Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
pytania po wizycie w rodk
Autor Wiadomość
Jarek321
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 14:58   

bywalec napisał/a:

no i włożyłeś w moją wypowiedzi swoje przekonanie, jako punkt mojego widzenia.
Niestety nie przekonasz mnie, iż nie mam racji, tak samo jak nie mam parcia ciebie przekonywać, dosyć jasno napisałam.
Dalej nie ma sensu jak sie nie rozumiemy, masz przekonanie, iż uważam, że rozwód jest dobry.


Właśnie sęk w tym, że ja przestaję rozumieć Twoje wypowiedzi, bo po kolei wycofujesz się z nich. Zapytam inaczej: skoro rzeczywiście uważasz, że rozwód nie jest dobry, to czemu mają służyć te długie opisy skomplikowanych sytuacji, burzliwych emocji, zawiłości życiowych? Co przedstawiają-uzasadniają te przykłady? Twierdzisz, że przekonuję Cię do tego, że nie masz racji... a jaka jest ta Twoja racja, której ja nie rozumiem?

bywalec napisał/a:
Ale najpierw trzeba poznać siebie i zacząc zmiany od siebie, a nie wciąż na forum głosić swoją postawe a swoim zachowaniem przeczyc wszystkiemu i niszczyć wszystko, co jeszcze można uratować, lub poprawić.?


Hmm... nikt nie jest doskonały. Ale... właściwie kto na forum się tak zachowuje?
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 15:43   

bywalec napisał/a:
Zamiat wciąz skupiac sie na braku zgody na rozwód wole zając sie sobą, a wtedy o dziwo w jakiś cudowny sposób jednak dochodzi do porozumienia, często nawet do odstąpienia od pozwu.
Ale najpierw trzeba poznać siebie i zacząc zmiany od siebie, a nie wciąż na forum głosić swoją postawe a swoim zachowaniem przeczyc wszystkiemu i niszczyć wszystko, co jeszcze można uratować, lub poprawić.

Bywalec zgoda.....działanie ..a nie chlapanie jęzorem..to jest dopiero sens...właściwej postawy...i zmiany czegos w sobie.....

Sam to doświadczylem ....dlatego wiem.....zbyt wielkie wyobrażenie,zbyt wielkie mniemanie i upadek......ale nieraz trzeba wstać i dzialać i pokazać swa postawą dam radę na zmianę....a nie mówic że mi się cos wydaje i sie zmienię....


Natomiast co do rozwodu??? jak każdemu katolikowi zgoda na niego gryzie sie z wiarą i własną postawą...

Pamiętajmy jednak że za własne czyny,decyzje-odpowiadamy w przyszlości przed samym Bogiem....nie przed ludzmi...kościołem..duchownymi......

Bóg oceni dopiero naszą wlasciwa postawę,nasze decyzje...

Zatem trwanie w niezgodzie na rozwód..ma byc postawą katolika..nie natomiast trzymaniem się kurczowo-czegoś...a tym bardziej dzialaniom przeciw temu w złości,odwecie...

Co do dzieci??? trochę bladzisz mila kobieto...bo jak poczytasz więcej opracowań psychologicznych,ocen poradni,wypowiedzi terapeutów dziecinnych.....to dowiesz sie jednego...

że trwanie w postawie -na siłę utrzymywania rodziny ..jest jednym błędem...
ale tez rozwód jest ciężką traumą dla dzieci...

która sytuac jest gorsza?? tego nie wie nikt....to mogą powiedzieć kiedyś same dzieci w tej rodzinie za X-LAT......

To dokładnie kiedys samo wyjdzie...z reguły dzieci rozwodników nie potrafia tworzyć związków.....

I jeszcze jedno .... z twojej wypowiedzi najbardziej ubawiło mnie jedno...wiesz co???
(tylko sie nie gniewaj :lol: :lol: ).....

dwoje ludzi nie rozmawia ze sobą,wchodza na ścieżkę wojenną,opluwają się,robią sobie na złośc,wydzierają dzieci,walcza o czas z dziećmi...

i nagle ten łaskawy Sąd...daje rozwód..i jest wszystko hapyyyy???
,potrafią ustalać ,rozmawiać,dzieci lądują od rodzica do rodzica i wszyscy są szczęśliwi?????.......

ufffff...bywalec ???? życie to nie film........

pozdrawiam ;-) ;-)
 
