wyrzuty sumienia. A ja momentami czuję się tak, jakbym stała na drodze do szczęścia mojego męża, jest mi strasznie ciężko ze świadomością, że ze mną nigdy nie będzie w pełni szczęśliwy i że może powinnam pozwolić mu odejść??? Na Forum znalazłam książkę „Wstyd i utrata przywiązania- zastosowanie terapii preparatywnej” (dot. mężczyzn o orientacji homoseksualnej). W książce przedstawione jest inne podejście, inne od tego, które jest powszechnie reprezentowane przez współczesną naukę. Homoseksualizm opisywany jest jako konsekwencja pewnych doświadczeń, przeżyć z wczesnego dzieciństwa, frustracji potrzeb związanych głównie z ojcem, opisywany jest jako pewnego odstępstwo od normy. Pomaga mi ta książka, bo zaczynam patrzeć na homoseksualizm mojego męża jako na pewną dolegliwość, z którą musimy sobie poradzić. Najtrudniejsze dla mnie jest to, że każde z nas musi radzić sobie oddzielnie, bardzo trudno jest nam rozmawiać na ten temat, w zasadzie jeśli rozmawiamy, to z mojej inicjatywy, bo gdybym nie zaczynała czasami mówić, o tym, co czuję, to chyba bym zwariowała. Terapia wspólna nie wchodzi w grę, mąż nie chce, sam też się nie zdecyduje, byłoby to dla niego zbyt trudne, nie widzi sensu. Teraz stara się nie wchodzić na portal, kiedy jesteśmy razem. Mieszkamy razem, śpimy w jednym łóżku, jadamy razem posiłki, spędzamy razem święta i inne wolne dni, wychowujemy dzieci, ale nie ma i chyba już nie będzie między nami dreszczyku emocji, zrobiło się między nami poważnie, przestaliśmy współżyć ze sobą. Jest mi strasznie trudno żyć z nim, z poczuciem, że on jest ze mną głównie z poczucia obowiązku, trudno żyć z poczuciem, że nie pociągam go fizycznie jako osoba, jako kobieta, trudno mi spać obok niego ze świadomością, że być może nigdy już nie będziemy się kochać, bo on woli spełniać swoje potrzeby seksualne wirtualnie z mężczyznami, choć teraz na mniejszą skalę. Czuję się opuszczona przez niego fizycznie i emocjo lanie, zaczął też otwarcie odrzucać te wartości, które były dotychczas ważne, neguje Kościół, na msze chodzi tylko ze względu na dzieci. Czasami wydaje mi się, że już tego nie wytrzymam, jestem zmęczona życiem z nim, napięciem, które jest między nami i w nas. Mam wrażenie, że mój mąż potrzebuje obok siebie silnej osoby, niezależnej emocjonalnie, a ja taka nie jestem. Emocjonalnie jestem zbyt wrażliwa. Bycie blisko niego, kilka dni spędzonych wspólnie odbiera mi energię, czuję że przy nim słabnę. Siłę daje mi kontakt z Bogiem, ale jako człowiek nie wiem jak długo tak jeszcze wytrzymam. A może powinniśmy się rozstać? Sama nie wiem, jak byłoby lepiej? Czuję się jak w potrzasku…
Pozdrawiam Was
Matylda
renia [Usunięty]
Wysłany: 2011-05-03, 02:28
Witaj Matyldo
Nie wiem jakie jest podłoże homoseksualizmu, ale najnowsze badania opublikowane w Stanach potwierdziły, że właśnie wczesne doświadczenia mają kolosalny wpływ na kształtowanie się takich skłonności. Polecam artykuł w Miłujcie się, chyba przedostatnim numerze.
A to co napisał ten ktoś z którym pisał twój mąż Jeden z nich napisał mojemu mężowi, że jeśli ja nie akceptuję jego aktywności na portalu, znaczy że jestem samolubna i myślę tylko o sobie. jest absurdalne. wstrząsnęło mną bo coś podobnego napisał znajomy mojego męża, gdy nie zgodziłam się na jego niemoralną propozycję.
