Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Malwina83,
wydzielam Twoje posty i odpowiedzi dla Ciebie do osobnego wątku. Niechcący zawłaszczył się wątek Sylwii na Twoje sprawy, zostawmy dziewczynie jej kacik na porady i wylewanie smutków, a Twoich wspierających przyjmuj u siebie.
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-26, 22:13
Malwino,
tak, to boli. BOLI bardzo mocno.
I nie wiem jak Ciebie pocieszyc, chociaz bardzo chcialabym umiec.
Ale zrozum, ze mozesz nadal kochac swego meza i nie zatracac swej godnosci, czyli nie blagac, nie szlochac, nie robic scen. Na mezczyzn nadmierna emocjonalnosc ma odwrotny wplyw. WIem, bo przerobilam. Kiedy w ubieglym roku urodzilam nasze drugie dziecko, w 24-ym tc, maz po dwoch tygodniach zostawil mnie. Nie chcial rozmawiac, uciekal. Kiedy ja przychodzilam do domu i dzwonilam do niego, on mi dawal opcje: albo Ty w naszym mieszkaniu albo ja. To bylo okrutne i bardzo bolesne. Pamietam ze mialam oczy spuchniete od placzu. Ale to byl tez ten moment kiedy zrozumialam ze moge zyc bez meza jezeli w pelni otworze sie na dzialania Boga i Matki Bozej w moim zyciu.
Jestem w bardzo glebokim kryzysie i nie ma cienia nadziei po ludzku na uratowanie mego malzenstwa ale, ale...jest Matka Boza, jest Rozaniec Sw, swieta Rita, no i nadzieja. Taka dziwna bo przeciez niewytlumaczalna po ludzku, ze moze kiedys, moze nawet w Niebie moj maz bedzie przy mnie i bedziemy szczesliwi
Jest ciezko, wiem. Ale oddaj to wszystko Bogu nad modlitwie, nawiaz z Nim osobista relacje. Mow Mu o swoim bolu, On na pewno Ciebie pocieszy...
Pozdrawiam.
Z Bogiem.
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-27, 10:24
KINGA2
przepraszam, faktycznie, ale zrobiłam to całkiem nieświadomie
[ Dodano: 2011-11-27, 10:30 ]
FRANCISZKO
uwierz, umiesz pocieszyć
Twoje historia to po ludzku ogromna dawka nadziei:)
[ Dodano: 2011-11-27, 11:02 ]
Agnieshka
póki co nie mogę się przeprowadzić, bo nie mam gdzie.Wczoraj byłam zobaczyć to mieszkanie-to nawet nie kawalerka, malutki pokój, łazienka i we wnęce kuchenka i malutki zlew, nie dało by się tam żyć, co najwyżej nocować.Gdyby przyszło tam żyć moja depresja tylko by się pogłębiła.
Muszę się wziąć w garść bo mój stan wykańcza mnie fizycznie,nic nie jem, wymiotuje , ale najgorszy jest ten ból głowy, pewnie od płaczu, nie daje mi nawet spać.
Mojego stanu mąż nie widzi, bo mnie unika, zachowuje się jakby się mnie bał.
Nikt nie jest wstanie go przekonać, żeby przyjść i porozmawiać ze mną.
Dostałam tylko sms:
"moje stanowisko się nie zmieniło, masz się wyprowadzić".
Więc nie wiem co się będzie działo tego 1grudnia.....
On jest pod wpływem swojej rodziny, ma ich całkowite poparcie.
Jest przepełniony nienawiścią, naprawdę mogę użyć tego słowa choć jest straszne.
Moje ukojenie to modlitwa, wiem ,że tylko Bóg może skruszyć jego serce.
Jest już po spotkaniu z prawnikiem.....muszę zbierać siły na ten dzień w którym otrzymam pozew...
Ale wiesz Agnieshka mam w sobie choć ten spokój, że jestem fair.
Że robię wszystko,żeby nas uratować.
Tak jak mówisz, ja kiedyś czytałam właśnie, że każdy związany sakramentalnym związkiem, po mimo rozwodu, przed Bogiem staniemy jako małżeństwo....Bóg bedzię wiedział, że walczyłam do końca.