     
JOHAN
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 18:55   

Jarek-Na pewno pani psycholog zapytała albo zapyta o zdanie na temat tej sytuacji synów - i wówczas wypowiedzą się, co sądzą o całej sytuacji.
-oczywiście wszystko odbyło się jednego dnia i chłopcy odpowiadali na pytania jednej z pań
pytania były szczegółowe,jak mówią-o ich uczuciach i poglądach na tą sytuację
młodszy syn powiedział mi potem tak-a ja tato cieszę się,że mogłem się wypowiedzieć,co na ten temat myślę

Jarek-Czyli tak naprawdę nie chodzi o porozumienie rodziców odnośnie wychowania i opieki nad dziećmi a raczej o to, byś zgodził się na rozwód, co ma w "cudowny" sposób rozwiązać trudną sytuację rodzinną...
-powiem Ci tak,że nikt nie sugerował by podejmować teraz mediację
lekarz psychiatra(do czego to doszło :-D )zapytała-czy myśli pan,że mądrze myślący ludzie uwierzą w pana miłość do żony,przecież uczucia dawno wygasły
-na słowa-mądrze myślący-trochę dygnąłem(ale mówię-wytrzymam prowokację :lol: )i odparłem-moja miłość po dwóch zdradach faktycznie jest trudna-moja miłość to postawa
-dlaczego pan nie udziela zgody
-pobierałem się z żoną na dobre i złe-wybrałem ją taką do końca swojego życia
koniec pytań i notatki

pierwszy raz żona miała romans 8 lat temu z żonatym mężczyzną-2-oje dzieci(został przy swojej żonie po tym jak romans wyszedł na jaw-twierdził,że kocha moją i swoją,on nawet był świadkiem na naszej sprawie-podałem go bez konsultacji z nim i o dziwo przyszedł i zeznał prawdę :roll: )

a teraz ma drugi :-( romans też z żonatym,ale właśnie się rozwiedli-ich rozwód poszedł gładko)-zostawił byłej żonie 1 dziecko i przeniósł sie do naszego miasta (jedno ma na dodatek nieślubne czyli płaci 2*alimenty)-niezły korowód :roll: )

żona moja uznała że każdemu należy dać szansę-ważne że ją kocha

lekarz psychiatra pytała syna-czy na pewno nie chciałbyś mieszkać z mamą i tamtym panem-przecież go nie znasz

Jarek-prostując-nie było na pewno tak jednostronnie jak przypuszczasz,p.psycholog zapytała co sprawiło,że odeszła żona ode mnie-wybierając mnie świadomie w przeszłości(nasza znajomość przed ślubem ponad 1 rok)
-byłam wtedy młoda(22) i niedojrzała-teraz poprowadziłabym to zupełnie inaczej
-a teraz wyprowadzając się z domu jest pani dojrzała
-jestem
ile jeszcze związków pani przeżyje ,aby dojrzeć?

druga p.psycholog powiedziała do mnie tak-

-czy niezgoda na rozwód zagwarantuje panu ,że Wasze małżeństwo będzie uratowane?

ja odpowiedziałem jej tak-każdy wie ,że jadąc samochodem należy zapiąć pasy
-czy zapięcie pasów zagwarantuje ,że ulegając wypadkowi przeżyjemy?Potem oczywiście nastąpiły dalsze wyjaśnienia...

-a ona uparcie-ale gwarancji mieć pan nie będzie
-owszem,mieć nie będę
-no widzi pan-to co się pan tak przy tym upiera :roll:

mam do Was pytanie-a właściwie do pań będących zdradzanymi-

-czy chciałybyście panie dowiedzieć się od męża kochanki Waszego męża :roll: ,że Wasz mąż ma romans?

Pytam,bo ja tak zrobiłem,czyli poinformowałem pierwszą z nich,że wykryłem romans,co mi mocno psycholog w rodk zarzuciła,a za co mocno ta pani mi dziękowała

z drugą też dużo czasu rozmawialiśmy przez telefon-prawie dwa krańce Polski,a p.psycholog powiedziała,że to naganne-że tak nie wolno

i choć to przeszłość-chciałbym znać Waszą opinię

-chciałybyście wiedzieć,czy nie?

one obydwie chciały-dzwoniły i wypytywały-były z innych miast

Do Bywalec-ja już dawno wyciszyłem swoje serce,nie manifestuję niechęci udzielenia zgody na rozwód

oddałem sprawy w ręce Boga

żyję z chłopcami jak potrafię najlepiej-a jak mi to wychodzi Pan Bóg na pewno oceni

pozdrawiam,pogody ducha jak mawia Nałóg i życzę i Wam i sobie mądrości od Ducha Świętego,bo czasem mi tego w wątpliwych sytuacjach najbardziej brakuje
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 30
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 301
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2010-09-17, 19:31   Duch Święty bowiem pouczy was

