Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2011-04-08, 10:26 Bez niego moje życie bedzie puste
Witam was wszystkich. Postanowiłam napisac, bo świat mi się zaczął walic.
Zacznę od początku. W tym miesiącu będzie 11 lat jak jestesmy razem. Jak w kazdym związku bylo raz lepiej, raz gorzej. Przezyliśmy wiele cudownych chwil, ON zawsze o mnie dbał, okazywał miłośc itp jednakże nasz związek był specyficzny, bo, chociaż miałam wszystko czego zapragnełam to czesto czułam się przy nim mało dowartościowana, on zwracał uwage na moj wyglad, ubior itp i gdy cos było nie tak jak powinno to czesto wracałam do domu i płakałam, myśląc ze nigdy nie bede dosc dobra dla niego, tym mysleniem wpedziłam się w mega kompleksy. Tak sobie trwalismy w tym wszystkim przez 9 lat, i suma sumarum bylo to pieknych 9 lat. Jednak ja wszystko zniszczyłam...
Ktos sie pojawił na horyzoncie, zaczal mowic piekne słowa, 'doceniac' i ja głupia uwierzyłam. Chciałam zostawic mojego dotychczasowego partnera zarzekajac sie ze nikogo nie poznałam, ze poprost chce byc sama. (zanim to nastapilo, jeszcze wczesniej wyjechalam i tam 'wpadłam', ten nowy wydawal mi sie taki fajny, superancki). Moj partner wtedy postanowił zawalczyc o nas, zamieszkalismy razem, układało nam sie dobrze, ale ja nadal go oszukiwałam utrzymujac kontakt z tamtym. Zachowałam sie jak nie powiem co. Gdy teraz o tym mysle czuje tak ogromne obrzydzenie, bo niszczyłam cos tak pieknego, jego zaufanie do mnie itp. Gdy moj partner odkrył co robie postawil ultimatum. Wybrałam jego, obiecalismy sobie wiernosc, ze zostawimy to bagno za nami. On zachował sie naprawde szlachetnie. W miedzyczasie zaszłam w ciaze, wprowadzilismy sie do nowego domu i wszystko zaczeło sie pieknie układac. Czasem bywaly gorsze dni, ale ogolnie widziałam nas oczami wyobrazni jako staruszków trzymających się za ręke. Pięka perspektywa... Jednak jak to ja znow wszystko zniszczyłam.
Obiecałam mu czystosc, zadnego bagna, szczerosc itp ale raz mi cos odwalilo i wpisalam w google nazwisko tamtego... Nie wiem po co, bo na mysl o tym wszystkim, o przeszłosci chce mi sie wymiotowac(dosłownie). Znalazłam tam jego siostre, odsłuchałam kilka piosenek ktore nagrała a ktorych niegdy wczesniej nie słuchałam i nie odczuwajac zadnych wiekszych emocji zamknelam strone i na tym sie skonczylo. Moj partner sie o tym dowiedział i wszystko legło w gruzach. Mowi ze nie mamy po drodze, ze ja chce innych rzeczy niz on, ze mam inna moralnosc. Nie wierzy juz w zadne moje słowo. A ja jestem tak potwornie zła na siebie, ciagle płacze i nie moge przestac myslec o tym jaka głupia jestem i jak go mocno kocham. tamto procz tego ze przeorało moja i jego psychike nie mialo dla mnie zadnego znaczenia. Popełniłam kolejny głupi bład wpisujac jedno hasło w google On zawsze był moim kochanym Słoneczkiem i tak bardzo chciałam zeby zawsze swiecił tylko dla mnie, tak bardzo go kocham i nie potrafie sobie tego wszystkiego wybaczyc. Obiecałam sobie ze jak bedzie chciał to ja znikne z jego zycia, ale jednak nie potrafie go zostawic, nie wyobrazam sobie mojego zycia bez niego, tak wielka czastka mnie zawsze byl i nie chce zeby to sie kiedykolwiek zmieniło. Siedze cały czas jak struta i nie wiem co robic, wszelkie proby rozmowy spełzają na niczym a jesli odpowiada to z wielka ironia. Cos w nim pękło. Zawsze uwazałam ze złapałamPana Boga za nogi. On jest NAPRWDE najcudowniejsza istota jaka kiedykolwiek poznałam i nie przesadzam mowiąc że bez niego moje zycie straci kolory i sens.
