Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
a moze przesadzam???
Autor Wiadomość
mamuła
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-24, 10:01   a moze przesadzam???

prawie kazdego dnia czuje, niemal fizycznie, że dotarłam do ściany i uderzam głową w mur. to już nie jest mur gniewu, zazdrości, ale najgorszy - mur obojetności.
Mój mąż nie pije i nie bije, nie włóczy się za kobietami. jeszcze pięć dekad wstecz okazałby sie dobrym materialem na męża. więc o co mi chodzi. czego chce. moze to tylko, jak mówi, moje "jazdy".
Historia naszej znajomości jest dosć krotka. poznaliśmy sie w lecie 2006 roku, gdy wszystko pachniało nowym uniesieniem. nie POTRZEBOWAŁAM nikogo, choc czasem uczucie samotności dawalo się we znaki. miałam licznych znajomych i swoje zwykłe pasje. w zasadzie nie wiem jak to się stalo ... tak szybko, że zamieszkalismy razem. i nie wiem kiedy moje oczy zaciągnęły się bielmem i uparcie wierzylam że będzie z nas materiał. Przeciez wiedziałam dużo o sobie i wydawało mi się ze i o nim. nie zwracałm uwagi na jego "znikanie" w pracy, wurtualnym świecie, nie zwrócilam uwagi na to że jego ściezki dalekie są od Koscioła, że krag jego znajomych folguje hedonizmowi. Dam radę. Juz wtedy zdarzały sie dziwne kłótnie (w klótniach nic zlego, a dziwne, bo ich przebieg był niedojrzały). Jak patrzę na to z perspektywy czterech lat to cechował nas brak umiejętności dialogu, uciekanie od drazliwych tematów, byle był spokój i nikt niczego nie chciał. Nie zauważałam równiez pracocholizmu, zawieszania w robocie dniami i nocami, siedzenie w necie - bo tam przeciez wszystko jest. Po czterech miesiącach znajomości okazało się, ze na naszym pokładzie pojawi się dziecko. do dziś pamiętam tę mieszaknke uczuć w chwili gdy patrzyłam na test. radość bo jest i przerażenie ... jak to będzie. Czas ciąży pokrywał się z okresem intensywnego rozwoju firmy męża. W maju wzięliśmy slub cywilny. w sierpniu pojawil sie na świecie synek. a mąż zniknął w pracy. podczas jednej z nieicznych rozmów kryzysowych wyznał, iż tak wlasnie rozumiał odpowiedzialnośc za rodzinę - zabezpieczyć ją materialnie. probowałam zrozumiec. ale mimo to, ze mielismy wszystko czas tem był dla mnie ciężkim okresem. wszędzie sama - spacery, dom, kapanie, wstawanie do dziecka. wtedy to część mnie zamarła: nie mialam czasu dla siebie siebie, moje pasje umarly bo trzeba było być w domu. to nie tylko wina męża - to wina mojego wycofania w imię świetego spokoju, byle uniknąć kłótni i rozmów, podczas których czułam, jak mój mózg kamienieja a ja zmieniam się w jęcząca kurę domową. schemat jak w wiekszosci zapewne domów: rano mąż wychodzil, ja cały czas z synkiem, mąż wraca poxnym wieczorem i pada przed telewizorem albo do nocy surfuje w necie. ja sama z tepa ksiażką zasypiam. gd ktorejś nocy nie wrocił na noc - coś we mnie pękło. a mnie wewnątrz zalał zal, złość gniew, które tłumilam w sobie. podjęłam kilka zaledwie prób przegadania tego wszystkiego . na samo wspomnienie czuję się dziwnie. "mądre książki" zalecały by chwile trudnej rozmowy przygotowac, może kupic jakieś wino etc. trudno mi teraz opisać charakter tych rozmów, ale czułam sie w nich jak mała glupia dziewczynka która ma jazdy. i tak się to toczyło. wróciłam do pracy. tu również nie czułam się komfortowo - mąż ma silna potrzebe konrtoli wszyskiego, równiez mojej pracy. rozpoczelam terapię. upoatrywałam winy w sobie w mojej nieumiętnosci odnajdywania radosci w byciu zoną i matką. po kolejnym spotkaniu terapeuta stwierdzil, że ja nie mam problemow z soba a z malzenstwem i że terapia powinna być malzeńska. mąż poszedł ze mną raz i stwierdził ze inteligentni ludzie radza sobie sami. no coz, widocznie nie jestem inteligentna. oboje mamy tragiczne, popaprane życia: ja doświadczyłam zlego dotyku, mąż przeżyl samobojczą śmierc ojca. ponadto to mój drugi zwiazek powiedzmy malżenski - pierwszy skończył się unieważnieniem malzenstwa. nic w zasadzie nie stoi formalnie na przeszkodzie by zawrzec sakrament.... formalnie. tylko czy to co ma Bog błogosławić jest jeszcze miłością?