Obowiązek niezgody na zło - rozwód jest nakazem moralnym wynikającym z wierności Bogu i małżonkowi. Jeżeli taka niezgoda wynika z mojej miłości do Boga i współmałżonka, to może być ona początkiem procesu uzdrawiania mojego małżeństwa. Miłość do Boga, współmałżonka i do wszystkich ludzi może się rozwijać tylko w sytuacji otwarcia się na współpracę z Bogiem (aktywna wiara), gotowości do nieustannej zmiany siebie. W zasadzie tylko wtedy w tak trudnych sytuacjach jak sprawa rozwodowa w sądzie, można swoją niezgodę na złamanie przymierza małżeńskiego wyrazić w duchu prawdy i miłości - gdy jest się w ścisłej relacji z Bogiem. Gdyż wtedy wierny małżonek otrzymuje od Boga moc, dary Ducha świętego, aby doskonalić się w miłości, cierpliwości, opanowaniu, łagodności, uprzejmości, wierności - aby przetrwać trudny czas i nie dać się porwać emocjom, sprowokować złu, złemu duchowi.

„A gdy was wodzić będą do synagog i do urzędów, i do władz, nie troszczcie się, jak się bronić i co mówić będziecie. Duch Święty bowiem pouczy was w tej właśnie godzinie, co trzeba mówić” (Łuk. 12:11-12).

Bliska relacja z Bogiem zawsze opiera się na posłuszeństwie Bogu, w tym przypadku na poszanowaniu Chrystusowego zakazu rozwodów. Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu...
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
 
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 20:17   

JOHAN napisał/a:
lekarz psychiatra(do czego to doszło )zapytała-czy myśli pan,że mądrze myślący ludzie uwierzą w pana miłość do żony,przecież uczucia dawno wygasły
JOHAN napisał/a:
a ona uparcie-ale gwarancji mieć pan nie będzie

Witam, mój komentarz będzie nieco przekorny, ale dla osób mądrze myślących czytaj psychiatrów zrozumiała- ślub to nie kontrakt tylko przysięga, której należy dotrzymać bez względu na okoliczności, a zatem czy psychiatra, który aby zostać lekarzem i musi złożyć przysięgę" Primum non nocere"-Przysięgę Hipokratesa-przede wszystkim nie szkodzić ( nie tylko ciału, ale i umysłowi i duchowi, gdyż człowiek to nierozerwalna całość), w przypadku napotkania w swojej praktyce ciężkiego przypadku może złamać tę przysięgę dla korzyści osób trzecich czytaj kochanka współmałżonka osoby chorej, ze szkodą dla pacjęta?
Czy wolno złamać przysięgę, czy wolno namawiać do nieetycznej kuracji lub zachowań nie tylko pacjęta ale i jego rodzinę w imię kuracji nie dającej gwarancji uzdrowienia? A może wolno mu zaprzestać leczenia w imię jakichś racji osób sprawujących nacisk?
Tyle komentarza.

Uwaga dla zainteresowanych.
Miejcie na wzgledzie,że specyfika pracy i myślenia psychiatrów sprawia, iż dla osób nie praktykujących tej gałęzi medycyny, badanie oraz codzienne zachowanie lekarzy sprawia wrażenie niezbyt normalnego. Opinia ta powtarza się także w rodzinach takich osób miejmy zatem dla nich miłosierdzie w sercach i starajmy się spokojnie odpowiadać na ich pytania i "zaczepki", gdyż przyzwyczajenie do analizowania zachowań innych czasem zapętla ich i uniemożliwia normale funkcjonowanie pozwalające na niedoskonałości. :-D
Lekarz z powołania nie zostawia umiejetności w szpitalu razem ze zdjęciem kitla, często przenosi je w życie codzienne. :-|
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 22:15   

bywalec napisał/a:

Nirwano oczywiście, że nie da sie uratować, jesteś wystarczająco mądrą dziewczyną by to już wiedzieć, bo spora cześć ludzi niestety jest niezdolna do trwania w zwiazku i zakładania rodziny.

Z tym się z Tobą absolutnie zgodzę. Co do dzieci, nie zgadzam się z kolei ale Norbert napisał już to co ja chciałam napisać ;-)

bywalec napisał/a:
czy dziś tylko mówieniem nie zgadzam sie na rozwód to tylko właściwa postawa, czy może powinnam przerobić swoje braki,

Ależ nie czy to czy tamto, ale - i to i tamto, równolegle!