Mamy cudowne dziecko i keidys mu obiecałam ze nigdy nie bedzie tak ze bedzie ono wykorzystywane w walce pomiedzy nami. Całą sytuację komplikuje również fakt, ze jestem teraz w ciazy, pierwszy trymestr. Boje sie strasznie tego, co przyniesie kolejny dzien. Tak bardzo sie cieszylam, ze bedziemy mieli pełną rodzine, mielismy sie(w koncu!) pobrac... Nie wiem co ze soba zrobic, strasznie cierpimy, oboje... tak bardzo go kocham!
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-08, 15:17
BezSerca,
Witaj na forum.
Twoja historia smutna jak wszystkie, które tu się zaczynają. Nie znaczy jednak,że smutno się wszystkie kończą. Jest tu wiele przykładów,że ludzka determinacja idąc pod rękę z Bogiem potrafi przenosić góry i leczyć najiększe rany. Mamy tu już sporą gromadkę uleczonych i pogodzonych małżonków. Zatem nie smuć się.
BezSerca napisał/a:
Zacznę od początku. W tym miesiącu będzie 11 lat jak jestesmy razem. Jak w kazdym związku bylo raz lepiej, raz gorzej. Przezyliśmy wiele cudownych chwil, ON zawsze o mnie dbał, okazywał miłośc itp jednakże nasz związek był specyficzny, bo, chociaż miałam wszystko czego zapragnełam to czesto czułam się przy nim mało dowartościowana, [..]wpedziłam się w mega kompleksy. Tak sobie trwalismy w tym wszystkim przez 9 lat, i suma sumarum bylo to pieknych 9 lat. Jednak ja wszystko zniszczyłam...
Trochę to dziwnie brzmi. Jesteśmy razem, ale czy w związku sakramentalnym? Bo dalej piszesz nie o mężu, ale o partnerze.
Było cudownie, a jednak jestem zakompleksiona i niedowartościowana? To w końcu jak było?
BezSerca napisał/a:
Ktos sie pojawił na horyzoncie, zaczal mowic piekne słowa, 'doceniac' i ja głupia uwierzyłam. Chciałam zostawic mojego dotychczasowego partnera zarzekajac sie ze nikogo nie poznałam, ze poprost chce byc sama.
Czego Ci brakowało,że tak łatwo zrezygnowałaś ze swojego szczęścia z dotychczasowym mężczyzną Twojego życia?
BezSerca napisał/a:
Obiecałam mu czystosc, zadnego bagna, szczerosc itp ale raz mi cos odwalilo i wpisalam w google nazwisko tamtego...
Jeśli to co napisałaś dalej jest prawdą, to skąd ten wynikły problem. Do googli wpisuje się różne rzeczy i naziska, ale to nie jest powód do małżeńskich sporów, problem rodzi się gdy nie umiemy poprawnie skorzystać z informacji uzyskanych z netu. Pomyśl może jakoś zmieniłaś swoje zachowanie wobec drugiej połówki po tym serfowaniu?
BezSerca napisał/a:
Zawsze uwazałam ze złapałamPana Boga za nogi. On jest NAPRWDE najcudowniejsza istota jaka kiedykolwiek poznałam i nie przesadzam mowiąc że bez niego moje zycie straci kolory i sens.
Tak, to typowa reakcja na stres i odwrócenie proporcji.
Dla każdego to Bóg powinien być najważniejszy, a gdzie On jest na pierwszym miejscu tam wszystko jest na swoim miejscu. A zatem Pana Boga łapiemy za nogi nie z powodu mężczyzny tylko z powodu tego,że zapraszając Go do domu, On zgadza się w nim zamieszkać, błogosławi nam dobrym mężem i dziećmi ( jeśli taka Jego wola), a także spokojem i harmonią pożycia.
