Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Przy końcu doczesności Bóg nie zapyta nas o to, czyśmy cierpieli lecz wyłącznie o to, czyśmy kochali. Jeśli trwam w miłości także wtedy, gdy z tego powodu cierpię, to trwam na drodze zbawienia, ale nie dlatego, że cierpię, lecz dlatego, że kocham. Jeśli natomiast cierpię, ale nie kocham, to takie cierpienie nie przybliża mnie do zbawienia. Przeciwnie, zwykle okazuje się drogą do rozpaczy, gdyż kto nie kocha, ten wcześniej czy później popada w rozpacz nawet wtedy, gdy nikt z zewnątrz nie zadaje mu cierpienia. (ks. Marek Dziewiecki)
Czy to ciągle jeszcze miłość do róż, czy już tylko delektowanie się sobą - poranionym przez nie?
W miłości - nie ma miejsca dla 'ja' w centrum... Im mniej mnie, tym więcej miłości...
Jak drewno w kominku - daje ciepło w miarę spalania...
NORBERT [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-03, 11:54
róża napisał/a:
Czy to ciągle jeszcze miłość do róż, czy już tylko delektowanie się sobą - poranionym przez nie?
W miłości - nie ma miejsca dla 'ja' w centrum... Im mniej mnie, tym więcej miłości...
Jak drewno w kominku - daje ciepło w miarę spalania...
Różo
hmmmm ....zastanowiło mnie co napisała Danka..????
i rozumiem stan euforii..radości....życia w podskokach-bo tak przeciez działa miłość.....
lecz ja w tym również wyczytałem to...
-zgoda na własny krzyz
-droga do pracy i poprawy
-chęc i mocna motywacja działania
-naprawa relacji
-rozwój każdego dnia w drodze ku miłości....
A jedyna postawa wg. mnie błędna jaka może powstać(chyba ze złej analizy sytuacji) to BIERNOŚĆ............
bo przecież będąc biernym tez można przyjac postawe miłości
ale czy to wówczas nie wygląda tak
wobec Boga jest wszystko o,k i jedynie na tym kończę?????
a czy przypadkiem???
Postawa miłości to jest
- wyzwanie..
-to trud....
-to zmiana swej postawy każdego dnia....
-to nastwaienie na konstruktywizm ..a nie destrukcję....
róża napisał/a:
W miłości - nie ma miejsca dla "Ja w centrum"... Im mniej mnie, tym więcej miłości...
......no tak...bo czy zbyt dużo Ja w centum to nie inaczej jak tylko egoizm i egocentryzm.....z własnym prawem do pokaleczenia tymi kolcami róż........
a wówczas w mym sercu nie zostaje nic jak tylko delektowanie się swoim prawem tak naprawde nie wiadomo do czego....
i na co to mi????
przecież nieraz ludzie żałuja własnych decyzji...tylko nie potarfia jednego...
powiedziec głośno ŻAŁUJĘ
pozdarwiam
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-03, 13:20
Różo - podjęłaś cytat, który wkleiłem w podpisie
Ten cytat i Twój komentarz pod nim (tzn. dwie ostatnie linijki) - moim zdaniem nie ma żadnej sprzeczności. Ja tego nie rozumiem jako "delektowanie się sobą" czy delektowaniem się własnym poranieniem tylko... hmm...