Najgorzej znoszę te wszystkie mysli-wspomnienia, tylko te dobre, wcale nie myśle o tych ostatnich złych sytuacjach.A mój mąż na odwrót.....
Nawet śni mi się codziennie, ten sam sen-przytula mnie, więc jak się budzę dzień zaczyna mi się od ogromnego żalu.
Dziś 35dzień NP, choć moje życie "mnie kopie" z każdej strony, ludzie zawodzą, każdy kolejny dzień to zmaganie się z tym bólem odrzucenia, trwam i się nie poddam.
Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych,kocha tak samo mnie jak mojego męża i na pewno chce naszego dobra....
"JEZU , ZAJMIJ SIĘ MOIM ŻYCIEM"
landis85 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-27, 11:15
macie dzis rowiez moja modlitwe
sama wiem przez co przechodzicie , co prawda to nie ja musialam sie wyprowadzic, zrobil to moj maz , ale pamietam ten stan kiedy wydawalo mi sie ze przegralam zycie
to bylo 3 lata temu, dzis zyje z mezem w separacji, zyjemy calkowicie oddzielnie chociaz pod jednym dachem, ale mozna zyc szczesliwie bez fizycznej i duchowej obecnosci meza w swoim zyciu
ja dopiero sie tego ucze tak naprawde , kiedys slowa zajmij sie swoim zyciem,daj czas czasowi wydawaly mi sie banalne, ciagle szukalam pomocy jak naprawic meza, co zrobic zeby wrocil
oczywiscie bez skutku
trzeba pozwolic sobie na placz i zal, ale nie w samotnosci, oddajcie swoj smutek i zal Bogu, mi to pomagalo, kiedy glosno mowilam Bogu o swoich zalach
polecam spotkania sychar, poszukajcie czy w swoim miescie ogniska sychar, do tego rekolekcje, mnie zawsze stawialy na nogi i umacnialy
jawor [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-27, 22:16
Dziewczyny nie dajcie się.Wiem jak to jest i wiem że jak ktoś cie rzuci na kolana to trudno sie podnieść ale jak się podniesiecie to będziecie silniejsze i mądrzejsze.U mnie było podobnie tyle że to mnie żona zostawiła z dziećmi i wyniosła się Bóg wie gdzie.Od czasu do czasu przyjeżdża do domu i wtedy zaczyna się horror,ale zbieram się do kupy i ciągnę ten wózek dalej,a moja siła jest w dzieciakach i w ich marzeniach,moich nie udało się zrealizować ,przynajmniej nie wszystkie ale chce zrealizować chociaż te małe marzenia moich dzieci.Z bólu też można czerpać siłę do tego żeby być lepszym.WIELKI SZEF nigdy nie powiedział że będzie łatwo i przyjemnie przez całe życie."Pogadam"z WIELKIM SZEFEM nie umiem sie do NIEGO modlić ale czasami z nim gadam,to znaczy ja mówie a ON milczy i nawet nie wiem czy słucha ale potem jest mi jakoś lżej i dalej mogę w miarę normalnie funkcjonować.Powiem MU o was może w końcu usłyszy i coś z tym zrobi,ale nie dajcie się,życie jest piękne
Michalina [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-27, 23:18
Landis85 trafnie to ujęłaś, bo ja jak doła załapie to się czuję jakbym przegrała to życie... codziennie wstaje próbuję od nowa wziąść się w garść, kilka dni ok i znowu dół i tak wkoło, dziś znowu dół... Ja jednie już Bogu to powierzam i modlę się o cud...
bo po ludzku już nie daję rady...