Nie napisałaś nic o tym jakie miejsce zajmuje w Waszym życiu Bóg i Jego przykazania, co zrobiłaś dla odbudowania związku po zdradzie, poza uzyskaniem przebaczenia od drugiej strony.
W Twoim krótkim poście zawarta jest cała kopalnia problemów, które powoli z Bożą pomocą możesz rozwiązać dla Waszego dobra, szczególnie,że nosisz pod sercem nowe życie.
Myślę,że ten kryzys w tym momencie, to wynik ogromnej Miłości Boga do tego maluszka pod Twoim sercem. Zapewne pragnie, aby urodziło się w atmosferze pięknej miłości małżeńskiej i stąd interwencja może dla Ciebie dotkliwa, ale przez to nie pozwalająca się zbyć milczeniem. Dziś może tego tak nie odczujesz, ale z perspektyy czasu dostrzeżesz tę Miłość czułą i cierpliwą.
mada27 [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-08, 15:27
Ale najpierw chyba powinien być ślub...?
chociaż nie wiem czy to dobre w tej sytuacji.
wiara47 [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-08, 17:57
Mada27
dobrze ze napisalas , bo to znaczy ze zaczynasz szukac , szukac tego co "naprawde" wazne. A juz samo pragnienie zmiany czegos w tak zagmatwanym zyciu - to juz krok do przodu...
W sercu jest miejsce ktore Bog chce dotknac Swoja Miloscia - pozwol Mu....
Mada nie wiem czy teraz jest czas na slub, moze to dobry czas na " uslyszenie " tego co Jezus chce Ci powiedziec przez te wszystkie sytuacje ktore dzieja sie w okol Ciebie i w Tobie...moze to jest pierwszy krok...
Nie spiesz sie , z niczym ....postaraj sie sluchac tego co mowia Ci Twoje uczucia,sumienie...
Ciesze sie ze jestes....
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-08, 18:05
Wiara.......coś pokręciłaś.........
Bez Serca.................a wiesz co to są konsekwencje wyborów i postaw????
BezSerca [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-08, 21:10
Witam,
Bardzo dziekuje za wszystkie odpowiedzi.
BezSerca napisał/a:
Zacznę od początku. W tym miesiącu będzie 11 lat jak jestesmy razem. Jak w kazdym związku bylo raz lepiej, raz gorzej. Przezyliśmy wiele cudownych chwil, ON zawsze o mnie dbał, okazywał miłośc itp jednakże nasz związek był specyficzny, bo, chociaż miałam wszystko czego zapragnełam to czesto czułam się przy nim mało dowartościowana, [..]wpedziłam się w mega kompleksy. Tak sobie trwalismy w tym wszystkim przez 9 lat, i suma sumarum bylo to pieknych 9 lat. Jednak ja wszystko zniszczyłam...
Trochę to dziwnie brzmi. Jesteśmy razem, ale czy w związku sakramentalnym? Bo dalej piszesz nie o mężu, ale o partnerze.
Było cudownie, a jednak jestem zakompleksiona i niedowartościowana? To w końcu jak było?
Nie jestesmy małżeństwem, niestety. Zaręczyliśmy się 4 lata temu i temat ucichł. Mieliśmy się pobrac w czerwcu zeszłego roku, ale okazał się, że jestem w ciaży i postanowiliśmy poczekac i odłożyc slub gdyz jedna z naszych znajomych, podczas przygotowan do swojego slubu poroniła przez stres jej towarzyszący, wystraszylismy sie i ustalilismy date na czerwiec tego roku (znow jestem w ciazy, ale ceremonia miała byc skromna)
Tak, było cudownie. To taki paradoks, ale pomimo tego jego czepiania sie o moj wyglad (czasem nawet sposob chodzenia) to dawał mi ogromne poczucie bezpieczenstwa. Nikomu tak jak jemu nie zaufałam, potrafiłam sie mu zwierzyc i zawsze miałam w nim oparcie. A pozatym sadziłam, ze tak wiele dla mnie robi, wiec ja moge tez zrobic cos dla niego zeby byl zadowolony.