rok temu uwikłalam się w romans "internetowy", który to romans odkryl mąż. tyle mozna było z tym zrobić... wyczyscic, zmienić... a ja schowałam głowe w piasek i jak tylko ustalilismy że zostajemy razem - wsystko wróciło na stare tory. gdy mąż się wtedy wyprowadził świat pojasniał i uspokoił się. czarnymi chmurami były groźby męża, że mnie zniszczy, co oczywiście również wplynęło na moją decyzję. tak czy siak znów zamieszkalismy razem. ale zamiast naprawiać małżenstwo i być razem więcej - wzięliśmy kredyt na nowe miszkanie. a mąż znalazl sobie nowe hobby, któremy poświęca się bez miary.
nie da się oczywiście całej historii zawrześ w jednym poscie, ale na dzien dzisiejszy sprawa wygląda tak: dzis jest nioedziela, a męża od rana nie ma, czas ów poświęca hobby nad którym rowniez i wczoraj i każdego dnia spędza ilość czasu niespółmierną hobby. to hobby stało się obowiązkiem i to codziennym, rodzącym frystracje któr przelewa na mnie i na synka. synek właśnie sziedzi przez TV, bo ja już dłuzej nie mogę milczec. na przestzreni 3 lat na palcach dwóch rąk można policzyć ojcowskie spacery i wydarzenia. zazwyczaj jest to wypychanie z domu w atmosferze mojego poczucia winy. ostatnio jest troche lepiej, ale to synek naciska i mówi ze tata jest najlepszym przyjaciekem. jeszcze na początku związku chadzał ze mną do koscioła - teraz najwazniejsze sa kwestie materialne. gdy kwestie te ukladaja się ok - wówczas jest miły i mówi kochana, gdy jest nieok jest po prosu chamski. nie mamy formalnej rozdzielności majatkowej ale ta nioeformalna jest chyba jeszcze gorsza. nie mamy o czym rozmawiać, oprócz tematu syna i obmawiania znajomych - ani ja nie jestem zainteresowana jego hobby, które w moim mniemaniu kradnie męża rodzinie, ani on nie angazuje się w moje... no wlasnie...
żyjemy obok siebie. łóżko wystygło. boję się rozmowy. ale może ja po prostu przesadzam, może nic się nie dzieje? może tak wygląda dorosłe życie? tak bardzo brak mi oparcia, bezpieczeństwa i możliwości położenia głowy na męski ramieniu. rozmawiam ze wszytkimi tylko nie z nim. księża, przyjaciele, rodzice. ci pierwsi mówią o konieczności separacji - ze względu na bezpieczeństwo duszy, żyję wszak w grzechu, z dala od Stołu Pańskiego, choc na pewno nie z dala od Niego Samego. jeden z nich zasiał mi w głowie mysl, ze najlepszym rozwiazaniem byłoby gdyby mąż ... "zniknal" gdzieś. przyjaciele zaś mowią, ze to wszystko trwa już za długo, że musze cos postanowić, że tęsknia za moim usmiechem. rodzice, początkowo we mnie upatrywali źrodło zla wszelkiego, teraz się to powoli zmienia.
ale nawet fakt, że tyle osób mam za soba, lęk wiżąe mi usta i serce. co będzie, gdy rzeczywiście mnie zniszczy, a co będzie gdy okaże się, ze mąż kocha tylke że niemumiejetnie...czekam na znaki od Pana, przypatruję się pwołaniu mojemu - i nic. nic.lepiej mi gdy go nie ma - luźniej, bezpieczniej.
czytam wasze wpisy. widać z nich że nie z takich opresji Pan wynosil, ze separacja, czy nawet rozwod to nie koniec swiata, a czasami nawet jego początek...
m
 
     
Ewa Ha
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-24, 13:06   

Bóg jest wszechmocny!