[ Dodano: 2011-11-27, 23:21 ]
jawor dziękuje za słowa wsparcia, ja bynajmniej choć się uśmiechnęłam pod nosem, jakbym Was tu nie czytała i nie trafiła na to forum nie wiem co by ze mną było...?
jawor [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-28, 21:05
A co do realizacji marzeń,to latem udało mi się zrealizować jedno z wielkich marzeń mojego syna.Chciał mieć psa,ale takiego jak kiedyś już mieliśmy no i dostał.Mały zadowolony bo ma swojego "szczeniaczka"5miesięcy i 15kilo szczęścia i miłości,a ja wiem że zawsze ktoś na niego czeka w domu jak ja siedzę w pracy a córka ma dłużej zajęcia.Ja mam za to więcej roboty ale i radości co niemiara.No i jak mam doła to przyjdzie ktoś puknie mokrym nosem i trzeba wstać i iść na spacer.Może taki plan miał WIELKI SZEF?Tutaj są same panie ale ze mnie w pracy chłopaki czasami w żartach się podśmiewają że taki MAMOTATO jestem takie dwa w jednym.Dziewczyny nie jest źle,ale jak będziecie sobie"pozwalały"na dołki to będzie kiepsko,nawet sam PAN BÓG ani wszyscy ŚWIĘCI nie dadzą rady nic zrobić dopóki same się za siebie nie weżmiecie.
Michalina zrób się na bóstwo zacznij sprawiać sobie drobne przyjemności,wierz mi że nastrój ci się poprawi,i nie siedź sama w domu bo to droga donikąd.Wszystko w końcu dobrze się skończy WIELKI SZEF o to zadba Jakbym w to nie wierzył to było by kiepsko
[ Dodano: 2011-11-28, 21:11 ]
A co do realizacji marzeń,to latem udało mi się zrealizować jedno z wielkich marzeń mojego syna.Chciał mieć psa,ale takiego jak kiedyś już mieliśmy no i dostał.Mały zadowolony bo ma swojego "szczeniaczka"5miesięcy i 15kilo szczęścia i miłości,a ja wiem że zawsze ktoś na niego czeka w domu jak ja siedzę w pracy a córka ma dłużej zajęcia.Ja mam za to więcej roboty ale i radości co niemiara.No i jak mam doła to przyjdzie ktoś puknie mokrym nosem i trzeba wstać i iść na spacer.Może taki plan miał WIELKI SZEF?Tutaj są same panie ale ze mnie w pracy chłopaki czasami w żartach się podśmiewają że taki MAMOTATO jestem takie dwa w jednym.Dziewczyny nie jest źle,ale jak będziecie sobie"pozwalały"na dołki to będzie kiepsko,nawet sam PAN BÓG ani wszyscy ŚWIĘCI nie dadzą rady nic zrobić dopóki same się za siebie nie weżmiecie.
Michalina zrób się na bóstwo zacznij sprawiać sobie drobne przyjemności,wierz mi że nastrój ci się poprawi,i nie siedź sama w domu bo to droga donikąd.Wszystko w końcu dobrze się skończy WIELKI SZEF o to zadba Jakbym w to nie wierzył to było by kiepsko
[ Dodano: 2011-11-28, 21:13 ]
SMUTEK PRZYGNĘBIA SERCE CZŁOWIEKA<DOBRE SŁOWO JE ROZWESELA
Michalina [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-29, 19:13
Ja mam nadzieję, że WIELKI SZEF Nam wszystkim pomoże prędzej czy później, będę się modlić za Nas wszystkich "kryzysowych"... Ja wolę siedzieć sama w domu niż spotykać się z koleżankami, które uważają, że lepiej zgodzić się na rozwód..., wolę poczytać tu forum, czy księżkę, ale dziękuję za dobre rady i rozweselenie :)
Dak78 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-03, 20:45
Michalino.
Dobrze idziesz, dobrze robisz.....i dobrze radzą Ci Sycharki.
Jak potoczyły się dni ?
Jak się czujesz ?
Panie, daj odczuć Michalinie, że jej błogosławisz
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-03, 21:59
Witaj
dzis przeczytałam Twoje posty
wizja wyprowadzki jest mi bliska...wiele razy mąż zadał bym sie wyprowadziła
w czasei kryzysu....moge sobie wyobrazic co czujesz
jak czytam Ciebie czuje bunt....sorry maz nie ma prawa Cie wyrzucac zimą....wogóle wyrzucac ze wspolnego domu
nawet jesli przed slubem byl to jego dom, czy brata...teraz to wasze wspolne miejsce
skad taka nienawisc? co maz Tobie zarzuca?