Miłość człowieka do człowieka jest na tyle doskonała, na ile człowiek przylega do Boga. Im bardziej przylega, tym bardziej kształtuje sobie sumienie, które coraz doskonalej podpowiada mu co ma robić w różnych konkretnych sytuacjach. Bóg każdemu człowiekowi, w każdej chwili zsyła ocean łaski (co ma robić, jak ma kochać), niedoskonałość człowieka oraz jego wolna wola sprawia, że nie potrafi tej łaski przyjąć. Może przyjąć tylko wówczas, jeżeli powie Bogu "tak" i powtarza "tak" całe życie w różnych sytuacjach. Na tę drogę rozwoju można w ogóle nie wejść, bo taka jest ludzka wola, z całą pewnością jednak rozwój nigdy się nie kończy, bo Bóg jest nieskończony. Miłości nie da się zdefiniować, ułożyć "w ramki", ale zdefiniować daje się zasady - co robić, by nie sprzeciwiać się Bogu, by pełnić Jego Wolę (dekalog, przykazanie miłości Boga i bliźniego, cała Ewangelia jest o tym). Myślę, że tak naprawdę każdy wie gdzieś w sercu czym jest miłość, całym sobą dąży do niej, tak jak i intuicyjnie wie, jak należy się zachować zgodnie z miłością. To, że nie zachowujemy się "jak trzeba", chociaż gdzieś w środku wiemy jak być powinno, jest efektem różnych czynników: własnych grzechów oraz zranień, których nie chcemy wyleczyć lub nie wierzymy, że dają się wyleczyć. Często grzeszymy z powodu własnych, niewyleczonych zranień. Grzeszymy też z egoizmu, którego nawet nie uświadamiamy sobie, bo myślimy w danej sytuacji błędnie, że robimy to, co dla nas najlepsze, a tak naprawdę czyniąc to, ranimy samych siebie. Chcąc się ochronić, zabezpieczyć, zyskać szczęście, schodzimy na manowce...
Usłyszałem kiedyś definicję "chrześcijanina" - to człowiek, który ma relację z Jezusem. Relacje można mieć różne - bardzo złe lub bardzo dobre. Ale Jezus nie odrzuca nikogo. Można mu wykrzyczeć własne bóle, niedoskonałości, np. to, że nie umie się stosować Jego wskazań z Ewangelii, że nie rozumie się dlaczego w niektórych przypadkach trzeba nadstawić drugi policzek, a w niektórych ukręcić bicz i tłuc, tak jak On to zrobił wyganiając handlarzy ze świątyni - i nie umie się rozróżnić tych przypadków. Denerwuje cię to, że nie umiesz czegoś, nie jesteś w stanie czegoś zrobić? Powiedz to Bogu... porozmawiaj z Nim... Są piękne modlitwy, nowenny, ale jak czujesz, że różaniec zmienia się w taśmę produkcyjną w fabryce, to odejdź od tej taśmy i porozmawiaj z Bogiem, który jest OSOBĄ. Człowiek nie lubi być zmuszany do niczego, a jako że jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, to sądzę, że On też "nie lubi" być zmuszany do niczego. Jeżeli coś nam daje (a tak naprawdę to nic bez Niego nie mamy), to tylko - aż - z miłości do nas.
Ks. Dziewiecki napisał w tym artykule, skąd jest cytat, że Jezus kochał wszystkich, ale to nie oznacza, że wszystkich traktował jednakowo. Dlatego miłość też nie jest jednakowa. Jednakowe zachowanie w podobnych - wydawałoby się - sytuacjach nie świadczy, że jest czynione zgodnie z miłością. Jeżeli dwie osoby zachowają się tak samo w takiej samej sytuacji, to jedna z nich może być w sercu masochistą, a druga działa z miłością: przykład teoretyczny, pierwszy z brzegu: św. Maksymilian Kolbe z miłości oddał życie za współwięźnia, a teoretycznie więzień Iksiński w tej samej sytuacji zrobiłby to samo z motywacji równoznacznej z samobójstwem...
Jezus mówił faryzeuszom rzeczy wprost, z delikatnością porównywalną z waleniem młotkiem między oczy... Czy sądzicie, że to nie był jedyny możliwy przejaw miłości z Jego strony do faryzeuszy? Bóg jest miłością i jest doskonały.