To raczej ten pan myśli tylko o sobie i swojej przyjemności, mając gdzieś uczucia wyższe innych. To podłe , egoistyczne i szatańskie. I nie daj sobie wmówić, że z tobą jest coś nie tak. Jesteś obrończynią czystości w twojej rodzinie i to twój mąż się bardzo pogubił. A fakt że odstawił w kąt Boga i kościół tylko to potwierdza.
Musisz się uniezależnić od niego emocjonalnie. To nie ty masz go gonić i na siłę trzymać przy rodzinie. On ma wolną wolę i musi zadecydować, czy chce mieć rodzinę, żonę, dzieci, czy woli zaprzedać się złu i spełniać swoje zachcianki.
To co on robi, te rozmowy na portalach z tymi ludźmi to zdrada, nie dawaj mu na to przyzwolenia. Twarda miłość wg Dobsona tu się przyda. ratuj swoją rodzinę. Nie zgadzaj się na zło. Dużo siły i wytrwałości życzę. Pomodlę się za ciebie o siły i dobre decyzje
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-05-03, 18:36
Mati napisał/a:
Czytałam co na to psychologia? Generalnie biseksualizm uznany jest za trzecią orientację (po hetero i homo). Homoseksualizm oficjalnie nie jest już uznawany za zaburzenie, lecz za normę. Psycholodzy bardziej pracują z tymi osobami nad zaakceptowaniem przez nich ich orientacji, szukają sposobów na zaspokojenie pojawiających się potrzeb, wielu mężczyzn, z którymi kontaktuje się mój mąż, ma żony i dzieci.
Witaj Mati,
Twój problem jest daleko bardziej złożony, niż pozornie się zdaje. Może nie takiego wsparcia się spodziewasz, ale czuję,że ta droga na pewno Cię nie zawiedzie i bardzo pomoże odnaleźć się w sytuacji jaką przeżywasz. Także i o Twoim problemie mówi ten fragment Pisma:
"(11) Lecz On im odpowiedział: Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. (12) Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!
(Ew. Mateusza 19:9-15, Biblia Tysiąclecia)
Z którym z tych opisanych elementów borykasz się w małżeństwie chyba najprędzej ustalisz w rozmowie księdzem, który pracuje w Domowym Kościele. Zachowując tajemnicę spowiedzi możesz otwarcie wyłożyc problem i uzyskać skierowanie do duchownego, który z racji wykształcenia lub pracy będzie potrafił poprowadzić Cię przez odpowiednią terapię całkowicie opartą o Boga. ( oczywiście chodzi mi o czysto ludzką pomoc-pomoc psychologa czy seksuologa ) Bo tak naprawdę tajemnicę serca Twojego męża zna tylko Jezus, więc i On sam najlepiej wie jak pomóc Wam obojgu.
Tu na forum za to znajdziesz wsparcie dla siebie, wpólnotę i otuchę zawsze , gdy będziesz tego potrzebowała.
A za renią powtórzę,że mężczyzna który napisał te raniące słowa:
Cytat:
Jeden z nich napisał mojemu mężowi, że jeśli ja nie akceptuję jego aktywności na portalu, znaczy że jestem samolubna i myślę tylko o sobie
nie tylko nie kierował się miłością, ale wykazał się skrajnym egoizmem . Nie bierz sobie do serca tych słów. Nigdy do nich nie wracaj, oddaj je Bogu z miłością i pomódl się za niego, a to najlepsza odpowiedź na te kamienie.
Ponieważ na te trudną sytuację odpowiedziałaś miłością to zło będzie Cię atakować, ale oddając wszystko Maryi, najlepszej żonie i Matce, będziesz bezpieczna .
Pod Twoją obronę...