BezSerca napisał/a:
Ktos sie pojawił na horyzoncie, zaczal mowic piekne słowa, 'doceniac' i ja głupia uwierzyłam. Chciałam zostawic mojego dotychczasowego partnera zarzekajac sie ze nikogo nie poznałam, ze poprost chce byc sama.
Czego Ci brakowało,że tak łatwo zrezygnowałaś ze swojego szczęścia z dotychczasowym mężczyzną Twojego życia?
No właśnie chyba tego ze ktos mowil (Jakie to banalne i trywialne) jaka jestem naj, naj. Czułam sie fajnie, co tu ukrywac, zapomnialam o kompleksach.Procz tych słow człowiek ten nie mial nic co by mnie w nim zainteresowało. Dałam sie podejsc jak jakas małolata.
Chyba tez chodziło o to, ze własnie tematu slubu nie bylo. Moze nie bylam pewna czy moj partner chce tak naprawde byc ze mna (zawsze uwazalam ze nie jestem jego warta i sadziłam ze on nie chce zebym została jego zoną)
BezSerca napisał/a:
Obiecałam mu czystosc, zadnego bagna, szczerosc itp ale raz mi cos odwalilo i wpisalam w google nazwisko tamtego...
Jeśli to co napisałaś dalej jest prawdą, to skąd ten wynikły problem. Do googli wpisuje się różne rzeczy i naziska, ale to nie jest powód do małżeńskich sporów, problem rodzi się gdy nie umiemy poprawnie skorzystać z informacji uzyskanych z netu. Pomyśl może jakoś zmieniłaś swoje zachowanie wobec drugiej połówki po tym serfowaniu?
Naprawde wpisalam to naziwko, wyskoczyl link do bodajze facebooka jego siostry (której nigdy nie poznałam i watpie ze ona wie o moim istnieniu) i tam bylo kilka piosenek. Ja nawet nie pamietam kiedy to bylo, splynelo to po mnie jak woda po kaczce. Oczywiscie nie czułam sie z tym najlepiej, nie wiem ki diabeł mnie podkusił, ale naprawde zapomnialam o tym. Z tym gosciem absolutnie zadnego kontatku nie szukałam, nie rozmawialam z nim itp
BezSerca napisał/a:
Zawsze uwazałam ze złapałamPana Boga za nogi. On jest NAPRWDE najcudowniejsza istota jaka kiedykolwiek poznałam i nie przesadzam mowiąc że bez niego moje zycie straci kolory i sens.
Tak, to typowa reakcja na stres i odwrócenie proporcji.
Dla każdego to Bóg powinien być najważniejszy, a gdzie On jest na pierwszym miejscu tam wszystko jest na swoim miejscu. A zatem Pana Boga łapiemy za nogi nie z powodu mężczyzny tylko z powodu tego,że zapraszając Go do domu, On zgadza się w nim zamieszkać, błogosławi nam dobrym mężem i dziećmi ( jeśli taka Jego wola), a także spokojem i harmonią pożycia.
Zanim to wszystko się zdarzyło, ta sytuacja sprzed dwóch lat to przyznam, że do Boga zwracałam się niezbyt czesto, jak to się mówi 'Jak trwoga to do Boga'
Po tamtej sytuacji chciałam się 'oczyścic' i tak rozpoczal sie moj dialog z Bogiem. Z moim partnerem chodzimy do kościoła (nie zawsze, ale rzadko sie zdarza zebysmy nie poszli) Bóg odgrywa bardzo ważną rolę w moim, naszym życiu. Pomógł mi nie raz, dał cudowne dziecko i cudownego partnera. Codziennie się modlę i proszę o łaskę dla nas i całej rodziny.
Nie napisałaś nic o tym jakie miejsce zajmuje w Waszym życiu Bóg i Jego przykazania, co zrobiłaś dla odbudowania związku po zdradzie, poza uzyskaniem przebaczenia od drugiej strony.
Stałam się chyba bardziej pokorna, tak bardzo chciałam pokazac partnerowi, ze na niego zasługuje, ze go kocham i powiedziałam, ze dam mu tyle czasu ile trzeba aby odzyskac jego zaufanie.