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-03, 13:52
Jarku, zgadza się, wypożyczyłam tę myśl na chwilkę, bo świetnie pasuje do tematu
Norbercie, jak myślisz, czy postawa miłości jest rzeczywiscie tak rozumianą - potocznie? Ilu z nas zatrzymało się na poziomie nieodpłacania złem za zło + wierność + uczciwość i tak znieruchomiało w tej postawie...Tymczasem miłość to ruch, to ciągłe tworzenie...
Skoro jesteśmy w technicznym - porównajmy miłość do auta. Nawet najpiękniejsze z zewnątrz i wewnątrz - nie pojedzie, jeśli silnik niesprawny...Trzeba zająć się jego naprawą... Naprawą serca, bo to w nim rodzi się i trwa miłość.
Danka 9 napisała:
Cytat:
odkrylam ze cos waznego dla siebie
ze moge miec troche takiej martyrologicznej postawy w sobie....w rozumieniu milosci...
Bardzo podoba mi się Twoje podejście do tematu - to poszukiwanie w sobie zbyt słabo dokręconej śrubki.. . Może to tylko śrubka z napisem humor? Noworoczny "przegląd techniczny"...
NORBERT [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-03, 14:09
róża napisał/a:
Ilu z nas zatrzymało się na poziomie nieodpłacania złem za zło + wierność + uczciwość i tak znieruchomiało w tej postawie...Tymczasem miłość to ruch, to ciągłe tworzenie...
Różo...hmmmm
Ja postawe miłości porównam do tego....
siedze w domu i mam flustrację na....
bo na zewnątrz zła pogoda,leje deszc,jest pochmurno,wieje silny wiatr......
i przeciez mam wytłumaczenie haaaa!!!! mój zły humor ma wytłumaczenie bo przeciez jest taki ,bo jest ochydna pogoda............
lecz nagle????.....
przestaje padać,wiac,przejasnia sie i na zewnątrz wychodzi piękne słonce....
a ja????
nadal jestem zflustrowany
...zatem co jest?????
ano problemem jestem ja i mój humor -a nie czynniki zewnętrzne
i może właśnie załapanie tego daje możliwośc wyjścia z postawy...a wejścia w rozwój miłości......
ale???? to jest jednak zależne od własnego wyboru......tego WOLNEGO WYBORU
pozdrawiam
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-03, 15:13
róża napisał/a:
Tymczasem miłość to ruch, to ciągłe tworzenie...
Skoro jesteśmy w technicznym - porównajmy miłość do auta. Nawet najpiękniejsze z zewnątrz i wewnątrz - nie pojedzie, jeśli silnik niesprawny...Trzeba zająć się jego naprawą... Naprawą serca, bo to w nim rodzi się i trwa miłość.
Jak to mówi ks. Pawlukiewicz: niektórzy stoją w aucie na parkingu, udają, że prowadzą, kręcą kierownicą i mówią: pyr - pyr - pyr, a tymczasem: wsiądź w Jezusa! daj gazu, jedynka, dwójka, trójka... Alleluja i do przodu!
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-03, 16:58
Jarek 321 napisał:
Cytat:
wsiądź w Jezusa! daj gazu, jedynka, dwójka, trójka..
Więc w nowym roku: gazu, jedynka, dwójka, trójka Zwłaszcza, kiedy droga pod górę..
Boże
Boże którego nie widzę
a kiedyś zobaczę
przychodzę bezrobotny
przystaję w ogonku
i proszę Cię o miłość jak o ciężką pracę
Ks. Jan Twardowski
Życie, jak części różańca... Jest w nim, a jeśli nie ma - to będzie każda z nich ... Chodzi jednak o to, aby nie dać się zwariować - kiedy jest ta radosna ...i nie zapaść się zbyt głęboko pod ziemię, kiedy - ta trochę bolesna, bo i jedna i druga przeminą...
Nie masz tu nic trwałego na ziemi... I my sami przemijamy...
Jedynie miłość trwa wiecznie.
http://www.youtube.com/watch?v=iRVuS5Yoaq4
j23 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-05, 06:29
lena napisał/a:
Zresztą również sie zgadzam,a z czym nie ....zawarłam w swoich postach.