JOHAN napisał/a:
mam do Was pytanie-a właściwie do pań będących zdradzanymi-

-czy chciałybyście panie dowiedzieć się od męża kochanki Waszego męża :roll: ,że Wasz mąż ma romans?

Pytam,bo ja tak zrobiłem,czyli poinformowałem pierwszą z nich,że wykryłem romans,co mi mocno psycholog w rodk zarzuciła,a za co mocno ta pani mi dziękowała


Johan, u mnie właśnie tak było. To narzeczony kochanki mojego męża otworzył mi oczy, i ja mam do niego delikatną pretensję tylko o to, że nie zrobił tego wcześniej, kiedy jego pewne rzeczy zaczęły niepokoić. Może wtedy nie potoczyłoby się tak, jak się potoczyło. Natomiast że w ogóle to zrobił - nie, nie mam pretensji, dobrze zrobił, choć teraz wiem, że zrobił to nie mając też do końca czystych intencji, on chciał żebym ja załatwiła to, czego on nie był w stanie. Ja też oczywiście nie byłam w stanie, ale niezależnie od intencji - dobrze zrobił. Ja nie lubię bardzo być oszukiwana. Dobrze że to przerwał. Tak ja to oceniam z perspektywy ponad dwóch lat.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 23:03   

JOHAN napisał/a:
Pytam,bo ja tak zrobiłem,czyli poinformowałem pierwszą z nich,że wykryłem romans,co mi mocno psycholog w rodk zarzuciła,a za co mocno ta pani mi dziękowała


Johan jako pierwsze nie jestem Panią(nigdy sie nie zastanawiałem czy chciałbym byc :-P )

po drugie nie zostalem zdradzony(i super :-> :-> )......

a po trzecie z checia odpowiem.......


Johan Pani psycholog ---to zwykły człowiek....omylny....mający trudny dzien...a moze i miała trudne dziecinstwo(przeciez nigdy nie wiadomo)..........

Istotne jest to co ty czujesz.....czy wiesz że postapiłes dobrze....czy znalazłes zrozumienie w oczach kobiet które sie o tym dowiedziały......

wiadomo jest powiedzenie ...czego oczy nie widza tego sercu nie żal.......ale to tylko powiedzenie.....

Johan...kiedy człowiek upada w emocjach kieruje sie do fachowcow....psychologów,psychiatrów,terapeutów......idziemy po pomoc ..nieraz bezgranicznie ufamy slowom,diagnozom,sugerowanym działaniom.....ale Ja mam jedno pytanko???
...kto nam zagwarantuje że ci co nam radzą....

SA SAMI ZDROWI NA UMYSLE... :lol: :lol: :lol:

No ale nieraz jak mus ..to mus....trzeba podjac wyzwanie i ryzyko....

Jak mawiaja .......kto nie ryzykuje...nie stwierdzi czy bładzi


pozdrawiam ;-) ;-)
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 23:29   

Johan

Ja również bardzo żałuję, że nie zostałem poinformowany przez osoby wtajemniczone, ze moja żona ma romans. Dowiedziałem się oczywiście ostatni. Dziś mam pełną wiedzę na temat przebiegu wszystkich wydarzeń - dzięki nieoczekiwanemu świadkowi - pozwoliło mi to wyjaśnić większość mych wątpliwości. Niestety już po cywilnym rozwodzie. Wiedza ta na swój sposób jest terapeutyczna - bo wie się dokładniej, co jest własną winą, a co nią nie było.

Taka wiedza zasadniczo zmienia sposób postępowania wobec współmałżonka.

Gdybym ja dziś dowiedział się o czyims romansie - poinformował bym żonę/męża. Myślałem o tym wiele razy. Mnie takiego prezentu nie dano, niestety.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 23:53   

ketram napisał/a:
Mnie takiego prezentu nie dano, niestety.


Ketram a może Bog oszczedził ci cierpien?????


Bo pomyśl sam czy ta wiedza cos by zmieniła????

pozdrawiam ;-) ;-)
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-18, 00:04   

Cierpienia... mam to już przerobione

Natomiast żona oszukała nie tylko mnie ale dziecko, rodziców, bliskich, przyjaciół. Dziś mieszka z kochankiem mówiąc, że to nastąpiło "dużo później". Jak ognia boi się niewygodnych faktów, które coraz spływają.

Myślę o niej z wielkim smutkiem.
 
     
bywalec
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-18, 01:17   

Co do dzieci??? trochę bladzisz mila kobieto...bo jak poczytasz więcej opracowań psychologicznych,ocen poradni,wypowiedzi terapeutów dziecinnych.....to dowiesz sie jednego...

