Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2011-02-08, 16:05 rozterki nad odbudową małżeństwa po zdradzie
Witajcie,
trafiłam tu przypadkiem. Jestem zaskoczona, jak wiele jest wkoło ludzi, którzy przeżywają to co ja. Odkrycie to dla mnie, ze moje cierpienie jest w gruncie rzeczy nienowe i takie powszechne.
Moja historia jest banalna do bólu - jestem żoną od kilkunastu lat, mam dwoje dzieci, zostałam zdradzona przez męża, koleżanka z pracy. To podobno skończone, próbujemy odbudować naszą rodzinę, bo mamy.... dzieci, które są dla nas ważne.
No i teraz moje zmagania z tym wszystkim - spotkałam sie z psychologiem, który na wejściu stwierdził, ze trzeba zacząć od tego, DLACZEGO mąż zdradził. Wiadomo, jest deficyt jakiś, musi być. Brak zainteresowania, odsunięcie emocjonalne, skupienie na dzieciach (małe są jeszcze). Oboje pracujemy zawodowo, mieszkamy w dużym mieście, gdzie każda czynność życiowa (zakupy, urzędy etc) zabiera od razu całe popołudnie. Większość czasu spędzana w aucie, w drodze do/z pracy/szkoły/przedszkola. Rozmowy, których treść sprowadza sie do ustaleń logistycznych. No i na to wszystko seksowna, zapatrzona jak w tęczę dziewczyna, której akurat w małżeństwie też coś doskwiera.
Z pokorą zrobiłam rachunek sumienia, opłakałam zdradę i chyba wybaczyłam, modlę się nieustannie o wytrwanie. Próbuję unikać poprzednich błędów, żyję na wdechu, uważnie obchodzę rafy i wyboje.
Ale jest coś, co mnie dręczy - mam uczucie, ze to droga jednak donikąd. Że sie nam nie uda, bo przecież nie można żyć odświętnie przez całe lata. Ja - uczciwe mówię - nie miałam poczucia, ze przeżywamy kryzys. Widziałam to oddalenie od siebie, bolało nawet czasem, ale w rozmowach naszych często wracała świadomość, że to przejściowe, że mija, kiedy dzieci troszkę będą starsze, to pójdzie łatwiej. Przeżyliśmy różne wiraże, trudności zewnętrzne, ale przez te kilkanaście lat głęboko wierzyłam w siłę naszego Sakramentu i w to, zę w sumie patrzymy w jednym kierunku. Ten cios, zawód jest dla mnie potworny, bo chciałam wierzyć, ze moje wartości są jego wartościami. A to się stało tak łatwo, tak banalnie, lekko, mimochodem.
Zastanawiam sie, czy jestem taka głupia, że nie widziałam swoich błędów, choć miały rozmiar już nie belki ale całej stodoły, czy jednak mój mąż jest tak słabym człowiekiem (jak zresztą większość znajomych mi facetów, na palcach moge policzyć tych prawdziwych, jak opoka trwających). PO ludzku zrozumiałabym chyba, gdyby były to dramatyczne zmagania człowieka, który zakochał się w dojrzałym wieku i walczył ze sobą. Ale to takie jakieś malutkie, łatwiutkie - bo była po prostu dostępna, ta nowa miłość. Jak w sklepie z wyprzedażą......
Usiłujemy coś zbudować. Usiłujemy być razem. Nic nie jest takie samo, bo nie moze być. Nie wracam do tego, nie dręczę - ale czasem narasta napięcie, słowa zawisają w powietrzu. Oboje mamy świadomość, zę wypowiedziane zniszczą cienki lód, po którym stąpamy...Czy to wszystko znaczy, ze mam szansę pokochac na nowo, już bez złudzeń, czy tworzę nowe złudzenia? Czy mozemy tu w ogóle mówić o miłości małżeńskiej? On zdradził, co jest dowodem na to, zę odwrócił serce, przestał kochać już dawno, nie wiem kiedy. A moje emocje... no cóż. Są moje, głęboko. Teraz usiłuję siebie przekonać, że miłość i wierność to akt woli, trwam przy tym pomimo tego, co czuję. Czy może nam sie udać? Czy po latach będziemy patrzeć z pobłażaniem na to, co się stało?