Nie będę sie powtarzać po raz enty.......Danka wyjasniła.Może jej słowa sa bardziej zrozumiałe.
Leno zgoda.
czasem ludzi chca tego samego a inaczej.
Ważne by umiec się odnaleźć
[ Dodano: 2011-01-05, 06:48 ]
Bo jest "postawa miłości" i Postawa miłości
róża napisała coś co warto sobie wziąć do serca:
róża napisał/a:
jak myślisz, czy postawa miłości jest rzeczywiscie tak rozumianą - potocznie? Ilu z nas zatrzymało się na poziomie nieodpłacania złem za zło + wierność + uczciwość i tak znieruchomiało w tej postawie...Tymczasem miłość to ruch, to ciągłe tworzenie...
to że piszemy tu o postawie, o miłości, że wymieniamy swoje spostrzeżenia, doświadczenia, poglądy świadczy że jest to temat ważny dla Was, dla tego Forum, dla mnie... dla wielu innych.
Cytat:
Ciekawy ten nasz dział techniczny
Czyżbyś i Ty zauważyła, że to tu przez kilka dni biło serce tego forum???
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-05, 11:28
Z miłością, jak ze starym autem wymagającym nieustannie remontu... Trzeba mieć cierpliwość... Ale to właśnie tym starym BMW, które może już straciło nieco kolor i rzęzi, i zgrzyta, możemy dojechać do mety - obydwoje... W nowym, łatwo o pokusę - rozsiąść się samemu...
J23, chyba rozumiem Ciebie... Czy nie jest tak, że czujesz się nieco wyobcowanym spośród nas, bo nie potrafisz przebaczyć? Hmm, może i łatwo o takie odczucie, że wszyscuy tutaj - mają to za sobą i poszło im łatwo, szybko, bez wysiłku. Nie mogę wypowiadać się za innych, więc refleksje na własnym przykładzie...
Hmm, nie jest to proste..... To jakby pozwolić przetoczyć się przez siebie - długotrwałej burzy...
Owszem, to pewnie może zadziać się szybciej, mniej boleśnie, kiedy już w sercu po miłości jedynie echo... Czyli tak naprawdę - obojętność. Ale czy wtedy przebaczenie jest prawdziwe? Tu może warto zapytać siebie, co było pierwsze - praca nad zobojętnieniem, żeby przebaczyć, czy też zobojętnienie wskutek przebaczenia, żeby już na przyszłość nie bolało? Odkleić się od męża/żony, żeby już nie leżeć więcej pod starym BMW, nie "brudzić się złością", sobą samym brzydszym?
Obojętność to jednak nie miłość , no chyba, że święta obojętność ... Z wielkiego zranienia do miłości, jak niegdyś, a może i większej - droga trudna, mozolna.....
Więc, czy nie jest tak, że czasem postawa miłości jest już obojętnością? A może ta funkcjonowała z powodzeniem już od dawna (nierozpoznana), a kryzys małżeński jest tylko jej skutkiem ?
Różną mamy wrażliwość, różna przeszłość nas kształtowała, więc i nie ma schematu na przebaczenie, na miłość. One mają swój niepowtarzalny rytm, bo i my różnimy się mniej lub bardziej...... To, co zaledwie draśnie Jasia, już bardzo mocno porani - Stasia i będzie on potrzebował duużo więcej czasu na leczenie niż Jaś... To, co będzie jeszcze miłością dla Jasia, dla Stasia będzie obojętnością, bo Staś ma inne, większe oczekiwania... Dlatego, warto konsultować jak najczęściej z mężem/żona, czy czuje się on kochanym. Może jego/jej odpowiedż rzuci nowe, prawdziwe światło na moją postawę miłości. Może zaniepokoi - twórczo...