że trwanie w postawie -na siłę utrzymywania rodziny ..jest jednym błędem...
ale tez rozwód jest ciężką traumą dla dzieci...

która sytuac jest gorsza?? tego nie wie nikt....to mogą powiedzieć kiedyś same dzieci w tej rodzinie za X-LAT......

To dokładnie kiedys samo wyjdzie...z reguły dzieci rozwodników nie potrafia tworzyć związków.....

I jeszcze jedno .... z twojej wypowiedzi najbardziej ubawiło mnie jedno...wiesz co???
(tylko sie nie gniewaj ).....

dwoje ludzi nie rozmawia ze sobą,wchodza na ścieżkę wojenną,opluwają się,robią sobie na złośc,wydzierają dzieci,walcza o czas z dziećmi...

i nagle ten łaskawy Sąd...daje rozwód..i jest wszystko hapyyyy???
,potrafią ustalać ,rozmawiać,dzieci lądują od rodzica do rodzica i wszyscy są szczęśliwi?????.......

ufffff...bywalec ???? życie to nie film........



wiesz Norbi ja ciebie ajlowiu.))
jak zawsze twoja wypowiedz budzi we mnie rozbawienie...

z jednej strony piszesz piszesz..."że trwanie w postawie -na siłę utrzymywania rodziny ..jest jednym błędem"...

-błędem dorosłego i dlaczego?
bo brak bowiem w nim zrozumienia tego dlaczego stoi przy swojej postawie,
jeśli zrozumie, że to wynika z jego własnych leków, strachu przed zyciem w pojedynkę to jak tylko weryfikuje swoją postawe, jak sie odnajdzie w nowym życiu to robi coś zupełnie innego niż przedtem z zapałem deklarował,
ale jeśli jest świadom siebie, to wtedy samo trwanie w postawie jaką uznaje ze własciwą nie sprawia mu problemów, działa zgodnie z przekonaniami, wiarą mimo, iż mu ciążko i trudno żyć samemu.

a z drugiej piszesz..."rozwód jest ciężką traumą dla dzieci...
która sytuac jest gorsza?? tego nie wie nikt....to mogą powiedzieć kiedyś same dzieci w tej rodzinie za X-LAT......
To dokładnie kiedys samo wyjdzie...z reguły dzieci rozwodników nie potrafia tworzyć związków..... "


-więc jest to złe czy nie?
Ja może wyjaśnie, trwanie dziecka w patologicznej sytuacji, wywołuje w nim stres, brak odnalezienia sie w świecie, jest za małe by to zrozumieć, przyjmuje świat takim jaki widzi, oczami małegodziecka i do niego sie dostosowuje, zgodnie z tym co widzi jak rodzic sie do takich patologocznych sytuacji dostosowuje,
i mówie tu o wszelkiego nadużyciach przemocy, alkoholizmu, zdrad... patrząc na aprobate dorosłego uczy sie sam, iż coś wolno bądź nie, reaguje w wyuczony sposób.
I tu nie ma mowy nawet, iż zaprzestanie trwania w takiej sytuacji, jest złe dla niego.
A dorosły można to zrobić dla siebie i dziecka na różne sposoby by sie bronić, najczęściej dla katolika jest i powinna to być separacja, jako, że rozwód nie wchodzi w gre.

Jest jeszczy inny problem gdy do rozejścia sie rodziców dochodzi, wtedy gdy nie potrafią dojść do porozumienia, a wcale ich sytuacja nie była patologią, a jedynie zła komunikacją,
w tym wypadku dzieci tez uczą sie złych zachowań, ale w tym wypadku są już osobami uwikłanymi w konflikt dorosłych, którzy nie potrafią dla dobra tych dzieci sie porozumieć a one same są kartą przetargową w grze pomiędzy nimi.
Dla nich to znów jest zło, te dzieci, kochają obojga rodziców, chcą być lojalne względem każdego, ale nie moga tego okazac, tak, by nie budzić w którmś z nich utraty tej lojalności, bardzo często wtedy dochodzi do rozdarcia w dziecku, kochając jednego rodzica, mimo to stają sie solidarne z tym które w ich oczach za posrednictem przekazu skrzywdzonego tąkrzywde doświadczają,

i tez same zaczynają nienawidzieć go, mimo iż same tego nie rozumieją dlaczego, przyjmują postawe rodzica z którym są na co dzień.
Trudno im kochać kogoś kogo rodzic z kim są nienawidzi, mówi o nim źle.
Dlaczego tak sie dzieje, to proste, rodzic nie radzi sobie z porzuceniem, obmawia drugiego rodzica tworząc w dziecku mylny obraz i zakłamany.
W tym wieku szczególnie mocno i szybko można zmanipulować dziecko i nauczyć go swojego" myślenia". To bardzo częste przypadki wręcz nagminne. Trudno bowiem oddzielić uczucia swoje od dziecka i jego praw. Wydaje nam sie że to własciwa postawa i tym go chronie gdy tak naprawde szkodze dziecku, bowiem nie potrafie się wyrzece dla dziecka swojego poczucia skrzywdzenia.