Zgadzam się z tezą w jakimś wątku na tym forum - zdrada dopiero zaczyna kryzys. Najgłębszy. Ja przynajmniej nie wyobrażam sobie, ze coś mogło mnie zranić bardziej. Ufam, że to doświadczenie ma mi przynieść jakąś naukę, sporo sie dowiedziałam o sobie, ale tak bardzo chciałabym wierzyć, żę wszystko to minie i morze sie uspokoi....
Proszę o modlitwę w naszej intencji.
S.
malek [Usunięty]
Wysłany: 2011-02-08, 19:28
Sagita witaj wśród nas...:-)
Każde z nas, przy pierwszym zetknięciu z forum, miało chyba podobne jak Ty refleksje: dużo nas zdradzonych, w kryzysie, nieszczęśliwych. Później, przynajmniej u mnie, doszła myśl- łatwo się od tego wszystkiego odciąć. Wszyscy wszak radzą odpuść sobie, rozwód, ułożysz sobie życie, do tego pukają się w głowę na wieść, że ja chcę cokolwiek ratować. Więc można iść z prądem...jak większość. Nie da się przecież posklejać rozbitego naczynia, żeby było bez skazy...bo nie da się! Można jednak, przy Bożej pomocy, zaakceptować tę skazę, albo jak kto woli zacząć lepić od nowa. Proces powolny i jak już zauważyłaś trudny...ale ja trwam
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-02-08, 20:58
Sagita,
Witaj na forum.
Zapraszam do czytania wątków-zwłaszcza tych ogłaszających spotkania małżeńskie, porady i rekolekcje. Stan w jakim sie znalazłaś obecnie jest najtrudniejszym etapem w drodze do uzdrowienia, czasem niektórzy tu maja wrażenie,że niemal nas udusi. Pociechą jest to , że to minie.
Samym bedzie Wam trudno pokonać tę sytuację, nie omijajcie pomocy innych. Pomoc mozna uzyskać z Nieba i od ludzi. Każda jest ważna i potrzebna.
Wszystko zależy od Twojej decyzji,czy chcesz budować na Skale-na Chrystusie. Tylko w Nim znajdziecie oboje wsparcie i pomoc, uzdrowienie i wzajemne zaufanie.
Tutaj zaś możecie uzyskać wsparcie i miejsce, aby się wygadać i modlitewną wspólnotę.
Zapraszam do wizyt w Ognisku krakowskim .
ketram [Usunięty]
Wysłany: 2011-02-08, 22:43
malek napisał/a:
Więc można iść z prądem...jak większość.
Z prądem płyną tylko śnięte ryby ...
w.z. [Usunięty]
Wysłany: 2011-02-09, 07:53 Re: rozterki nad odbudową małżeństwa po zdradzie
Sagita napisał/a:
Proszę o modlitwę w naszej intencji.
Witaj!
Będę pamiętał w modlitwie.
I w takich ciężkich sytuacjach przebłyskuje nadzieja. Czasami wydaje mi się, że moje małżeństwo wisi na bardzo cieniutkim włosku i wtedy mam poczucie, że Bóg sam je podtrzymuje :).
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-02-09, 12:58
Sagita napisał/a:
Proszę o modlitwę w naszej intencji.
LITANIA DO MiŁOSIERDZIA BOŻEGO
MIŁOŚĆ BOŻA KWIATEM - A MIŁOSIERDZIE OWOCEM
„Niech dusza wątpiąca czyta te wywody miłosierdzia i stanie się ufająca."