W Twoim krótkim poście zawarta jest cała kopalnia problemów, które powoli z Bożą pomocą możesz rozwiązać dla Waszego dobra, szczególnie,że nosisz pod sercem nowe życie.
Myślę,że ten kryzys w tym momencie, to wynik ogromnej Miłości Boga do tego maluszka pod Twoim sercem. Zapewne pragnie, aby urodziło się w atmosferze pięknej miłości małżeńskiej i stąd interwencja może dla Ciebie dotkliwa, ale przez to nie pozwalająca się zbyć milczeniem. Dziś może tego tak nie odczujesz, ale z perspektyy czasu dostrzeżesz tę Miłość czułą i cierpliwą.[/quote]
Szczerze wierzę, że masz racje
[ Dodano: 2011-04-08, 21:18 ] Wiara47, ja bardzo chce sie zmienic, chce byc czysta, zmyc te wszystkie grzechy i dac szczescie sobie i naszej rodzinie.
Nałóg, chyba ponosze własnie konsekswencje swojego głupiego i samolubnego zachowania i postawy jaka przez pewnien okres pokazywałam :( Nie wiem, czy o to Ci chodzi...
Ehh, serce mi pęka i tak bardzo chce mi sie krzyczec jak pomysle ile straciłam i jak skrzywdziłam siebie, jego i nasze dzieci (w tym jedno nienarodzone)
Jarosław [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-09, 11:34
Cytat:
Ehh, serce mi pęka i tak bardzo chce mi sie krzyczec jak pomysle ile straciłam i jak skrzywdziłam siebie, jego i nasze dzieci (w tym jedno nienarodzone)
Pomyśl również o tym, że Pan już Ci wybaczył.
Pogody ducha
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-09, 12:41
BezSerca napisał/a:
Nie wiem co ze soba zrobic, strasznie cierpimy, oboje
Trzeba zacząć od siebie
Może nasze warsztaty 12 krokowe????
lada chwila rozpoczynamy druga edycje warsztatów w wersji internetowej
Ważne, aby wybaczyć sobie, jesli jest między Wami miłość, a wnioskuję, że tak, na pewno sobie proadzicie. Czas leczy rany. Spróbujcie 12 kroków.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-09, 23:40
BezSerca napisał/a:
Nie jestesmy małżeństwem, niestety. Zaręczyliśmy się 4 lata temu i temat ucichł.
Witaj,
skoro tak się sprawy mają, to trzeba abyś wiedziała,że trzeba przepracowac problemy jakie się z tym wiążą.
Z własnego doświadczenia wiem,że większość ludzkich problemów, nie tylko małżeńskich i rodzinnych bierze początek od zniszczenia w sobie czystości. Dotyczy to czystości cielesnej, duchowej, myśli , słowa, uczuć, spojrzenia itd.
Wiesz nie jest to jednak koniec świata, bo jesli tylko pragniesz to naprawić to istnieje Miłość silniejsza od grzechu i potrafiąca przywrócić Ci czystość w każdej dziedzinie życia. I chyba właśnie tego będziesz musiała się podjąć nie tylko dla siebie, ale także dla dzieci. Tylko w czystości można budować zdrową rodzinę, więzi i relacje międzyludzkie.
Ta czystość przekłada się także na terapie psychologiczne, rekolekcje przedmałżeńskie, zdrowe i mądre przeżycie okresu narzeczeńskiego.
Abyś łatwiej mnie zrozumiała dobrze byś wysłuchała audycji:
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4738
z tego wątku- to dotyczy tematu poczęć dzieci bez sakramentu małżeństwa- konsekwencji duchowych i jak reagować- nie chodzi o to abyś się denerwowała, ale o wiedzę jaka Ci będzie potrzebna, byś znajdywała drogi do uzdrowienia, nie macając po omacku.