a pisanie, iż "nagle ten łaskawy Sąd...daje rozwód..i jest wszystko hapyyyy???
,potrafią ustalać ,rozmawiać,dzieci lądują od rodzica do rodzica i wszyscy są szczęśliwi?????....... ?"

-jest już nonsensem...
niby jakim cudem nagle te dwie zwaśnione dorosłe osoby mają to uczynić, bez przerobienia swoich odczuć skrzywdzenia? to nie możliwe, nadal będą toczyć ze sobą walkę, nadal sobie dokopują, przerzucają wine, to można dziennie czytać w postach ludzi tu piszących,
ale narzędziem w ich rękach staje sie dziecko, nim i jego uczuciami można najlepiej dokopać.
A jak wtedy czuje sie to dziecko? to już można pogadac z każdym dzieckiem, które jak dorośnie sprawiedliwie ocenia zachowania rodziców, mimo iż kocha obojga, kartki czerwone rozdziela sprawiedliwie, za wszelkie złe zachowania,
gdy dorasta uzmysławia sobie gre jaką toczyli rodzice, widzi a wieku dorosłym ich błedy, i manipulanctwo

i to jest życie i na podstawie tego często można widzieć filmy ale nie love story,
Te dzieci jak zobaczyć można pokolenie po pokoleniu wciąz mają problemy, wikłają sie w związki ich niszczące, gdzie sami powielają to co ich rodzice, złe zachowania niszczące kolejne pokolenia wychowując następne pokolenia niezaradnych, niedowartościowanych ludzi z brakiem poczucia bezpieczeństwa, z brakiem umiejętnosci kochania, i z brakiem utrzymywania prawidłowych więzi.
Kochają albo nadopiekuńczo albo nie potrafią sami kochać, żyją w braku szacunku, bo sami nie czują go do siebie.

Błądze Norbi? nie sądze?
Dziecku potrzebny jest kochający rodzic, który sam potrafi zadbać o siebie. taki który swoją postawą na zło mówi nie,
a postawą trwania przy jakiś wartościach jest spójny z tym co robi,
Taki, który nie boi sie samotności, nie ucieka przed decyzjami dla niego dobrymi, taki, który deklarując sam swoje wartości ich sie trzyma, bo w nie wierzy a nie boi sie konsekwencji bycia samemu, jak sytuacja do tego go zmusza.
Taki, który mimo skrzywdzenia wybacza, i zaczyna żyć nie po to by walczyć z wiatrakami.


"zapytam inaczej: skoro rzeczywiście uważasz, że rozwód nie jest dobry, to czemu mają służyć te długie opisy skomplikowanych sytuacji, burzliwych emocji, zawiłości życiowych? Co przedstawiają-uzasadniają te przykłady? Twierdzisz, że przekonuję Cię do tego, że nie masz racji... a jaka jest ta Twoja racja, której ja nie rozumiem? "


na zrozumieniu, iż czasami nalezy odzielić sie od małzonka, nie wiem dlaczego wciąz sugerujesz, iż uważam iż jedyną droga jest rozwód i o to mnie posądzasz,
choć nigy tego nie napisałam, wrecz przeciwnie, nakłaniam do porozumienia, i tylko w tym kontekście wciąz pisze. porozumienie nie tylko dla dobra psychicznego dorosłych, ale przed i nade wszystko dzieci uwikłanych w konflikt dorosłych
Bo dorośli umieją sobie radzić lepiej niż dziecko z tym, bo manopulują, bo kontrolują, bo działają z ukrytą agresja, bo chcą coś tym uzyskac, kogoś złamać i do czegoś zmusić...wedle ludzkich zachowań na skrzywdzenie
dziecko zawsze!!! gorzej znosi rozwód rodziców, gorzej sobie z tym doświadczeniem radzi a jeśli już sam dorosły z nim sobie nie radzi wtedy dziecko wogóle nie potrafi sie odnaleźć.