Miłosierdzie Boże, wytryskujące z łona Ojca - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, największy przymiocie Boga - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, tajemnico niepojęta - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, źródło tryskające z tajemnicy Trójcy Przenajświętszej - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, niezgłębione przez żaden umysł ludzki, ni anielski - ufam. Tobie.
Miłosierdzie Boże, z którego tryska wszelkie życie i szczęście - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, ponad niebiosa - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, źródło cudów i dziwów - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, ogarniające wszechświat cały - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, zstępujące na świat w Osobie Słowa Wcielonego - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, które wypłynęło z otwartej rany Serca Jezusowego - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, zawarte w Sercu Jezusa dla nas, a szczególnie dla grzeszników - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, niezgłębione w ustanowieniu Hostii świętej - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, w sakramencie chrztu świętego - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, w usprawiedliwieniu nas przez Jezusa Chrystusa - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, towarzyszące nam przez całe życie - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, ogarniające nas szczególnie w śmierci godzinie - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, darzące nas życiem nieśmiertelnym - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, towarzyszące nam w każdym momencie życia - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, chroniące nas od ognia piekielnego - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, w nawróceniu grzeszników zatwardziałych - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, zdziwienie dla aniołów, niepojęte dla świętych - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, niezgłębione we wszystkich tajemnicach Bożych - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, dźwigające nas z wszelkiej nędzy - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, źródło naszego szczęścia i wesela - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, w powołaniu nas z nicości do bytu - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, ogarniające wszystkie dzieła rąk Jego - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, które koronuje wszystko, co jest i co istnieć będzie - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, w którym wszyscy jesteśmy zanurzeni - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, słodkie ukojenie dla serc udręczonych - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, jedyna nadziejo dla dusz zrozpaczonych - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, serc odpocznienie, pokoju wśród trwogi - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, rozkoszy i zachwycie dusz świętych - ufam Tobie.
Miłosierdzie Boże, budzące ufność wbrew nadziei - ufam Tobie.
O Boże wiekuisty, w którym miłosierdzie jest niezgłębione, a litości skarb jest nieprzebrany, wejrzyj na nas łaskawie i pomnóż w nas miłosierdzie swoje,
abyśmy w chwilach ciężkich nie rozpaczali ani nie upadali na duchu, ale z wielką ufnością poddali się woli Twojej świętej, która jest miłością i miłosierdziem samym” (Dz.949).
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2011-02-09, 22:53 Re: rozterki nad odbudową małżeństwa po zdradzie
Sagita napisał/a:
Ten cios, zawód jest dla mnie potworny, bo chciałam wierzyć, ze moje wartości są jego wartościami. A to się stało tak łatwo, tak banalnie, lekko, mimochodem.
Myślisz, że jakby to się stało po jego walce z samym sobą, po narastaniu jego uczucia do tej trzeciej, to byłoby Ci jakkolwiek lepiej/łatwiej?
Ja jestem w odwrotnej sytuacji, bo moja żona nie zrobiła skoku w bok tylko spotkała miłość swojego życia. Z mojej perspektywy to taki ,,niewinny'' skok w bok, to po prostu marzenie.
Każda zdrada boli. Nie mam żadnych sukcesów w odbudowywaniu małżeństwa, nie mam nawet żony, która chciałaby cokolwiek odbudowywać, więc nic Ci mądrego nie poradzę. Pewnie trzeba dużo czasu, cierpliwości, miłości, przebaczenia.
lunioo [Usunięty]
Wysłany: 2011-02-10, 11:22
CIACH! - by moderator
(off topic)
Ostatnio zmieniony przez 2011-02-11, 23:35, w całości zmieniany 1 raz
katblo [Usunięty]
Wysłany: 2011-02-10, 15:09
Sagita, cieszę się że tu trafiłaś
Nic nie dzieje się przypadkiem, bo przypadki nie istnieją, jeśli już, to tylko te starannie zaplanowane
Sagita [Usunięty]
Wysłany: 2011-02-14, 12:45
Bardzo dziękuję za dobre słowa i modlitwy.