Witajm serdecznie.
dobrze, ze tu jestes, dobrze ,ze szukasz wyjscia!

wyobrazam sobie, jak trudno Ci żyć, ale wierze i wiem, ze zmiana jest możliwa. zmiana na lepsze :->

poczytaj i posłuchaj całe skarbnicy, która tu jest na forum. konferencje, rekolekkcje. ksiązkiitd
:lol: oczywiscie nie naraz ;-)

to co kojarzy mi sie od razu to:

1.trwaj przy Bogu. ( modl sie, oddając całe twoje, życie i sytuację Jezusowi)
jak twierdzisz doszłas do sciany, a tam człowiek nabiera sakramenckiej motywacji zeby głosno krzyczec
:lol: 2. a poscianie sie nieeesie;)

2. kasia kowalska spiewa:" masz to na co godzisz sie"
jak moj mąż nie potrafił zachowac tajemnicy korespondencji i czytał moje listy maile, to zmieniłam wszystkie hasła

co chce przez to powiedziec?
mów Stop wszystkim zachowaniom męza na które sie nie zgadzasz
np. kontrolowaniu
do tego potrzeba mieć jasno sprecyzowane co uważam za wartoś i czego bede bronic jak lwica, a co mogę odpuscic.

przykład mój mąż przed slubem długo zabiegał o mnie a był poza kościołem
ja wtedy jasno nakresliłam ze bez niego wyobrażam sobie życie , ale bez Boga nie wiec jak chce to ja owszem ale podstawą naszego związki może byc tylko Jezus. mąż to zaakceptował i przez lata mimo ze nam trudno w życiu do koscioła zwykle razem, sakramety razem. a wtedy czesto i rozmowa sie "kręci"
gdyby sie nie zgodził nie było by NAS
3. w Waszm zyciu nie mielisci czasu na zastanowienie- wszystko szybko sie potoczyło
teraz za to jest wolno- między wami, wiec teraz masz czas.

4. sakrament małżenstwa to umocnienie słów człowieka przez Słowo Boga
wy tego umocnienia nie macie. to dobrze i żle zarazem, zalezy od ptrzenia
napewno dałas słowo ze uczynisz wszystko zeby wasze małzenstwo, było szczesliwe i trwałe.( mąż tez;))
jesst syn który kocha i potrzebyje ojca
wiec moze warto zawalczyc o Wasze wspólne życie moze

jesli zwrócisz sie do Boga szczerze z ufnością dziecka, to ON pokaże drogi o których Wy nawwet nie pomyseliscie.


Niech Cię Jezus błogosławi i Twoich bliskich
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-24, 13:12   

Mamuła, moim zdaniem, dobrym wyjściem (na dziś) byłaby sepracja. Po pierwsze - zyskujesz możliwość życia sakramentalnego (ten niepokój wewnątrz może być owocem jego braku), po drugie - dajecie sobie czas na podjęcie decyzji: czy pracujemy nad nami i w dalszej perspektywie planujemy ślub, czy też nic nie zmieniamy i rozstajemy się. Jest dziecko, które potrzebuje bliskości ojca, więc oczywistą sprawą jest, że dobrze by było spróbować tego trudniejszego... Ale niestety, tu trzeba najpierw dostrzec potrzebę, trzeba chcieć...
Wydaje mi się, że to co jest między Wami na dziś - nie służy nikomu z Was , nawet dziecku. Twoja frustracja rzutuje również na nie.

W bliskości Pana Boga, z Nim z sercu można wyraźniej usłyszeć, co mówi, jaki ma plan wobec Was... Inaczej - samotna walka, często skazana na niepowodzenie.. Radziłabym więc zacząć od tego - usunięcie przeszkód na drodze do życia sakramentalnego. Wtedy będziesz widzieć więcej, wyraźniej...
Zanim to stanie się - Adoracja.
Pozdrawiam z modlitwą.

http://www.youtube.com/wa...feature=related
 
     
Macius
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-24, 16:00   

mamuła napisał/a:
eden z nich zasiał mi w głowie mysl, ze najlepszym rozwiazaniem byłoby gdyby mąż ... "zniknal" gdzieś

Najlepszym dla kogo? Dla męża? Dla waszego synka?? Czy tylko dla ciebie???