Pierwszym moim odruchem po zadaniu męza...bylo pakowanie sie....mieszkalam pare dni u rodzicow....płacząć
otrzasnełam sie i wrociłam...jestem Twoja zoną i to moj dom....wspolny....
masz dosyc, rozumiem....moze nie było wszystko ok..pogadajmy, pojdzmy na terapię
ale ja nie bede szukac domu....chyba ze Ty?jesli potrzebujesz odpoczac
przejrzałam setki ofert mieszkan, tospory wysiłek, umawianie szukanie....wiem jak sie czujesz
ale nie jestes rzeczą ktora sie wystawia za drzwi....nie daj się!!!
wspieram modlitwą....moze maz dojrzeje do rozmowy o Was?
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-03, 22:02
Jak Ty sie trzymasz?
wymioty, niejedzenie, płacz, depresję..przerabiałam
przytulam....moze są sycharki w Twoim miescie...Oni kazdego wyciągną z biedy
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-04, 09:47
Danusia
tak jak mówisz, przez to czuje się jak rzecz , którą chce się szybko pozbyć.....
Ja źle się czuję tu mieszkając, jego brat na dole, niedaleko dom teściów i ja.....ta zła.
Mąż zjawia się jak jestem w pracy i zostawia rachunki na stole...
jednym z problemów było właśnie to,że on nie uznawał wspólnoty majątkowej, nigdy nie usłyszałam "nasze", tylko "twoje", "moje", więc od końca września widziałam go 3 razy, wszedł tylko żeby zapytać"kiedy się wynosisz z mojego domu".
Pogubiliśmy się, wiele błędów popełniłam ja(doskonale sobie teraz z nich zdałam sprawę ),on również, ale mój mąż obwinia tylko mnie, sam powiedzial że się już nigdy nie zmieni.
Dla niego całym światem są koledzy i nie umie się"przestawić'na małżeńskie życie, od początku byłam w naszym małżeństwie samotna.
Teraz mówi ,że nigdy mnie nie kochał, że od zawsze udawał,a teraz jest takim jakim jest naprawdę.
Spotkał się już z prawnikiem i co najbardziej zabolało powiedział, że mnie ZNISZCZY...
Tak jak pisałam w dziale dotyczącym NP, po przekroczeniu 40dnia czuję cudowny spokój, zero płaczu, żalu, depresji, zaczęłam jeść mąż nie wykazuję,żadnych chęci ratowania małżeństwa, odpowiada mu "kawalerskie życie", ale całkowicie zaufałam Bogu i jestem spokojna-a to dla mnie nowość bo zawsze byłam nerwusem.
Czuję w sobie zmianę, przeprosiłam(niestety tylko przez sms, bo innej mozliwości nie ma)męża , za każdą krzywdę , którą mu zrobiłam i modle się, to moje jedyne ukojenie w ciągu dnia.
Michalina [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-04, 18:23
Dak78 dzięki, Ja się czuję w miarę, jakoś to ciągne powoli.....z dnia na dzień. Jest różnie, a im bliżej Świąt to mi coraz smutniej ,
Malwino. u mnie dziś 28 dzień modlitwy... i zazdroszczę Ci tego spokoju, ale może tak jak ty go poczuję później...,w chwili modlitwy jest spokojnie i wszystko ok, ale po ok 3 godz znów mnie dopada żal i smutek...
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-04, 20:28
Michalino na pewno tak będzie.
Jeśli chodzi o święta to Ci powiem, że bardzo się ich boję, tego co będę czuć gdy sama zasiąde przy stole wigilijnym....moi rodzice, siostry z mężami i dziećmi ......i ja.......sama
Teraz żyję tak- byleby przeżyć dzień, który mam , nie zadręczam się przyszłością.
Odsuwam tą myśl, że mnie porzucił, nie potrzebuje i chce się jak najszybciej pozbyć.
Powiem Ci, że moja sytuacja jest tak beznadziejna, że tylko boska interwencja może ją zmienić.
Ja już nie pamiętam kiedy ostatnio usłyszałam jego głos, a to co mówi o mnie....
Powiedział,że mnie zniszczy....ale przecież już zniszczy moja godność, pozbawił szacunku,traktuje jak niepotrzebną rzecz , więc tak się zastanawiam co on mi chce jeszcze zabrać.....?????
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.