W moich pamiętam o Waszych intencjach też.
"jedni drugich brzemiona noście!"
S.
Mati [Usunięty]
Wysłany: 2011-05-06, 11:40
Witaj Sagita, bardzo bliskie mi są Twoje odczucia i myśli związane z próbą odbudowywania relacji po zdradzie. Każda zdrada boli, a zdrady są różne. Mój mąż zaczął mnie zdradzać w kontakatach na odległość z innymi mężczyznami - problem jeszcze bardziej złożony, piszę o tym na Forum. Obydwoje staramy się żyć nadal pozostając w małżeństwie, choć to bardzo trudne, pasuje mi Twoje określenie życia na wdechu. Ja też czasami mam wrażenie, że to droda donikąd. Ale potem są momenty, kiedy wydaje mi się, że jednak warto, warto dla nas, bo przecież sporo nas łączy pomimo wszystko, warto dla dzieci, bo one bardzo potrzebują nas obojga. Wiesz, moi rodzice nie rozeszli się, choć mieli ku temu powody. Teraz, wydają się sobie bardzo bliscy, a dla mnie to też jest bardzo konstruktywne, że pozostali razem, ta świadomość tez mi trochę pomaga, że z perspektywy czasu, decyzja o pozostaniu razem okaże się dobra, pomimo że teraz jest trudno. Ale po rozstaniu tez byłoby trudno... Jestem uważna, na to, co mówią ludzie z podobnymi doświadczeniami, księża, psycholodzy. Nikt nie poda jednej recepty, ale dzięki pewnemu naszemu wysiłkowi, mam wrażenie że bardzo powoli droga, którą idziemy będzie stawała się bardziej czytelna i jasna...
Sagita, pozdrawiam Cię ciepło i łączę się w modlitwie
Mati
Templariusz [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-14, 11:31
...
Ostatnio zmieniony przez Templariusz 2011-06-18, 05:02, w całości zmieniany 1 raz
ewal [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-16, 21:39
witajcie,
Ja już pogodziłam się ze zdradą wybaczyłam, nie moge jednak wybaczyć, tego , że oszukał mnie mówiąc, że wybiera rodzinę i nadal się z nią spotykał. wiem od stycznia, że jest ta trzecia, także matka i zona, podobno się rozwodzi?
Wyrowadził się z domu, mieszka od 2 tygodni niedaleko nas, mnie i dzieci ale jakoś czasu mu nie starcza na odwiedzenie dzieci, tylko w sobotę... chcę bardzo aby do mnie wrócił - kocham go , mówiłam mu o tym nie raz, ale nie chcę aby "nocował" u nas i nadal prowadził podwójne życie. Musi wziąć odpowiedzialnośc za swoje wybory - jeżeli tak ma być.
Ja modlę się i staram czekać na to co będzie, ale nadal czuję, zę robię dokładnie to czego on chce. Nie rozumiał dlaczego każe mu wybierać między rodziną a kochanką z paracy, dlaczego muszę o tym mówić - przyjaciółce, bratu. To mnie wykańczało, pozory. Walczylam ze sobą cztery miesiące zanim komukolwiek powiedziałam, zamartwiałam się, schudłam już 10 kg, śpię dzięki lekom... tak żyć ciężko. Staram się okazywać mu jak barzdo za nim wtedy i tera tęsknimy, dzieci nie są do końca pewne o co chodzi. On nie widzi powodu aby z nimi porozmawiać, ja staram się ich nie nastawiać przeciw ojcu. To ja organizuję im wspólne spotkania, czas... to takie tródne być odrzuconą i jedyną która walczy i zabiega.