Rozwód jest złem, ale nie dlatego, iż to moja wiara mówi, że jest nierozerwalny, ale dlatego, że dziś już tu i teraz jest krzywdą namacalną dla dzieci, porzuconych, dla tych co chcą ratować ale tylko dlatego, iż druga strona wybrała lepszą i łatwiejszą droge nie mogą, dlatego jest zły, dlatego nakłaniam do porozumienia, bo od tego zaczyna sie inny etap.
Bo ratować można tylko we dwoje. i tylko z kimś kto tego chce.
i nie jest to łatwe, nie jest tak jak piszesz "powinno być ładnie, pięknie i zgodnie, a skoro przydarzył się rozwód, to zgódźmy się z rozwodem, żeby było nadal ładnie, pięknie i zgodnie i ... pomogę Ci zdradzający współmałżonku schować to g... do koronkowej pończochy"
te wszystkie moje wywody pisze po to by nie tylko uzmysłowić, iż rozwód niczego dobrego nie daje, i jest atakiem na jego nierozerwalność
ale
że jest atakiem na dobro człowieka samego.
Tak jak pisze, że czasami jest wskazana separacja dla tych co żyją w patologicznych sytuacjach, by nie powielać przekazu międzypokoleniowego. by chronić siebie i dzieci, one same sie nie obronia. jak pytała Nirwana, czy dzieci można uchronić przed krzywdą.
Najpierw samemu sobie nalezy sobie zdać sprawe czy to krzywda, czy to tylko moje przekonanie iż ktoś mnie krzywdzi, co robić by sie przed tym chronić, czy co robić by zmienic swoje przekonania jak krzywde jaką odczuwam jest mylna, bo sama sie do niej przyczyniam swoimi nawykami.

Bardziej dosadnie juz nie potrafie, jeśli ktoś nie rozumie, to znaczy, iż ma problem dalej z odrzuceniem i wybaczeniem. I powinien troche popracować najpierw nad soba, by zabierać sie za terapetyzowanie małzonka. i wytykanie mu jego niedoskonałości.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-18, 07:50   

bywalec ciesze sie że rozbawiła Cie moja wypowiedż.....bo sama przyznasz....nieraz trzeba i w zyciu radosci...nawet gdy cięzko...i los kopie w zad.....

Nie wiem czemu tak ostro osadziłas ma wypowiedż....tym bardziej że to nie była ani teza....ani wymądrzanie moje podane na tacy.....jedynie zadane pytanie

co gorsze????

A o tym co lepsze ..co gorsze.....jak widac z twojej dlugiej wypowiedzi niestety zakładamy zawsze my dorosli....bo przeciez my strasi,madrzejsi...itp ..itd.


Mało tego wszystkie nasze dobre cele pod konfort dzieci,te zaszczytne hasła,te ja wiem lepiej,robie to dla dobra dzieci....to nic innego tylko w tle....wypychane...nasze chciejstwa,nasze
dzialania pod odczucia i wile innych takich ..nazwe to rezydowanie losem dzieci.....
a najzabawniejsze
że najcześciej bez kontaktu wprost z dziećmi,bez pytan wprost kierowanych do dzieci....

Wiesz takich prostych czego chcecie????co mozna zmienic w waszym życiu????jakie sa wasze pragnienia???

Ale przeciez nikt z nas nie zada tych pytan-no bo jak to......
My rodzice wiemy wiecej....a dzieci????
to nie ich sprawa...to doroslych....i zgadza się.....bo nawet tak mówia psychologowie

Ale bzdura sa dla mnie własnie hasła..psychologow....dla dobra dzieci musza panstwo dojśc do porozumienia.....jakiego porozumienia?????-jak sa trudności w tym porozumieniu
własnie do takiego o jakim napisałas w poscie????....do moze dorosłego i oddzielnego zycia
ale mądrego ze zrozumieniem......

Bywalec taka forma zwna jest kompromisem....ale własnie dla tego kompromisu..dla dzieci....przy doroslości tychże dwojga rodziców....jakiej zreszta wciąż oczekuja twoje wypowiedzi......mozna dojśc do porozumień przeciez i pod jednym dachem-prawda???


Placzesz strasznie to wszystko,krażysz wokół jakiejs własnej koncepcji,reagujesz nerwem jak ktoś wejdzie na twój myslowy odcisk.....

A moze trzeba jednego bywalec....na chwile sie samej zatrzymać...i pomysleć....

CZY ABY NAPEWNO JESTEM TAK STABILNA EMOCJAMI I WIEM WSZYSTKO........


bo wiesz Ja o sobie tego nie wiem.....choc myślałem juz wiele,choc wydawało mi sie wiele,choć byłem przekonany ale jestem juz super!!!!!

I dałem przysłowiowej.......d........y

i teraz odpowiedz sobie sama.......