Mati [Usunięty]
Wysłany: 2011-05-06, 10:44
Bardzo Wam dziękuję za odpowiedź! Faktycznie sytuacja, w jakiej się znalazło moje małżeństwo jest bardzo złożona. I sama czuję, że jesteśmy w jakimś bardzo długim procesie radzenia sobie z nią, choć każde z nas osobno. Mam dużo obaw o mojego męża, że odchodzi od wszystkiego, co było dotychczas dla niego ważne, jest mi go żal, wydaje mi się taki zagubiony, a jednocześnie tak strasznie zamknięty na innych ludzi, on faktycznie na tym portalu znalazł facetów, którzy dają mu akceptację, szybką poprawę nastroju. Mam wrażenie jakby tym rodzajem aktywności poprawiał sobie nastrój, tak jak alkoholik alkoholem, to działa jak narkotyk. Napisałaś Renia, że mój mąż ma wolną wolę i musi zdecydować. Racjonalnie wiem że tak jest, ale ja postrzegam go teraz jako bardzo słabą osobę, biernie poddającą się biegowi wypadków. A może ja faktycznie przez własne silne przekonania i to, że mi zależało na utrzymaniu naszej rodziny, pozbawiłam go w jakiś sposób przestrzeni do decyzji. Bo mam wrażenie, jakby emocjonalnie zbyt dużo zależało ode mnie, a jednocześnie teraz brakuje mi tej jego otwartej deklaracji, że decyduje się zostać w małżeństwie. A może po prostu zbyt dużo wymagam? bo przecież, jeżeli nadal jesteśmy razem, to świadczy to też o jego decyzji. Wiecie strasznie mi trudno z tym, że on tak mało mówi o uczuciach, o pozytywnym nastawieniu do dzieci, do mnie. Ostatnio wręcz stwierdził, że on nie lubi dzieci , bo są nieznośne. Serce mi się kraje, jak patrzę, jak bardzo chłopcy go potrzebują, jak zabiegają o kontakt z nim. Choć straszy syn ostatnio faktycznie zaczął być opryskliwy w stosunku do niego, mam wrażenie że ma dużo złości do niego za ten brak kontaktu i permanentną irytację. Jednocześnie wiem, że mojemu mężowi może być trudno dać chłopcom to, czego sam przecież nie dostał. Jego ojciec był alkoholikiem, miał do niego ciągłe pretensje, mówił, że nie zachowuje się jak chłopak, bo nie wybija szyb, nie bije się z kolegami, nazywał go ofiarą, nie był dla niego oparciem, wręcz źródłem nieszczęścia i wstydu. Matka z kolei była strasznie dominująca, utrzymywała całą rodzinę, dużo pracowała i była bezwzględna w swoich wymaganiach, co do sprzątania, zajmowania się domem. Dodatkowo nadużywała emocjonalnie mojego męża, kiedy miał naście lat chciała np. iść z nim na sylwestra, bo nie miała z kim. Kiedy wychodził na imprezę, słyszał od niej „Mamunia zostanie sama”…wychodził z poczuciem winy, że zostawia ją samą… Obciążała go swoimi problemami, a on dodatkowo musiał zajmować się o 10 lat młodszą siostrą, do tej pory siostra widzi w nim swojego opiekuna, na jej weselu matka zatańczyła taniec rodziców państwa młodych z moim mężem. On uciekł od niej o 300 km, inaczej nie potrafił postawić jej granic, zamieszkaliśmy bliżej moich rodziców. Na początku naszego małżeństwa mąż miał w sobie dużo energii, siły, potem stopniowo coraz bardziej zamykał się w sobie. Ja chyba za mało na to reagowałam, dużo pracowałam, zajmowałam się dziećmi, nie dbałam o niego…Mam świadomość jak bardzo został skrzywdzony i obciążony w dzieciństwie. Tak jakby nie nauczył się żyć jak niezależny, zadowolony z siebie mężczyzna, bo nie miał do tego warunków, życie bardzo go obciąża, nie potrafi się nim cieszyć. Zdaję sobie sprawę z tego, że ten cały homoseksualizm to szukanie