Prosiłam go kilka razy abyśmy poszli na terapię małżeńską - nie widzi ppowodu. mi nic nie moze zarzucić - tak mówi... poprostu jest ktoś w jego życiu. Otwarcie powiedziałam mu, że nie chcę rozwodu, kilkukrotnie prosiła aby się zastanowił, że czekam, daję mu szansę.. nic. Przeczytałam gdzieś na forum o dłoniach z piaskiem, tę, która mocniej się zaciska - traci piasek szybciej i więcej - ta, która jest otwarta ma go więcej... tak chyba muszę. Dać mu czas, tylko czy starczy mi mojej miłoći na to oczekiwanie? Wierzę, zę tak, choć wszyscy powtarzają mi nie czekaj, idź dalej. Iść muszę mam dwoje pociech, którymi muszę się zająć, a depresja za drzwiami. Zapisałam się do psychologa - staram się żyć jak co dzień tylko jego mi brakuje. Miłości mego życia i przyjaciela, ojca moich dzieci.
ewal
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-17, 01:35
Za kryzys odpowiedzialne sa obie strony,za zdrade odpowiada sam zdradzający.
Tyle na wstępie.
Usiłujemy coś zbudować. Usiłujemy być razem. Nic nie jest takie samo, bo nie moze być. Nie wracam do tego, nie dręczę - ale czasem narasta napięcie, słowa zawisają w powietrzu. Oboje mamy świadomość, zę wypowiedziane zniszczą cienki lód, po którym stąpamy...Czy to wszystko znaczy, ze mam szansę pokochac na nowo, już bez złudzeń, czy tworzę nowe złudzenia? Czy mozemy tu w ogóle mówić o miłości małżeńskiej? On zdradził, co jest dowodem na to, zę odwrócił serce, przestał kochać już dawno, nie wiem kiedy. A moje emocje... no cóż. Są moje, głęboko. Teraz usiłuję siebie przekonać, że miłość i wierność to akt woli, trwam przy tym pomimo tego, co czuję. Czy może nam sie udać? Czy po latach będziemy patrzeć z pobłażaniem na to, co się stało?
Sagita....takie samo nie będzie,może być inaczej,może być lepiej......i oby było....ale,w rachubę wchodzi jeszcze jedna ewentualność....może się nie udać.
Nie chce odbierac Ci nadzieji,bo nie to jest moim celem.....nadzieję trzeba mieć,ale nie żyć tylko nią, jako gwarancją na coś.
Jak będzie z Wami?.....z Boża pomocą można wiele,ale tez dużo zalezy od Was samych.
Czy pokochasz na nowo?....myslę,że kochasz,choć na dziś możesz mieć wątpliwości, możesz nawet mówić nie.
Wiesz...swego czasu ksiądz podczas spowiedzi zapytał mnie...czy jeszcze kochasz,nie pytam o postawe,ale o takie czysto ludzkie uczucie niczym nie ograniczone(np.wiarą).Kochasz?......niewiem proszę księdza, wydaje mi się ,że nie.Czuję obrzydzenie i .....nienawiść.
Zrozumienie tego księdza i rady były jak balsam.
Czy mozemy tu w ogóle mówić o miłości małżeńskiej? On zdradził, co jest dowodem na to, zę odwrócił serce, przestał kochać już dawno...
Miłość małżeńska to zobowiązanie i o tej w takiej chwili w/g mnie mowy raczej nie ma,ale......inaczej ma się sprawa kiedy mówimy o miłości wogóle.
Zrywając przysięgę,zdradzając....niekoniecznie przestał kochać.
Dla jasności...byłam zdradzana i nieraz słyszałam...to nie jest miłość,kto kocha nie zdradza....no...niby tak...teoretycznie prawda,ale dla mnie tylko teoretycznie.
Owszem...sama nieraz wykrzyczałam mężowi w twarz tę teorie...w emocjach, ze złości,żalu,ale....tak naprawdę byłam przekonana,że ten wówczas"drań" mnie kocha.Inaczej niz ja, inaczej niż bym chciała,ale jednak.
Wszystko co robił było jednym wielkim zaprzeczeniem,ale ja i tak wiedziałam swoje.