A przebaczenie? Moim zdaniem, w przypadku wielkich zranień - może zadziać się tylko przy pomocy z Góry, czyli uzdrawiająca moc Sakramentów. I znowu, czy ja przypadkiem nie czekam, kiedy sam/sama uporam się z przebaczeniem, żeby powrócić do życia sakramentalnego, czy mam świadomość, że jestem słaby/słaba, sam/sama mogę jedynie porążyć się w bagnie nieprzebaczenia coraz bardziej... Czy szukam Pomocy...
Czas doświadczenia nienawiści w sobie to cenny czas widzenia siebie prawdziwym. Że ani ja znowu taki piękny/a ani taki/a znowu brzydki. Potrafię trochę kochać, ale też całkiem dobrze potrafię - nienawidzieć... Ot po prostu, człowiek w całej krasie - proch i nicość ...wobec Bożej Miłości, Bożego Miłosierdzia. Jako takim - dalekim od doskonałości, też mogę cieszyć się sobą - prawdziwym, cieszyć się życiem. Bez wątpienia - do takiej radości potrzeba pokory. A ta nie jest trendy...
Czy żyjemy pełnią Ewangelii na codzień? Czy może raczej - próbujemy żyć... Już sam fakt próbowania, że jest w nas taka wola, to niewątpliwie - efekt Łaski Bożej... Ale żyć pełnią? Któż to potrafi?
J23, marzyłeś o walce - masz ją... Masz swoją barykadę... Na litość - nie giń jednak na niej . Nie musisz. Dopóty widzisz siebie w prawdzie - wygrywasz.
To naprawdę baardzo trudne - wybaczyć komuś, kto nie poprzestaje na samym skrzywdzeniu, ale pała gniewem, nienawiścią - krzywdząc bez końca. A co dopiero - kochać go? To już ciężka praca.
J23, poczuj się wreszcie na Sycharze, jak u siebie .
Miłość... Któż wie, gdzie jest początek - jej prawdziwej i gdzie koniec... Gdzie przebaczenie - już pełne, a gdzie zaledwie jego namiastka... Same tajemnice...
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-05, 15:05
róża napisał/a:
Różną mamy wrażliwość, różna przeszłość nas kształtowała, więc i nie ma schematu na przebaczenie, na miłość. One mają swój niepowtarzalny rytm, bo i my różnimy się mniej lub bardziej...... To, co zaledwie draśnie Jasia, już bardzo mocno porani - Stasia i będzie on potrzebował duużo więcej czasu na leczenie niż Jaś...
J23, marzyłeś o walce - masz ją... Masz swoją barykadę... Na litość - nie giń jednak na niej . Nie musisz. Dopóty widzisz siebie w prawdzie - wygrywasz.
Tak, kiedy miałem 13 lat myślałem jak Jaś. Dziś jestem już Janem i myślę, że trzeba wiedzieć kiedy z tej barykady zejść. Bo tkwiąc na niej można stracić i to co już stracone i to co można było ocalić.
Różo - Sychar nie jest miejscem gdzie będę "u siebie".
Co do odczuć na temat wybaczenia. Nigdy w życiu "inni" i to co im wyszło lub nie, nie byli dla mnie wyznacznikiem.
Zawsze będę powtarzał: ilu ludzi tyle supełków w ich życiu, Ile małżeństw tyle dróg do ich rozwiązania, ile skrzywdzeń tyle możliwości lub nie do wybaczenia i pojednania.
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-05, 21:13
j23 napisał/a:
ilu ludzi tyle supełków w ich życiu, Ile małżeństw tyle dróg do ich rozwiązania, ile skrzywdzeń tyle możliwości lub nie do wybaczenia i pojednania.
A ilu ludzi tyle dróg do znalezienia Pana Boga
Wtedy będziecie szukali Pana, Boga waszego, i znajdziecie Go, jeżeli będziecie do Niego dążyli z całego serca i z całej duszy. (Pwt 4, 29)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.