siły w innych mężczyznach, jakby cofnięcie się do bardzo wczesnej fazy rozwoju, szukanie czegoś, czego nie dostał jako mały chłopiec. Też zdaję sobie sprawę, że jestem jakoś uzależniona od niego emocjonalnie, żyliśmy blisko siebie przez 10 lat, ale trudno mi odciąć się od niego, mam tyle smutku w związku z jego historią życia i w związku z naszym małżeństwem. Ale też czuję, że powinnam zacząć żyć bardziej swoim życiem, bo takie koncentrowanie się na nim działa na mnie źle, że powinnam znaleźć jakąś odskocznię od tej relacji, ale nie potrafię, nie wiem jak to zrobić. Dziękuję Ci Kinga za ten cytat, bo faktycznie chyba tak jest, że ludzie spowodowali, że mój mąż nie czuje się dobrze w rodzinie, w małżeństwie - to jakoś ustawia mi rzeczywistość. Dla mnie to też kwestia życia z nim w fizycznej ascezie, poradzenia sobie z potrzebą bycia z nim w bardziej intymny sposób. Myślałam o tym, żebyśmy mieli oddzielne sypialnie, wtedy byłoby mi łatwiej, ale z drugiej strony oddaliło by nas to od siebie jeszcze bardziej…Mój mąż miał też pomysł, żeby zapisać się na kurs tańca w ramach oderwania się od trudnej codzienności, ale nie wiem, czy będę potrafiła tańczyć z nim, kiedy on nie potrafi ze mną rozmawiać o ważnych rzeczach miedzy nami… jakoś strasznie mnie to blokuje na takie drobne przyjemności. Choć chyba to błąd?! On tez mi powiedział, że kiedy ja mam poważny nastrój, to jemu tez się udziela. Więc tak dołujemy siebie nawzajem. Ale trudno się cieszyć tak na zawołanie, kiedy zachwiane są podstawy…A z drugiej strony te podstawy jakoś trzeba zacząć budować na nowo. Gubię się w tym, może ktoś z Was miał podobne dylematy?
Co do terapii, to ja jestem w trakcie. Dwa lata temu rozpoczęłam terapię, nie mogąc poradzić sobie z relacją z moją mamą. Bardzo pomaga mi to też w problemach z mężem, choć nie jest to terapeuta chrześcijański. Ale staram się podczas spowiedzi mówić o swoich problemach, choć nie mam stałego spowiednika/opiekuna duchowego, to dostaję naprawdę dużo wsparcia i wskazówek od księży w konfesjonale.
Pozdrawiam
Mati
[ Dodano: 2011-05-06, 11:00 ]
A i jeszcze jedno. Napisałaś Kinga, że jak się odpowiada miłością, to zło atakuje. Tak, tak chyba jest, że nie wystarczy raz odpowiedzieć i też nie wystarczy raz zdecydować, bardzo bliskie są mi też słowa "uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę". Ktoś na Forum napisał też o przysiędze małżeńskiej, że przysięgamy za siebie, niezależnie od tego, co spotka nas ze strony męża/żony. Strasznie to trudne.
Pozdarwiam Was ciepło
Mati
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-05-06, 13:29
Mati napisał/a:
Mój mąż miał też pomysł, żeby zapisać się na kurs tańca w ramach oderwania się od trudnej codzienności, ale nie wiem, czy będę potrafiła tańczyć z nim, kiedy on nie potrafi ze mną rozmawiać o ważnych rzeczach miedzy nami… jakoś strasznie mnie to blokuje na takie drobne przyjemności.
A może warto spróbować. Słyszałaś o terapii tańcem dla dzieci i dorosłych? To pomaga w budowaniu komunikacji, przełamywaniu barier . Jednak zanim się zdecydujesz porozmawiaj o tym ze swoim terapeutą-myślę tu o trudnościach z bliskością- o konsekwencjach dla Ciebie-wszak taniec często wymusza bliskość i ciał. Chyba powinnaś przemyśleć wszystkie potencjalne "za" i "przeciw".
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.