I w takich stanach ma człowiek decydowac o losie dzieci?????


i spójrz prawdziwie .....bo na forum zawsze ktos zaczyna pisac na dany temat
jak ten temat dotknie jego blizny,rany,czułego punktu itd..itp


odnies to do siebie bywalec i spojrzyj uczciwie w głab siebie

A na poczatek spojrzyj chocby na jedno godzina o jakiej piszesz post.....bo ta godzina najlepiej wskazuje moze własnie stan twoich emocji???.....dlaczego nie spisz????czemu zarywasz noc????

I w takim stanie n/p chcesz decydowac o przyszłości dzieci?????

Bywalec a moze własnie czas na zastosowanie własnych słów ....

mniej chlapania jęzorem...więcej działania właściwego dla siebie....

Odniose to do siebie....ja to ostatnio zbyt ostro zrozumiałem.....zbyt duzo gadałem....a faktycznie zbyt mało zmieniałem

pozdrawiam ;-) ;-) .i bez urazy
 
     
Aleksandra1001
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-18, 11:30   

NORBERT napisał/a:
spójrz prawdziwie .....bo na forum zawsze ktos zaczyna pisac na dany temat
jak ten temat dotknie jego blizny,rany,czułego punktu itd..itp


odnies to do siebie bywalec i spojrzyj uczciwie w głab siebie




Wiesz Bywalec - i ja tak myślę, jak Norbert (tak mi się wydaję ;-) )

Bo dlaczego napadłaś właśnie na Johana - takie wrażenie można odnieść po przeczytaniu Twoich postów: są takie jakieś emocjonalnie napastliwe - przecież to nie on, a sąd nakazał wizyte w RODK. I on pisał tylko o tym, co tam się działo...

Chyba, że znasz go osobiście i wiesz, jaki popełnia błędy...
 
     
bywalec
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-18, 11:35   

Norbert, właśnie dosyć, mniej chlapania jęzorem... wystarczająco obszernie było.
".i bez urazy" niby za co mam sie czuć urażona, że wyrazilismy swoje zdania?
Mamy prawo do nich, tylko w ten sposób moge coś zweryfikowac lub utwierdzić sie w poprawności toku myslenia.
Na podstawie godziny postu dorobiłeś niezłą teorie "CZY ABY NAPEWNO JESTEM TAK STABILNA EMOCJAMI I WIEM WSZYSTKO........ "
wiesz, gdybym miała naprawde problemy ogromne ze sobą, to twój post wpędził by mnie w ogromne poczucie winy, pomyślałabym coś ze mną nie tak...
jak mówisz spoko daje rade,
godzina późna skąd przypuszczenia, iż mogła byc przyczyną tylko stresu, może są inne bardziej przyjemne powody, iż ktoś pisze o tej godzinie?
Dlaczego skojarzyło ci się z czymś złym..przecież sam powiedziałeś To co mówimy innym, mówi bardzo wiele o nas samych...


Johan nie bede zaśmiecać więcej twojego wątku, myślę tylko, iż sad chciał dla dalszego trwania toku postępowania
usłyszeć opinię Rodzinnego Ośrodeka Diagnostyczno-Konsultacyjnego jako dowód.
chciał sprawdzić jak twoja postawa niezłomna trwania w niezgodzie na rozwód wpływa na dzieci i jak specjaliści widzą tą sytuacje.
Jak przeszłeś ją pozytywnie, pewnie nadal będzie miał związane ręce by nie móc orzec rozwodu,
w przeciwnym wypadku może sie powołac mimo twojego sprzeciwu, iż jest dla dobra dzieci wskazane zakończenie długotrwałego sporu w dojściu między małżonkami do rozwodu.
na marginesie,
Ale my mamy wpływ na wynik tego badania, ale na wynik sądu już nie.
choć pewnie tez i na pewno sąd wolałby mieć juz z głowy kolejny rozwód.

pozdrawiam mimo wszystko, fajnie sie ciebie czyta, dużo spokoju z twoich postów bije, mimo sytuacji w jakiej jestes, świadczy to pewnie o dużym wyciszeniu jak piszesz
- Do Bywalec-ja już dawno wyciszyłem swoje serce,nie manifestuję niechęci udzielenia zgody na rozwód
oddałem sprawy w ręce Boga
żyję z chłopcami jak potrafię najlepiej-a jak mi to wychodzi Pan Bóg na pewno oceni.
Johan dzieciom nie jest potrzebny idealny rodzic, takich nie ma, tylko wystarczająco dobry, taki, który kocha, wspiera i jest w chwilach gdy tego potrzebuje więc kochaj tylko tyle.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4