-tu masz informacje o tym czym jest sakrament małżeństwa i jakie rodzi realia, pozbędziesz się mżonek i nierealnych oczekiwań:
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=5774
- tu trochę materiałów o odzyskiwaniu czystości ( to dla małżeństw, ale przy tym będą też materiały dla narzeczonych)
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4784
Ponieważ nie napisałaś skąd jesteś to ciężko Ci podpowiedzieć gdzie konkretnie możesz o tym porozmawiać w realu z kimś kompetentnym, ale jeśli może gdzieś jesteś z okolic Torunia to tam jest mozliwość umówić się na rozmowę z ks. Kiełpińskim i on najlepiej wyłożyłby Ci wszystkie aspekty, podpowiadając praktyczne rozwiązania.
Jesteś w tej chwili w takim momencie życia, że jako kobieta i matka potrzebujesz spokoju, miłości i zrozumienia,a nie szarpaniny i niepokoju. Niestety człowiek i tylko człowiek sam Ci tego nie zapewni, znajdziesz to u Boga i od Niego trzeba zaczynać.
Porozmawiaj z nim od serca, a zobaczysz,że poda Ci najlepsze i najskuteczniejsze drogi, abyś mogła żyć uczciwie i założyć szczęśliwą rodzinę.
Może poproś o prowadzenie Ducha Św., a jeśli nie masz odwagi to mamy Maryję. Matkę,żonę, naszą najlepszą powiernicę i zawsze chętną wyciągnąć rękę do dziecka, które potrzebuje pomocy i woła Ją .
Tak sobie myślę,że wsparcie emocjonalno-duchowe mogłabyś także znaleźć w parafii w grupie dla młodych mam, większość parafii prowadzi takie grupy, czasem są częścią np. Domowego Kościoła czy Rodzin Nazaretańskich. Rozejżyj się u siebie, będzie Ci łatwiej. Przy okazji , czy chodziliście już z narzeczonym na nauki przedmałżeńskie? Podczas takich spotkań wiele pytań znajduje odpowiedzi, a problemy można obejrzeć w innym świetle.
I tak sobie myślę, czy masz możliwość terapii u chrześcijańskiego psychologa?
BezSerca [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-10, 00:01
Witam nocną porą,
Jarosław napisał/a:
Pomyśl również o tym, że Pan już Ci wybaczył.
Pogody ducha
Gdy o tym pomyślę, że Pan mi wybaczył to czuję się lepiej, jednak nie bede ukrywac, ze nawet przed Bogiem odczuwam wstyd...
Mirakulum napisał/a:
Trzeba zacząć od siebie
Może nasze warsztaty 12 krokowe????
Muszę się zorientowac, czy sa gdzies w poblizu mojego miesca zamieszkania. Chetnie skorzystałabym z tego typu terapii i pomocy.
mariak napisał/a:
Ważne, aby wybaczyć sobie, jesli jest między Wami miłość, a wnioskuję, że tak, na pewno sobie proadzicie. Czas leczy rany.
Wiem, ze czas leczy rany i dam go mojemu ukochanemu tak duzo, jak bedzie potrzebował.
kinga2 napisał/a:
Wiesz nie jest to jednak koniec świata, bo jesli tylko pragniesz to naprawić to istnieje Miłość silniejsza od grzechu i potrafiąca przywrócić Ci czystość w każdej dziedzinie życia. I chyba właśnie tego będziesz musiała się podjąć nie tylko dla siebie, ale także dla dzieci. Tylko w czystości można budować zdrową rodzinę, więzi i relacje międzyludzkie.
No właśnie tego chce, tej czystości, chce aby nasz dom byl dla nas oazą, gdzie wszystko jest czyste, naprawde pragne zdrowej rodziny, zdrowych relacji i wzajemnej miłości, szacunku i zaufania (chociaz z tym trzeba bedzie poczekac)
Wszystkie linki posprawdzam jutro, bo teraz nie mam juz sił, bardzo Ci za nie dziękuję.
kinga2 napisał/a:
Jesteś w tej chwili w takim momencie życia, że jako kobieta i matka potrzebujesz spokoju, miłości i zrozumienia,a nie szarpaniny i niepokoju.
Masz rację, staram się jak moge zeby sie nie stresowac, ale w obecnej chwili jest to bardzo trudne. Ja zawsze się wszystkim bardzo przejmowalam, jednak moją słabą stroną było najpierw 'robienie' a pozniej myslenie. Teraz sa tego konsekwencje
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.