Naiwniaczka...owszem,byłam nią,ale nie w tej kwestii.
Są tu osoby ,które znaja mnie i mojego męża....zapytane,pewnie by potwierdziły.
Tak więc moja droga Sagito...róznie z tym kochaniem bywa.
A moje emocje... no cóż. Są moje, głęboko. Teraz usiłuję siebie przekonać, że miłość i wierność to akt woli, trwam przy tym pomimo tego, co czuję....
Emocje....ech....
Domyślam się co czujesz, z czym się zmagasz i z perspektywy czasu powiem tylko jedno.....tych(emocji) dusic nie wolno.Starać się możemy,ale nie dusimy na siłe,bo......niechciane,tłumione maja szansę wybuchnąć ze zdwojona siłą i to w najmniej oczekiwanym momencie.
Dusiłam ze strachu,bo przecież naprawiamy,bo mąż już nie zdradza,bo muszę docenić,że się zmienia,bo nie chcę zniszczyć tego co jest.......i to było do bani!!!
Zniszczyłam siebie, wpadłam w głeboką depresję.
Sagita...ja Ci niczego nie każę,nie sugeruję nawet,choc tak to wygląda...ja Ci przedstawiam jak było u mnie i u wielu innych , a to co zrobisz Ty zależy tylko i wyłącznie od Ciebie.
Wiele postów i wypowiedzi....Twój wybór.
Templariusz napisał...
Jeśli naprawdę Ci zależy na ratowaniu małżeństwa to musisz pomóc mężowi.Za swój największy błąd uważam,że nie zgodziłem się żebyśmy poszliśmy do psychologa i utonąłem w braku samoakceptacji i wyrzutach sumienia, a żona nie dała rady mnie przekonać.Rozmawiajcie, rozmawiajcie i jeszcze raz rozmawiajcie.To działa jak oczyszczająca kąpiel.I powiem szczerze ,warto wszystko odstawić na jakiś czas i rozmawiać no i bądźcie ze sobą, spędzajcie jak najwięcej czasu razem,to działa.
Sorry,ale to co piszesz jest typowe, dla strony która się zapomniała i popełniła "ów błąd.
Jesli Sagicie zalezy na ratowaniu małżeństwa to przede wszystkim musi pomóc samej sobie i....fajnie by było gdyby mąz zechciał ją w tym wesprzeć.
Jak powszechnie wiadomo i jak pewnie sam juz wiesz(bo i o tym piszesz) cięzko nawrócić,pomóc... sorry za forumowe okreslenie"zdradzaczowi". Ten zwykle jest w amoku, wie lepiej,ma tysiące usprawiedliwień i powodów dla których nie może/nie mógł postapić tak ,czy inaczej.
Nie zgodziłeś się pójść do psychologa...dziś masz swiadomość błędu,ale wtedy????
Może byłeś wsciekły na takie hasła, może myslałeś...sama idź i się zmień....może......???
Dziś może masz świadomość ile to kosztowało Twoją żonę,ile musiała przejść, z czym się zmagała....ale....czy tę swiadomość miałeś wtedy?
Dziś może jesteś jej wdzięczny....i powinieneś,bo kobieta obok Ciebie,niezłe jazdy miała sama ze sobą.
Potwierdzenie....no w końcu nie dała rady,zapomniała się i sama szukała pocieszenia.
Szukała ,bo byc może nie miała go w Tobie.......człowiek w końcu taki sam jak i Ty.
To nie są wyrzuty...absolutnie....raczej prośba....więcej wyrozumiałości i mniej nakazów typu....musisz pomóc mężowi.
Najpierw sobie, siłę będzie miała, pomoże i jemu,choć nie zawadzi aby i on sam wziął się za bary i.........pomógł żonie.
Po za tym.....cieszę się z kolejnego uratowanego małżństwa.
Niech się wam wiedzie,kochajcie się i bądźcie przykładem dla innych, ze można.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.