W tym co napisałaś ja widzę jakąś nieumiejętność komunikacji i stanowczego wyrażania swoich potrzeb z twojej strony, a dodatkowo kierowanie się ulotnymi emocjami (w 2006 "wszystko pachniało nowym uniesieniem", w 2009 już jest internetowy - więc wirtualny, ale przecież prawdziwy, raniący i jakoś ucieczkowy - romans).

A to co robi twój mąż - to jakaś klasyka, sprowadzenie swojej roli w rodzinie do portfela i wynikające stąd dysfunkcje... może ma taki wzorzec rodzinny? Ma firmę, więc ma też ogromne napięcia i stresy finansowe, ale to nie usprawiedliwia zaniedbań. Ucieczka w hobby - faceci często tak mają, że hobby to ich drugi świat, gdzie odreagowują to co złego w tym pierwszym, zwłaszcza jak nie jest dobrze poukładany... ale tu brak równowagi jakiś...
Do tego boisz się możliwych zachowań przemocowych, może jakoś sobie przy tym wypaczasz jego obraz...

Piszesz też o sprawach, które zdarzają się w wielu związkach - o takim zaganianiu codziennym życiem, brakiem wspólnego czasu i spraw, wygaśnięciu uczuć...

Ja się wcale nie dziwię że źle ci w takim świecie... ale to wszystko co opisałaś to jeszcze nie jakaś tragedia i może da się wasz związek odbudować? ... choćby ze względu na to dziecko, sam mam kilkuletniego synka i codziennie widzę jak bardzo taki 'tyciek' potrzebuje ojca.. nie dasz mu tego ty, nie da być może też twój ewentualny kolejny partner... pomyśl też o tym zanim podejmiesz jakieś decyzje.

Może potrzebny jest jakiś kryzys, poszukaj jakiegoś sposobu żeby zmusić męża do rozmowy, do wysłuchania ciebie, do nieuciekania w pracę czy hobby... może się wyprowadź na jakiś czas, może faktycznie separacja to niezły pomysł, ale lepiej próbować jeszcze rozmowy i modlitwy... może list mu napisz, taki od serca, od siebie, jak ty to widzisz i czujesz, czego tobie tak strasznie brak i czego byś chciała?

Z poradami przyjaciół - uważaj, oni zwykle wiedzą tyle co od ciebie, na pewno warto wysłuchać, ale to twoje życie, twoja rodzina i twoja odpowiedzialność za ten związek.

Powodzenia!
 
     
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-26, 20:22   

Mamuła, rozmowę z "mężem" trzeba odbyć, jeśli nie wprost to rzeczywiście list byłby najlepszą formą wypowiedzenia tego co Cię niepokoi, Twoich oczekiwań. Separacja (niekoniecznie formalna) pozwoliłaby Ci powrócić w pelni do Boga i czerpać moc z Jego sakramentów, pozwoliłaby Ci też nabrać dystansu i spokojnie przyjrzeć się wszystkiemu. Zobaczyłabyś, jak zachowa sie kandydat na męża, może się okaże, że on tak naprawdę wcale tym małzeństwem i rodziną nie jest zainteresowany? A może przeciwnie zacznie się starać o Ciebie i przekona Cię o swoich dobrych intencjach? A może zdecyduje sie na jakąś terapię, wspólną pracę nad waszym związkiem? Swoją drogą groźby zniszczenia Cię nie brzmią dobrze, na pewno nie można wychodzić za mąż ze strachu i czy to nie jest zapowiedź stosowania kiedyś przemocy to trudno powiedzieć. Właśnie też temu trzeba się przyjrzeć. Takie groźby nie są językiem miłości. Wyprowadzka myślę dużo by tu dała, ale właśnie poprzedzona spokojnym wyjaśnieniem, żeby nie wyglądała jak porzucenie tylko potrzeba przemyślenia. Swoją drogą mężczyznom nieraz trudno dorosnąć do bycia ojcem i rzeczywiście "uciekają" w pracę, hobby, ale nie jest powiedziane, że nie dorosną. A synowi na pewno ojciec jest bardzo potrzebny, więc niezależnie od Twojej decyzji, powinien często z ojcem się spotykać.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8